[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

61
POST BARDA
Goren tylko pokręcił głową, nie zamierzając wdawać się w dyskusje na temat tego, co powinien teraz zrobić. Podjął już decyzję, miał jakiś plan w głowie, którego należało się trzymać i nie chciał go zmieniać. Słuchał tego, co Elspeth miała do powiedzenia, przyjmował do wiadomości jej wątpliwości i fakt, że nie rozumiała jego motywacji, ale nie była nikim, przed kim musiałby się tłumaczyć. Gdy powiedziała mu, że ma trzymać się jej, usta elfa wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu. Po tym, jak zabiła dwójkę jego towarzyszy, teraz oferowała mu bezpieczeństwo u swojego boku? Mało to było przekonujące.
Dopiero kiedy zaczęła mu grozić i nazwała go tchórzem, w jego spojrzeniu coś pociemniało jeszcze bardziej. Zerwał się z miejsca i momentalnie znalazł się przy niej, by uderzyć ją na odlew, wierzchem otwartej dłoni w twarz. Policzek zapiekł ją, gdy jej głowa odskoczyła w bok, ale mężczyzna nie uderzył jej na tyle mocno, by straciła pion i opadła z powrotem do pozycji leżącej. Musiała tylko przez moment radzić sobie z bólem, ale do gorszego już była przyzwyczajona.
- Zamknij się, jak nie chcesz, żebym cię jeszcze zakneblował - warknął Goren. - Mroczna dziwka.
Odszedł od niej, robiąc kilka wściekłych kroków dookoła ogniska i drugą ręką uciskając ramię tej, która uderzyła Elspeth. Rana, jaką elfka zdążyła mu zadać, musiała go jednak męczyć.
- I pomyśleć, że rozważałem rozwiązanie ci przynajmniej rąk. Nic o mnie nie wiesz. Nie jestem tchórzem.
Zatrzymał się po drugiej stronie ognia i rozluźnił palce, opuszczając na nie wzrok. Zaklął pod nosem, zauważając na nich krew, tę samą, która przesiąkała przez opatrunek i materiał jasnej koszuli. Po chwili wahania usiadł tam, gdzie stał, a jakiekolwiek kiepsko ukrywane zaciekawienie, jakim darzył Elspeth, zniknęło bezpowrotnie. Nie zamierzał dłużej z nią dyskutować, bo ewidentnie się nie rozumieli i nie mieli się zrozumieć.
- Jutro w stronę miasta - burknął. - Zobaczymy, czy będziesz miała tyle do powiedzenia, jak ci w oczy zaświeci to słońce, o które tak bardzo chcecie walczyć.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

62
POST POSTACI
Elf był stracony i Elspeth wiedziała, że cokolwiek mogłaby powiedzieć, jakkolwiek go obrażać, ten nie zmieni nastawienia na zaciągnięcie jej do miasta. To, jak uderzył ją w policzek zamiast zmienić zamiary, tylko przypieczętowało jej los.

- Głupiec. - Syknęła, starając się ignorować ból. Zrozumiała, że wymierzony jej policzek wierzchem dłoni był ujmą, próbą odarcia jej z godności jeszcze bardziej, niż była już przez więzy, i niczym więcej. - Tylko tyle potrafisz? - Rzuciła butnie. W ostatnich godzinach życia, mogła przynajmniej spróbować go sprowokować jeszcze bardziej; nóż pod żebra byłby lepszym sposobem na odejście aniżeli pętla na szyi. Szybszym, mniej bolesnym. Mniej uwłaczającym. - Wiem o tobie dość. Walczyłeś o nic. - Skomentowała, a jeśli Goren się odsunął, nie zamierzała przywoływać go z powrotem do siebie. Obserwowała go, mrużąc oczy przed blaskiem ogniska. - A jeśli lubisz tortury, zadaj je własnoręcznie. Tchórzu.

Jeśli dzień będzie pogodny, podążanie w stronę miasta zdecydowanie przyniesie więcej bólu i niewygody, niż Elspeth chciałaby na siebie przyjąć. Starała się wcześniej przyzwyczaić oczy do jasnośni dnia, lecz z marnym skutkiem. Nie znaczyło to jednak, że jej podobnym nie było przeznaczone żyć na powierzchni! Goren mógł wątpić, a Elspeth nie sądziła, by dożył chwili, gdy mogłoby zostać mu to udowodnione. Elf miał samobójcze zapędy, lekkomyślne i tchórzowskie. Jeśli nie zabije go rana lub sprawiedliwość miastowych, umrze w inny sposób.

Nie miała już nic więcej do dodania. Po raz kolejny padła na posłanie, strając się znaleźć jak najwygodniejszą pozycję. Mogła na moment zamknąć oczy, poczekać, aż Goren również zaśnie i dopiero wtedy spróbować poluzować więzy. Jeśli się nie uda, zawsze mogła doczołgać się do ostrza swojej włóczni i przeciąć pęta. Planowania nie było wiele, dlatego mogła oddać się odpoczynkowi, przywołując miłe wspomnienia, które mogły wypełnić czas i nieco rozjaśnić rzeczywistość. W takich chwilach, nawet myśli o niemądrych synach przynosiły ulgę.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

63
POST BARDA
- Zamknij jadaczkę - Goren odwarknął tylko na jej prowokacje. Przez moment wyglądał, jakby faktycznie zamierzał spełnić swoją groźbę i zakneblować kobietę, ale na swoje szczęście nie miała już nic więcej do powiedzenia. Całkiem prawdopodobne, że wcale nie musieli kończyć tej rozmowy z taką agresją, ale cóż, ani jedno, ani drugie nie było skłonne do ustępstw.
Elf siedział później w miejscu, wpatrując się w ogień, dopóki nie zaczęły mu mimowolnie opadać powieki. Starał się zachować przytomność, ale Elspeth nie wiedziała, co przeszedł wcześniej i kiedy ostatnio przed ich pechowym spotkaniem miał okazję spać. Wyglądał na wycieńczonego, a rana nie pomagała. Na pewno musiał wydostać się za ankhegiem, dotrzeć tutaj, stoczyć walkę z mroczną elfkę, której nie powinno tu być, a potem pochować pozostałą dwójkę. Na takie zmęczenie nie pomagały przekąski.
Wstał później na chwilę, by rozprostować nogi i przez jakieś pół godziny krążył w tę i z powrotem, usiłując nie zasnąć, ale i to w końcu przestało mu wystarczać. Zatrzymał się wreszcie i wbił spojrzenie w elfkę, ale ta leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami, najwyraźniej rezygnując już z prób uwolnienia się i sprowokowania go do... nie wiadomo czego, tak właściwie. Usłyszała, jak elf z ciężkim stęknięciem siada z powrotem na jednym z wolnych posłań, a potem kładzie się na nim, ryzykując wiele dla kilku chwil odpoczynku, którego tak rozpaczliwie potrzebował.
Nie trwało długo, zanim jego oddech wyrównał się. Gdy Elspeth otworzyła oczy, zobaczyła go, leżącego po drugiej stronie ogniska, zwróconego twarzą do niej, ale pogrążonego w głębokim śnie. Jej rzeczy, broń i maska, leżały kawałek dalej, zawinięte w trzecie posłanie i ciasno związane rzemieniem. Grot włóczni wystawał z pakunku, więc jeśli chciała spróbować rozciąć o niego więzy... musiała tylko jakoś do niego dotrzeć.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

64
POST POSTACI
Po czasie Elspeth zrozumiała, że prowokowanie Gorena nie mogło przynieść żadnych korzyści. Elf był zdeterminowany, by zabrać ją do miasta i powinna w czas odpuścić zamiast denerwować go jeszcze bardziej chyba tylko po to, by naprostować go dla własnej satysfakcji. Jej przyszły oprawca nie był jednak skory do zmiany zdania, a ona nie wiedziała, kiedy odpuścić.

Przynajmniej na policzku się skończyło. Elfka wiedziała, że nie może zasnąć, lecz leżała z zamkniętymi oczyma, nasłuchując kroków mężczyzny. Te wkrótce ucichły, zamieniając się w miarowe oddechy. Nie działała od razu, poczekała jeszcze dłuższą chwilę, by upewnć się, że Goren zasnął.

Próbowała ostrożnie. Najpierw musiała przełożyć ręce na przód ciała, lecz z tym nie powinna mieć problemu. Podkulając nogi, musiała tylko przecisnąć je przez pętlę rąk. Ostrożnie, by nie narobić szumu posłaniem... jeśli nawet Goren się obudzi, czy nie uzna tego za zwykłe siłowanie się z więzami? To, co zrobi dalej, zależało od powodzenia jej pierwszej czynności. Z rękoma z przodu sprawa była łatwiejsza. Ale czy elf nie związał jej rąk zbyt ciasno, zbyt wysoko? Była dość elastyczna, ale czy wystarczająco?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

65
POST BARDA
Goren nie przebudził się, gdy elfka ostrożnie usiłowała przełożyć ręce na przód ciała. Nie było to łatwe zadanie, bo choć była raczej elastyczna, to nadgarstki były związane mocno i wysoko. Poczuła, jak zastępujący sznur pasek z porwanej tkaniny boleśnie wżyna się jej w skórę i mogła przysiąc, że coś jej strzeliło w ramieniu, gdy w determinacji usiłowała zwiększyć swój zakres ruchów, ale w końcu udało się jej osiągnąć sukces - nawet jeśli sporym kosztem. Nadgarstki piekły okrutnie, ale jej dłonie znalazły się z przodu.
Nie znaczyło to jednak, że jest wolna. Ciasno związane nogi uniemożliwiały jej swobodne podejście do pakunku ze swoimi rzeczami, a w dłoniach czuła mrowienie, podobne do tego, jakie czuła, gdy elf przyciskał ją do ziemi podczas walki. Teraz Goren westchnął tylko przez sen i obrócił się na plecy, zaalarmowany przez dźwięki jej szamotania się, ale nie na tyle, by się obudzić. Gdy spał i nie wbijał w Elspeth wściekłego spojrzenia, wyglądał dużo łagodniej. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała rytmicznie, w spokojnych, głębokich oddechach.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

66
POST POSTACI
Choć okupione bólem i zwichnięciem któregoś ze stawów, przełożenie rąk na przód okazało się skuteczne. Elspeth pozostało ucieszyć się z własnego małego sukcesu, tym bardziej, że Goren nie obudził się przez jej gimnastykę na posłaniach. Musiała przyznać, że elf był niebrzydki, a może nawet przystojny, gdy tak nie marszczył twarzy. Szkoda będzie go zabijać, gdy mógłby nadać się nie tylko do poganiania ankhegów, lecz taki był plan od początku - był uciekinierem i musiał umrzeć.

Ale do pewności, że będzie mogła go zabić, potrzebowała wolnych dłoni i nóg. Drętwiejące palce nie nadawały się do rozwiązania węzłów u nóg, jedynym wyjściem było dorwanie się do ostrza, które wystawało z jego pakunków.

Ostrożnie przekręciła się na plecy, by zacząć czołgać w stronę broni. Nie przy elfie, a okrężną drogą, wokół ogniska, podpierając się na łokciach i ciągnąć za sobą nogi, musiała dostać się do celu tak szybko, jak to możliwe, a tam - przeciąć więzy!
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

67
POST BARDA
Przeczołganie się do broni dookoła ogniska zajęło jej trochę czasu, zwłaszcza, że miała spore utrudnienie w postaci związanych nóg, które mogła tylko ciągnąć za sobą, zamiast skutecznie sobie nimi pomagać. Goren nie reagował, pogrążony najwyraźniej w śnie tak głębokim, że żadne z wydawanych przez elfkę dźwięków nie wydawały się do niego docierać. Mogła więc na spokojnie dociągnąć swoje skrępowane ciało do włóczni, wystającej z prowizorycznego pakunku i błyszczącej w świetle ogniska.
Rozcięcie więzów na nadgarstkach wymagało ponownego naciągnięcia ich, a to poskutkowało kolejną falą bólu, jaka przeszła po jej obdrapanej skórze. Ale wyglądało na to, że wysiłek wart był zachodu, bo gdy raz za razem przeciągała ciemnym materiałem po grocie włóczni, zaczynał powoli puszczać. Nie było to tak zupełnie proste, Goren musiał wykorzystać płaszcz któregoś z martwej dwójki, bo gruby splot tkaniny nie chciał dać się rozciąć tak łatwo.
I chyba to dźwięk szorowania o broń wybudził elfa z jego snu. Gdy Elspeth za którymś razem zerknęła w stronę mężczyzny, siedział na swoim posłaniu i wpatrywał się w nią w milczeniu. Nie wiedziała, od jak dawna. Mógłby z łatwością zainterweniować, przerwać jej próby uwolnienia się, ogłuszyć ją, albo zaciągnąć z powrotem na posłanie, jakie dla niej przeznaczył. Zamiast tego po prostu... patrzył. Na jej ręce, na jej profil, na jej rozpaczliwie próby odzyskania wolności. Obserwował ją bez słowa, z jakiegoś powodu nie ingerując w jej działania, choć dłoń na wszelki wypadek miał opartą o leżący obok miecz.
- Powiedziałaś, że miałbym trzymać się ciebie, żeby przeżyć - odezwał się w końcu, gdy więzy Elspeth znacząco się poluźniły. Zostało kilka centymetrów do rozcięcia. - Jak... miałoby to działać?
W jego głosie pobrzmiewała niepewność. Musiał rozważać jej słowa wcześniej, przed zaśnięciem, gdy krążył w tę i z powrotem po obozie.
- Gdybym miał nie zabierać cię do Meriandos... - nie dokończył. Może w końcu zrozumiał, że pchanie się na szafot tylko po to, żeby upewnić się, że ona także umrze, nie jest najrozsądniejszym z planów.
Więzy na nadgarstkach Elspeth puściły. Goren zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza, ale nie ruszył się z miejsca.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

68
POST POSTACI
Elspeth poczuła już smak tryumfu, gdy udało jej się doczołgać do broni bez obudzenia Gorena. Ból był znaczący, lecz to, co musiała zrobić, wymagało zignorowania go. Jeśli uda jej się uwolnić i powstrzymać Gorena, będzie mieć czas na lizanie ran. Elf był zbyt dokładny w zakładaniu więzów i użył zbyt dobrych materiałów. Kląc w duchu, Elspeth metodycznie przesuwała krępującymi ją kawałkami mocnego materiału po ostrzu, licząc na szybkie uwolnienie. Sprawdzała, czy Goren nie wybudza się i kiedy po raz kolejny zwróciła ku niemu oczy... ich spojrzenia spotkały się.

Zaklęła głośno, gdy spostregła, że mężczyzna przyglada się jej próbom przywrócenia sobie wolności. Uniosła wciąż spętane ręce w próbie obrony, lecz atak nie nadszedł. Wysłuchała, co miał do powiedzenia, starając się uspokoić serce, które znów zaczęło bić przyspieszonym rytmem.

- Zmądrzałeś w końcu? - Zapytała, wracając do swojej pracy przy pozbywaniu się więzów. Gdyby rozmowa nie potoczyła się po jej myśli, powinna mieć wolne ręce, nawet jeśli obolałe i obdrapane. - Kiedy nadejdzie inwazja, będziesz ze mną. Nie potrzebuję sługi. - Podkreśliła od razu, by nie wpadł na pomysły, które nie miały odbicia w rzeczywistości. - Ale muszę ci ufać. A ty mi.

To była jej szansa. Jeśli ją uratuje i będzie krył jej plecy, łatwiej będzie przeżyć do nadejścia jej pobratymców.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

69
POST BARDA
Uwolnienie rąk, choć przyniosło niewątpliwą ulgę, nie oznaczało niestety całkowitej swobody ruchów. Wciąż miała spętane nogi od kostek do połowy łydek, z węzłem umiejscowionym gdzieś z tyłu, przez co nawet go nie widziała. Znalezienie go i rozplątanie zajęłoby jej dużo czasu. Wystarczająco dużo, by Goren dobił ją na miejscu, gdyby tylko chciał. Może i była wyszkoloną wojowniczką, ale cóż, on w przeciwieństwie do niej mógł chodzić.
W odpowiedzi na jej pytanie mężczyzna wykrzywił usta w irytacji.
- Na twoim miejscu powstrzymałbym się od takich komentarzy. Na nic się jeszcze nie zgodziłem.
Wciąż nie wstawał z miejsca, obserwując ją z bezpiecznej odległości, z mieczem w dłoni. Oboje badali się w tej chwili, nie wiedząc, czy druga strona jest nadarzającą się okazją, jaką szkoda byłoby zmarnować, czy pułapką, jak te, które zastawiało się na zwierzynę w lesie. Przy tej drugiej, w przypadku nieostrożności, można było stracić kończynę, albo życie, jak nie jedno i drugie.
- I tak byś go nie dostała. Ani sługi, ani niewolnika - burknął. - Nie zamierzałem być niczyim zwierzątkiem. A już na pewno nie twoim.
Wahał się przez chwilę, by wreszcie wolną ręką sięgnąć do swojej sfatygowanej torby, z której wydobył bukłak z wodą i dobrze już znany elfce woreczek ze słodkimi grzybkami. Stęknął i podniósł się na nogi. Czubek miecza, na którym się podparł, by to zrobić, wbił się kilka centymetrów w ziemię, ale Goren zabrał go ze sobą. Stanął nad Elspeth i rzucił jej prowizoryczny posiłek pod nogi. Grzybków nie było tyle, by oboje mogli się najeść, ale wystarczająco dużo, by ona sama mogła zaspokoić narastający głód, a woda, jeśli zechciała ją sprawdzić, była świeża i chłodna. Musieli mijać po drodze jakiś strumień.
- Powiedz, czego chcesz i co oferujesz w zamian.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

70
POST POSTACI
Uwolnienie rąk było niesamowicie przyjemnym uczuciem. Spętane ramiona bolały od przyjmowania tej samej pozycji i przez gimnastykę, gdy starała się przełożyć ja na przód swojego ciała. Teraz jednak, gdy pęta opadły, a do dłoni wracało krążenie, Elspeth nie mogła przestać masować miejsc, gdzie był więzy. Zapewne parę dłuższych dni zajmie jej regeneracja uszkodzonej skóry.

Ale wciąż pozostawała kwestia nóg. Goren, kimkolwiek był w życiu poprzedzającym uwięzienie, musiał mieć doświadczenie w zakładaniu tego typu uwięzi. Gdyby chciał, mógłby zabić ją już teraz, na miejscu, a do miasta dostarczyć zwłoki. Pozostawiał pole do dyskusji.

- Nie wiesz, kim jestem. - Skontrowała, gdy Goren stwierdził, iż sługa by się jej nie należał. Gdyby naprawdę jej zależało, mogłaby takiego wyprosić lub nawet złapać sobie jakiegoś i siłą zmusić go do poddańczości. Wybrałaby jednak kogoś mniej krnąbrnego od elfa, z którym przyszło jej rozmawiać. - Na twoim miejscu powstrzymałbym się od takich komentarzy. - Spapugowała jego powiedzenie.

Widziała, że cierpi, gdy rana musiała mu doskwierać bardziej, niż sądziła początkowo. Złapał pakunek z grzybkami, ale najpierw postanowiła zwilżyć gardło. Nie podziękowała, nie należało mu się.

Słowa elfa sprawiły, że Elspeth aż się uśmiechnęła, jednak nie był to grymas radości, a kpiny.

- Co ja oferuję? - Powtórzyła, nie będąc pewną, czy dobrze zrozumiała. - Twoje życie. Teraz, pomogę ci z raną. - Skinęła ku jego bokowi. - Później, gdy nadejdą z podziemi. Nie wrócisz do swoich i nie zawiśniesz. W zamian mnie uwolnisz. Będziesz ze mną polował. Będziesz dla mnie handlował ze swoimi. Nie wszystko jest w lesie.

Kiedy pomyślała o Gorenie w jej małym domku na brzegu jeziora, dopiero przypomniała sobie o Lii i jej partnerze. Zaklęła w myślach. Oby niechciani goście już się wynieśli!
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

71
POST BARDA
- Jesteś mroczną elfką. Wojowniczką, która z jakiegoś powodu jest sama na powierzchni. Nikim więcej. Może byłaś kimś ważnym wcześniej, może jesteś w podziemiach, nie wiem, ale dopóki nie znajdziesz swoich, jesteś nikim. Tak samo, jak ja.
Goren mówił spokojnie, patrząc na nią z góry. Jej kpiące uśmiechy i pyskówki nie robiły na nim wrażenia, ale nie wiedziała, czy to przez jego wrodzony sposób bycia, czy fakt, że oczy błyszczały mu ze zmęczenia i bólu. Mógł po prostu nie mieć zbyt wiele siły, by się z nią teraz wykłócać i dawać się wciągać w przepychanki słowne.
- Brzmi zupełnie jak to, co robiłby dla ciebie pierwszy lepszy służący, zgarnięty z powierzchni - mruknął, by po chwili dodać: - ...Ale myślałem, że będziesz wymagać ode mnie czegoś więcej, niż załatwianie dla ciebie spraw, których ty nie możesz załatwić przez te swoje czerwone ślepia. Jak długo?
Przekrzywił lekko głowę, a jego usta rozciągnęły się w nieznacznym, pozbawionym rozbawienia uśmiechu. Nie był tak otwarcie kpiący, jak ten, jakim ona uraczyła jego, ale mogła domyślać się, co działo się w jego głowie. Stawiała mu warunki, siedząc związana na ziemi, wciąż na jego łasce. Skoro jeszcze kilka godzin temu był gotowy umrzeć w Meriandos, propozycja pomocy mu z raną, która wcześniej czy później mogła, acz nie musiała być jego końcem, mogła być mało przekonująca.
- Zastanowię się. A ty posiedzisz sobie jeszcze tak, jak teraz - złapał za drzewce włóczni i odciągnął od niej pakunek z rzeczami, do których z takim wysiłkiem dopiero co się doczołgała. Przeniósł to na swoje posłanie i ze stęknięciem usiadł obok. Jeśli chciała dotrzeć do nich jeszcze raz, czekało ją upokarzające ciągnięcie się do nich na łokciach pod czujnym okiem upartego elfa, albo walczenie z węzłem na własną rękę, co z pewnością też nie pozostałoby niezauważone.
- Może ci się w końcu znudzi bycie tak cholernie irytującą - mruknął i wyciągnął z plecaka drugi bukłak, który odkorkował zębami. Napił się, zerkając na elfkę z ukosa.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

72
POST POSTACI
Elspeth zmrużyła oczy, przyglądając się Gorenowi. Trafił z przytykiem, choć nie do końca, bo żadne z nich nie mogło wiedzieć, dlaczego zostawiono ją na powierzchni. Nagła zmiana rozkazów zdarzała się, nawet jeśli przynosiła ze sobą ofiary, takie jak Elspeth. Był jednak protokół, którzy pozostawieni na pastwę losu musieli przestrzegać.

- Zrobisz to, czego ja nie mogę. - Wyjaśniła wprost. Jej ciemna karnacja i czerwone ślepia były problematyczne w kontaktach z ludźmi powierzchni. Mogłaby wybijać całe wioski i brać to, czego potrzebuje... ale to zwróciłoby na nią zbyt wiele oczu. Zbyt wiele było możliwości niepowodzenia. - Tak długo, jak będziemy mieć z tego korzyść. Ja i ty. Do czasu ataku. Nie zabiją cię, gdy będziesz ze mną. - O tym była przekonana. Bardzo rzadko współpracowali z kimkolwiek z powierzchni, ale ktoś obeznany z ludźmi i chętny do współpracy zawsze się przydawał. Nie zabiją go, był zbyt cenny, jeśli będzie pracował po dobroci... lub też nie.

Nie była całkowicie bezbronna, ale Goren miał przewagę. Nawet z raną u boku, mógł wprawnie machnąć mieczem i zakończyć jej żywot. Z brakiem broni i związanymi nogami, nie mogła się z nim mierzyć. Nie zamierzała go błagać, by ją uwolnił. Zabrał jej broń, ale miała wolne palce. Węzeł był mocny i niewidoczny, trzymał ciasno... ale ona miała czas do świtu. W końcu go rozwiąże. Musiała nieco spuścić z tonu. Goren nie był kimś, z kim mogła wchodzić w pyskówki, dlatego tym razem trzymała język za zębami, puszczając jego komentarz mimo spiczastych uszu. Należało skupić się na węźle.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

73
POST BARDA
Podczas gdy ona siłowała się ze swoimi więzami, usiłując wyczuć pod zdrętwiałymi palcami, za który z elementów supła powinna pociągnąć, żeby go rozluźnić, elf siedział na swoim posłaniu, bokiem do niej, z głową odwróconą w drugą stronę i czymś tam też zajęty. W końcu wyrwało mu się syknięcie z bólu, a dłoń, którą opuścił i oparł o kolano, w świetle ogniska błysnęła świeżą krwią. Musiał usiłować poprawić opatrunek, ale ewidentnie nie miał w tym ani wprawy, ani teoretycznej wiedzy jak należało to zrobić. Inna sprawa, że prowizoryczne opatrzenie rany w takim miejscu i to jedną ręką, było wybitnie niewygodne.
Westchnął z rezygnacją i spojrzał na Elspeth przez ramię, gdy jakieś pół godziny później żadne z nich nie poczyniło postępów w celu osiągnięcia tego, co planowali osiągnąć. Rana wciąż krwawiła, nogi wciąż pozostawały związane.
- Połóż się - polecił cicho, przysuwając się do niej bliżej. Broń, zarówno jego własna, jak i jej, została kilka metrów od nich. - Uwolnię cię.
I faktycznie, jeśli zgodziła się na ponowne przyjęcie pozycji horyzontalnej na trawie, elf po chwili walki z węzłem, który sam tak ciasno zaciągnął, rozwiązał jej nogi. Te nie były tak ściśnięte, jak jej ręce, więc tym razem nie poczuła przyjemnego powrotu krążenia, ale możliwość poruszenia nimi tak, jak chciała, a także zrobienia kilku kroków w dowolnym kierunku, była wystarczającą nagrodą.
- Powiedziałaś, że pomożesz mi z raną - przypomniał, sprawnie zwijając prowizoryczną linę i odkładając ją obok. - Mój opatrunek chyba nie działa najlepiej. Coś spieprzyłem. Nie jestem... medykiem. Ani nikim takim.
Mówił powoli, jakby słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. Mimo swoich słów, siedział w bezruchu, wpatrując się intensywnie w czerwone oczy Elspeth, jakby wciąż nie do końca wierzył, że nie rzuci się zaraz na niego i nie spróbuje na przykład odgryźć mu nosa, albo wydłubać oczu, skoro nie miała przy sobie żadnej broni. Nie rozpiął jeszcze płaszcza, nie zdjął koszuli.
- Zrobisz to? - upewnił się. - Pomożesz?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

74
POST POSTACI


Węzeł był problemem. Elspeth wtykała palce pod materiał, starała się podważać supeł paznokciami, a kiedy zabrakło jej cierpliwości, ciągnęła nawet za luźne końce, chcąc poradzić sobie z przeszkodą choćby siłą. Nic nie podziałało i więzy nadal ograniczały jej ruchy. Cholerny Goren. Zdenerwowane, bolesne syczenie mężczyzny zasugerowało, że rana, którą otrzymał wcześniej, wciąż sprawiała problem.

Propozycja przyszła niespodziewanie i Elspeth nie wiedziała, czy może mu wierzyć. Ale czy miała jakieś wyjście? Mogła czekać, aż elf osłabnie, ale me czasu mogło to zająć? Postanowiła mu zaufać i podsunąć nogi, by przeciął pęta, tym bardziej, że zostawił broń. Był to dobry wybór, bo już parę chwil później była wolna.

Rozmasowała kostki, choć te nie bolały nawet w połowie tak, jak wcześniej nadgarstki.

- Krwawisz? - Dopytała, nie dziękując nawet za wolność. Otrzepała dłonie, przypominając sobie swoją podstawową wiedzę z medycyny. Ostatni, któremu pomagała, umarł. Oby tym razem było inaczej, Goren mógł być przydatny. - Potrzebuję materiału. Bandaży, cokolwiek. Podrę twoją koszulę. Jest ktoś, kto może ci pomóc. - Stwierdziła, przypominając sobie o Lii. Kobieta zajmowała się swoim rycerzem, mogła też załatać Gorena. Tyle była winna za udzielenie schronienia. - Zabiorę cię do niej, ale musisz iść. Możesz iść? - Jeśli Goren chciał wypatrzyć się w czerwone ślepia Elspeth, to miał okazję, gdy ta zwróciła do niego swoje oczy. - Jeśli nie, zamknę ranę ogniem.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

75
POST BARDA
- Nie ma za co - mruknął Goren, wyraźnie zauważając brak podziękowania, który wcale mu się nie podobał. Nic jednak więcej na ten temat nie powiedział, bo najwyraźniej zdążył się już nauczyć, że elfka była pod tym względem przypadkiem beznadziejnym. Czy był do tego przyzwyczajony przez przymusowy kontakt z innymi jej pobratymcami, czy to jej osoba sprawiła, że już zrezygnował, tego nie miała się w tej chwili dowiedzieć.
Pokiwał głową.
- Próbowałem zaciągnąć opatrunek, ale chyba tylko wszystko pogorszyłem. Rozszarpałaś mi ramię. Nic nie pomaga.
Znów uśmiechnął się do niej z tą mieszanką ponurego rozbawienia i niedowierzania, które widziała u niego raz wcześniej. Bandaże? Była niepoważna. Wszystkie dodatkowe skrawki materiału, w jakie nie był ubrany, zostały przez niego zakopane razem z martwymi, którzy byli w nie ubrani. Został mu płaszcz lub koszula, a płaszcz na opatrunek się nie nadawał.
Gdy usłyszał o ogniu, ten nieznaczny uśmiech przestał istnieć, a po jego twarzy przebiegł cień.
- Nie - zaprotestował. - Ogniem nie. Dam ci koszulę. Zrobisz ile potrafisz teraz, a rano zaprowadzisz mnie do tej, która może mi pomóc. Jedna... z twoich?
Rozpiął płaszcz, a potem po chwili wahania przeciągnął koszulę przez głowę. Blask ogniska nadawał ładny, ciepły odcień jego jasnej skórze i sprawiał, że krew wyraźnie odcinała się od opatrunku, jaki nieporadnie spróbował zrobić sobie sam. Był absolutnie beznadziejny; Elspeth mogło dziwić, że nie wykrwawił się jeszcze do reszty, biorąc pod uwagę, że pasek porwanej tkaniny sam zjeżdżał mu z ramienia. Nie miał pojęcia, co robił, gdy go sobie wiązał.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Wschodnia prowincja”