Re: Północny trakt i okolice

16
Zuris spodziewał się szkaradnej, otyłej i wrednej baby, a zamiast tego, ku jego zaskoczeniu, jego oczom ukazała się całkiem młoda i zgrabna panna. –No, no... Karczmarzowi się w życiu jednak coś się udało... Chyba, że jest adoptowana. – Pomyślał złośliwie, a głos w jego głowie parsknął śmiechem.

Mimochodem machnął ręką do wychodzącego Wiktora ( – Całkiem sympatyczny chłop. ) i skupił się na zaaferowanej młódce.

– Nie musisz tytułować mnie panem – powiedział – nie jestem starszy od ciebie o więcej niż parę lat... choć pewnie tak wyglądam. Jak wspomniał Wiktor... sprawa się TROCHĘ skomplikowała. Oczywiście bardzo chętnie bym ci pomógł, jednak chwilowo jest to niemożliwe. Tak się złożyło, że prawie całkowicie straciłem pamięć. Do tego ludzie w mieście jakoś niezbyt za mną przepadają... Nie mówiąc już o twoim ojcu. – Dodał po namyśle. –Jeśli mimo to, będę w stanie udzielić ci pomocy, to powiedz mi, co mam zrobić? Czemu uważają cię za wiedźmę? Czy to ma związek z tym, co działo się tu wiosną? A jeśli już o wiośnie mowa: czy będziesz mi w stanie ze szczegółami opowiedzieć o tym, co miało tu miejsce? I jaka była w tym moja rola? – Na twarzy wędrowca pojawił się całkiem szczery i nie do końca wymuszony uśmiech. Mięśnie prawie zaskrzypiały, nienawykłe do takich grymasów. Istota wewnątrz parsknęła śmiechem. Trzeba przyznać, miała ostatnio niezły ubaw z poczynań alchemika... – Słyszałem też – dodał, starając się utrzymać kontakt wzrokowy – o zbieranych przez nas ziołach. Możesz mi powiedzieć do czego miały służyć? Wiem, że wiele żądam. Jeśli jednak coś sobie przypomnę ( – Lub raczej dowiesz się na nowo. – Sarknął głos w jego głowie.) może będę w stanie pomóc wam wszystkim.

Gdy skończył mówić rozejrzał się po izbie szukając czegoś do picia. Czuł, że zaczyna chrypnąć, od dawna nie gadał tak wiele. Miał już zamiar wstać i sprawdzić w kredensie, gdy dziewczyna zaczęła mówić, sadowiąc się wygodniej na łóżku i opierając plecami o ścianę.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

17
- Ach, więc tak… - dziewczę posmutniało z deczka, opuściwszy głowę. – Pan mnie nie pamięta. Zawsze pana tak nazywałam i chyba mi nie przejdzie.

Westchnęła, uśmiechnąwszy się blado. Chyba każdy czułby taką dziwną pustkę, gdyby ktoś powiedział, że niczego nie pamięta. Ale co miała zrobić?

- Od wiosny zmieniło się prawie wszystko – powiedziała rzeczowym tonem, jakby wyrzuciła własne uczucia. – Wiele osób umarło i nie było komu zbierać plonów. Wiktor nie jest jedynym, który tak skończył. Jedzenie musieliśmy sprowadzać, by dla każdego starczyło, a jak nie, to ludzi zapraszaliśmy, by się osiedlili i pomogli. Pan przyjechał z kimś, on nie interesował się nami zanadto, ale tolerował, że chciał się pan zatrzymać. Był pan trzy dni zaledwo. Od tego czasu i mnie, i pana zwali wyklętymi. Tylko my zajęliśmy się przyrządzaniem wywarów i leków. Sama zadbałam o to, by mikstura dla mojej matki była jak najlepiej zrobiona… Niestety, ona też umarła. – Jaskółka spojrzała gdzieś w bok, umilkła na moment. – Wieśniacy uznali, że wszystkiemu jesteśmy winni. Mnie jeszcze tolerowali, bo wcześniej też pomagałam, ale jak pan przyjechał, zaczęli umierać. Znalazł pan jakąś polankę…

W tym momencie za drzwiami dało się słyszeć podniesione głosy. Dziewczyna przerwała, zaalarmowana. Zerknęła przez szparę między deskami, co się działo.

- Wiktor rozmawia z kimś… ktoś z naszych, nie wiem, kto – odezwała się po chwili. – Idzie tu, chyba coś się stało.

Niewiele czasu minęło, nim drzwi otworzyły się i do środka wpadł zmarznięty właściciel chatynki. Wyglądał na przejętego.

- Gabriel mówił, że wójt zbiera chłopów. Coś do powiedzenia ma. Nie wiem, co.

- Mam iść?
– zapytała jasnowłosa. Zerknęła na Zurisa – A ty?

- Nie wiemy, co ludzie powiedzą, jak go poznają. Na bogów, jeśli chcesz iść, to nie mów nikomu, że u mnie się zatrzymałeś
– Wiktor uniósł ręce w obronnym geście. – Idziesz, zostajesz?
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

18
Zuris westchnął. – A idę, co mam siedzieć, jak baba... – Spojrzał na wstającą powoli dziewczynę. – Dokończymy naszą rozmowę później, tamto może być ważne. Postaram się trzymać na uboczu, w cieniu. Mieszkańcy nie byliby pewnie zadowoleni, gdyby dowiedzieli się, kim jestem. (Świadomość, milcząca do tej pory, zaczęła wykazywać leniwe oznaki zainteresowania.)
Powiedzcie mi tylko gdzie jest ta polanka o której wspominała Jaskółka? Gdyby coś poszło nie tak, będziemy się tam mogli spotkać i dokończyć rozmowę. Nie chcę też robić kłopotów Wiktorowi, gdzie mógłbym się bezpiecznie zatrzymać?

Alchemik wstał i przeciągnął się. – Mam nadzieję, że obejdzie się bez burdy... – pomyślał poprawiając płaszcz i zakładając kaptur na głowę. – Lepiej, żeby tym razem nikt nie poznał.

– Dobra, prowadźcie. Zobaczymy co się tam dzieje. Dla pewności pojadę w pewnej odległości za wami, ominą was przez to prawdopodobne problemy z mojego powodu. Chyba, że macie jakieś lepsze propozycje...? Pani przodem. – Dodał otwierając drzwi i przepuszczając w nich dziewczynę. – Chodźcie jeszcze na chwilę za mną, osiodłam konia i możemy wyruszać.

Cała gromadka (chcąc nie chcąc) ruszyła w stronę stajni.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

19
- Bezpiecznie się zatrzymać? Chyba nigdzie… - zaczął chłop, zakładając płaszcz.

- Możesz u mnie. Mieszkam sama, bo ojciec mnie wyrzucił. Nie mam z nim najlepszych kontaktów od jakiegoś czasu – przerwała dziewczyna. Zuris zauważył zdziwione spojrzenie Wiktora. Wyglądało na to, że ten nie wiedział o sytuacji. Jaskółka kontynuowała – Jeśli chodzę teraz tylko po domach i pomagam, to rzadko można mnie w domu spotkać i się nie wie…

- Fakt. Wybacz, Jaska. Przynajmniej nie narzekasz na to, co zrobił Zuris?
- Nie mam na co. Po prostu zatrzymuję sprawę dla siebie.


Mieszkańcy wsi przygotowali się do wyjścia. Wiktor wyszeptał jeszcze, że alchemik rzeczywiście powinien pojechać trochę dalej, a Jaskółka z wahaniem zgodziła się dokończyć rozmowę kiedy indziej, gdzie indziej. W końcu wszyscy wyszli. Dziewczyna uśmiechnęła się do Zurisa, gdy ten ją przepuścił w drzwiach i przesunęła się, by ten mógł dotrzeć do swojego konia. W czasie, gdy ten siodłał wierzchowca, ruszyli ramię w ramię w stronę głównego placu.

Sam zainteresowany wyruszył, gdy ci zniknęli już z pola widzenia. Kruk z ochotą wzbił się w powietrze i krążył ósemki nad głową pana, a koń człapał znacznie mniej niemrawo, niż w nocy. Na miejsce dotarł, gdy na niewielkim, zasypanym placyku zebrało się już sporo osób. Niektórzy rozmawiali, inni nerwowo dreptali w miejscu, jeszcze inni niecierpliwie oczekiwali, aż będą mogli wrócić do domów. Gdzieś po drugiej stronie majaczyła sylwetka lekko zniszczonej gospody, przy której ktoś deskami zabijał wybite okno. Może sam Klaus, kto wie?

Zuris przywiązał konia i stanął w cieniu, dość blisko, by słyszeć głośniejsze słowa, lecz też wystarczająco daleko, by nie zwracać na siebie uwagi. Wiktor i Jaskółka wtopili się w gromadę.
Chwila minęła, nim jakiś lepiej ubrany jegomość stanął na przyniesionym niewiadomo skąd krześle, przykuwszy do siebie uwagę zebranych. Do tego czasu kilka osób jeszcze doszło, nie zerknąwszy nawet na przejezdnego. Większość rozmawiała jeszcze o rozróbie z wczorajszego dnia.

- Mam dla was wiadomość, złą wiadomość! I nie mamy wyboru! – zaczął drżącym głosem – Jakiegoś maga zwerbowali, żeby mi to przekazać, bo nikt nie chce przyjeżdżać do Szarzycy samodzielnie… - urwał. Lud zaczął szeptać między sobą, zaniepokojony. - Za pół godziny będziemy zamknięci pod barierą dwie mile w każdą stronę, żeby nikt chory stąd nie wyszedł. Trakt w tym miejscu zostaje odcięty…

Więcej Zuris nie usłyszał. Wrzawa wybuchła, oburzeni chłopi zaczęli przeklinać wyższe władze – skąd wziąć jedzenie? A ludzie? Handel? A nasi chorzy, skąd nadejdzie ratunek?

Alchemik wychwycił przestraszone spojrzenie Jaskółki. Ta w końcu oswobodziła się i podbiegła, korzystając z nieuwagi.

- Panie Zuris, toż to… ja słów nie mam, panie. Bogowie, zamknąć nas tu chcą… Wieś, las, dworek... Panie, coś trzeba zrobić, coby szybciej otworzyli, bogowie, antidotum szukać… znowu… nie, proszę, oby znowu nie umierali…

Ukryła twarz w dłoniach, robiąc małe kółka na śniegu.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

20
Świadomość mruknęła niezadowolona. Nie lubiła magów. Nie lubiła być więziona.
Zuris przytaknął jej w myślach. Sam też nie był zachwycony... Kopuła? Ktoś powinien odciąć kilka czarodziejskich łbów za te pomysły. Za dużo sobie pozwalają.
Spojrzał na klęczącą w śniegu, płaczącą dziewczynę. Niewiele czasu zostało, jednak zabranie dziewczyny na konia i ucieczka wciąż była możliwa. – Nie – pomyślał – nawet jeśli by nam się udało, nikt na zewnątrz nie udzieli pomocy uciekinierom stąd. Do tego pewnie pojawią się kordony sanitarne oraz patrole wojska. Jesteśmy w dupie.

Westchnął i uklęknął obok dziewczyny. Objął ją i przytulił do ramienia.
– Cicho... – Powiedział. – Coś wymyślimy. Skoro i tak będziemy tu uwięzieni to możemy chociaż spróbować ich uratować. Teraz najważniejsze są zapasy i kryjówka. Pół godziny drogi za miastem znalazłem opuszczoną wieżę, wiecie coś o niej?
W mieście nie będzie teraz bezpiecznie, ludzie zaczną najprawdopodobniej grabić zapasy żywności i uprowadzać zwierzęta. Proponuję, żebyście udali się razem ze mną, niewątpliwie będzie tam o wiele spokojniej. A i królika można czasem upolować... Idziecie? Jaskóło? Wiktorze? Jeśli tak, zbierzmy co się da z waszych domostw, liczy się wszystko, nawet łyżka, czy kociołek. Mój nie jest zbyt pojemny. Wiktorze, masz klaczkę. Jeśli byś się przyłączył, czy mogłaby nieść pakunki? Jaska mogłaby jechać na moim koniu. Jeśli się pospieszymy, możemy jeszcze pożyczyć parę rzeczy z opuszczonych teraz straganów. Jak sądzę, ludzie będą teraz w pośpiechu próbować opuścić wioskę... Co i tak im się nie uda. Co o tym sądzicie? Przyłączycie się?
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

21
Wiktor nadszedł, gdy Zuris zaczął wygłaszać swoją propozycję. Kręcił się kilka kroków od klęczącej dwójki, pocierając ze zdenerwowania zarost.

- Wieża… Ktoś tam podobno kiedyś mieszkał, po opuszczeniu przez wojsko. Teraz stoi pusta, nikt tam nie chodzi, bo za daleko, a i bez sensu jest.

Jaskółka uniosła głowę, nieśmiało wtrącając swoje trzy grosze.

- Chyba nic nam nie szkodzi na jakiś czas opuścić regularną wioskę. Przecież po wszystkim tu wrócimy… - kaszlnęła cicho. W końcu powstała.

Wójt próbował jeszcze zapanować nad tłuszczą, lecz na niewiele zdały się jego starania. Niektórzy pobiegli już do domów przekazywać nowinę, inni w panice rozproszyli się po placu, a kilka osób nawet w pośpiechu siodłało wyprowadzone z stajenek konie. Wiktor rozmyślał nad propozycją.

- Widać, łeb jednak masz na karku… Widzisz, jak latają w tę i we wtę… W wieży lepiej będzie niż u mnie, to na pewno. Okraść nie ma kto, a i po co też nie wiadomo… Zwierzyny kilka sztuk powinno być, więcej niż tu.

- Chodźmy… Mnie i tak tu niemile witają. Codziennie trzeba będzie zaglądać, ale przynajmniej będzie co jeść.


W końcu blondwłosa głową wskazała, w którą stronę mieszka, wspominając, że wszystko może zabrać już teraz i że nie będzie potrzebować pomocy i że dotrze do domu mężczyzny, jak skończy. Wiktor skierował się ku swojej chatce, zapewne w tym samym celu, co ona do swojego. Oboje zapewne stwierdzili, że Zuris da sobie radę sam.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

22
– Zuris został sam. Krzyknął jeszcze za nimi, że spotkają się już na miejscu, a on coś jeszcze może załatwi. Gdy jego towarzysze zniknęli za najbliższymi zabudowaniami, wsiadł na konia i pokłusował w stronę rynku miasteczka.

To, co tam zastał, wcale go nie zdziwiło. Ludzie biegający w tę i nazad, bez jakiegokolwiek ładu. Dyskutujące, podenerwowane kobiety i mężczyźni ładujący dobytek na wózki zaprzężone do mułów. Gdzieniegdzie poniewierały się ryczące bachory, bez przerwy włażące ludziom pod nogi. Musiał uważać, bo parę razy stratowałby takie zapodziane pacholę. Co jakiś czas kolejny obdartus próbował czepiać się jego konia i bełkotać różne bzdury. – Panie... zabierz mnie ze sobą! – Krzyczał jeden. – Mości panie, weź chociaż mnie! – Wrzeszczał kolejny, właściciel czwórki dzieci i kuśtykającej żony.
Gdy któryś raz z kolei próbowano ściągnąć go z konia, stracił cierpliwość i mrucząc straszliwe przekleństwo w obcym języku, stratował wprost natręta. Po chwili skręcił w boczną uliczkę, na której stała cała masa opuszczonych kramów. – Cóż – pomyślał – ich właściciele nie zdążyli jeszcze wrócić ze zgromadzenia. Nikt nie będzie miał pewnie za złe, że się poczęstuję... – Rozejrzał się szybko, jednak ludzie nie zwracali (jeszcze – usłyszał w myślach) uwagi na targ. Chwycił mocną, skórzaną torbę, leżącą przy jednym ze straganów i zaczął pakować do niej żywność. Z jednego kramu wziął kilka bochenków chleba, z innego trochę sera, woreczek soli oraz kilka wędzonych rybek. Pełną po brzegi torbę przerzucił przez ramię i wskoczył na konia. Zaczynali się zbiegać ludzie. Co mądrzejsi z tłuszczy zorientowali się, że nie zdążą uciec i postanowili zrobić zapasy. Biegiem wracali też właściciele straganów krzycząc w stronę złodziei. Wyjeżdżając z targu, Zuris nie mógł się powstrzymać i z ostatniego kramu gwizdnął też beczułkę solonego mięsa, sporej wielkości szynkę, oraz długie pętko suszonej kiełbasy. – Jak szaleć, to szaleć – pomyślał w biegu upychając zdobycz w jukach, goniony przekleństwami straganiarza. Kiełbasę natomiast przewiesił przez szyję. Po chwili namysłu rzucił kilka monet w stronę goniącego go handlarza (który wyciągnął skądś całkiem pokaźny topór rzeźniczy) Tak obładowany, pogwizdując, wyjechał szybko z miasta, zrobił kilka rundek po okolicznych łąkach i polach, objechał całą wioskę szerokim łukiem, po czym skierował konia w stronę drugiej bramy do wioski. Stamtąd udał się prosto do chaty Wiktora. Gdy minął pierwsze budynki, wsadził palce do ust i zagwizdał na kruka, który po chwili z krakaniem wylądował na łęku siodła. Zuris rzucił mu kawałek kiełbasy, który natychmiast zniknął w wielkim dziobie. Resztę natomiast zjadł jego właściciel. – Miejmy nadzieję, że ruiny są jeszcze po tej stronie bariery... – Pomyślał Wędrowiec powoli dojeżdżając do chaty.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

23
Po dokonaniu żeru na opustoszałych straganach, nim właściciele (zerkający co chwilę w stronę swojego dobytku z obawą o właśnie takie zachowania) dobiegli, by odzyskać swoje źródło utrzymania, Zuris uciekł z targu, kierując się naokoło wioski, by dotrzeć do domu biednego chłopa, który jakimś cudem udzielił mu pozwolenia na schronienie się, przynajmniej na jakiś czas. Dobrze zrobił – dwóch handlarzy postanowiło pogonić złodzieja; jeden z nich nawet biegł za koniem, wywijając nożem i wygrażając się, że zapamięta go, aż zwolnił i ostatecznie stanął ze zmęczenia kilkaset metrów dalej.

Zuris zatoczył całkiem spore koło, bo gdy w końcu dotarł do chatki na uboczu, jej mieszkaniec był już wewnątrz, pakując narzędzia z stodółki do jutowego wora. Akurat znalazł się pod dachem, gdy śnieg znowu zaczął sypać – najpierw powoli, nieśmiale, potem coraz szybciej, by w końcu przerodzić się w istną burzę śnieżną, której płatki składały się z zlepionych razem kilkunastu śnieżynek. Drogę zakryło w mig. Wiktor zaproponował, by pójść do domu i poczekać na Jaskółkę, która musiała dotrzeć sama. Przy okazji wyraził wątpliwość, czy podróż do wieży w taką pogodę ma sens – Zuris sam mógł się domyślić, dlaczego.

Mężczyzna napalił w palenisku, wykrzesując niewielki, lecz wystarczający do ogrzania się ogień. Nic nie mówił, gdy zauważył tak wiele pożywienia, którego alchemik naniósł. Zerknął na nie jedynie bezbarwnym wzrokiem. Niepodobna, czy domyślał się, że kradzione, czy miał nadzieję, że jednak kupne. W zasadzie w ogóle nie zagadywał gościa – usiadł jedynie na zydelku, rozmyślając o czymś z opuszczoną głową.

Minęło około dziesięć minut, nim przez drzwi wpadł bałwan. Wiktor uniósł brwi w niemym zaskoczeniu, unosząc się. Po kilku sekundach dopiero dało się zauważyć, że była to jedynie obsypana od stóp do głów ludzka sylwetka w płaszczu zakrywającym całą głowę. W końcu jeden z ośnieżonych rękawów sięgnął krańca odzienia i odrzucił go do tyłu – ukazała się głowa wspomnianej kobiety, o ponownie zaróżowionych policzkach i komicznie czerwonym czubku nosa. Jaskółka zatrzasnęła drzwi, nim do środka wleciało zbyt wiele śniegu. Równie szybko zrzuciła płaszcz i powiesiła go na lince nad paleniskiem, by ociekł. Niewielki tobołek rzuciła na siennik, na który w końcu usiadła.

- Pytałem Zurisa, czy jest sens w wyprawie, skoro tak śnieży… Co myślisz? – pierwszy odezwał się właściciel chatki.

- Nie wiem w końcu… Jak tak dalej będzie, to do wsi się szybko nie dostaniemy, jak będzie potrzeba. Właśnie, czy jest sens? – umilkła.

- Jak chce pan zarobić, to dworek pana przyjmie. Widać, że chłopi jeszcze nie wiedzą, kto przybył, bo inne sprawy na głowie… może jednak tu zostanę. Rzeczy można zanieść, wiele tego i tak nie ma. Ale pana wybór… warunki nie pozwalają na wyprawy. Jesteśmy tu podwójnie uziemieni. Jeszcze chwila i tą barierę aktywują…
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

24
– Pojadę tam, co innego mam robić. Mimo wszystko, sądzę, że powinnyśmy uciec do wieży. Jeśli śmiertelna choroba naprawdę uderza, w mieście nie jest zbyt bezpiecznie. Ja mam zamiar poczekać, aż śnieg przestanie padać choć na trochę i się tam przeniosę. Nie wiem, jak wy? Uważam, że każda minuta jest cenna. No chyba, że chcecie się udać ze mną do dworku? – Dodał po chwili namysłu. – W czeladnej miejsce dla nas pewnie się znajdzie, będzie ciepło i jakieś jadło. A mi pewnie przyda się tam pomoc... Oczywiście zapłacę za wasz czas.
Pukanie w okno przerwało jego przemowę. Wszyscy wyjrzeli przez nie i dostrzegli... Wielką, kraczącą kulkę śniegu, stukającą dziobem o szybę.
– Och, no tak, Wiktorze, pozwolisz? – Powiedział rozbawiony Wędrowiec i nie czekając na odpowiedź gospodarza uchylił okienko, by wpuścić ptaka do środka. Kruk wleciał gwałtownie do środka, zrobił dwa kółka pod sufitem, prósząc na zdumionych towarzyszy Zurisa śniegiem i majestatycznie wylądował na skraju piecyka, gdzie nie zwracając na nikogo uwagi, zaczął doprowadzać swoje pióra do porządku.
– O czym to ja mówiłem... – Zamyślił się alchemik – A, tak! Jeśli zaś nie zechcecie iść ze mną, to może któreś z was mogłoby tam mnie zaprowadzić? Lub chociaż wskazać drogę?
Tak czy inaczej... –
Westchnął spoglądając przez okno. – Wszystko zależy od pogody.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

25
Wiktor nie wyglądał na zadowolonego, gdy wielkie ptaszysko rozgościło się w jego mieszkanku, przy okazji sprowadzając jeszcze więcej śniegu, niż Jaskółka przed chwilą. Pogoda zdawała się pogarszać z każdą sekundą, na dodatek wiatr zaczął wyć za oknem, zmieniając zwykłe zamykanie w siłowanie się z podmuchami. Kolejne ataki co chwilę uderzały w drewniane, nieszczelne ramy, wprowadzając do pomieszczenia chłód i sprawiając, że niewielka kobieta drżała, nawet siedząc blisko ognia. Solidnie opatuliła się wiktorowym kocem lub dwoma, podczas gdy ten siedział jedynie z narzuconym płaszczem. Minę miał nietęgą.

- Pieniądze są potrzebne, a jeśli pan zapłaci, to i u tych mieszczuchów mogę pomieszkać. A… a może pan dać te kiełbasy, które pan ma? – uniósł prosząco wzrok, najwyraźniej głodny. Jasnowłosa nie ruszyła się, jedynie wpatrywała się w trzaskające płomyki, co chwilę pociągając nosem. – Jasce chodzi głównie o to, by nieść pomoc i się zrehabilitować w oczach gromady, a ja… właściwie obojętny mi mój los. Jaska? – wezwana kobieta skinęła jedynie głową, zgadzając się ze słowami chłopa. Pogoda zmieniła wszystko. O ile jeszcze tam, na rynku, zgodzili się na wyprawę, tak teraz stracili co do niej pewność.

- U grafa Mirreza mogą być rzadsze zioła… - w końcu odezwała się białogłowa. – A drogę tam czasami odśnieżają nawet. O ile osoba, która ma to robić, sama nie zostanie zasypana…

- Ja pana nie trzymam
– wtrącił Wiktor trochę głośniejszym głosem – ale jak da pan możliwość przeżycia, to i rodzinę panu wybaczę…. – to już powiedział ciszej, nie patrząc mu w oczy. Była jeszcze ta sprawa. To, co działo się wiosną. Zuris mógł iść i zamieszkać w wieży, ale co dałoby to obawiającej się choroby ludności? To w końcu było priorytetem siedzącej koło niego kobiety. Musiał się ustosunkować.

- Do dworku idę z panem – wyszeptała Jaskółka, w końcu na niego zerkając. – Tylko niech śnieżyca przejdzie…

- No coż, skoro jesteśmy tu uziemieni przez śnieg, możemy porozmawiać. Ma pan jakieś pytania, sprawy do rozwiania? Pewno dużo… Tyle, co czasu pewno…
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

26
– Och, jasne – Zuris pacnął się otwartą dłonią w czoło – gdzie moje maniery! Bierzcie, częstujcie się czym chcecie! Wziąłem dla wszystkich. Mamy kiełbasę, szynkę, trochę sera. I chleb. Mam też suszone mięso, ale lepiej zachować je na drogę. Spokojnie – dodał, widząc minę Wiktora – za część zapłaciłem, część wziąłem na kredyt. Złoto oddam, jak już zarobię. Chodźcie więc ze mną, nagrodę podzielimy sprawiedliwie. (Coś wewnątrz Zurisa parsknęło lekko rozbawione zaistniałą sytuacją.) – Co do pytań... Tak, mam kilka. Na temat dworku - czy wiecie jakiego typu problem ma włodarz? Mieszka tam sam, czy z rodziną? Dużą posiada służbę? – Zuris zastanowił się chwilę. – Powiedzcie mi też wszystko o tym, co tu się działo wiosną. Co robiłem? Czy przyjechałem z kimś, czy też sam? Dokąd później się udałem? Prosto na północ? Jakie objawy miała ta zaraza? Czy kiedykolwiek działo się tu coś podobnego? Nie wiem o co jeszcze mógłbym spytać... Jeśli jest coś, co powinienem wiedzieć, mówcie śmiało. – Wędrowiec przeszedł się zamyślony po małym mieszkanku. – Cholera, zimno – pomyślał patrząc na trzęsącą się dziewczynę. – Zamarzniemy jeśli nie zrobi się cieplej...
Zerknął na przygasający piecyk, po czym westchnął. Świadomość westchnęła również. Wiedziała, co ma zamiar zrobić.
– Czekajcie chwilę. – Powiedział Zuris na głos. – Wiktorze, zanim wrócę, bądź tak miły, naszykuj patelnię i kilka moich kiełbasek. Nakrój też chleba. – Dodał zakładając kaptur i wychodząc na dwór.

Gdy przekroczył próg wpadł prosto w białą nicość. Śnieg prawie całkowicie przesłonił widoczność, wiatr, pędzący jego tumany, wściekle szarpał szaty, zazdrosny o każdy kawałek ciepła pod nimi skrywany. Zuris przeklął szpetnie i stawiając długie kroki poszedł do drewutni znajdującej się za chatą. – Oby tylko drewno nie było zbyt wilgotne. – Pomyślał ładując cały stos drewienek na ręce. – Przynajmniej już porąbane...

Powrót do chatki zajął mu trochę dłużej niż podróż w tamtą stronę. Śnieg już prawie całkowicie zatarł ślady...

W końcu zatrzasnął za sobą drzwi od domku. – Nienawidzę zimna. Nienawidzę... – usłyszał niezadowolony głos w swojej głowie. – Lekki ziąb nikomu jeszcze nie zaszkodził – odparł złośliwie – zaraz tu nagrzejemy. – Dodał od razu pojednawczym tonem, słysząc lekkie warknięcie.

Rzucił drewno w kąt, kilkoma deszczułkami karmiąc piecyk, który zaczął raźniej grzać.
– Dobra – rzekł siadając i błyskając okiem. – Teraz możemy porozmawiać.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

27
Wiejska parka zabrała się za nieśmiałe spożywanie prowiantu, gdy tylko Zuris zaoferował podzielenie się zdobycznym jedzeniem. Zdobycznym, nie zdobycznym - nie musieli znać prawdy. Jakoś jednak wytłumaczył im, jak wszedł w posiadanie czegoś, co już wkrótce mogło stać się droższe od złota i srebra - na równi z ciepłem domowego ognia, jak zauważył. Kilka słów wydawało się wystarczające, by uspokoić Wiktora, Jaskóka zaś pokręciła jedynie głową, nic nie mówiąc. Co myślała - nie mógł wiedzieć. Sięgnęła jednak po gomółkę sera i zaczęła skubać ją całkiem zadbanymi zębami. Nadal mimo to starała się jak najbardziej zakryć się kocami.

Oboje wysłuchali natłoku pytań z zdezorientowanymi minami. Sporo tego było, fakt, jednak zgodzili się bezgłośnie, że lepiej, jeśli zapamiętają jak największą ilość - pomoc przybysza mogła okazać się nieoceniona, zwłaszcza, że już maczał palce w bardzo podobnej sprawie -mimo że tego nie pamiętał. Dziewczyna wydawała się niezadowolona z tego, że Zuris nie mógł sobie przypomnieć tak oczywistych rzeczy, które kiedyś już przecież znał. Milczała jednak, dzieląc się myślami jedynie z sobą.

Wiktor za to bezzwłocznie powstał, gdy alchemik poprosił go o pomoc. Rozprostował zmarznięte kości, a następnie podszedł do metalowej miski gdzieś w rogu, w której trzymał stare, zniszczone naczynia. Coś wyciągnął - zapewne patelnię - lecz tego podrónik już nie widział, odwróciwszy się, by przeprowadzić batalię z drzwiami i śnieżycą za nimi. Nie usłyszał pytania, gdzie się wybiera.

Drewno, po które się wybrać, było z zewnątrz pierońsko zimne, a zapewne również mokre, choć zamarznięte na kość. Deski pełniące rolę ścian nie pomagały - szczelin było naprawdę wiele, więcej niż w chałupince. Gdzieniegdzie na podłodze zebrały się, niewielkie śnieżne kopczyki. Zuris musiał sięgnąć głębiej, nim w końcu znalazł kilka, może kilkanaście drewienek, które mogłyby zapłonąć w takich warunkach. Brał jedno po drugim, badając stan każdego w zziębniętych dłoniach. Rękawice co prawda chroniły ręce przed wbiciem się drzazg, których było co nie miara, lecz reszta ciała, wystawiona na chłód, cierpiała, nawet pod płaszczem. W końcu opuścić pomieszczenie, nogą domykając "drzwi" - kolejne zbite razem deski - gdyż obie dłonie obładowane miał polanami, na które musiał uważać, by nie spadły.

Śnieżyca ani trochę nie zelżała. Kroki przez śnieg musiał wykonywać długie, wysoko podnosząc stopy, aby w ogóle móc iść, nie szurając po śniegu. Zapadał się w miękkiej bieli po łydki. Poczuł, jak jego policzki przestają odpowiadać na komendy dotyczące mimiki i zamarzająć, utrudniając oddychanie przez usta. Nosem się nie dało, by nie napadać tak zimnego powietrza, by zmrozić w jednej chwili całe zatoki. Nim dotarł do drzwi, wyglądał podobnie, jak Jaskółka - bałwan sprzed kilku minut. Przed otwieranymi do zewnątrz drzwiami znajdowała się co prawda odgarnięta przez nie warstwa śniegu, lecz przez moment zdążyła napadać kolejna, zmieniając zwykły ruch w siłowanie się z białymi zwałami. Zadania nie ułatwiały nabrane drewka.

W końcu jednak, po iście heroicznym wysiłku, wszedł do środka, niemal od razu rzucając polana koło paleniska. Ujrzał wpierw zaskoczoną, a następnie uśmiechniętą twarz gospodarza. Chwilę zajęło mu otrzepanie się z pluchy, aż w końcu poczęstował płomyki swoim ulubionym daniem. Kolejną, nim drewno osiągnęło temperaturę zdatną do płonięcia, gdyż przejście od pomieszczenia do pomieszczenia jednak nie wpłynęło na nie dobrze, lecz moment później ogień nieśmiało zaczął lizać korę, dowodząc, że deszczułki się nadawały. Cieplej zrobiło się dopiero, gdy ogień zaczął swą ekspansję najodważniej, jak umiał.

Chleb, całkiem nieźle pokrojony, stał w kromkach na drewnianej tacce między Jaskółką a Wiktorem, zaś kiełbaski smażyły się na tacy nad ogniem, skwiercząc miło. Pachniało mięsem, tyle Zuris mógł zauważył mimo zamarzniętego wręcz nosa. Mieszkańcy wsi ogrzewali dłonie nad płomieniami, dyskutując zawzięcie. Ser leżał na drugiej drewnianej podkładce, tuż koło pozostałych kiełbasek i szynki.

- A może to margrabia? Burgrabia? Co to w ogóle znaczy?
- Nie wiem. Mi się burgrabia kojarzy z lochami, nie wiem dlaczego. Lord chyba też nie...
- "Pan" jednak najlepiej brzmi.
- Ale czy to na pewno graf?

- O tym mówimy.

Przerwali gorącą dyskusję, gdy Zuris zasiadł koło nich. Pierwej Wiktor podziękował za nagrzanie w chałupie, potem zaś zagaił na temat, o który pytał wcześniej jego gość.

- Pan to dziwak, w skrócie mówiąc - zaczął bez ogródek - bo kto normalny wybudowałby sobie zimowy dworek dwa i pół dnia drogi od stolicy? Ani to ciepłe, ani to praktyczne. Niedawno bliźniaki mu się urodziły, to zajechał do nas i rozgłosił to. Na ucztę co bogatszych sprosił... Żona przy porodzie mu zmarła. Chyba nie bardzo jej żałował, bo podobno śmiał się i takie tam. Kto u niego pracuje, nie wiem do końca, bo nie wszyscy są stąd, a naszych bierze ich do siebie tylko, jak przyjeżdża, rok w rok. Moja siostra tam kucharzy razem z kilkoma miejskimi służkami. Miejski lokaj, ktoś tam, ktoś tam - i o, jeszcze ogrodnik jest stąd. Po co panu ogrodnik w zimę, tego nikt nie wie. Wiem tylko, że jak ten ogrodnik wraca, to resztę roku dzień w dzień pijany chodzi i o ten ogród nie dba.

- Dwie, trzy, cztery osoby może są stąd. Coś podobno mu się w domu stało, to i pomocy szuka, bogowie wiedzą, po co. Nikt na razie się nie zgłosił.


Jaskółka odchrząknęła, wyglądając już trochę lepiej niż pięć minut temu.

- Jeszcze o wiosnę pan pytał. Zatrzymał się pan z kimś u ojca. Tamten chciał jechać na północ, poganiać pana, a pan chciał dowieść swoich alchemicznych zdolności i lek stworzyć. To zostaliście. Pracowałam z panem prawie od początku, bo wtedy u ojca trochę robiłam. Raz pan się po lesie przeszedł i znalazł polanę, gdzie dużo, dużo różnych roślin było. Tojad, sporysz, wilcza jagoda, paproć drewna, świetliszka, drobnica, zagryszcz... różne, różne były.

Zuris znał te rośliny, jak mógł nie znać. Kilka było zwykłymi truciznami, inne miały właściwoci leczące, regenerujące, a nawet halucynogenne.

- Narwał pan tych lecznicych, kilka regenerujących, wiem, bo do mnie pan je naniósł. Potem razem z panem tam poszłam. I zaczęliśmy warzyć z tego mikstury - umilkła na moment, by nabrać siły. Wiktor spojrzał gdzieś w bok. - Każdy chory dostał je w ciągu tego samego dnia. Po dniu, dwóch, chorzy zaczęli czuć się gorzej, jeszcze bardziej zapadał na zdrowiu. Po koło tygodniu każdy, kto wypił nasz lek, zmarł. Ci, którzy go odmówili, przeżyli.

Westchnęła z bólem. W powietrzu nadal unosił się zapach kiełbasek.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

28
Zuris zastanowił się. Skoro użyli tylko ziół leczniczych i regenerujących, jakim cudem mieszkańcom się pogorszyło? Co innego, gdyby przypadkiem dodali tojadu lub wilczej jagody. Jednak był pewny, że rozpoznałby te rośliny z daleka. A gdyby nawet on jakimś sposobem je przegapił, była jeszcze dziewczyna.
– To nie wina ziół. – Powiedział po chwili. – Z tego cośmy rwali wynika, że ważyliśmy coś o silnych właściwościach leczniczych i przeciwbólowych... Niektóre rośliny halucynogenne naprawdę bardzo dobrze łagodzą ból. – Dodał widząc zaciekawioną minę Wiktora. – A jakie były objawy choroby?
Coś mi się wydaje, że nie była przypadkowa. Zalatuje mi tu złą magią. Któraż inna choroba, po podaniu leku, zamiast ustąpić, nasiliłaby się? Powiedzcie mi, kiedy ten... Pan się tu wprowadził?
Czy działo się coś dziwnego tej wiosny? A jeśli nie wiosny, to poprzedniej zimy?
Odnoszę wrażenie
– dodał, w zamyśleniu patrząc przez okno – że ten możny jakimś sposobem chce znikać zimą ze stolicy... A jednocześnie chce mieć do niej szybki dostęp.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Re: Północny trakt i okolice

29
- Na bogów, kto tu chciałby zabić ludzi magią? – wykrzyknął Wiktor natychmiast, gdy Zuris wyraził swe zdanie na temat choroby. Jaskółka spojrzała na niego, nakłaniając do uciszenia się i pozwolenia jej mówić.

- Wiosną i latem, jak wiadomo, epidemie się zdarzają… Ale żeby zimą? Chyba… chyba masz rację, Zurisie, chociaż ta myśl mnie przeraża. Ktoś tu czaruje, ciężka to prawda… Boję się – owinęła się ciaśniej kocem, podkuliła nogi. Pasmo jasnych włosów opadło jej na ramię. Właściciel chatki postanowił naszykować upieczone kiełbaski i rozłożyć je w poobijanej miseczce, gdy tylko zauważył, że wyglądają na gotowe. Zapach stał się jeszcze intensywniejszy niż przed chwilą.

- Objawy, jak to u grypy… - kontynuowała. - Kaszel, katar, dreszcze, gorączka… Co cięższym przypadkom krwawił nos, bolały ich głowy i mięśnie. Po podaniu leków to wszystko pogłębiało się, ludzie stali się niezdolni do wstania o własnych siłach, toteż leżeli w izbach. Każda osoba stopniowo słabła.

Jej wytłumaczenia przerwał trzask wyładowań na zewnątrz. Zaskoczona, szybko powstała, pociągając nosem. Podeszła do okna, zawołała pozostałych. Śnieg nadal padał, lecz jego wściekłość zelżała jakby, gdyż spomiędzy olbrzymich płatów dało się dojrzeć kontury dalej stojących wiejskich domostw. Lecz nie to było najciekawsze. Na niebie, ledwo widocznym, rozgrywała się walka bladobłękitnych błyskawic z swoimi ciemniejszymi braćmi – tańczyły na nieboskłonie, za tło mając nieprzeniknione chmury. Oplatały jedne drugie, mieszając się, rozdzielając i wpadając jedna na drugą, zajmując coraz więcej przestrzeni i rozszerzając się, coraz dalej, coraz niżej. Skończył się czas, w jakim potencjalni uciekinierzy mogli opuścić teren wioski – o ile zdążyliby w ciągu tych dwóch kwadransów, które im dano. Wyładowania trzaskały, szumiały, zwracały na siebie uwagę wszystkich mogących je zobaczyć. Jakieś dziecko w najbliższym oknie nawet zaczęło płakać, przestraszone. Gdy błękitne pioruny dosięgły ziemi gdzieś za horyzontem, nie minęła sekunda, nim cały teren nie został oświetlony niebieskawym światłem – i taki pozostał. Bariera nie rozszerzała się – powstała w jeden moment, jedną chwilę, mrugnięcie oka zaledwo. Niebo stało się niebieskie, lecz chmury pozostały, tak samo śnieg. Wszystko ucichło. Od tego momentu wszyscy wewnątrz byli uziemieni.

- I to by było na tyle… - ciszę przerwał Wiktor, nadal wpatrując się w kopułę. Oderwał jednak od niej wzrok, zapraszając do posiłku. Jaskółka kiwnęła głową, zgadzając się i wróciła na miejsce. Gospodarz położył koło miski trzy widelczyki o dwóch zębach i zachęcił do spróbowania. Sam szybko zabrał jedną i zaczął ją skubać, chcąc dalej słuchać tego, co dziewczyna miała do powiedzenia. Ona sama wzięła kiełbaskę i po kilku początkowych komentarzach na temat „przedstawienia”, wróciła do wyjaśniania alchemikowi sytuacji.

- Cóż to pan pytał… Ach, o pana Mirreza. Ma coś pod trzydzieści wiosen, chyba od dziesięciu co zimę przyjeżdża. Znaczy, takie sprostowanie. Dwa i pół dnia pieszo. Konno będzie z jeden… Ja go nie mam, to własnym tempem liczę – wtrąciła, uśmiechając się. – Szybki dostęp? Myśli pan, że chce się takiemu arystokracie jechać szybko do Saran Dun? Nam mówił, że odpoczywa od zamarzających trupów na ulicach. I jakoś mu tu spokojniej. Ale jak był, nic się nie działo. Wiosną, kiedy była choroba, jego tu już od dawna nie było. Kiedy rośliny pierwsze liście rodzą, wraca do siebie, do miasta. A do polityki się nie mieszam, kto wie, co tacy chcą… Każdy jeden szemrane interesy jakieś ma..

Pokręciła głową, niespecjalnie przekonana do zurisowych wrażeń na jego temat.

- Mniej już pada, przynajmniej na chwilę, to może jak zjemy, to pojedziemy do niego? Ja swoje zioła mam, nie muszę do domu wracać po nic. Wiktor?

- Konia przyszykuję
– ten zaoferował, gdy przełknął kęs kiełbasy, który akurat żuł. Szybko dokończył i zniknął. Już wkrótce wyruszą do prawdziwego dworu! Jaskółka odchrząknęła kilka razy, delektując się posiłkiem. Do niej szczęście chyba się uśmiechnęło….

- Zapomniałabym! – wykrzyknęła jeszcze, sięgając po swój tobołek i przeglądając go dłuższą chwilę jedną ręką, w drugiej trzymając widelczyk. W końcu wyciągnęła coś niewielkiego, co natychmiast zaprezentowała Zurisowi. – Może się panu przydać. Kiedyś dostałam to od pana Mirreza, kiedy go wyleczyłam z rozluźnienia jelit. Podobno elfickie, jakieś działanie mają, że pomagają w relacjach na kilka godzin. Mi się nie przydadzą, może panu… - wyciągnęła prezent w stronę wędrowca, nakłaniając go do odebrania.
Spoiler:
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Północny trakt i okolice

30
– Dzięki ci, kiedyś może się przydać. – odparł Zuris przyjmując cenny dar i chowając go w ukrytej kieszeni. Świadomość wewnątrz wzdrygnęła się. – To elfickie... – sapnęła zdegustowana.
Alchemik nie przejął się tym marudzeniem. Sprawdził jeszcze raz czy prezent na pewno nie wypadnie ze skrytki a w jego oku pojawiło się coś, co można było wziąć za niekłamaną wdzięczność. Zastanowił się jeszcze chwilę i cmoknął zaskoczoną dziewczynę w policzek. (Świadomość parsknęła zniesmaczona) Gdy przyłożył usta, poczuł coś... jakby wyładowanie i przebłysk. Możliwe też, że po prostu mu się wydawało.
– Dobra – dodał poważniejąc – zbieramy manatki i jedziemy. Wiktor pewnie czeka już z końmi.
Bądź tak miła i spakuj resztę pożywienia. A odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie: Tak, bardzo możliwe, że była to choroba magiczna. Jednak nie możemy być tego pewni do czasu, aż mag nie zostanie zatrzymany.
Wędrowiec podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. – Musimy się spieszyć jeśli chcemy zajechać tam przed zmierzchem. Bariera wstrzymała trochę śnieżycę, jednak nie wiadomo co z tego na dłuższą metę wyjdzie. Słyszałem kiedyś taką historię o podobnej barierze nad pewną doliną górniczą... Nie skończyło się to zbyt dobrze.
Zuris gwizdnął, a wielki kruk poderwał się z piecyka i usiadł grzecznie na jego ramieniu. – Chodźmy już, czasu coraz mniej. Jeśli będziesz chciała mnie o coś zapytać, pytaj w trakcie drogi. Pojedziesz na moim koniu. – Dodał, zauważając zmęczenie dziewczyny. – Może opowiecie mi po drodze jakieś ciekawe historie lub plotki... Lub cokolwiek co warto byłoby wiedzieć. Chodź – powiedział otwierając drzwi – Wiktor już na nas czeka.
Obrazek

Mistrz & Czeladnik Fanpage

Wróć do „Królewska prowincja”