Tawerna nad Czerwonym Stawem

16
POST POSTACI
Paria
Słysząc pytanie Lady Cendan, Paria rozejrzała się po karczmie. Tego typu miejsce, które tak oburzało Lorę, było czymś znajomym i pozbawionym szlacheckiej pompatyczności. Teraz pusta scena, czekająca po przeciwległej stronie sali, dla Parii była dobrze znajoma i komfortowa. Ta publiczność nie dostawała duszności i nie omdlewała za każdym razem, gdy w jej piosence pojawiało się coś niecenzuralnego, nie uznawała jej tańca za coś uwłaczającego i równie dobrze - jak nie lepiej - potrafiła docenić nostalgiczne ballady, z wrażliwością niebędącą maską na pokaz, zakładaną tylko po to, by pokazać wszystkim wokół, jak bardzo wzruszyć ich potrafi sztuka. Westchnęła ciężko.
- Tak. Na to wygląda - odparła cicho.
Zaniepokojenie i obawy Lady Cendan były sporym plusem, bo powstrzymywały ją przed podążeniem za Parią do samego kontuaru i pozwoliły bardce zamienić kilka słów z karczmarzem. Ten nie wyglądał na zadowolonego. Rzuciła mu przepraszające spojrzenie.
- W strasznie, ale to strasznie głębokie gówno, Gerard - odparła. - Wybacz. Od początku prosiłam, żeby ciebie w to nie wplątywali. Nawet kufra stąd nie chciałam zabierać, żeby nie zwracać niczyjej uwagi na Staw.
Oparła dłoń na jego ręce, gdy przesuwał klucz w jej kierunku.
- Dziękuję. Zrekompensuję ci to. Masz moje słowo.
Jak dożyję. Zabrała klucz do pokoju i odwróciła się, by zgarnąć starą szlachciankę i udać się z nią na górę. Jeśli to wszystko się powiedzie, najmniejszym, co będzie mogła zrobić dla Gerarda i jego przybytku, będzie przyciągnięcie tu więcej gości - choć jeśli narobią za chwilę więcej bałaganu, może się okazać, że to nie wystarczy. Nie zmieniało to faktu, że jeszcze musiała odwołać najbliższe koncerty, co też z pewnością nie poprawi mu nastroju. Nieważne jak wielką sympatią darzył Parię, będzie zły. Mina jej zrzedła, ale nie miała teraz czasu zajmować się tym problemem.
Słowa nie były w stanie opisać, jak bardzo Libeth żałowała, że nie może poczekać i sprawdzić, jak rozwiąże się sytuacja dotycząca Lady Cendan i wiszącego nad nią marynarza. Czasem nie wierzyła w to, jak bardzo wygłodniały może być mężczyzna po tygodniach spędzonych na morzu, skoro uciekał się do tak desperackich zachowań, jak zalecanie się do tego kawałka żylastej nienawiści. Och, to byłaby historia warta opowiadania, gdyby nie gonił ich czas. Zacisnęła usta w wąską kreskę, by powstrzymać rozbawienie i zdecydowanym krokiem ruszyła w ich kierunku, łapiąc kobietę pod ramię, zanim jej relacja z nieznajomym się bardziej rozwinie.
- Proszę wybaczyć, nie mamy teraz czasu na nowe znajomości, chociaż nie wątpię, że bylibyście piękną parą. Spróbuj swoich sił później, przystojny nieznajomy. Jak zejdziemy, za jakąś godzinę.
Puściła mężczyźnie oczko i zdecydowanym ruchem pociągnęła Lady w kierunku schodów, chcąc jak najszybciej zamknąć się w bezpiecznym pokoju i przestać się martwić doprowadzeniem kobiety we właściwe miejsce, a zacząć się przejmować uśpieniem jej.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

17
POST BARDA
Marynarz, który na słowa Cendan jedynie ryknął rubasznym śmiechem, poszerzył jeno jeszcze bardziej swój, i tak szeroki już uśmiech na widok Parii. Jego przepióreczka od razy się do niej rzecz jasna przykleiła, nie przestając łypać na mężczyznę znad molestowanego paluchami wachlarza. Być może nie wielka ropucha, a wielka pijawka było lepszym określeniem na tę kobietę?
Libeth czuła, jak arystokratka wlepia w nią pełne palącego niedowierzania i oburzenia ślepia, kiedy ta tylko ośmieliła się zasugerować coś równie obrzydliwego. Że niby ktoś jej stanu miałby nawiązywania znajomości, a nie daj Krinn, i ZAŻYŁOŚCI, z kimś równie nisko urodzonym?! Prędzej by jej serce stanęło albo wścieklizna macicy zjadła od środka na miejscu. I kto wie, czy nie byłby to szybszy sposób na pozbycie się starego krówska. I choć kobieta dała się bez głośnego uskarżania pociągnąć w kierunku schodów, marynarz niemalże tanecznym krokiem ruszył zaraz za nimi, z palcami obu dłoni zaczepionymi obecnie o materiał spodni przy pasie.
- Doprawdy? Jesteście pewne, moje piękne? - zagadnął, tym razem zwracając się do obu. - Nie żebym się chwalił, ale znany jestem w co najmniej kilku portach z tego, że potrafię i kilka dam na raz zadowolić! I skory jestem udowodnić, że plotki te nie są mylne! - zaoferował wesoło, na co Cendan gwałtownie przekręciła głowę, aż niesmacznie chrupnęły kręgi szyjne.
- Kim wyobrażasz sobie, że jesteśmy?! Portowymi ladacznicami?! - krzyknęła, czy raczej pisnęła, przy czym pisk ten było o zdecydowanie zbyt wysokiej częstotliwości, niż byłoby to zdrowe dla ludzkiego słuchu. Nawet brodaty marynarz skrzywił się mimo woli, wtykając w prawe ucho kciuk i kręcąc nim.
Krzyki Lory nie przykuły uwagi całej oberży tylko i wyłącznie dlatego, że kilku chłopa niemalże w tym samym momencie zaczęło mocno tupać i uderzać kuflami o stół, przy którym akurat siedzieli w głębi sieni, nadając rytm i takt coraz głośniej rozbrzmiewającej przyśpiewce. Paria mogła rozpoznać w niej własny wkład. Niestety, nawet ewentualny sentyment nie mógł przyćmić niesmaku, jaki napadł ją za sprawą insynuacji. Wyobrażenie wylądowania w jednym łóżku z podstarzałym marynarzem to jedno. Wylądowanie w łóżku z tym samym marynarzem PLUS Lady Cendan?
- Nie trzeba się zaraz unosić. I co złego jest w portowych-...? - nie zdołał jednak tym razem dokończyć brodacz, gdy szybkim krokiem od strony baru zaszedł mu drogę wysoki mężczyzna w płaszczu i z kapturem zarzuconym na głowę. Dłoń w grubej, skórzanej rękawiczce wylądowała na jednym z mocarnych barów, pozostając tam.
Libeth nie mogła dojrzeć twarzy zwróconego do niej i Cendan plecami typa, jednak choć nie był aż tak szeroki i masywny, jak marynarz, ani nawet równie wysoki, jego postawa oraz szerokość ramion wciąż świadczyć mogły o mocnej budowie. Aura natomiast o pewności siebie.
- Co powiesz na pozostawienie pań w spokoju? Może zamiast tego zaoferuję ci jeszcze jeden kufelek grogu, przyjacielu - zapytał spokojnie, za to z nieznającą sprzeciwu, ostrą nutą w głosie oraz niemal szyderczym brzmieniem ostatniego słowa.
Paria miała nieprzyjemne wrażenie, że zna skądś ten głos, choć miała problem z przypięciem go do twarzy. Przyprawiał ją o niepokojące ciarki na plecach. Lady Cendan najwyraźniej również go rozpoznała, ponieważ szybko rozluźniła się, a następnie ze zdegustowanym prychnięciem sama szybciej ruszyła w kierunku schodów.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

18
POST POSTACI
Paria
W innych okolicznościach Paria może nie skorzystałaby z propozycji marynarza, ale zabawiłaby się jego kosztem, albo przynajmniej w jego towarzystwie przez jakiś czas, bo wydawał się całkiem zabawną osobą; niekoniecznie dałaby się zaciągnąć do łóżka, bo aż tak zdesperowana nie była, ale na pewno nie uciekałaby przed nim z takim przerażeniem, jak Lady Cendan i jej ultradźwięki. A gdy dotarła do niej piosenka śpiewana przez grupę siedzącą przy stole nieopodal, największym wysiłkiem woli musiała znaleźć w sobie motywację do upartego dążenia na piętro. I choć sugestia mężczyzny, że mogliby cudownie bawić się we troje, obudziła w jej wyobraźni najbardziej obrzydliwe z wizji, to w przeciwieństwie do Lory nie skomentowała tego, bojąc się, że w jakiś sposób zostanie rozpoznana po głosie. Zamiast tego skuliła się, jak zawstydzona panienka, przyciskając się z obrzydzeniem do ramienia starszej kobiety. Całkiem dobrze się składało - obrzydzenie wywoływała w niej Lady Cendan, nie marynarz, ale w drugą stronę też miało to sens.
Gdy ktoś przyszedł im z pomocą, Paria rozpoznała głos, choć nie była w stanie dopasować go do żadnej twarzy. Czy był to ktoś z Domu Śnienia, czy jakiś człowiek Lory? Musiałaby mu się przyjrzeć, a na to nie miała czasu. Jego twarz ukryta była pod kapturem, więc gdyby chciała się to sprawdzić, musiałaby go obejść. Nie teraz. Trzeba było się stąd zmywać.
Pociągnęła szlachciankę za sobą w stronę schodów, ruszając wreszcie na górę. Za plecami zostawiła Gerarda, dobrze znaną piosenkę, napalonego marynarza i znajomego nieznajomego, choć marzyła o tym, by móc tam zostać, zdjąć woalkę i chustę z głowy i zanurzyć się bez konsekwencji w swoim żywiole, jak robiła to przed całym tym zamieszaniem. Wróci tu jeszcze; jak to wszystko się skończy, nie będzie trzeźwiała przez tydzień. Akurat tyle czasu, ile miała do swojej pierwszej lekcji.
Włożyła klucz w zamek drzwi do pokoju, który czekał tu na nią przez cały ten czas, jaki spędziła w Domu Śnienia. Otworzyła przejście i gestem zaprosiła Lady Cendan do środka, już z góry nastawiając się psychicznie na jej narzekanie.
- Zwykle tak to tutaj nie wygląda - powiedziała profilaktycznie i zamknęła za sobą drzwi. Na klucz, naturalnie, a ten wcisnęła do torby. - Zwykle nikt nie zaczepia w tak bezczelny sposób. Na szczęście już możemy usiąść w spokoju. Tutaj nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Westchnęła ciężko i wskazała kobiecie krzesło przy niewielkim stoliku. Sama zajęła miejsce naprzeciwko, swoją torbę oczywiście pozostawiając przewieszoną na ukos przez ramię.
- Ostatnie dni to jakiś koszmar - mruknęła, kręcąc głową. - W każdym razie, jestem gotowa zapoznać się z treścią kontraktu i go podpisać.
Wyciągnęła wyczekująco dłoń w stronę kobiety. Wiedziała, że musi ją uśpić, ale bardzo chciała dowiedzieć się najpierw, co takiego miała ona dla niej zaplanowanego. Kilka minut czytania dla zaspokojenia własnej ciekawości nikogo nie zbawi, prawda?
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

19
POST BARDA
Paria miała jeszcze szansę usłyszeć, jak zaskoczony nieoczekiwanym wmieszaniem mu się w interes marynarz zaczyna podnosić głos, a następnie gwałtownie go urywa.
- ...cofniesz się grzecznie i nie każesz mi tego powtarzać dwa razy - doszło ją jeszcze chłodne warknięcie drugiego z mężczyzn, zanim śpiewy oraz odległość zrobiły swoje i zagłuszyły resztę ewentualnej wymiany zdań.
Kimkolwiek był ten typ, wrogiem, czy też sprzymierzeńcem, nie zamierzał przynajmniej dopuścić do tego, aby im przeszkadzano. Zawsze był to jakiś plus. Pozostawało odtąd liczyć już tylko na to, że ktoś inny zajmie się z kolei nim samym, zwłaszcza jeśli jego obecność oznaczała kłopoty dla przebiegu planu Kamelio. Teraz jednak nie było to już zmartwienie Libeth.

Przypuszczenia Parii były słuszne i Lora niemal od razu po przekroczeniu progu puściła bardkę, aby móc dramatycznie wyrzucić ramiona w górę, szybkim krokiem wkraczając wgłąb pomieszczenia.
- Niebywałe! Niewyobrażalne! Co za tupet! Moja droga, tak nie może być! - kontynuowała obruszanie się arystokratka, kierując kroki do wskazanego jej siedziska, na które następnie opadła ze średnią elegancją. - Nie możesz więcej przychodzić w takie miejsca! To przecież niebezpieczne i poniżej twojej godności! Kto wie, kiedy podobna BESTIA rzuci się na CIEBIE?!
Chwilę jeszcze starsza kobieta spała niczym stary koń po ciężkim dniu pracy w polu, zanim ochłonęła na tyle, aby rzeczywiście mogły przejść do najbardziej istotnej dla Lady części interesów. Jej ciemne oczka rozbłyszczały się od nowa.
- Masz rację. Jestem pewna, że obydwie chciałybyśmy już wrócić do naszych domów, komfortu oraz bezpieczeństwa, które przecież odtąd również zamierzam ci zagwarantować - uśmiechając się szeroko, Cendan sięgnęła do przewieszonej przez ramię, okropnie zdobionej niezliczonymi koronkami saszetki, z której też wyciągnęła wąską tubę. Przedstawiając ją Libeth, dumna i zadowolona z siebie przesunęła ją w jej stronę, a następnie wyćwiczonym ruchem rozwinęła wachlarz, którym to zaczęła z pełną wyczekiwania miną poruszać przed twarzą.
Miedziana tuba była dużo węższa od typowych dla przetrzymywania dokumentów, jednak gest wskazywał na to, że nic innego jak właśnie kontrakt musiał znajdować się w środku. Tak przynajmniej sugerowały okoliczności. A mimo to, coś jednak nie dawało Parii w tym wszystkim spokoju. Być może głodne, wlepione w nią oczy kobiety siedzącej naprzeciwko. Wyczekujące. Obserwujące.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

20
POST POSTACI
Paria
Wysłuchiwała tyrady Lory, zastanawiając się, jaki w takim razie mężczyzna wpasowywał się w jej gusta, skoro lekko pijanego, rubasznego marynarza nazywała bestią. Jak nudne musiało być życie tej kobiety na co dzień? Knucie i próby zdobycia Parii na swój dwór musiały w nim stanowić niezwykle fascynujący moment. Choć w sumie, jakby się uprzeć, Libeth też z pewnością długo będzie to wspominać, niezależnie od tego, jak cała sytuacja się skończy.
- Kto wie, dokładnie - mruknęła cicho w odpowiedzi, przyglądając się, jak Lady Cendan sięga po tubę.
Być może gdyby nie te małe, zapadnięte, błyszczące w ekscytacji oczka, Libeth natychmiast złapałaby tubę i otworzyłaby ją, by poczytać sobie, co takiego było dla niej zaplanowane na kolejne pięć lat - bo nie wątpiła, że odkąd szlachcianka otrzymała od niej list, zdążyła już wprowadzić w kontrakt kilka interesujących zmian, jakich nie wypadałoby teraz negocjować. Gdyby nie wachlarz, za którym kobieta schowała pół swojej twarzy, wachlując się wyczekująco, choć wcale nie był to parny dzień, bardka byłaby już w połowie pierwszej strony. Coś jednak powstrzymało ją przed chwyceniem tej miedzianej tuby i otworzeniem jej.
Cóż, z całą pewnością ostrożność była teraz wskazana. Paria popatrzyła przez chwilę na metalowy pojemnik, by w końcu sięgnąć po wiszącą z boku torbę i oprzeć ją na swoich kolanach. Otworzyła skórzana klapę i wyjęła ze środka zawinięte w płótno pióra. Rozłożyła je na stole powoli, z namaszczeniem, jakby z bólem szykowała się do zapoznania się z kontraktem. W rzeczywistości doszła do wniosku, że nie było na co czekać i zamiast marnować cenny czas na zaspokajanie własnej ciekawości, powinna zrobić to, na co umówiona była z całą resztą - uśpić kobietę otrzymanym od Gabina proszkiem.

Dolną część twarzy zasłoniętą miała woalką, ale i tak wstrzymała oddech, otwierając w torbie pojemnik ze specyfikiem nasennym. Starała się niczego po sobie nie pokazywać - równie dobrze mogła wyjmować stamtąd kałamarz i tego zapewne Lady Cendan się spodziewała. Nabrała garść proszku. Nie było na co czekać.
Kolejne działania zrobiła najszybciej, jak potrafiła. Była dość zwinna, a już z całą pewnością dużo bardziej, niż stara i siedząca przez całe swoje życie szlachcianka. Poderwała się z miejsca i wychyliła przez stół, lewą ręką odtrącając dłoń, w której Lora trzymała wachlarz, a drugą wypuszczając porcję proszku usypiającego bezpośrednio w jej twarz, w usta, nos i te małe, kaprawe oczka. Wolała nie zastanawiać się nad tym, co się stanie, jeśli to nie zadziała. Musiało zadziałać.
A jeśli się udało, doskoczyła do kobiety i podtrzymała ją, by ta nie spadła z krzesła. Ostatnim, czego chciała, to narobienie zbędnego hałasu.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

21
POST BARDA
Oczy Lory uważnie śledziły każdy, nawet najdrobniejszy ruch wykonany przez Parię. Zupełnie niczym harpia gotująca się do ataku na zwierzynę, nad którą kołowała już dostatecznie długo. Ciało kobiety na zmianę to napinało się, to znowuż rozluźniało w podekscytowanym wyczekiwaniu, które dla bardki było całe szczęście dostatecznie zauważalne, by móc snuć własne podejrzenia. A jednak, mimo całego skupienia, jakie Cendan jej poświęcała, mimo numeru, jaki wcześniej jej już odstawiła w posiadłości baronowej, ani przez chwilę nie wydawała się wątpić w swoją wygraną. Arogancka i pewna siebie, upojona wizją zagarnięcia artystki na własność, ledwie była w stanie usiedzieć w krześle, lekko postukując obcasami o deski podłogi.
Dopiero gdy Libeth poderwała się ze swojego miejsca i doskoczyła do niej niczym najprawdziwsza, dzika pantera, przymrużone dotąd ślepia rozszerzyły się w potężnym wytrzeszczu, grożącym wypadnięciem gałek ocznych z oczodołów. Usta Lory poszły w ślad za nimi, lecz nie zdołał z nich wypłynąć oczekiwany skrzek, pisk ni wizg. Zwinne dłonie oraz proszek, którym się posłużyły, wykonały bowiem robotę z zadziwiającą wręcz prędkością i skutecznością.
Ciało arystokratki zesztywniało na moment, a następnie zupełnie i ostatecznie zwiotczało. Tęczówki uciekły wgłąb czaszki, pozostawiając tylko białka wciąż otwartych oczu. Widok był raczej upiorny, ale z racji tego, że klatka piersiowa wciąż unosiła się i opadała (jakkolwiek słabo zauważalnie, zapewne przez ciasny gorset pod suknią), proszek nie ukatrupił babiszcza na miejscu.

Minęło trochę czasu, być może dziesięć, być może dwadzieścia minut, zanim do drzwi wreszcie zapukano zgodnie z oczekiwaniami. Ilość uderzeń oraz rytm zgadzały się z tym, co zostało jej przekazane.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

22
POST POSTACI
Paria
Udało się! Bogowie, udało się, proszek zadziałał, stara baba była nieprzytomna! Libeth sapnęła z niedowierzaniem i gdy już ułożyła Lorę tak, by aby na pewno ta nie spadła z krzesła, odsunęła się od niej powoli, mierząc ją spojrzeniem. To nie był koniec, ale nie była w stanie powstrzymać nadciągającej fali satysfakcji. Kusiło ją, by obrzucić babsko stekiem wyzwisk, ale z jakiegoś powodu obawiała się, że ją to obudzi, zachowała więc milczenie, przygryzając wargę z natłoku emocji. Zrobiła to!
Zamknęła słoiczek z proszkiem w torbie, sprawdzając przy okazji, ile jeszcze jej go zostało. Czy w razie czego miała porcję na jeszcze jedną osobę, gdyby ktoś niepowołany postanowił wejść na górę i sprawdzić, jak im idzie? Zwinęła swoje pióra i schowała je z powrotem, a miedzianą tubę zmierzyła tylko niepewnym spojrzeniem, na wszelki wypadek nie chcąc jej nawet dotykać. Lady Cendan była zbyt podekscytowana, wyciągając ją na stół, by Paria mogła czuć się pewnie ze sprawdzaniem zawartości. Na pewno ostatecznie zabierze ją ze sobą... ale jeszcze nie teraz.
Następne minuty dłużyły się jej niesamowicie. Obeszła pokój we wszystkie strony chyba z pięćdziesiąt razy, snując w głowie możliwe scenariusze najbliższych godzin. Ktoś musiał przyjść i pomóc jej przebrać to babsko; rozebrać je ze strojnej sukni i ubrać w coś nieprzyciągającego uwagi, a potem wynieść z Czerwonego Stawu. Na pewno nie wyjdą głównym wejściem, Gerard powinien wypuścić ich tyłem, tylko co dalej? Przecież nie będą targać jej jak worka z ziemniakami przez pół miasta. Gdzieś powinien czekać na nich wóz, może nawet ten, którym przyjechali rano w okolice Placu Swobody. A już na pewno Libeth nie zamierzała znów przeprawiać się kanałami, nawet jeśli starszej szlachciance dobrze by to zrobiło na tę ciężką chorobę, jaką było zbyt wybujałe ego.
Kiedy usłyszała pukanie, zamarła w połowie kolejnego z tysiąca zrobionych kroków i odwróciła się w stronę drzwi. Teoretycznie wszystko się zgadzało, ale jej paranoja była już zbyt wielka, by tak po prostu podeszła i przekręciła klucz w zamku. Przypomniała sobie o lunecie, więc drżącymi rękami wydobyła ją z torby i szybko zamieniła soczewkę na niebieską, dopiero wtedy unosząc ją do oka. Nie musiała zgadywać kto czekał na zewnątrz, mogła to zwyczajnie sprawdzić.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

23
POST BARDA
Po udanej akcji, proszku nie zostało zbyt wiele. Nikt też tak naprawdę nie podał jej detali w kwestii dawkowania, ale porcja mogła równie dobrze wcześniej zostać odpowiednio wyważona na potrzeby akcji. Trudno zatem było określić, czy wciąż starczyłoby go, aby w razie potrzeby uśpić dodatkową osobę. Nie znaczyło to jednak, że w razie wypadku Paria nie mogła spróbować zastosować ostałej resztki! Na pewno warto było mieć ją w pogotowiu.

Libeth nie straciła czujności, pomimo faktu, że wszystko zdawało się iść gładko i chwała jej za to! Chwała, ponieważ gdy tylko spojrzała przez lunetę, widok, który ujrzała, z pewnością mijał się z tym, którego oczekiwała.
Serce raptownie przyspieszyło, a ciśnienie na moment przytkało jej nawet uszy, gdy za dziwnie przezroczystymi nagle drzwiami dojrzała stojącego i dygoczącego na chudych nogach chłopca, za którym z kolei stał rosły mężczyzna w kapturze. Tym samym kapturze, który nie tak dawno widziała piętro niżej. Jedną dłoń trzymał obecnie mocno i zapewne boleśnie zaciśniętą na szczuplutkim ramieniu, podczas gdy druga dzierżyła nóż. Ten sam nóż wciśnięty był obecnie pomiędzy lekko uchylone usta przerażonego dzieciaka, grożąc rozcięciem policzka albo i obu, o ile ten spróbuje wykonać jakikolwiek, niewskazany ruch, czy też wydać z siebie niepotrzebny dźwięk.
Nie tak powinno być. Nie tak powinno się to ułożyć. Ktoś przecież miał cały czas mieć oko na sytuację w i poza karczmą! Jak zatem do tego doszło? Paria nie miała pojęcia. Wiedziała natomiast, że właśnie znalazła się w bardzo niewygodnej sytuacji, której błędna ocena mogło kosztować kogoś życie.

Przez oko lunety wciąż mogła jeszcze zobaczyć, jak zniecierpliwiony człowiek mocniej zaciska palce, zmuszając krzywiącego się boleśnie małolata do ponownego zapukania.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

24
POST POSTACI
Paria
Widok, jaki ukazał się jej przez lunetę, sprawił, że serce zamarło jej w klatce piersiowej. Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać! Nie miała zobaczyć za nimi chłopca ze sztyletem w ustach, bogowie, zdecydowanie nie tak miało być! Kim był ten człowiek i dlaczego nikt się go nie pozbył? Mieli to zrobić, mieli upewnić się, że nikt niepowołany nie wejdzie na górę! Miał tu pojawić się Ursa, ewentualnie Kamelio, w ostateczności jeden z ulicznych dzieciaków właśnie, ale nie w towarzystwie jakiegoś zakapiora!
- Idę, idę - odezwała się, gdy chłopiec zapukał ponownie i szurnęła krzesłem na wszelki wypadek, chcąc sprawić wrażenie, że wstanie od stołu.
W rzeczywistości nie miała pojęcia, co robić. Nie mogła zaatakować mężczyzny na dzień dobry, nawet gdyby miała przy sobie broń, bo przecież mogłaby niechcący doprowadzić do poważnego okaleczenia, jak nie śmierci chłopca. Otworzyła torbę i wyciągnęła z niej resztkę proszku usypiającego w słoiku, sprawdzając, ile dokładnie go miała. Nawet jeśli nie uśpi on tego człowieka całkowicie, może go chociaż wystarczająco otępi? Libeth zaklęła w myślach, chwilowo żałując, że nie potrafiła się bić. Że nie była taką Miją, która złapałaby nieznajomego w żelazny uścisk i jednym zaciśnięciem pozbawiła go przytomności.
Ale nie była nią, a drzwi trzeba było wcześniej czy później otworzyć, więc Paria podeszła do wyjścia i z ociąganiem przekręciła klucz w zamku, otwierając uprzednio słoik z końcówką swojego specyfiku i chowając go za plecami. Dopiero wtedy nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi, przyjmując zaskoczoną minę. Wycofała się o krok, potem drugi, gotowa na bardziej konkretny unik, gdyby nieznajomy postanowił się nagle na nią rzucić. W rzeczywistości czekała tylko na moment, w którym ostrze sztyletu opuściłoby usta chłopca - wtedy Libeth zamierzała sypnąć mu w twarz pozostałością proszku, licząc na to, że cokolwiek to da. Jeśli człowiek wciąż stał na nogach, Paria widziała w pomieszczeniu tylko jedną broń, do której w tej chwili miała dostęp i było nią krzesło. Rozwalenie go na głowie półprzytomnego mężczyzny stanowiło plan numer dwa.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

25
POST BARDA
Pomimo wciąż zarzuconego na głowę kaptura, mężczyzna stał na tyle prosto i sam w sobie był na tyle wysoki, aby ze swojej pozycji, Paria miała dobrą możliwość na przyjrzenie się ukrytej w lekkim cieniu twarzy. Już wcześniej wydawało jej się, że rozpoznaję głos, ale teraz... Teraz twarz jawiąca się w progu przypomniała jej noc, w której trakcie po raz pierwszy o mało nie została uprowadzona z komnat baronowej. Należała do tego samego, szorstkiego w obyciu oraz słowach żołdaka, który wraz z Cendan pojawili się w jej pokoju w samym środku nocy! Jego imię układało się na samym końcu języka.

Mierząc Libeth wzrokiem z góry na dół, wykrzywił usta w grymasie, powoli popychając stojącego przed sobą chłopca, który bardzo ostrożnie, uważając na kontakt ze wciąż obecnym między ustami metalem, dropił kroczek za kroczkiem, dopóki wszyscy nie znaleźli się w środku. Wtedy też ochroniarz Cendan oderwał rękę od ramienia dziecka, aby móc zatrzasnąć nią drzwi za swoimi plecami. Ani na chwilę nie odwrócił jednak spojrzenia, którym powoli omiatał widok przed sobą - od bardki, po zwiotczałą arystokratkę, wciąż siedzącą przy stole.
- Hmpf - prychnął pod nosem, wyżej unosząc lewą brew, gdy jego wzrok ponownie utkwił w Libeth. - Kolejna sztuczka z uśpieniem? Jakież to nostalgiczne - rzucił ironicznie, po czym kiwnął głową w stronę stołu. - Koniec zabawy, panienko. Nie chcesz, żebym sam zmusił cię do otworzenia tuby, więc zrób to po dobroci i miejmy to już za sobą. Czy może bardziej przekonujące będzie dla ciebie rozcięcie gęby tego brudnego smarkacza?
Chłopiec nie patrzył na Parię. Jego własne, załzawione ze strachu oczy utkwione były w podłodze. Drobne piąstki trzymał zaciśnięte, gotowy przyjąć na siebie wszystko, cokolwiek by to nie było.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

26
POST POSTACI
Paria
Spoglądając na twarz mężczyzny, teraz wreszcie widoczną dokładnie, Paria przypominała sobie, skąd go znała. To on nie chciał wypuścić jej z komnaty w rezydencji baronowej i to on chwycił ją później, chcąc tak po prostu, bezceremonialnie wynieść ją i zanieść do lochu Lady Cendan! Jak on miał na imię... Słyszała, jak Lora się do niego zwracała, z całą pewnością słyszała, miała je więc gdzieś w swojej podświadomości. Ale co to dawało? Niewiele, gdy mężczyzna uparcie trzymał ostrze przyciśnięte do policzka chłopca, używając go jako argumentu, by zmusić Parię do wykonywania poleceń.
Utkwiła zdeterminowane spojrzenie w twarzy dziecka, zaciskając usta w wąską kreskę. Nieważne jak bardzo zdecydowany byłby pomóc, jak bardzo odważny i gotowy na poświęcenie, wciąż był tylko małym, ulicznym szczurkiem, któremu Libeth nie mogła zniszczyć życia dla własnych celów, jakich on zapewne nie był nawet w stanie pojąć. Na ulicy nie było miejsca na szlacheckie wojenki i spiski. Codziennymi problemami tego chłopca zapewne było przeżycie i znalezienie czegoś do jedzenia, a nie nadstawianie karku za dorosłą kobietę w woalkach.
Z drugiej strony, cała wielka machina została wprawiona w ruch i wszystko zależało od tego, czy Parii się powiedzie, teraz i tutaj. Jeśli tak po prostu otworzy tubę i pozwoli się stąd zabrać, zapewne nieprzytomna, równie dobrze mogła tu nie przyjeżdżać. Mogła nie marnować czasu i środków Domu Śnienia, mogła nie uciekać nocą z rezydencji, nie iść kanałami, nie tracić lutni i sprawności w dłoniach elfa. Zrobienie teraz tak po prostu tego, czego oczekiwał od niej ten człowiek, nie wchodziło w grę.
Co sprawiało, że nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji.
- Poczekaj.. Obelus! Obelusie - przypomniała sobie jego imię, cofając się w stronę stołu, gdy ten pchał chłopca w jej kierunku. - Proszę cię. Naprawdę jesteś gotowy pociąć dziecko, tylko dlatego, żeby doprowadzić spisek tej starej jędzy do końca? To jest tylko chłopiec. Nie rób mu tego. Otworzę tę cholerną tubę, tylko nie krzywdź dziecka, oszalałeś?
Zerknęła przez ramię. Miedziana tuba leżała na blacie, czekając aż Libeth zajrzy do środka. Co było wewnątrz? Czy wystarczyłoby otworzyć ją skierowaną w stronę ochroniarza, czy kimkolwiek był ten człowiek dla Lady Cendan? Sięgnęła do zapięcia woalki, odsłaniając twarz. Może będzie dzięki temu bardziej przekonująca.
- Posłuchaj... zanim zrobisz coś, czego oboje będziemy żałować... to nie jest jedyny plan, jaki przygotowałam ze swoimi ludźmi. Zabranie mnie stąd niczego nie zmieni, jedynie spowolni jej upadek. A upadek będzie bolesny i efektowny. Lorę czeka koniec, ją i wszystkich, którzy dla niej pracowali przy całym tym jej absurdalnym spisku - zablefowała. Nic jej nie było wiadomo o tym, by Kamelio wymyślił alternatywę. - Nie zrozum mnie źle, nie grożę ci, zresztą nie jestem teraz w miejscu, które by mi na to pozwalało. Chcę tylko żebyś wiedział, że nawet... ci najbardziej bogobojni twierdzą, że więcej wart jest ten, kto powrócił na właściwą ścieżkę, niż taki, który podążał nią od początku.
Uch, z bóstwami od zawsze było jej nie po drodze. Być może istniało jakieś, które wpasowywało się w to podsumowanie.
- Naprawdę chcesz pracować dla niej? Zobacz, co ona każe ci robić. Nie powiesz mi, że widok tej pomarszczonej gęby budzi w tobie jakiekolwiek pozytywne uczucia. Nie było przyjemnie obudzić się przy niej, kiedy miała suknię zalaną czernidłem i napis na czole? Czy to nie było satysfakcjonujące? Żałuję, że nie postarałam się wtedy bardziej. Napis mógł być znacznie ciekawszy - cały czas cofała się ostrożnie. - To nie ja chcę jej upadku, a przynajmniej nie tylko ja, tu działają potężniejsze siły. Osoba, z którą teraz współpracuję, doceni wszystkich, którzy w tym pomogli, nawet tych, którzy początkowo stali po niewłaściwej stronie. I jestem absolutnie przekonana, że za pomoc w udupieniu jej jest w stanie dać ci więcej, dużo, dużo więcej, niż ta stara wariatka za okaleczanie dzieci. Zresztą... zresztą ja sama też jestem. Mam wiele do zaoferowania - uśmiechnęła się lekko, choć nie była to do końca prawda. Musiałaby poprosić ojca o spore wsparcie finansowe, gdyby osobiście miała przekupić tego człowieka. Upokarzające i w normalnych okolicznościach nigdy nie odwołałaby się do takiej ostateczności, ale cóż... potrzebowała argumentów. - Nie krzywdź chłopca, Obelusie, pomóż mi, proszę. Ona jest nienormalna. Jest fanatyczką i psychopatką z demencją.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

27
POST BARDA
Chłopiec wzdrygnął się, podnosząc pełne zaskoczenia, ale i nadziei oczy na Libeth. Najwyraźniej nie spodziewał się, że ktokolwiek w tej sytuacji przejmie się jego losem. Był wszakże jeno jednym z wielu, drobnych szczurków z ulicy. Nieliczni z nich dożywali nastoletniego wieku, że już nie wspominając o pełnoletności.
W przeciwieństwie do dzieciaka pierwsze oskarżenia oraz głośne kwestionowanie metod działania Obelusa nie wpłynęły w żadnym stopniu na jego postawę. Niespiesznie zerkając w dół, w celu obrzucenia młodzika pozbawionym większych emocji spojrzeniem, wzruszył jedynie ramionami.
- Widziałem szlachciców, magnatów i książęta robiących gorsze rzeczy - stwierdził sucho. - I nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię - dodał, wywracając oczyma w znużeniu. - Ty i tobie podobni - tu wskazał ruchem głowy nieprzytomną Lady Cendan. - Macie paskudną tendencję do maczania palców w najgorszym gównie tylko po to, żeby później wytrzeć je o kogoś innego. Wbrew temu, jak to wygląda, nie sprawia mi bynajmniej przyjemności sprzątanie cudzego bałaganu. Każdy ma jednak swoją cenę, a Cendan płaci mi od lat na tyle sowicie, żebym nie musiał narzekać. Pozbycie się jednego, małego złodzieja, nie jest najgorszym, w czym musiałem się już dla niej babrać. Jeśli chcesz nam obojga ułatwić zadanie, po prostu otwórz tubę i miejmy to za sobą.
Mężczyzna był co prawda dużo spokojniejszy niż ostatnim razem, lecz w jego głosie brzmiała dokładnie ta sama, znajoma irytacja. Wydawał się zmęczony tym, którymś już pewnie z kolei teatrzykiem, który Lora urządzała zarówno sobie, jak i jemu. To też zapewne skłaniało go do rozwiązywania pewnych rzeczy na własny, szybszy sposób. Podobnie było zresztą w posiadłości Bourbon, gdzie najchętniej wyniósłby Parię, niczym najtańszy wór ziemniaków - przerzuconą bezceremonialnie przez ramię. Bez podchodów, bez zabawy w grzeczności i głupie kontrakty.
Irytującym mogło być, że wsadzał Libeth do tego samego worka, do którego najwyraźniej wrzucał całą resztę arystokracji. Co zabawne, o działaniach tejże również wydawał się wiedzieć więcej, niż ona sama. Ile cennych informacji posiadał człowiek jego pokroju, obserwujący i pracujący z cienia? O ile więcej o samej Lorze Cendan i jej zepsuciu mógł wiedzieć?
Nie zmieniało to w każdym razie faktu, że nawet brewka mu nie drgnęła na myśl o okaleczeniu czy pozbawieniu życia dziecka. Jeśli Obelus nie był bezwzględnym najemnikiem, to wciąż niebezpiecznie niewzruszonym i wyzutym z wyrzutów sumienia.

Popychając chłopca raz jeszcze o dwa pełne kroki, zatrzymał się ponownie, tym razem marszcząc brwi i nieco bardziej widocznie nos pod kapturem. Chwile milczał, jakby trawiąc przedstawione argumenty oraz porządkując je we własnej głowie.
- Mówisz o Diane Bourbon - wydedukował i bynajmniej nie było to pytanie.
Mężczyzna poruszył się nieoczekiwanie niespokojnie, ledwie dostrzegalnie przenosząc ciężar ciała z lewej nogi na prawą i z powrotem, zupełnie jakby powstrzymywał się przed okazaniem emocji, jakie wzbudziło w nim być może odkrycie, że kobieta, pod której nosem szpiegował, mogła o wszystkim od jakiegoś czasu wiedzieć.
- Baronowa... Planuję dopaść Cendan? - zapytał wreszcie powoli i z dużo większym namysłem. - Współpracujecie? - poprawił się po krótkiej pauzie i lekko drgnął, gdy mimo całkiem grubych dech, z których zbudowane były ściany tutejszych pomieszczeń, dało się usłyszeć wzmagający się raban piętro niżej.
Obelus kliknął w niezadowoleniu językiem o podniebienie.
- Cendan jest fanatyczką i ma wiele obsesji - zgodził się, palcami ostukując kościste ramię dziecka, którego przynajmniej nie trzymał już w mogącym poważnie posiniaczyć uścisku. - Zawsze miała i zawsze była tak samo dobra w realizowaniu swoich szalonych pomysłów, jak i ukrywaniu ich...
Do teraz, zdawał się gorzko przemilczeć najemnik.
- Bourbon jest w tym najwyraźniej jednak lepsza - kontynuował cierpko. - Obserwowałem ją i wiem, co potrafi robić ze zdrajcami oraz osobami okazującymi jej nielojalność. Powiedz mi zatem, co dadzą mi twoje pieniądze i zapewnienia, gdy stanę się podwójnym zdrajcą w oczach tego typu osoby, Lady von Darher? Równie dobrze mogę kontynuować farsę, zabrać cię do posiadłości starej wariatki i wydoić z niej dostatecznie dużo, aby móc opuścić arenę waszych idiotycznych zmagań, zanim szanowna baronowa przejdzie do otwartej ofensywy.
Mężczyzna potrafił się targować, ale to, że dopuścił do siebie w ogóle myśli o targowaniu, oznaczało, że Paria pociągnęła za odpowiednią strunę. Był raczej bystry, szybko łączył fakty i do pewnego stopnia cenił sobie raz kupioną lojalność, nawet jeśli zmuszało go to wyrzeczeń oraz pracy dla osoby, do której nie czuł grama szacunku. Prawdopodobnie nie czuł go wiele względem szlachetnie urodzonych jako takich, sądząc po sposobie, w jaki o nich mówił. Było natomiast coś w baronowej Bourbon oraz świadomości wchodzenia jej w drogę, co być może kazało mu mieć się na baczności.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

28
POST POSTACI
Paria
Pełne nadziei spojrzenie chłopca wywoływało niemal fizyczny ból w sercu Parii. Nie miała pewności, że jej argumenty cokolwiek dadzą. Próbowała, bo niezależnie od tego, czym zajmował się dzieciak na co dzień, nie chciała oglądać, jak Obelus rozcina mu policzki tylko po to, by do czegoś ją zmusić.
- Nie generalizuj - rzuciła cicho, ale była zbyt zestresowana, by bronić się w tej chwili przed jego zarzutami. Kto wie, może i miał trochę racji. Może była taka sama, jak oni wszyscy, jak Diane Bourbon i Lora, tylko po prostu jeszcze nie obudziła tej części swojej osobowości. Zrobiła jeszcze jeden krok do tyłu i natknęła się na stół. Nie mogła cofać się już dalej.
Kiedy padło nazwisko baronowej, a mężczyzna wyraźnie zawahał się, Libeth z trudem powstrzymała się od okazania po sobie ekscytacji, jaką właśnie poczuła. Istniała szansa, że go przekona, może jeśli użyje odpowiednich argumentów... najważniejsze, żeby ostrze noża opuściło usta chłopca. A potem, jakby udało się jej przekabacić ochroniarza na swoją stronę, albo chociaż namówić do udawania, że nic nie widział i o niczym nie wie, mogliby kontynuować plan, który tak brutalnie został właśnie przerwany.
- Proszę cię... nie rób mu tego... - gestem wskazała sztylet. - Nie wiem, co ona do tej pory kazała ci robić, ale ja... ja nie... Wszystko ci powiem. Zobacz.
Powoli wyciągnęła zza pleców dłoń, w której wciąż trzymała słoiczek z resztką proszku usypiającego, a drugą dłonią ostrożnie wydobyła z torby zakrętkę. Zamknęła specyfik i wrzuciła go z powrotem do reszty swoich rzeczy, by unieść dłonie w pokojowym geście. Nie chciała mówić konkretnie o baronowej, nie wiedząc, co zrobi Lady Cendan, gdy gadanina Parii nie zrobi wrażenia na ochroniarzu i mężczyzna lada chwila wszystko przekaże starej szlachciance. Nie chciała spalić planu, nie tylko tego ustalonego w Domu Śnienia, ale tego większego, którego nawet nie próbowała pojmować. Ale to Obelus zgadł, sam domyślił się o kim mowa, więc w sumie wystarczyło potwierdzić, a ewentualna wina nie spadała na nią, prawda? Skinęła głową.
- Wie o wszystkim od dawna. Teraz to już tylko kwestia czasu.
Zerknęła na śpiącą kobietę, dochodząc do wniosku, że wyglądała, jakby była martwa... co ostatecznie wcale nie było dalekie od tego, jak wyglądała na co dzień.
- Nie mam pojęcia, co dadzą moje zapewnienia - odparła na jego pytanie równie gorzko, co szczerze. - Baronowa wykorzystuje mnie tak samo, jak wszystkich innych. Tylko po to, żeby w widowiskowy sposób doprowadzić Lorę do upadku. Ale chociaż póki co nie mam wyboru, to oferuje mi wolność i rekompensatę za pomoc w tym wszystkim, w przeciwieństwie do tego, co oferuje mi ona - skinęła głową w stronę nieprzytomnej. - Tak samo jak ty chcę opuścić już tę arenę idiotycznych zmagań, chociaż nie nazwałabym ich "naszymi". Opuściłam ją już kilka lat temu i nie masz pojęcia, jak bardzo żałuję, że postanowiłam wrócić, chociaż na chwilę. Myślałam, że to tylko konkurs. Jeden występ.
Oparła się ze zmęczeniem o stół, opuszczając wzrok na chłopca.
- Ale wiem, że ciebie to nie obchodzi. Obchodzi cię to, co realnie mogę ci dać w zamian, więc... mogę ci zagwarantować bezpieczne miejsce, w którym będziesz mógł przeczekać do momentu, w którym to wszystko się skończy. Miejsce, które ukryło mnie przed oczami wszystkich do tej pory, sam zobacz: nieważne jak daleko sięgały łapska Lory, nikt nie miał pojęcia, gdzie jestem. W twoim przypadku jest jeszcze łatwiej, bo nikt nawet nie wie kim jesteś, także... - wzruszyła lekko ramionami. - Pomóż mi, zamiast wiernie tkwić przy tej, której już dawno odwaliło do reszty. Baronowa powiedziała, że nie szczędzi środków. Opłaci wszystko, co trzeba, byle zobaczyć Cendan w łańcuchach. Opłaci też ciebie, jak staniesz po właściwej stronie, nawet jeśli miałoby to przejść przeze mnie, a ciebie osobiście nigdy już miałaby nie zobaczyć. Zresztą to, co wiesz, co widziałeś i o czym mógłbyś zaświadczyć, będzie dla baronowej warte dużo, dużo więcej, niż ewentualne ukaranie cię jako zdrajcy. Jeśli to tylko kwestia zapłaty, powiedz po prostu, ile chcesz.
Obrazek

Tawerna nad Czerwonym Stawem

29
POST BARDA
Wydając z siebie całkiem optymistycznie brzmiące "hmm", Obelus obserwował poczynania Parii, wysłuchując jej przy tym z mniejszą obojętnością niż wcześniej. Subtelne ruchy głowy sugerowały, że co rusz zerka w stronę wciąż śpiącej twardo i bezdźwięcznie Lory, tuby leżącej na stoliku oraz samej barski, zapewne jeszcze raz bardzo dokładnie kalkulując swoje opcje oraz to, co mogłoby z nich wyniknąć.
- Suma równa półrocznego żołdu u Lory Cendan - zawyrokował wreszcie, odrywając dłoń od ramienia chłopca i pokazując Libeth trzy palce. - Plus dodatek za ewentualne kłopoty, w jakie może mnie to wszystko wplątać. Wypłacone po równo w koronach wschodnich i zębach - dodał, dołączając czwarty palec. - Nie potrzebuję korzystać z niczyjej gościnności. Dopóki straż miejska bądź królewska nie zapuka do drzwi Cendan, nie czuję potrzeby opuszczania jej włości. Chcę za to pisemnego zapewnienia, jednego z tych, w których tak bardzo lubuje się szlachta - spauzował znacząco. - Poręczenia z pieczęcią Diane Bourbon za moją niewinność i działanie z jej imienia, jeśli padną na mnie jakiekolwiek podejrzenia. Nie mam ochoty kryć się po obszczanych kanałach ani być zmuszonym do opuszczenia Archipelagu, kiedy stara wiedźma będzie usiłowała pociągnąć za sobą wszystkich dookoła.
Cztery tysiące piechotą nie chodziło i choć być może nie było również nie wiadomo jak wygórowaną kwotą za porzucenie oraz zdradzenie ewentualnych sekretów dotychczasowej pracodawczyni, wciąż stanowiło poważną sumkę, jeśli wypłacona ona zostać miała na raz.
Opuszczając dłoń z powrotem i tym razem zatrzymując ją na karku sztywniejącego pod dotykiem dziecka, Obelus bardzo powoli cofnął nóż spomiędzy jego spierzchniętych ust. Ostrze musiało wbić się w trakcie ruchu w kąciki, gdzie też widać były teraz lekkie, krwawe ślady. Nic dostatecznie głębokiego, aby można uznać za poważne.
- Mamy umowę? - chowając nóż za pazuchę, wyciągnął długie ramię przed siebie, wpatrując się w Parię w wyczekiwaniu. -Dla ścisłości... Nie jestem kimś, kogo można wodzić za nos. Jeśli się nie wywiążesz, dopilnuję, aby nasze następne spotkanie było ostatnim.

Niezależnie od tego, czy barka wysiliła się na przypieczętowanie ugody uściskiem dłoni, drzwi do komnaty znienacka otworzyły się gwałtownie, zmuszając najemnika do szybkiego odskoczenia w bok. Pociągnięty za nim chłopiec wydał z siebie zaskoczony, cichy pisk.
W wejściu stała imponująca, choć niezbyt wysoka osoba nieco zdyszanego Ursy. W prawej dłoni dzierżył niewielki, jednoręczny toporek. Skórzana kurta, którą aktualnie miał na sobie, rozcięta była na lewym ramieniu, skąd wąskim strumyczkiem sączyła się czerwona posoka. Pod nosem krasnoluda również dało się spostrzec ślady krwi, aczkolwiek ta zdążyła już zakrzepnąć. Poza tym miał się dostatecznie dobrze, aby móc rzucić soczystym "Co do chuja?", na widok Parii oraz przytrzymującego dzieciaka draba.
Na moment wszyscy zastygli w bezruchu, zanim najemnik nie odchrząknął i nie puścił chłopca, popychając go w stronę Parii. Rozkojarzony dzieciak nie ośmielił się wpaść na bardkę i szybko wyhamował na lekko plączących się pod nagłą świadomością odzyskania wolności nogami.
- Wybacz, dziecino! Babsztyl przywlekł tu za sobą dużo więcej tałatajstwa, niż żeśmy się spodziewali! Przebieranki odwołane! - poinformował Ursa, rzucając celnie, prosto w ręce wciąż oszołomionego, drobnego złodziejaszka worek. Najprawdziwszy, gruby, płócienny wór. - Pakujemy paniusię i zbieramy się!
Unosząc grubą brew na Obelusa, który właśnie pozwoli wyswobadzał krótki miecz, Ursa zwrócił się w jego stronę.
- Źle będzie wyglądać, jeśli puszczę całą trójkę - oznajmił najemnik monotonnym tonem, celując końcem ostrza w nagle groźnie uśmiechniętego krasnoluda, który ruchem wolnej dłoni pospieszył pozostałą dwójkę.
- Psze pani... - mały szczurek nerwowo pociągnął Libeth za dłoń, wskazując Lady Cendan.
Foighidneach

Tawerna nad Czerwonym Stawem

30
POST POSTACI
Paria
Choć kwota, jaką podał Obelus, była oszałamiająca, Paria poczuła ulgę i odpuszczające powoli spięcie w ramionach. Nie pamiętała, kiedy ostatnio widziała taką kwotę na oczy. Przed opuszczeniem domu rodzinnego, to na pewno, bo dotychczasowa kariera nie pozwalała jej kąpać się w takich pieniądzach. Mogła sobie marzyć o własnej rezydencji nad brzegiem morza i o byciu na starość mecenasem młodych artystów, ale póki co żyła z tygodnia na tydzień, a jak miała w skrzyni trzysta koron, to czuła się królową świata. Przyzwyczaiła się do funkcjonowania w ten sposób, choć przez tę krótką chwilę żałowała, że zrezygnowała z bogactwa na rzecz wolności, która w tym momencie nie wychodziła jej na dobre. Łatwo było negocjować cudzymi pieniędzmi, znacznie trudniej będzie namówić baronową, by te pieniądze faktycznie wyłożyła - ale to był problem dla przyszłej Libeth.
Skinęła głową i uścisnęła dłoń postawnego mężczyzny.
- Dostaniesz poręczenie - obiecała, przenosząc wzrok na chłopca. Odetchnęła głęboko, ciesząc się, że nie ma on już ostrza sztyletu w ustach. Przynajmniej tego jednego udało się jej uniknąć. Gdyby opierała się dłużej, a Obelus wprowadziłby swoje groźby w życie, chyba nigdy by sobie tego nie wybaczyła.

Pojawienie się krasnoluda skwitowała rozpaczliwym "nareszcie", a potem złapała popchniętego w jej stronę dzieciaka i pociągnęła go za ramię za siebie, jakby chciała swoją osobą osłonić go przed ewentualną zmianą decyzji najemnika. Zupełnie nie docierał do niej fakt, że prawdopodobnie to ona tutaj najbardziej ze wszystkich potrzebowała opieki i ochrony. Chłopiec spędził całe swoje życie na ulicy, z pewnością umiał radzić sobie z gniewem dorosłych, którym przypadkiem (lub specjalnie) zaszedł za skórę - pod warunkiem, że nie wisiała nad nim realna groźba porozcinanych policzków.
Płócienny wór, do którego Ursa chciał zapakować szlachciankę, normalnie mocno by ją rozbawił. Teraz jednak, zamiast się śmiać, czekała, aż ta część planu zostanie doprowadzona do końca. Nie przez nią, oczywiście. Krasnolud ze szczurkiem powinni sobie poradzić we dwóch. Gdy jednak Obelus zaczął wysuwać miecz, a dzieciak nerwowo zwracać jej uwagę na Lady Cendan, Libeth była bliska postradania zmysłów. Na wszelki wypadek sięgnęła do torby po resztkę proszku i doskoczyła do szlachcianki, by wstrzymując oddech wysypać jej pozostałą zawartość słoika prosto na twarz. Miała być nieprzytomna kilka godzin! Nie była pewna, czy to dlatego chłopiec ją zawołał, ale jej paranoja robiła swoje.
Potem stanęła między najemnikiem a krasnoludem, rozkładając ręce, jakby chciała swoim raczej wątłym ciałem powstrzymać dwójkę doświadczonych wojowników przed rzuceniem się na siebie. Kiepski pomysł.
- Nie! - zaprotestowała. - Przestań! Przed kim będzie źle wyglądać? Nikt cię tu już nie ocenia. Nikt nie ma wobec ciebie oczekiwań. Zejdź na dół i kup sobie piwo, nie wiem.
Zerknęła przez ramię na Ursę, a potem na nieprzytomną (oby) szlachciankę. Najważniejszym teraz było to, by Lora znalazła się w Domu Śnienia. Cała reszta nie miała znaczenia, a sama Paria raczej nie miała w dalsze działania wnieść już zbyt wiele.
- Ja... ja zostanę - zaproponowała, choć nie wierzyła, że te słowa naprawdę opuszczają jej usta. - Pozwól im ją zabrać, a ja zostanę, jeśli tak bardzo potrzebujesz dowodu na to, że jesteś skuteczny.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”