[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

76
POST POSTACI


Elspeth posłała elfowi spojrzenie spod uniesionej brwi. Oddawał jej coś, co wcześniej sam zabrał, więc za co miała mu dziękować? Za zmianę zdania w obliczu jego własnej słabości?

Włosy wchodziły jej w oczy. Jasne kosmyki wyrwały się z wcześniejszego upięcia i Elspeth miała pewność, że nie odnajdzie już rzemyka, który wcześniej trzymał je w ryzach. Pozostało jej zgarnąć luźne pasma za uszy, by nie przeszkadzały, gdy opłukiwała dłonie wodą z bukłaka. Jeśli miała pomóc z raną, musieli zachować choć pozory czystości. Goren i tak przestawiał już zbyt duże ryzyko infekcji.

- Nie zaciągnąłeś. - Skomentowała, widząc jego prowizoryczny opatrunek. - Sam rozszarpałeś sobie ramię o włócznię. Ja celowałabym w gardło. - Dodała, lecz bez uśmiechu. Był to prosty fakt.

Skoro nie zgadzał się na ogień, musiała pracować z tym, co miała. Daleko jej było do uzdrowicielki, czy nawet prostej felczerki, ale znała podstawy: zatamować krwawienie póki nie trafi na kogoś, kto pomoże bardziej. Lia była ich ostatnią nadzieją, jeśli Goren miał przeżyć.

- Jedna z twoich. - Elspeth odpowiedziała na jego pytanie, przejmując koszulę i od razu drąc ją na paski. Zawiesiła spojrzenie na chwilę na jego ciele, choć było niedorzecznie blade. Przynajmniej ślady krwi odcinały się na niej całkiem wyraźnie.

Ściągnęła prowizoryczną opaskę z jego ramienia i przemyła ranę czystą wodą na tyle, na ile starczyło jej w bukłaku. Zwinęła jeden z pasków w ciasny rulon i przyciskając go do rany, zabezpieczyła kolejnym paskiem, robiąc z niego bandaż. Przynajmniej miała pewność, że jej opatrunek jest ciaśniejszy i nie zsunie się z ramienia. Dodała kolejne ruloniki i paski, by chłonęły krew i tamowały ją. Nacisk mógł być bolesny, lecz było to jej ostanie zmartwienie.

- Elspeth O'Lat. - Przedstawiła się, wiążąc ostatni z dostępnych pasków materiału
Rodzina jej matki raczej nie parała się niewolnictwem, a wojaczką, lecz nie mogła mieć pewności, czy Goren nie słyszał jej nazwiska. - Tak się nazywam. Musimy wracać teraz, w dzień nie znajdę drogi.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

77
POST BARDA
- Strasznie jesteś krwiożercza, jak na kogoś tak małego.
Elspeth nie była w stanie określić, czy to był tylko niezobowiązujący komentarz, czy przez osłabiający go upływ krwi Goren zaczynał już nawet żartować. Nie skomentował tego, jak beznadziejnie założył swój opatrunek, choć spojrzał na niego i westchnął. Z pewnością sam wpadł na to, że należało mocniej go zaciągnąć, ale nie był w stanie tego zrobić jedną ręką.
Jego brwi powędrowały pytająco w górę na wzmiankę o kobiecie, która teoretycznie mogłaby mu pomóc i pochodziła z powierzchni. Elspeth niekoniecznie wyglądała jak ktoś, kto miałby tu znajomości, a już na pewno nie wśród medyków poza miastem. Zanim jednak zdążył o cokolwiek spytać, skupili się już na jego ranie, która była teraz nieco większym priorytetem, niż potencjalne spotkania. Cięcie było głębokie i nie należało do najczystszych, zapewne przez fakt, że było zupełnie przypadkowe. Z całą pewnością wymagało szycia, choć według wiedzy i oceny elfki zwykły, ciasny opatrunek pozwoli mu wytrwać co najmniej kilka dni - pod warunkiem, że nie będzie ruszał tą ręką zbyt dużo.
Ciało elfa nie należało do wybitnie umięśnionych. Był szczupły, ale nie wychudzony. Ktokolwiek był jego panem w podziemiach, dbał o niego dobrze. To znaczy, przynajmniej pod względem żywienia swoich niewolników. Kwestia tego, jak był traktowany, była już czymś zupełnie innym: gdy Elspeth podeszła bliżej, na jasnej skórze jego klatki piersiowej i pleców znalazła podłużne blizny, jedne krótsze, inne dłuższe, jedne blade już i zagojone, inne całkiem świeże. Wszystkie wyglądały, jakby nie zostały zadane biczem, a rozgrzanym prętem. Goren milczał, ze wzrokiem wbitym w ogień, kiedy elfka zmywała z niego krew. Nie kwapił się to opowiadania o tym, czym zasłużył sobie na takie traktowanie.
- Goren - przedstawił się, by po chwili wahania, nieco niechętnie, dodać: - ...Sylvaris. Goren Sylvaris.
Uniósł trochę rękę, by ułatwić kobiecie owijanie swojego ramienia na nowo i wyprostował się, wbijając wzrok w absolutną ciemność pomiędzy pniami drzew. Tę samą, z której nie tak dawno temu wypadła mroczna elfka i wyrżnęła jego towarzyszy.
- Nie najlepiej widzę w ciemności, ale... mogę zrobić pochodnię, nawet jeśli bardzo prowizoryczną. Czy to daleko stąd?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

78
POST POSTACI
Elspeth uniosła spojrzenie czerwonych oczu na Gorena, nie mając pojęcia, jak interpretować jego słowa. Była mała? Być może, w porównaniu z brutalami z powierzchni. Ale czy to nie ten mały lud zdołał uwięzić ich wszystkich?

- Nie wiesz jeszcze jak. - Rzuciła zadziornie, bo chociaż zgodzili się na współpracę, to czuła, że więcej wyciągnie z tej kooperacji. Bez względu na to, jaka była prawda, cieszyła się na miejscowego sojusznika. Inną sprawą był fakt, że wciąż nie mogła mu ufać. Oboje sprawdzali, w jak głęboką wodę wchodzą.

Opatrunek był założony i choć z braku materiałów nie był idealny, to powinien sprawdzić się na jakiś czas. Goren nie umrze tej nocy. Blizny na jego ciele postanowiła pozostawić bez komentarza, bo skoro dostał, i to tak wiele razy, musiał zasłużyć na karę. Przynajmniej był dobrze odżywiony i dzięki temu nie umrze od byle rany.

Niemo skinęła głową, przyjmując do wiadomości nazwisko elfa. Nic jej nie powiedziało.

- Długo szłam za wami. - Poinformowała, nie potrafiąc ocenić czasu, jaki spędziła na tropieniu uciekinierów. - Poprowadzę cię, weź ogień, jeśli musisz. Wrócimy do ankhega. Zabił kupców. - Dodała jeszcze w ramach ciekawostki.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

79
POST BARDA
Choć zdecydowanie łatwiej byłoby mu poruszać się za dnia, mężczyzna nie protestował. W przeciwieństwie do niej, on podziękował za pomoc, a potem owinął się w płaszcz i z cichym stęknięciem podniósł się z posłania, które zwinął i przywiązał do plecaka. Ten z kolei, tak samo jak zawiniątko z bronią i maską Elspeth, przewiesił sobie przez zdrowe ramię, wciąż nie ufając jej na tyle, by faktycznie jej to wszystko oddać. Rzucił krótkie, pożegnalne spojrzenie w kierunku dwóch prowizorycznych mogił, które stworzył dla swoich poległych towarzyszy. Wcześniej czy później i tak sterty liści i kamieni zostaną rozkopane przez tutejsze zwierzęta, a Tocs i Gyranka staną się pożywieniem dla leśnych drapieżników. Pewien rytuał został jednak dopełniony i to było w tym wszystkim dla niego najważniejsze: chociaż nie udało mu się doprowadzić ich do Meriandos, to przynajmniej ich należycie pochował.
Ostatecznie Goren wyjął płonącą żagiew z ogniska i trzymając ją uniesioną, skinął głową do elfki. Mogli ruszać.
Przez drogę powrotną do ankhega i pobojowiska mężczyzna nie był zbyt rozmowny. Początkowo pewnie ze zmęczenia, potem przez fakt, że jego substytut pochodni zgasł i musiał faktycznie zdawać się na Elspeth w podążaniu właściwą ścieżką. Chociaż pewnie sporo by mu to ułatwiło, nie chciał opierać dłoni o jej ramię, ani trzymać się jej w inny sposób, upierając się na zachowanie dystansu, przez który co chwilę się o coś potykał. Wciąż jednak był lepszy w poruszaniu się nocą, niż Lia. Tamta stanowiła przypadek beznadziejny.
Gdy dotarli do miejsca walki kupców z potworem z podziemi, powoli zaczynało już świtać. Otaczał ich już nie zupełny mrok, a szarość, która miała przerodzić się niedługo w różowy wschód. Jeśli nie dotrą do domku, zanim słońce ostatecznie wynurzy się zza horyzontu, to Elspeth będzie miała problem z poruszaniem się po lesie. Byłoby łatwiej, gdyby Goren oddał jej wtedy maskę, ale chyba póki co nie wchodziło to w grę.
- Nie sądziliśmy, że ankheg po przekopaniu się na powierzchnię trafi od razu na ludzi - skomentował elf, przechodząc obok martwych, ale nie przyglądając im się długo. Rozszarpane ciała nie były przyjemnym widokiem, a i smród krwi nie zachęcał do pozostania tu na dłużej. - Zamierzałem odesłać go potem z powrotem. Nie zdążyłem.
W jego głosie przez chwilę pobrzmiewał szczery żal. Było mu szkoda ankhega, ale trudno było mu się dziwić, jeśli pracował z nimi przez ostatnie... tygodnie? Miesiące? Elspeth nie wiedziała, jak długo żył pod powierzchnią. Jasna karnacja mogła sugerować, że dawno już nie widział słońca, ale z drugiej strony dla niej wszyscy z góry byli tak samo bladzi.
- Stąd poszłaś po naszych śladach - domyślił się Goren. - Powinienem był wpaść na to, żeby je zacierać. Myślałem, że na powierzchni będziemy już bezpieczni. Ale nie. Musiałaś pojawić się ty.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

80
POST POSTACI


Chociaż mogła od elfa uczyć się manier, postanowiła nie odpowiadać na jego podziękowania. Mieli na głowie ważniejsze sprawy niż wymienianie się uprzejmościami. Musieli dotrzeć przed świtem do chatki nad brzegiem jeziora i nie należało zwlekać.

Drogę powrotną spędzili w ciszy. Elspeth nie zaczynała rozmowy, bardziej skupiona na odnalezieniu drogi powrotnej. Ślady nie miały prawa zatrzeć się tak łatwo, więc mogła podążać po nich aż do martwego ciała ankhega, posiłkując się światłem gwiazd i dogasającej pochodni Gorena, która częściej jednak przeszkadzała niż pomagała. Światło ognia było po prostu zbyt ostre.

Starania Gorena, by nie paść twarzą w ściółkę, niedługo miały się skończyć, gdy dostrzegli cielsko kopiącego zwierzęcia mrocznych elfów. Zaczynała się poranna szarówka, a Elspeth powoli zaczynała czuć się zmęczona, będąc na nogach całą noc, nie licząc przypadkowej, nieplanowanej drzemki, gdy dostała w głowę. Ten krótki wymuszony sen działał tym bardziej na jej niekorzyść.

- Zarządzenie losu. - Przekręciła nieco powiedzenie, którego nauczyła się od niewolników, a które zapadło jej w pamięć. Było użyteczne do podkreślenia czegoś, na co nie mieli wpływu. Ankhegi podobno miały dobry węch. Może z daleka wyczuł ludzi i go nich kopał? - Byli silni. - Dodała, przyglądając się truchłu. Niełatwo było ubić takiego, zwierza, tym bardziej wściekłego. - Spotkasz tego, który go zabił. Jeśli nie umarł. - Mruknęła pod nosem. Nie miała pojęcia, co zrobiła Lia i czy mężczyzna, którego imię zdążyła już zapomnieć, przetrwał noc.

Na kolejne słowa Gorena uśmiechnęła się, bo szczerze ją rozbawił.

- Ja byłam tutaj. Wy wyszliście z ziemi. - Przypomniała. Podeszła do niego bez wahania, nie bojąc się niczego. Uniosła dłoń wyczekująco. - Potrzebuję maski. Nie wiedzą, czym jestem. Inaczej ci nie pomoże, nie zaszyje rany.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

81
POST BARDA
- Zrządzenie - elf poprawił ją zupełnie automatycznie, mimowolnie. I tak jej znajomość języka mieszkańców powierzchni była imponująca, porozumiewała się swobodnie i dało się z nią bez problemu dogadać na dowolny temat. Chyba na dowolny. Nie mieli jeszcze okazji sprawdzić ich wszystkich.
Zatrzymał się na chwilę i popatrzył na nią z góry, wahając się, czy na pewno chce dać jej to, o co prosiła. Z drugiej strony, nie prosiła przecież wcale o broń, nie prosiła o włócznię, tylko o możliwość ukrycia swojej popielatej twarzy i czerwonych oczu. Zsunął z ramienia zawiniątko i odczepił od niego białą maskę, by wręczyć ją kobiecie. W milczeniu przyglądał się, jak ją zakłada, a potem, nadal bez komentarza, ruszył za nią we wskazanym przez nią kierunku.
Poruszał się coraz pewniej, dzięki światłu dnia, które powoli zaczynało rozlewać się po lesie. Elspeth byłaby w dużo gorszej sytuacji, gdyby nie miała już czegoś, co osłaniało jej oczy. Tylko brak broni u boku sprawiał, że czuła się nieswojo, ale czy nie mogłaby jej po prostu odebrać Gorenowi, gdyby tylko sobie tego zażyczyła? Mężczyzna był już osłabiony i chyba dużo bardziej wycieńczony, niż ona.
Nie minęło dużo czasu, nim zobaczyli chatkę, urokliwie zalaną przez długie promienie porannego słońca, przebijające się przez listowie. Okiennice były zamknięte, ale czy ktoś jeszcze znajdował się w środku? Najpewniej tak - Lia obiecywała, że zabiorą się o poranku, ale było chyba jeszcze zbyt wcześnie, by tego od nich oczekiwać.
- Kto tu mieszka? - spytał Goren. - Zaprzyjaźniłaś się z tutejszą wiedźmą? Nie jestem pewien, czy chcę, żeby mnie leczyła.
Zwolnił nieco, jakby niepewny zbliżającego się spotkania.
- Gdybym dotarł do miasta, mógłbym pójść do normalnego medyka - mruknął. - Chociaż żeby moje docieranie do miasta miało sens, musiałabyś nie zarżnąć Tocsa. Skąd wiesz, że ten ktoś mi pomoże?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

82
POST POSTACI


- Zarządzenie - Planowała się poprawić, powtarzając po Gorenie, lecz tylko utrwaliła swój błąd.

Choć przyjemnie było czuć wiatr we włosach, z ulgą przyjęła powrót maski. Chłodne drewno było barierą przed światem, który całkiem słusznie przyjmował ją jako zło, które należało wypełnić. Z lisim obliczem, wciąż była podejrzana, ale nieco bardziej akceptowalna w świecie powierzchni. Maska w magiczny sposób również częściowo chroniła przed światłem słońca, lecz nie na tyle, by Elspeth mogła wyjść w trakcie dnia i funkcjonować normalnie.

W razie potrzeby włócznia była na wyciągnięcie ręki, lecz elfka nie sądziła, by jej potrzebowała w zetknięciu z Lią i jej rannym przyjacielem. W świetle dnia, i tak musiała zdać się na oczy Gorena.

Słowa elfa znów ją rozbawiły. Zdecydowanie miał do tego dryg, gdy już przestał tchórzyć i rzucać swoje życie na zmarnowanie.

- Wiedźmą? - Dopytała, nie pamiętając do końca znaczenia słowa. Niewolnicy czasem tak wyzywali kobiety w podziemiach, nie mogło oznaczać niczego dobrego. - Ja tu mieszkam. - Przyznała się. - Obca dziewczyna została na noc. Może Ci pomóc. - Przypomniała. - Musi ci pomóc. Powiem.

Z decyzją przymuszenia Lii do pomocy, jeśli odmówi, Elspeth otworzyła drzwi do domku.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

83
POST BARDA
- Ty tu mieszkasz? - powtórzył elf i zmrużył oczy, wpatrując się w nią podejrzliwie. Nie był jednak w stanie wyczytać z niej wiele, gdy założyła już maskę i ukrywała pod nią całą swoją mimikę. Wyprostował się więc i wbił spojrzenie w starą, urokliwą chatkę, znajdującą się z chwili na chwilę coraz bliżej.
Do jakichkolwiek wniosków doszedł w związku z tym, nie podzielił się nimi. Nie mieli teraz czasu na dyskusje o decyzjach i sytuacji życiowej Elspeth, nie gdy on tracił już resztki sił, a ona musiała zająć się swoimi mniej lub bardziej nieproszonymi gośćmi. Ruszył za nią, w milczeniu docierając do krzywej, pochylonej chatki, pochłoniętej przez las, a potem, gdy elfka otworzyła drzwi, wszedł za nią do środka.
Lia i jej towarzysz już nie spali. Obudziły ich pierwsze promienie słońca, albo strach dziewczyny przed tajemniczą nieznajomą, która teoretycznie zgodziła się im pomóc, ale w praktyce była na tyle dziwna i niepokojąca, że zostawanie tu dłużej, niż to konieczne, nie wchodziło w grę. Jaron wciąż zajmował łóżko, ale teraz w pozycji półsiedzącej, spod przymkniętych powiek obserwując krzątającą się po izbie Lię. Ta zdążyła już rozpalić niewielki ogień pod garnkiem z wodą i wrzucić do środka jakieś zioła, najpewniej znalezione w okolicy. Na dźwięk otwieranych drzwi, a potem na widok wchodzącej dwójki, podskoczyła w miejscu i cofnęła się o krok.
- Chciałam... chciałam posłać wiadomość do Meriandos - natychmiast zaczęła się tłumaczyć. - Żeby ktoś tu przysłał po nas powóz, albo chociaż konia. Ale nie mam jak, a ty pewnie nie chciałabyś... nie chciałabyś, żebyśmy siedzieli tu dłużej, więc...
- Pójdziemy sami - dokończył Jaron chrapliwie, obojętnym spojrzeniem przesuwając po masce Elspeth, ale za to wbijając zaciekawiony wzrok w twarz Gorena. Na elfa też zerkała Lia, ewidentnie nie spodziewając się, że właścicielka chatki wróci z towarzystwem.
- Tak. Jaron mówi, że ma siłę iść. To niedaleka droga, będziemy dużo odpoczywać, a za dnia raczej... raczej nie zaatakuje nas nic takiego jeszcze raz. Jeśli dobrze liczę, główny trakt nie jest daleko stąd. Może tam ktoś nas... ktoś nam pomoże. Dotrzeć do miasta.
Elf rozejrzał się po pomieszczeniu i po chwili wahania opadł na zydel, stojący przy ścianie, odkładając pakunek z bronią Elspeth obok, tak, że opierał się teraz o ścianę.
- Ona? - spytał, gestem głowy wskazując zdezorientowaną Lię.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

84
POST POSTACI
- Nie wyglądam dość jak wiedźma? - Zagadnęła, uśmiechając się półgębkiem. Rozbawienie przebiło się w jej głosie. Ze swoją ciemną skórą, białymi włosami i czerwonymi oczyma musiała być dla niego odpychająca, czy tak wyobrażam sobie czarownice? Musiało być dla niego wygodniej, gdy zasłaniała twarz, nawet jeśli jasno nie pokazywały po sobie odrazy.

Lia i mężczyzna nie spali, co Elspeth przyjęła z pewnym zdziwieniem. Słońce ledwie wstało i zdawałoby się, że to najlepsza pora na przekręcanie się na drugi bok. Co bardziej ją zdziwiło, to stan Jarona. Był przytomny, ale czy wracał do sił, czy było to ostatni zryw przed śmiercią?

Chatka nagle stała się zatłoczona. Elspeth, która nawykła do samotnego życia, nie była pewna, czy podoba jej się ta zmiana.

- Nie tutaj. - Elspeth zaprotestowała, zerkając na Gorena. On też chciał dotrzeć do Meriandos. Co było w tym mieście? Dlaczego wszystkich tak tam ciągnęło? I najważniejsze, czy było w planach zbliżającego się podboju? Musiało być. Wydawało się, że jest ważne, lecz Elspeth jeszcze nie miała szansy tam dotrzeć. - Znajdźcie powóz na drodze. Nie tutaj. - Powtórzyła i z przykrością zdała sobie sprawę z faktu, że jej schronienie jest spalone. Musiała zmienić miejsce na bezpieczne, o którym nikt nie wiedział. Ile takich opuszczonych chat było w okolicy? Ta mogła być jedyną zdatną do za mieszkania. - Nie pójdziesz, zanim mu nie pomożesz. - Szczeknęła w stronę Lii. Nie chciała brzmieć agresywnie, lecz rosnąca w niej frustracja nie pozwalała jej trzymać nerwów na wodzy. Znów musiała uciekać, kryć się i szukać schronienia nim nadejdą wojska. - Jest ranny.

Nie przejęła się Gorenem, gdy sięgała po swoją broń i wyswobadzała ją z pakunku. Musiała mieć ją pod ręką, na wszelki wypadek. Musiała stać na swoim miejscu, obok drzwi.

A gdyby tak... Pozabijać ich wszystkich i zostać na miejscu? - przeszło jej przez myśl.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

85
POST BARDA
- Nie - odparł Goren, już nawet na nią nie patrząc. I tak nie miał jak zobaczyć teraz jej twarzy. - Wyglądasz jak... księżniczka. Taka, co to jej trzeba wszystko pod nos podstawiać. Której należą się zastępy niewolników z powierzchni i wszystko inne. To znaczy, tak wyglądałaś, jak byłaś nieprzytomna. Potem zaczęłaś się z powrotem odzywać.
Wciąż nie potrafiła wyczuć w jego głosie, czy mówi poważnie, czy żartuje. Może nie umiała jeszcze rozpoznawać takich niuansów podczas rozmowy we wspólnym, a może to ten elf był wyjątkowo trudny do odczytania. Jedynym, co z łatwością zauważała teraz zarówno w jego głosie, jak i spojrzeniu, było zmęczenie i z trudem skrywany ból. Do tego ostatniego jednak się nie przyznawał. Nie było w tym nic dziwnego; po jego bliznach dało się wywnioskować, że miał już doświadczenie w znoszeniu go bez słowa.

Lia posłusznie pokiwała głową, zgadzając się na szukanie powozu na głównym trakcie bez cienia protestu. A potem, gdy dostała polecenie udzielenia pomocy Gorenowi, zamarła na moment przy swoich ziołach, spoglądając najpierw pytająco na Jarona, który tylko skinął krótko głową i zamknął oczy, później na obcego elfa. Ten westchnął i rozpiął płaszcz, odsłaniając nagą klatkę piersiową i ramię owinięte resztkami swojej koszuli, znów lekko przesiąkającymi krwią.
- Co ci się stało? - spytała Lia, sprawnie odwijając opatrunek i odsłaniając ranę, na której widok skrzywiła się nieznacznie.
- Zostałem zaatakowany - mężczyzna zerknął z ukosa na Elspeth, w żaden sposób nie komentując faktu, że zabierała sobie z powrotem swoją broń. - ...Przez istotę z podziemi.
- To tak jak my
- dziewczyna zabrała się za obmywanie i zszywanie rany z pomocą igły i nici, jakie jakimś cudem znalazła w chatce. Dobrze wiedziała, co robić. - Był przerażający. Zabił tylu, zanim Jaron zdążył zareagować...
- Mhm.
- Ale udało ci się przeżyć, to najważniejsze! Wyglądasz lepiej, niż Jaron po spotkaniu z nim. Jak to zrobiłeś?
- Mój był mniejszy.

Lia pracowała przez chwilę w milczeniu. Przemyła ramię elfa jakąś ziołową mieszanką, a potem zrobiła mu czysty opatrunek, który zawinęła z profesjonalizmem świadczącym o sporym doświadczeniu w temacie opatrywania ran. Jej pacjent milczał, z zamkniętymi oczami i głową opartą tyłem o ścianę. Tylko zaciśnięte pięści świadczyły o tym, że cierpi.
- Masz dużo blizn - zauważyła cicho w pewnym momencie. Goren nie odpowiedział, bo też nie zostało mu zadane żadne pytanie, więc dziewczyna poprawiła się: - Kto ci to zrobił?
- Nimi nie musisz się przejmować.
- Czy ja cię przypadkiem już gdzieś nie widziałem, elfie?
- rozległ się nagle cichy głos z drugiego końca pomieszczenia. - Kojarzę twoją twarz.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

86
POST POSTACI
Elspeth nie wiedziała, czy Goren kłamał, czy nie, lecz założyła, że tak właśnie było. Sarkazm był jedyną opcją, którą mogła zaakceptować w obecnej sytuacji. Jego słowa skwitowała cichym parsknięciem.

Przynajmniej pomoc Gorenowi przeszła bez większego protestu. I choć Lia pytała o zgodę Jarona, jakby to on miał jakąkolwiek decyzyjność w tej chwili, to ostatecznie zabrała się do pracy. Elspeth nie potrafiła orzec, czy rzeczywiście dobrze szyje, gdy sama nie miała w tym doświadczenia, ale wolała zaufać komuś, kto parał się tym już wczesnej aniżeli własnym rękom, przyzwyczajonym do broni bardziej, niż do igły.

Mniejsza istota z podziemi przyglądała się zabiegom Lii przez chwilę i słuchała ich rozmów. Głupcy nie wiedzieli jeszcze, że o ile ujdą z życiem teraz, nie będzie to ostatnie ich spotkanie z potworami spod powierzchni ziemi. Nie tylko wielkimi ankhegami, ale również mniejszymi pobratymcami Elspeth.

Elfka miała dość tego dnia. Dostała w głowę, przeszła zdecydowanie zbyt duży dystans, odbyła walkę i zabrała dwa życia, a kto wie, czy nie będzie musiała zabrać ich więcej nim słońce wejdzie w zenit. Usiadła pod ścianą, gdzie zostało jeszcze wolne miejsce, mając włócznię na wyciągnięcie ręki. W razie problemów.

Pytanie Jarona zaskoczyło ją na tyle, że uniosła wzrok w jego kierunku. Goren był poszukiwany, to już wiedziała. Ale co zrobił? Za co miał zawisnąć? Postanowiła nasłuchiwać.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

87
POST BARDA
Lia przerwała opatrywanie elfa, by odsunąć się na pół kroku i przyjrzeć mu się uważnie. Skoro Jaron twierdził, że skądś go znał, musiała dojść do wniosku, że ona w takim razie też powinna. Przekrzywiła nieznacznie głowę, przyglądając się mu jak intrygującemu okazowi jakiegoś tropikalnego zwierzęcia. Goren nie był szczególnie zadowolony z tego stanu rzeczy.
- Przestań - syknął i szarpnął za pasek tkaniny, którym dziewczyna obwiązywała mu ramię, a z którym znieruchomiała teraz. - Skończ, co zaczęłaś.
Odwracał głowę w bok, bezskutecznie usiłował schować twarz pod włosami, ale te były związane, a te kosmyki, które wysunęły się z rzemienia, nie wystarczyły, by zakryć charakterystyczne linie zdobiące jego skroń i policzek.
- Nie ma zbyt wielu elfów w Meriandos - kontynuował Jaron. - Nie wschodnich, przynajmniej. Wysokie czasem wyrywają się z Nowego Hollar, odwiedzić bardziej górzyste...
Nie dokończył, bo zdanie przerwał mu kaszel. Mimo to, zamiast potem grzecznie leżeć, jak na odpowiedzialnego rannego przystało, mężczyzna podparł się i podniósł do pozycji siedzącej. Był wysoki, dobrze zbudowany, a blada twarz i podkrążone oczy wcale nie ujmowały jego widocznej sile. Sam fakt, że już siedział, o czymś świadczył, tak samo jak to, że według Lii położył ankhega jednym celnym ciosem.
Goren robił wszystko, byle nie patrzeć w jego stronę.
- Na pewno cię widziałem. Kojarzy mi się... Trzy Smoki? Tawerna Trzy Smoki?
- Nigdy nie byłem w Meriandos
- zaprotestował elf, któremu Lia kończyła właśnie opatrunek. Gdy tylko mógł, z powrotem zaciągnął na siebie płaszcz, a potem także kaptur. - Dziękuję za pomoc. Powinniście już iść.
Jaron zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na siedzącą pod ścianą Elspeth.
- A ty? Czemu nosisz maskę? Kim wy właściwie jesteście? Nie wydajecie się w ten sposób zbyt godni zaufania.
- Ona pozwoliła nam tu zostać
- stanęła w jej obronie Lia. - Gdyby nie ona, już byś nie żył.
- Gdyby nie ty, już bym nie żył
- poprawił ją mężczyzna. - Gdzie ty nas przyprowadziłaś?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

88
POST POSTACI


Elspeth przyglądała się zebranym ze swojego miejsca na podłodze. Bawiły ją niesnaski powierzchni. Nie znali się na tyle, by ustanowić dominację, gdy obaj mężczyźni byli ranni, a Lia słaba, uzależniona od Jarona. Elfka nie trzymała żadnej ze stron, ale wolałaby, aby to elf wyszedł z potyczki zwycięsko. Miał jej przecież pomóc.

- Skończ, co zaczęłaś. - Zwróciła uwagę Lii uwagę, powtarzając po Gorenie. - Nie pójdziesz, zanim nie pokażesz mi, co robić z raną.

Położenie cięcia było niefortunne. Ramię pozostawało poza zasięgiem rąk Gorena i Elspeth musiała przekonywać sama siebie, że rzeczywiście potrzebuje mężczyzny. Jego użyteczność musiała być wystarczająco duża, jeśli miała dbać o jego ranę.

Jaron wydawał się jednak mieć inne zdanie na temat Gorena. Elf sam się zdradził, broniąc się przed przyznaniem do winy jak zawstydzona dziewka, ale rycerz, choć potężny, nie miał dość sił, by wymierzyć sprawiedliwość. Zaprzeczenie Gorena, jakoby nie był w Meriandos, wywołało uśmiech na zakrytej twarzy Elspeth. Był kiepskim kłamcą.

- Gdyby nie ja, zdechłbyś w błocie. - Zgodziła się Elspeth. - Pozwoliłam ci krwawić na moje łóżko. Zostać. Nie musisz mi ufać. - Mruknęła, czując w klatce piersiowej dziwne, nieznajome uczucie. Czyżby poczuła się dotknięta brakiem wdzięczności? - Ty, pokaż mi. - Zwróciła się do Lii. - Odejdźcie, nie wracajcie. Mnie tu nie będzie.

Powoli dźwigneła się z powrotem na nogi. Miała dość, ale nie dane jej było jeszcze odpocząć. Przy Gorenie również będzie musiała spać z jednym okiem otwartym.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

89
POST BARDA
Lia zerknęła na Elspeth nerwowo. W przeciwieństwie do mężczyzn, ona ewidentnie się jej bała i było to widać w każdym jej spanikowanym geście, w każdej reakcji na jej słowa. Może i wykrzesała z siebie jakieś resztki odwagi, gdy szły razem obejrzeć miejsce walki i starała się robić dobrą minę do złej gry teraz, ale niektórych odruchów nie była w stanie ukryć. Była w ukrywaniu prawdy jeszcze gorsza, niż elf, którego opatrywała.
- Cóż... zszyłam ranę - odpowiedziała, wskazując owiniętą bandażem rękę. - I posmarowałam... no, wywarem z ziół. Odkażającym, żeby się nie babrało brzydko. Teraz trzeba tylko zmieniać opatrunek, najlepiej rano i wieczorem. Można za każdym razem przemyć tymi ziołami, zostawię wam trochę. Jak zobaczycie, że skóra się już zrosła, jak będzie taka... różowa, świeża blizna, trzeba rozciąć nitkę i ją wyciągnąć. I to... to chyba tyle.
Goren skinął głową i nie powiedział nic więcej, nie chcąc zatrzymywać Lii dłużej. Dziewczyna popatrzyła jeszcze na niego przez chwilę, zanim odwróciła się i posprzątała resztą swoich rzeczy, a potem przeszła do Jarona, któremu podała swoje ramię, pomagając mu podnieść się z posłania. Ten nie dawał za wygraną.
- Najmowaliśmy cię kiedyś? - dopytywał.
- Nie.
- Jesteś przedstawicielem jakiejś gildii? Z południa?

Tym razem elf nie powstrzymał parsknięcia śmiechem i tylko pokręcił głową.
- Mylisz mnie z kimś.
- Synoptis? Vasilis? Sylva...
- Chodź już, Jaron
- pogoniła go Lia, w przeciwieństwie do niego świadoma nieprzyjemnego napięcia, wiszącego w powietrzu i negatywnego nastawienia gospodyni. - Bardzo dziękujemy ci za możliwość przenocowania tutaj. I przepraszam za... za łóżko. Czy mogę ci się jakoś odwdzięczyć? Możemy coś dla ciebie zrobić? Potrzebujesz czegoś? Nie mamy teraz wiele, bo ledwo przecież uszliśmy z życiem, ale gdybyś poczekała tutaj dwa, może trzy dni, ktoś mógłby dostarczyć ci... wszystko, właściwie. Prawda, Jaron? Czego tylko chcesz.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

90
POST POSTACI


Elspeth przyjrzała się opatrunkowi, który Lia założyła elfowi. Nie potrafiła ocenić, czy jest on lepszy, czy gorszy od tego, który sama zawiązała jakiś czas wcześniej, ale użycie nici i ziół zdecydowanie przewyższało jej umiejętności. Skinęła głową, kolejny raz papugując elfa, przyjmując do wiadomości to, jak miała zadbać o Gorena.

Skrzyżowawszy ręce na piersi, Elspeth skupiła się na Jaronie.

- Idźcie. - Popędziła ich, stając bliżej Garona. Mężczyzna mógł wypierać się oskarżeń, ale robił to nieudolnie. Jasnym stało się, że brał udział w jakieś akcji jako... Najemnik? Dla Elspeth było to nieco rozczarowujące, lecz czego mogła się spodziewać, skoro w ich umowie również sprzedał się, lecz tym razem za własne życie? - Nie wracajcie. Nie będzie nas tutaj. - Powtórzyła, będąc pewną, że odejdzie jeszcze tego dnia, gdy słońce zacznie chować się za horyzont.

Miała tylko nadzieję, że Garon nie wyskoczy z jakimś pomysłem pomocy. Sam był uciekinierem, musieli odejść jak najszybciej.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”