Wschodnia Ściana

166
POST BARDA


Elspeth była na przegranej pozycji, lecz nie znaczyło to, że miała się poddać. Odsunęła się od Luny, ale kiedy nieznany mężczyza zaczął się zbliżać, ona powtórzyła jego kroki, cofając się. Oczy miała skupione na grocie strzały, choć pewnym było, że z takiej odległości nie zdąży odskoczyć, nieważne jak dobry refleks miałaby. Tylko kątem oka widziała emocje na twarzach wojowników: strach, czujność... Obrzydzenie. Tak, jak sądziła wcześniej, właśnie tyle myśleli o niej powierzchniowcy. W ich oczach, była obrzydliwa ze swoją ciemną skórą i białymi włosami. Ze swoim pragnieniem słońca, wolności i zemsty na tych, którzy odebrali im światło.

Wyłapała nazwę miasta, o którym wcześniej wspominał Goren. A więc w Heliar naprawdę znajdowali się jej bracia! Wojska naprawdę nadciągały, by zniszczyć świat tych niegodziwców. I choć Elspeth zaczęła wątpić w Gorena, to huknięcie drzwi o ścianę wieży świadczyło o tym, że jej rycerz-niewolnik biegł z pomocą. Jego fortel szybko stał się oczywisty i Elspeth syknęła kilka soczystych przekleństw po swojemu, by nadać wiarygodności jego wersji wydarzeń. Obejrzała się na moment, by rzucić mu nienawistne spojrzenie.

- Wszyscy zginiecie. - Obiecała im, nie poruszając się już w żadną stronę. Teraz w gestii Gorena leżało wyciągniecie jej stąd. Nie miała pojęcia, o jakim zakonie mówili, ale nie brzmiał jak nic przyjaznego mrocznym elfom. - Wydłubię wam oczy i nakarmię nimi hypsibusy.

Nie uśmiechało jej się pozwolenie na obezładnienie, ale jeśli chciała żyć, musiała na to pozwolić. Goren przynajmniej miał przedsmak tego, jak wyglądałby ich wspólne zwiedzanie Archipelagu.
Obrazek

Wschodnia Ściana

167
POST BARDA
Pojmanie nie było bolesne, choć w gestach wysokiego człowieka była pewna brutalność. Złapał ją za jedną z rąk i obrócił w miejscu, tak, by chwycić potem oba jej nadgarstki, które zostały ciasno związane sznurem przez towarzyszącą mu kobietę. Uczucie liny wpijającej się jej w skórę nie było niczym nowym, choć te kilka dni temu było to zdecydowanie mniej nieprzyjemne. Albo podarte na paski ubrania nie drapały tak mocno, albo nadgarstki Elspeth były już wystarczająco podrażnione, by poczuć teraz tego konsekwencje. Chłód poranka sprawiał, że po jej odsłoniętych nogach przechodziły dreszcze, ale nikt nie zwracał uwagi na to, że przydałyby się jej spodnie.
- Tak po prostu przyjmujecie do wiadomości wszystko, co ten elf mówi? - zirytował się brodacz. - Nikt nie poddaje w wątpliwość jego wyjaśnień? Nikt się nie zastanawia, co robi pieprzony elf w Keronie? W samym środku lasu, z mroczną w ruinach wieży?
- Jestem artystą z Taj'cah
- wyjaśnił Goren pośpiesznie. - Podróżuję po kerońskich dworach. Byłem w Meriandos, wybierałem się dalej na północ, kiedy ona i jej oddział napadli moją karawanę. Zostaliśmy tylko my. I jeden koń.
- Artystą
- prychnął mężczyzna, uparcie celujący w niego z łuku. - Śpiewasz i tańczysz?
- Jestem malarzem.
- Gówno prawda. I z całej karawany przeżyłeś akurat ty?
- Miałem szczęście. Gdyby było inaczej, wymyśliłbym bardziej wiarygodne kłamstwo.

Albo gdyby miał na to więcej czasu, ale to była myśl, której Goren nie wypowiedział na głos.
W międzyczasie Elspeth została związana także na wysokości łokci, dużą pętlą, od której długi sznur mógł służyć za powróz, na którym będzie prowadzona, dokądkolwiek zamierzali ją zabrać. Jej rycerz-niewolnik nie reagował, choć spoglądał na nią co jakiś czas, jakby chciał upewnić się, że nadal tam stoi. Wyglądał na stosunkowo spokojnego i wręcz zirytowanego niewiarą łucznika. Nic nie wskazywało na to, że choć trochę się martwi o Elspeth, ani o samego siebie. Grał tego artystę, sfrustrowanego sytuacją, w jakiej się znalazł i, jak widać, na dwie osoby z trzech ta maska działała bez zarzutu.
- Jego też powinniśmy związać i zabrać do obozu. Za sam fakt, że plącze się tam, gdzie nie powinno go być.
- Jak się nazywasz, elfie?
- spytał dowódca.
- Aien Raeran.
- Pojedziesz z nami. Nie stawiaj oporu, to nie będzie problemów.

Goren nie protestował.
- Muszę tylko zebrać swoje rzeczy - zerknął na Elspeth. - Przyniosę jej też spodnie.
- Nic się jej nie stanie, jak zmarznie.
- To... nie powinniśmy traktować jej jak...
- Jak co?
- kpiąco spytał brodacz, opuszczając wreszcie łuk. - Jak człowieka? A myślisz, że jak ona potraktowałaby ciebie, gdyby znalazła broń w tych jukach? Myślisz, że tacy jak ona będą się martwić tym, czy mordują ludzi w spodniach, czy bez nich? Zbieraj graty, bierz konia i jedziemy. Dowódca przesłucha i ciebie, i ją.
Założył łuk na plecy, a od biodra odpiął miecz, z którym poszedł za Gorenem do wieży, pilnować, czy odpowiednio szybko się pakuje. Ze środka dobiegły ich potem ciche dźwięki rozmowy, ale jeśli żołnierz miał jakieś zarzuty, elf musiał całkiem dobrze radzić sobie z wyłgiwaniem się z nich wszystkich.
Wysoki mężczyzna szarpnął za sznur, zmuszając Elspeth do zrobienia kilku kroków w swoją stronę - albo przewrócenia się w trawę, jeśli nie chciała współpracować. Podszedł bliżej i pochylił się nad nią, zasłaniając jej słońce. Był od Gorena wyższy jeszcze o dobre pół głowy, a sama mroczna sięgała mu raptem pod pachę.
- Wyciągniemy z ciebie wszystko - obiecał chłodno. - A potem zginiesz, tak samo jak wszyscy twoi pobratymcy. Wiemy już o bramie w Heliar. I choćby miało przy tym zginąć całe miasto, wojska upewnią się, że przejście runie, na zawsze zamykając was w podziemiach. A ci, którzy zostaną na powierzchni, spłoną ku chwale Sakira.
Obrazek

Wschodnia Ściana

168
POST POSTACI
Elspeth warknęła przez zęby, gdy lina zacisnęła się na jej nadgarstkach. Ucisk był bolesny, gdy powróz drażnił skórę podrażnioną przez wcześniejsze pęta Gorena, lecz nie mogła zrobić nic poza dalszym klęciem i próbami wyrwania się, nawet jeśli wiedziała, że te są płonne. Teraz dopiero żałowała, że nie założyła spodni. Mokra trawa na łydkach i chłód wyżej zdecydowanie nie były jej ulubionymi odczuciami.

Kłócili się między sobą. Z jednej strony było to dobre i dobrze wróżyło, z drugiej zaś poddawanie wątpliwości słów Gorena mogło źle się skończyć dla ich obojga. Spuściła głowę, wpatrując się w trawę, by nie dać po sobie poznać niczego, gdy elf przedstawiał się fałszywym imieniem. A może to było jego prawdziwe? Będzie musiała zapytać.

- Gdybym miała broń, nikt nie widziałby już nieba. - Syknęła łamanym wspólnym. Och, jakże wspaniale byłoby nadziać tego przywódcę na grot włóczni! Jakże pysznie cięłaby przez jego cielsko! Elspeth czuła, że bardziej, niż strach, rozdziera ją wściekłość. Na siebie, że dała się podejść. Na nich, bo pojawili się w najgorszym momencie. Na Gorena, który nie potrafił jej skutecznie oswobodzić. - Jesteście bydłem.

Elfka opierała się ciągnięciu za sznur, bo sama odmawiała bycia więźniem. Mężczyzna był silny i padła w trawę, nie chcąc przebierać nogami w rytm, jaki chcieli jej nadać.

- Próbuj. - Podpuściła przywódcę, a gdy ten nachylił się nad nią, zebrała w ustach ślinę i splunęła prosto w jego twarz. - Pluję na Sakira. - Oświadczyła, choć nie wiedziała, kim Sakir jest. Była pewna, że słyszała to imię kiedyś, dawno temu.
Obrazek

Wschodnia Ściana

169
POST BARDA
Choć do tej pory w twarzy dowódcy próżno było szukać nienawiści, w momencie, w którym Elspeth mu w nią splunęła, w jego oczach błysnęła tłumiona wściekłość. Drgnął, ale nie ruszył się z miejsca, przez chwilę pozwalając, by ślina elfki spływała po jego policzku, podczas gdy on tylko patrzył na nią z góry. Dopiero po długich kilkunastu uderzeniach serca uniósł odzianą w skórzaną rękawicę dłoń i powoli wytarł plwocinę, prostując się.
Zupełnie znienacka zamachnął się i kopnął Elspeth prosto w brzuch. Ból wywołany przez ciężki, wojskowy but wbijający się w nią z potężną siłą, wypchnął jej powietrze z płuc i na moment zamroczył jej wizję.
- Nawet jeśli macie siły wystarczające, żeby wyczyścić powierzchnię ze wszystkich, którzy ją zamieszkują, ty już tego nie zobaczysz - wysyczał. - Ale dopilnuję, żebyś nie umarła zbyt szybko. Kiedy zakonny bicz będzie wybijał z ciebie herezję i uczył cię prawd wiary, pamiętaj, że sama sobie zgotowałaś ten los.
Pochylił się i szarpnął za pętlę ze sznura, gwałtownie podrywając elfkę z ziemi, by przerzucić ją przez siodło Luny, jak worek ziemniaków. Pozycja, w jakiej się znalazła, była koszmarnie niewygodna i nawet wolne nogi w niczym nie pomagały. Biodro zapiekło.
- Dlaczego ją prowokujesz? - spytała kobieta cicho, ze strachem. Nie otrzymała odpowiedzi. Zamiast tego dowódca wręczył jej wodze.
Chwilę później dołączyli do nich także Goren i ostatni z trójki rycerzy. Elf podszedł do konia i przytroczył do siodła wszystko to, co poprzedniego dnia przenieśli do swojego małego, przytulnego obozowiska w wieży. Robił wszystko, żeby nie patrzeć na Elspeth.
- Men yordam beraman, menga ishoning - wyszeptał do niej, przywiązując posłania tak, by mogła sobie o nie przynajmniej oprzeć głowę.
Nikt poza nią go nie usłyszał, bo jednocześnie mówił też brodacz.
- Pokazał mi jakieś dwa swoje szkice. Faktycznie jest zasranym artystą. Elfie paniątko. Jak dożył tego dnia, to ja nie mam pojęcia - prychnął. - Mówi, że te dźwięki to była wiwerna. Plątała się tu i odleciała z łupem.
- A ta wieża? - spytał wysoki mężczyzna.
- Nic tam nie ma. Ruina.
- Daleko stąd jest do obozu wojsk zakonnych?
- spytał Goren, już głośno.
- Wystarczająco blisko, żebyś wiedział, że ucieczka to bardzo zły pomysł.
Obrazek

Wschodnia Ściana

170
POST POSTACI
Elspeth wiedziała, że nie jest w dobrej pozycji i chociaż mądre byłoby granie uległej, nie zamierzała oddać się tym dziwnym rycerzom bez walki. Spokojna wściekłość dowódcy sprawiła jednak, że coś w jej wnętrzu zamarło. Obserwowała, jak mężczyzna wyciera się i prostuje i już mogła mieć nadzieję, że odpuści natychmiastową zemstę...

Nie mogła mylić się bardziej. Cios, jaki otrzymała, zaskoczył ją i zamroczył, a ból, który natychmiastowo wykwitł w miejscu uderzenia, zawiązał jej głos w gardle, nie pozwalając nawet krzyknąć. Nawet to, jak odepchnęła ją wiwerna, nie mogło równać się z kopniakiem okutym butem rycerza. Jaszczur przynajmniej zabijał, by przeżyć, tak jak Mroczni. Ci tutaj krzywdzili tylko dlatego, że ktoś był inny, tak jak przodkowie Elspeth, a teraz i ona sama. Wściekłość rosła w jej wnętrzu.

Słowa mężczyzny nie dotarły do niej z sensem, który był im przeznaczony, ale domyśliła się, iż to kolejne groźby. Szarpnięcie spowodowało, że mogła na nowo zaczerpnąć oddech. Jej wzrok wyostrzył się na twarzy Gorena.

- Shoshilmoq. - Poprosiła, starając się powstrzymać nudności, pokonać ból i zdusić wściekłość, która kazała jej walczyć. Była w sytuacji, z której ucieczka była niemożliwa, nie w jednym kawałku. - Men sizga ishonaman - Dodała, opierając głowę o posłanie i przymykając oczy. Musiała mu ufać. Chwilowo był jej jedyną nadzieją.
Obrazek

Wschodnia Ściana

171
POST BARDA
- Co ona mówi? - warknął brodaty do Gorena.
- Nie wiem, nie rozumiem. Pewnie klnie.
Choć elf obiecywał pomoc, okazało się, że nie jest w stanie jej zapewnić. Nie od razu, w każdym razie. Sam nie mógł stanąć naprzeciw trzem wyszkolonym żołnierzom, a silna wojowniczka, jaka dotąd stała u jego boku, leżała przerzucona przez siodło jak worek ziemniaków. Do tego wszystkiego obóz nie znajdował się na tyle daleko, by którykolwiek z ludzi stracił czujność i pozwolił im na zorganizowanie ucieczki. Najbardziej uważnie przyglądał się im brodacz, równie małym zaufaniem darząc Gorena, co Elspeth.
Nie minęły trzy godziny, zanim do uszu elfki dotarły dobrze jej znane dźwięki, jakie zwykły docierać z obozu wojskowego: ciche rżenie koni, rozmowy i szczęk broni. Nie były one jednak dla niej w żadnym stopniu uspokajające, wręcz przeciwnie - był to przecież obóz wroga. Gdy otworzyła oczy przy przekraczaniu jego granic, dostrzegła wbite w ziemię sztandary z wyhaftowanym symbolem płonącego miecza. Stara, drewniana palisada kiepskiej jakości świadczyła o tym, że nie był to pierwszy raz, kiedy wojsko tu obozowało.
Krótkowłosa kobieta wprowadziła konia za wodze pomiędzy rozbite namioty, ale równie dobrze mogłaby nie istnieć, bo to osoba Elspeth budziła tam powszechne zainteresowanie. Spojrzenia, jakimi obdarzali ją ludzie odziani w ciemne stroje w tych samych kolorach i z tymi samymi emblematami, nie należały jednak do przychylnych. Widziała w nich te same emocje, jakie dostrzegła u pierwszej trójki, głównie złość i niechęć. Odprowadzali ją wzrokiem, jej ciemną twarz, skrępowane ręce, odsłonięte nogi, opatrunek na biodrze, z których płaszcz zsunął się po drodze, ale nikt nie kwapił się go poprawić. Wśród szeptów i cichych rozmów nie wyłapywała żadnych słów, poza tymi, jakich mogła się spodziewać.
- Tutaj - rzucił dowódca, gdy zatrzymali się przy dużych, metalowych klatkach.
Elspeth została ściągnięta z konia i wprowadzona - lub wrzucona, jeśli nadal protestowała - do jednej z nich. Przynajmniej rozwiązano jej ręce. W klatce nie było niczego, nawet siennika, na którym mogłaby wygodniej usiąść.
Do drugiej klatki wepchnięto Gorena i obie zatrzaśnięto, a potem zamknięto na klucz.
- Co... nie! Ja nie jestem...
- Generał zadecyduje, czy jesteś, czy nie jesteś. Przesłucha was oboje
- odparł wysoki mężczyzna, chowając ten klucz do kieszeni. - Jedno po drugim.
Dookoła zbierali się gapie. Krótkowłosa kobieta zabrała konia i zaczęła prowadzić go w inną stronę.
- Nie! Dokąd zabierasz Lunę? To mój koń. To jest mój...
- Dostaniesz go z powrotem, jeśli zostaniesz wypuszczony wolno.
- Jeśli?!
- Nie mamy zbyt wielkiego zaufania do przedstawicieli twojej rasy, elfie. Współpracuj, a wrócisz do domu.

Kobieta rzuciła mu przepraszające spojrzenie i odeszła, zabierając wierzchowca ze sobą. Goren zaklął i szarpnął za pręty klatki, a wysoki człowiek przeniósł spojrzenie na Elspeth.
- Miałaś wystarczająco dużo czasu, żeby przemyśleć swoje zachowanie i teraz masz jeszcze chwilę. Ktoś po ciebie przyjdzie. Niedługo.
- Jestem głodny!
- zaprotestował Goren. - Głodny, spragniony i ranny!
Nie dostał odpowiedzi. Trójka zwiadowców odeszła i tylko inni żołnierze zebrali się w bezpiecznej odległości od klatek, by przyglądać się mrocznej z oddali. Elf zaklął jeszcze raz i uderzył pięściami w pręty, ale te ani drgnęły. Zacisnął wściekle zęby i dysząc ciężko ze złości, przeniósł wzrok na Elspeth.
Obrazek

Wschodnia Ściana

172
POST POSTACI
Podróż na koniu sprawiła, że Elspeth miała czas na przemyślenie swojego położenia, jak również wyklęcia jej porywaczy do wszystkich znanych jej bogów, nie omijając Sulona, o którym wspomniał kiedyś Goren, ani nawet Sakira, chociaż to w jego imię została związana i zarzucona na konia. W pętach, przemarznięta, obolała i zmęczona taką jazdą, nie próbowała już nawet się wyrywać. Zresztą, wkrótce dotarli do obozu i Elspeth straciła nadzieję na ratunek w drodze.

Nieprzychylne spojrzenia i drwiące komentarze były do przewidzenia, lecz tym razem uderzały głębiej, wbijały się jak czubek sztyletu w jątrzącą się ranę. Nie miała siły, by im odpowiadać, pozostawiając tylko swojej wyobraźni to, co mogłaby zrobić im wszystkim.

Początkowo nie odzywała się, gdy wprowadzono ją do klatki. Usiadła na zimnej ziemi, poprawiając płaszcz. Chciała, by biodro z raną odpoczęło, lecz tymczasem nie miała szans, by nawet się okryć. Noc może być chłodna, tym bardziej, gdy Gorena nie będzie obok. Nie odzywała się, gdy elf protestował przed zabraniem Luny. Nie odezwała się, gdy człowiek zwrócił się bezpośrednio do niej.

W tej sytuacji, z jakiegoś powodu nie chciała nawet patrzeć na Gorena, nawet odzywać się do niego, gdy każde błędnie wypowiedziane słowo mogło świadczyć o ich zażyłości względem siebie. Elf zaczął grać tego, który ją pojmał i jeśli miał wyjść z obozu żywcem, musiał utrzymać rolę. Jej zaś w udziale przypadło bycie złym, czarnym wrogiem z podziemi.

- Nic nie rób. - Szepnęła, ledwie poruszając ustami. Wzrok utkwiony miała we własnych nadgarstkach, które rozcierała po tym, jak kolejny raz zagłębiały się w nie liny. - Będziesz wolny.
Obrazek

Wschodnia Ściana

173
POST BARDA
Goren nie odpowiedział mrocznej, ale ponownie uderzył pięściami w pręty swojej klatki.
- Tylko dlatego, że jestem elfem? Człowieka też byście zamknęli, co? Nie mam magii, nie łamię przykazań waszego boga, pozwólcie mi... wypuśćcie mnie! - zawołał.
Nikt nie kwapił się nawet do tego, by odpowiedzieć na jego zarzuty. Żaden z gapiów, którym też dość szybko się znudziło, nie był zainteresowany wdaniem się w dyskusję. Goren warknął wściekle i zrobił dwa kroki w jedną i drugą stronę, bo na więcej nie pozwalało jego prowizoryczne więzienie. Potem znów rzucił spojrzenie swojej towarzyszce w niedoli, popatrzył, jak próbuje płaszczem osłonić się przed chłodem, a potem jęknął, łapiąc się kraty i opierając się czołem o chłodny metal. Nie mogli negocjować, bo nie było z kim. Nie mieli jak porozmawiać ze sobą, bo przecież grali wrogów. Elf najpewniej zakładał, że korzystając z własnej wolności będzie mógł odzyskać wolność dla Elspeth, tymczasem proszę, skończył tak samo, jak ona, choć przynajmniej miał spodnie. Byli skazani na to, co zaplanowali dla nich żołnierze, którzy z takim zapałem czcili owego tajemniczego Sakira.
Nikt nie przyniósł im nawet niczego do picia, nie wspominając o jedzeniu. Musiało minąć kilka godzin, bo i słońce przesunęło się znacząco po niebie, zanim przyszli po pierwsze z nich. Dwóch mężczyzn, których mroczna widziała po raz pierwszy w życiu, otworzyło klatkę Gorena i wyciągnęło go z niej, informując tylko, że generał na niego czeka. Na wszelkie pytania, jakimi elf sypał jak z rękawa, odpowiadali ogólnikami i półsłówkami, które nie mówiły im absolutnie nic. Nie byli zbyt rozmowni. Goren zerknął jeszcze na Elspeth przez ramię i w jego oczach dostrzegła słabo ukrywany strach - może o siebie, może o nią, a może o ich oboje - ale szybko zniknął wśród namiotów, a ona została tam sama.
Jakąś godzinę później zaczął padać deszcz. Krople szybko przesiąkły przez płaszcz mrocznej, gdy nic nie osłaniało jej przed lejącą się z nieba wodą. Padało i nie zapowiadało się, żeby miało przestać, więc w pewnym momencie zaczęła już trząść się z chłodu, głodu, wyczerpania i nerwów. Zwijanie się w kulkę w kącie klatki nie pomagało, bo nic już nie pomagało.
Gdy w końcu po nią przyszli, słońce zniżało się już ku zachodowi.
Namiot generała, do którego została zaprowadzona, znajdował się na pierwszy rzut oka w centrum obozu. Nie był ogromny, ale nie należał też do najmniejszych. Przy wejściu od zewnątrz stało dwóch uzbrojonych żołnierzy, a ci, którzy przyprowadzili tu elfkę, ustawili się w lustrzanej pozycji w środku, po dwóch jej stronach.
Wnętrze rozświetlone było przez trzy lampy, rozstawione strategicznie w odpowiednich miejscach: jedna na stole, jedna zawieszona na kiju podtrzymującym dach namiotu i jedna na skrzyni obok posłania. Środek pomieszczenia zajmował spory stół, zarzucony różnego rodzaju papierami, a na krześle za nim siedział ten, z którym przyszła się tu spotkać. Mężczyzna był postawny, w sile wieku. Jego twarz zdobiła starannie przystrzyżona broda, a włosy zaczesane miał do tyłu. Obserwował przemoczoną, żałośnie wyglądającą elfkę, nie podnosząc się z miejsca i przez chwilę też nic nie mówił, pozwalając jej w spokoju rozejrzeć się po miejscu, w jakim się znalazła.
A właściwie dostrzec to, co było tu dla niej przygotowane, bo po drugiej stronie stołu, naprzeciwko generała, stał talerz, po brzegi wypełniony jedzeniem. Owoce, warzywa, ciepłe, jeszcze parujące mięso i jakiś obcy jej rodzaj pieczywa, prawie wylewały się na blat. Obok niewinnie stała otwarta butelka wina i kielich, czekający tylko, aż Elspeth chwyci go w dłonie. Przez oparcie krzesła przewieszone były suche ubrania: spodnie i koszula, damskie i może nawet mniej-więcej w jej rozmiarze.
- Dobry wieczór, Elspeth - generał uśmiechnął się do niej, choć uśmiech ten nie sięgnął oczu. - Słyszałem, że mówisz w naszym języku. Porozmawiajmy.
Obrazek

Wschodnia Ściana

174
POST POSTACI
Elspeth nie miała pojęcia, co robić.

Próbowała ocenić klatkę, lecz wydawała się zbyt solidna, by mogła pokonać jej kraty gołymi rękoma. Do rozbrojenia zamka brakowało jej nie tylko narzędzi, ale też prywatności, bo choć gapie szybko się rozeszli, to przecież byli w samym środku obozu wroga! Jedyne, na co mogła liczyć, to przychylność bogów. Goren okazał się bezużyteczny, jak się spodziewała. Nie tylko dał się złapać, lecz zamiast używać elokwentnie znanego w doskonałym stopniu języka, wolał krzyczeć i walić w kraty. Jego wersja bycia artystą na salonach szybko topniała. A może nie potrafił zapanować nad strachem? Nie bał się tak, gdy opuszczał Podmrok. Gdzieś w głębi dalej miała nadzieję, że Goren przyjdzie z odsieczą.

Nie rozmawiali, by nie zdradzić swoich prawdziwych relacji. Elspeth, niepogodzona ze swoim losem, lecz domyślająca się, że nie zobaczy więcej lśniących porostami i grzybami Podziemii, rzuciła elfowi ostatnie spojrzenie, gdy żołnierze zabierali go na przesłuchanie. Jej umysł podsuwał jej scenariusze, a wszystkie świadczyły o tym, że więcej się nie zobaczą: Goren umrze lub ucieknie. Był tchórzem, zniknie w ten czy inny sposób. Nie będzie oglądał się za siebie.

Kolejne godziny tylko pogarszały sytuację. Do niewygód psychicznych doszły jeszcze te fizyczne. Głód, ból, zimno, zmęczenie, zdenerwowanie; Elspeth rozumiała, że chcą ją złamać. Pozostawienie jej na pastwę żywiołów i niepewności również było jakimś sposobem tortur. Obiecała sobie, że zemści się za wszystkie upokorzenia, jakich doświadczyła w tej klatce. Kiedy po nią przyszli, nie była gotowa. Jej myśli pędziły, gdy zastanawiała się nad tym, co powie i jak wywinie się z opresji, lecz żadna możliwość nie była zbyt pewna, by wprowadzić ją w życie. Ostatecznie pozwoliła zaprowadzić się do namiotu, nie opierając się zbytnio, gdy wiedziała, że opór strażnikom byłby głupotą, którą mogła przypłacić mieczem wbitym pod żebra. Wnętrze namiotu zaś... było suche, wolne od deszczu i wiatru, przyjemnie oświetlone, a do tego wydawało się ciepłe przez sam wzgląd na bycie osłoniętym. Elfka nie zastanawiała się nad tym, jak wygląda, choć błoto z pewnością oblepiło jej skórę, mokre białe włosy, wyrwane z upięcia, przykleiły się do czoła, a ubranie było w opłakanym stanie. W namiocie nie umknął jej widok jedzenia, ubrań, wygód, które mogły być jej. Cena za nie była jednak zbyt wysoka.

A więc tak chcieli ją złamać. Gorena już złamali, skoro przywódca znał jej imię. Milczała chwilę, nie wiedząc, co odpowiedzieć generałowi. Nienawidziła tego, jak bardzo drżało jej ciało, jak szczękały zęby.

- Czego chcesz? - Zapytała, by kupić sobie trochę więcej czasu. Dwóch strażników za nią, generał za biurkiem... i cały obóz wojowników. A ona nie miała broni, nie miała sił i pomocy. Choć jeszcze oddychała, była już martwa. Od tego, co powie, zależało, jak umrze.

Będzie to długa i bolesna śmierć.
Obrazek

Wschodnia Ściana

175
POST BARDA
Generał podniósł się ze swojego krzesła i powoli obszedł stół dookoła, by chwycić wino i nalać go do kielicha. Czerwony płyn przypominał spływającą krew, ale jego widok wciąż dręczył zmysły spragnionej i głodnej Elspeth wyjątkowo okrutnie. Ale teraz też mogła przyjrzeć się mężczyźnie i zorientować się, że on nie był bezbronny. U jego boku wisiał mało efektowny, krótki miecz, ale wojowniczka dobrze wiedziała, że to nie wygląd świadczył o skuteczności ostrza. Kostki jego skórzanych rękawic nabite były ostrymi ćwiekami i równie ostre kolce znajdowały się na czubkach jego schodzonych butów. Na spracowanym, ale doskonałej jakości napierśniku, widniała ta sama czerwona gwiazda, którą Elspeth widziała już u krótkowłosej kobiety, niechybnie symbol boga, któremu służyli.
- A jak myślisz? Odpowiedzi - odparł, obracając zachęcająco talerz w jej stronę, tak, by zaprezentować jej najbardziej soczyste i kuszące elementy posiłku.
Odsunął krzesło, uprzejmym gestem zachęcając ją do zajęcia miejsca przy stole, a jego druga dłoń przesunęła się po jasnej tkaninie suchej koszuli, czekającej tylko na to, aż elfka się w nią przebierze. Wyglądała na ciepłą. Dużo cieplejszą, niż ta, którą miała na sobie. Mokry płaszcz ciążył jej na plecach i przyklejał się nieprzyjemnie do nóg. Może mogła się chociaż przebrać, bez konieczności robienia tego, czego ten człowiek sobie życzył? Koło krzesła dostrzegła buty, skórzane i wysokie, sięgające kolan. Nie musiałaby trząść się z zimna, gdyby zgodziła się przynajmniej na częściową współpracę.
- To może być przyjemna rozmowa - jego głos był chłodny i wyprany z emocji. - Jeśli to jest dla ciebie niewystarczające, wyjdę nawet z dodatkowym gestem dobrej woli: za każdą satysfakcjonującą odpowiedź, jakiej udzielisz na jedno z moich pytań, ja pozwolę ci zadać jedno twoje.
Wyprostował się i splótł dłonie za plecami, wbijając w elfkę wyczekujące spojrzenie.
Obrazek

Wschodnia Ściana

176
POST POSTACI
Jedzenie, wino. Ciepło, suche ubrania, wygody... Spojrzenie Elspeth przeskakiwało po kolejnych przygotowanych dla niej rzeczach i czuła w środku coraz większy ucisk. Po ciele przechodziły kolejne fale, chcąc rozgrzać wychłodzone na deszczu ciało. Nie była w stanie bronić się przed trzema uzbrojonymi wojami, ale odmawiała poddania się od razu. Kiedy jednak spojrzała na posiłek... coś w niej pękło. Zacisnęła powieki, by kuszące widoki nie przysłoniły jej zdrowego rozsądku. Nie ruszyła się z miejsca. To nie było tak proste; to w ogóle nie było proste.

- Co ma być satysfakcjonujące? - Złapała przywódcę za słówko, powoli powtarzając po nim długie wyrażenie. - Co mam mówić? Pytaj. Ja zapytam: gdzie elf? Uciekł. Tchórz.

Goren musiał odejść. Musiał zostawić ją tutaj, bez szans na uratowanie. Ale czy mogła go winić? Miał przed sobą życie po ucieczce z niewoli Podmroku, ostatnim, czego potrzebował, to ciężar w postaci jednej z jego dawnych prześladowców. A mimo to... obiecał. Obiecał, że pomoże.
Obrazek

Wschodnia Ściana

177
POST BARDA
- Odpowiedzi - odparł generał swobodnie. - Takie, które mnie zadowolą.
Ruszył powoli w jej stronę, krok za krokiem, niespiesznie obchodząc ją dookoła i mierząc ją uważnym spojrzeniem, jakie zdawało się obdzierać ją z tych mokrych ubrań, które oklejały jej ciało. Ale jednocześnie z jakiegoś powodu Elspeth wiedziała, że gdyby faktycznie ktoś ją tutaj z tych ubrań obdarł siłą, nie czekałoby jej nic interesującego, bo to nie cielesne uciechy interesowały tego człowieka. Było w nim coś okrutnego i niepokojącego. Czy naprawdę chciała prowokować go i sprawdzać, do czego był w stanie się posunąć?
- Elf odpowiedział na wszystkie pytania i został wypuszczony wolno - odpowiedział na pytanie, które zadała Elspeth. - Dostał swojego konia i na nim odjechał. Wrócił do domu, na Archipelag, z którego nie powinien był się ruszać.
Mężczyzna zatrzymał się przed elfką, tak, że gdyby uniosła dłoń, mogłaby oprzeć ją o jego klatkę piersiową. Nie byłoby to chyba jednak najmądrzejsze. Uśmiechnął się znów, tak, jak na początku, grymasem niesięgającym oczu.
- Gdzie jest brama w Heliar? Opisz ją - zażądał. - W którym miejscu miasta otworzyło się wasze przejście?
Najpewniej to tam prowadził swoje wojsko. Elspeth nie miała pojęcia, jak wyglądała sytuacja w Heliar i w jakim stanie mieli zastać miasto, gdyby udało im się dotrzeć tam z Gorenem. Ten tutaj jednak zamierzał stanąć przeciwko mrocznym elfom i uniemożliwić im przejęcie powierzchni; kto wie, może i był w stanie do tego doprowadzić, przynajmniej w tym jednym miejscu. Obóz był duży, pełen doświadczonych wojowników, ale elfka nie wiedziała zbyt wiele o zakonie, jakiego przedstawicielem był jej rozmówca.
Obrazek

Wschodnia Ściana

178
POST POSTACI
Mężczyzna potrafił zastraszyć nie tylko swoim zachowaniem, ale też aparycją. Elspeth nie ważyła się podnieść wzroku, gdy stanął tuż przed nią, górując, grożąc samą postawą. W jego spojrzeniu nie mogła być warta grama uwagi ponad to, co mogła mu powiedzieć. Elspeth wiedziała jednak, że cokolwiek się stanie, nie chciała prowokować dowódcy. Jedno uderzenie, które otrzymała wcześniej od innego człowieka, wciąż było jeszcze odczuwalne. Wolała powstrzymać się przed otrzymaniem większej ich ilości.

Przygryzła wargę. Cokolwiek powiedział im Goren, zadziałało i elf mógł ruszyć w swoją stronę... o ile dowódca rzeczywiście mówił prawdę. Nie mogła mu ufać. Goren równie dobrze mógł być już tylko górą nieświeżego mięsa, wrzuconą gdzieś do dołu. Ale jeśli naprawdę zdołał się uwolnić... nie było sposobu, by przyjść jej z pomocą. Odsiecz nie nadejdzie. Rozważyła jeszcze użycie magii, ale i z jej pomocą, jej szanse były marne.

- Nie wiem. - Przyznała zgodnie z prawdą, ale szybko zreflektowała się. To nie była satysfakcjonująca odpowiedź. - Jestem żołnierzem Saell, nie z Heliar. Idę tam, z innego miejsca. - Wyjaśniła. - Nie byłam w Heliar. Nie znam Heliar.

Ta odpowiedź nie była dość dobra, zdawała sobie sprawę. Przygotowała się na cios.
Obrazek

Wschodnia Ściana

179
POST BARDA
Choć Elspeth przyszykowała się na cios, ten nie nadszedł. Mężczyzna stał nad nią nieruchomo, obserwując ją jak jeden z tych drapieżnych ptaków, które zdarzyło się jej kiedyś zauważyć wieczorową porą. Jego spojrzenie było równie przenikliwe i skojarzenie nie wydawało się takie kompletnie nietrafione - patrzył na nią jak na swoją ofiarę, jaką najpewniej miała zostać w przyszłości, niezależnie od poziomu satysfakcji z jej odpowiedzi. Bo czy istniała w ogóle szansa, że wypuści ją wolno, tak, jak wypuścił Gorena, czy do wyboru miała zdradzić swoich, albo umrzeć?
- Gdzie jest Saell? - spytał.
Nie czekał na pytanie od niej, jeśli sama nie wyszła z inicjatywą, po prostu zadawał kolejne. Odsunął się od niej, dając jej trochę przestrzeni i dopiero wtedy dotarło do niej, jak bardzo przytłaczająca była jego bezpośrednia obecność.
- Jak to się stało, że z waszego ataku na ich karawanę przeżyła akurat wasza dwójka?
Elspeth dobrze wiedziała, że to było podchwytliwe pytanie, bo Goren z pewnością został spytany o to samo i generał znał już na to odpowiedź. Z pełną nonszalancją wrócił do stołu, by sięgnąć po kawałek jakiegoś mięsa na kości, najpewniej nogę z jakiegoś ptactwa, upieczoną złociście nad ogniem. Wgryzł się w niego, a elfka poczuła, jak coś w jej żołądku skręca się boleśnie. Głód to była jedna rzecz, ale głód przy obserwowaniu, jak je ktoś inny, był zupełnie innym poziomem cierpienia.
- Dlaczego idziesz do Heliar, zamiast wrócić do Saell, Elspeth?
Obrazek

Wschodnia Ściana

180
POST POSTACI
Tak, jak Elspeth sądziła - ci, którzy żyli na powierzchni, byli miękcy. Chociaż chcieli łamać ją głodem, zimnem i niewygodami, nie uciekali się do najbardziej skutecznych sposobów wyciągania informacji - bólu i tortur cielesnych. Mogli początkowo tylko próbować delikatniejszych metod, uciekając się do ostateczności później... Elspeth nie wiedziała, czy chce tego próbować.

- Jestem askar. Żołnierz. - Przypomniała mężczyźnie. Przestąpiła z nogi na nogę, próbując rozgrzać się przynajmniej w ten sposób. - Nie widziałam Saell od... od wyjścia. Miesiące. - Wyjaśniła. To również była prawda. Dowódczyni nie meldowała się takim, jak ona.

Odmawiała ugięcia się przed tym mężczyzną, lecz jej położenie i jego postawa nie pomagały jej w zachowaniu pewności siebie. Wysoki i postawny, ona zaś drobna, otoczona, bezbronna. Zagryzła mocniej zęby, odmawiając poddania się.

- Nie wiem. - Jej odpowiedź była szybka. Chociaż pytanie było podchwytliwe, nie mogła zdradzić się tak łatwo. - Miałam worek na głowie. Słyszałam walkę. Potem... już elf torturował mnie światłem słońca. Nie widziałam. - Wyjaśniła, uciekając się do niezbyt wyszukanego kłamstwa. Opuściła wzrok, gdy kapitan zaczął zajadać się jej kolacją. Czy założy też przygotowane dla niej ubrania? Nawet ta myśl, która pozornie miała odwrócić uwagę od patrzenia, jak ktoś napełnia brzuch, podczas gdy jej kiszki skręcają się z głodu, nie pomogła. - Przez Heliar pójdę do Saell.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”