Zamek Piołun
: 05 lut 2013, 14:04
Piołun, leżący w połowie drogi pomiędzy Saran Dun a Heliar, jest posiadłością rodu Nizari.
Niegdyś zamek był średniej wielkości budowlą otoczoną niewysokim murem, a u jej stóp leżała niewielka wioska. Dziś ten spokojny przybytek przemienił się w prawdziwą twierdzę.
Wioska została otoczona grubym i wysokim murem, przyozdobionym świętymi runami Sakira, chroniącymi przed demonami. Co kilkanaście metrów stoi tu wysoka wieża, z której dzień i noc wartownicy obserwują tereny podległe rodowi Nizari. Da się też zauważyć kilka katapult i skorpionów ustawionych na murach. Wewnątrz wioski zlikwidowano niemal wszystkie sklepy złotnicze oraz karczmy i domy publiczne. Ostały się tylko zakłady kowalskie, płatnerskie i wszelkie inne, które mogły przydać się do zbrojenia ludzi. Wzniesiono tam też ogromną świątynie ku czci Sakira. Wzdłuż murów wykopano głębokie fosy wypełnione zaostrzonymi palami. Wioska charakteryzuje się gęstą zabudową i szerokimi ulicami, gdyż często przejeżdżają tędy kolumny wojsk patrolowych.
Sam zamek również znacząco się zmienił. Mury powiększono, dobudowano kilka dodatkowych sal treningowych i dziedzińców do walki konnej, wież i donżonów. Tutaj również gęsto jest od strażnic i machin obronnych i również wykopano głęboką fosę. Mury, podobnie, jak te zewnętrzne, pokryto runami Sakira. Całość wygląda bardzo ponuro, co kontrastuje ze światłą i praworządną naturą Sakira, któremu oddaje się tu hołd.
W kryptach Piołunu odbywała się właśnie uroczystość pogrzebowa Ottona Nizari, ojca Ordona, żarliwego wyznawcy Sakira i łowcy demonów. Wokół sarkofagu wyobrażającego wygląd Ottona zebrał się duży tłum i prawdziwym szczęściem było, że projektanci krypt uczynili je zdolnymi do pomieszczenia znacznej liczy osób.
U wezgłowia cicho łkała matka Janett oraz siostra, której Ordon prawie nie znał, Brena. Za nimi w cieniu stały dwie wyższe postacie. Wsparty o pięknie rzeźbiony kostur Osgill, starszy z jego braci, który stał z posępną i udręczoną miną, a także młodszy, również niemal Ordonowi nieznany, Langrad. Ten z kolei był głęboko zamyślony, ale wyraz jego twarzy kojarzył się raczej z jakimś chytrym kombinowaniem niż ze smutkiem i żałobą. Ordon obserwował go od przyjazdu i nie uświadczył u niego choćby odrobin żalu czy zasmucenia. Brena i Langrad urodzili się już po wyjeździe Ordona do Srebrnego fortu, siedziby Sakirowców i paladyn widział ich zaledwie dwa razy.
Po prawej stronie stojącego pośrodku sarkofagu stali dostojnicy króla Aidana, których wysłał tu, by oddać cześć wiernemu słudze oraz kilku mistrzów Zakonu Sakira ze swoimi giermkami, ubrani w pełne zbroje i przepasani mieczami, jak na pogrzebach wojowników.
Naprzeciw nich stał w końcu Ordon. Nie nałożył zbroi, gdyż nie był tu jako paladyn, a jako członek rodziny. Postawił na wygodne buty, bawełniane spodnie, koszulę i wams z wyszytym mieczem Sakira oraz długi płaszcz z głębokim kapturem, który założył na głowę. Po jego prawicy stał Arkin Grace, jego były mistrz i wierny przyjaciel. Ten, podobnie jak współbracia, nałożył na siebie zbroję. Nigdzie nie było widać jego giermka, mogło to więc oznaczać, że nie zabrał go z fortu. Giermek Ordona Lerath stał kilka kroków za nim gotów w każdej chwili służyć pomocą. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat i pasowanie go na rycerza było kwestią czasu. Był postawny, dobrze zbudowany, a rysy twarzy miał szczególnie ostre. Wzrostem przewyższał już Ordona o kilka centymetrów a i w fechtunku prezentował się bardzo dobrze. Miał na sobie jasnobrązową szatę zapinaną skórzanym paskiem.
Tymczasem Ordon myślał intensywnie, co przykuło uwagę Arkina.
- Coś cię dręczy, ale nie jest to śmierć ojca, gdyż na nią byłeś gotowy od dłuższego czasu.
- Znasz mnie, przyjacielu - powiedział młodszy z rycerzy. - Widzisz, ojciec przed kazał mi przysiąc na miecz i honor, że pozbędę się demonów z Herbii. Wszystkich demonów. Rozumiesz? Na Sakira, przecież to brzmi jak jakiś chory pomysł.
- Przysiągłeś?
- Nie miałem wyjścia. To był mój ojciec. Zawdzięczam mu wszystko. Nawet miejsce, w którym teraz w życiu jestem.
- Zawdzięczasz to ciężkiej pracy nad sobą.
- To nie ciężka praca nad sobą kupiła mi konia i cały osprzęt. To nie ona zrobiła ze mnie paladyna miast brata służebnego. To był mój ojciec.
- To była egoistyczna prośba schorowanego człowieka w stanie agonalnym.
- Ostatnia prośba umierającego - sprostował. - Nie mogłem odmówić.
Zapadła cisza. Uroczystość pogrzebowa dobiegała końca. Kapłan kończył modlitwę, a żałobnicy podchodzili, aby złożyć hołd.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał Arkin.
- Jeszcze nie wiem. Na razie zostanę w domu przez kilka dni, będę czuwał przy matce i rodzeństwie.
I spróbuje dowiedzieć się, co knuje ten gówniarz. Bo tego, że knuje, jestem pewny.
- To bardzo krótkoterminowe plany. Co później?
- Później wrócę do Srebrnego Fortu i coś wymyślę.
- Wielki Mistrz nigdy nie przystanie na żadną propozycję wyprawy czy innego szaleństwa, nawet w tak szczytnym celu i nawet, gdyby nie zapytał rady. A zawsze pyta.
Ordon zdawał sobie z tego sprawę. Arkin zaś kontynuował wywód.
- Wyprawa może pochłonąć setki istnień. Czy twój ojciec pośmiertnie weźmie na siebie tą odpowiedzialność? Czy też wszystko spadnie na ciebie?
- A jeżeli demony urosną w siłę i ruszą na nas zginą tysiące osób, a na Keronie na pewno się nie skończy. To już i tak postanowione. Nie złamie przysięgi danej umierającemu ojcu. Nie każe ci tego zrozumieć, proszę tylko, żeby zaakceptował ten fakt.
Starszy rycerz odwrócił się do niego i położył dłoń na ramieniu.
- Zawsze mogłeś i wciąż możesz liczyć na moją pomoc. Nic się nie zmieniło.
Ordon kiwnął głową i uśmiechnął się serdecznie. Towarzysz taki jak Arkin, to prawdziwa rzadkość.
Tymczasem uroczystość na dobre się skończyła. Goście kolejno podchodzili do matki i rodzeństwa, aby złożyć im kondolencje. Ordon wiedział, że za chwilę trafią i do niego.
- Zajmij się rodziną - powiedział jego były mistrz. - Ja odchodzę, zanim trafią tu ci wszyscy urzędnicy z nieszczerymi kondolencjami. Wracam jeszcze dziś do Srebrnego Fortu. Trzymaj się, bracie, do zobaczenia.
Ordon uścisnął jego przedramię.
- Niech ci Sakir sprzyja, druhu. Jedź bezpiecznie.
Arkin odwrócił się i z cichym brzdękiem zbroi wyszedł z krypt. Ordon został z giermkiem, czekając na jego kolej, by wysłuchać patetycznych przemów dotyczących wspaniałego życia ojca.
Niegdyś zamek był średniej wielkości budowlą otoczoną niewysokim murem, a u jej stóp leżała niewielka wioska. Dziś ten spokojny przybytek przemienił się w prawdziwą twierdzę.
Wioska została otoczona grubym i wysokim murem, przyozdobionym świętymi runami Sakira, chroniącymi przed demonami. Co kilkanaście metrów stoi tu wysoka wieża, z której dzień i noc wartownicy obserwują tereny podległe rodowi Nizari. Da się też zauważyć kilka katapult i skorpionów ustawionych na murach. Wewnątrz wioski zlikwidowano niemal wszystkie sklepy złotnicze oraz karczmy i domy publiczne. Ostały się tylko zakłady kowalskie, płatnerskie i wszelkie inne, które mogły przydać się do zbrojenia ludzi. Wzniesiono tam też ogromną świątynie ku czci Sakira. Wzdłuż murów wykopano głębokie fosy wypełnione zaostrzonymi palami. Wioska charakteryzuje się gęstą zabudową i szerokimi ulicami, gdyż często przejeżdżają tędy kolumny wojsk patrolowych.
Sam zamek również znacząco się zmienił. Mury powiększono, dobudowano kilka dodatkowych sal treningowych i dziedzińców do walki konnej, wież i donżonów. Tutaj również gęsto jest od strażnic i machin obronnych i również wykopano głęboką fosę. Mury, podobnie, jak te zewnętrzne, pokryto runami Sakira. Całość wygląda bardzo ponuro, co kontrastuje ze światłą i praworządną naturą Sakira, któremu oddaje się tu hołd.
W kryptach Piołunu odbywała się właśnie uroczystość pogrzebowa Ottona Nizari, ojca Ordona, żarliwego wyznawcy Sakira i łowcy demonów. Wokół sarkofagu wyobrażającego wygląd Ottona zebrał się duży tłum i prawdziwym szczęściem było, że projektanci krypt uczynili je zdolnymi do pomieszczenia znacznej liczy osób.
U wezgłowia cicho łkała matka Janett oraz siostra, której Ordon prawie nie znał, Brena. Za nimi w cieniu stały dwie wyższe postacie. Wsparty o pięknie rzeźbiony kostur Osgill, starszy z jego braci, który stał z posępną i udręczoną miną, a także młodszy, również niemal Ordonowi nieznany, Langrad. Ten z kolei był głęboko zamyślony, ale wyraz jego twarzy kojarzył się raczej z jakimś chytrym kombinowaniem niż ze smutkiem i żałobą. Ordon obserwował go od przyjazdu i nie uświadczył u niego choćby odrobin żalu czy zasmucenia. Brena i Langrad urodzili się już po wyjeździe Ordona do Srebrnego fortu, siedziby Sakirowców i paladyn widział ich zaledwie dwa razy.
Po prawej stronie stojącego pośrodku sarkofagu stali dostojnicy króla Aidana, których wysłał tu, by oddać cześć wiernemu słudze oraz kilku mistrzów Zakonu Sakira ze swoimi giermkami, ubrani w pełne zbroje i przepasani mieczami, jak na pogrzebach wojowników.
Naprzeciw nich stał w końcu Ordon. Nie nałożył zbroi, gdyż nie był tu jako paladyn, a jako członek rodziny. Postawił na wygodne buty, bawełniane spodnie, koszulę i wams z wyszytym mieczem Sakira oraz długi płaszcz z głębokim kapturem, który założył na głowę. Po jego prawicy stał Arkin Grace, jego były mistrz i wierny przyjaciel. Ten, podobnie jak współbracia, nałożył na siebie zbroję. Nigdzie nie było widać jego giermka, mogło to więc oznaczać, że nie zabrał go z fortu. Giermek Ordona Lerath stał kilka kroków za nim gotów w każdej chwili służyć pomocą. Chłopak miał dwadzieścia jeden lat i pasowanie go na rycerza było kwestią czasu. Był postawny, dobrze zbudowany, a rysy twarzy miał szczególnie ostre. Wzrostem przewyższał już Ordona o kilka centymetrów a i w fechtunku prezentował się bardzo dobrze. Miał na sobie jasnobrązową szatę zapinaną skórzanym paskiem.
Tymczasem Ordon myślał intensywnie, co przykuło uwagę Arkina.
- Coś cię dręczy, ale nie jest to śmierć ojca, gdyż na nią byłeś gotowy od dłuższego czasu.
- Znasz mnie, przyjacielu - powiedział młodszy z rycerzy. - Widzisz, ojciec przed kazał mi przysiąc na miecz i honor, że pozbędę się demonów z Herbii. Wszystkich demonów. Rozumiesz? Na Sakira, przecież to brzmi jak jakiś chory pomysł.
- Przysiągłeś?
- Nie miałem wyjścia. To był mój ojciec. Zawdzięczam mu wszystko. Nawet miejsce, w którym teraz w życiu jestem.
- Zawdzięczasz to ciężkiej pracy nad sobą.
- To nie ciężka praca nad sobą kupiła mi konia i cały osprzęt. To nie ona zrobiła ze mnie paladyna miast brata służebnego. To był mój ojciec.
- To była egoistyczna prośba schorowanego człowieka w stanie agonalnym.
- Ostatnia prośba umierającego - sprostował. - Nie mogłem odmówić.
Zapadła cisza. Uroczystość pogrzebowa dobiegała końca. Kapłan kończył modlitwę, a żałobnicy podchodzili, aby złożyć hołd.
- Co zamierzasz z tym zrobić? - zapytał Arkin.
- Jeszcze nie wiem. Na razie zostanę w domu przez kilka dni, będę czuwał przy matce i rodzeństwie.
I spróbuje dowiedzieć się, co knuje ten gówniarz. Bo tego, że knuje, jestem pewny.
- To bardzo krótkoterminowe plany. Co później?
- Później wrócę do Srebrnego Fortu i coś wymyślę.
- Wielki Mistrz nigdy nie przystanie na żadną propozycję wyprawy czy innego szaleństwa, nawet w tak szczytnym celu i nawet, gdyby nie zapytał rady. A zawsze pyta.
Ordon zdawał sobie z tego sprawę. Arkin zaś kontynuował wywód.
- Wyprawa może pochłonąć setki istnień. Czy twój ojciec pośmiertnie weźmie na siebie tą odpowiedzialność? Czy też wszystko spadnie na ciebie?
- A jeżeli demony urosną w siłę i ruszą na nas zginą tysiące osób, a na Keronie na pewno się nie skończy. To już i tak postanowione. Nie złamie przysięgi danej umierającemu ojcu. Nie każe ci tego zrozumieć, proszę tylko, żeby zaakceptował ten fakt.
Starszy rycerz odwrócił się do niego i położył dłoń na ramieniu.
- Zawsze mogłeś i wciąż możesz liczyć na moją pomoc. Nic się nie zmieniło.
Ordon kiwnął głową i uśmiechnął się serdecznie. Towarzysz taki jak Arkin, to prawdziwa rzadkość.
Tymczasem uroczystość na dobre się skończyła. Goście kolejno podchodzili do matki i rodzeństwa, aby złożyć im kondolencje. Ordon wiedział, że za chwilę trafią i do niego.
- Zajmij się rodziną - powiedział jego były mistrz. - Ja odchodzę, zanim trafią tu ci wszyscy urzędnicy z nieszczerymi kondolencjami. Wracam jeszcze dziś do Srebrnego Fortu. Trzymaj się, bracie, do zobaczenia.
Ordon uścisnął jego przedramię.
- Niech ci Sakir sprzyja, druhu. Jedź bezpiecznie.
Arkin odwrócił się i z cichym brzdękiem zbroi wyszedł z krypt. Ordon został z giermkiem, czekając na jego kolej, by wysłuchać patetycznych przemów dotyczących wspaniałego życia ojca.