Ulice Portu Erola

196
POST POSTACI
Vera Umberto
Następująca po jej wyznaniu radość sprawiła, że Vera rozluźniła się, a kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Dopiero teraz dotarło do niej, jak bardzo zestresowana była. Objęta, oparła się o Yetta, podnosząc do ust swoją butelkę z rumem i przesuwając spojrzeniem po zebranych. Na Olenę starała się nawet za bardzo nie patrzeć; zbyt dobrze potrafiła sobie wyobrazić, jak czułaby się na jej miejscu, nie zamierzała więc dodatkowo dręczyć jej swoją uwagą. Może teraz przynajmniej w końcu jej przejdzie i znajdzie sobie kogoś innego, na kim będzie mogła się uwieszać. Oby tylko nie opuściła przez to załogi, Siódma Siostra zbyt często potrzebowała jej umiejętności.
Ale Vera musiała przyznać, że to uczucie było... miłe. Załoga czasem była dla niej jak rodzina i to była jedna z takich chwil. Skoro cieszyli się ich szczęściem i nikt nie patrzył na nich, jak na dwójkę pomyleńców, to może i ona powinna zacząć podchodzić do tego spokojniej? To ewidentnie było coś, z czego mogła czerpać radość, zamiast czuć się winna, że ma czelność w ogóle rozważać takie plany. Odprężyła się, krzyżując nogi w kostkach i na podekscytowane okrzyki reagując już tylko nieco szerszym niż zwykle uśmiechem.
Uniosła wzrok na Yetta.
- Nie mogę się doczekać - odpowiedziała mu cicho, opierając wolną dłoń na jego nodze.
Zdezorientowane spojrzenie Sovrana nie uszło jej uwadze. Obróciła głowę do niego, przez chwilę przyglądając mu się w milczeniu. Wyglądał, jakby nie rozumiał przyczyny ogólnej ekscytacji.
- U was nie ma niczego takiego? - spróbowała zgadnąć. - Nie łączycie się w pary, deklarując, że chcecie spędzić ze sobą resztę życia? Na powierzchni to ślub. Wielkie święto.
Obrazek

Ulice Portu Erola

197
POST BARDA


Sprezentowany bez wahania buziak, którego Corin złożył na policzku Very, miał podsumować rozmowę. Nie musieli się ukrywać, nie musieli udawać, że są sobie obcy, choć między nimi nigdy nie było to ważne. Ale teraz po raz pierwszy Vera mogła poczuć, że nie tylko mogą pasować do towarzystwa jako para, ale również załoga będzie cieszyć się razem z nimi. Miły gest Corina przelał jednak czarę goryczy dla Oleny. Kobieta podniosła się i biegiem skierowała pod pokład, nie wydała z siebie jednak nawet dźwięku.

- Pogadam z nią. - Zaproponowała Pogad bez wahania, podnosząc się ze swojego miejsca. Może chciała pomóc koleżance, a może miała już dość widoku ciemnej twarzy Sovrana, którego wciąż nie tolerowała. Elf przynajmniej był na tyle groźny, by orczyca trzymała się z daleka od niego. Pogad odeszła w ślad za Oleną, a Corin westchnął lekko, ale nie skomenotwał sprawy ani słowem.

- Biedna Olena! - Pisnęła za to Gerda, wciąż uwieszona szyi kuka. - Jako jedynej będzie jej smutno na waszym ślubie, kapitanie! Ale my będziemy się bawić! Bawić!!

- Gerdo, chyba masz już dość rumu... - Mruknął Trip, bo przecież krzyczała mu do ucha.

- Nie! Dzisiaj piję za panią kapitan i pana Yetta!

Zebrani śmiali się z Gerdy, za wyjątkiem Sovrana, który obserwował współzałogantów jak ciekawe zwierzątka w ich naturalnym środowisku. Gdy usłyszał pytanie rzucone przez Verę, zwrócił na nią swoje niesmaowite oczy.

- Nie wszyscy. Zumara i Bahadur, tak. - Wyliczył na palcach do dwóch, ale te same ciemne paluszki zaraz wylądowały w misce suszonych owoców. - Niektórzy, inni. Nie ja. Nie, nie. Nie ja. - Pokręcił głową. - Po co? Para to słabość.

- Żadna słabość! - Oburzyła się Gerda. - Bez drugiej osoby życie nie ma sensu!

- Nie masz sensu? Jesteś bez sensu. - Obraził ją lekkim, wręcz wesołym tonem. - Po co żyjesz?

- Hej, Sovran. Grzeczniej. - Upomniał go Corin.
Obrazek

Ulice Portu Erola

198
POST POSTACI
Vera Umberto
Uśmiech nieco spełzł z twarzy Very. Trochę zrobiło się jej szkoda Olenki, trochę zirytowała się na Yetta. Mógł wcześniej załatwić tę sprawę, jakoś skuteczniej, a z tego, co wiedziała, uparcie ignorował temat, licząc na to, że felczerce samo przejdzie. Czy więc powinna dziwić się jej, że wciąż miała nadzieję? Kapitan Umberto nie należała do osób, które sprawiały wrażenie nadających się do długoterminowych związków, a już na pewno do takich deklaracji. Opuściła wzrok na butelkę i na moment skupiła się na piciu, a potem przeniosła całą swoją uwagę na Sovrana.
- Zumara i kto? - powtórzyła, zanim wzruszyła ramionami i pociągnęła jeszcze jednego łyka. - Może i słabość. Ale tę słabość mam obok siebie od siedmiu lat i jakoś nadal żyję. Zresztą, czasem bliska osoba daje siłę. Motywację do działania, kiedy samemu się jej już nie ma. Poza tym, mówiłeś, że masz dwie córki, Sovran, one nie są twoją słabością?
Zmarszczyła brwi, gdy wdał się w pyskówkę z Gerdą, ale skoro Yett już go upomniał, ona nie musiała. Cmoknęła tylko z niezadowoleniem i wyciągnęła przed siebie skrzyżowane w kostkach nogi.
- Zresztą, taki ślub w gruncie rzeczy niewiele zmienia. To tylko obietnica złożona przed obliczem boga i pretekst do picia, jedzenia i zabawy. Jeśli się kogoś kocha...
Zamilkła i potrząsnęła głową. Nie ona powinna tłumaczyć takie rzeczy! Nie potrafiła o tym mówić, nie nadawała się do tego. Już wolała, gdy Sovran potrzebował wyjaśnienia metafory czekolady i wisienki na czubku. Miał trochę racji, darzenie kogoś silnym uczuciem to była spora słabość, ale to nie tak, że Umberto była w stanie to kontrolować.
Uniosła wzrok na Corina, chcąc szybko zmienić temat.
- Czy chcesz... czy marzy ci się taki ślub, jak wczorajszy wieczór? Bo jeśli tak, to nie wiem, czy na Harlen uda się osiągnąć podobny klimat. Niestety, raczej wątpię.
Obrazek

Ulice Portu Erola

199
POST BARDA
Corin nie wydawał się być zdenerwowany tym, co zaszło, raczej zakłopotany. Może on również się zasmucił? Nieszczęśliwie zakochana Olena nie zasługiwała na takie traktowanie, tym bardziej, gdy Corin rzeczywiście nie postawił sprawy wprost. Dopiero teraz, gdy ogłaszali swoje zaręczyny, zapadł ostatni cios.

Sovran wydawał się czerpać radość z łez Oleny i pyskówki z Gerdą, ale upomniany przez oficera, odpuścił. Podniósł z miseczki suszoną wiśnię i uniósł ją na środek swojego czoła.

- Bahadur. - Powtórzył. - Książę widzi, wszystko. - Powiedział, nie wdrażając ich w szczegóły. Zresztą, wisienka zaraz wylądowała w jego ustach. - Jest mocą Zumary. Jest potężny. Moje córki są z matką. Nie są mocą, są przekleństwem; znajdą mnie i zabiją. Zabiją. - Wyjaśnił, ale nie opuszczała go wesołość, być może przez rum, który zdążył wypić... choć nie alkoholizował się na równi z resztą przez wzgląd na słabszą głowę.

- To tylko świadczy o tym, jak je traktowałeś! - Upomniała go Gerda, szybko wyciągając swoje wnioski.

- To nie zawsze takie proste. - Yala niespodziewanie stanęła po stronie Sovrana. - Niektórym tatusiom należy się nóż pod żebra, tak jak chociażby mojemu się należało. Ale dzieci też często nie są lepsze. Zostały z mamusią? Pewnie nastawiała je przeciwko tobie?

Sovran spojrzał na Yalę, ale nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Można było odnieść wrażenie, że być może nie zrozumiał, co do niego mówi, być może nie chciał zagłębiać się w takie tematy. W końcu jednak znów otworzył usta:

- Nie wiem.

- Widzisz! Sam nie wiesz, co im zrobiłeś! W ogóle o nie nie dbałeś, co? Jesteś taki młody! Za młody na ojca! - Dyskutowała Gerda.

- Gerda... on jest elfem. Może mieć i dwieście lat. - Mruknął do niej Trip, dyskretnie, acz skutecznie trzymając ją na dystans, choć dziewczyna wciąż obejmowała go za szyję.

- Co z tego! Nie dorósł do ojcostwa! Poza tym, lata wyznacza się na postawie słońca, a oni słońca w życiu nie widzieli! Skąd może wiedzieć?!

- Wystarczy. - Yett teraz upominał Gerdę, bo zobaczył, że uśmiech znika z twarzy mrocznego, a jego oczy utkwione są w dziewczęciu. Nie zależało mu pojedynku na pokładzie, który Gerda z pewnością by przegrała. Plotła dla siebie linę do zawiśnięcia i żadne z nich nie byłoby w stanie tego powstrzymać. - To nie było miłe, Gerdo. Nie oceniaj, gdy niewiele wiesz o jego sytuacji. Poza tym... odbiegliśmy od tematu. Vera ma rację: druga osoba jest siłą. W naszej sytuacji, gdyby nie ona, już dawno poddałbym się i porzucił to życie. Bogowie wiedzą, gdzie teraz bym był i co robił. - Wyjaśnił, zerkając znów na kapitan u swojego boku. - Ale jestem tu i nie zamieniłbym tego na nic innego. Ślub to przypieczętowanie tych siedmiu lat i obietnica kolejnych wielu. Vero, wczoraj możemy powtórzyć, ale wątpię, by ci tutaj przepuścili nam, jeśli nie zrobilibyśmy przyjęcia na Harlen!
Obrazek

Ulice Portu Erola

200
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera zmarszczyła brwi, spoglądając to na Gerdę, to na Sovrana.
- Ale o co wy się teraz w ogóle kłócicie? Tak, jak mówi Corin, nie macie pojęcia jedno o drugim. Wychowaliście się w osobnych światach, Sovran nie rozumie naszych zwyczajów, ty nie rozumiesz jego, Gerda. Nie mamy pojęcia ani o jego córkach, ani o tym, jakim był ojcem. Dajże mu żyć. A ty nie czepiaj się dziewczyny - zwróciła się do elfa. - Wypiła za dużo. Ty też gadałeś bez zastanowienia nad słowami, które opuszczają twoje usta, kiedy wypiłeś za dużo. Nie chcę dziś burdy na statku, spokój ma być.
Machnęła dłońmi w irytacji, jakby odpędzała dwa nieznośne komary, zanim wróciła do opierania się o Yetta. Jego ostatnie słowa jednak zamiast ją uradować, sprawiły, że znów zamilkła, opuszczając wzrok na butelkę. Pofalowane włosy zsunęły się z ramion, częściowo ukrywając jej twarz. Umberto doskonale wiedziała, gdzie byłby Corin, gdyby nie ona. Być może to, co przeżyli wczorajszego wieczoru, byłoby jego codziennością. Może nawet byłby częścią Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula, gdyby nie zdawał sobie sprawy z jej niewolniczych praktyk. Bywał idealistą, a czy ostateczne wyczyszczenie mórz z piratów i zapewnienie bezpieczeństwa załogom statków kupieckich nie było piękną wizją? Byłby oficerem, kapitanem, może nawet admirałem qerelskiej floty, z domem, żoną i gromadką dzieci. Co miał teraz? Ją. Miał Verę Umberto. Przełykany właśnie przez nią rum zyskał gorzki posmak.
Może powinna była odmówić i nie zgodzić się na ślub? Egoistycznie zatrzymała go przy sobie, gdy chciał odejść, a teraz przywiązywała go do siebie dodatkowo. Gdyby wtedy, w Ujściu, udał się w swoją stronę, ze swoimi zdolnościami i urokiem osobistym już znalazłby sobie lepszy, spokojniejszy sposób na życie. Nie potrafiła odpędzić myśli, że wszystko, co mu się stało do tej pory i co stanie się w przyszłości, było i będzie jej winą. Może i miała problemy z samooceną, ale nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ze wszystkich pragnień, jakie mogły kierować jego decyzjami, najważniejszym stała się akurat ona.
- Harlen będzie... - odchrząknęła. - Na Harlen będzie najlepiej.
Sovran miał rację. Corin był dla niej siłą, ale ona dla niego stanowiła słabość, zbyt dużą słabość. Powinna odwołać ten ślub, zanim będzie za późno. Z drugiej strony, kończył się świat. Gdziekolwiek oficer by teraz nie trafił, nie czekałoby go sielskie życie. Czy to dlatego przyszedł mu do głowy pomysł oświadczyn? Żeby zaznać przynajmniej namiastki tego, o czym marzył tak naprawdę? Nie potrafiła pojąć, że mogło być inaczej, nie umiała sobie tego nawet wyobrazić. Nowy ciężar osiadł na jej klatce piersiowej, gdy patrzyła na ciemny kamień pierścionka, połyskujący na jej dłoni.
- Jestem zmęczona. Pójdę już - powiedziała, tracąc siłę do dalszych rozrywek.
Obrazek

Ulice Portu Erola

201
POST BARDA
Gerda niezbyt dorośle wytknęła język Sovranowi i schowała twarz w ramieniu Tripa. Elf uniósł brwi, nim podniósł się i bez słowa, za to zabierając miskę ze sobą, wrócił pod reling, tam, gdzie siedział wcześniej. Miał już dość rozmów. Corin popatrzył za nim.

- Bądźcie dla niego milsi. - Poprosił cicho. - Tak jak mówi kapitan: dajcie mu żyć. Może i różni się od nas, ale z pewnością przyda się załodze.

Wymiana zdań między elfem i Gerdą spowodowała, że nastroje towarzystwa nieco się popusły. Nie zmieniła jednak nastawienia Corina do partnerki. Wciąż przytulał ją, wciąż nachylał się ku niej, nie wypuszczał jej z objęć.

- W takim razie postanowione. - Powiedział wesoło, zupełnie nie zdając sobie sprawy z czarnej chmury ponurych myśli, która rozciągała się w głowie Very. - Hm? Już idziemy? - Zdziwił się Yett, nnie biorąc nawet pod uwagę tego, iż on mógłby zostać z obecnymi. - W porządku. Dobrej nocy, skorzystajcie z ostatnich chwil w Porcie Erola. - Polecił załodze, wstając i ciągnąć Verę za sobą.
Obrazek

Ulice Portu Erola

202
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie musisz... - zaczęła, ale widząc, że Yett już wstał i był gotowy wracać z nią, zrezygnowała. Może i dobrze; gdyby nie pierścionek na palcu, mogłaby zignorować te myśli, ale teraz nie mogła zignorować tematu, który wisiał ciężką chmurą nad całym tym nieszczęsnym ślubem. Nie mogła ukrywać tego przed kimś, kto z pełnym przekonaniem twierdził, że chce spędzić z nią resztę życia.
Weszła do kajuty i odstawiła butelkę na biurko. Podobało się jej gdy stało tak, jak teraz, na środku, z widokiem na drzwi i z oknem za plecami. Obróciła się, by oprzeć się tyłem o blat i podniosła dłoń, przyglądając się wybranemu przez Yetta pierścionkowi. Był piękny. Z pewnością gdzieś był ktoś, kto zasługiwał na niego bardziej.
- Wtedy w Ujściu... chciałeś odejść - zaczęła cicho. - Zostałeś tylko dlatego, że prosiłam. Gdybym cię nie powstrzymała, wiódłbyś już inne życie. Pewnie lepsze. Odebrałam ci szansę na taką codzienność, jakiej doświadczyliśmy wczoraj. Sovran miał rację, nie jestem twoją siłą. Przeze mnie podejmujesz głupie decyzje.
Przynajmniej zapalona lampa była za jej plecami. Lepiej się czuła, gdy wiedziała, że Corin nie widzi jej twarzy zbyt dokładnie.
- Przeze mnie robisz to, co robisz. Przeze mnie zostawiłeś za plecami porządne życie, jakie czekało na ciebie te siedem lat temu. Przeze mnie narażony byłeś na to wszystko, co się wydarzyło. Na syreny, Annę Caldwell, na Kompanię i Levanta. Na stryczek. To przeze mnie żyjesz w ciągłym bólu. I nie potrafię przestać myśleć o tym, że może gdybym cię wtedy nie zatrzymała, może... już byś o mnie nie pamiętał. Miałbyś życie, jakiego chciałeś. Jakiego ja nie mogę ci dać. Nie powinnam była ci tego robić... przepraszam.
Starała się, ale miała wrażenie, że nie jest w stanie ubrać w słowa tego, co tak ją dręczyło. Corin zaraz wszystkiemu zaprzeczy. Powie, że to jego własne decyzje, choć oboje wiedzieli, że to nie była prawda. Nie po Ujściu. Został tylko dlatego, że prosiła. Tylko dlatego. Przetarła twarz dłonią.
- Powiedziałam ci, że jesteś najlepszym, co mnie spotkało i to prawda. Ale jednocześnie ja jestem najgorszym, co spotkało ciebie. Najgorszym - powtórzyła z naciskiem, a jej głos się złamał. - Jestem Vera Umberto. Podła suka z sercem z kamienia. Ty jesteś całkowitym moim przeciwieństwem, ludzie stwierdzą, że oszalałeś. Bo może oszalałeś?
Odepchnęła się od biurka i zrobiła kilka nerwowych kroków w tę i z powrotem.
- Nie chcę, żebyś cierpiał przeze mnie jeszcze bardziej. Boję się, że ja... nie potrafię. Nie potrafię... nie wiem. Tego wszystkiego, co potrafi każda inna. - Co potrafi chociażby Olena. - Boję się, że nie potrafię cię uszczęśliwić tak, jak na to zasługujesz - dokończyła cicho.
Obrazek

Ulice Portu Erola

203
POST BARDA
Corin nie musiał być wyjątkowo domyślny, by zrozumieć, że Vera nie miała nastroju. Oficer mógł jednak tylko domyślać się, co było przyczyną tej nagłej zmiany. Może Sovran i Gerda? Może wspomnienie o dzieciach? Może jeszcze coś innego? Pan Yett był tylko mężczyzną, który niestety jeszcze nie czytał w myślach, lecz mimo to chciał wesprzeć Verę jak tylko mógł.

Nie spodziewał się jednak tego, co padło z ust Very. Otworzył szeroko oczy, niemal przerażony jej słowami.

- Kochanie? Vera? Vera, o czym ty mówisz? - Zaczął niepewnie. - W Ujściu... to było co innego. Nie czułem się najlepiej i cieszę się, że nie pozwoliłaś mi odejść. - Podszedł do kapitan od przodu i gotów był położyć dłonie na jej talii, jeśli mu pozwoliła. - Gdybym odszedł, wkrótce pracowałbym na budowie obok Erinela. Sovran nie wie, co mówi, bo nie zna naszej rzeczywistości. Nie zna nas. - Przekonywał. I choć Vera chciała ukryć twarz, dłoń Corina znalazła drogę do jej brody, by lekko ją unieść. By spojrzała na niego. - Uratowałaś mnie nie tylko wtedy, ratujesz mnie każdego dnia. Siedem lat temu sam podjąłem decyzję, tak samo wczoraj. Jesteś Verą Umberto i to ciebie wybrałem, ale... jeśli potrzebujesz czasu... możemy poczekać. To wszystko dzieje się zbyt szybko. - Podsumował. Ledwie założył jej pierścionek na palec, a juz planowali ślub! - Poczekam na ciebie, Vero, aż będziesz gotowa. Co mogę zrobić, żebyś poczuła się lepiej? Tylko nie proś, żebym poprosił Sovrana o wymazanie mi ciebie z pamięci. - Zakończył lekkim żartem. Ale czy to nie było wyjście? Elf miał zdolność mącenia umysłów, może mógłby pomóc również w tym kłopocie? Czy nie byłoby łatwiej, gdyby Yett został uwolniony spod czaru zauroczenia?
Obrazek

Ulice Portu Erola

204
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie uciekła spod jego dłoni, ani nie odwróciła twarzy. Uniosła wzrok na te jego szare oczy, nienawidząc się za to, jak uszkodzonym była egzemplarzem, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.
- Potrafi to zrobić? - spytała, ale wyłącznie dlatego, że była zdziwiona, nie dlatego, że to planowała. Może i dla Yetta byłoby to lepsze rozwiązanie, ale załoga by ją za to znienawidziła. Chociaż może mógłby zapomnieć tylko o uczuciu jakim ją darzył i zostać na pokładzie...? Tego z kolei nie przeżyłaby ona. Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie te absurdalne rozważania.
- Nie chodzi o czas. Chodzi o ciebie. Bo co, jeśli koniec świata nie przyjdzie, a ty zorientujesz się, że popełniłeś błąd, bo będziesz skazany na mnie? Wtedy nie wystarczy z powrotem zabudować tych drzwi - gestem głowy wskazała przejście do części kajuty, która przedtem należała tylko do Corina.
Po chwili wahania podniosła dłonie i oparła je o jego klatkę piersiową. Wciąż wpatrywała się w swoje palce, w ten jeden konkretny, ozdobiony granatowym kamieniem. Dlaczego to musiało być takie skomplikowane? Jakim cudem było trudniejsze, niż zadecydowanie o czyimś życiu lub śmierci, gdy stała nad nim z mieczem? Czy aż tak bardzo nie pokolei miała w głowie?
- Powiedz mi... - zaczęła, z determinacją odmalowaną na twarzy szukając właściwych słów. - Powiedz mi, że nie chcesz tego wyłącznie przez to, że przestraszyło cię ryzyko mojej śmierci w rytuale. Że nie chcesz tego dlatego, że nadchodzą mroczni, więc nie wiadomo, ile zostało nam czasu.
Wbiła intensywne, wyczekujące spojrzenie w twarz Corina.
- Popatrz mi w oczy i powiedz mi, że gdyby nie to wszystko, podjąłbyś tę samą decyzję. Że jesteś tego pewien, całkowicie pewien - poprosiła. - Powiedz tak, żebym ci uwierzyła, a obiecuję nie poruszyć tego tematu już nigdy więcej... i uwierzyć.
Obrazek

Ulice Portu Erola

205
POST BARDA


- Nie wiem. Nie pytaj go - Sprawa Sovrana była nieistotna. Czy potrafił wpłynąć na tak silne uczucia, czy też nie, Corin nie chciał tego wypróbowywać.

Vera zaczęła dostrzegać w oczach Yetta swoje własne emocje. Odbicie njepewności, obawy, w końcu odrobiny wstydu i może nawet zażenowania. Radość Corina zniknęła, gdy dotarła do niego waga wątpliwości Very.

- Ja... Nie rozumiem. Sądziłem... Że będziesz szczęśliwa. - Przyznał, spuszczając wzrok, teraz z kolei to on unikał spojrzenia Very, gdy w jego głowie zaczęły kluć się nieodpowiednie myśli. - Wiem, że to nie jest błąd. Co z tego, jeśli do decyzji nakłoniły mnie ostatnie wydarzenia? Czy to coś zmienia? - Pytał, łapiąc Verę za dłonie, oparte na jego własnej klatce piersiowej. Uniósł wzrok na kapitan, by spojrzeć jej w oczy, tak jak prosiła. - Kocham cię. Gdyby nie to wszystko, zrobiłbym to samo. Chcę być z tobą do końca, bez różnicy, czy umrzemy zabici przez czarnych czy ze starości na wybrzeżu Eroli. Jesteśmy obok siebie siedem lat, dlaczego nie możemy przeżyć razem reszty wieczności? Nie wierzysz mi, prawda? Nie... Nie czujesz tego.
Obrazek

Ulice Portu Erola

206
POST POSTACI
Vera Umberto
Reakcja Yetta sprawiła, że w Verze zaczęła narastać panika. Nie tak! Nie tego chciała! Nie chciała zarazić go swoimi wątpliwościami!
- Ja... Corin, nie o to mi chodzi, ja jestem szczęśliwa, jestem cholernie szczęśliwa. W życiu się tego nie spodziewałam, w życiu nie przypuszczałam, że... - potrząsnęła głową, a potem uderzyła czołem o klatkę piersiową mężczyzny i jęknęła boleśnie. - Bogowie, jestem w tym tak beznadziejna.
I powiedział w końcu to, o co go prosiła, choć nie tak to sobie wyobrażała. Sądziła, że padną żarliwe obietnice, takie jak wczoraj, które utwierdzą ją w przekonaniu, że to nie jest jeden wielki błąd, ale z drugiej strony czy mogła się mu dziwić? On też miał swoją cierpliwość, też miał pewne granice. Nie mógł przecież w nieskończoność namawiać jej do tego, czym powinna być podekscytowana tak samo, jak on. Miała ochotę wziąć rozbieg i walnąć głową w ścianę, może to by ją trochę otrzeźwiło.
- Wierzę ci. Wierzę, naprawdę - odpowiedziała cicho. - Niczego nie chcę bardziej. Przepraszam. Nie wiem... nie wiem, co mi strzeliło do głowy. Jedyne, czego nie czuję, to tego, żebym była dla ciebie wystarczająca. Zasługujesz na więcej, na dużo, dużo więcej, niż to, co ja mam do zaoferowania. To tyle. Bo ja... sam widzisz. Pierdolony przypadek beznadziejny. To nie znaczy, że tego nie chcę! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nie istniałoby moje życie bez ciebie. Nie chciałam żebyś... żebyś myślał... jeśli ty naprawdę...
Frustracja, jaką czuła przez własną nieporadność, sprawiła, że prawie boleśnie zacisnęła palce na dłoniach Yetta. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby wycofał się z tego nie przez swoją niepewność, a przez Verę! Patrzyła na niego tak intensywnie, jakby chciała wypalić mu dziurę w głowie, jakby samym spojrzeniem chciała przekazać mu emocje, których nie umiała ubrać w słowa. W końcu podniosła się i pocałowała go z całym przekonaniem, jakie tylko potrafiła w sobie znaleźć.
- Kocham cię - powiedziała cicho chwilę później. - Nie mam wątpliwości i nigdy ich nie miałam, odkąd pocałowałam cię po raz pierwszy. Przy nikim nie jestem tak szczęśliwa, jak przy tobie i jeśli ty jesteś gotowy spędzić ze mną resztę życia, w unii pobłogosławionej przez bogów, to zróbmy to. Jestem twoja, a ty jesteś mój. Przez poprzednie siedem lat i każde kolejne siedem, jakie będzie nam dane.
Znów oparła głowę o pierś Yetta i westchnęła ciężko.
- Przepraszam, Corin.
Milczała przez chwilę, zanim o czymś sobie przypomniała. Wyswobodziła się z objęć mężczyzny, by podejść do jednej ze skrzyni, w których robiła porządek wcześniej. Pochyliła się nad nią i przez chwilę przekładała schowane w niej przedmioty, aż wreszcie wyciągnęła z niej to, czego szukała - zdobioną fajkę z długą szyjką, misternie rzeźbioną główką z drewna różanego i bursztynowym ustnikiem. Nie miała pojęcia, kiedy i skąd ją ukradła, i z całą pewnością nie mogło to równać się z tym, co sprezentował jej wczoraj Yett, ale chciała zrobić... cokolwiek. Wstała z kolan i podała ją oficerowi, nerwowo przygryzając policzek od środka.
- Pomyślałam, że może... to dla ciebie - dokończyła niezdarnie, czując się jak ostatnia idiotka. Zwykle, gdy komuś coś dawała, były to butelki z alkoholem. To zawsze było doceniane, z tym nigdy nie było problemu, każdy był zadowolony. A ta fajka? Jej się podobała, dlatego ją zabrała, ale czy spodoba się Corinowi? Rzadko zdarzały się chwile, w których czułaby się tak nieporadna życiowo, jak teraz.
Obrazek

Ulice Portu Erola

207
POST BARDA
Vera mogła być pewna jednego: Corin jej nie odtrąci. Gdy oparła się o niego, objął ją, jakby już nigdy nie chciał wypuścić z ramion, jakby czuł, że to, z czego tak się cieszył, może umknąć mu z życia tak szybko, jak się pojawiło.

- Nie wiem, skąd się wzięły twoje wątpliwości. - Powiedział wprost, zanurzając nos w jej włosach. - To ja przepraszam, jeśli nie dałem ci tego odczuć wystarczająco. Wybrałem ciebie, Vera, nie chcę tych innych, na których być może zasługuję. - Nie bronił się przed pocałunkiem. Był łapczywy, żarliwy, jakby od niego zależało ich być i nie być tego związku lub wręcz przeciwnie, jakby był ostatnim, pożegnalnym. - Kocham cię. - Powtórzył po Verze. - Ale ostrzegam cię, jeśli nie chcesz tego pożałować, nigdy więcej nie obrażaj mojej przyszłej żony. - Zażartował, choć minę miał poważną.

Wypuszczony Yett odsunął się, by siąść na łóżku. Może bzdury wymyślane przez Verę zwały go z nóg, a może nogi po prostu odmawiały mu posłuszeństwa, gdy poprzednie dni pełne były wrażeń i bieganiny. Corin wciąż nie interesował się mlekiem od Belli, bo uważał, że to znajdzie lepsze zastosowania, gdy przyjdzie na to czas. Zresztą, Vera karmiła jego narkotyczny nałóg, sprezentowując mu fajkę.

- Nie musiałaś... - Powiedział od razu, ale przyjął prezent. Przesunął palcem po zdobieniach, aż po bursztynowy ustnik. - Vera, jesteś pewna? Moglibyśmy to sprzedać za ładną kwotę. Moja stara fajka jeszcze działa. - Protestował, ale w końcu opuścił ręce, odłożył fajkę obok siebie na pościel i spojrzał na kapitan. - Nie wiem, co czai się w twojej ślicznej główce, ale nie chcę, żebyś miała jakiekolwiek wątpliwości. Jeśli nie czujesz, że to czas na ślub, możemy go odłożyć w czasie. Możemy wcale go nie brać. - Zaproponował z nadzieją na rozmowę z mniejszą ilością emocji.

Usłyszeli znów podniesiony głos Gerdy. Dziewczyna była już dość pijana i znów z kimś się wykłócała. Na szczęście druga osoba potrafiła trzymać nerwy na wodzy, bo między wrzaskami nawigatorki nie dało się słyszeć innych krzyków.
Obrazek

Ulice Portu Erola

208
POST POSTACI
Vera Umberto
Przewróciła oczami.
- Moglibyśmy, tak samo jak kolię, którą mi dałeś w prezencie. Zresztą, nie my, tylko ja bym mogła sprzedać tę fajkę, jak już. A teraz ty, chociaż z tego co wiem, sprzedawanie otrzymanych podarunków jest w złym guście. To dla ciebie - powtórzyła i usiadła obok Yetta. - ...Chyba, że ci się nie podoba. Możesz... możesz wymienić ją na inną, jeśli chcesz. Albo w ogóle na coś innego. Albo... - westchnęła. Nie potrafiła dawać prezentów i miała teraz na to dowód. Cóż, trudno. - Albo na korony po prostu.
Gdy padły słowa o ślicznej główce znów zerknęła na Corina z ukosa, jakby widziała go po raz pierwszy. Nie była przyzwyczajona do komplementów; nie usłyszała ich w życiu zbyt wiele, więc nawet tak rzucone mimochodem wydawały się jej dość abstrakcyjne.
- To nie kwestia czasu. Jeśli mamy go wziąć, to po co czekać? Na co? Aż mroczni na lewiatanach zaleją świat? Ja po prostu... - zamilkła, nie chcąc powtarzać kolejny raz tego samego, zwłaszcza, że Yett dosadnie dał jej do zrozumienia, że jej obawy nie mają żadnego sensu. Wcisnęła mu się pod ramię, znów opuszczając wzrok na pierścionek. Lampa wisiała za biurkiem, więc tu, przy koi, było dość ciemno. Mimo to kamień wciąż lśnił, może przez nietypowe szlifowanie.
- Może muszę się pogodzić z myślą, że moje marzenia też czasem mogą się spełnić - powiedziała cicho. - Weźmiemy ślub.
Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu, którego nie próbowała nawet powstrzymywać. Chyba zaczynała już godzić się ze świadomością, że Corin faktycznie nie chciał żadnej innej. Bo gdyby chciał, nie padałby przed nią na kolana, niezależnie od tego, czy świat się kończył, czy też nie, prawda? Nie musiał tego wcale robić. To nie tak, że bycie żonatym z wszystko jedno kim było dla niego jakimś życiowym celem. Chciał jej. Very Umberto. Tym razem ta myśl nie miała gorzkiego posmaku.
- ...Potrzebuję sukienki - zauważyła. - Nie mam białej sukienki. Może jutro przed wypłynięciem jeszcze jakąś znajdę.
Podniosła się, żeby władować się oficerowi na kolana.
- Jeśli będziemy na Harlen, myślę, że... - zaczęła, ale wrzaski Gerdy zbiły ją nieco z tropu. Skrzywiła się z irytacją i zeszła z Yetta. Tyle było z ich prywatności. Nie mogła ignorować takich krzyków, nie chciała przecież, żeby zaraz zlazła się na pokład cała przybrzeżna straż. Nie to, że mieli coś do ukrycia; Vera po prostu nie miała ochoty się z nimi użerać.
- Ugh. Idę sprawdzić, o chuj chodzi - poinformowała mężczyznę i jak powiedziała, tak zrobiła.
Obrazek

Ulice Portu Erola

209
POST BARDA


- Nie musisz dawać mi prezentów. - Corin niemal papugował zachowania Very, choć wcale nie zdawał sobie sprawy, że brzmi tak samo. - Ale teraz ta fajka jest moja i na pewno jej nie sprzedam. Żartujesz? Jest świetna. - Skomentował i już chciał sięgnąć do swojej ziołowej torby, ale ręce zajęła mu Vera, gdy wprosiła się na jego kolana. Nie narzekał, chętnie położył dłonie na jej pośladkach. - Ślub nie jest mi potrzebny, bo mam ciebie i bez niego. Pomyślałem, że tobie mogłoby się spodobać, gdybyśmy wyprawili przyjęcie na Harlen. Możemy wypłynąć jutro trochę później, żebyś znalazła taką sukienkę, jaka ci pasuje. Coś wymyślę i powiem Osmarowi, że się opóźni.

Plany były piękne, ale też górnolotne, bo załoga nie pozwalała o sobie zapomnieć. Corin westchnął.

- Przynajmniej dzieci już mamy...

Kiedy Vera opuszczała kajutę, łatwo dostrzegła, czego tyczyło się zamieszanie - większość obecnych stała przy relingu i patrzyła w dół, w stronę wody, skąd chwilę wcześniej dobiegł bardzo donośny plusk. Irina zastygła z uniesioną dłonią, jakby chciała kogoś powstrzymać, Eldar tuż obok niej. Trip zasłaniał usta, nawet nie wstał jeszcze ze swojej skrzyni. Yala nie zbliżała się do barierki, ale kręciła głową z dezaprobatą. Gerda tuż przy relingu wyrzuciła przez burtę miseczkę suszonych owoców ze wściekłym rykiem pijanej, zdenerwowanej kobiety, Pogad stała tuż obok niej, z zaciśniętymi w pięści dłońmi. Reszta wisiała na relingu, patrząc w dół.

- To go nauczy! - Ucieszyła się któraś z kobiet.

- ... Czy on potrafi pływać? - Pomiędzy zadowolonymi głosami kobiet zabrzmiało słabe pytanie Tripa.

Nie trzeba było czekać na reakcję. Corin wcisnął Verze w ręce fajkę, którą zabrał z kajuty nim podążył za nią i zaczął ścigać buty, by rzucić się na pomoc. Ubiegł go Eldar - nim Corin dobiegł do relingu, elf już przeskakiwał na drugą stronę.
Obrazek

Ulice Portu Erola

210
POST POSTACI
Vera Umberto
Jak tak dalej pójdzie, to nie będzie miała szansy wybrać się na zakupy w poszukiwaniu żadnej sukienki. Rozważała zabranie ze sobą Gerdy, bo potrzebowała kogoś, kto miał jakiś zmysł estetyczny i mógł jej doradzić, żeby nieco przyspieszyć zakupy, ale w tej chwili dziewczyna do niczego się nie nadawała i Vera jakoś nie wyobrażała sobie, by miała nadawać się jutro. Szybka ocena sytuacji pozwoliła jej dojść do dość oczywistych wniosków: Sovran czymś sobie nagrabił i wylądował za burtą.
Absolutnie nie czuła się winna, że zostawiła ich bez opieki, bo jej załoga, wbrew pozorom, nie była bandą dzieciaków. Mimo to, w sytuacjach takich jak ta, poddawała to założenie w bardzo silną wątpliwość. Warknęła wściekle, doskakując do burty i przez chwilę rozważała wskoczenie za mrocznym do wody, ale skoro zabierał się za to już Corin, a Eldar zadziałał jeszcze szybciej, nie widziała powodu, dla którego miałaby też się moczyć. Z irytacją odepchnęła się od relingu i rozejrzała, a gdy jej wzrok padł na zwiniętą nieopodal sznurkową drabinkę, przerzuciła ją na zewnątrz, pozwalając jej rozwinąć się w dół, po kadłubie. Niezależnie od tego, czy Sovran potrafił pływać, czy też nie, tak szybciej wrócą na pokład, niż szukając wejścia na nabrzeże.
- Popierdoliło was do reszty? - syknęła na Gerdę i Pogad. - Ile razy mam powtarzać, że w Porcie Erola macie się zachowywać? Nie robić mi tu gównoburzy i nie wyrzucać jebanego mrocznego elfa za burtę? To jedno miejsce na całym, kurwa, świecie, gdzie nie chcę mieć problemów. Ile razy?! Chcecie się zachowywać jak prymitywy, to poczekajcie do jutra. Nie mogłyście go tą miską zdzielić przez łeb i zamknąć w kajucie? I kurwa, Gerda, przestań się drzeć.
Znów wychyliła się, by upewnić się, że sama nie musi skakać. Ale dwóch mężczyzn chyba poradzi sobie z wciągnięciem chuderlawego Sovrana z powrotem na pokład, prawda? Mogła co najwyżej pomóc Corinowi (o ile ten nie wyskoczył) we wciąganiu drabinki z uczepionymi niej elfami na górę. Zmrużyła oczy i rozejrzała się po okolicy, by sprawdzić, czy przypadkiem nikt nie zbliża się do nich, by w dobroci swojego serca zaoferować im pomoc.
- Co zrobił? - spytała już nieco spokojniej, pstrykając dziewczynie palcami przed nosem, w razie gdyby ta nie potrafiła się na niej skupić. - Co takiego się stało, że go wyrzuciłyście z pokładu?
Obrazek

Wróć do „Port Erola”