POST POSTACI
Lindirion
Elf zmarszczył brwi. Ten niegrzeczny chłopiec niewiele rozumiał! Lindirion
- Konie ciągnące powóz były tam- wskazał dłonią przed siebie, - ciągnąc powóz. Natomiast ten naruszył moją strefę osobistą, wciskając swój pysk i te wielkie zębiska w moją twarz. - Tłumaczył, choć nieco mijał się z celem. Koń wcale nie był taki zły, a i trzymał się na dystans od Lindiriona. Ale czy to miało jakieś znaczenie? Żadne. Był zbyt blisko i był zbyt przerażający. Szczęściem, Tanga wydawał się dość silny, by w razie czego taką bestię przegonić.
Iskry z dłoni były tylko sztuczką, ale jak Lindirion się spodziewał, wystarczyły, by pobudzić wyobraźnię niemądrego chłopaka. Złapany za dłoń, w pierwszym momencie spiął się, w następnym zaś rozprostował palce, by pokazać, że za iskrami nie stoi nic ponad magię.
- Chłopcze, chłopcze! Delikatniej. - Odezwał się głosem zbyt... miękkim. Tanga źle na niego działał, przewracał bariery i przekraczał granice, które powinny zostać zamknięte. Mógł też źle podziałać w aspekcie fizycznym, na jego ramię, gdy zaczął tak wykręcać jego rękę. - Jestem mistrzem sztuki magicznej. To, co widziałeś teraz, to nic. Wkrótce pokażę ci więcej. - Jako że ogień w domu kupca strawił glewię Tangi, Lin wolał nie wracać wspomnieniami do tamtego zaklęcia. Tanga byłby jeszcze gotów szukać zemsty za zniszczoną broń! Jeśli chciał popisywac się kulami ognia, mógł zrobić to bez rozdrapywania ran.
Lindirion powtórzył imię i tytuł Tangi, smakując je na języku. Nie brzmiało mu jak nic, co dotąd słyszał. Klan Dwachkarr nie stanął dotąd na jego drodze.
Krótkość zatwierdzenia tego, iż strażnik przyjął do wiadomości imię i cel Lindiriona i Tangi, nieco zbiły elfa z tropu. Nie spodziewał się fanfarów i czerwonego dywanu, ale "aha" nie było odpowiedzią, którą mógł przewidzieć. Czy jego naziwsko niczego nie znaczyło już w Oros? Uśmiech, który czaił się na jego ustach po rozmowie z Tangą, zniknął bezpowrotnie, ustępując miejsca zmarszczce, która wykwitła między jego cienkimi brwiami. Niemiłe słowa miał prawo potraktować jako atak na swoją osobę.
- Drogi panie, nawołuję o więcej szacunku. - Odezwał się tak zimno, że aż mogły zacząć boleć stawy. - Doprawdy, cóż stało się z Oros? Gdzie podziały się resztki ludzkiej przyzwoitości?
Ostatnie pytania skierował do Tangi, choć nie spodziewał się, że ten mu na nie odpowie. Westchnął i pokręcił głową. Czy miał przejmować się zachowaniem strażników? Zapewne. Z drugiej strony, nie planował długo zabawiać w mieście.
Przyjął zapłatę z podziękowaniami, zarówno za złoto, jak i za ostrzeżenia.
- Słyszałeś, co mówił, Tango. - Odezwał się znów do towarzysza. Nie myślał nawet o tym, by dzielić zapłatę. Póki stanowili drużynę, mógł opiekować się finansami. - Miejmy się na baczności. Obawiam się, że to nie jest już miasto, które pamiętam. - W jego ton wkradła się fałszywa nuta, sugerując żal za Oros, które odeszło sto lat temu. - Nie obawiaj się. Pora jest późna. Znajdźmy miejsce, w którym możemy się zatrzymać, rano udamy się do kowala.