[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1456
POST BARDA
Młoda, ruda Sandra Domell nie znaczyła wiele dla Huberta, który bardziej zainteresowany był miłymi uściskami Gustawy i komplementami sypanymi tak ze strony Labrusa, jak i innych piratów.

- Czy magia gnoma nie jest właśnie tym: przewagą, jakiej normalnie byśmy nie mieli? - Zapytał z cwanym uśmiechem pod podkręconym wąsem.

Gustawa potrzebowała chwili, by nacieszyć się uśmiechniętą twarzą Huberta. Kobieta kolejno przeniosła się do Labrusa, skutecznie zamykając mu usta przed kolejnymi mądrościami, a później wyściskała Aspę, Uronga i nawet ucałowała Verę, o ile ta nie uciekła jej zawczasu. Nastroje były szampańskie, pijane i beztroskie, niewielu, a może nawet nikt nie przejął się losem Sandry.

- Hej, Verka, nie zjesz z nami?! - Dopytał ucieszony Hewelion, którego bardziej zainteresowała deska serów niż los nieznajomej kobiety, której wyroku nie zdążył nawet doczytać na plakacie. - Karlgard ci nie ucieknie!

Ogłoszenie, które Umberto rzuciła do swoich ludzi, odbiło się echem. Głosy przycichły, ale tylko na chwilę, wielu nie słyszało nawoływań kapitan przez wesołe dźwięki muzyki płynącej ze skrzypiec i rozmów. Parę znajomych twarzy załogantów odwróciło się ku Verze, czekając, aż ta rzuci kolejne, może nieco bardziej konkretne rozkazy lub wycofa się ze swoich postanowień. Nikt nie wskazał miejsca bytowania Ashtona i Iriny.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1457
POST POSTACI
Vera Umberto
- Jaką przewagą jest dla Huberta? - spytała, zirytowana zadowoloną z siebie miną Labrusa. Zdecydowanie doktor wypił już za dużo, skoro chętnie siedział publicznie wlepiony w ramię Heweliona, dawał przyzwolenie na takie komentarze, na jakie pozwalał sobie Aspa, a do tego otwarcie twierdził, że posiadanie czarodziejskiego gnoma za magicznego niewolnika to tylko jedna z wielu decyzji życiowych, które czynią ich codzienność lepszą. Jeszcze kilka godzin temu nie był co do tego taki przekonany. Pewnie gdy po leczeniu przez Weswalda poczuł się lepiej, Hubert znalazł dla niego taki sposób spędzania czasu, który kazał mu docenić jego nową, przystojną twarz i zapomnieć o wątpliwościach. I Vera była w stanie z łatwością domyślić się, co to był za sposób.
Całus od Gustawy trochę wytrącił ją z wątku, ale może to i dobrze, bo dzięki temu powstrzymała się od komentarza, którego mogłaby potem żałować.
- Właśnie rzecz w tym, że ucieknie, Hubert! Wieszają Domell o świcie! - odpowiedziała, wciskając się przed Heweliona, na miejsce, które chwilę temu zajmowała Gustawa. Przysiadła na brzegu stołu, pomiędzy nim, a jego deską serów i mięs, by jeszcze raz zaprezentować mu plakat, informujący o nadchodzącej egzekucji.
- Za kilka godzin mogę być w Karlgardzie. Mogę ją z tego wyciągnąć, tak samo, jak wyciągnęłam naszych ludzi poprzednim razem, z Ujścia - kontynuowała z determinacją w głosie. Niektórzy uwolnieni wciąż byli członkami jej załogi; jednymi z najbardziej wiernych, bo przecież zawdzięczali jej życie. Nie udało się jej tylko wtedy ocalić kapitana. - Może tym razem będę bardziej skuteczna - dodała, a w jej słowach rozbrzmiała gorycz, jakiej nie udało się jej ukryć.
Obraz martwego Erinela i jej własnych dłoni, mozolnie zszywających płótno żaglowe nad jego twarzą, nigdy chyba nie przestanie jej prześladować. Tak samo, jak ciało w białym całunie, zsuwane przez żeglarzy do wody. Robiła wtedy wszystko, co w jej mocy, żeby dostarczyć do niego uzdrowiciela, ale nic nie pomogło. Pewnych rzeczy nawet Weswald nie potrafił wyleczyć. Z Sandrą Domell nie łączyło jej prawie nic; nie miały wspólnych planów, ani wspólnej przeszłości, ale wiadomość o tym, że czeka ją stryczek, rozjątrzyła w Verze stare rany. Może to przez jej własne nazwisko, widniejące na dole strony.
- Hwylfor mógłby pomóc mi wtopić się w tłum. Nawet do końca nie wiem, gdzie trzymają więźniów, ani gdzie odbywają się egzekucje. Nie znam tego pierdolonego miasta - mruknęła, przesuwając spojrzeniem po pozostałych przy stole. - Macie mapę Karlgardu? Ktoś z was wie takie rzeczy? Aspa? Urong? Może w tych listach Rivera napisał coś więcej. Muszę je dokładnie przejrzeć po drodze.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1458
POST BARDA
- Sama widzisz tę przewagę, pani kapitan. - Uśmiech Viridisa nie nikł, gdy uniósł dłoń, by dyskretnie oprzeć ją na ramieniu partnera. Jego słowa były odrobinę niewyraźne, zaś ruchy nieskoordynowane. Mogła wciąż doskwierać mu głowa i jej uraz, zaleczony przez pijanego Weswalda, lub też własne pijaństwo. Byli młodzi, przystojni, piękni, cieszyli się zainteresowaniem nie tylko Uronga i Aspy, ale teraz również Very. Nie mieli czasu, by zastanawiać się nad wyborami moralnymi, gdy życie działo się przed ich oczyma.

Pojawienie się Very między Hubertem a jego jedzeniem sprawiło, że na ślicznej twarzy kapitana pojawiła się zmarszczka.

- Hej, Verka... - Zamarudził, ale wziął w ręce plakat. Jednocześnie musiał puścić dłoń Labrusa, którą po kryjomu ściskał pod stołem. Lekarzowi nie podobało się to ani trochę. - W porządku, to co ja mam zrobić? Pomóc ci z tym? - Zapytał wprost, choć jego ton sugerował, że nie ma na to ochoty. Deska pyszności, alkohol i mężczyzna u boku byli lepszym rozwiązaniem, tym bardziej po obfitującym w wydarzenia rejsie.

- Gnom, kochany. - Podpowiedział Labrus.

- Aaa, gnom...

- Droga pani, może i nazywają mnie królem Archipelagu, ale mogę również uchodzić za księcia Karlgardu.
- Wymruczał słodko Aspa. - Bardzo dobrze znam to miasto. Wiem, gdzie odbywają się egzekucje, gdzie trzyma się więźniów. Ale czy jestem gotów rozstać się z tą wiedzą za darmo? Tym bardziej po tym, co spotkało biednego pana Ludo!

- Vera, ale... gnom jest mi potrzebny. Wiesz przecież.
- Zapał Huberta nieco opadł.

- To tylko dzień, góra dwa. - Podpowiedział Urong, pozostając życzliwym dla Very.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1459
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera westchnęła i poczekała, aż Hubert przeczyta sobie ogłoszenie, zanim zabrała mu je i odłożyła na stertę innych listów. Te z kolei zwinęła wszystkie w rulon i wcisnęła za pasek.
- Nie musisz. Załatwię to sama.
Skoro Hewelion nie był skłonny podzielić się magią gnoma, nie zamierzała go na to namawiać. Tak, jak mówiła wcześniej - radziła sobie bez Hwylfora wcześniej, poradzi sobie i teraz. Pamiętała, jak wyglądał jej list gończy w Karlgardzie. Miała na nim parszywą mordę, burzę potarganych włosów i kapelusz kapitański na głowie. Ciężko jej było uwierzyć w to, że naprawdę wyglądała wtedy tak źle, ale teraz stanowiło to pewien plus: mogła się znów uczesać, pomalować i ubrać w jakąś kieckę, a nikt nie powinien powiązać jej z poszukiwaną Verą Umberto. O ile w ogóle jeszcze poszukiwana była.
- Wiem, że jest ci potrzebny - mruknęła, mierząc spojrzeniem przystojną twarz kapitana.
Wyszła spomiędzy niego, a stołu, by usiąść obok Aspy. Wiedziała, że elf niczego nie zrobi za darmo, ani dla niej, ani tym bardziej dla Sandry Domell. Limity proszenia o pomoc, jakie i tak miała niewielkie, wyczerpała właśnie na Hubercie, więc z Rrgusem musiała się po prostu dogadać, jeśli chciała, by udzielił jej jakichś informacji. Ale wciąż nie zamierzała płacić mu za to, co równie dobrze mógł dać jej ktokolwiek inny.
- Mam w załodze ludzi pochodzących z Karlgardu - powiedziała. - Nie jesteś jedyną osobą, jaką mogę spytać o szczegóły, Aspa. Ale jeśli przekażesz mi te najważniejsze dla mnie w tej chwili informacje, mogę potem powiedzieć Sandrze, kto pomógł mi w ściągnięciu jej ze stryczka. Może z niej będziesz w stanie ściągnąć jakiś dług wdzięczności - uśmiechnęła się lekko i mało przekonująco, ale za to nieszczerze. Czyli zupełnie tak, jak uśmiechał się zwykle jej rozmówca. - I daj mi już święty spokój z tym Ludo. Nie mam nic wspólnego z jego śmiercią i nie będę mieć.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1460
POST BARDA
Wykrzywione w podkówkę usta, zmarszczone brwi, spojrzenie w deskę serów i ramiona, które nagle opadły - łatwo było dostrzec, że Hubertowi nie podobało się to, jak wyglądała sytuacja. Hwylfor był dobrem, które mu służyło, a którym nie potrafił się podzielić. Nie było to nic dziwnego, gdy po latach odzyskał to, co niejako zmusiło go do zmiany całego życia. Nawet na parę dni, ciężko było rozstać się z nowo odnalezionym szczęściem. I choć wyraźnie czuł się źle, nie zmieniał zdania, nie namawiał, by Vera wzięła ze sobą upiększyciela. Hubert poszukał wsparcia u Labrusa, który objął go ramieniem.

Aspa napawał się emocjami, które unosiły się między obecnymi. Z uśmiechem czekał na decyzję i pojawienie się przy jego boku Very sprawiło, że uśmiechnął się jeszcze szerzej, robiąc przy sobie miejsce, by kapitan spoczęła wygodnie.

- Ludzie pochodzący z Karlgardu! Ach, pani kapitan, cóż to oznacza? Karlgard dziesięć, a nawet pięć lat temu to zupełnie inne miejsce, niż Karlgard dzisiaj. - Wyjaśnił lekko, jakby przypominał Verze, że niebo jest niebieskie. - Mam w Karlgardzie opłaconych szpiegów, którzy mogą pomóc w twojej misji. Ale niepewną wdzięcznością Sandry za to nie zapłacisz. - Elf przyjrzał się własnym paznokciom. - Namiary na szpiega i zapomnienie o morderstwie pana Ludo w zamian za... hm, cóż takiego masz, czego ja nie mam?

- Czarnego.
- Tym razem Urong grał na korzyść Aspy.

- Ach, tak! Czarnego elfa! Zostaw go ze mną na czas twojej podróży do Karlgardu. I nie wiń mnie, jeśli po powrocie nie będzie chciał wracać na Siostrę! - Zaśmiał się perliście, jakby opowiedział doskonały dowcip.

Hubert wciąż był przygnębiony. Smutek nie wyglądał dobrze na tak przystojnej twarzy.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1461
POST POSTACI
Vera Umberto
Wydęła usta z niezadowoleniem, odwracając wzrok od Aspy, a zamiast tego przenosząc go na resztę karczmy. Jej załoganci wciąż zajęci byli piciem, choć nie umknęły jej uwadze pytające spojrzenia, jakie jej rzucali.
- Mówiłam niewyraźnie? - spytała głośno, podnosząc się. - Wypływamy za dwie godziny. Załoga ma być wtedy na statku. Pozbierajcie pozostałych! Już, ruchy! Trzeźwieć będziecie po drodze.
Opadła z powrotem na krzesło i westchnęła ciężko. Rrgus miał rację, niestety. Opłaceni szpiedzy by się jej przydali, zwłaszcza, gdy miała tak mało, a na szali stało życie tej naiwnej, rudej dziewczyny. Jak do tego w ogóle doszło, że dała się złapać? Co z jej statkiem, jej załogą? Może zupełnie niepotrzebnie Vera się fatygowała, może ludzie Sandry mieli plan, żeby ją z tego bagna wyciągnąć, albo już to zrobili. Nie miała jak tego sprawdzić.
- Sovran nie jest rzeczą, którą można komuś pożyczyć na dwa dni - parsknęła. - Jeśli chcesz nająć któregokolwiek z moich ludzi, pomów bezpośrednio z nim. Jak będzie zainteresowany, przyjdzie do mnie po zgodę. Dogadaj się z Sovranem i wtedy nie ma sprawy, ale wątpię, żeby był zainteresowany pracą dla ciebie. Nie bierz tego do siebie, po prostu jego kapitan wysoko ustawiła poprzeczkę - uśmiechnęła się znów, tym uśmiechem, który nie sięgał oczu.
Napiła się. To, co przyrządził Solas, było całkiem smaczne. Żałowała, że nie ma czasu degustować się nowymi smakami alkoholi dłużej, ale cóż, wakacje już się skończyły. Trzeba było ogarnąć to towarzystwo.
- Mogę ci zapłacić. Mam złoto - zaproponowała. - Mogę też załatwić coś dla ciebie w Karlgardzie, jak już tam będę, jeśli chcesz.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1462
POST BARDA
Załoganci Siódmej Siostry odpowiedzieli na drugie wezwanie, chociaż wciąż patrzyli po sobie i oceniali, czy naprawdę chcą i czy naprawdę warto wyruszać w podróż, chociaż jeszcze tego samego dnia dowódcy obiecywali coś więcej.

- Pan Osmar dopiero co poszedł do Rosity, posiedzi z nią pewnie. - Poskarżył śliczny Yenndar, niezbyt mądry, ale nadrabiający ciemnymi loczkami i twarzą, która zadowalała nawet bogów. - Ember miał się przejść, wróci na czas?

- Po prostu chodź.
- Polo, ledwie trzymający się na nogach, ale mający jeszcze trochę rozumu w głowie, klepnął kolegę w ramię. - Słuchaj pani kapitan!

Aspa pokręcił głową, zadowolony z tego, co widział. Wymiana zdań musiała wydać mu się nad wyraz zabawna, szczególnie wtedy, gdy czuł się lepszy od pozostałych. Jego załoga słuchała, bo im płacił, ale też nie zrywał ich do drogi bez zapowiedzi. Elfi kapitan poprawił koronkowe mankiety przy swojej białej koszuli.

- A więc mam pomówić z nim bezpośrednio i przekonać go, by ze mną został? - Powtórzył po Verze, parafrazując jej słowa. - Och, moja droga pani Umberto, nie, na to mnie nie stać. Chcę, byś ty go do mnie przyprowadziła. Chcę, być zagwarantowała mi bezpieczeństwo. Wiem, co potrafi zrobić.

- Jest w porządku. - Odezwał się Hubert, czknął lekko, przykrywając usta. - Vera, daj spokój, weź gnoma. - Zaproponował, zerkając zaraz z ukosa na Labrusa. Możliwym było, że to lekarz podpowiedział to partnerowi na uszko.

- Ile gotowa byłabyś zapłacić mi za pomoc, pani kapitan? - Ciągnął Aspa.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1463
POST POSTACI
Vera Umberto
Cóż, ona też nie miała w zwyczaju zrywać załogi bez zapowiedzi. Nie zdarzało się jej to często, z reguły wszystko działo się zgodnie ze wstępnie zaplanowanym harmonogramem. Zdarzało się jednak, że okoliczności były inne i trzeba było działać w inny sposób. Będzie mogła wyjaśnić im wszystko na pokładzie, a ci, którzy nie zdążą na ten pokład wrócić odpowiednio szybko, najwyżej poczekają na nich ten jeden dzień na Harlen. Przecież nie zamierzała spędzać w Karlgardzie więcej czasu. Potrzebowała tylko odpowiednio dużo ludzi, by być w stanie żeglować, plus kilku zaufanych, jakich mogła zabrać ze sobą do samego miasta. Ashton chociażby, on by się jej na pewno przydał.
- To nie wchodzi w grę - odparła krótko Aspie. Ugh, nie tęskniła za tym elfem. Był wyniosły i bezczelny, podczas gdy tak naprawdę nie reprezentował sobą nic. Niewielu było znanych jej kapitanów, którymi gardziła równie mocno.
Uniosła wzrok na Heweliona i zamarła na chwilę, gdy padła propozycja, by zabrała gnoma. Przyglądała się mu w milczeniu, by w końcu przenieść spojrzenie na Labrusa. Przygryzła lekko wargę, czując niewyjaśnione opory. To nie tak, że nie chciała ich pomocy, bo przecież byłaby ona naprawdę nieoceniona. Coś jednak nie dawało jej spokoju. Może to ta mina Huberta. Z drugiej strony, był pijany. Może gdyby był trzeźwy, zachowywałby się inaczej.
- Może nie muszę go zabierać? - spytała po chwili wahania. - A ty nie musisz z niego rezygnować? Na Błaźnie podtrzymywał dużo silnych iluzji jednocześnie, pamiętasz? Nie pamiętasz, bo ich nie widziałeś, nie schodziłeś pod pokład - machnęła dłonią. - Ale tak było. I na Eroli też, podobnie. Poprawiał tych wszystkich ludzi, jednego za drugim. Wychodzili z jego namiotu i szli w swoją stronę. Rozmawiałeś z nim może o ograniczeniach jego magii? O jej zasięgu? Może wystarczy, żeby zmienił mnie tutaj i podtrzymał zaklęcie, dopóki nie wrócę z Karlgardu? Jednocześnie z tym twoim - gestem głowy wskazała gładki policzek Heweliona.
Oparła się znów wygodniej i obróciła się do Rrgusa. Zawahała się. Ile warte były jego znajomości?
- Oddam ci złoto zdobyte w ostatnim ataku - zaproponowała i rzuciła kwotą, jaką Hewelion zapłacił jej po zatopieniu Błazna i statku straży Archipelagu. - To cała moja część. Powinno ci wystarczyć z nawiązką.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1464
POST BARDA
Dwie godziny, powiedziała pani kapitan, i Siódma Siostra wzięła to sobie do serca. Wielu ruszyło w stronę statku, by przygotować go do drogi, ale zdecydowana większość została w tawernie, by cieszyć się muzyką, kobietami i przede wszystkim alkoholem. Musieli mieć przydzielone wachty i pili w najlepsze, gdy nie była to ich kolej na stanie przy żaglach, nawet jeśli ci, którzy mieliby być do tego gotowi, mogli rozpierzchnąć się po wyspie i nie wiedzieć nawet o wezwaniu.

Labrus uśmiechał się u boku Huberta, lecz to lekkie wygięcie ust pod wąsem mogło nie być zauważalne dla kogoś, kto nie znał go zbyt dobrze. Lekarz musiał mieć we krwi już dość alkoholu, by nie przejmować się niczym. Hewelion zaś przejmował się aż za bardzo.

- Zabierz go. - Nalegał, ale znów spojrzał na partnera. Przez jego usta przemawiała chęć przypodobania się Labrusowi. - Ja nie wiem, jak on działa, bo nie chce gadać. Jeszcze go nie biłem, tylko postraszyłem. - Wyjaśnił, zwracając znów wzrok ku Verze.

- Niebywałe! Z tak przystojną twarzą, panie kapitanie, nie wydaje się pan taki groźny! - Zachichotał Aspa.

Urong nie odzywał się, lecz obserwował wszystkich, jakby tylko czekał, by wtrącić swoje trzy grosze w odpowiednim momencie. Ten jednak jeszcze nie nadszedł.

- Mi nic nie będzie, jak jeszcze parę dni se pobędę brzydki.

- Nie mów tak, Hubercie!
- Viridis zwrócił uwagę, również Aspa oburzył się wyraźnie, aż odstawił kubek na stół. - Nigdy nie byłeś brzydki!

- W rzeczy samej! Ach, te blizny miały swój niebezpieczny, drapieżny urok!

- Nadawały powagi.
- Wtrącił w końcu ork.

Hewelion wydawał się skołowany, bo mnogość takich opinii była zbyt duża jak na jego pijaną głowę, która dopiero przyzwyczajała się do wizji posiadania nowej twarzy i mierzenia się z komplementami, które nadchodziły zewsząd, gdy tylko się pojawił. Tym razem blizny były jednak chwalone! Kapitan uniósł dłoń do policzka, gładkiego wyglądem, lecz chropowatego pod palcami.

Aspa zacmokał słysząc propozycję Very, jakby był wprost niezadowolony, lecz na kręceniu nosem się skończyło.

- Niech stracę! To w ramach naszej przyjaźni, pani kapitan, niech będzie. - Zgodził się, uśmiechając pięknie. - Prześlę kogoś z listem ze wskazówkami zanim wyruszycie. Odbierze też złoto.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1465
POST POSTACI
Vera Umberto
Utkwiła w Hewelionie zaskoczone spojrzenie.
- ...Jesteś pewien? - spytała.
Nie prosiła długo, ani nie miała dla niego zbyt wielu argumentów. Skoro nie zgodził się za pierwszym razem, była przekonana, że negocjacje się zakończyły. Przeszło jej przez myśl, że mogłaby mu za wynajęcie Hwylfora zapłacić, ale to nie o to tutaj chodziło - Hubert po prostu nie chciał żegnać się ze swoją przystojną twarzą, nawet na jeden dzień. I choć nie do końca popierała jego decyzje, to naprawdę mu się nie dziwiła. W końcu dopiero co odzyskał swój dawny wygląd.
- Dzięki - odparła krótko, uśmiechając się do niego prawie tak samo niezauważalnie, jak robił to Labrus. Ale wiedziała, że skoro przyzwyczaił się już do tego, jak oszczędny w wyrażaniu emocji jest pan doktor, to w relacji z Verą pewne rzeczy przychodziły mu z dużo większą łatwością, niż innym ludziom. - To znacznie zmniejszy ryzyko tego, że na stryczku z Sandrą, albo zamiast niej, zawisnę ja.
Dopiła do końca zawartość swojego kubka, a potem pokiwała głową, zgadzając się ze wszystkimi zgromadzonymi. Blizny Heweliona były paskudne, ale stanowiły jego integralną część i znacząco wpływały na to, jak postrzegany był przez innych, niekoniecznie w złym świetle. Nadawały mu powagi i drapieżności, tak samo jak twierdzili pozostali. Teraz? Teraz był po prostu przystojny i dobrze zbudowany. Nie nastraszy już ochrony wynajętej przez kupców samym swoim jestestwem.
- Ja też ci to mówiłam, Hubert - przypomniała mu.
Uważała, że zaproponowana przez nią kwota wystarczała z nawiązką. Nie chciała, by Aspa ryzykował dla niej czymkolwiek, nie wiązało się to dla niego z żadnym wysiłkiem ani stratą. Miał po prostu dać jej dostęp do swojej siatki szpiegów w Karlgardzie, i to na jeden raz. Skinęła głową, gdy się zgodził, choć w głębi duszy trochę żałowała utraconego złota. Miała wobec niego zgoła inne plany, niż oddawanie go Rrgusowi. To wciąż było jednak lepsze rozwiązanie, niż sprzedawanie mu Sovrana na jedną noc. Co to był za absurdalny pomysł w ogóle?! Nie, dla Sovrana miała inny plan.
Skoro miała Hwylfora, mogła zabrać mrocznego ze sobą.
Do miasta.
- Oby to wszystko nie było na marne - mruknęła i spochmurniała, gdy znów przed oczami stanął jej widok zaszytego w płótno ciała Erinela, wpadającego w morskie odmęty. Tym razem nie mogła zawieść. Uniosła wzrok na Huberta. - Czy możemy w takim razie teraz pójść po gnoma? Przetransportować go na Siostrę?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1466
POST BARDA


Hewelion nie był pewien, ale spojrzenie, które wymienił z Labrusem, musiało wystarczyć mu za odpowiednie zatwierdzenie podjętej decyzji. Skinął głową. Vera mogła przynajmniej mieć pewność, że Hubert tak łatwo nie zmieni zdania co do pomocy przyjaciółce, skoro już obiecał.

- Możemy jeszcze zmienić zdanie, jeśli planujesz zawisnąć, pani kapitan. - Odpowiedział jej Labrus, pozornie sucho, lecz z ledwie zauważalnym rozbawieniem w głosie. Alkohol źle na niego działał, gdy subtelnie, lecz jasno pokazywał po sobie takie uczucia.

Hubert wcisnął policzek we włosy partnera, by zamaskowane blizny zniknęły z oczu, ale też języków zgromadzonych. Że długo marzył o tym, by się ich pozbyć, by słuchać teraz o tym, jak dobrze do niego pasowały. Nie chciał być potworem, na widok którego krzyczały dzieci.

- Blizny zabierały nam jednak tak, przystojną twarz! - Aspa dalej mówił. - A czy ostatecznym celem nie było to, by to pan kapitan poczuł się lepiej?

I nawet Hubert zdziwiony był kwotą, którą Vera zaoferowała Aspie, lecz nie wypowiadał się, szanując jej decyzję. Podobnie postąpił Urong.

- Proszę pamiętać, że nie opowiadam za powodzenie misji. - Napomknął jeszcze.

- Dobra, chodź, Vera, bo ci go nie wydadzą. - Postanowił Hubert, podnosząc się z miejsca. - Ten cholerny gnom ma lepszą ochronę niż cesarz w Kar'gardzie.

- Karlgardzie.
- Labrus odruchowo poprawił niedbałą wymowę, nie pozwolił jednak Hubertowi oddalić się samemu z Verą. Wstał z nimi.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1467
POST POSTACI
Vera Umberto
Czy zaproponowała za dużo? Być może. Całkiem prawdopodobne. Zrobiła się trochę rozrzutna ostatnimi czasy, ale wolała wychodzić z założenia, że najłatwiejszym sposobem rozwiązania problemu jest obrzucenie go pieniędzmi, niż użerać się z Aspą i negocjować z nim inne warunki tego układu. Lubił złoto? Dostanie złoto. Nie miała u swojego boku nikogo, kto powiedziałby jej, że było to nierozsądne, albo że mogła dogadać się lepiej, bo ten, kto zwykle jej rozsądku pilnował, spał teraz pijany w kapitańskiej koi Siódmej Siostry.
Skinęła głową i podniosła się z miejsca, gotowa ruszyć za Hubertem i Labrusem na Dłoń Sulona. Nie wiedziała, czy na Siostrze którakolwiek cela była w ogóle przygotowana na więźnia, ale zakładała, że w razie czego pogoni jakiegoś załoganta, żeby szybko ją opróżnił. Zresztą, zabierała Hwylfora tylko na jeden dzień. Równie dobrze mogła przywiązać go do jakiejś belki.
- Spisz mi dokładne informacje. Kogo mam szukać, gdzie, na kogo się powołać, jeśli nie na ciebie - poleciła jeszcze Rrgusowi. - Wszystko, co przyjdzie ci do głowy, a co może mi się przydać. Nie zwlekaj, nie mam dużo czasu. I nie zrób mnie w chuja, Aspa.
Zanim opuściła karczmę, podeszła jeszcze do kontuaru.
- Zaraz wypływam. Jeśli któryś z moich ludzi pojawi się tu po fakcie, przekażcie im, że spieszyłam się i nie miałam czasu szukać ich po całej wyspie. I że wracam jutro, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem - powiedziała do Silasa.
Po tym dogoniła swoich przyjaciół i zrównała się z nimi. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła; wspomnienia z Ujścia ciążyły jej na sercu, wciąż żywe i bolesne, choć minęło tak dużo czasu. Zresztą, wszystko przecież zaczęło się od tego, że nie potrafiła pogodzić się z niesprawiedliwością, jakiej dopuścił się Levant. Potem podobnej niesprawiedliwości doświadczyli piraci od Kompanii Handlowej Błogosławieństwa Ula. Jak miała się sprawa z Sandrą? Czy zasłużyła sobie na stryczek? Może tak, może nie, ale Vera nie chciała żyć ze świadomością, że przez swoją bezczynność odpowiedzialna jest za kolejnego trupa. Zwłaszcza, gdy jej nazwisko z jakiegoś powodu widniało pod ogłoszeniem o egzekucji. Zmarszczyła brwi i zacisnęła usta w wąską kreskę. Przecież Domell nie była żadną jej współpracownicą, nie miały ze sobą praktycznie nic wspólnego, rozmawiały raptem raz.
- Muszę chociaż spróbować - odezwała się w końcu, niepewna, czy tłumaczy się przed Hewelionem i Viridisem, czy przed samą sobą. - Nie mogę tego tak zostawić.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1468
POST BARDA


Aspa zdecydowanie lubił złoto. To, czego nie mógł wypracować siłą lub podstępem, mógł kupić. Wszystko miało swoją cenę. Uśmiechnął się pięknie do Very, przypieczętowując układ.

- Takich informacji nie zapisuję, kochana Vero. Pozwól mi dopić moje wino, sam do ciebie przyjdę. Do zobaczenia!

Śpiewny ton Aspy był tak przyjemny, jak i irytujący. Elf pławił się w swoim poczuciu wartości i nie zamierzał odpuszczać nawet na chwilę, gdy obracał w dłoni zawartością pucharka. Nie miał drewnianego czy glinianego kubka, jak inni, ale wykonany z metalu pucharek, ozdobiony motywem winorośli. Silas musiał mieć dla niego specjalnie naczynie, o ile Aspa sam nie przelał sobie trunku do czegoś bardziej dla niego odpowiedniego.

Zapracowany Silas zgodził się z prośbą Very, lecz zważając na to, że taszczył beczkę piwa, można było dociec, że ma na głowie inne problemy. Piwo nie było trunkiem, który często pito na wyspie. Zbyt szybko się psuło, zbyt dużo kosztował jego transport.

- Gustawa! Gdzie pieczeń dla kapitana Skarbimira?!

- Toć się piecze!!


Labrus słaniał się na nogach, lecz obok było silne ramię Huberta, o które mógł się oprzeć. Mężczyzni wymieniali między sobą szepty, których Vera nie była w stanie doslyszeć przez gwar tawerny. Ale czy naprawdę chciała? Słowa mogły być tak niemądre, jak i ich miny. W rubasznej atmosferze Harlen nie było miejsca na przejmowanie się tymi, którzy mogli zawisnąć daleko w Karlgardzie. Stanowili jedność jako piraci, lecz jednoczenie każda załoga była oddzielnym bytem, niezależnym od innych.

- Prędzej czy później wszyscy będziemy wisieć. - Powiedział Hewelion niemal filozoficznie.

- Ty nie. Ty będziesz mieszkać ze mną na Archipelagu, gdzieś daleko. W spokoju. - Wyjaśnił mu Viridis z miną, która nie pozwalała na dalsze dyskusje. - Dwaj staruszkowie, odwiedzani przez twoje dzieci.

- Jakie dzieci?

- Chcę znaleźć twoje dzieci.
- Wyjaśnił niewyraźnie Labrus. - A pani kapitan mi w tym pomoże. Jak uwolni kapitan Domell.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1469
POST POSTACI
Vera Umberto
Niekoniecznie chciała gościć Aspę na Siódmej Siostrze; bardziej odpowiadała jej pierwotna propozycja, wysłania kogoś z listem i po złoto. Corin wciąż spał w kajucie, najpewniej tak samo roznegliżowany, jak wtedy, gdy go w niej zostawiła. Nie przypominała sobie zresztą, by Aspa był u niej kiedykolwiek wcześniej. Nie w tej oficerskiej części, w każdym razie. Tyle dobrze, że przynajmniej wciąż mieli stół i krzesła w przedsionku, tam będą mogli pomówić. Skinęła więc głową i zostawiła elfa za plecami, będąc pewną, że przyjdzie - złoto było warte tego niewątpliwego poświęcenia.
- Być może. A ja nie uważam się za bohaterkę, gotową ratować wszystkich - odparła Hubertowi. - Ale w Karlgardzie panoszy się Kompania. Nie dam im doprowadzić do śmierci kolejnego kapitana, choćby z czystej przekory. Już raz... nie znaliśmy się wtedy, nie tak dobrze w każdym razie... Tylko wtedy w Ujściu... Pamiętacie kapitana Erinela? Pocałunek Krinn? Zresztą, nie czytałeś dokładnie tego ogłoszenia, nie? Oskarżyli Domell o współpracę ze mną. Tam jest moje nazwisko. Chciałabym, kurwa, wiedzieć, czemu nagle jest to taka zbrodnia, skoro podobno ta niedojebana, fałszywa Vera Umberto poszła na ugodę ze strażą, czy tam z Kompanią w Karlgardzie.
Pokręciła głową i chciała dodać coś jeszcze, ale słowa pijanego Labrusa sprawiły, że sama zamilkła, rzucając Hewelionowi niepewne spojrzenie. Po pierwsze, nie miała pojęcia, jak na tę rewelację zareaguje. Po drugie, nie obiecywała lekarzowi, że zajmie się tym teraz. Miała w tej chwili kompletnie inne rzeczy na głowie, niż szukanie cudzych dzieciaków. Jak niby miała to zrobić? Przy okazji wyciągania Sandry z więzienia miała zapukać do kilku domów po drodze i spytać, czy przypadkiem nie mieszka tam blond rodzeństwo bez ojca i z matką o imieniu Xavery, czy jak jej tam było?
- ...Mieliście pomówić o tym najpierw między sobą - przypomniała cicho Viridisowi. - Uzgodnić, czy Hubert nie ma nic przeciwko.
Westchnęła, łapiąc sukienkę w dłonie, gdy zeszli z desek na piach.
- Mogę spróbować pomóc. Chociaż tu więcej dadzą wykupione właśnie znajomości Aspy, niż moja osoba. Ale to mogłaby być... dobra okazja. Ta jego siatka szpiegów mogłaby się przydać do czegoś więcej. Gdyby Hubert tego chciał, oczywiście.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

1470
POST BARDA
Hubert złapał Labrusa wpół, gdy ten zachwiał się na stopach i niemal upadł. Kapitan, zamiast złościć się, zaśmiał się tylko cicho.

- Mówiłem, żebyś nie pił po urazie głowy. - Wytknął partnerowi, pozwalając mu wrócić do pionu w jego własnym tempie. - Verka, ja to myślę, że ty się za mocno przejmujesz. - Dodał zaraz do kapitan Umberto. Ich spacer spowolnił się wyraźnie przez stan doktora, który miał problem z utrzymaniem równowagi, gdy weszli na piasek. - Widziałaś, Kompania to... no. Kolos. Nie damy rady, choćbyśmy skrzyknęli Uronga, Aspę i Byka. Skąd masz pewność, że nie będzie to samo, co w Ujściu?

- Czerwone włosy... - Labrus mamrotał, pamiętając Erinela.

- Czerwone włosy i ego jak stąd do wieczności? Ta, teraz jest najlepszym przyjacielem Ignhysa. - Hubertowi dopisywał nastrój nawet wtedy, gdy rozmawiali o zmarłych. Zdawał się zapomnieć już o kwestii blizny i tego, czy powinien nosić je z dumą, czy nie. - A ty, Verka, jesteś sławna w Karlgardzie. Wycierają sobie tobą gębę, ciekawe dlaczego, co? A co do dzieci, to jest w ogóle o czym rozmawiać?

Labrus podniósł głowę, by spojrzeć na wyższego kapitana. Po chwili też wyciągnął ku niemu ramiona i cały pochód musiał się zatrzymać, gdy lekarzowi zebrało się na czułości na pomoście przed zakotwiczonymi statkami. Uwieszony szyi Heweliona, Labrus oparł się o jego klatkę piersiową. W tym tempie, załoga Siostry będzie miała całą noc na zebranie się na statku!

- Hubercie, będziesz znów ojcem. - Oświadczył, głaszcząc go po policzku.

- Będę? To chyba niemożliwe! - Zaśmiał się kapitan. - Chodź, dla ciebie już czas się położyć. Vera ma rację, najpierw o tym pomówimy między sobą.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”