Wschodnia Ściana

151
POST BARDA
Wiwerna do samego końca nie była świadoma, że za jej plecami czyha na nią inny, mały i niedoceniony przez nią przeciwnik. Elspeth mogła spokojnie przygotować się do ataku, wycelować i rzucić na jaszczura z włócznią, by przebić nią jego wielki łeb. Wystarczyło obejść go od boku, rozpędzić się na niewielkiej przestrzeni i odbić od ściany, by nabrać odpowiedniego impetu. Grot z chrzęstem wbił się w czaszkę, przebijając grubą kość i miękką tkankę mózgu. Zbolały ryk wypełnił powietrze, a bestia szarpnęła głową w ostatnim odruchu i próbie ocalenia utraconego już życia. Trzymająca broń i pilnująca, by zadać skuteczny ostateczny cios elfka nie zdążyła uciec, gdy wiwerna w desperacji przewróciła się na plecy i huknęła o kamienną podłogę, przygniatając wojowniczkę. Elspeth poczuła przeszywający ból w biodrze, jakby przy upadku zahaczyła o coś ostrego, co leżało na ziemi, wśród szczątków ofiar. Duże, żółte oko wpatrywało się jeszcze w nią przez chwilę wściekle, zanim kompletnie ulotniły się z niego resztki świadomości, a zwierzę padło, zabite jednym, celnym ciosem przez elfkę z podziemi.
Nie była w stanie sama zepchnąć z siebie wielkiego cielska, ale z pomocą przyszedł jej Goren, który w międzyczasie przecisnął się przez metalowy stelaż z powrotem na zewnątrz. Gdy duże, łuskowate zwłoki wreszcie przestały przygniatać ją do ziemi, mogła sprawdzić, z czego wynikał ból. Jej spodnie rozcięte były na wysokości biodra, odsłaniając podłużne, ale dość płytkie cięcie. Nie wiedziała, co je zadało. Nieruchome skrzydła wiwerny przykrywały wszystko, co interesujące.
- Dziękuję - sapnął elf. - Zabiłaś ją. Tak po prostu. Jesteś... dobra - przyznał z podziwem.
Ze stęknięciem usiadł pod ścianą, podwijając zakrwawioną nogawkę. Jego łydka była mniej poszarpana, niż można się było spodziewać. Jedna głębsza rana po jakimś zębie i w sumie tyle, reszta obrażeń była dość płytka. Poruszył stopą, sprawdzając, jak wpływa to na jego mobilność, a potem westchnął i oparł głowę potylicą o ścianę, spoglądając na Elspeth.
- Nic ci nie jest? - spytał i zmierzył ją spojrzeniem, dopiero teraz dostrzegając plamę krwi na jej biodrze. - Jesteś ranna.
Zaklął i zamknął oczy na chwilę, zmuszając się do uspokojenia oddechu. Stalowa konstrukcja górowała nad nimi, wycelowana w niebo. Choć wielka, wydawała się nieduża, gdy obok leżało martwe ciało jaszczura, zajmujące prawie całą przestrzeń najwyższego piętra wieży. Ani Goren, ani Elspeth nie pasowali do tego obrazka, ale elfowi nie było chyba spieszno do schodzenia na dół.
- Nie myślałem, że po mnie wrócisz - przyznał cicho.
Obrazek

Wschodnia Ściana

152
POST POSTACI
Sama nie wierzyła, że uda jej się zabić wiwernę w taki sposób, lecz los jej sprzyjał: Elspeth zabiła potwora. Kiedy ostrze przebiło czaszkę i zagłębiło się w miękką tkankę, elfka nie miała czasu, by uciec i cielsko zwaliło się na nią. Jęknęła, gdy wiele kilogramów gada przygwoździło ją do podłogi. Ostry ból zasugerował, że nawet po śmierci, bestia była groźna. I tym razem, gdyby nie Goren, byłby to jej koniec. Elf na szczęście nie był na tyle ciężko ranny, na ile mógłby i udało mu się wydostać ją spod zwłok.

Elspeth dopiero teraz poczuła szybko bijące serce, ból rozerwanej skóry, strach, który wcześniej zdołała w sobie zdusić. Usiadła, podpierając się o resztki ściany.

- Zabiłam ją. - Powtórzyła po Gorenie, samej nie wierząc w to, co widzi. Z bliska, szczątki wiwerny robiły wrażenie. Gdyby tylko jej oddział mógł to widzieć! - Zabiłam ją. Zabiłam. - Powtórzyła, by znaczenie tych słów w końcu do niej dotarło.

Nie była chętna do dzielenia się swoimi bolączkami, ale widziała, że krwawi. Przycisnęła dłoń do rozcięcia, odrzucając na moment włócznię na bok. Chwilowo byli bezpieczni. Widziała, że jej rana jest w niezbyt dobrym miejscu, bo choć płytka, to ciężka do uciśnięcia, do zamknięcia. Najłatwiej byłoby zalać ją olwią lub zaszyć, ale chwilowo nie mieli ani tego, ani tego. Goren również był ranny... potrzebowali pomocy z zewnątrz. Nie przyznała tego na głos. Wolała, by zaproponował to Goren.

- Nic mi nie jest. - Mruknęła, starając się wzrokiem dostrzec, co ją dorwało, choć mogła się spodziewać, że będzie to ukryte pod błoniastymi skrzydłami. - Musisz zabrać mnie do Heliar. Nie pozwolę ci umrzeć. - Przymknęła powieki, unikając spojrzenia elfa. Bo czemu właściwie go uratowała? Miała inne wyjścia, mogła uciec, mogła go zostawić... ale nie potrafiła się do tego zmusić.
Obrazek

Wschodnia Ściana

153
POST BARDA
Uśmiech, w jakim rozciągnęły się usta Gorena, był nieco rozczarowany, a sam elf powstrzymał się od komentarza. Miał ją zaprowadzić do Heliar, to prawda. Takie było jego zadanie, z tego miał się wywiązać, bez niego jej powrót do swoich byłby znacznie trudniejszy. Mogłaby iść według mapy, ale nie wiedziała, na ile jest ona zgodna z rzeczywistością, a na ile stanowiła mniej-więcej poprawną wizualizację, rozrysowaną z pamięci mężczyzny. Pobiec za koniem, znaleźć wierzchowca i udać się daleko stąd, pozwalając wiwernie wcześniej czy później nasycić się swoją nową ofiarą i nie przejmując się już nigdy więcej ani wielkim jaszczurem, ani problematycznym elfem.
- Powinniśmy spróbować znaleźć Lunę - powiedział po długim milczeniu. - W jukach jest wszystko, czego potrzebujemy. Już niezależnie od tego, czy będziemy mieć na czym jechać, czy nie, potrzebujemy tego, z czym odbiegła. To nie powinien być problem, na pewno nie jest daleko.
Otworzył oczy i wyprostował się, odwracając się do Elspeth, by pochylić się nad jej rannym biodrem. Nie miał zbyt wiele szczęścia odkąd postanowił uciec z podmroku, najpierw włócznia w ramię, teraz zęby wiwerny w nogę, ale o dziwo w tym wszystkim nie myślał tylko o sobie.
- Pokaż - polecił i poczekał, aż elfka usadowi się tak, by mógł sprawdzić, jak poważnie jest ranna. Niezależnie od tego, czy usiadła bokiem, jednym biodrem w jego stronę, czy wstała, Goren ostrożnie rozchylił materiał jej rozdartych spodni, chcąc przyjrzeć się jej obrażeniom. Poza tym jednym, krwawiącym rozcięciem, Elspeth czuła obolałe plecy po wcześniejszym upadku i pulsujący ból w łokciu, którym też musiała w coś uderzyć, gdy potwór miotnął się w ostatecznej agonii.
- Będziesz żyć. Wygląda na płytkie cięcie, powinno się szybko zagoić - stwierdził. - Chyba, że mroczne krwawią inaczej, ale z tego co wiem, wasze ciała działają tak samo, jak nasze. Na wszelki wypadek powinnaś użyć tego ziołowego wywaru, jaki zrobiła dla mnie tamta dziewczyna. Nie zaszkodzi, a może pomóc... tylko trzeba znaleźć konia.
Stęknął i wstał, by kulejąc zrobić kilka kroków w kierunku głowy martwego stworzenia. Stanął nad nią, wpatrując się w puste oko i rozchyloną, zębatą paszczę. Teraz nie wyglądała ona tak groźnie, jak przedtem, choć wciąż fakt, że Elspeth samodzielnie zabiła coś tak wielkiego, był bardziej, niż imponujący. Ile było w tym szczęścia, a ile jej faktycznych umiejętności, mogli tylko zgadywać.
- Powinnaś wziąć sobie trofeum. Zęby. Łuski - stwierdził nagle, by zerknąć na nią potem przez ramię. - Zostaniemy tu już na noc. Pójdę poszukać Luny. Chcesz na mnie tu poczekać? Możesz w międzyczasie rozpalić ognisko na dole.
Potem elf uniósł wzrok na dziwny mechanizm, skierowany w niebo.
- Mam pewne przypuszczenia, co to może być. W nocy sprawdzę, czy są prawdziwe. Jeśli będą... może nawet zrekompensuje nam to tego pieprzonego jaszczura.
Obrazek

Wschodnia Ściana

154
POST POSTACI
To poczucie winy, które pojawiło się w jej wnętrzu, musiało zostać zduszone w zarodku. Goren potrzebny był do doprowadzenia jej do domu, niczego więcej. Elf sam powiedział, że nie chce służyć Cesarzowej, więc najpewniej zginie, gdy tylko wykona swoje zadanie. Elspeth spuściła wzrok, nie chcąc patrzeć na jego rozczarowany uśmiech. Zresztą, musiała skupić się na swojej ranie.

- Mhm. - Zgodziła się, gdy wspomniał o Lunie. - Boi się. Mogła uciec daleko. - Zauważyła. Nie znała się na koniach, ale skoro ten nie stanął do walki, jak zrobiłby każdy porządny pająk, to znaczy, że wpadła w panikę i zbiegła. Miała dużo czasu, by puścić się galopem w nieznane.

Wahała się tylko moment, nim pokazała Gorenowi swoją ranę, odwracając się do niego bardziej bokiem. Zdusiła każde syknięcie, które chciało wyrwać się z jej ust, gdy fragmenty materiału spodni drażniły świeże cięcie. Nie tylko otwarta rana była problematyczna, bo plecy i łokieć również zaczynały dawać o sobie znać.

- Muszę to zaszyć. - Mruknęła, ale wiedziała, że bez igieł i nici nie ma takiej możliwości. Słyszała o wykorzystaniu własnych włosów jako szwów, lecz nie była pewna, czy chce to testować nie wiedząc, co tak naprawdę robi. - A ty? Ugryzło cię. - Wskazała na wiwernę.

Nie interesowały jej trofea. Łuski i zęby nie musiały oddawać prawdziwej formy potwora, czego nauczyła się w Podmroku. Pokręciła lekko głową, dalej wpatrując się w jaszczura. Nawet martwy był... przerażający. Z każdą chwilą, coraz bardziej.

- Co to? - Dopytała, na nowo interesując się konstrukcją. - Idź po konia. Ja zostanę. - Postanowiła, powoli zbierając się do pionu.

Chciała najpierw rozpalić ognisko, tak jak podpowiedział Goren, używając do tego zawalonych elementów konstrukcji, lecz najpierw nieczytelnych książek, jako rozpałki. Kiedy ogień będzie już stabilny, chciała przeszukać wieżę - od półek i przyborów maga, po samego nieszczęśnika, pogrzebanego pod zawalonym stropem. Nie zamierzała też ominąć ofiar wiwerny. Stworzenie nie mogło przecież żywić się dobrym metalem i artefaktami, o ile nieszczęśnicy jakieś przy sobie mieli.
Obrazek

Wschodnia Ściana

155
POST BARDA
Spytany o własne rany, Goren opuścił wzrok na nogę. Wpatrywał się w nią przez chwilę bez słowa, ważąc na języku to, co może chciał powiedzieć, a może wręcz przeciwnie.
- Przeczyszczę, ścisnę opatrunkiem. Będę się martwić, jak się zacznie babrać. Nie mam dostępu do zbyt wielu medyków w najbliższej okolicy, więc nie mam dużego wyboru. Mogę chodzić, w każdym razie. Doprowadzę cię do Heliar.
Gdy pokręciła głową, niezainteresowana zabieraniem dla siebie trofeów z zabitej bestii, elf sam pochylił się nad głową wiwerny i powoli wyciągnął rękę w jej stronę, jakby obawiał się, że ta za moment obudzi się i mu ją odgryzie. Do niczego takiego nie doszło, więc mógł zacisnąć dłoń na jednym z dużych, żółtych zębów potwora. Teraz, gdy można było porównać jego wielkość z ręką Gorena, do Elspeth docierała świadomość tego, jak wielka i groźna była jej ofiara, dzięki przychylności losu zabita jednym, celnym ciosem. Mężczyzna szarpnął, ale ząb pozostał na miejscu. To zadanie wymagało więcej siły, więc chwilowo zrezygnował.
- Pokażę ci, jak wrócę i sprawdzę, czy wciąż działa - obiecał, a potem, kulejąc, zszedł po schodach na dół i zostawił ją samą.
Nie było go długo. Do tego stopnia długo, że na zewnątrz zaczynał zapadać już mrok. Z okien wieży najpierw mogła obserwować pomarańczową łunę zachodzącego słońca, nadającą światu ciepłych barw. Otaczające ruiny wysokie trawy tańczyły na wietrze jak cienka tkanina, pobudzana do ruchu delikatną dłonią. Potem zaczęło robić się ciemno, a niebo przyoblekło się w całun z gwiazd. Elfka znalazła sobie jednak zajęcie na czas oczekiwania, postanawiając przeszukać wieżę na własną rękę.
Wśród rzeczy maga nie znalazła niczego, co mogłaby uznać za cenne. Księgi, nadgryzione zębem czasu, ale takie, jakie dało się jeszcze odczytać, mogła zebrać na jedną stertę, by Goren po powrocie mógł je poprzeglądać i ocenić, czy są cokolwiek warte. Nie trafiła nawet na jedną złamaną monetę - a przynajmniej nie na niższych poziomach, które musiały już zostać oczyszczone przez innych nocujących tu niegdyś śmiałków. Tym bardziej nie wpadły jej w ręce żadne artefakty. Odkopany z gruzów właściciel wieży stanowił tylko stertę kości, obleczoną w brudny, podarty i zakurzony strój. Ich kształt i wielkość wskazywała na elfa, bądź człowieka, ale Elspeth nie potrafiła ocenić dokładnie.
Inaczej było z tymi, którzy zostali zaciągnięci bezpośrednio do leża wiwerny - w kieszeniach i sakiewkach tamtych elfka znalazła trochę złota, biżuterię, czasem naprawdę piękną, trochę broni, która okazała się bezużyteczna w starciu z zębatą paszczą jaszczura... do zapadnięcia zmroku nie wiedziała jednak, czy mieli wierzchowca, który będzie mógł to wszystko udźwignąć, czy straciła zarówno konia, jak i towarzysza, jaki udał się na poszukiwania i nie wrócił.
W końcu jednak jej wyczulony słuch wyłapał w wieczornej ciszy odległe parskanie Luny, a potem dźwięk jej kopyt, powoli kroczących w stronę wieży. Gorenowi udało się znaleźć ją i przyprowadzić z powrotem, razem ze wszystkim, co znajdowało się w przytroczonych do siodła jukach. Gdy ponownie przywiązał wodze do gałęzi, wszedł do środka, z małą torbą, przewieszoną przez ramię. Nie kulał już tak bardzo, a przez dziury w jego podartej nogawce elfka dostrzegła białą tkaninę opatrunku. Musiał zająć się tym, jak tylko znalazł konia; rozsądnie, jeśli nie chciał się wykrwawić jeszcze zanim wrócił. Uśmiechnął się do kobiety ciepło, jakby na chwilę zapomniał, że traktowała go jak niewolnika. Odnalezienie Luny musiało sprawić mu wiele radości.
- Miałaś rację. Odbiegła daleko.
Podszedł do niej i podał jej torbę. Wewnątrz znalazła ziołowy specyfik i resztki białej tkaniny na bandaż. Wyglądało na to, że od jutra będą musieli zacząć ciąć ubrania. Na całe szczęście, mieli ich całkiem sporo. Elf zerknął na rozpalone przez Elspeth ognisko, a potem skupił spojrzenie na niej, przez chwilę w milczeniu obserwując jego blask, tańczący na jej popielatej skórze.
- Pomogę ci z tym, jeśli chcesz - zaproponował, by po chwili ciszej dodać. - Nie pamiętam, czy podziękowałem ci, że po mnie wróciłaś. Nie musiałaś, ale to zrobiłaś, ryzykując własnym życiem. Dziękuję.
Obrazek

Wschodnia Ściana

156
POST POSTACI
Zabieranie trofeów z zabitej bestii było ciekawą, lecz dziwaczną rzeczą. Ząb czy cokolwiek innego w żaden sposób nie mogło dowieść wielkości zdobyczy, nie było też dowodem na rzeczywiste zabicie potwora przez noszącego trofeum. Goren zabrał się za wyrywanie zęba z jej ofiary i Elspeth sama nie wiedziała, czy jej się to podoba. Szczęśliwie kieł nie puścił, pozostając w szczęce, więc miała jeszcze czas, by się nad tym zastanowić. Wiwerna rzeczywiście była wielka i groźna, była zdobyczą wartą uwiecznienia.

Goren odszedł w poszukiwaniu konia. Dzień chylił się ku końcowi, a elf nie wracał. Niebo pokazało całą gamę oślepiających kolorów, po czym przyoblekło się w czerń, lecz mężczyzna przepadł, dając Elspeth dużo czasu na przeszukanie wieży. Zniszczone księgi mogły posłużyć jedynie za rozpałkę, nawet te, których tekst można było jeszcze rozczytać. Reszta znalezisk również była rozczarowująca, od resztek maga, po brak... Czegokolwiek przydatnego, właściwie. Pieniądze i świecidełka zebrała na jedną kupkę, by Goren ocenił ich wartość. Niektóre części biżuterii przyciągały wzrok bardziej, niż inne, lecz czy były odpowiednie dla kogoś takiego, jak Elspeth? Pierścienie wpływałyby na pewność uchwytu, bransolety i wisiorki haczyłyby o ubranie, zaś kolczyki... Cóż, te dyskretne mogłyby się nadać. Zastanowi się nad tym później.

I kiedy zaczęło morzyć ją zmęczenie, a ciepło ogniska miło rozgrzewało, Goren w końcu postanowił wrócić. Elspeth zerwała się z miejsca, chcąc przywitać go w wejściu - lub być gotowa do ataku, jeśli to nie on, a ktoś inny, kto zobaczył z daleka wieżę. I chociaż miała zachować ostrożność, odpowiedziała uśmiechem na uśmiech elfa, ładnie podkreślony przez blask ognia.

- Bałam się, że uciekłeś z nią. - Przyznała żartobliwie, odbierając torbę. Ziołowe specyfiki i bandaże rzeczywiście mogły się przydać. Jej rana, choć w jakiejś części zasłonięta spodniami, wciąż narażona była na kurz wieży i otwierała się przy każdym nieuważnym ruchu. Materiał spodni przesiąknięty był krwią.

Podziękowania sprawiły, że Elspeth poczuła w swoim wnętrzu jakieś obce uczucie, które rozgrzało ją bardziej niż ciepło płomieni. Poczuła ciepło również na twarzy.

- Potrzebuję cię. - Mruknęła wbrew sobie, nie musiała jednak dodawać, że chodziło o drogę do Heliar. - Mógłbyś... Mógłbyś mi pomóc. - Zawahała się. - Jeśli chcesz. Potrafisz szyć?

Gotowa była obnażyć się ze spodni, by miał dostęp do jej rany. Miejsce na biodrze było zdecydowanie niefortunne!
Obrazek

Wschodnia Ściana

157
POST BARDA
- Przyszło mi to do głowy - przyznał Goren szczerze, wchodząc do środka. Nie musiał wracać, skoro już znalazł Lunę. Wystarczyło wsiąść na konia i odjechać, zostawiając Elspeth samą w środku niczego, z truchłem wiwerny nad głową i starymi książkami dookoła. Potrafiła polować, znalazłaby sobie coś do jedzenia, być może nawet wycięłaby sobie trochę mięsa z potwora, którego sama ubiła, a potem podążałaby na północny wschód i wcześniej czy później pewnie trafiłaby na swoich pobratymców.
Tym razem, gdy przypomniała mu, że go potrzebuje, w jego oczach dostrzegła rozbawienie. Coś zupełnie nowego, co dotąd nie pojawiało się w nich w reakcji na te słowa.
- Oczywiście. Nie wiem, co byś zrobiła, gdybym nie zaciągnął cię do wieży i nie zmusił do walki z czymś, co jest niewiele mniej groźne od małego smoka. Mogłabyś w ogóle nie wejść na górę, albo, co gorsza, ominąć to miejsce i jechać dalej - kąciki jego ust powędrowały lekko w górę, w grymasie bardzo bliskim do prawdziwego uśmiechu. Elspeth nie przypominała sobie, żeby do tej pory elf uśmiechnął się w jej towarzystwie chociaż raz. - Służę dalszą pomocą i opieką, księżniczko.
Gdy spytała o zaszycie rany, Goren zerknął niepewnie na jej zakrwawione spodnie, na powrót poważniejąc.
- Ja... nie wiem. Nigdy tego nie robiłem. Ale to nie może być trudne, prawda? - spróbował przekonać sam siebie. - Może to nie będzie konieczne. Wiem, jak zawiązać bandaż na biodrze, żeby dobrze zabezpieczyć ranę. Twoja nie wyglądała na głęboką. Jeśli do jutrzejszego poranka nie masz już w planach biegania i walczenia, myślę, że przez noc sama się zasklepi.
Zrzucił z ramienia torbę, kładąc ją obok ogniska, a potem przyciągnął sobie jakiś zdezelowany stołek, by usiąść na nim przy elfce. Skinął głową, rzucając jej wyczekujące spojrzenie, a gdy ściągnęła z siebie brudne spodnie, zabrał się za czyszczenie i opatrywanie jej obrażeń. Robił to sprawnie, jakby nie był to pierwszy raz, kiedy miał do czynienia z dokładnie taką raną. Jego dotyk był pewny, ale delikatny. Nie powodował więcej bólu, niż było to konieczne, choć ziołowy specyfik po nałożeniu dość mocno piekł.
- To urządzenie na górze... - zaczął, wyraźnie po to, żeby jakoś odwrócić uwagę elfki od tego, co robił. - Wygląda jak układ szklanych soczewek, który pozwala patrzeć daleko. Dużo dalej, niż widzi elfie oko. Czyjekolwiek oko. Skonstruowali taki w Taj'cah, stolicy Archipelagu i otworzyli go dla zwiedzających. Można było za opłatą wejść na wieżę i spojrzeć w niebo. Był ustawiony tak, że zawsze było widać albo Inę, albo Myrę. Któryś z księżyców - doprecyzował, zdając sobie sprawę z faktu, że Elspeth może nie znać tych nazw. - Przez soczewki wyglądały tak, jakby znajdowały się tydzień drogi od nas. Nie za dnia, oczywiście.
Na opatrunek elfki musiał pójść cały ich zapas czystego bandaża. Goren owinął go najpierw wokół jej bioder, a potem sprowadził go ukosem w dół i dookoła uda. Tak zrobił kilka razy, dopóki rana nie była odpowiednio zabezpieczona. Wojowniczka czuła nacisk, jaki utrzymywał wszystko w miejscu i tamował krew. Może mężczyzna faktycznie miał rację, może nie będzie musiał niczego szyć. Zawiązał materiał i odsunął się.
- Nie wiem, czy ten tutaj nadal działa. Z jednej strony wątpię, bo wszystko inne tutaj do niczego się już nie nadaje. Z drugiej strony, jeśli strzegła go wiwerna... - uniósł spojrzenie na Elspeth. Odbicie płomieni ogniska tańczyło mu w oczach. - Chciałabyś zobaczyć? Jeśli nie chcesz patrzeć w niebo, może uda się go przestawić i skierować w stronę Heliar.
Skinął głową w stronę rzuconej na podłogę torby.
- Przyniosłem czyste ubrania.
Obrazek

Wschodnia Ściana

158
POST POSTACI
- Więc dlaczego wróciłeś? - Elspeth nie rozumiała. Poczucie doprowadzenia sprawy do końca nie mogło być tak silne, by przywołało Gorena z powrotem do niej. Mroczna zastanawiała się nad tym wcześniej i doszła do tylko jednego wniosku: Goren musiał planować jakąś współpracę z jej rodzajem. Nie jako niewolnik, ale może jako szpieg? Dlaczego jednak teraz nie przyznawał tego głośno?

Tylko takie plany usprawiedliwiały jego uśmiech, jego rozbawienie.

- Wiedziałeś, że to zabiję. - Mruknęła, nie mniej rozbawiona. Nie spodziewała się tego typu okazu na miejscu, które wybrali na obóz i miała pewność, że elf również o tym nie wiedział. - Wiedziałeś, że jesteś ze mną bezpieczny.

Żarty były tylko żartami, bo obrażenia, które oboje odnieśli, były niestety prawdziwe. Obrażenia nogi Gorena mogły wpłynąć na jego mobilność, jeśli zaczną się jątrzyć. Rana na biodrze, choć powierzchowna, była wielce uciążliwa, bo blokowała jej ruchy. Musieli opatrzeć się tak dobrze, jak potrafili. Nie opierała się, gdy już pokazała mu biodro, a on zabrał się za jego czyszczenie i opatrywanie. Nie dała po sobie poznać bólu. Nie tylko do takiego przywykła.

- Mhm? - Odpowiedziała na jego opowieść o zestawie soczewek na wieży. - To jakaś forma magii? Nie zobaczę gwiazd bliżej niż nad jeziorem.

Już zaczynała tęsknić za domkiem u brzegu Jeziora Gwiazd. Nic nie mogło równać się nocnemu widokowi przy bezchmurnej nocy. Elspeth zanurzała się w głębinach kosmosu, wyobrażając sobie, jak mogłaby stąpać pośród gwiazd. Tutaj, na wieży, było ognisko, Goren, Luna i martwy zwierz. Brakowało magii.

Nim zdołała zacząć narzekać, Goren już uwinął się z raną. Opatrunek nieco zawężał jej ruchy, ale nie mogła narzekać. Lepsze było to niż dalsze krwawienie na spodnie. Złapał za swój płaszcz i okryła się nim, chowając przed towarzyszem ciemne nogi.

- Pokaż mi niebo. I Heliar. - Poprosiła, chwilowo ignorując czyste ubrania. Będą mieli czas na obmycie się i przebranie przed snem.
Obrazek

Wschodnia Ściana

159
POST BARDA
Goren nie odpowiedział. Cokolwiek stało za jego decyzją powrotu, zachował to dla siebie. Może faktycznie był gotów jednak nawiązać współpracę z mrocznymi, ale nie z nią samą, dlatego o niczym nie chciał jej mówić, a może miał jeszcze jakiś inny powód. Zmiana tematu przyszła naturalnie i dopóki Elspeth nie przyciskała go, by wyznał jej prawdę, elf nie kwapił się do wyjaśnień.
- Mhm - zgodził się z nią. - Jeśli są tu szczury, przed nimi też mnie obronisz?
Potem już zajął się jej raną, ze skupieniem godnym profesjonalnego medyka.
- Nie. Jeśli odpowiednio wygniesz szkło, powiększa to, co przez nie widzisz. Nie macie tego? - zerknął na nią w górę, z wysokości jej biodra. - Lupa? Okrągła, szklana soczewka powiększająca? Tam jest takich kilka i są dużo większe. Ale nie wiem już wiele więcej. Nie znam się na tym, nie wiem, jak dokładnie działa ta konstrukcja. Jeśli będzie zepsuta, nie będę umiał jej naprawić.
Znów uśmiechnął się nieznacznie, ale nie odpowiedział. Nie mógł obiecywać jej stąpania wśród gwiazd, jeśli nie wiedział, czy urządzenie zadziała, gdy zabierze ją na górę. Gdy skończył, zmył krew z rąk w przygotowanej wcześniej misce z wodą, zerkając na elfkę, która zamiast założyć spodnie, jak należy, zdecydowała się jedynie owinąć płaszczem. Nie skomentował tego, choć widać było po nim, że kusi go, by to zrobić.
- Chodźmy więc - zgodził się i ruszył w stronę przysypanych gruzem schodów, wyciągając do kobiety rękę, w razie gdyby chciała skorzystać z jego pomocy. A może to on tej pomocy potrzebował? Ona miała w biodrze mniejszą mobilność, on z kolei kulał, byli parą kalek, wspinającą się na dach. Może mogliby pomóc sobie nawzajem.
Na górze nic się nie zmieniło. Martwe ciało wiwerny przykrywało połowę kamiennej podłogi, a oni, podchodząc do teleskopu, musieli lawirować między łuskowatym stworzeniem, a kośćmi jego ofiar. Noc, która wyssała ze wszystkiego kolory, sprawiała, że nie było to tak przerażające, jak mogłoby być. Krew nie była już czerwona, a stanowiła ciemne, połyskujące plamy. Kości wtapiały się w tło, zanikając wśród ubrań i resztek ekwipunku pechowców, jakich wiwerna zaciągnęła tu wcześniej.
Sama konstrukcja jednak ustawiona była na metalowym stelażu, rozstawionym na ośmiu symetrycznych nogach, wśród których wcześniej Goren schował się przed paszczą potwora. Długa, lśniąca w świetle gwiazd tuba, jednym, szerszym końcem skierowana była w niebo, a drugim - wąskim, takim, które dało się objąć dwiema dłońmi - pochylała się nad niedużą platformą, do jakiej prowadziły jeszcze trzy schodki.
- Poczekaj - polecił elf i wszedł na podest, by przycisnąć oko do wizjera. Popatrzył, wymamrotał coś pod nosem, a potem pociągnął teleskop w jedną stroną. Tuba przekręciła się z przeraźliwym skrzypieniem, które poniosło się po okolicy. - Uch. Dawno nieruszane - skomentował Goren. - Ale działa. Jest jakieś pęknięcie, ale działa. Ustawiłem tak, żebyś mogła zobaczyć księżyce. Chodź.
Odsunął się i gestem zaprosił ją obok siebie, zachęcając, by ona także zajrzała do wizjera dziwnego urządzenia. Sam cofnął się o krok, robiąc jej miejsce. I choć faktycznie na obrazie, jaki się jej ukazał, widniała pionowa rysa, odcinająca jego fragment i zastępująca go nieprzeniknioną czernią, to przed oczami elfki otworzyło się niebo, jakiego nawet jezioro nie było w stanie jej pokazać.
Na granicy widoczności tkwił pomarańczowy krąg jednego z księżyców, a nieco niżej, na środku, widniał drugi, większy i biały, choć ten zdawał się być przekrojony na pół. Widziała je już wcześniej, sunące po niebie, ale nigdy tak duże, nigdy tak wyraźne. Ale to głównie gwiazdy wyglądały inaczej, niż te, do których zdążyła się już przyzwyczaić. Teraz różniły się od siebie wielkością, nabrały kolorów, a niektóre zdawały się pulsować, jakby swoim blaskiem chciały powitać Elspeth na powierzchni. W panującej dookoła ciszy, zakłócanej wyłącznie odległym szumem poruszanych przez wiatr traw, patrzyła, jak księżyce przesuwają się leniwie po niebie, sprawiając wrażenie, że gdyby tylko odpowiednio mocno wyciągnęła dłoń, mogłaby ich dotknąć.
Goren milczał, nie chcąc jej przeszkadzać.
Obrazek

Wschodnia Ściana

160
POST BARDA
- Szczury? - Elspeth zmrużyła oczy, szukając w pamięci słowa. - Małe, brązowe, z ogonami? Można je piec nad ogniem. - Uśmiechnęła się kącikiem ust, wprost sugerując, co myśli o takich przeciwnikach. Jeśli Goren chciał ją wystraszyć, musiał powiedzieć coś więcej, aniżeli wspomnieć o przerośniętych myszach.

Elfka, odmawiając chwilowo założenia spodni, by nie zabrudzić ich ponownie i nie naruszyć opatrunku, owinęła się w szatę, by zakryć nagie nogi. Nie było zimno, nie musiała okrywać się natychmiast. Mogła pozwolić biodru odpocząć.

- Na co mamy patrzeć, pod ziemią? - Zapytała bez złości w głosie, lecz z pewnym rozczarowaniem. Goren mógł lepiej przemyśleć swoje słowa. - Nie ma gwiazd. - Wyjaśniła, gdyby nie zrozumiał tylko za pomocą sugestii. Mimo to, jego słowa ją zaciekawiły i nie opierała się, gdy zaczął wspinać po schodach, na najwyższe piętro, tam, gdzie wiwerna była tylko ciemną górą, a kości śmieciami w kącie. Choć śmierć ich otaczała, nie musieli z nią obcować. Metalowe ustrojstwo, wycelowane w niebo, było dla Elspeth zupełną zagadką. Zaufała Gorenowi, gdy przywołał ją do siebie i sama zerknęła w wizjer.

To, co zobaczyła, sprawiło, że zabrakło jej tchu. Nie były to gwiazdy na jeziorze, ani nawet księżyce w najjaśniejszą noc. Mira i Zarul były blisko, zupełnie tak, jakby mogła je dotknąć. Choć patrzyła w lunetę, wyciągnęła dłoń, łapiąc jedynie powietrze. Nie była w stanie dotknąć gwiazd, pokazanych w zupełnie innym, piękniejszym wydaniu.

- Są... tutaj. Blisko. - Powiedziała, nie odrywając się od teleskopu. - Jaka to magia? Jak to możliwe? Są tutaj... jakbym mogła tam być. Goren? Jak tam się dostać? - Uniosła głowę, by spojrzeć na towarzysza.
Obrazek

Wschodnia Ściana

161
POST BARDA
- Mam na myśli... lupa powiększa też... - zaczął tłumaczyć się Goren, ale widząc wyraz jej twarzy, zrezygnował. Nie mówił na ten temat nic więcej, przynajmniej do momentu, w którym elfka sama nie stanęła przy teleskopie i nie zajrzała w niebo, na moment wkraczając pomiędzy gwiazdy. Kiedy odwróciła się do niego, zszokowana widokiem, mężczyzna uśmiechnął się do niej, a potem uniósł wzrok w górę, jakby mógł w ten sposób zobaczyć to, o czym mówiła. Ciemny, upstrzony jasnymi kropkami nieboskłon nie był jednak tym samym, co obraz w wizjerze. Nie mógł się z tym równać.
- To nie magia. To nauka. Wiedzą, jak odlać szkło i jak stworzyć odpowiednią konstrukcję... - Goren wzruszył nieznacznie ramionami. - Nie jestem uczonym. Nie potrafię ci wytłumaczyć. Może kiedyś w tej wieży znajdowały się schematy. Może nadal się znajdują, tylko wyblakły już i zniknęły w jednej z tych bezużytecznych ksiąg, które spaliłaś, albo które spalimy za chwilę.
Oparł się o barierkę, nie odrywając spojrzenia od ciemnego całunu nocnego nieba.
- To tylko obraz. Jakbyś oglądała gobelin z bliska. Nie potrafię zabrać cię pomiędzy gwiazdy - przyznał, a w jego głosie odezwała się nuta szczerego żalu. Pewnie sam chciałby móc się tam znaleźć. - Możemy na nie patrzeć i podziwiać je z oddali. Myślę, że takie konstrukcje, jak ta, są właśnie próbą dosięgnięcia ich, ale one są i zawsze będą nieskończenie odległe.
Spojrzenie Gorena z powrotem przeniosło się na twarz Elspeth.
- Niektórzy twierdzą, że w gwiazdach wszystko jest już zapisane. Życie tych, co już się narodzili i tych, których jeszcze nie ma. Twierdzą, że wszystko zostało w nich zapisane już na początku świata. Inni twierdzą, że myśl o powrocie do gwiazd jest jedynym, co czyni śmierć bardziej znośną - zamilkł na chwilę, by kontynuować już ciszej. - Wszystko przeminie. Ja, ty, wojny, inwazje. A one będą trwały, wieczne i niewzruszone.
Odepchnął się od barierki i, kulejąc, zszedł po kilku schodkach z powrotem na dół, na kamienne płyty dachu, na jakich ustawiono urządzenie.
- Będę na dole. Zostań tu tak długo, jak chcesz i obserwuj gwiazdy ile potrzebujesz. W kierunku Heliar spojrzymy jutro rano. I tak w nocy niczego nie zobaczymy.

Elspeth słyszała jeszcze przez chwilę, jak Goren krząta się piętro niżej, a potem musiał już zejść na parter, bo nie docierały do niej żadne dźwięki, poza wiatrem, tańczącym w gałęziach okolicznych drzew. Kiedy w końcu elfka zeszła na dół, mężczyzna chował coś do torby, zapewne jakieś znalezisko, które dla jego lubującego się w starociach gustu okazało się wartościowe. Mimo ognia, wciąż było tu dużo chłodniej, niż w karczmie, czy nawet chatce przy jeziorze, więc jeśli Elspeth chciała, mogła skorzystać z ciepła jego ciała tak, jak planowała zrobić to wcześniej; nie protestował, choć czuła, że nie ma pojęcia, co powinien zrobić z rękami. W końcu Goren zasnął, wycieńczony całym dniem i nieplanowaną walką, i chyba przez sen w odruchu objął ją i przyciągnął do siebie mocniej. Gdy czuła jego ciepły, spokojny oddech na czubku swojej głowy, sama też wcześniej czy później odpłynęła, by śnić o gwiazdach, których mogła dosięgnąć dłonią.

Poranek niczym ich nie zaskoczył, poza promieniem słońca, jaki bezczelnie wpełzł Elspeth na twarz. Ogień zgasł, ale nie było jej zimno, bo wciąż leżała w objęciach Gorena, który i tym razem nie obudził się przed nią. Słońce tańczyło w jego rozrzuconych, jasnych włosach i po jego powiekach, ale nie robiło to na nim absolutnie żadnego wrażenia. Z zewnątrz dobiegał śpiew ptaków i ciche parskanie Luny. Biodro... biodro mogłoby boleć bardziej. Gdy elfka nie naciskała na ranę, albo nie kładła się na tym boku, nawet jej nie czuła. Biorąc pod uwagę wczorajsze starcie, w którym oboje mogli stracić życie, ten dzień zaczynał się wyjątkowo sielsko.
Obrazek

Wschodnia Ściana

162
POST POSTACI


- Nie jest prawdziwe... - Nie dowierzała Elspeth, wracając do obserwowania gwiazd i księżyców przez teleskop. Niebo było skarbem, który jej pobratymcy mieli odkryć na nowo i zamierzała nacieszyć się nim tak długo, jak tylko mogła. - Nie może być. Jest piękne. Dziękuję, że naprawiłeś. - Powiedziała mu, szczerze wdzięczna za możliwość patrzenia przez teleskop. Nie wiedziała, czy poruszenie go i skierowanie ku odpowiedniej cześci nieba równało się naprawieniu, ale wiedziała, że sama nie byłaby w stanie tego rozgryźć. Nie planowałaby nawet zbadania metalowej konstrukcji, ani patrzenia przez wizjer.

Zapisała w pamięci, by zostawić przy życiu uczonych, którzy mogliby wiedzieć o tym więcej od Gorena. Jej bracia i siostry z podziemii, choć nie wszyscy równie romantycznej natury, z pewnością docenią widok, choćby był tylko odbiciem rzeczywistości.

- Może któregoś dnia dotkniesz ich. - Mruknęła, odwracając się do elfa jeszcze na moment, by posłać mu uśmiech. - Skoro gwiazdy wiedzą, to dom bogów. Spotkamy się w gwiazdach, wszyscy. - Zgodziła się. - Czy ci... Czy umarli w Podmroku trafili do gwiazd? - Zastanowiła się na głos, nagle zmartwiona. Mroczni zostali pozbawieni nieba, więc również wieczności między gwiazdami? Była to zatrważająca myśl.

Nie zatrzymywała Gorena, choć nie odmówiłaby jego towarzystwa na najwyższym piętrze. Spędziła z gwiazdami jeszcze dużo czasu, nie męcząc elfa swoją obecnością. Nie nalegała też na bliskość ani przed snem, ani w jego czasie, lecz nie odmówiła jej, gdy nadarzyła się okazja. Oboje mogli skorzystać ze swojego ciepła i rozluźnić się w ramionach tego drugiego.

Poranne słońce bezzmienie pozostawało problemem i oślepiało nawet przez powieki, odganiając sen, tak potrzebnych po poprzednim dniu pełnym wrażeń. Słońce miało jednak również tę zaletę, że pięknie rozświetlało złote włosy Gorena i grało na jego skórze, prezentując wszystkie jego walory. Choć tak inny od niej, nie wyglądał odpychająco. Szkoda byłoby go stracić, gdyby odmówił współpracy.

Elspeth nie zamierzała jednak zastanawiać się nad tym przesadnie długo, ciesząc się momentem, gdy elf był obok. Postarała się wywinąć z jego ramion bez budzenia go i zatroszczyć się o wygaszone ognisko. Potrzebowali ognia do przygotowania śniadania i zagrzania wody do przemycia ran. Choć te nie dokuczały bólem, należało o nie zadbać. Elspeth chciała również przeszukać juki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Mogła zabrać się za przygotowanie strawy.
Obrazek

Wschodnia Ściana

163
POST BARDA
Goren nie miał dla niej odpowiedzi na temat tego, czy tacy, jak ona, idą po śmierci do gwiazd. Nie miał też żadnego innego komentarza, pozwolił jej po prostu cieszyć się widokiem w samotności, gdy niekoniecznie mogła chcieć tam jego towarzystwa. W niezwykłym wizjerze, do którego przystawiała oko, księżyce wędrowały przez noc, a gwiazdy lśniły, dużo piękniej, niż te odbite od powierzchni jeziora kilka dni wcześniej.

Czując rano, jak Elspeth wyswobadza się z jego objęć, elf podświadomie podniósł rękę, by jej to ułatwić, ale wciąż jeszcze nie otwierał oczu. Może zrobił to przez sen, a może, skoro nie popędzała go do szybszego wstawania, postanowił pozwolić sobie na jeszcze chwilę odpoczynku. Elfka mogła swobodnie kręcić się po wieży, wiedząc, że nie zagraża im już mieszkający na dachu jaszczur.
Rozpalanie ogniska nie zajęło jej dużo czasu. Pod ścianą wciąż leżało jeszcze kilka kawałków suchego drewna, przyniesionych przez poprzednich podróżników, jacy tu obozowali. Szybko zajęły się one ogniem i dopiero jego przyjemne trzaskanie sprawiło, że Goren w pełni się obudził. Westchnął i otworzył oczy, przez chwilę jeszcze nie ruszając się z miejsca i tylko w milczeniu obserwując krzątającą się towarzyszkę. Patrzył, jak wlewa wodę do garnka, jak ustawia go nad ogniem, jak przeszukuje przyniesione torby w poszukiwaniu jedzenia. Tutaj go nie było, zjedli wczoraj wszystko, co przyniósł elf; musiała iść do konia, z którego zmęczony i ranny Goren wczoraj nie zdjął ani siodła, ani juków.
- Dlaczego tak bardzo chcesz wracać? - odezwał się nagle, jeszcze zanim wyszła. - Twoja jedna osoba nic nie zmieni w kontekście całej inwazji. Pewnie myślą, że nie żyjesz, tak, jak reszta twojego oddziału.
Usiadł na posłaniu, odgarniając jasne włosy z twarzy.
- Mogłabyś zobaczyć cały świat. Mógłbym ci pokazać wszystko, co ma do zaoferowania powierzchnia, gdybyś odłożyła włócznię i zgodziła się pojechać ze mną. Zabrałbym cię na Archipelag, do większego teleskopu. Pokazałbym ci morze, góry, pustynie, kolorowe ptaki i ogrody pełne kwiatów. Ty też mogłabyś być wolna.
Pokręcił głową w rezygnacji, jeszcze zanim cokolwiek zdążyła mu odpowiedzieć, bo dobrze wiedział, jaką odpowiedź usłyszy. Zamiast negocjować dalej, wstał i przeszedł do jednej z toreb, w której zaczął czegoś szukać - pewnie spodni na zmianę, które nie byłyby podarte i zakrwawione.
Elspeth w tym czasie mogła wyjść z wieży, sprawdzić jak trzyma się Luna i z jej juków wyciągnąć coś, co będą mogli zjeść na śniadanie. Chwilę zajęło jej znalezienie miejsca, w które Goren wetknął zapasy, ale w końcu udało się jej dostrzec mały worek z owocami. Gdy wyciągała go na zewnątrz, słuchając powitalnego parskania szarej klaczy, usłyszała nagły świst, a tuż obok jej spiczastego ucha przeleciała strzała, wbijając się w gałąź, do której przywiązane były wodze.
- Stój - rzucił ktoś ostro.
Gdy się odwróciła, dostrzegła mężczyznę z łukiem, celującego kolejną strzałą i dobrze wiedziała, że gdyby ją wypuścił, tym razem nie byłby to strzał ostrzegawczy. Człowiek miał na sobie zbroję z emblematami, które nic jej nie mówiły. Towarzyszyły mu dwie inne osoby, które zaraz wynurzyły się spomiędzy wysokich traw - drugi, brodaty mężczyzna i wysoka kobieta, wszyscy ubrani tak samo, wszyscy z napiętymi łukami, skierowanymi w nią.
- Ręce do góry. I żadnych sztuczek, jak nie chcesz umrzeć, diable.
Obrazek

Wschodnia Ściana

164
POST POSTACI
Poranna krzątanina była całkiem przyjemna. Choć Elspeth nie dospała, bo spędziła przy teleskopie więcej czasu, niż było to mądrym, to słońce nie pozwalało jej na dalszy sen. Zresztą, poranek wydawał się rześki. Elfka niemal podskoczyła, gdy usłyszała słowa Gorena. Czy to nagły dźwięk głosu w ruinach wieży spowodował jej zaskoczenie, czy raczej treść przekazu?

- Świat widziałabym zza maski. - Uśmiechnęła się do Gorena smutno. Czy rozważała zwiedzanie świata? Oczywistym było, że była ciekawa tego, co oferuje powierzchnia. Jej wygląd i pochodzenie nie pozwalały jednak na poznanie świata pod słońcem. - Nigdy nie będę wolna, gdy wy rządzicie światem. Czemu chciałbyś pokazać mi to wszystko? - Zagadnęła jeszcze, zaczepnie. Obudziła się w dobrym nastroju i nie było powodu, by karcić towarzysza za niedorzeczne pomysły. Nikt nie zabraniał im marzyć. - Nie mogę.

Dopiero po czasie zrozumiała, że z maską nie powinna się rozstawać, nawet jeśli wnętrze i okolice wieży wydawały się bezpieczne. Odludne miejsce, nawiedzane przez wiwernę, miało być dla niej chwilowym azylem pod słońcem. Ale to właśnie blask słońca, a może przyjemne rżenie Luny, uśpiły jej czujność, gdy chciała zabrać prowiant z juków. Dopiero świst strzały zaalarmował ją, że nie jest sama.

Odwróciła się powoli, posłusznie unosząc dłonie ku górze. Nie zabrała ze sobą ani włóczni, ani swojego miecza, za to napastnicy byli uzbrojeni. Trójka ludzi z nieznanymi emblematami nie mogła świadczyć o niczym dobrym i Elspeth wiedziała, że tym razem nie ma szczęścia.

Mogła liczyć tylko na pomoc Gorena.

- Nie jestem diabłem! - Powiedziała głośno, lecz nie krzyczała. Pozostało jej modlić się do wszystkich znanych bogów o to, by Goren usłyszał jej słowa! - Nic nie robię!
Obrazek

Wschodnia Ściana

165
POST BARDA
- Odsuń się od konia - polecił mężczyzna, robiąc krok w jej stronę. Jeden, potem drugi.
Cała trójka wpatrywała się w nią intensywnie, choć na każdej twarzy Elspeth widziała inne emocje. Ten, który do niej mówił, patrzył na nią uważnie, czujnie, jakby miał do czynienia z drapieżnikiem, który zaraz może rzucić mu się do gardła. W oczach kobiety był strach, w oczach brodacza natomiast - obrzydzenie. Żadne z nich nie wyglądało, jakby skłonne było usiąść z nią i porozmawiać.
- Jesteś jedną z nich - odezwała się kobieta. Miała krótkie włosy i twarz naznaczoną trudami życia. Na jej szyi wisiał symbol czerwonej gwiazdy, mocno odcinający się od ciemnego napierśnika. - To mroczna elfka. Najpewniej zwiad z Heliar. Zabijmy ją.
Mężczyzna, będący dowódcą tej małej grupki, albo przynajmniej osobą decyzyjną, pokręcił tylko krótko głową i podszedł jeszcze o krok bliżej. Elspeth dobrze jednak wiedziała, że nie chce jej oszczędzić z sympatii. Jeśli chciał zachować ją przy życiu, musiał mieć ku temu inne powody, takie, które niekonieczne mogły dobrze jej wróżyć.
Drzwi wieży huknęły i ze środka wypadł Goren, trzymający miecz w dłoni. Zdążył w międzyczasie zmienić spodnie i na nowo, porządnie związać włosy. Dwa z trzech łuków momentalnie wzięły go na cel, ale gdy przybysze zorientowali się, że nie mają do czynienia z kolejnym mrocznym, kobieta z powrotem wycelowała w Elspeth.
- Drugi elf - prychnął brodacz, mierząc go spojrzeniem. - Kolaborujesz z nią? Pieprzona spiczastoucha zaraza.
Gorenowi wystarczyło jedno spojrzenie, najpierw na nich, potem na elfkę, by podjąć decyzję. Westchnął z ulgą i opuścił miecz, a jego spięte ramiona rozluźniły się wyraźnie.
- Złapaliście ją, całe szczęście. Uciekła mi - powiedział. - Trafiłem na nią niedaleko stąd. Obezwładniłem i prowadziłem do Saran Dun, do waszego zakonu. Na pewno ma informacje, które Wielki Mistrz mógłby wykorzystać.
Wysoki mężczyzna zerknął na niego krótko, za to brodacz zmierzył pełnym powątpiewania spojrzeniem najpierw jego, potem Elspeth.
- Ma opatrunek na biodrze. Dobrze się o nią troszczysz.
- To poważna rana. Nie chciałem, żeby padła przed dotarciem do miasta
- po chwili wahania rozsznurował trochę koszulę i odsłonił bandaż na własnym ramieniu. - Walczyliśmy, to są tego skutki. Ja też jestem... zmęczony. Straciłem czujność, nie słyszałem, jak wyzwala się z więzów. Dobrze, że tu byliście.
- Powiedziała ci już coś?
- spytał dowódca, nie odrywając spojrzenia od Elspeth, ani nie opuszczając łuku.
Goren parsknął pozbawionym rozbawienia śmiechem.
- Chętnie bym porozmawiał, gdybym nie musiał tego robić z obawą, że ten tutaj przeszyje mnie strzałą.
Brodacz przez chwile jeszcze patrzył na niego ze złością, by w końcu zmienić cel na stojącą przy Lunie mroczną. Pozostała dwójka natomiast, wysoki mężczyzna i kobieta, podeszli do niej, opuszczając broń. Zamierzali ją obezwładnić i związać, by nie stanowiła zagrożenia, jakim niewątpliwie była.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”