POST POSTACI
Spostrzeżenie Gorena na łączce przyszło z pewną ulgą, bo obawiała się, że elf zabierze konia i odjedzie w siną dal - bo cóż stało mu na przeszkodzie, by to zrobić? Wydawało się jednak, że jest na tyle honorowy, by nie zostawić przypadkowej towarzyszki na pastwę losu, z którym, swoją drogą, i tak poradziłaby sobie bez problemów! Siwek wydawał się ufać Gorenowi, co dobrze zwiastowało na przyszłość, Elspeth nie zastanawiała się jednak dłużej nad tym, dlaczego zwierzęta ciągnęło do elfa, a może na odwrót, elfa do zwierząt? Wypowiadał się o ankhegu z pewnego rodzaju czułością i żałował jego śmierci, do konia również musiał mieć jakieś specjalne podejście. Gdyby tylko podobnie podchodził do mrocznych elfów...
-
Dużo zostało. - Zaraportowała Czarna, bez żalu oddając Gorenowi swój duży pakunek. Jej ramię zdążyło ją już znienawidzić. -
Nie wiem, juki. - Dodała, nie rozumiejąc słowa, którego użył. -
Sam idź i zobacz. A to, hmm, siodło. - Przytaknęła, wskazując dłonią konia, bo Goren używał słowa, którego sens rozwiązali już wcześniej. -
Nie potrafię założyć, a ty potrafisz? - Spojrzała na niego z ukosa. Nie wyglądał na jeźdźca, z drugiej strony, nie była nawet pewna, po czym takiego poznać. Do ujeżdżania takiej bestii potrzeba było innych umiejętności, aniżeli do podróżowania na pająku. -
Nie wiem nawet, od czego zacząć. Te... paski i zapięcia. - Dodała, by wiedział, w którym momencie zaczynał się jej problem: na samym początku. Bez kogoś, kto pokazałby jej sztukę siodłania, była skazana na porażkę. Koniowi i tak nie przeszkadzało siodło na grzbiecie, a bynajmniej nie narzekał.
Towarzyszyła Gorenowi w przeglądaniu znalezisk, zainteresowana tym, co się w nich znajowało. Skrzyżowała ręce na piersi i przyglądała się kolejnym gratom, mrużąc oczy w popołudniowym słońcu. Łup był niezły, ale Goren miał rację mówiąc, że rzeczy jest zbyt dużo. Nie ze wszystkiego skorzystają. I chyba tylko odruch pozwolił jej złapać dwie sakiewki, zaraz też zajrzała do ich wnętrza po raz kolejny, spodziewając się dostrzec coś nowego, coś, co dałoby jej wyobrażenie o tym, jakie bogactwo znalazła między trupami. Monety nie miały jednak odpowiedzi, choć złoto wydawało się cenne. Sam fakt, iż elf uznał za konieczne podzielenie się pieniędzmi, również był zastanawiający. Czyżby na tyle jej ufał? Uznał ją za równą sobie?
-
Dla kogo mam malować twarz? Układać włosy? - Zapytała z małym, cwanym uśmiechem, którego nie powstrzymała tak, jak tamten nie powstrzymał rozbawienia. Gdyby była kokietką, pewnie pozwoliłaby sobie na bardziej sugestywny komentarz, jednak nie zapominała o różnicach, które ich dzieliły. Goren był tylko bladym, chudym powierzchniowcem, niewartym jednego spojrzenia. Daleko było mu do chociażby żołnierzy z jej dawnego oddziału. Między mężczyznami mogła napatrzeć się na ciała, dla których warto było naznaczać skronie srebrem. -
Ale to wezmę. - Elspeth wyciągnęła grzebień z dłoni Gorena, resztę akcesoriów rzucając obok, w trawę. Grzebyk z pewnością się przyda, a razem ze sznurkiem do związania włosów będzie wystarczył! Na razie więcej nie potrzebowała, by o siebie zadbać.
Znaleziska były ciekawe, lecz mogło nie starczyć im czasu. I choć flet, bogate ubrania, rozkładany stolik i lampy były w pewnym sensie... fascynujące, Elspeth musiała pamiętać o tych, którzy mogli ich znaleźć w każdym momencie. Nie byli przecież daleko od domku, a Vanderbiltowie z pewnością poślą po zabitych.
-
Idziemy. - Popędziła towarzysza. -
Do ankhega, do reszty rzeczy, i w stronę Heliar.