Re: Wschodnia Ściana

61
Drużyna słuchała Tessy z uwaga. Słowa awanturniczki jeszcze bardziej uwypukliły tymczasowy podział na dwa obozy: złych i dobrych. Lorhin i Ira, słuchając słodkich słów prawdy płynących z ust swojej stronniczki, przytakiwali głową. Może nie ze wszystkim się zgadzali, lecz ogólny sens, puenta wypowiedzi, trafił do nich celnie. Z drugiej strony odłam "bohaterów" pojmował ową prawdę jako gorzką, w dodatku taką, którą można zrozumieć, lecz nie trzeba się z nią zgodzić. Obecna sytuacja, brutalna rzeczywistość sprawiła, iż potencjalny wynik "niezgodzenia się z prawdą" i bezceremonialne pokazanie tego znany był już z góry. Zatem Warford i dwójka byłych więźniów, chcąc nie chcąc, musieli pogodzić się ze stanem rzeczy i spojrzeć z podniesionymi głowami w stronę nadchodzącej przyszłości. Obecnie spoglądali jedynie na buchający ogień, pożerający kolejne budowle, bez wahania trawiący niewinne kobiety, dzieci, starców i trzodę chlewną.
Zapadło milczenie. W końcu Warford oderwał twardy wzrok od płomieni i uśmiechnął się słabo, patrząc to na Tessę, to na pozostałych.
- Pewnie masz rację. Ale gdy już uratujecie ten wasz wymiar czy tam świat, z którego pochodzicie, to bohaterami się staniecie, prawda? - Wzruszył ramionami i powoli wznowił wędrówkę. - Wielcy przybysze z innego świata nie potrafią ocalić grupki słabych i bezbronnych chłopów przed słabo uzbrojonymi, wygłodniałymi rabusiami, a planują walczyć z czarnym magiem o mocy boga, ratując przy tym aż dwa wymiary. Cóż za ironia.
Znacznie przyspieszony krok i lekko obniżona postawa informowały, iż Warford nie zamierzał kontynuować dalszej rozmowy. Pozostała czwórka milczała, pragnąc jak najszybciej oddalić się od palonej wioski, z której dochodzące krzyki towarzyszył im jeszcze przez jakiś czas.

Grupa, idąc w swojej standardowej formacji, omijała pozostałe wsie, jeśli tylko były widoczne. W końcu jednak słońce zaszło niemal całkowicie, mrok pochłaniał światło, utrudniając poruszanie się nawet niewielkiej odległości. Nikt nie musiał mówić na głos, jaki miał być kolejny krok.
- Proponuję rozbić obozowisko za tamtym pagórkiem. Bylibyśmy osłonięci z jednej strony - powiedział Lorhin, wskazując miejsce.
- Albo... - szybko dodała Ira - możemy iść do tamtych zabudowań. Nie pali się tam żadne światło, pewnie to jakaś splądrowana i porzucona wioska. - Pokazała kosturem, wykończonym smoczą głową, sugerowane miejsce.
- Albo... - odezwał się Warford - rozłożymy obóz między tamtą grupą drzew. - Wskazywał niewielką przestrzeń całkiem niedaleko, gdzie drzewa rosły ciaśniej.
Wszystkie trzy miejsca znajdowały się w różnych kierunkach, mniej więcej w tej samej odległości od siebie. Dwójka byłych więźniów wydawała się ledwo dostrzegać te miejsca, lecz Tessa nie miała z tym najmniejszych problemów.

Re: Wschodnia Ściana

62
Tessa rzuciła Warfordowi ostre spojrzenie. Nie odpowiedziała. Miał rację. To wszystko zakrawało na ironię. Czy byli bohaterami? Reyes nie czuła się ani wielka ani szczególnie szlachetna. Nie teraz, gdy dumę musiała schować w kieszeń.
Uwadze wiedźmy nie uszedł fakt, że Kerończyk popisał się wyjątkowo szczegółową wiedzą na temat ich misji. Podczas dalszej wędrówki zastanawiała się (wybierając zastępczy tor rozmyślań dla spalonej wioski), ile tak naprawdę zdradziła mu cała trójka. Nie przypominała sobie, aby oceniała siłę nekromanty tuż przy nim. Głowy by jednak za to nie dała, wiedząc, że podczas wczorajszego upojenia alkoholowego mogła coś przypadkiem chlapnąć. Może reszta mu zdradziła albo sam się domyślił. Warford może i zachowywał się jak pomyleniec, ale głupim nie można byłoby go nazwać. Wobec tego pojawiła się pewna wątpliwość, wcześniej poważnie brana pod uwagę.
Ponownie poczuła nieufność, gdy ten zaproponował trzecią możliwość noclegu, ukrywając się wśród drzew. Tessa od razu ją odrzuciła, stwierdzając, że z takiej pozycji mogliby zostać bardzo łatwo otoczeni, nie dostrzegając nikogo wcześniej.
Wejścia do splądrowanej wioski nawet nie brała pod uwagę.
- Pagórek - rzuciła zdecydowanie, rozglądając się dookoła. Przez cały czas zachowywała czujność.

Re: Wschodnia Ściana

63
Drużyna zdawała się przez chwilę zastanawiać nad najlepszą opcją, lecz skoro w gruncie rzeczy wszystkie były w pewnym stopniu ryzykowne, wybór Tessy został przyjęty i już kilka chwil później rozbijano obóz pod pagórkiem. Awanturnicy wyciągali koce i prowiant, lustrowano otoczenie i dyskutowano o najważniejszych sprawach, takich jak warty lub potrzeba rozpalenia ognia.
- Musimy rozpalić chociaż niewielkie ognisko - zakomunikował stanowczo Lorhin. - Noc nie będzie najcieplejsza. Postaramy się stworzyć jak najmniej dymu.
- Jestem temu przeciwna - odpowiedziała równie stanowczo Ira. - Ogień to samobójstwo, a trochę zimna nam nie zaszkodzi.
- Pójdę po drewno, nie oddalę się zbytnio - rzekł Warford i zaczął przeszukiwać teren w poszukiwaniu suchych gałęzi.
- Jak rozpalicie ogień, to zgaszę wam go i nawet przy tym nie mrugnę - oznajmiła zimno Ira, patrząc Lorhinowi prosto w oczy.
Kapitan zrobił kilka kroków w jej stronę.
- To bunt, zdajesz sobie z tego sprawę?- zapytał poważnie, rozruszając palce prawej dłoni.
- Nie jesteśmy na statku, poza tym nie dowodzisz tutaj. Nie mogę ryzykować śmierci nas wszystkich będąc tak blisko wroga. - Czarodziejka zrobiła kilka kroków przed siebie, a wokół jej rąk zatańczyły pojedyncze iskierki.
Byli więźniowie odsunęli się od centrum konfliktu, bojąc się nadchodzącej konfrontacji. Warford całkowicie ignorował dyskusję, dalej zbierając patyki.

Re: Wschodnia Ściana

64
Położyła tobołek razem z włócznią na ziemi, siadając. Obejmując ramionami kolana, jadła niespiesznie niewielki kawałek tego, co jej jeszcze pozostało. Patrzyła na dwójkę towarzyszy, którzy skakali sobie do oczu, gestami grożąc użycie siły. Westchnęła. Wyglądało na to, że elf nie mógł się odnaleźć poza statkiem, a czarodziejka zbyt optymistycznie oceniła ich odporność na chłód.
- Ira. Lorhin. Weźcie się w garść. Jesteśmy drużyną - zwróciła się do nich, naciskając na to ostatnie. - Wrogów zostawiliśmy w tyle. Będą zajęci innym ogniskiem. Ponadto jesteśmy zasłonięci z jednej strony. Zgadzam się, że najlepiej byłoby zrezygnować z rozpalenia ogniska, ale niestety musimy to zrobić. Dopiero co puściła zima, ziemia nie zdążyła się nagrzać, a będziemy leżeć na niej zawinięci tylko w koce. Trzeba się jakoś ogrzać, choć trochę.
Wstała. Bez względu na to, czy przekonała Irę, czy też nie, doda jedynie stanowczo: "Dogadajcie się", a potem powiadomi, że idzie też poszukać patyków na ognisko. Swoje powiedziała, a towarzysze znali priorytety.

Re: Wschodnia Ściana

65
Konflikt nie został zażegnany, a jedynie uciszony. Czarodziejka parsknęła i machnęła dłonią, rzucając cichym "jak chcecie", po czym usiadła się na kocu i wyjęła zapasy. Dwójka byłych więźniów odetchnęła z ulgą i zakomunikowała, że również rozejrzy się za czymś łatwym do spalenia. Lorhin, po udzieleniu krótkich, standardowych instrukcji, udzielił im zgody i zrobił to, co Ira. Siedzieli, pijąc i jedząc w ciszy, nie odzywając się do siebie.
Tessa spokojnie zbierała pojedyncze patyki otaczające teren, których nie brakowało. Słońce zaszło, niebo zaczęły przysłaniać czarne chmury nadciągające z północy. Niemrawy blask Zarula i Mimbry ledwo pozwalał dojrzeć leżące na ziemi kawałki drewna, więc zbieranina szła dość mozolnie. Wiatr na moment ucichł, by po chwili zagwizdać złowrogo. Czasem z oddali dochodziły odgłosy zwierząt, a czasem Tessa mogła odnieść wrażenie, iż słyszy czyjeś krzyki... i śmiech.
Jej uwagę natychmiast przykuł szelest dobiegający z grupki krzewów kilka metrów dalej. Z początku wydawało się, iż to tylko wiatr płatający figle, miotający roślinnością wedle własnych kaprysów, lecz gdy ucichł, krzewy i tak zakołysały się. Z tej odległości Reyes nie widziała, co mogło się za nimi znajdować, choć nawet w tym niewielkim gąszczu dałaby radę zmieścić się niewielka grupka ludzi lub zwierząt, a nawet coś więcej.

Re: Wschodnia Ściana

66
Podniosła głowę, wyprostowawszy się. Będzie deszcz, pomyślała, przez chwilę obserwując pogodę. Kontynuowała dalsze poszukiwania suchych patyków, gdy zasłyszane, podejrzane dźwięki nakazały jej zatrzymać się. Wsłuchiwała się w każdy szelest, wpatrując w gąszcz krzewów przed nią. Jak najciszej potrafiła, powoli odłożyła zebrane drewno obok, sięgając drugą ręką po ząbkowany nóż, który miała przy sobie. Będąc gotową na wykonanie uniku, najpierw czekała dłuższą chwilę, czy ktoś lub coś nie wyjdzie z gąszczu, następnie uważnie wsłuchiwała się i w momencie, gdy uzna, że nikt nie zamierza jej nagle zaatakować, zdecyduje się na użycie Powiedz mi co kryjesz, klękając na jedno kolano oraz przybierając na tyle wygodną pozycję, by w razie czego poderwać się na nogi. Nawiązując kontakt z naturą, skupiła się na obszarze przed nią, do dwudziestu metrów, zamierzając zadać takie pytania jak: Czy ktoś się tam znajduje? Czy to człowiek? Jeśli otrzyma zaprzeczenie, to zapyta, czy to zwierzę. Zapyta także, czy to grupa. W zależności od otrzymanych odpowiedzi, wstrzymywała się przed przerwaniem zaklęcia, chyba że sytuacja będzie tego wymagała. Tessa przez cały czas nie traciła czujności.

Re: Wschodnia Ściana

67
Krzewy przestały dygotać. Zdawałoby się, że cokolwiek ukrywało się w niewielkim gąszczu, również stało się czujniejsze, świadome zdradzenia swojej obecności. Atak nie nastąpił z żadnej strony. Przeciągły świst wiatru przerwał śmiertelną ciszę na jedynie krótką chwilę. Nic nie zaatakowało Tessy, a i ona sama pozostała w gotowości. Użyte zaklęcie zadziałało niemal natychmiast.
Ziemia odpowiedziała bez żadnych oporów, lecz Reyes mogła wyraźnie wyczuć jak ta ziemia różniła się od tej w wymiarze żywych. To tak, jakby rozmawiać z tą samą osobą, ale w krzywym zwierciadle. W prawdzie w porównaniu do mieszkańców tego świata ziemia nie miała zamiaru brutalnie zamordować Tessy, lecz jej odpowiedź wydała się ociężała, pozbawiona życia, zimna, przypominała machnięcie ręką. Niczym umarły chcący odpędzić muchę zamachem kościstej dłoni.
Tak. Człowiek. Dwa.
Odpowiedź dostarczyła Tessie potrzebnych informacji. Dwójka nieznanych osobników ukrywała się z nieznanych powodów, mając własne intencje.

Re: Wschodnia Ściana

68
Choć twarz ani drgnęła, Tessa wewnętrznie aż skrzywiła się w kontakcie z tak odmienną naturą. Jakby przypadkiem dotknęła czegoś lodowatego.
Nie odrywając wzroku z krzewów, zadała kolejne pytania: Czy zamierzają mnie zaatakować? Są sami? Mężczyźni? Mają broń? Gdy otrzyma odpowiedzi, przerwie zaklęcie, wstając z klęczek. Jeżeli okaże się, że ukrywająca się dwójka ma wobec niej wrogie zamiary, nie pozostanie jej nic innego, jak zabicie ich. Nie zaryzykuje użycia zaklęcia, które rozniosłoby echo uderzenia Gromu po całej równinie, jednak nie wykluczało to po prostu zaszlachtowanie ich za pomocą noża. Kamienna skóra i tutaj znajdzie zastosowanie, chroniąc skórę. Zamierzała sprowokować ich, używając wyczarowanego ognia i podpalając krzewy. Następnie zaskoczenia zaszłaby jednogo z nich i zabiła, wbijając ostrze pod żebra, i zaraz atakując drugiego.
Jeżeli ziemia dostarczy jej odpowiedź, że ci ludzie są niewinni, po prostu odezwie się do nich, mówiąc, że wie, że tam są i nie zrobi im krzywdy.
Jeżeli nie otrzyma żadnych pewnych odpowiedzi, czeka na dalszy rozwój sytuacji. Być może aż oni coś zrobią.

Re: Wschodnia Ściana

69
Tessa znalazła się w specyficznej sytuacji. Z jednej strony pragnęła nie przelewać zbędnej krwi, z drugiej stała przed wielką niewiadomą, jaką byli ludzie zamieszkujący wymiar, w którym krew leje się gęściej niż gorzała. Tajemniczy osobnicy nie wychylili się ani na moment, lecz krzewy poruszyły się kilka razy, zupełnie jakby coś szykowali. W dodatku Tessa usłyszała kilka szeptów. Słowa były zbyt ciche, aby dokładniej je zrozumieć, lecz sam gwałtowny ton głosu sugerował małą sprzeczkę, choć równie dobrze mogła to być żarliwie wypowiadana inkantacja.
Ziemia, w skutek działającego czaru, otrzymała dodatkowe pytania, na które miała jedną odpowiedź: "nie wiem". Najwidoczniej Tessa dotarła do granicy limitu pytań, jaki jest w stanie zrozumieć ziemia, dla której obce są standardy, jakimi posługują się ludzie.
Ukryci w krzakach nie wykonali żadnego ruchu. Zupełnie jakby obie strony wpadły na ten sam pomysł wyczekiwania działania strony przeciwnej.

Re: Wschodnia Ściana

70
Nie wiedząc, czy obca dwójka sprzecza się ze sobą czy jeden z nich wypowiada inkantację do zaklęcia, dla bezpieczeństwa użyła zaklęcia Kamienna skóra.
- Jeżeli uciekliście z tamtej napadniętej wioski, nie macie się czego obawiać - zaczęła mówić głośno, aby tamci usłyszeli każde jej słowo. - Nie mam zamiaru nikogo zabijać, a przynajmniej do końca tego dnia. Jeżeli jednak zastanawiacie się, jak mnie zapierdolić, oszczędźcie sobie zbytecznego główkowania i wyłaźcie z tych cholernych krzaków i załatwmy to raz dwa. Najlepiej jednak, żebyście stąd wypierdalali zanim skończy mi się cierpliwość i zmienię zdanie. Liczę do dziesięciu. Zanim skończę, lepiej, żeby was nie było.
Tessa zachowywała pewną i spokojną postawę, nie zdradzając oznaki strachu. Nie pałała żądzą krwi, ale obserwujący ją obcy ludzie mogli być pewni, że nie żartowała.
- Jeden - zaczęła kolejno liczyć.
W jednej dłoni nadal trzymała ząbkowany nóż, który w każdej chwili była gotowa odpowiednio użyć, zaś w drugiej dłoni pojawił się płomień z kolejnego użytego czaru. Reyes miała nadzieję, że ten widok przyspieszy ich decyzję oraz pobudzi wyobraźnię, wszak zamierzała wraz ze słowem dziesięć spalić krzaki, w których się ukrywali. Następnie, jeżeli nadal nie będą uciekać, a podejmą się walki, zaatakuje nożem, skupiając się na szybkości i skuteczności. Sztych w gardło czy pod żebra załatwiłby sprawę.

Re: Wschodnia Ściana

71
Gdy Tessa, używając zaklęcia, wygłosiła przemowę i zaczęła liczyć, krzaki ruszały się gwałtownie. Ukryci osobnicy już niemal podniesionymi głosami dyskutowali nad obecną sytuacją. Jedna z osób chciała zaatakować, druga wyrzucała ten pomysł z głowy. Ta, która pragnęła rzucić się i zabić "tę kurwę", czyli Tessę, jęknęła krótko kilka razy, gdy otrzymywała ciosy w twarz. Druga osoba wykazała się większym rozumiem, choć jej głównym argumentem za nie atakowaniem Reyes był fakt, że ona "również jest kobietą".
Nim Tessa doliczyła do ośmiu, zza krzaków podniosły się dwie osoby. Kobiety. Jedna starsza, druga młodsza, wyglądały na matkę i córkę. Nosiły proste, oblepione brudem i pełne łat ubrania. Miały mocno podkrążone, ziejące nienawiścią oczy. Owinięte brudnymi kawałkami materiału dłonie trzymały przed sobą, dając znak, iż nie zamierzają zaatakować. Mimo przemowy Tessy i jej pokazu magii, kobiety nie wyglądały na ani trochę przestraszone. Wręcz przeciwnie, determinacja i złość wymalowane na ich twarz wyraźnie mówiły, jak bardzo są w stanie walczyć tu i teraz, nawet z silniejszym przeciwnikiem. Jeśli Tessa przyjrzałaby się ich ubraniom, zauważyłaby, iż są nadpalone, a zatem kobiety musiały znaleźć się w samym centrum najazdu na ich wioskę. Nie wiadomo, jak wiele musiały przejść.
- Nie wierzę ci, ale nie mamy przy sobie nic. Pozwól nam odejść w spokoju i zajmij się swoimi sprawami - powiedziała ta starsza.
Wcześniejsza przemowa Tessy dotarła do obozu, co przyciągnęło uwagę Lorhina i Ira, którzy wstali i zaczęli powoli iść w stronę zbiorowiska. Nieco dalej Warford wyrzucił patyki i z dłonią na rękojeści miecza, pełen gotowości również zaczął iść w stronę trójki kobiet.

Re: Wschodnia Ściana

72
Pomimo tego, że brała pod uwagę, iż chowającymi się ludźmi są uciekinierzy z napadniętej wioski, to i tak zaskoczyło ją to. Brwi nieznacznie poruszyły się i tylko ktoś, kto dobrze znał Tessę, dostrzegłby tę niewielką zmianę w nieprzeniknionym wyrazie twarzy.
Uwagę Reyes przykuły dłonie kobiet owinięte w jakieś szmaty. Przyglądała im się. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, dochodząc do wniosku, że musiały je mieć skaleczone. Z drugiej strony nie widziała krwi...
- Pokażcie swoje dłonie. Zdejmijcie te szmaty - zakomenderowała cicho, przyglądając się im bacznie. Czekając, aż spełnią jej życzenie, zgasiła płomień i wycofała zaklęcie Kamiennej skóry. Nie schowała tylko noża, opuszczając jego czubek, by nie niepokoić bardziej obcych kobiet. Wiedźma oczekiwała, że posłuchają się, nie mając innej możliwości, gdy podchodzili do nich jej towarzysze. Nie miałyby jak uciec.
- Kto was zaatakował? - zapytała, jakby od niechcenia, równocześnie gorliwie powtarzając sobie w duchu: "Powiedz, że zwykli zbójcy", mając cholernie złe przeczucie, które towarzyszyło jej od momentu, gdy postanowili ominąć wioskę.

Re: Wschodnia Ściana

73
- Co, kurwa? - wykrzyknęła młodsza kobieta, słysząc polecenie Tessy.
Grymas twarzy starszej kobiety mógłby doprowadzić dziecko do płaczu lub starca do zawału. Mimo wszystko nie mając przewagi posłuchała i zaczęła odwijać szmaty, cicho nakazując towarzyszce zrobić to samo. Krzywiły się z bólu, gdy materiał odklejał się od skóry. Kiedy obie zdjęły prowizoryczne bandaże, pokazały pokryte zaschniętą krwią i brudem dłonie. Nie czekając na pozwolenie Tessy zaczęły z powrotem zawijać materiał.
- Zadowolona? - zapytała matka.
Przez moment na ich twarzach zagościło coś na kształt ulgi, mając nadzieję na zakończenie konfrontacji i pójście w swoją stronę, jednak padło kolejne pytanie. Młodsza kobieta wystrzeliła przez krzaki do przodu, lecz druga w samą porę chwyciła ją za ramię i zatrzymała przed natarciem na Tessę.
- Z chuja spadłaś, dziwko?! - wykrzyczała.
Matka częściowo stanęła przed córką, zasłaniając ją przed potencjalnym atakiem.
- Nie wiem, o co ci chodzi, ale pierdol się. Pierdolcie się wszyscy. Jeśli nie zamierzasz nas puścić, zabiję was tu i teraz - powiedziała gniewnie.
Jej wzrok spoczął na pozostałych, którzy znaleźli się przy Tessie. Warford ciągle trzymał dłoń na mieczu i lustrował otoczenie, tak samo jak Lorhin i Ira. Cała drużyna otoczyła Tessę i przyjęła pozycje, chcąc upewnić się, że wszystko w porządku. Po chwili dołączyła dwójka byłych więźniów. Kobiety przypominały teraz zapędzone w róg zwierzęta, zdolne do wszystkiego, gotowe śmiertelnie ugryźć przed własną śmiercią. Matka starała się częściowo osłaniać córkę, która aż paliła się do rzucenia na Tessę.
- Co zamierzasz z nimi zrobić? - zapytał Tessę Lorhin. - Nie wygląda mi to na pułapkę, po prostu znalazły się blisko nas.
- Nie możemy je puścić, mogą zdradzić naszą pozycję - powiedziała Ira, a ton jej głosu sugerował, co według niej należy zrobić z kobietami.

Re: Wschodnia Ściana

74
- Czasami mi się zdarza - odpowiedziała, czując ulgę, że pod szmatami kobiety skrywały tylko poparzenia, a także, że reakcja na drugie pytanie wskazywała, że atakującymi mogli być po prostu zwykli ludzie.
- Bo to nie była pułapka - powiedziała, zwracając się do Lorhina. Rzuciła przelotne spojrzenie na Irę, z pewnym zainteresowaniem odnotowując jej krwiożerczą bezwzględność. - Tak byłoby najrozsądniej - zgodziła się z powagą, jednak zaraz dodała, spoglądając na obce kobiety: - Ale my nie jesteśmy rozsądnymi ludźmi. Dajcie im przejść.
Czekała, aż byli więźniowie wykonają jej polecenie, a gdyby zachowywali się opieszale, ponagli ich ostrym głosem. Do samych kobiet nie miała nic więcej do zakomunikowania niż: "Spieprzajcie". Jeżeli Ira postanowi wbrew jej decyzji działać na własną rękę, zabijając wieśniaczki, Tessa jest gotowa złapać ją mocno za rękę, powstrzymując od rzucenia czaru, mówiąc jej prosto w oczy stanowcze "Nie".

Re: Wschodnia Ściana

75
Kobiety przez cały czas sprawiały wrażenie, jakby w każdej sekundzie miały rzucić się na Tessę i jej towarzyszy. Kiedy pozwolono im przejść, powoli zatoczyły półkole, omijając grupę, jakby ciągle bojąc się zostania zaatakowanym. Uznawszy, że są bezpieczne, młodsza splunęła na ziemię i wbijając zimny wzrok w Tessę określiła ją jednym mianem: "dziwka", po czym wraz z matką zaczęły biec dalej, na zachód.
Ira ostatecznie nie zaatakowała. Wzruszyła ramionami, dając znak, iż jedno dodatkowe zagrożenie nie zrobi wielkiej różnicy w ich obecnym położeniu. Ostatecznie pozbierano patyki i bez słowa zebrano się przy niewielkim ognisku.
Panująca atmosfera była ponura jak nigdy wcześniej. Warford nieobecnym wzrokiem błądził po niebie, jakby było mu już wszystko jedno co się stanie. Ira usiadła wyprostowana i zamknęła oczy, medytując. W ogóle nie odzywała się do Lorhina, ani on do niej. Kapitan jadł w spokoju wpatrując się w ogień, postawą coraz bardziej przypominając Warforda. Dwójka byłych więźniów wydawała się ciągle spięta, co chwilę odwracając się i przeszukując wzrokiem teren, a najmniejszy odgłos spoza obozu wywoływał u nich niemal nerwową reakcję.
- Dobrze, powinniśmy ustalić warty - odezwał się Lorhin. - Myślę, że po dwie osoby starczą. Chętni?
- Uważam, że Tessa i Ira nie powinny mieć wart dzisiejszej nocy. Władają magią, są zatem najważniejsze i powinny zregenerować jak najwięcej sił - powiedział Warford, gapiąc się w ogień.
Ira z początku planowała zaprotestować, lecz ostatecznie pogrążyła się w myślach, oceniając propozycję Keronczyka. Byli więźniowie powoli kiwają głowami, mimo widocznego strachu w ich oczach na samą myśl o spędzeniu wielogodzinnej warty w tym miejscu.
- To... dobra propozycja, Warford - odpowiedział Kapitan, z trudem kryjąc zdumienie błyskotliwością towarzysza. - Zatem, pierwszą wartę obejmę ja i Brad, drugą Warford i Dav.
Ira, ze wzrokiem wbitym w ziemie, potaknęła. Zaczęło przygotowania do snu, krótko omawiając pozycje i zasięg patroli.

Wróć do „Wschodnia prowincja”