POST BARDA
Spojrzenie Yetta nie gasło, a może nawet rozjarzyło się jeszcze bardziej, gdy Vera potwierdziła, że chce za niego wyjść. Mężczyzna zamarł przez chwilę, nie wiedząc, co powiedzieć, nie wiedząc, co robić. Wlepione w Verę oczy płonęły nowym uwielbieniem. Wokół Very i Corina stopniowo rozbrzmiały oklaski. Najpierw pojedyncze uderzenia dłoni o dłoń, które wkrótce zlały się w szum, gdy inni goście lokalu cieszyli cię szczęściem piratów. Vera mogła dostrzec rozradowane twarze kobiet, panów, którzy kiwali głowami na znak uznania, obsługę, która uwijała się jak pszczółki w ulu, byleby sprostać nowemu zadaniu! Nagle z wyższych poziomów lokalu zaczęto rozrzucać płatki kwiatów i papierowe, kolorowe skrawki - konfetti dla niespodziewanego dla nikogo uczczenia święta tych dwojga. Na nowo rozbrzmiała muzyka, tym razem wolniejsza, spokojniejsza... romantyczniejsza.
- Cóż za piękne przedstawienie: dwoje ludzi znalazło się na tym łez padole...! - Westchnął mężczyzna, który kręcił się po szybko zapełniającym się parkiecie. Mógł być lokalnym wodzirejem. Był wysoki i smukły, choć w kwiecie wieku, nosił się elegancko, miał szpakowate włosy i podkręcony wąs. Kogoś Verze przypominał, ale kogo? Czy miało to znaczenie? - Cieszymy się waszym szczęściem, kochani!
- Gratulacje! Gratulacje! - Rozbrzmiewały podniesione głosy dookoła.
Corin podniósł się z kolan i ujął dłonie Very w swoje własne. Nie interesowali go inni ludzie.
- Sprawiłaś, że jestem najszczęśliwszym mężczyzną na Herbii. - Przyznał jej z niegasnącym entuzjazmem. - Uczynisz mi tę przyjemność i zatańczysz ze mną, Vero? Nie musisz, jeśli nie chcesz. - Dodał szybko, wiedząc, jakie odczucia wobec tańców miała kapitan. - Zaufaj mi, uczyłem się prowadzić w tańcu cały zeszły miesiąc. Sprawdźmy, czego nauczył mnie Ashton.