Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

166
Szukanie drzew gdy nie ma się pojęcia jak wyglądają jest trudne. A szukanie drzew we mgle jest jeszcze trudniejsze. Ale szczytem jest szukanie konkretnych drzew w ograniczonej widoczności będąc przyczepionym do łańcucha z wyglądającym na upośledzonego umysłowo wojownika.

Elf machnął kijem i poczuł, że jego koniec ociera się o korę drzewa. Chciał posunąć się dalej by sprawdzić w jaki gatunek uderzył, lecz łańcuch mu tu utrudnił. Szarpnął łańcuch chcąc przekazać Mordredowi by się ruszył. Niestety bez skutecznie. Szarpnął więc mocniej. Czarnowłosy dalej nie reagował. Iscar zdenerwował się i odwrócił by wygarnąć coś mężczyźnie, lecz zobaczył tylko jego zamazany kształt a do jego uszu dotarło mamrotanie.
Kierując się łańcuchem zaczął wracać do towarzysza zdenerwowany. Im był bliżej, tym wyraźniej widział wojownika a jego słowa stawały się głośniejsze.
-Mordred, może się skupisz do cholery! - zakrzyknął i zamachnął się delikatnie kijem by stuknąć czarnowłosego w potylicę. Najpierw kazał mu szukać drzewa a teraz stoi i gada sam ze sobą.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

167
Ogromny wachlarz siły natury pozostaje nieugięty wobec modłów Iscara oraz Mordreda. Żadne mistyczne płomienie, rozdmuchiwanie czy też błagania nie odpędzają mgły. Nieustająca pożoga porusza do zacnego planu, jaki ma na celu odszukanie materiału do spalenia. Niestety, pierwotny układ jest wypełniany wyłącznie przez jednego z podróżników. Iscar rozgląda się uważnie, kroczy po śniegu pomimo cienkiego obuwia, uważnie wytężą wzrok i nastawia uszu. Niczym polujący zwierz próbuje wymacać, za pomocą swego kostura, gdzie mogłoby znajdować się jakieś drzewo.
Ku zdziwieniu, nie musi długo czekać, albowiem z białości wyłania się charakterystyczny łomot.
Jest nim stuk kija o inny kawałek drewna, nieco przemoczonego, ale wciąż słychać, iż to drewno.
Szerokie spektrum możliwości, jakie nadaje odnaleziony konar zostaje zaprzepaszczone przez Mordreda. W związku z jego czasowym załamaniem, Iscar nie może wznieść ognia. Druh stoi nieruchomo i rozmawia sam ze sobą, nie trafiają do niego żadne argumenty ani nawet szarpnięci za żeliwny łącznik. Ewidentnie coś nie gra, wiec elf zostaje zmuszony do powrotu. Ściągając dłonie po łączniku, powoli zbliża się do człowieka północy, by wyrzucić resztki frustracji. Tylko dlaczego byłeś do tego zmuszony Iscarze?

Najwyraźniej problemy Mordreda przyćmiły zdrowy rozsądek. Najpotężniejsza magia, moc, uczucie nie baczy na konsekwencje, zwala z nóg prawie każdego, tylko ci bez serca mogą się przed nią uchronić.
Jak ten piasek, który przecieka przez twoje palce, tak mogą wszystkie twoje dni. Przez te mijające dni będziesz miał ją, by mogła znaleźć powrotną drogę. To co ona czuję przy nim, uświadamia światu, że uczucie musi być wieczne. Jednakże zła energia nadaje toksynie chyżości, zatruwa umysły kochanków i uniemożliwia normalny kontakt. Pan traci swą panią, chociaż dotyka oręża i szuka po zakątkach umysłu, to wciąż błądzi. Ostatnim zrządzeniem losu słyszy ten głos...

Czas mija tak szybko.
Musisz marzyć
Aby trwać....
Wszystkie moje sny o miłości
Zaczynają zmieniać się w cień!
Ty i ja wierzymy że wszystkie sny
Będą trwać wiecznie!
Pamiętaj mnie...


Nieuchronny upadek relacji nastał, pod wpływem nieznanych czynników Ona przestaje egzystować. Nie ma jej w Mordredzie, nie czuć jej w broni. Czyżby zniknęła? Może tylko się skrywa przed złem. Te i inne pytania mógłby zadać barbarzyńca, gdyby nie kolejny szept. Tak! O nadziejo, nadajesz nowy cel tej rozdartej duszy. Z oręża dobiega ciche syczenie, aż zmusza samca do nachylenia się i przytulenia rękojeści przez swój policzek. Wtedy, no wtedy słychać delikatne
Ssssssss, a pssssssssssss.
A potem.
SpieRRdalaJ! Już nie ma jej... I wkrótce nie będzie Ciebie.
Zażegnał twardy głos, zresztą bardzo podobny do tego słynnego "Coś Ty mi zrobił ?!". I kochanek dumałby tak w nieskończoność, gdyby nie chamski strzał obuchem. Końcówka kijka uderza o człowieka, prawdopodobnie wystarcza do wybudzenia z transu.

W tym samym czasie kapitan opuścił swego druha. Przerażony zaistniałym incydentem ucieka w popłochu, wartko mija rzekę, aby ostatecznie złapać oddech na bezpiecznym moście. Czeka go tam niemiła niespodzianka, gdyż pozostali kompani najwyraźniej jeszcze infiltrują południowy las. To też okazja do poinformowania ich o przypadku Ernesta, wszak nie wiadomo, co stoi za takowym wynikiem. Być może Iscar lub Mordred będą znali odpowiedź na nurtujące mężczyznę pytania, a może już znaleźli skarb i nie mogą sobie poradzić z jego przetransportowaniem. Pewne jest wyłącznie, że Danarim winien podjąć konkretne kroki.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 06 paź 2014, 21:00 przez Callisto, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

168
Przeprawił się ponownie przez rzekę, po czym pobiegł truchtem na most aby się trochę rozgrzać i rozruszać zmarznięte kończyny.
Gdy tam dotarł rozejrzał się wokół, ale nikogo jeszcze tutaj nie było. -Coś długo siedzą w tym lesie, oby znaleźli tam naszą przesyłkę. - Ruszył szybkim krokiem w kierunku lasu.
Nie zostało już dużo czasu do zmierzchu, a Danarim miał lekki zator w głowie przez natłok wydarzeń, które miały ostatnio miejsce.
Wciąż ciekawiło go co stało się z Ernestem, nadal nie wiedział jak w najszybszy sposób wytłumaczyć tamto zajście pozostałym towarzyszą.
Wszedł do lasu i zaczął się rozglądać za kompanami, którzy widocznie zawędrowali trochę głębiej.
-Na bagnach nic nie ma, jak nic nie znaleźliście to wracajcie na most, zaraz będzie ciemno!! - Krzyknął donośnie i szybkim tempem wchodził wgłąb lasu.
Obserwował dokładnie drzewa i krzewy, szukał zdeptanych patyków i połamanych gałązek, aby wiedzieć, w którą stronę udał się Mordred i Iscar.
Cały czas czujnym okiem obserwował okolice w polu widzenia, nie chciał przeoczyć jakiejś skrytki, gdzie mógłby być schowany ładunek, lub potencjalnego zagrożenia.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

169
Wyrwany z transu czarny rycerz wyglądał jakby uszło z niego powietrze... I spora część życia. Jak gdyby miesiące znużenia nagle osiadły na jego twarzy. Podniósł się z ziemi i drętwym ruchem schował miecz do pochwy. Odwracając głowę nieco nieprzytomnie, spojrzał na elfa jak gdyby nie spodziewał się go tu zobaczyć. Następnie spojrzał w otaczającą ich mgłę.

- Wybacz ten epizod. Mamy misję do dokończenia. - Oznajmił bezbarwnie. - Spróbujmy najpierw ustalić kierunki. Nie widziałem tu mchu, ale są inne sposoby.

Przeczesał palcami zwilgotniałe włosy. Gest frustracji. Więc jednak zostały jakieś emocje.

- Dobrze gdybyśmy znaleźli pniak ściętego drzewa. Albo mrowisko. Po tym też da się określić północ, a stąd będziemy mogli stwierdzić w którym kierunku mogą być Danarim z Ernestem. Zostały mi też resztki ognia. Trzeba je wykorzystać bardzo rozważnie, więc nie mogę rozświetlać drogi na ślepo. Jeżeli trafimy na coś łatwopalnego po drodze, możemy wtedy spróbować...

Po chwili, jak gdyby przypomniał sobie na koniec, wyjął z torby przypominający serwetkę kawałek płótna i jedną z buteleczek którymi czyścił miecz. Był to środek odkażający, dla którego jednak okoliczni włóczędzy i pijacy znaleźli inne zastosowanie... Nasączywszy nim ściereczkę, przetarł rozcięcie na policzku. Zapiekło. Nie miał jednak nawet siły się skrzywić.

- Twój kij łatwiej wymaca nam drogę. Prowadź.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

170
Po trzaśnięciu w głowę Mordreda nie nastąpił wybuch, a czarnowłosy nie zerwał się do ataku. Nie stało się właściwie nic. Zmienił się tylko wyraz jego twarzy. Wyglądał teraz na zmęczonego, lecz nie jak po długim biegu lub walce, lecz zmęczonego życiem. Jego twarz miała ten specyficzny wyraz który pojawiał się u niektórych starszych osób zapatrzonych w dal w niewidzialny punkt.
- Wyglądasz jakbyś przeżył o jedno życie za dużo. - rzucił i rozejrzał się. Wątpił by w mglę odnaleźli drogę, lecz chwilę przed uderzeniem towarzysza zadawało mu się, że słyszał krzyk Danarima.
- Nie wiem czy dojrzymy cokolwiek w tej mgle, bez rycia nosem w ziemi. Ale słyszałem Danarima jak krzyczał. Mniej więcej z tej strony. - wskazał punkt we mgle i ruszył mając nadzieje, że obrał dobry kierunek. Idąc co jakiś czas ciągnął lekko za łańcuch sprawdzając czy Mordred obudził się do końca i stukał kijem po ziemi jak ślepiec by nie wpaść na jakąś przeszkodę, na przykład pieniek o którym towarzysz wspomniał wcześniej.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

171
Stoisz sam po środku świata, dookoła mile mgły. Mija czas, mijają godziny. Jutro mieni się od barw. Na tej ziemi, pod tym niebem życie nasze toczy się. Dzień, jak co dzień, dzień po dniu wciąż się dzieje życia cud.
W taki oto sposób konstrukcja ogromnego wachlarza bieli przeszkadza Danarimowi w odszukaniu pozostałej dwójki kompanów. Przerażony wcześniejszymi wydarzeniami nie zwrócił uwagi, iż wkracza na mleczne złoża oceanu, więc teraz otoczony wyłącznie przez biel, jest zdany na łaskę Pana. Chęć zwiększenia szansy na odszukanie pobudza go również do wydania z siebie dosyć donośnych okrzyków, a nóż ktoś by je wyłapał i przybył w odwecie. Jednakże las stroni od gości, nikogo nie widać na horyzoncie. Ba! Niczego nie widać, wszystko jest zamazane, w związku z tym należy podjąć konkretne działanie. Stanie w miejscu nie pomoże, a chyba na to zbiera się kapitan. Co więcej kwasi minę i marszczy czoło, jakby obawiał się samotności, jakby zaraz miał się rozpłakać." To, nie jest dostateczny powód, by wybuchać płaczem, musisz wziąć się w garść i szukać ich" powtarzał mężczyzna, aż w końcu spiął pośladki i ruszył. Ruszył daleko w przód, nie wiedząc gdzie idzie stąpa twardo. Nie baczy na podłoże, tylko gniecie wszystko pod swym obuwiem, co popadnie zostaje uszkodzone m.in: zmarznięte liście, patyki, zamrożone kupy itp.
Jego determinacja, to bite ucieleśnienie przemiany osobistej wygody w osiągnięcie założonego pierwotnie celu. Toteż niech głusza go oswobodzi z tej zadymy, niech głusza prowadzi do zwycięstwa...
W tym samym czasie człek północy pogodził się z tymczasową utratą luby. Rozgoryczony w końcu wstaje i nawet nie reaguje na irytujący akt kijem, chyba nie interesuje go zbytnio zachowanie Iscara. Pomimo tego nie stroni od pozornie "normalnego" zachowania, uprzejmie wyjaśnia zaistniałą sytuację, aby w końcu zmobilizować siebie oraz elfa do translokacji. Niestety nie między mężczyznami nie wywiązuje się żadna gawęda, Iscar ogranicza się do krótkich komentarzy na temat zachowanie człowieka. Ewidentnie przejął dominację w tym ugrupowaniu, dlatego podejmuje kolejne kroki, a są one związane z dochodzącymi dźwiękami. Mianowicie elfie uszy potrafią odbierać dźwięki o nieco niższej częstotliwości, niżeli te ludzkie. Tak się zdarza, że do muszli wpada nie lada wołanie, wołanie Danarima i to właśnie ono nakierowuje mężczyzn.
Niestety nie mogą mieć pewności, iż podążają w odpowiednim kierunku, jeden dźwięk nie świadczy o niczym, w dodatku każdy może się pomylić z ustalaniem trasy. We mgle wszystko wydaje się inne niż w rzeczywistości.

Razem lub osobno, cała trójka zmierza gdzieś, nie wiadomo gdzie. Mija kolejna godzina, aż zaczyna się coś dziać, każdy bez wyjątków zauważa, iż mgła w której się ówcześnie znajdowali zaczyna , jakkolwiek to ująć, zanikać. Przestrzeń robi się przejrzystsza, czystsza.
W duecie tę zmianę pierwszy dostrzegł Iscar, gdyż on prowadzi dwuosobową karawanę. Ciągnący się za nim Mordred również zauważa zmianę, ale po czasie.
Samotnik ogarnął, że powoli idzie doszukać się, jak wygląda podłoże. Przeto koherentna analiza zmierza tamdotąd. Bez przymusu spada krok za krokiem, aż tu nagle!!! Czyjeś sylwetki, dwa cienie skute jednym łańcuchem widnieją pomiędzy drzewami. Warto przemieszczają się i opuszczają kłęby mleka, by finalnie wejść w strefę mniejszego zagęszczenia. Zmiana położenia sprawia, iż Danarim widzi kolegów, troje są w rzadkiej mgle. Widzą dobrze, więc mogą się wzajemnie witać, byleby nie zapomnieli, że czas ucieka. Ich ścieżka jeszcze bardziej rozrzedza się, przy czym nie jest, to kierunek na trakt, a wręcz przeciwnie. Czy obiorą dalszą infiltrację lasu, w kierunku zanikającej mgły?


Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

172
Zanim się zorientował wszedł wgłąb lasu, z każdej strony otaczała go mgła. Szedł przez siebie, a widoczność była coraz gorsza. Zwolnił tępo i starał się wytężyć wzrok oraz słuch.
Nie usłyszał odpowiedzi na swój krzyk. Myślał, że towarzysze zabłąkali się gdzieś wśród lasu i nie mogą znaleźć wyjścia.

Po krótki marszu dostrzegł w oddali jakieś dwie sylwetki. Mgła stawała się coraz rzadsza, a jego oczom ukazał się Iscar i Morderd. Popatrzył się na nich chwilę, po czym wziął ciężki oddech, a na jego twarzy wyskoczył grymas.
-Jak widzę wy też nic nie znaleźliście. No cóż, zostaje nam ostatnie miejsce w okolicy. - Podrapał się po brodzie, rozglądając się po okolicy. -Niestety Ernest podczas przeprawy przez rzekę użył na sobie jakiejś magi, nie wiem co to dokładnie było, nie znam się na tym. Ledwie weszliśmy na drugi brzeg, a on zamienił się w skałę. - Dopiero gdy wypowiedział te słowa, zrozumiał jak niedorzecznie i dziwnie brzmi ta historia.

Oparł się o drzewo i przez chwile milczał w tej pozycji. -Została nam już do przeszukania tylko polana, z drugiej strony, skoro w lesie cały czas była mgła, to mogli oni coś pominąć. - Pomyślał Danarim.
-Teraz została nam już do sprawdzenia tylko tamta polana, chyba, że macie jakieś inne sugestie, przypominam, że nie mamy za wiele czasu.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

173
Gdy wreszcie ponownie połączyli się z Danarimem, dopiero po chwili uświadomił sobie, że powinni mieć jeszcze jednego.

W przypływie wisielczego humoru pomyślał, czy kapitan nie zakopał go w zaspie, tak odruchowo. Wyjaśnienie losu Ernesta, przyjął z twarzą równie kamienną co gacie rzeczonego maga. W końcu po własnym przejściu, skłonny był uwierzyć w tak idiotyczny rozwój wypadków. Ale nie zastanawiał się nad tym długo. Im szybciej ta farsa dobiegnie końca, tym szybciej zdoła się zająć własnymi problemami. Jednak jego ciekawość nie zamarła do końca. Mogli próbować opuścić las ale...
Mordred spojrzał w stronę gdzie rzedła mgła.
Dlaczego akurat tam się przejaśniało?.

- Mgła w tym lesie nie jest naturalna. Przynajmniej takie jest moje zdanie. - Oznajmił wzruszając lekko ramionami. - Cały las wydaje się objęty wpływem jakiejś negatywnej magii. Drzewa wyglądają na martwe, a mgła jest tak gęsta, że własna dupę ciężko zobaczyć. Gdyby nie ten łańcuch - wymownie potrząsnął więzią jako Iscar im zapewnił - pogubilibyśmy się po kilku krokach. Być może tam - Wyciągniętym ramieniem wskazał kierunek gdzie mgła rzedła - znajdziemy coś co pomoże nam nawigować w tej zupie.

Choć nie przyzna się przed kompanami czuł, że irracjonalnie obwinia las i mgłę za to co stało się z Mandy. Miał poczucie, że idąc tam gdzie mgła nie sięga, stawia kroki w kierunku jakiejś zemsty na zjawisku atmosferycznym. Sam wiedział, że ten tok myśli jest głupi, ale na szczęście wciąż był na tyle rozsądny by wykorzystać sytuację pragmatycznie. Jeżeli jest tam coś co im pomoże, powinni tam iść. Jeżeli przy okazji sprawi to, że poczuje się lepiej, to tylko premia.

- Może powinieneś złapać łańcuch gdzieś na środku, dopóki całkiem nie wyjdziemy z mgły. - Zwrócił się do Danarima. - Jest za krótki byś mógł go przywiązać do ręki, bez utrudniania ruchów wszystkim, ale lepiej, żebyś miał jakiekolwiek zabezpieczenie że nas nie zgubisz. Tak na wszelki wypadek. No chyba, że Iscar ma jeszcze jakiś wolny kawałek dla ciebie.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

174
Zmysły słuchu i orientacji nie zawiodły go, bowiem obrał dobry kierunek. Idąc do przodu i co jakiś czas ciągnąć za łańcuch w celu sprawdzenia czy Mordred znowu nie wpadł w jakiś trans udało im się wyjść spomiędzy drzew. Było tutaj znacznie przejrzyście, lecz Iscar nie wiedział czy to zasługa tego, że wyszli z lasu, czy tego, że mgła zrobiła się rzadsza. Zorientowanie co się dzieje gdy prawie nic nie widać jest zaiste trudne. Po kilku minutach sprawnej drogi podczas której nie wpadli na żadne drzewo i nie natknęli się na wroga elf ujrzał niewyraźny kształt, po chwili rozpoznał człowieka lub innego humanoida. Z daleka wciąż zamazanego, lecz z bliska mógł go już bez problemu rozpoznać, że to Danarim.
- Mgła była zbyt gęsta by cokolwiek tam znaleźć. - rzucił rozglądając się, nie dziwiło go, że szlachcic zamienił się w kamień lub cokolwiek mniej przydatnego w ich sytuacji. Magia była pożyteczna, lecz zabawa nią przynosiła zawszę negatywne skutki. Ernest pokazał swoją rzekomą wyższość, czy to z racji urodzenia czy bycia czarownikiem już podczas gdy poczęstował się ich ciężko zdobytą koniną, zapewne w jego mniemaniu, w widowiskowy, magiczny sposób. Iscar pomyślał o wydarzeniu z jego młodości gdy magia uczyniła go takim a nie innym. Wzdrygnął się na tą myśl i skrzywił wyraźnie na twarzy.
- Nie znam się na magii, więc się nie wypowiem. Ale - potrząsnął łańcuchem - on jest zbyt krótki byśmy we trójkę nie szli przytuleni do siebie. - puścił swoją część i poprawił zsuwającą się torbę po czym opatulił się ciaśniej kocem i podniósł łańcuch z powrotem.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

175
Świeża krew dołącza do tego świata, odchodzącego od mgły w głąb lasu a pełnego niewidoczności, gdy chcesz wrócić na trakt.I wkrótce zostanie ujarzmiona siła natury, gdyż panowie podejmą decyzję o dalszej wyprawie. Czy znowu Danarim okaże się dominantem i rozstawi towarzyszy po kątach, a może sprawy przyjmą inny obrót i kto inny zacznie dowodzić.
Poprzez ciąg upokorzeń, Iscar nie bał się otworzyć ust, czego nie miewał w zwyczaju. Ostre docinki kapitana zniechęcały elfa już od dawna, dlatego zawsze milczał. Najwyraźniej jak młody chłopiec uczy się reguł tu panujących, ale czy nadal pozostanie posłuszny?
Czas pokaże, bo ówcześnie należy wybrać drogę zanim się ściemni.

Spoiler:

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

176
Zaczął szybko analizować całą sytuacje. Z pozoru szybkie poszukiwania ładunku, przeciągnęły się znacznie dłużej niż oczekiwał tego Danarim. W dodatku był świadkiem paru dziwnych zdarzeń, których do końca nie rozumiał, ale nigdy nie zagłębiał się w magiczne sztuczki.
Prze mgłę Iscar i Morderd nie mogli porządnie przeszukać lasu, a zostało im do sprawdzenia jeszcze jedno miejsce. Z tym tempem, w drogę powrotną wyruszą najszybciej o zmierzchu, o ile uda im się znaleźć ładunek.

-Została nam do przeczesania polana, ale skoro błądziliście trochę w tej mgle, to mogliście pominąć jakąś skrytkę, czy coś innego. - Spojrzał na Mordreda, który wspomniał, iż mgła nie jest naturalna, i może to być efekt jakiejś magii.
-Nie znam się na magii, i za nią nie przepadam, ale las trzeba sprawdzić raz jeszcze, a póki jest ta mgła to chuja widać. Więc możemy zrobić tak jak zasugerowałeś.

Obrócił się w kierunku wskazanym przez Morderad i przyglądał się miejscu, w którym mgła zrobiła się rzadsza, i zaczęła opadać.
-Łańcuch zachowajcie dla siebie, wcześniej, gdy mgła była gęstsza, jakoś udało mi się nie zgubić, więc i teraz nie powinno być z tym żadnych problemów. - Obrócił się ponownie do swoich towarzyszy.
-Sprawdzamy las, i jeżeli nie będzie tutaj ładunku to ruszamy na polane, chciałbym załadować cały sprzęt przed zmierzchem na powóz.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

177
- W obecnej sytuacji to chyba najrozsądniejsze wyjście. Zresztą, żeby wrócić na polanę, musielibyśmy znów przedzierać się przez mgłę. Czystą przestrzeń mamy bliżej. Głupio byłoby nawet jej nie sprawdzić. - Skomentował, jak gdyby usprawiedliwiając swoje sugestie, chociaż kapitan już zgodził się na ten kierunek. W takim razie łańcuch istotnie może nie być mu potrzebny. Gdyby wracali na polanę przez obszar małej widoczności, byłaby to inna sprawa, ale w tym wypadku, może oni sami będą mogli się wkrótce rozplątać.

Niemniej przez głowę przepłynęła mu zgorzkniała myśl, że nikt nie przewidział, że wylądują w takim gównie i zapłata jaką dostaną po wykonaniu zadania, nie będzie nawet tego warta. W końcu cena była ustalona za stosunkowo łatwa wyprawę. Naprawdę powinien znaleźć sobie kogoś kto wykłócałby się o premie za trudne warunki pracy po czymś takim...

Przerywając tok tych myśli, zwrócił się do drugiego z kompanów. Koniec końców, wypadało znać zdanie wszystkich.
- A jaka jest twoja opinia? Za dużych wyborów raczej nie mamy, chyba że nagle we wstrząsach i błyskach i otworzy się przed nami droga do ziemi obiecanej, ale póki to nie nastąpi masz jakieś przełomowe sugestie?
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

178
Przesuwał wzrokiem to na Mordreda, to na Danarima i zastanawiał się co powinni począć w tej sytuacji. Jego myśli zaczęły krążyć po podobnych torach co te Mordredowskie, bowiem też zaczął się zastanawiać nad wynagrodzeniem. Skupił swój wzrok na kapitanie i chciał już poruszyć tą kwestię, lecz jego uwagę przykuło coś innego. A mianowicie małe, zaognione szczegóły na twarzy Danarima których wcześniej nie było. Przestąpił niby z nogi na nogę potrącając przy tym czarnowłosego ramieniem i wskazał wymownym ruchem głowy ich towarzysza.
- Zamierzam pójść za Mordredem - powiedział opierając się na kiju tak, by w razie czego móc trzymać się od Danarima na dystans - może jesteś kapitanem straży, ale póki co, twoje decyzje są w większości błędne. - spojrzał w mgłę, patrząc wciąż na Danarima kątem oka by móc się od niego odsuwać w miarę tego jak człowiek się do niego zbliży. Ostatnim czego chciał to zarazić się czymś od tego człeczyny.
- Wątpię by pieniądze które mamy otrzymać, są warte tego co tutaj robimy. - powiedział i spojrzał Danarimowi głęboko w oczy. Nie miał zamiaru prowokować tego człowieka, ale pewne rzeczy musiały zostać w końcu powiedziane. Nieważne czy komuś się podobały czy nie.
- Idę za nim. Prowadź, Kapitanie Mordred. - rzucił w wyraźną kpiną w głosie wciąż patrząc w oczy "byłego" kapitana.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

179
Spojrzał na miejsce wskazane, przez Mordreda, w którym mgła zaczęła opadać, i była rzadsza. Zwrócił wzrok ponownie ku swym towarzyszą.
-Mam już dość tych magicznych sztuczek. - Pomyślał. Wciąż jednak pamiętał, że ładunek może leżeć gdzieś pośród mgły, więc sprawdzenie lasu nie było dla niego, aż tak złym pomysłem.

Spojrzał ze zdziwieniem na elfa, chyba nie był zbyt inteligentny i ciężko łączył wątki. Danarim i Mordred zamierzali udać się w tym samym kierunku.
-Błędne decyzje, możesz podać jakiś przykład? Ty sprowokowałeś atak tego dziwactwa na trakcie, i to ty byłeś wtedy kompletnie nieprzydatny, jeszcze śmiesz mi wypominać jakieś błędy? Jesteś śmieszny elfie, żałośnie śmieszny, ale czego ja się miałem spodziewać po przedstawicielu tej głupiej rasy. Chyba nawet nie zrozumiałeś, że zarówno ja i Morded zamierzaliśmy iść w tym samym kierunku. - Obrócił się w kierunku mgły, a potem spojrzał na Mordreda.

-Jak mówiłeś, mgła jest rzadsza więc nie powinniśmy się zgubić, ale na wszelki wypadek trzymajcie się zaraz za mną, pójdę przodem. - Powiedziawszy to ruszył w miejsce, gdzie mgła wydawała się coraz rzadsza.
Rozglądał się na lewo i prawo patrząc, czy niczego nie pominęli. Miał już dość lasów, traktów i bagien, liczyło się teraz tylko znalezienie ładunku i jak najszybszy powrót do stolicy.

Było zimno, ale cieszył się, że nie musi szukać ładunku po lesie kiedy jest lato. Wtedy jest tu pełno zwierząt, owadów, pajęczyn i masa innych rzeczy, których Danarim nie darzy sympatią.
Mgła nadal nie dawała zbyt dużego pola widzenia, więc strażnik musiał w dużej mierze polegać na swoim słuchu. A wszelkie ciche odgłosy były zagłuszane przez buty skrzypiące o śnieg, który w lesie nie był tak płytki jak na traktach.

Re: Trakt Łączący Saran-Dun i Qerel

180
Zostanie nazwanym przez Iscara kapitanem, nawet żartobliwie, nie przypadło mu do gustu. Oznaczało odpowiedzialność a z tej Mordred bardzo chętnie się wyślizgiwał. Toteż ulżyło mu gdy Danarim nie zamierzał oddawać inicjatywy. Przyjął zatem role buforu, do której był zdecydowanie bardziej nawykły.

- Możecie poczekać z wydrapywaniem sobie oczu aż dostaniemy złoto do ręki i będziemy zalewać nasz żale w karczmie, tudzież łatać się u felczerów i kowali? Naprawdę nie mam ochoty żeby przez wzajemne przepychanie winy coś na umknęło... Jak dotąd praktycznie wszystko co spotkaliśmy, próbowało nas zabić, więc sugeruję mniej skupić się na dąsach a bardziej na pilnowaniu tyłków.

O kondycji Danarima nie wspomniał. Nie chciał teraz zaogniać sytuacji, ale lepiej by szybko skończyli robotę, bo strażnikowi naprawdę może być potrzebny dobry medyk.

Ruszył za Danarimem nim skończył perorować, ale żeby nie snuć wywodów bez pokrycia, naprawdę rozglądał się po okolicy, czy nie lezą w kolejna pułapkę. Już nawet nie magiczną, ale nawet zbójcy mogli się zaczaić w miejscu, które wydawało się oazą wśród ślepoty. Przy okazji rzucał okiem na drzewa, by przekonać się czy im rzadsza mgła tym są zdrowsze.
Jestem wybrykiem natury. W pogoni za głosem serca, przemierzam doliny i góry, smagany po plecach batami szaleństwa.
Obrazek

Wróć do „Saran Dun”