Ulice Portu Erola

166
POST POSTACI
Vera Umberto
Och. Więc to była tylko troska. Vera nie doświadczała tego zbyt często ze strony straży miejskiej, z reguły najpierw się na nich rzucali z nagą bronią, a potem zadawali pytania - o ile w ogóle. Czy była to miła odmiana? Nie rozpatrywała tego w tych kategoriach. Na pewno poczuła ogromną ulgę, co pozwoliło jej rozluźnić nieco zaciśniętą na przedramieniu Corina dłoń. Słysząc propozycję odeskortowania ich z problematycznej okolicy, ledwie powstrzymała się przed parsknięciem śmiechem, przekuwając tę chęć w uprzejmy, odrobinę zestresowany uśmiech.
- Nie. Myślałam, że coś się stało - odpowiedziała strażnikom. - Panowie podeszli tak nagle, że się przestraszyłam.
Odsunęła się nieco od Yetta, niezmiennie przyciskając torebkę z zakupem do brzucha. Niezależnie od tego, czy miała ich odeskortować straż, czy też nie, nie zamierzała pozwolić sobie tego odebrać jakiemuś tutejszemu gówniarzowi, którego jedyną umiejętnością jest bieganie wystarczająco szybko, by nie dogoniły go zaskoczone damulki. Biżuteria należała już do niej. Koniec.
- Ale dziękujemy za ostrzeżenie. Będziemy uważać - uniosła wzrok na Yetta, rozbawiona wizją potencjalnej eskorty straży. - Kochanie, chcesz, żeby panowie nas odprowadzili?
Nic w sumie nie stało na przeszkodzie, żeby stróże prawa się do czegoś przydali, prawda? Kolia była cholernie dużo warta.
- Teraz będziemy bardziej czujni. Ale jeśli nie mają panowie nic innego do roboty...
Obrazek

Ulice Portu Erola

167
POST BARDA
Choć słowa strażników mogły wydać się podejrzane, nic nie wskazywało na to, by kłamali! Obaj panowie dzielnie stali przy Verze i Corinie, chroniąc ich przed niebezpieczeństwami Portu Erola nawet samą swoją obecnością.

- Przepraszamy za najście. - Odezwał się drugi ze strażników na słowa Very. - Jest pani bezpieczna.

Corin pozwolił Verze odsunąć się od siebie, ale zostawił dłoń na jej plecach.

- Jeśli panowie będą tak mili. - Uśmiechnął się Yett, zezwalając na towarzystwo strażników. - Zmierzaliśmy w stronę portu. Pewien kapitan pozwolił nam zatrzymać się na statku.

- Wielka szkoda, że nie wynajęliście pokoju. Zawsze zachęcamy turystów do wspierania gospodarki Portu Erola. - Mówił ciemnooki, ruszając razem z parką i kolegą wąską uliczką. - Skąd państwo pochodzicie?

- Ach... z zachodniego wybrzeża. - Corin nie zamierzał wchodzić w szczegóły. - Ale teraz mieszkamy niedalko Karlgardu.

- Moja żona pochodzi z Karlgardu, całkiem nieźle znam okolicę. - Pochwalił się drugi strażnik. - Skąd dokładnie jesteście, jeśli można wiedzieć?
Obrazek

Ulice Portu Erola

168
POST POSTACI
Vera Umberto
Do portu? Na statku? Vera sądziła, że będą już szli do tego miejsca, które Corin wybrał na dzisiejszy wieczór i nie trzeba tego przed nikim ukrywać. Jeśli strażnicy uprą się, by odprowadzić ich do samego końca, będą musieli bez sensu wrócić na Siostrę. Oby odprowadzenie poza Aleję Złotników skończyło się na odprowadzeniu do granicy bogatej uliczki i tyle. W końcu straż była tutaj potrzebna, prawda? Towarzysząc ich dwójce, ryzykowali kradzieżą za ich plecami. Umberto potrzebowała wewnętrznego upomnienia, żeby przypomnieć sobie, że są na Archipelagu. Wszystko tu było w porządku. Rozluźniła się nieco.
Szybko przebiegła myślami po nabrzeżu Płonącej Zatoki, obok którego przepływali mnóstwo razy - przynajmniej dopóki jeszcze nie była poszukiwana w Karlgardzie.
- Przy samym mieście, praktycznie. Na zachód od niego są takie domki... rezydencje właściwie. Lubię nasz nowy widok na zatokę.
Nie była stworzona do takich pogawędek, w szczególności, gdy musiała wymyślać bzdury na poczekaniu. Trzeba było zmienić temat na taki, w którym nie będą musieli opowiadać o sobie, bo naprawdę chciała mieć dziś spokojny, pozbawiony zbędnego stresu wieczór. Nic zaskakującego, tylko przyjemny, pachnący kwiatami i morzem Port Erola wieczorową porą.
- Dużo zdarza się tu kradzieży? - zagadnęła strażnika, unosząc na niego wzrok. - Ciężko mi uwierzyć, że złodzieje czają się w miejscu, w którym cały czas czuwa straż. To wydaje się głupie, robienie sobie problemów pod samym nosem uważnych stróżów prawa, hm?
Zirytowane westchnięcie rozbrzmiało tylko w jej głowie, nie pozwoliła mu się uwolnić. Zamiast tego utkwiła spojrzenie w końcu alejki. Miała tyle pytań do Corina! Chciała wiedzieć, co zaplanował, dokąd ich zabierał. Chciała spróbować zgadnąć i po jego minie wywnioskować, czy trafiła ze swoim przypuszczeniem, czy też nie. Tymczasem poinformował tych dwóch, że idą do portu, więc wszystkie jej pytania byłyby zaprzeczeniem jego słów. No nic. Niech już ich odprowadzą i się odczepią.
Obrazek

Ulice Portu Erola

169
POST BARDA
Corin musiał mieć cel w powrocie na statek, którego na razie Verze nie zdradzał. Zresztą, nie w towarzystwie strażników! Każde źle wypowiedziane słowo mogło spowodować, że straż zainteresuje się nimi bardziej, niż było to konieczne. Chwilowo byli tylko turystami. Chwilowo musieli utrzymać ten wizerunek.

- Na zachód? W nowej Kryształowej Zatoce? - Strażnikowi zaświeciły się oczy.

- Właśnie tam! - Zgodził się Corin. - Na samym wybrzeżu.

- To miejsce bardzo... dostatnie! Ach, zazdroszczę państwu. - Cieszył się strażnik. - Sam chciałbym tam osiąść na starość, ale nie wydaje mi się, żeby było mnie stać na choćby mały domek tam, nie z wypłatą strażnika!

- Zostajesz w Porcie Erola. - Śmiał się jego kolega. - Tu przecież wcale nie jest tak źle.

- Rozważaliśmy Port Erola. - Dodał Yett, wciągnięty w historię swojego nieistniejącego domu. Wydawał się czerpać przeyjemność i dumę z umiejscowienia ich w miejscu, o którym nie mieli pojęcia, ale które najwyraźniej było osiedlem burżuazji.

- Ale nic dziwnego, że wybraliście państwo Kryształową Zatokę! To szczyt marzeń! - Wzdychał strażnik. - Proszę się nie bać, pani. Nikt nie powinien pani zaczepiać, gdy jesteśmy obok!

Ostatecznie Strażnicy odprowadzili dwójkę piratów aż pod samą Siódmą Siostrę. Nim się pożegnali, gnąc się w ukłonach, pozachwycali się statkiem, podziękowali za wybór Portu Erola i życzyli udanych wakacji, nim oddalili się w swoim kierunku.

- Słyszałaś, Vera? Osiedliśmy już na starość. - Yett był rozbawiony. - Gdyby tylko wiedzieli... ech, w każdym razie, muszę na chwilę skoczyć do kajuty. Poczekaj na mnie, dobrze?

Trapu pilnował Nepal i Yala, oboje niezadowoleni z faktu, że dostali wieczorną wachtę i musieli sterczeć na statku zamiast cieszyć się dobrami wieczornego miasta.

- Paskud chciał z panią rozmawiać. - Odezwał się Nepal, używając kolejnego popularnego przezwiska dla mrocznego elfa. Mężczyzna kopcił fajkę, a dym z niej był czarny i gryzący. Tytoń był najsłabszej jakości. - Zachciało mu się zakupów, czy czegoś takiego? Powiedziałem, że ma czekać, nędzna kreatura, aż znajdziesz czas, kapitanie, o ile. Będzie miał szczęście, jak zapamiętamy go przy obiedzie, hej!

Corin był szybki. Drogę do kajuty przebył niemal biegiem i już po chwili wracał.

- Gotowa?? - Zapytał, starając się uspokoić przyspieszony oddech.
Obrazek

Ulice Portu Erola

170
POST POSTACI
Vera Umberto
Kryształowa Zatoka, no proszę! To miejsce miało całkiem uroczą nazwę. Vera nawet nie sądziła, że wybrała sobie okolicę, w której mieszkała burżuazja. Może to i dobrze? Pasowało do wydatku, jaki Yett zrobił na rzecz jej szkatułki z biżuterią. Czy ta kolia w ogóle tam się zmieści...? Może powinna kupić sobie taki drewniany stojak, rzeźbiony na kształt kobiecego dekoltu i szyi, żeby móc zapiąć ją na nim i ustawić ją na wierzchu, jako jedną z licznych ozdób kajuty? Tak pewnie zrobi. Żal było chować coś takiego do szuflady.
Nie angażowała się w rozmowę zbyt chętnie, pozwalając Corinowi prowadzić pogawędkę ze strażnikami. I tak radził sobie z tym znacznie lepiej; ona miała problem z wymyślaniem rzeczy, które mogłaby powiedzieć, by dalej pociągnąć rozmowę. Podziękowała za ochronę, jaką im zapewniali, uśmiechnęła się nawet uprzejmie kilka razy, gdy wymagały tego okoliczności, sama też pochwaliła statek - bo przecież nie należał on do niej, byli na nim tylko gośćmi, więc och, jaki piękny, jaki smukły - a potem odprowadziła ich spojrzeniem, zastanawiając się, ile biżuterii zostało zwędzonej w Alei Złotników pod ich nieobecność.
Uniosła wzrok na zwinięte żagle.
- Ale mieli rację. To naprawdę ładny statek - podsumowała i zaśmiała się. - Tak. Czuję już, jak mnie łupie w krzyżu. Mogłam sobie zażyczyć laski ze złotą rączką, a nie jakichś bezsensownych błyskotek.
Była gotowa ruszyć z powrotem do miasta, kiedy Corin uznał, że musi wejść na pokład.
- Ale... poczekaj! A co z tym? - uniosła pytająco torebkę z biżuterią. - Mam założyć, czy dać tobie, żebyś odniósł do kajuty? Nic mi nie mówisz! - pożaliła się.
Czekając na Yetta, Umberto mogła porozmawiać chwilę z obecnymi wartownikami. Gryzący dym z fajki Nepala sprawił, że skrzywiła się. Niczym nie przypominało to ziołowego zapachu, jaki wydobywał się z tego, co palił oficer.
- Co ty, kurwa, palisz, Nepal? - spytała, początkowo ignorując zupełnie kwestię Sovrana. - Postawiłeś sobie za punkt honoru kupienie najgorszego gówna, jakie tu sprzedają? Jesteś pewien, że to nie pakuła do uszczelniania kadłuba?
Pokręciła głową z niedowierzaniem, zerkając w stronę kajuty, jaka dostała się elfowi. Trochę zajmie jej przyzwyczajenie się do dodatkowych drzwi na dziobie.
- Nie dzisiaj. Dziś mnie nie ma - odparła krótko. - Ale możesz mu powiedzieć, że jutro, albo pojutrze do niego przyjdę i ktoś się zajmie jego zakupami. Niech zrobi listę, czy coś.
Yett naprawdę obrócił w tę i z powrotem zaskakująco szybko. Skinęła głową.
- Cały czas jestem gotowa. Co ty kombinujesz? Wkręciłeś nas w jakiś bal? Teatr? Jakiś koncert? - zgadywała. - Co mógł wymyślić Hubert...? Polowanie? Mam bardzo kiepski strój na polowanie, Corin.
Obrazek

Ulice Portu Erola

171
POST BARDA
Vera mogła oddać Corinowi biżuterię, gdy ten udawał się do kajuty, mogła też zostawić ją sobie, a nawet założyć to, co chciała, czy były to jej wybrane kolczyki, czy sprezentowany przez oficera zestaw. Czegokolwiek nie wybrała, musiała chwilę zaczekać na Corina, nim ten załatwi swoje sprawy.

- Toż to dobre je, kapitanie! - Nepal protestował, broniąc ziela, którym nabił fajkę. - Czuć, że coś palisz, a nie jak te tam, pierdółki. Jak palę, to palę porządnie! - Tłumaczył, po czym zaciągnął się kolejny raz, a smród dymu mógł świadczyć o tym, że rzeczywiście mogły być to pakuły.

- Ledwie z nim wytrzymuję. - Pożaliła się Yala, zajęta czyszczeniem paznokci za pomocą krótkiego nożyka. - Śmierdzi gorzej niż pod pokładem po grochu z kapustą. Właśnie! Dziewczyny miały pani i bosmanowi zaproponować, żeby rozdzielić pokład na część damską i męską, skoro zrobiło się nas już tak dużo.

- Ha! Jeszcze czego! - Zaśmiał się Nepal. - Nie słuchaj, kapitanie! Chłopcy są zadowoleni, jak czasem którejś cycuszek spod ubrania wyskoczy!

- Troglodyta. - Skomentowała Yala, szczęśliwie Nepal nie zrozumiał.

Piraci nie zamierzali dalej przejmować się sprawą Sovrana. Informacja została przekazana, decyzje podjęte i nikogo nie obchodziło, że czarny będzie czekał na uwagę jeszcze przez dzień lub dwa. Wedle załogi, i tak powinien się cieszyć tym, że jakiekolwiek zaitneresowanie dostawał. Przynajmniej nikt głośno nie komentował przydziału kajuty.

Yett dołączył do rozmawiającego przy trapie grona. Przymocowawszy sakiewkę przy pasie, poprawiły włosy i rozprostował ubranie.

- Polowanie? - Corin uśmiechnął się, rozbawiony sugestią. - Nie, nie! Będzie miło, zobaczysz. Musiałem tylko wrócić... po nieco więcej pieniędzy. - Dodał dużo ciszej.

- Yaleczko, a ty ze mną wyjdziesz? - Zażartował Nepal w stronę kobiety.

- Ta, jeszcze czego. A będziesz mnie tak rozpieszczać, jak pan Yett panią kapitan?

- Ehe, tylko odłożę parę koron, zobaczysz!
Obrazek

Ulice Portu Erola

172
POST POSTACI
Vera Umberto
W reakcji na komentarz pirata stęknęła boleśnie.
- Dzięki. Tym samym przekonałeś mnie, że propozycja Yali ma sens - zerknęła na zejście pod pokład, jakby w ten sposób chciała sprawdzić, jak rozlokowani są załoganci w tym momencie. - Nie możecie pozamieniać się jakoś tak, żebyście wszystkie zajmowały jedną z kajut? Jeśli nie da rady, to teraz jest idealny moment na wstawienie ścianki, skoro i tak Lando zajmuje się Siostrą. Zastanówcie się z Mardą jak zrobić to najlepiej, żeby dało się funkcjonować pod pokładem i dajcie znać szkutnikowi, zostawiam to w waszych rękach. Cycuszek wyskoczy, ja pierdolę - powtórzyła, kręcąc głową.
Potem już pozostawiła ich samych sobie. Corinowi oddała kolczyki do odniesienia, zakładając wybrany przez niego komplet, głównie po to, żeby zrobić mu przyjemność, biorąc pod uwagę że wydał na to tyle, że musieli wracać po więcej koron na Siostrę. Westchnęła cicho. Miała tylko nadzieję, że dokądkolwiek idą, nie wyskoczy jak z perłami między wieprze. Ale chyba tak nie będzie, prawda? Powiedziałby jej, gdyby się wygłupiła.
- Polowanie też może być miłe - zaprotestowała. - ...Tylko potrzebowałabym kuszy. I prawdopodobnie spodni. I sensownych butów.
W mokasynach z cienkiej skóry czuła każdy kamień, każdą nierówność chodnika, ale miała jeszcze na tyle poczucia estetyki, by do ładnej sukienki nie zakładać sfatygowanych butów, jakie nosiła na co dzień. Nie przeszkadzało jej to jakoś szczególnie, znosiła w życiu różne niewygody, mogła więc znieść też taką. Wsunęła rękę pod ramię Yetta, odwracając się plecami do statku i wszystkiego, czego mogła jeszcze od niej dzisiaj chcieć załoga.
- Czy w takim razie świętujemy coś konkretnego? - dopytywała dalej. - Dziś jest jakaś... okoliczność, o jakiej nie pamiętam? Spóźnione siódme urodziny Siódmej Siostry? Nie, tego nie świętowalibyśmy sami. Ale trzeba to uczcić, tak czy inaczej! Może jak dopłyniemy na Harlen.
Obrazek

Ulice Portu Erola

173
POST BARDA
- Tak! Dzięki, kapitanie! - Yala rozjaśniła się wyraźnie. - Powiem Mardzie zaraz po wachcie, jeśli nie będzie zbyt pijana!

- Wcześniej dziewczyneczki też nam zabrałaś!
- Żalił się Nepal, nawiązując do Echo i Raylene, brzmiąc tak żałośnie, jakby jego życie wyraźnie straciło na jakości po odejściu kurtyzan. Wielu piratów rozpaczało po ich stracie. - Będziemy musieli częściej zawijać do portów!

- Bo co, chujki wam uschną i odpadną od małego postu? - Zakpiła Yala.

- Byłoby łatwiej, gdybyście wy nam dawały!

- Może i byśmy dawały, gdybyś nie był takim śmierdzącym oblechem! Do takiego Ashtona... Albo pana Yetta - rzuciła bez zastanowienia, gdy dojrzała Corina, - ustawiałybyśmy się w kolejce, gdyby nie miał kapitan, ale na ciebie żadna nawet nie spojrzy!

Corin szczęśliwie pojawił się w porę, by uratować Verę przed wysłuchiwaniem dalszych przekrzykiwań strażników trapu. Uśmiechnął się przepraszająco, choć przecież nie miał powodów, by czuć się winnym słów Yali.

- Teraz boję się, że będziesz rozczarowana. - Mruknął Yett, czym prędzej oddalając się od statku. - Pewnie, że wolałabyś polowanie... Możemy zawsze zawrócić i zarzucić wędki. W okolicy podobno można złapać węgorze na wędkę? To dość niesportkane. - Yett wydawał się chcieć zmienić temat. - Nie ma żadnej okoliczności, jesteśmy my i Port Erola. - Corin zwolnił kroku. - Vera... Może naprawdę chciałabyś zrobić coś ciekawszego niż obiad, pokazy i tańce? Głupio posłuchałem Huberta! Cholera, może przynajmniej coś obrabujemy?
Obrazek

Ulice Portu Erola

174
POST POSTACI
Vera Umberto
Kolejne niezadowolone wykrzywienie ust wynikało z komentarza dotyczącego ustawiania się w kolejce do Yetta. Nie musiała o tym słuchać, już wystarczyło że Olena uwieszała się na nim jak tylko przychodziło jej do głowy pytanie, które mogłaby mu zadać. Pech chciał, że zarówno on, jak i Ashton pozostawali w raczej monogamicznych związkach, więc tak, jak panowie z Siódmej Siostry po przybiciu do brzegu szli do Pachnącej Panny, tak i one musiały znaleźć sobie towarzystwo milsze, niż koledzy załoganci. Tak samo, jak zresztą Vera je znajdowała, gdy jeszcze tego towarzystwa nie miała na pokładzie.
- Nie! Absolutnie - zaśmiała się, zapominając o słowach Yali jak tylko zniknęła jej ona z zasięgu wzroku. - Żartowałam tylko. To było do Heweliona najbardziej podobne, nic więcej. Widziałeś, jak skończyło się dla mnie ostatnie polowanie, w Svolvar. Wcale mi nie spieszno do następnego.
Pociągnęła go za rękę, chcąc utrzymać tempo, gdy zwątpił i zwolnił.
- Przestań. Nie będziemy nic rabować, oszalałeś? Wcale nie chcę dzisiaj takich emocji. Próbowałam przecież tylko zgadnąć! Będę zadowolona ze wszystkiego, co wymyśliłeś. Nie stresuj się tak. - Uśmiechnęła się do niego. - Sam fakt, że będziemy mogli pobyć sam na sam i nikt nam nie będzie truł dupy, będzie miłą odmianą. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nocowałam w karczmie, bo zawsze wracałam na statek. Samo to jest ekscytujące. Chcę, żebyś ty też dziś miło spędził czas, zamiast martwić się nie wiadomo czym i naprawdę doceniam, że wszystko zaplanowałeś. Nawet jeśli wymyśliłeś te tańce tylko po to, żeby móc się ze mnie pośmiać.
Nie miała pojęcia dokąd idą, ale szła przed siebie zdecydowanym krokiem, w razie gdyby Yettowi znowu przyszło do głowy zawrócenie na Siostrę i zajęcie się łowieniem ryb. W porządku, jej zgadywanie nie działało na niego dobrze, teraz już to wiedziała. Zakładał niepotrzebnie, że to były rozrywki, jakich oczekiwała, choć przecież nie oczekiwała niczego konkretnego.
- Pokazy...? - powtórzyła z zaciekawieniem. - Jakie pokazy?
Obrazek

Ulice Portu Erola

175
POST BARDA
Vera wkrótce przekonała się, co zaplanował Corin. Mężczyzna zabrał ją do znajdującego się tuż nad brzegiem rzeki lokalu. Budynek umiejscowiony został na wysokiej skale, dość oddalonej od lustra wody, by fale nie wdzierały się do środka przez otwarte przejścia. Noc była ciepła, a wiaterek znad morza przyjemny, ale nie dość mocny, by zakłócać spokój gości. Jasny, bogaty wystrój pasował do klienteli - Vera i Corin znaleźli się w towarzystwie śmietanki Portu Erola i przyjezdnych bogaczy. Kapitan nie miała powodów, by czuć się źle w swojej kolii. W porównaniu do niektórych pań, jej wygląd był nad wyraz skromny i niewyszukany.

Vera miała okazję spróbować dań, które zawczasu zamówił Corin. Wybór był na tyle szeroki, że nie było możliwości, by zjedli wszystko, lecz obsługa obiecała zapakować to, co zostało, i odesłać na wybrany statek, by nic się nie zmarnowało! Nie tylko oni, ale i Siódma Siostra miała szansę zasmakować cielęcych eskalopek i wieprzowego gulaszu, wołowych żeberek, pieczonych przepiórek, a także całej gamy owoców morza, łącznie z czterema rodzajami ryb. Wszystko okraszone było świeżymi warzywami, posiłkowi towarzyszyło również przednie wino i jeszcze lepszy koniak, a po daniach głównych pani kapitan i jej oficer mogli cieszyć się wymyślnymi deserami, podawanymi na śmiesznie małych, błyszczących talerzykach. Jedzenie było wyśmienite, ale czego innego można było spodziewać się po miejscu, które polecił Labrus? Viridis zadowalał się tylko najlepszym.

Już w trakcie posiłku zaczęły się pierwsze atrakcje. Połykacze ognia, żonglerka podpalonymi pochodniami, drobne pokazy magiczne, później również prezentacja dzikich zwierząt z puszcz Archipelagu, od tygrysa, przez różnobarwne ptaki, na małpkach kończąc, a wszystkie były prezentowane przez kobietę, która nosiła żywego węża niczym szal wokół szyi.

Corin wyglądał na szczęśliwego. Złapał Verę za rękę i przesunął kciukiem parę razy po wierzchu jej dłoni, zahaczając przy okazji o pierścionek.

- Chciałbym, żeby tak było już zawsze. - Powiedział cicho. - Żebyś ty była przy mnie.

Przy akompaniamencie muzyki występujący zaczęli opuszczać centrum sali, gdzie znajdował się parkiet. Obsługa uwijała się, szybko usuwając pojedyncze rekwizyty, pozostałe po pokazach.
Obrazek

Ulice Portu Erola

176
POST POSTACI
Vera Umberto
Trzeba było przyznać, że Yettowi udało się ją zaskoczyć. Miejsce było urokliwe, w zupełnie inny sposób, niż ich kajuta lub Harlen kiedykolwiek, a Verze wystarczyło jedno spojrzenie na obecne tu kobiety, by przestała martwić się o to, że wystroiła się jak idiotka. Wyglądała w porządku; na tyle dobrze, a jednocześnie wystarczająco skromnie, by nie zwracać na siebie zbędnej uwagi, za którą nie przepadała. Nawet do zachwyconego nią dziś Corina nie mogła się przyzwyczaić. Naprawdę, to była aż tak wielka różnica? Na co dzień nie miała ani czasu, ani głowy do tego, by układać włosy i się malować. Jej ubraniom z kolei niczego nie brakowało, bo zawsze stawiała na jakość. Może to te usta?
Jej żołądek nie miał takiej pojemności, by poradzić sobie ze wszystkim, co Corin zamówił. Jeśli rekompensował jej nieprzyjemności związane z Noreddine i jej wybrednością żywieniową, to naprawdę przesadził. Bogowie, co to była za uczta! Vera próbowała wszystkiego, dopóki była w stanie, ale w końcu musiała odpuścić, by nie musieć poszerzać paska w talii. Chyba nigdy nie jadła niczego tak dobrego i nie omieszkała w międzyczasie dzielić się swoimi spostrzeżeniami z Yettem. Wino i koniak nie były jej alkoholami wyboru, ale tutaj pasowały doskonale, więc i w głowie zaczęło jej przyjemnie szumieć.
Po deserach, oparta o ramię oficera, roziskrzonym spojrzeniem obserwowała występujących. Czuła się trochę tak, jakby nigdy nie opuściła Qerel, albo jakby kłamstwa o Kryształowej Zatoce na ten jeden wieczór stały się ich rzeczywistością. Chwilowo w niepamięć odeszła Siódma Siostra, brutalne życie, jakie wiedli, mroczny elf na pokładzie i suchary jedzone bez przerwy przez ostatnie dwa tygodnie.
- Czym zasłużyłam sobie na taki wieczór, Corin? - spytała cicho w pewnym momencie, z głową wspartą na jego ramieniu. Tym, że prawie umarła? Cóż, nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Skąd w ogóle przyszło mu do głowy, że mogłoby się jej to podobać? Każdy inny dałby jej biżuterię i zabrał ją do pierwszej lepszej karczmy, bo kapitan Umberto lubiła napić się rumu i zrobić burdę. Może dostałaby jakąś broń w prezencie, albo nowy kapelusz, coś, co mogło się jej przydać w życiu. Wybór Yetta był totalnie odklejony od rzeczywistości... i może dlatego czuła się jak dziecko w sklepie ze słodyczami. Najbardziej efektowne wyczyny artystów z ekscytacją komentowała, zachwycała się kolorowymi ptakami i ogniową żonglerką, bo przecież nigdy nie widziała takich rzeczy. To było fantastyczne i absolutnie fascynujące.
Dopiero słowa Corina po zakończeniu pokazów sprawiły, że uniosła na niego pytające spojrzenie.
- Jestem zawsze przy tobie - przypomniała mu. - Teraz jeszcze mamy wspólną kajutę, więc w ogóle jesteś na mnie skazany. Nie będziesz miał nawet dokąd pójść, jak będziesz miał mnie dość, zdajesz sobie z tego sprawę?
Z niepokojem obserwowała pustoszejący parkiet. Oho. Zaraz będzie ją tam wyciągał. Jak dotąd Vera nie zwracała na siebie szczególnej uwagi, tak czuła, że zmieni się to jak tylko wyląduje tam ze swoim tanecznym kalectwem.
Obrazek

Ulice Portu Erola

177
POST BARDA


Występujący zniknęli ze sceny, chwilowo ucichła również muzyka, gdy grajkowie szykowali się do następnej części programu. Podekscytowane głosy gości rozbrzmiały szumem, jednak ta chwila przerwy była bardzo przyjemna dla uszu, dotąd męczonych głośnymi dźwiękami instrumentów, w rytm których odbywały się przedstawienia.

- Tym, że jesteś. - Przekonywał Corin, równie cicho, nachylając się, by szeptać Verze do ucha. - Ostatnio dość wycierpiałaś. Teraz będzie tylko lepiej.

Corin nie odsuwał się od Very, wręcz przeciwnie, obejmował ją, kradł jej drobne pocałunki lub choćby przyciskał usta do jej włosów, ciesząc się chwilami, które dzielili. Bardziej niż na jedzeniu i oprawie wieczoru skupiał się właśnie na Verze, ale był na tyle rozważny, by nie przeszkadzać jej zbytnio w cieszeniu się posiłkiem i pokazami. Kiedy jednak napełnili brzuchy, mógł złapać ją za dłoń bez przeszkód.

- Czemu miałbym od ciebie uciekać? Chcesz zamienić moje życie w piekło? - Zażartował. - Vera... Chciałbym, żebyśmy naprawdę byli nierozłączni. Wyjdź za mnie.
Obrazek

Ulice Portu Erola

178
POST POSTACI
Vera Umberto
Naprawdę powinna była przewidzieć, do czego to dąży. Potrafiła przewidzieć, jak zmieni się wiatr na morzu. Kiedy trzeba odpuścić liny, albo całkiem zwinąć żagiel, żeby nie złamało masztu. Jak zareaguje załoga zaatakowanego statku. Kiedy jej ludzie potrzebowali odpoczynku na lądzie. Potrafiła przewidzieć wiele rzeczy... ale nie coś takiego.
Jej rozproszona dotąd uwaga momentalnie skupiła się wyłącznie na Corinie. W jednej chwili przestało mieć znaczenie pyszne jedzenie i owinięte wokół szyi artystki węże. Przestał mieć znaczenie kielich wina i pusty parkiet. Podniosła głowę z ramienia mężczyzny i wbiła w niego absolutnie zszokowane spojrzenie. To już nie było tylko zaskoczenie, to było coś znacznie większego. Na dłuższą chwilę odjęło jej mowę, gdy wpatrywała się w Yetta, jakby wyrosła mu druga głowa.
Ich życie nieszczególnie sprzyjało ślubom i podobnym zobowiązaniom, jakie wypełniały codzienność innych ludzi. A nawet jeśli, oficer mógłby mieć każdą. Chociażby Olenę, która nie była przeorana bliznami na ciele i psychice. Która była drobna i urocza, i gotowa wskoczyć mu w ramiona gdy tylko Vera znajdzie się wystarczająco daleko, albo gdy jakiś kolejny rytuał przypadkiem zawiedzie i miejsce u boku mężczyzny się zwolni. Umberto doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie należała do osób łatwych w obyciu, jej charakter czasem denerwował ją samą, gdy nie potrafiła kontrolować zalewających ją negatywnych emocji.
- Ja...? - przypomniała sobie, że trzeba oddychać i wydusiła z siebie w końcu dość absurdalne pytanie, jakby chciała się upewnić, że Corin na pewno wie, czego chce.
To dlatego był tak zestresowany, odkąd zeszli ze statku. Dlatego wydał absurdalną ilość koron na biżuterię i cały ten wieczór. Dlatego zabrał ją w miejsce, które miała zapamiętać na długo. Sama prośba była jednak na tyle zdumiewająca, że nawet gdyby Vera usłyszała ją w zaciszu ich wspólnej teraz, wyremontowanej kajuty, przewróciłaby ona jej życie do góry nogami. Opuściła wzrok na pierścionek, który teraz nabierał sensu. Ciężko jej było uwierzyć w to, że się tego nie spodziewała, bo przecież zachowanie Yetta nie mogło być bardziej oczywiste, ale nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że zechce się on oświadczyć akurat jej. Że zechce to zrobić w ogóle!
Jeszcze rok temu była przekonana, że w jej życiu nie ma miejsca na takie ekscesy, jak szczęśliwy związek. Że jest skazana na samotność. Potem, gdy Corin zasugerował swoje odejście z Siódmej Siostry, dotarło do niej, że jest dla niej kimś więcej, niż tylko oficerem, ale nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której odwzajemniałby jej uczucie. A teraz... po tym wszystkim, co przeszli, po Caldwell, Kompanii, po Svolvar, on chciał, żeby została jego żoną. Żoną! Po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że robi się jej słabo. Nie nadawała się na żonę. Choć nie miałoby się zmienić praktycznie nic, poza symbolicznym węzłem zawiązanym przed którymś z bogów, Vera oczami wyobraźni już widziała, jak niechcący niszczy Corinowi życie.
- Jesteś... - odchrząknęła, zaciskając wolną dłoń na nóżce kielicha z winem. - Jesteś pewien? Ja... wiem, jaka jestem. Staram się, ale nie wszystko jestem w stanie zmienić. Nie wszystko potrafię. Wiem, że jestem nieznośna. I mało czuła. I strasznie szybko się wściekam. I czasem podejmuję głupie decyzje, po których ty musisz ratować sytuację. I jestem trochę... aspołeczna. I mam... mam te... blizny. Z tego... z tego nie będziesz mógł się już wycofać.
Obrazek

Ulice Portu Erola

179
POST BARDA


Twarz Corina była szczera. Lekko zmrużone w zadowoleniu oczy nie kryły nawet cienia fałszu, a dotąd spięte ciało rozluźniło się. Padły słowa, które paść miały. Teraz nie miał już wpływu na nic więcej, mógł tylko uśmiechać się i liczyć na pozytywną odpowiedź. O ile wcześniej otoczenie nie miało znaczenia, tak teraz całkowicie dla niego zniknęło, gdy wpatrywał się tylko w Verę.

Czy zdawał sobie sprawę z wątpliwościami Very? Jeśli nawet, nie pokazywał tego po sobie. Zbyt wiele razy odmawiał młodej, ślicznej Olenie, by był to przypadek. Zbyt wiele razy wracał do koi kapitan, choć los podsuwał mu inne możliwości.

- Kto, jeśli nie ty? - Odpowiedział Yett pytaniem na pytanie. - Nie jesteś idealna, nikt nie jest. Może i łatwo się denerwujesz, może i działasz przez zryw serca, ale to sprawia, że jesteś sobą. I taką ciebie chcę nim któreś z nas dorwą syreny, demony albo Kompania. Sovran twierdzi, że nadchodzi koniec świata. Pójdź do końca świata razem ze mną, kochana. Z bliznami, temperamentem, wszystkim innym.

Corin ostatecznie podniósł się z miejsca, obszedł stolik i po stronie Very klęknął na jedno kolano. Nie zostało to niezauważone - siedząca przy stoliku obok postarzała para westchnęła z zachwytu. Vera mogła dostrzec, jak kobieta kiwa w stronę obsługi.

- Nie poproszę twojego ojca o zgodę, ale oboje wiemy, że nie potrzebujesz zdania nikogo innego, by decydować o sobie. Czy będziesz moją żoną, Vero Umberto?
Obrazek

Ulice Portu Erola

180
POST POSTACI
Vera Umberto
- ...Ty jesteś - odpowiedziała cicho. Corin był wszystkim tym, czym nie była ona. Stanowili całkowite przeciwieństwa i może dlatego wciąż żyła ze świadomością, że wcześniej czy później zrobi coś, co przeleje czarę goryczy i przez co Yett odejdzie w ramiona innej, takiej, z którą życie byłoby łatwiejsze.
Z przerażeniem obserwowała, jak przed nią klęka. Choć nie chciała zwracać na siebie uwagi, to jak tak dalej pójdzie, zaraz wszyscy będą na nich patrzeć. Ta obawa jednak zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, bo była nieistotna, tak bardzo nieistotna. Powstrzymała się przed cisnącym się na usta komentarzem, że jej ojciec nie żyje, bo nawet ktoś tak nieczuły jak ona wiedział, że ostatecznie zniszczyłoby to resztki romantycznej atmosfery, jaką już i tak nadwyrężyła wypowiedzeniem swoich wątpliwości na głos.
Z chwili na chwilę jednak jej spojrzenie łagodniało. Pojawiało się w nim ciepło, którego na co dzień Vera nie miała zbyt wiele. Corin miał rację: jakby ich życia były za mało niebezpieczne, za chwilę miał skończyć się świat. Nie wiadomo, ile zostało im czasu. To mogło być kolejne siedem lat, to mógł być miesiąc. I jeśli istniała na całym świecie jedna osoba, z którą chciałaby spędzić resztę swoich dni, nieważne, ile ich jeszcze miała od losu otrzymać, to był nią Corin. Jeśli dla niego było to ważne, jak mogła mu odmówić? Ostrożnie skinęła głową, a na jej czerwone usta wypełzł nerwowy uśmiech.
- Całe życie muszę coś udowadniać, żeby osiągnąć rzeczy, na jakich mi zależy. Przed tobą nie muszę udowadniać niczego. Nigdy nie musiałam - pochyliła się i wyciągnęła dłoń, by przesunąć nią po nietypowo gładkim policzku klęczącego przed nią Yetta. - Co by się nie działo, ty zawsze byłeś obok. Przez siedem lat.
Naprawdę musiał kończyć się świat, żeby Vera Umberto wychodziła za mąż. Co za czasy.
- Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, Corin. Nie zasługuję na to wszystko, co dla mnie robisz. Na ciebie - przyznała cicho, pozwalając sobie na większą otwartość niż zwykle. Ale kiedy miała to zrobić, jak nie w tej chwili? - Będę. Będę... twoją żoną.
Te słowa smakowały dziwnie. Jakby nie nadawały się do tego, by wypowiadała je akurat ona. A jednocześnie w jej piersi zaczęło narastać coś zupełnie nowego, co przypominało to, co czuła, kiedy Yett odwzajemnił jej pierwszy, ostrożny pocałunek. Uśmiechnęła się szerzej, podświadomie bojąc się, że zaraz się obudzi, bo przecież to wszystko było tak nierealne! Z drugiej strony, czy musiała poddawać się stereotypom? Temu, jak powinno wyglądać jej życie według nie-wiadomo-kogo? Kto ją będzie z tego rozliczał? Sama o sobie decydowała i jeśli chciała, równie dobrze mogła wziąć ślub. Ten jeden raz pozwolić sobie na bycie szczęśliwą na własnych warunkach.
- Wyjdę za ciebie - powtórzyła.
Obrazek

Wróć do „Port Erola”