Położona w dzielnicy portowej, usytuowana w niekorzystnej dla handlu i rozrywki miejscu. Tawerna „Pod Wypchanym Diabołem” zaszczyca swoją obecnością pewne skrzyżowanie całkiem sporych, wydawałoby się, uczęszczanych dróg. Niestety, jedna z nich, biegnąca od jakiejś mniejszej, podrzędnej bramy do doków nie ma za wielu gości, a druga, biegnąca od samych pomostów po resztę miasta została zapomniana, na korzyść lepiej utrzymanych, brukowanych uliczek. Uliczki takie były bardziej uczęszczane, były bezpieczniejsze, szersze, tłoczniejsze i w sąsiedztwie wielu dobrych sklepów, warsztatów oraz tawern z prawdziwego zdarzenia. Nie to, co „Pod Wypchanym Diabołem”.
Pomimo tego, że ulice przy tawernie były mniej uczęszczane, wszyscy woleli przeciskać się popularniejszymi traktami. Tutaj natomiast przechodzili głównie Ci, którzy mieli stąd gdzieś najbliżej, lub nie pasowali do bardziej kolorowego tłumu kupców, tragarzy i rzemieślników.
Sam budynek tawerny był całkiem solidny i wyróżniający się od innych. Wśród drewnianych, zadbanych, ale niezbyt wykwintnych budynków i szop wznosił się piętrowy, kamienny gmach. Budowla była pękata, kanciasta i obszerna, wydająca się pomieścić bardzo wiele, co potwierdza również wnętrze. Dach, opatrzony w czerwone dachówki, poprzebijany był kilkoma małymi kominami. Front budynku był jeszcze bardziej podziurawiony niż dach - na wysokości piętra ustawione w jednej linii widoczne były małe, ale bardzo liczne i wysokie okna, za którymi widoczne były ciemne, granatowe, obskurne zasłony, których plamy i dziury można było dostrzec już sprzed samej tawerny.
Drzwi - podwójne, drewniane, okute żelazem, zapraszały do środka surowym wyglądem. Po przejściu przez próg wrażenie zmieniało się diametralnie - wnętrze było ciepłe, dobrze oświetlone, chociaż nadal surowe. Kompozycja kamiennych ścian i podłogi urozmaicona była jedynie w podtrzymujące strop belki oraz umeblowanie - długie, drewniane ławy po dłuższych stronach szerokich stołów, oraz dwa krzesła na szczycie każdego z nich. Z sufitu zwisały żyrandole ze świeczek na metalowych podstawkach, zawieszone na łańcuchach, a pochodnie dodawały jeszcze więcej światła.
Na przeciwko wejścia nie było jednakże lady, a pojedyncze drzwi, do których trzeba było przejść całą salę, by do nich dotrzeć. Obok drzwi - po obu stronach, usytuowano po jednym, wielkim oknie, zaopatrzonym w drewniane drzwiczki do zamknięcia. Karczmarz natomiast stał z boku, nieopodal wejścia, za solidną, wysoką, pękatą i odrapaną ladą. Był człowiekiem bardzo wysokim, ale też bardzo chudym, co nadawało mu dziwnego wyglądu. Głowa z wydatnym podbródkiem pokryta była lekką brodą oraz zaczesanymi do tyłu, szpakowatymi włosami. Obok karczmarza, za ladą, nieopodal wejścia do kuchni, siedział ubrany w skórzaną zbroję drab, z nazbyt widocznym sztyletem, oraz pałką za pasem. Łysy, o skórze bardzo spalonej słońcem, strugał coś z drewna kolejnym nożem.
W środku było bardzo niewielu klientów - tanie ceny przyciągały ich dopiero w godzinach nocnych. Nie był to zbyt uczęszczany lokal. Podobno przychodziło się tutaj, by „zrobić interes”, albo po prostu gdy nie miało się ochoty uczęszczać do tych lepszych karczm. Fakt, że była to jedyna tawerna w pobliżu skłaniał jednak mieszkańców dzielnicy portowej, do pojawiania się, gdy Ci po zmroku skończą swoje prace.
„Pod Wypchanym Diabołem”
1Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla