POST POSTACI
Vera Umberto
Naprawdę powinna była przewidzieć, do czego to dąży. Potrafiła przewidzieć, jak zmieni się wiatr na morzu. Kiedy trzeba odpuścić liny, albo całkiem zwinąć żagiel, żeby nie złamało masztu. Jak zareaguje załoga zaatakowanego statku. Kiedy jej ludzie potrzebowali odpoczynku na lądzie. Potrafiła przewidzieć wiele rzeczy... ale nie coś takiego.
Jej rozproszona dotąd uwaga momentalnie skupiła się wyłącznie na Corinie. W jednej chwili przestało mieć znaczenie pyszne jedzenie i owinięte wokół szyi artystki węże. Przestał mieć znaczenie kielich wina i pusty parkiet. Podniosła głowę z ramienia mężczyzny i wbiła w niego absolutnie zszokowane spojrzenie. To już nie było tylko zaskoczenie, to było coś znacznie większego. Na dłuższą chwilę odjęło jej mowę, gdy wpatrywała się w Yetta, jakby wyrosła mu druga głowa.
Ich życie nieszczególnie sprzyjało ślubom i podobnym zobowiązaniom, jakie wypełniały codzienność innych ludzi. A nawet jeśli, oficer mógłby mieć każdą. Chociażby Olenę, która nie była przeorana bliznami na ciele i psychice. Która była drobna i urocza, i gotowa wskoczyć mu w ramiona gdy tylko Vera znajdzie się wystarczająco daleko, albo gdy jakiś kolejny rytuał przypadkiem zawiedzie i miejsce u boku mężczyzny się zwolni. Umberto doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie należała do osób łatwych w obyciu, jej charakter czasem denerwował ją samą, gdy nie potrafiła kontrolować zalewających ją negatywnych emocji.
- Ja...? - przypomniała sobie, że trzeba oddychać i wydusiła z siebie w końcu dość absurdalne pytanie, jakby chciała się upewnić, że Corin na pewno wie, czego chce.
To dlatego był tak zestresowany, odkąd zeszli ze statku. Dlatego wydał absurdalną ilość koron na biżuterię i cały ten wieczór. Dlatego zabrał ją w miejsce, które miała zapamiętać na długo. Sama prośba była jednak na tyle zdumiewająca, że nawet gdyby Vera usłyszała ją w zaciszu ich wspólnej teraz, wyremontowanej kajuty, przewróciłaby ona jej życie do góry nogami. Opuściła wzrok na pierścionek, który teraz nabierał sensu. Ciężko jej było uwierzyć w to, że się tego nie spodziewała, bo przecież zachowanie Yetta nie mogło być bardziej oczywiste, ale nigdy w życiu nie przyszłoby jej do głowy, że zechce się on oświadczyć akurat jej. Że zechce to zrobić w ogóle!
Jeszcze rok temu była przekonana, że w jej życiu nie ma miejsca na takie ekscesy, jak szczęśliwy związek. Że jest skazana na samotność. Potem, gdy Corin zasugerował swoje odejście z Siódmej Siostry, dotarło do niej, że jest dla niej kimś więcej, niż tylko oficerem, ale nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której odwzajemniałby jej uczucie. A teraz... po tym wszystkim, co przeszli, po Caldwell, Kompanii, po Svolvar, on chciał, żeby została jego żoną.
Żoną! Po raz pierwszy w życiu miała wrażenie, że robi się jej słabo. Nie nadawała się na żonę. Choć nie miałoby się zmienić praktycznie nic, poza symbolicznym węzłem zawiązanym przed którymś z bogów, Vera oczami wyobraźni już widziała, jak niechcący niszczy Corinowi życie.
-
Jesteś... - odchrząknęła, zaciskając wolną dłoń na nóżce kielicha z winem. -
Jesteś pewien? Ja... wiem, jaka jestem. Staram się, ale nie wszystko jestem w stanie zmienić. Nie wszystko potrafię. Wiem, że jestem nieznośna. I mało czuła. I strasznie szybko się wściekam. I czasem podejmuję głupie decyzje, po których ty musisz ratować sytuację. I jestem trochę... aspołeczna. I mam... mam te... blizny. Z tego... z tego nie będziesz mógł się już wycofać.