[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

106
POST POSTACI
Elspeth z chęcią przygarnęła rzeczy, które znalazła w chatce. Komplet ubrań na zmianę, w jak najciemniejszych kolorach, przygotowała nie tylko dla siebie, ale również dla Gorena. Pozostałe rzeczy wystawiła, by były gotowe do spakowania. Orzechy miały również znaleźć swoje miejsce w tobołkach, choć przepakowane do płóciennej torby, do podzielenia między nią i elfa. Słoik był nieporęczny.

Goren nie musiał płonić się przed nagością, bo i Elspeth nią nie świeciła. Choć zdjęła z siebie wierzchnie odzienie, to wszystko, co zakryte zostać miało, było zakryte. Choć przekonana o jego niechęci, nie zamierzała obnażać się tylko dlatego, że nie uważał jej za atrakcyjną. Jeśli chciał podglądać, musiał patrzeć w stronę jeziora. Kąpiel była odświeżająca, lecz szybka. Lodowata woda pobudziła ją do działania i kiedy wróciła, wcześniej otrząsnąwszy z ciała resztki wody, mogła ma powrót ubrać się w swoje wcześniejsze cichy. Również lekka skórznia znalazła drogę z powrotem na jej grzbiet.

- Heliar. Słyszałam o Heliar. - Przyznała, ale gdzie obiła jej się o uszy ta nazwa? Zupełnie nie wiedziała. Możliwe, że myliła ją z czymś zupełnie innym, kojarząc podobne słowa. - Ankheg zabił, oni mogą mieć złoto. Nie sprawdzałeś? [ /b] - Dopytała, nie wiedząc, jak szybko Goren zwinął się z miejsca zdarzenia. Spodziewała się jednak, że razem z dziewczyną i starym uciekli bardzo szybko. Zwłokami towarzyszy mogła również zainteresować się Lia. - Koń jest niedaleko. Pokażę ci. - Dodała, zabierając przypadające jej pakunki, tak jak swoją broń i maskę. - Sprawdzę zabitych. - Postanowiła. - Muszą coś mieć. Chodź.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

107
POST BARDA
- Nie mieliśmy czasu. Planowaliśmy jak najszybciej dotrzeć do miasta i jak najszybciej... - elf zamarł na moment i już tego zdania nie dokończył.
Mieli ostrzec Meriandos przed nadciągającą inwazją. Ocalić ciężarną przed niechcianym dzieciakiem i pomóc Gorenowi odzyskać z jakiegoś powodu utracone życie. Nie miał zbyt wielu możliwości zmycia z siebie win, poza Tocsem, wysoko postawionym miejskim sędzią. Tymczasem teraz dobrowolnie szedł w stronę przejścia do piekła, z którego dopiero co uciekł, w towarzystwie przedstawicielki tej samej rasy, do której należał jego oprawca przez bogowie tylko wiedzą jak długi czas. Mógł być porwany z powierzchni kilka tygodni temu, mogło też minąć kilka lat.
- Ograbianie tych, których przypadkiem zabił wypuszczony przez nas ankheg wydawało się też wyjątkowo nie na miejscu - dodał cicho, zaciskając potem usta w wąską kreskę i zawiązując sznurek plecaka na ciasny węzeł.

To był dobry plan. Goren mógł zająć się koniem, z którym ewidentnie wiedział, co robić, podczas gdy Elspeth mogła oszczędzić mu przeszukiwania zwłok tych, za których śmierć odpowiadał. Raczej nie robiła tego z empatii i współczucia, ale on też wcale nie kwapił się do pytania o powody jej decyzji.
Mieli jeszcze trochę czasu, zanim Jaron i Lia przyślą tu kogoś, kto pozbiera martwych i urządzi im pochówek bardziej odpowiedni, niż zasypanie ich liśćmi i kamieniami. Możliwe, że gdyby Elspeth inaczej poprowadziła swoją znajomość z Lią i jej rannym partnerem, wiedziałaby o nich więcej. Może uzyskałaby jakieś informacje dotyczące miasta, jakie mogłaby zanieść swoim pobratymcom, skoro rodzina Jarona była w Meriandos tak ważna i wpływowa. I kto wie, może nawet udałoby się jej wynegocjować ułaskawienie dla Gorena. Wszystko to jednak pozostawało w sferze rzeczy, które się nie wydarzyły i nigdy wydarzyć się już nie miały.
Przeszukując zwłoki, faktycznie znalazła przy ich paskach kilka sakiewek, wypełnionych okrągłymi monetami, ale ciężko jej było ocenić na ile wartościowe było to znalezisko. Czy kupią za to jeden posiłek i nocleg, czy cztery konie i powóz. Ale poza pieniędzmi, w ręce elfki trafiło też kilka innych wartościowych rzeczy: broń, zapasy jedzenia, jakie mogły wystarczyć ich dwójce na co najmniej kolejne trzy dni, cztery manierki napełnione najprawdopodobniej winem i zapasowe butelki tego wina wciśnięte do juków powalonych koni, czyste i przyjemne w dotyku ubrania o kroju zarówno damskim, jak i męskim, dwa duże namioty i mnóstwo rzeczy, których przeznaczenia Elspeth nie była pewna. Gdyby się uparła, mogłaby to wszystko wrzucić do jednej, ogromnej torby i zaciągnąć ją do Gorena, by pomógł jej wybrać to, co mogło im się przydać podczas podróży do Heliar.
Trupy leżały, zupełnie obojętne wobec bycia przeszukiwanymi, z niewidzącym spojrzeniem utkwionym w gałęziach drzew, albo twarzami wciśniętymi w mokrą ziemię. Niektórzy nie zdążyli nawet dobyć broni. Nic dziwnego, że jeden ankheg z taką łatwością poskładał ich wszystkich, skoro podróżowali sobie beztrosko, bogaci, nieostrożni i upojeni alkoholem.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

108
POST POSTACI


Miejsce bitwy z ankhegiem okazało się prawdziwym skarbcem i Elspeth nie zamierzała zostawić znalezisk dla jakichś innych cmentarnych hien tylko dlatego, iż było to nie na miejscu . Sprawdziła i widziała, że wszystko było zdecydowanie na miejscu , umarli tego nie potrzebowali, a jej i Gorenowi ten mały skarb przyda się jak najbardziej. Przeszukała ciała dokładnie, biorąc wszystko, co wydawało się mieć jakąkolwiek wartość. Zostawiła ciała tam, gdzie były. Nie miała czasu, by bawić się w grzebanie powierzchniowców. Wkrótce o wiele więcej jasnoskórych ciał zaściele Herbię. Elspeth mogła sobie tylko wyobrazić wyobrażać stosy płonących zwłok. Kimkolwiek byli i jakiekolwiek tajemnice znali, zabrali je ze sobą.

Przed Gorenem było and trudne zadanie: ocenienie wartości znalezionych fantów. Elspeth spakowała wszystko, co wydawało się być przydatne, łącznie z sakiewkami, jedzeniem, napitkiem, ubraniami, a nawet namiotem, zabrała też pozostałe graty, które przerzuciła sobie przez ramię, zapakowawszy je wcześniej w znaleziony worek.

Rzuciwszy ostatnie tęskne spojrzenie ankhegowi, żałując życia posłusznego stworzenia bardziej, niż towarzyszy Lii i Jarona, postanowiła wrócić do Gorena. Wiedziała, gdzie zostawiła konia, więc ruszyła w tamtym kierunku. Wierzchowiec nie był przywiązany, ale miał łączkę i spokój. Nie mógł przecież odejść daleko.

- Goren! - Zawołała z daleka, zauważając elfa. - Pomóż mi!

Worek z dobrami był ciężki.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

109
POST BARDA
Gdy skierowała się w stronę polanki, z daleka dostrzegła Gorena stojącego przy znajomym jej już siwku. Zamiast przygotować konia do drogi, elf zdjął z niego siodło i teraz głaskał zwierzę po głowie, mówiąc do niego coś cicho. Choć zdecydowanie było to niemożliwe, wierzchowiec wyglądał, jakby doskonale go rozumiał, bo nie ruszał się z miejsca i tylko leniwie machał ogonem, patrząc mu głęboko w oczy.
Na dźwięk głosu Elspeth Goren drgnął i odwrócił się do niej, z nieukrywanym zaskoczeniem mierząc spojrzeniem wielki tobół, jaki przerzuciła sobie przez ramię.
- Czy ty zabrałaś absolutnie wszystko, co tam mieli? - spytał, szybkim krokiem podchodząc do niej i przejmując od niej worek. Zajrzał do środka. - No ładnie. Czy tam są całe juki? Juki się przydadzą. Na tym siodle żadnych nie było. Powinnaś była zdejmować siodło z konia, tak swoją drogą. Nie można zostawiać go w nim na cały czas, przecież musi odpocząć.
Przytaszczył zdobycze na środek polanki i położył je obok swoich rzeczy. Jego duży plecak przy tak wielkim pakunku wydawał się absurdalnie mały, choć przecież zawierał wiele potrzebnych przedmiotów, w tym całkiem spore, zwinięte posłanie. Ale choć nie chciał ograbiać trupów, tak przejrzenie tego, co z tych trupów zdjęła Elspeth, już nie stanowiło dla niego problemu... a przynajmniej tego po sobie nie pokazywał. W milczeniu powykładał wszystko na zewnątrz, mierząc każdą z rzeczy oceniającym spojrzeniem, z którego ciężko było coś wyczytać, ale gdy w jego rękach znalazły się sakiewki i na szybko przeliczył złoto, wyraźnie zaświeciły mu się oczy.
- Jak to mówią, nie ma tego złego... - mruknął. - Nie wiem, kim oni wszyscy do diabła byli, ale możemy pomyśleć o tawernie i wszystkich wygodach, jakie zapewnia. O każdej tawernie, jaką będziemy mijać po drodze, właściwie, nieważne ile ich będzie.
Przytroczył sobie jeden mieszek do pasa, dwa wcisnął do własnego plecaka, a dwa pozostałe rzucił elfce.
- Nie wydaje mi się, żeby targanie tego wszystkiego miało sens. Vanderbilt i jego świta miała konie, mogli to porozkładać, poza tym to są rzeczy dla... kilku osób. My jesteśmy tylko we dwoje. Nie brałbym rozkładanych stołków, lampy, tych zestawów... - podniósł niewielkie pudełko, które obrócił w dłoni. - To jest do makijażu. Do malowania twarzy, ale jasnych. Tobie się nie przyda... chyba. Widziałem wzory, jakie wyrysowujecie sobie wokół oczu, na czole i skroniach, nic z tego się nie nada, gdybyś z jakiegoś powodu chciała wyglądać wyjątkowo pięknie, księżniczko.
Prawie udało mu się ukryć rozbawienie w głosie. Prawie.
- Ale masz grzebienie i szpilki do włosów - wręczył jej kolejny pakunek. - Ubrania... dobrze. Całe szczęście. Jedzenie i wino, wędkę jedną możemy sobie zostawić, przynajmniej do jutra, dopóki jesteśmy w okolicach jeziora. A to? - otworzył wąską, podłużną tubę. - Flet. Nie potrzebujemy fletu. Za to tamta siekiera się może nam przydać.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

110
POST POSTACI
Spostrzeżenie Gorena na łączce przyszło z pewną ulgą, bo obawiała się, że elf zabierze konia i odjedzie w siną dal - bo cóż stało mu na przeszkodzie, by to zrobić? Wydawało się jednak, że jest na tyle honorowy, by nie zostawić przypadkowej towarzyszki na pastwę losu, z którym, swoją drogą, i tak poradziłaby sobie bez problemów! Siwek wydawał się ufać Gorenowi, co dobrze zwiastowało na przyszłość, Elspeth nie zastanawiała się jednak dłużej nad tym, dlaczego zwierzęta ciągnęło do elfa, a może na odwrót, elfa do zwierząt? Wypowiadał się o ankhegu z pewnego rodzaju czułością i żałował jego śmierci, do konia również musiał mieć jakieś specjalne podejście. Gdyby tylko podobnie podchodził do mrocznych elfów...

- Dużo zostało. - Zaraportowała Czarna, bez żalu oddając Gorenowi swój duży pakunek. Jej ramię zdążyło ją już znienawidzić. - Nie wiem, juki. - Dodała, nie rozumiejąc słowa, którego użył. - Sam idź i zobacz. A to, hmm, siodło. - Przytaknęła, wskazując dłonią konia, bo Goren używał słowa, którego sens rozwiązali już wcześniej. - Nie potrafię założyć, a ty potrafisz? - Spojrzała na niego z ukosa. Nie wyglądał na jeźdźca, z drugiej strony, nie była nawet pewna, po czym takiego poznać. Do ujeżdżania takiej bestii potrzeba było innych umiejętności, aniżeli do podróżowania na pająku. - Nie wiem nawet, od czego zacząć. Te... paski i zapięcia. - Dodała, by wiedział, w którym momencie zaczynał się jej problem: na samym początku. Bez kogoś, kto pokazałby jej sztukę siodłania, była skazana na porażkę. Koniowi i tak nie przeszkadzało siodło na grzbiecie, a bynajmniej nie narzekał.

Towarzyszyła Gorenowi w przeglądaniu znalezisk, zainteresowana tym, co się w nich znajowało. Skrzyżowała ręce na piersi i przyglądała się kolejnym gratom, mrużąc oczy w popołudniowym słońcu. Łup był niezły, ale Goren miał rację mówiąc, że rzeczy jest zbyt dużo. Nie ze wszystkiego skorzystają. I chyba tylko odruch pozwolił jej złapać dwie sakiewki, zaraz też zajrzała do ich wnętrza po raz kolejny, spodziewając się dostrzec coś nowego, coś, co dałoby jej wyobrażenie o tym, jakie bogactwo znalazła między trupami. Monety nie miały jednak odpowiedzi, choć złoto wydawało się cenne. Sam fakt, iż elf uznał za konieczne podzielenie się pieniędzmi, również był zastanawiający. Czyżby na tyle jej ufał? Uznał ją za równą sobie?

- Dla kogo mam malować twarz? Układać włosy? - Zapytała z małym, cwanym uśmiechem, którego nie powstrzymała tak, jak tamten nie powstrzymał rozbawienia. Gdyby była kokietką, pewnie pozwoliłaby sobie na bardziej sugestywny komentarz, jednak nie zapominała o różnicach, które ich dzieliły. Goren był tylko bladym, chudym powierzchniowcem, niewartym jednego spojrzenia. Daleko było mu do chociażby żołnierzy z jej dawnego oddziału. Między mężczyznami mogła napatrzeć się na ciała, dla których warto było naznaczać skronie srebrem. - Ale to wezmę. - Elspeth wyciągnęła grzebień z dłoni Gorena, resztę akcesoriów rzucając obok, w trawę. Grzebyk z pewnością się przyda, a razem ze sznurkiem do związania włosów będzie wystarczył! Na razie więcej nie potrzebowała, by o siebie zadbać.

Znaleziska były ciekawe, lecz mogło nie starczyć im czasu. I choć flet, bogate ubrania, rozkładany stolik i lampy były w pewnym sensie... fascynujące, Elspeth musiała pamiętać o tych, którzy mogli ich znaleźć w każdym momencie. Nie byli przecież daleko od domku, a Vanderbiltowie z pewnością poślą po zabitych.

- Idziemy. - Popędziła towarzysza. - Do ankhega, do reszty rzeczy, i w stronę Heliar.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

111
POST BARDA
- Oczywiście, że potrafię - Goren pokręcił głową. - Nie zdejmowałbym, gdybym nie umiał założyć z powrotem.
Na pytanie o tego, dla którego Elspeth miała układać włosy, odpowiedział jej tylko krótki, krzywy uśmiech, znaczący jednocześnie wszystko i nic. Nie stanowili dla siebie odpowiednich partnerów. Między nimi nie było chemii, pożądania wypełniającego powietrze tym specyficznym rodzajem napięcia, od którego mrowiło pod skórą. Ale czy można było się temu dziwić? Po pierwsze, okoliczności ich spotkania nie sprzyjały takiemu rozwojowi spraw. Po drugie, choć znacznie od mrocznych elfów wyższy, Goren nie mógł dorównać sylwetką tym wojownikom z podziemi, jacy podobali się Elspeth. Czy jej popielate ciało faktycznie było dla niego odpychające, tak, jak zakładała? Tego nie wiedziała, ale było to w tej chwili ostatnie z jej zmartwień.
Goren założył na konia materiałowe juki, a potem zarzucił na nie siodło. Odpowiednie przypięcie wszystkich pasków zajęło mu nie więcej, niż pięć minut i chwilę później siwek stał już gotowy do drogi, oporządzony jak trzeba, parskając sobie cicho, gdy elf pakował przydatne rzeczy do toreb umieszczonych teraz po obu bokach wierzchowca. Dodatkowe rzemienie pozwalały przytroczyć też do niego posłania, namiot i ich bagaże. Goren wyglądał na zadowolonego - nie spodziewał się ani takich łupów, ani takiej wygody. Zaciągnął ostatni pasek i pogłaskał konia po szyi.
- Jak ma na imię? - spytał, zerkając na Elspeth przez ramię. - Koń musi mieć imię. Zakładam, że nie kupiłaś go uczciwie i nikt ci tego nie powiedział, więc... nazwałaś go jakoś? Ją, właściwie. To klacz.
Złapał konia za uzdę i obrócił tak, by mogła na niego wsiąść.
- Tutaj wsuwasz lewą nogę - wskazał strzemię. - Potem prawą przerzucasz przez siodło. Podsadzić cię?
Niezależnie od tego, czy zgodziła się na pomoc, czy też nie, Goren chwilę później zgrabnie wskoczył na wierzchowca, zajmując miejsce za jej plecami. Nietrudno było domyślić się, że kobieta nie ma wprawy w jeździe konnej, więc w ten sposób mógł z łatwością pomagać jej w utrzymywaniu się w siodle, a ona mogła trzymać się wysokiego łęku.
- Trzymaj - wręczył jej manierkę z winem. - Pogoda jest koszmarna. To cię trochę rozgrzeje.
Część rzeczy, uznanych za zbędne, została za nimi na polance, gdy popędzony przez elfa siwek ruszył przed siebie. Powoli przejeżdżając pomiędzy drzewami, minęli domek, z którego też mogli jeszcze coś wziąć, jeśli chcieli, a potem Elspeth musiała już pożegnać się z tą namiastką spokoju, jaką dawała jej przez jakiś czas opuszczona chatka.
Jezioro błyszczało w pojedynczych, samotnych promieniach słońca, które co jakiś czas przebijały się przez gęste chmury. Widzieli je po swojej lewej stronie, między drzewami i leśną roślinnością, przez którą Goren prowadził konia, dopóki nie natrafił na szerszą ścieżkę, po jakiej przemieszczanie się było dużo łatwiejsze.
- Więc... twoi zostawili cię samą na powierzchni, czy tu na powierzchni wybili wszystkich poza tobą? - zagadnął po jakimś czasie. Podróż w milczeniu była nudna.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

112
POST POSTACI
Elspeth pozostało obserwować, jak Goren nie tylko zakłada juki, ale też ponownie zakłada koniowi na grzbiet siodło. To, jak uwijał się z paskami i sprzączkami, było na swój sposób interesujące i choć elfka przyglądała się każdemu ruchowi, wątpiła, by mogła to potwórzyć. Zaczęła zastanawiać się, jak najwygodniej umiejscowić broń, by była pod ręką, gdy Goren zadał pozornie nieważne pytanie.

- Imię...? Po co mu imię? - Zdziwiła się. Samo to, że potrafiła nazwać zwierzę koniem, powinno wystarczyć. - Nie ma imienia, ale możesz mu dać. - Zgodziła się, podchodząc do stworzenia. Wdrapanie się na jego grzbiet z poziomu ziemi było o wiele bardziej problematyczne niż poprzedni raz, gdy użyła przypadkowego płotka jako podestu. Nie grzeszyła wzrostem, lecz z pomocą Gorena wdrapała się na siodło. To, jak elf pomógł jej wybić się w górę, by mogła wsunąć się na grzbiet, było nowym przeżyciem, ale w żadnym wypadku nie nieprzyjemnym! Uśmiechnęła się nawet nieco szerzej, łapiąc za łęk. - Podaj broń. -- Zażądała, zaraz jednak jej mina zbladła. - Hej, co robisz?! Ahmoq, ty też?! - Zapytała z małym przestrachem, gdy Goren wsunął się za nią, na to samo siodło. Niechybnie upadną! - Koń... da radę?! - Dodała ze zdziwieniem, gdy ruszyli przed siebie i siwka w ogóle nie narzekała na ciężar! Koń miał tylko cztery nogi, do tego całkiem cienkie! Jak mógł wytrzymać ciężar dwóch elfów i ich bagażu?! Ich wierzchowiec był niezwykły i Elspeth aż musiała złapać go za grzywę, by po chwili zsunąć rękę po jego szyi, gładząc sierść. Zdecydowanie był prawdziwy!

Jazda z kimś, kto potrafił okiełznać zwierzę, była przyjemniejsza niż dziki pęd, podczas którego starała się nie wypaść z siodła. Popijając z manierki, którą darował jej Goren, obserwowała otoczenie, żegnając się z jeziorem i domkiem.

- Mogłam go spalić. - Mruknęła do siebie, oglądając się za oddalającą budowlą. Miała nadzieje, że nie zostawiła po sobie żadnych śladów, które mogłyby nakierować kogoś na jej trop. Z drugiej strony, kto miałby jej szukać? Lia, by odwdzięczyć się za nocleg!?

Kiedy wyjechali na szerszy trakt, Elspeth zamknęła manierkę i schowała ją, biorąc w ręce maskę. Nie mieli pojęcia, kiedy natrafią na kogoś, kto być może minie ich na gościńcu, ale jeśli obcy zobaczą jej twarz, nie popuszczą ani jej, ani Gorenowi. Przesuwając palcem po krawędzi oblicza białego lisa, zamyśliła się, niemal przegapiając pytanie Gorena, pojawiające się znikąd.

- Hm? Tak, wybili. - Potwierdziła. - Byłam z drugim razvedkachi, ale umarł, daleko stąd. Miał ranę podobną do twojej, ale głębszą. Gorszą. - Opowiedziała, w chwili wspomnień opierając się wygodniej o Gorena. - Potem miałam spotkać mój oddział, ale zamknęli przejścia, nie przyszli. - Dodała, bo to elf już wiedział. Był bardziej zaznajomiony z jej światem niż ktokolwiek inny, kto mógłby spotkać ją na powierzchni. - A ty? Gdzie cię złapali? Uciekałeś z miasta, przed śmiercią?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

113
POST BARDA
- Ahmoq - Goren powtórzył z rozbawieniem, usadawiając się wygodniej. Bliskość drugiej osoby zaraz za plecami też sprawiała, że było trochę cieplej. Ot, plusy podróżowania na jednym wierzchowcu. - Sama jesteś ahmoq. To silne, mądre zwierzę, nie jeden z tych waszych pająków.
Goren milczał przez chwilę, wprowadzając konia pomiędzy drzewa, zanim odezwał się ponownie.
- Moja siostra miała kiedyś siwego konia, nazwała go Luna. Może zostać też dla tego.
Ciche parsknięcie klaczy świadczyło o tym, że imię zostało zatwierdzone przez zainteresowaną.
Wino przyjemnie rozgrzewało klatkę piersiową i żołądek elfki, pozwalając też rozluźnić się nieco na siodle, do którego wciąż jeszcze nie była przyzwyczajona. Było cierpkie, ale dało się w nim wyczuć słodkie nuty. Niekoniecznie byłby to dla Elspeth trunek pierwszego wyboru, ale na pewno było to ciekawsze, niż woda.
W przeciwieństwie do jej rozluźnienia, Goren spiął się wyraźnie, gdy oparła się o niego wygodniej. A może jego spięcie wynikało z pytania, które zadała? Nie potrafiła tego ocenić, gdy miała go za plecami.
- Niekoniecznie... uciekałem przed śmiercią. Raczej wracałem do domu. Próbowałem wrócić do domu. I owszem, gdybym zamiast tego wrócił do Meriandos, pewnie czekałaby mnie tam śmierć.
Zorientował się chyba, że jego wyjaśnienia niewiele dają, bo westchnął, zabierając się za szukanie innych słów. Po chwili przestał się też być napięty jak cięciwa; opuścił trzymające wodze ręce, opierając je tak jak wcześniej częściowo o uda Elspeth, częściowo o siodło przed nią. Koń nie zareagował na jego emocje, spokojnie kłusując przed siebie.
- Byłem szpiegiem dla... organizacji z królestwa, z jakiego pochodzę. Nie było to szpiegostwo wojskowe, wojenne, tylko czysto polityczne. Pojawiałem się na dworach i w pałacach ze swoją... sztuką - wyjaśnił, ostatnie słowo dopowiadając cicho. Musiał już wiedzieć, jak do sztuki podchodziły mroczne elfy. A może i nie? Z całą pewnością jednak zakładał, że absolutnie pogardza nią Elspeth, na tyle, na ile zdążył ją poznać. - A potem wyciągałem informacje przydatne dla mojego Syndykatu. Ludzie są głupi. Przy interesującym, utalentowanym elfie z wysp, gęba im się nie zamyka, a ja z tego korzystałem.
Poprawił się w miejscu.
- Wykryli mnie, przypadkiem znaleźli moje notatki. Musiałem zabić tych, co wiedzieli, żeby nie ryzykować konfliktu na wielką skalę. Było ich tylko trzech, ale powiązali to z innymi zabójstwami w wysokich sferach, z którymi nie miałem nic wspólnego. Rozwiesili listy gończe, moją twarz na każdym słupie i tablicy ogłoszeniowej w mieście... mm. To było dawno. Nie sądziłem, że ktoś rozpozna mnie od razu. Ale też nie spodziewałem się, że będziesz mieć paniczyka w swojej chacie.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

114
POST POSTACI
Obawy co do tego, że koń nie uniesie ich oboje, okazały się złudne i Elspeth sama poczuła się jak ahmoq. Nie przyznała tego jednak na głos.

- Pracowałeś z ankhegami, nie pająkami. - Odbiła piłeczkę korzystając z wiedzy, jaką miała o Gorenie i jego obowiązkach w Podziemiach. - Co wiesz o o'rgimchak! - Mruknęła, używając odpowiedniej nazwy dla tych dostojnych, ośmionogich stworzeń. Chociaż sama zwykle poruszała się na własnych dwóch nogach, czasem korzystała z wierzchowca z czterema ich parami. Taka jazda jednak zupełnie różniła się od jazdy konnej, dlatego postanowiła w tej kwestii zaufać Gorenowi. - Może zostać Luna. - Zgodziła się, nie do końca wiedząc, jak interpretować parskanie zwierzęcia. - Jest mądrzejsza od o'rgimchak? Udowodnij.

Wino działało przyjmenie i rozgrzewało, tak jak mówił Goren. Bliskość elfa za plecami sprawiała, że mogli dzielić ciepło, choć pozycja wymagała, by unosiła głowę i kierowała na niego oczy, jeśli chciała widzieć rozmówcę. Mogła oprzeć się wygodniej o jego ramię.

- Gdzie jest dom? - Podpytała go. Miała jakieś pojęcie o geografii, nawet jeśli wybrakowane. Wszystkie - Nie jesteś stąd. - Zgadła. Wszelkie konflikty na powierzchni mogły jedynie pomóc sprawie podziemi. Dalsze słowa Gorena sprawiły jednak, że Elspeth spojrzała na niego z nieco innej strony. Pozwoliła mu skończyć, nim sama się odezwała. - Popełniłeś błąd. - Oceniła od razu, ale po chwili zreflektowała się. Może nie był to najlepszy sposób na zakończenie jego opowieści. - Ale żyjesz. - Spróbowała naprawić własne brutalne słowa. - Nie wyglądasz jak szpieg. Jesteś... sztukmistrzem? - Postanowiła dopytać o inny aspekt jego życia. - Znany?
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

115
POST BARDA
- Skąd wiesz, z czym pracowałem, a z czym nie? - Goren zerknął na elfkę krótko, gdy podniosła na niego wzrok swoich czerwonych oczu, ale szybko z powrotem skupił się na patrzeniu na ścieżkę, którą podążali. - Po pierwsze, konie da się zaprzęgnąć do powozów. Są w stanie biec obok siebie w równym szyku. W życiu nie widziałem dwóch o'rgimchak biegnących równo obok siebie. Konie też szybko wykrywają niebezpieczeństwo i są w stanie wzajemnie się przed nim ostrzegać. Do tego odczytują mowę ciała i emocje. Nie wiem, co jeszcze chcesz wiedzieć? Spędzisz z nią trochę czasu. Może się polubicie.
Las ciągnął się dalej w przód, choć nieco tutaj przerzedzony. Ścieżka, jaką podążali, nie należała do mocno uczęszczanych; gdzieś indziej musiał znajdować się główny trakt na północ, podczas gdy oni jechali ścieżką pomiędzy drzewami. Być może inną drogą byłoby szybciej, ale tam mogliby nie mieć możliwości swobodnej rozmowy, a już na pewno Elspeth nie mogłaby pozostawać bez maski.
- Archipelag - elf nie widział powodu, dla którego miałby to przed nią ukrywać. - Wyspy, daleko na południowy wschód stąd. Taj'cah, konkretnie. Stolica.
Uśmiechnął się pod nosem.
- Szpieg, który wygląda jak szpieg, nie jest zbyt dobrym szpiegiem, nie sądzisz? - spytał i zamilkł na moment. - Byłem. Dawniej. Nie wydaje mi się, żeby teraz moje dłonie wciąż miały tę samą wprawę. Brak praktyki znacząco wpływa na jakość sztuki. Inna sprawa, że w pewnych... okolicznościach... przestaje się już postrzegać piękno tak samo, jak postrzegało się je wcześniej. Nie da się odwzorować tego, czego się już nie widzi.
Egzystencjonalne rozważania przerwało mu pojawienie się sylwetek w oddali, pomiędzy drzewami. Nie wyglądało to na nic niepokojącego, ot, podróżni, którzy też wybrali tę drogę, tylko nadchodzili z naprzeciwka.
- Załóż maskę - polecił cicho i ścisnął lekko wierzchowca nogami, zachęcając go do lekkiego przyspieszenia. Najpewniej w innych okolicznościach chętnie porozmawiałby sobie wreszcie z kimś z powierzchni, ale gdy miał przy sobie mroczną elfkę, wdawanie się w pogawędki mogło okazać się problematyczne.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

116
POST BARDA
- Mówiłeś o ankhegach. - Przypomniała. - Z pająkami też pracowałeś? Z czym jeszcze? - Dopytała. Nie wiedziała wiele o przydziałach niewolników, gdy tym zajmował się ktoś inny, ale nie widziała powodu, dla którego jeden sługa miałby uczyć się wielu zadań. Byli zbyt łatwi do pozbycia się, zbyt łatwi do zastąpienia. - Mhm... może się polubimy. - Zgodziła się i nachyliła, by znów poklepać Lunę po grzbiecie. Jej ciało było ciepłe, miłe w dotyku. Może jednak polubi konie?

Nie zwracała uwagi na otoczenie takiej, jak być może powinna. Wino spowodowało, że rozluźniła się i bardziej niż lasem, zainteresowana była Gorenem i jego słowami, jak również Luną, grzecznie przebierającej nogami tuż pod nimi.

- Taj'cah. Tam ma się zacząć. - Przypomniała sobie, rozpoznając nazwę. - Wyspy łatwiej przejąć. Jak tam jest? - Dopytała, bo skoro już rozmawiali, nic nie stało na przeszkodzie, by zaspokoić ciekawości. Nie cały świat musiał wyglądać jak chłodny Keron. - Co robiłeś? Jako sztukę? Możesz być szpiegiem dla nas. Wiesz, co robić. - Zaproponowała, po raz kolejny wtulając plecy w Gorena.

Pojawienie się kogoś obcego zaskoczyło ją. Zamilkła od razu, wciągając maskę, tak jak polecił Goren. Do tego naciągnęła kaptur, by tym bardziej ukryć swoją tożsamość. Przy odrobinie szczęścia może nie będą dociekać. Jeśli będą, to włócznia była pod ręką. Nikt nigdy nie odkryje, co się z nimi stało na szlaku.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

117
POST BARDA
- Z pająkami też. I na uprawach... przez jakiś czas - dokończył niezręcznie. - Ale głównie ze zwierzętami z powierzchni. Trochę ich ściągnęliście... trochę ich ściągnęli do podziemi. Nie czuły się tam najlepiej, niektóre chorowały.
Z piersi Gorena wyrwało się westchnięcie. Może zapomniał o tym drobnym fakcie, że inwazja miała nastąpić wszędzie. Że to nie było tak, że wróci sobie beztrosko do domu i do życia, które stracił, gdy po raz pierwszy wyjechał do Meriandos. A może doskonale o tym pamiętał, ale wcale nie chciał o tym słuchać teraz, gdy po raz pierwszy od dawna roztoczyła się przed nim całkiem realistyczna wizja powrotu.
- Ciepło - odpowiedział, potwierdzając przypuszczenia Elspeth. - Piaszczyste brzegi, lazurowe morze. To znaczy, jasnoniebieskie. Przejrzyste. Kolorowe kwiaty i palmy. Tętniące życiem miasta, mnóstwo statków. Ostoja sztuki. Nie wytrzymałabyś tam zbyt długo, słońce za bardzo raziłoby cię w oczy.
Poprawił się w siodle.
- Cała ta wasza inwazja nie ma sensu. Chcecie przejąć powierzchnię, na której nie jesteście w stanie funkcjonować.
Tym razem, gdy Elspeth próbowała wtulić się w Gorena plecami, ten wyraźnie się od niej odsunął - na tyle, na ile było to możliwe, gdy siedzieli na jednym wierzchowcu. Wystarczająco wyraźnie, by odczuła intencję. Podniósł też ręce, które dotąd przedramionami opierał o jej uda.
- Nie - odparł krótko, ostro, tonem, jakiego nie słyszała u niego od wczoraj. - Nie mogę i nie będę. I przestań robić to, co robisz.
Nie odzywał się już, bo tak czy inaczej zbliżali się do wędrowców. Ci okazali się niewielką grupą kobiet, odzianą w białe suknie i płaszcze. Część miała wianki na głowach, niektóre - zwłaszcza starsze - trzymały je jeszcze w rękach. Każda z nich zdawała się być w innym wieku, od nastoletniej dziewczyny, po staruszkę. Ta właśnie, z długimi, siwymi włosami, które spływały jej po plecach, wyszła na środek ścieżki, by zastąpić im drogę i unieść dłoń w geście powitania. Goren musiał zwolnić, jeśli nie chciał jej stratować, albo opuścić ścieżki. To drugie nie było głupim pomysłem, ale mężczyzna najwyraźniej uznał, że sześć kobiet nie stanowi dla nich zagrożenia. Jedyną bronią, jaką Elspeth przy nich dostrzegła, był niewielki sierp u boku jednej z młódek.
- Jedziesz świętować równonoc, chłopcze? - zagadnęła elfa staruszka. - Góra Erial gościnnie wita wszystkich przybyszów, nawet z obcych stron. Dziś wielkie święto Kariili. Trzeba oddać jej cześć. Cóż to za dziewczynę masz ze sobą? Zabierz ją pod górę, niech świętuje dziś z nami! Cała wioska się tam zbiera. Lada moment zajdzie słońce, nie dojedziecie daleko.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

118
POST POSTACI
Elspeth zaczęła zastanawiać się, jaki naprawdę mógł być Archipelag. Słowa Gorena malowały przed nią obraz, którego nie potrafiła jednak przyrównać do niczego, co już znała. Rozumowała na swój własny sposób, poznany w podziemi. Ciepło zwykle znaczyło, że istniał problem z przepływem powietrza lub też nieopodal znajdowały się tunele lawy lub gazów. Żadna z tych możliwości nie oznaczała nic dobrego. A piasek? Jeszcze gorzej! W piasku nie sposób było kopać. Przynajmniej kwiaty i palmy, czymkolwiek były, brzmiały kusząco, tak jak i miasta i statki. Wkrótce miasta mieszkańców powierzchni znikną, wraz z nimi ich sztuka i cała reszta dorobku, gdy staną się niewolnikami.

- Nie wszyscy zakrywają oczy. - Usprawiedliwiła ich plan, choć w obrazie, który przedstawił jej Goren, nie było niczego, co wytłumaczyłoby wzięcie Archipelagu za cel.

Elspeth miała problem ze zrozumieniem, dlaczego Goren się odsuwa, lecz nie protestowała. Co więcej, pochyliła się do przodu, by dać mu przestrzeń. Elf był ciepły, lecz skoro nie chciał dzielić się komfortem, wyobrażając sobie zbyt wiele, nie zmuszała go. Zrozumiała jednak, że sugestia pracy dla Mrocznych nie podobała mu się ani odrobinę.

Nie zdążyła wyrazić swojej opinii, bo z oddali zbliżały się kobiety. Nieuzbrojone, na pierwszy rzut oka, tak młode, jak i stare. Łatwe zabójstwo, jeśli do tego dojdzie. Pilnowała, by mieć broń pod ręką, gdy zbliżali się do przechodzących.

- Jedź. - Popędziła Gorena i Lunę, nie odzywając się nawet do kobiet. Nie przyszło jej nawet do głowy, że Goren może zgodzić się na wzięcie udziału w jakichś bluźnierczych rytuałach.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

119
POST BARDA
Goren wcale nie wyglądał, jakby kwapił się do brania udziału w jakichkolwiek rytuałach.
- Spieszymy się - odpowiedział kobiecie, wciąż tak samo chłodno, jak chwilę wcześniej mówił do Elspeth. Widać wciąż trzymały go emocje.
- Przed mrokiem nie dojedziecie do gospody, chłopcze - namawiała dalej starowinka. - Czeka was jazda nocą, albo rozbijanie obozu w dziczy. Po co dodawać sobie trudów? Wśród nas będziecie mieć spokój i wygody. Będziecie mogli czcić boginię w dzień jej przeznaczony.
- Będziemy czcić sami, dziękuję. Bardzo proszę zejść ze ścieżki.

Staruszka przez moment wyglądała na skrajnie urażoną, ale jedna z młodszych kobiet podeszła do niej i powiedziała jej coś na ucho, widocznie przekonując ją, że namawianie obcych do udziału w święcie nie ma sensu. Siwowłosa wpatrywała się w Gorena jeszcze przez chwilę ze złością, by wreszcie zrobić te kilka kroków w bok i umożliwić im dalszą jazdę. Elf popędził konia, nie oglądając się nawet za siebie.

Zdejmowanie maski jeszcze przez jakieś pół godziny jazdy nie było mądrą decyzją, bo raz po raz mijali kolejnych ludzi, kierujących się w to samo miejsce. Potem dotarli do wioski, z której musieli oni wszyscy pochodzić - zaledwie kilka domów na brzegu lasu, nic imponującego, ale niestety także żadnej gospody, ani karczmy. Jeśli starowinka nie kłamała, czekała ich do niej stosunkowo długa podróż, ale zapadająca noc nie stanowiła dla Elspeth najmniejszego problemu. Mogła przecież podróżować nocą.
Jakiś czas po tym, gdy minęli ostatnie zabudowania, zaczęli dostrzegać gęste, burzowe chmury daleko na północy i ciemniejące niebo... a potem zatrzęsła się ziemia. Luna zarżała, przerażona, i podniosła przednie kopyta, prawie stając dęba. Elspeth niechybnie spadłaby z jej grzbietu, gdyby Goren nie złapał jej odpowiednio szybko i nie przycisnął do siodła, kontrując ten ruch wierzchowca. Głuchy huk, jak pomruk idący z trzewi ziemi, mógł świadczyć tylko o jednym: przejścia się otworzyły.
I choć dla Elspeth stanowiło to zapewne powód do euforii, koń wciąż dreptał niespokojnie (przynajmniej już nie skakał), a elf kurczowo zaciskał dłonie na łęku siodła, przygniatając do niego kobietę. Słyszała jego przyspieszony oddech obok swojego ucha.
- To już? - spytał retorycznie i zmusił się do wyprostowania się z powrotem. Chwilę zajęło mu opanowanie wierzchowca, ale w końcu i Luna ruszyła do przodu, choć z dużo mniejszym przekonaniem. Goren twierdził, że konie wyczuwały emocje, a jego emocje w tej chwili były dość jednoznaczne. Nic dziwnego, że zwierzę nie chciało jechać tam, dokąd nie chciał jechać on. - Zaczyna się.
Obrazek

[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

120
POST POSTACI
Bezczelna kobieta powinna być bardziej doświadczona, a przy tym mądrzejsza, i odpuścić, gdy była ku temu dogodna chwila. Szczęśliwie to ta młodsza okazała się rozważna i namówiła starą do przepuszczenia konia. Elspeth nie odezwała się ani słowem, ani wtedy, gdy mijali okryte bielą niewiasty, ani przez następne minuty. Na drodze było zbyt wielu ludzi, których mógłby zastanowić jej akcent, o urodzie nie mówiąc. Nie mogła się zdradzić, nie teraz.

Wioska była rozczarowująca, bo i nie było w niej niczego, co mogłoby im posłużyć. Karczma czy zajazd, o których wspominał Goren, musiały znajdować się jeszcze dalej. Osada była odcięta od świata, pełna głupców, którzy tylko czekali na nóż przy szyi. Nie mogli spodziewać się huku, lecz grom zaskoczył również Elspeth. Starała się przytrzymać siodła, gdy przerażony koń stanął dęba, ale gdyby nie Goren, wylądowałaby w błocie.

Jej oddech również przyspieszył, a serce galopowało, po części przez wzgląd na zachowanie konia, a po części przez euforię, która ją zalała.

- Zaczęło się! - Potwierdziła. - Pani Zumara nadchodzi!

Niesamowite zjawiska atmosferyczne i ruchy ziemi mogły sugerować działanie demonicznych sił, bez których oddziały Mrocznych Elfów nie miałyby takiej mocy, jaką rzeczywiście posiadały. Elspeth wolną ręką klepnęła udo Gorena.

- Zawróć. Możemy ich zabić! Poczekamy na wojska! - Widmo zabijania w imię Zumary i Saell sprawiało, że Elspeth ogarnęła niemal euforia. Nie ściągnęła maski chyba tylko przez to, iż w głowie miała ważniejsze rzeczy. Uniosła włócznię, by być pewną, że będzie gotowa do ataku, gdy tylko będzie okazja!
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”