Siły Natury

1
Chociaż znany jest ogólny mit stworzenia świata, upływ czasu pochłonął szczegóły pierwotnej historii. Konflikty i kataklizmy dodatkowo pogrzebały oryginalne zapiski i podania, jeżeli te kiedykolwiek istniały.

Dzisiaj, pozostała jedynie mglista świadomość prapoczątku i pewne niezmienne elementy kluczowe. Zakon Sakira forsuje "jedyną słuszną" interpretację, jednak dla ciekawych, istnieją inne wersje. Jedna z nich powiada, że gdy Hyuirin stworzył Herbię, przekazał jej swoją iskrę. Część własnej boskiej siły życiowej. Wedle tej legendy, Herbia była nie tylko masą wód i lądów, ale żywą i w pewien sposób świadomą istotą. Pierwszą "córką" Hyuirna, poprzedzającą nawet bogów i patronów.

Ta świadomość, objawiła się w postaci "potomstwa" Herbii. Tak jak Hyurin stworzył Herbię, tak Ona wydała na świat pięcioro duchów opiekuńczych. Genius Loci tego świata, nazywanych wspólnie Rodzeństwem. Czasami określani byli "kuzynostwem bogów", lub - w późniejszym okresie - pogardliwie, "bękartami Hyurina".

Władali oni pięcioma podstawowymi sferami żywiołów - Kolosalny Noum uosobiający ziemią, Undine - wcielenie wody, niemal niepostrzegalny, władający powietrzem Sylph oraz Salamandra - żywy ogień. Ostatnim z Rodzeństwa, był bezpostaciowy Quint. Psotny duch energii.
Może to przywodzić na myśl podobieństwo do współczesnych żywiołaków, jednak Rodzeństwo dysponowało władzą niemal absolutną, nad powierzonymi im fragmentami stworzenia. Zwolennicy tej wersji wydarzeń upierają się, że władza ta mogła rywalizować nawet z boską i że razem, Rodzeństwo było nie do poskromienia nawet przez boski panteon.

Tak więc Salamandra była furią wulkanów i słonecznego żaru, władała ogniem od pojedynczej iskry, po katastrofalne pożary i erupcje lawy. Undine dysponowała siłą oceanów zdolną zatapiać kontynenty, Sylph władał nad każdym podmuchem wiatru, od łagodnej bryzy po furię zdmuchującą lasy, zaś Noum reprezentował majestat nieruchomych gór, a także gniew ziemi, która mogła się rozstąpić i pochłonąć królestwo w swej głębi.

Te tytaniczne istoty, podobnie jak Herbia, która je zrodziła, zdały się odziedziczyć łagodne usposobienie samego Stwórcy. Nic dziwnego, że postrzegali pierwotnych śmiertelników jako swoich mniejszych braci i wyciagali do nich pomocną dłoń, za co oddawano im część porównywalną z boską.

Choć nieograniczone formą, szukając kontaktu z istotami bardziej od siebie kruchymi, rodzeństwo przyjmowało łatwo rozpoznawalne kształty, często humanoidalne. W tym celu Noum wielokrotnie użyczał swemu bratu liści i pyłu, by Sylph otaczając się nimi, mógł objawić się widoczny dla śmiertelników w sposób mniej zatrważający, niż uderzenia błyskawic, z kolei Quint nie był wybredny w "pożyczaniu" okrycia od swoich braci i sióstr by zjawić się przed śmiertelnikami.

Wedle opartych na tym micie podań, wiele obecnych dobrodziejstw, wywodzi się właśnie od nich - Salamandra podarowała ludziom nie tylko ciepło, ale i ogień inspiracji, a hipnotyczny ruch płomieni dał początek pierwszemu konceptowi tańca. Choć kojarzona z żywiołem najbardziej destrukcyjnym, wielokrotnie trzymała pożary lasów i pól na wodzy, nie pozwalając im się zbytnio rozszerzać. Undine zsyłała deszcze i dawała życie swoimi czystymi wodami, chroniła od powodzi i przynosiła łagodne zimy, omijając jedynie zlodowaciałe szczyty, gdzie Turonion zazdrośnie dzierżył swoją władzę. Ponoć to ona przekazała też ludziom wiedzę leczniczą. Sylph patronował wiatrom sprzyjającym uprawom i łagodnej pogodzie. Był przy człowieku od pierwszego wdechu nowo narodzonego dziecka i przy ostatnim tchnieniu umierającego, gdy przekazywał ciało swojemu bratu, Noumowi, by przyjął je do ziemi lub siostrze Salamandrze, by wyprawiła zmarłego w ostatnią drogę na stosie pogrzebowym, lub też Undine, by przykryła odchodzącego swymi falami. Noum, uwielbiany przez rolników i górników, przekazywał ludziom skarby gór i roślin. Modlono się do niego, by znaleźć zgubioną drogę do domu oraz o stabilność małżeństwa, by było trwałe jak skała. Niestety, to tylko bardzo ograniczony zakres dziedzin, jakimi Rodzeństwo się opiekowało. Upływ czasu pogrzebał wiele informacji dotyczących pełnego spektrum ich wpływu na ludzkie życie, jednak znalazła się jeszcze wzmianka o wierzeniu, że zmarli zapraszani byli przez Duchy do siebie jak dzieci do domu rodziców, raczej niż odsyłani do osobnej sfery zmarłych.

Jak więc była rola ostatniego z duchów? Quint, uważany za najmłodsze z Rodzeństwa, postrzegany był jako najbardziej kłopotliwy. Bardziej psotnik niż opiekun.
Niekiedy płatał figle, korzystając z podkradzionych sił swoich braci i sióstr, co dla śmiertelników niestety przekładało się na problemy, gdy na przykład, piorun poraził krowę, zwierzyna przechytrzyła łowcę lub niespodziewany wstrząs ziemi zburzył ścianę spichlerza... Patrzono jednak na to przez palce, jak patrzy się na wybryki dziecka, które nie do końca rozumie kłopoty, jakie stwarza. Ponadto, uznawany był za przyjaciela dzieci dającego im siłę w młodości, by mogły zdrowe wejść w dorosłość. Nie oddawano mu oficjalnie czci, gdyż nawet o to nie zabiegał, ale wspominano jego imię, gdy chodziło o opiekę nad dzieckiem lub w złorzeczeniach z powodu jakiegoś wypadku (a czasem, by narozrabiał nielubianemu sąsiadowi). Forma, w jakiej się przejawiał była bardzo niestała, jak gdyby nie mógł się zdecydować, jak chce wyglądać. Przywodziło to na myśl wiercenie się rozpieranego energią malca, nie mogącego usiedzieć w miejscu. Choć zazwyczaj - jak już wspomniano - posługiwał się elementami zapożyczonymi od swojego rodzeństwa, czasem jednak zjawiał się w formie, którą uważano za jego własną - chmurze niebieskiego światła i błysków przypominających wyładowania elektryczne.

Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy, a początek końca nastąpił jeszcze zanim po Herbii zaczęli kroczyć pierwsi ludzie - wraz ze śmiercią Hyurina.

Boska iskra pozostawiona w Herbii przez Stwórcę, zaczęła przygasać i powoli lecz nieubłaganie, Herbia zaczęła umierać a wraz z nią, zaczęło niknąć też Rodzeństwo - Jej wcielona świadomość. Nie był to proces dostrzegalny, lecz podobnie jak formujące się stalagmity, możliwy do zauważenia jedynie z perspektywy czasu.

Nikt nikt zatem nie spostrzegł, kiedy dokładnie Rodzeństwo przestało ukazywać się ludziom. Na bazie skąpych odniesień szacuje się, że nastąpiło to gdzieś na początku Drugiej Ery. Kiedy jednak duchy-opiekunowie przestali odpowiadać na wezwania? Tego nie można stwierdzić w żaden sposób, jako że Patroni objeli swoim działaniem dawne domeny starych duchów opiekuńczych aż niemozliwym stało się określenie kto ospowiadał na modły. Zapomniane, Rodzeństwo po cichu umarło wraz ze swoją "matką", zlewając się z jej ciałem.

Jednak na nieszczęście, nie wszyscy zapomnieli o dawnych tytanach. Odizolowane plemiona lub uparci apostaci, nie chcieli pogodzic się z odejściem dawnych protektorów i przyjąć nowej wiary. W desperacji, zwrócili się ku krwawym ofiarom i obrzędom, uzyskując skutek odwrotny do zamierzonego.

Morderstwo, okrucieństwo i zła wola, wsiąkały w ciało Herbii spaczając ją. Z martwego jej ciała, przesiąkniętego coraz częściej przelewaną krwią, zaczęły rodzić się potwory. Olbrzymie skolopendry i rośliny żywiące się krwią i mięsem, rozrywające ludzi na kawałki niczym watacha wilków. Zniekształcone zwierzęta wypełzły z jej trzewi i zaczęły się namnażać. Morskie potwory zaczęły pełzać w bezświetlnych głebinach i wynurzać się jedynie ku zgubie żeglarzy. Pomniejsze duchy natury krążą po świecie zdeformowane i ogarnięte szałem. Dawne błogosławieństwa zgniły na skutek prób obudzenia martwej woli świata, za pomocą coraz upiorniejszych magii i rytuałów.

Nekromancja nie jest źródłem potworności jakie gnębią ludzkość a jedynie efektem ubocznym rozkładu, który rozpoczął się już dawno temu.

Żyjemy na gnijących zwłokach naszej matki i walczymy o przetrwanie z metaforycznym robactwem toczącym jej ciało. Robactwem które sami utuczyliśmy i tuczymy nadal, mordując się wzajemnie. Tak jakby mało nam jeszcze było nieszczęść sprowadzanych przez knowania demonów i niepojęte plany bogów i patronów.

Jedna z mrocznych legend, mówi o przerażających i niepojętych monstrach, które zalęgły się by pasozytować na martwym ciele Hyurina.

Pomyślcie zatem, czy coś równie upiornego, nie zalęgło się pod naszymi stopami, w głębiach naszej przesiąknietej krwią krainy. Pamietajcie, że nawet jeśli w coś nie wierzycie, to coś może się z tego bardzo cieszyć.

Tekst mój jest raczej przestrogą niz lekcją historii i w obecnych czasach uznany byłby za apokryf. Dlatego też, by uniknąć reperkusji, pozostanę anonimowy, tak jak źródła z których informacje zebrałem.

- Fragment z dziennika, znalezionego w prywatnej kolekcji.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dział Archiwum”