Południowy brzeg Eroli

46
POST POSTACI
Vera Umberto
Liczyła na to, że wcześniej czy później wiatr przepchnie płonącego Błazna gdzieś w bok - zależnie od tego, jak pozostały ustawione żagle - i dym rozwieje się choć trochę, albo przynajmniej Dłoń Sulona znajdzie dla siebie lepsze miejsce, z dala od tego, co wywoływało łzy w oczach i drapanie w gardle. To drugie było mniej prawdopodobne, gdy statki pozostawały ściśle złączone. Cholera, kto normalny stosował taką taktykę, zamiast zarzucić liny z hakami i to nimi się przyciągnąć? Czy oni byli nienormalni? Mogli zatopić obie jednostki. Bogowie, miała wielką nadzieję, że Dłoń nie została uszkodzona na tyle, by nie byli w stanie dopłynąć nią na Harlen.
- W imieniu Króla Archipelagu! - odkrzyknęła i zakasłała. - Jebcie się na ryj!
Nie miała czasu, by dotrzeć do Heweliona, bo stanął jej naprzeciw chyba elf. Sprawnie odbiła cios, a potem, gdy zobaczyła, że bierze zamach do kolejnego, spróbowała odskoczyć i ciąć prosto w rękę, która znalazłaby się w miejscu, w jakim przed chwilą stała ona. Trzeba przyznać, że trochę liczyła na zawahanie, jakie mógł wywołać w przeciwnikach jej głos. Nie każdy był gotowy tak bez skrupułów atakować kobietę; niektórzy wciąż wychodzili z założenia, że taką można było pojmać i doprowadzić przed sąd, ale absolutnie nie należało jej krzywdzić. Wystarczyłby jej ułamek sekundy takiej niepewności i zdążyłaby wykorzystać ją ku swojej przewadze.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

47
POST BARDA
Dłoń zadbała o to, by Błazen za nią nie ciągnął, lecz wiatr nie dział na korzyść piratów. Choć odsuwał Dłoń, to w jej stronę pchał również Błazna, który, choć już pozbawiony żagli, które strawił ogień, wciąż poruszał się po tafli morza. Nie zostało z niego więcej, aniżeli dymiący wrak i wkrótce miał spocząć na dnie, u wybrzeży Eroli.

Dym nie ustawał, czarna chmura zasłaniała widok, odgłosy metalu uderzającego o metal i okrzyków wypełniły przestrzeń. W kiepskiej widoczności, Vera dostrzegała to, co było przed nią: przeciwnika, który zamierzał zakończyć jej żywot. Elf postąpił tak, jak spodziewała się Vera - zawahał się. Tyle wystarczyło, by celny cios pani kapitan trafił go w ramię. Czarne ostrze było ostre jak brzytwa i niemal odcięło mu rękę. Mężczyzna wrzasnął w bólu i szoku, upuszczając swoją broń.

Nestel nie pozwolił Verze długo czekać na pomoc. Ciepła jucha trysnęła jej w twarz, gdy jej nowy ochroniarz celnym ruchem poderżnął strażnikowi gardło. Gerbert był tuż za nim, atakując kolejnego, który zbliżał się w ich stronę. Z tymi dwoma, Vera nie musiała zabijać.

Ochroniarze obstawili jej przód, lecz nie pilnowali tyłów. W zgiełku i dymie któryś ze strażników musiał zabłądzić i znalazł się za Verą. Miała ułamki sekund, by reagować, gdy jedno silne ramię owinęło się wokół jej szyi, zaś drugie szykowało się do przebicia jej mieczem, pakując ostrze tuż obok linii kręgosłupa.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

48
POST POSTACI
Vera Umberto
Nie musiała zabijać, ale chciała. To znaczy, może nie sam moment pozbawiania przeciwnika życia ją interesował, ale walka. To, co sprawiało, że czuła, że żyje. Niepewność, ryzyko, serce dudniące jej w klatce piersiowej, wyćwiczone ruchy, które po tylu latach przychodziły już same, szczęk stali i okrzyki walczących. To wszystko budziło w niej dziwną, prymitywną fascynację. Nie zwracała nawet uwagi na takie drobnostki, jak gorąca krew, ochlapująca jej twarz; przetarła tylko oczy i atakowała dalej, szybciej, mocniej. Gdzie był Hubert? Chciała walczyć obok niego.
Najemnicy, jak się okazało, byli bardziej bezużyteczni, niż przypuszczała. Tacy byli hop do przodu, a gdy przychodziło co do czego, to nie pilnowali jej pleców, co wydawało się, do cholery, chyba zadaniem oczywistym. Gdy czyjaś ręka zacisnęła się na jej szyi, Vera w pierwszym odruchu złapała ją i spróbowała odciągnąć, nawet jeśli było to skazane na porażkę. Kiedy jednak poczuła czubek ostrza, opierający się o jej plecy, jej serce na moment się zatrzymało. Nie było łatwo z przyłożenia przebić się przez utwardzaną skórę, z jakiej zrobiony był jej napierśnik, ale przytrzymująca ją ręka wydawała się silna. Wiedziała, że nie ma wiele czasu... ani zbyt wielu możliwości.
Szarpnęła się dla niepoznaki, jednocześnie obracając miecz w dłoni ostrzem do dołu i zamachnęła się, celując w bliżej nieokreślone miejsce za swoimi plecami. Nawet jeśli miała w nic nie trafić, albo tylko lekko drasnąć przeciwnika, wciąż istniała szansa, że ją puści, a wtedy będzie mogła się obrócić i zaatakować go tak, jak należy.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

49
POST BARDA
W starciu ze strażą, Vera mogła doświadczyć walki, która była dla niej satysfakcjonująca. To nie byli majtkowie z kupieckiego statku ani piraci, którzy walczyli jak lwy tylko po to, by zachować własne życie. W tym przypadku chodziło o coś więcej i strażnicy Archipelagu mieli cel: obrona kraju przed takimi zbrodniarzami, jak Vera czy Hewelion.

Gdyby mężczyzna uzbrojony był w krótszy, bardziej sztywny sztylet, Vera mogłaby żegnać się z życiem. Jego miecz był jednak giętki i to uratowało panią kapitan. Ostrze prześlizgnęło się po jej boku, ledwie naruszając pancerz, a następnie tnąc w przedramię, tam, gdzie chroniła je ledwie warstwa materiału. Atak Very w tył sprawił jednak, że strażnik musiał poluźnić uścisk.

- Vera! - Kobiecy głos łatwo dało się rozpoznać: to Yala wołała swoją kapitan. Porzuciła chwilowo uprzejmości, widząc, że jej przełożona jest w potrzasku. Kobiecie nie było wiele potrzeba, bo w paru długich susach znalazła się przy kapitan i cięła napastnika. Strażnik odskoczył, zwiększając dystans, na nowo rozplanowując walkę. Miał już nie tylko kapitan w potrzasku, ale też drugą kobietę i dwóch najemników, którzy na nowo orientowali się w sytuacji.

- Poddajcie się, bo nie będzie litości! - Dał im kolejną szansę. Widok dwóch kobiet naprzeciw musiał dać mu do myślenia.

Tymczasem dym zaczął się w końcu przerzedzać, tylko po to, by ukazać ogień już całkiem blisko. Statek strażników zaczął płonąć - Hubert nie próżnował.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

50
POST POSTACI
Vera Umberto
Syknęła, czując piekący ból w ramieniu. Naprawdę powinna zainwestować w karwasze, bo przydawałyby się jej częściej, niż była skłonna przyznać. I jakieś spodnie z utwardzanej skóry też, ale z drugiej strony lubiła swobodę i mobilność. Coś za coś, prawda? Zresztą, to nie był moment na nagły napływ rozsądku. Odskoczyła, gdy mężczyzna ją puścił i obróciła się gwałtownie, spychając świadomość rany i odczuwany ból na tył głowy. Tym zajmie się później, nie stało się jej nic poważnego, wciąż mogła walczyć.
Zerknęła na Yalę, dzięki której w ogóle tę swobodę odzyskała, a potem dostrzegła kolejny pożar. Nie sądziła, że rozwścieczony Hubert stawał się takim pieprzonym piromanem. Musieli szybko wybić straż i odsunąć się od ich okrętu, żeby samemu nie skończyć w płomieniach. Za chwilę dymu i pyłu będzie tu tyle, że nie będą widzieć dalej, niż czubek własnego nosa. Umberto potrafiła walczyć w różnych warunkach - po ciemku, albo na kołyszącym się szaleńczo pokładzie, ale nie w czymś takim. Tego nie miała jak i kiedy przećwiczyć.
- Dobrze, już dobrze - złapała się za przedramię, przyjmując płaczliwy ton - Poddaję się.
Wbrew swoim słowom, nie rzuciła broni. Poczekała, aż mężczyzna się zbliży, by zaatakować ponownie, a jeśli tego nie zrobił, sama skoczyła na niego z mieczem. Kimkolwiek był, mieli przewagę liczebną; miałyby ją nawet z Yalą we dwie, a gdy w pobliżu byli jeszcze Nestel i Gerbert, przeciwnik nie powinien mieć szans - chyba, że mieli do czynienia z jakimś szaleńcem i geniuszem szermierki, ale tacy przecież raczej nie trafiali do morskiej straży.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

51
POST BARDA
Rana nie mogła powstrzymać Very. Kapitan dalej mogła dzielnie trzymać miecz i atakować, bo to nie jej dominujące ramię dostało cięcie.

Fortel zadziałał, bo kiedy kapitan postanowiła niczym niewinne dziewczę poddać się, to napastnik w ramach przyjętej kapitulacji opuścił broń. To był jego błąd. Czworo ostrzy nie odparłby nawet Sokół Gallighan. Strażnik nie miał szans.

- Gdzie się pchasz! - Nestel ofukał Yalę.

- Kimkolwiek jesteś, zawrzyj gębę zanim ja ją dla ciebie zawrę. - Odparła kobieta, nie tak łatwo było wyprowadzić z równowagi Yalę. Była twardą, kierującą się logiką babką. Wdawanie się w pyskówki podczas walki przeczyło wszelkiej logice! - Za tobą!

Ostrzeżenie Yali nie było potrzebne, bo Gerbert poradził sobie łatwo z napastnikiem. Czwórka mogła dostrzec, że chwilowo znaleźli się z dala od napastników, walczących nieco bliżej dziobu. Wśród nich wyróżniała się potężna osoba Arica, tnąca przeciwników bez litości. Pozostali piraci byli dla niego tylko tłem!

- Kapitanie! Wracaj! - Wrzasnął Samael. Ci, którzy chwilowo nie walczyli, mogli zwrócić uwagę na drugi ze statków. Na płonącym pokładzie statku strażników walczył samotnie Hubert Hewelion! Łajba znajdowała się blisko, lecz nie dość, by przejść na nią z pomocą kroku. Istniałaby jednak możliwość, by tam przeskoczyć, choćby z użyciem liny. Hewelion nie odpowiedział, odpierając na raz dwóch przeciwników. Umberto widziała, jak łamie się maszt, strawiony płomieniami. Widziała też krew na białej koszuli kapitana.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

52
POST POSTACI
Vera Umberto
Lubiła Yalę. Było w niej coś, co kojarzyło się Verze z nią samą. Nie popłakiwała w kącie, jak Olena, nie do końca potrafiła odnaleźć się w towarzystwie delikatniejszych koleżanek i od sukni wolała spodnie. A przede wszystkim, była konkretna i pyskata. Czy to o to chodziło Corinowi, kiedy mówił, że ma za mało koleżanek? Żeby spróbowała lepiej poznać się z dziewczynami z załogi, bo wiedział, że Yala był kimś, z kim kapitan mogła odnaleźć wspólny język? Istniała taka możliwość. Albo, kto wie, było dokładnie odwrotnie.
Tak czy inaczej, dobrze zdawała sobie sprawę z faktu, że gdyby nie Yala, pewnie wykrwawiałaby się już gdzieś tu na pokładzie dłoni, a zamiast umierać z pasiastymi żaglami nad głową, musiałaby zakończyć swój żywot wpatrując się w kłęby dymu. Niezbyt kusząca opcja.
Nie wtrącała się w ich przepychanki słowne, bo nie była mamką, która musiała pilnować, by dzieci się dogadywały. Gdy strażnik padł trupem, wszystko jedno czyim mieczem zadźgany, znów wytężyła wzrok, by lepiej zorientować się w sytuacji. Nie wiedziała, gdzie potrzebna była najbardziej, ale gdy tylko dostrzegła Heweliona na sąsiednim pokładzie, wiedziała już, gdzie chciała być. Mogła bezczynnie obserwować drugiego kapitana z zażenowaniem, gdy desperacko próbował wbić cienkie ostrze swojego miecza w grubą skórę gigantycznego żółwia, stojąc na jego głowie, ale nie zamierzała robić tego teraz, gdy wpakował się w sam środek statku wroga. Z tym mogła mu pomóc.
Zwolniła jakąś linę, przywiązaną do rei i owinęła ją sobie wokół przedramienia i nadgarstka, a potem mocno chwyciła ją palcami. Świeża rana zapiekła, ale to był tylko ból; nie takie rzeczy znosiła w życiu. Nie zastanawiała się nad tym, czy najemnicy ruszą za nią, po prostu rozpędziła się i zeskoczyła z Dłoni Sulona, wybijając się z relingu i z pełnym impetem wpadając na drugi statek. Puściła linę, stęknęła i przetoczyła się po deskach, by szybko poderwać się na nogi i od tyłu zaatakować tych, z którymi walczył Hewelion.
W końcu obiecała Labrusowi, że będzie go pilnować, czyż nie?
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

53
POST BARDA
- Kapitanie, nie!

Tym razem Samael krzyczał do Very. Diabelstwu łatwo było wrzeszczeć z pokładu, gdzie brakło już strażników do pokonania, gdzie chmura dymu przerzedzała się i pozwalała oddychać. Vera postanowiła jednak skoczyć w samą paszczę lwa. Robiła to już setki razy - owijała linę wokół ramienia, by odbić się z wyższej burty i bezpiecznie wylądować na deskach niższego statku. Podobnie było i tym razem. Wybiła się, krótki lot przez kłęby dymu przysłonił jej na moment widok, lecz szybko znalazła się na pokładzie.

Dwóch mężczyzn walczyło do końca, starając się pokonać drania, który nie tylko odważył się zaatakować statek na spokojnych wodach, ale jeszcze rzucił im wyzwanie. Parli przed siebie, zmuszając Huberta do cofania się, znacząc jego ciało kolejnymi cięciami, żadne jednak nie było na tyle groźne, by zakończyć jego żywot. Silny kapitan przeżył niejedno.

Vera również miała doświadczenie, ale i bez niego potrafiłaby wbić miecz w ciało osób, które zwrócone były do niej tyłem. Niezbyt honorowe, ale nie o honor chodziło, gdy przyjaciel był w potrzebie. Czarne ostrze przyjemnie prześliznęło się po żebrach, wbiło w miękkie tkanki i wysunęło z mlaśnięciem, słyszalnym mimo szalejącej pożogi. Dwa ciała padły na pokład.

- Wracamy na Dłoń! - Rozkazał Hubert.

Nim zdołali to uczynić, dopadło do nich dwóch kolejnych strażników. Musieli porzucić próby ugaszenia ognia. Gorąco rozlewało się po pokładzie, piekąc Verę w skórę twarzy. Reja nad ich głowami zajęta była płomieniami. Jak długo wytrzyma?
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

54
POST POSTACI
Vera Umberto
Zignorowała wołanie Samaela, bo co niby miała zrobić, kiedy była już rozpędzona i gotowa do skoku? Zakręcić kółko na linie w powietrzu i wrócić na Dłoń Sulona? Nie, była już zdeterminowana, by dostać się do Heweliona i nic nie miało tej decyzji zmienić.
Ale nie przewidziała, że na drugim statku będzie tak gorąco. Walka w płomieniach nie powinna być jej obca, w końcu uciekała już z płonącej rezydencji, gdy zostali zaatakowani podczas swojego odpoczynku pod Everam. Od tamtego czasu minęło tyle miesięcy i wydarzyło się tak dużo, że zdawało się to aż nierealne, ale wciąż pamiętała gorąc, przed którym nie było się jak osłonić. Teraz czuła dokładnie to samo. Chusta na twarzy pomagała niewiele.
- To chodź! - zawołała do Huberta, starając się przekrzyczeć huk ognia.
Lina, z którą wpadła na statek strażników, wciąż leżała przy burcie. Wystarczyło dobiec do niej i złapać się jej, a potem zeskoczyć, pozwalając załodze Dłoni wciągnąć się z powrotem na pokład. Była długa, ale nie na tyle długa, by mogli zwlekać i wdawać się w kolejne walki, bo jednostki powoli oddalały się od siebie. Jak tak dalej pójdzie, pozostanie im skok do morza, a choć wody Archipelagu były przejrzyste i ciepłe, wcale się jej to nie uśmiechało.
Zaklęła pod nosem, widząc, że biegnie ku nim kolejna dwójka. Jakże cudownie by było, gdyby płonąca reja postanowiła ułamać się w tej chwili i spaść im na łeb, oszczędzając Verze i Hubertowi roboty. Takie rzeczy jednak nie miały w zwyczaju współpracować i coś czuła, że jeśli będą stali tu, gdzie stali teraz, sami skończą w ten sposób.
- Reja! Uważaj! - rzuciła do Heweliona i gdy strażnicy dopadli do nich, zaczęła się cofać pod naporem ciosów jednego z nich, częściowo po to, by zmylić jego czujność, a częściowo też aby uniknąć oberwania płonącą belką w głowę. Nie wiedziała, jak długo wytrzyma.
Potem wykręciła młynka mieczem i uderzyła w przeciwnika od boku, przechodząc z defensywy w ofensywę. Musieli się pospieszyć.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

55
POST BARDA
Płomienie trawiły statek i z trudem można było usłyszeć coś ponad trzaskanie ognia, huk walenia się kolejnych konstrukcji i plusku wody, gdy te wpadały do morza. W gorącu nie było czym oddychać, dym był nie tylko gęsty, ale również miał na tyle nieprzyjemną temperaturę, że same obłoki zdawały się parzyć.

Strażnicy biegli do Heweliona i Umberto, ale wydawało się, że swoje życie cenią bardziej, niż możliwość wymierzenia sprawiedliwości piratom. Choć początkowo zaatakowali, musieli zrozumieć, że Vera nie jest kimś, kogo łatwo przeszyją ostrzem i dopiszą do rachunku zabitych złoczyńców. Wycofali się, spojrzeli na siebie i w jednej chwili rzucili kordelasy na pokład, po czym wycofali się do burty i przeskoczyli przez reling.

- Uciekną nam! - Wrzasnął zdenerwowany Hewelion, gdy miał cele inne, aniżeli przeżycie. - Mieli płonąć!

Reja obłamała się i częściowo zawisła nad ich głowami, grożąc oberwaniem w każdym momencie. Hubert postąpił do przodu, chcąc gonić uciekinierów.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

56
POST POSTACI
Vera Umberto
Sama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć, czy ubolewać przez fakt, że przeciwnicy zrezygnowali. Byli rozsądni - z pewnością mieli większe szanse przeżycia w wodzie, niż na czubku miecza Very. Ale choć skok do wody nie był jednoznaczny z uniknięciem śmierci, wciąż istniała niewielka szansa, że uda im się dorwać jakiś kawałek deski, a potem dopłynąć z nią do brzegu, choć przecież wcale nie było do niego tak blisko.
Mimo to, Vera złapała Heweliona pod ramię i pociągnęła go w stronę, gdzie wciąż jeszcze leżała lina uczepiona Dłoni Sulona. Trzask rei nad głową przegonił jednak wszystkie jej myśli o zemście, o wybijaniu strażników i wszelkich alternatywnych zakończeniach.
- Pojebało cię, chcesz się bawić w zapasy w wodzie? Zestrzelimy ich z Dłoni, Hubert! Chodź! - zawołała, próbując przekrzyczeć huk ognia, buzującego pod pokładem i nad nimi. - Jak spłoniesz razem z tym statkiem, albo płonąca reja pierdolnie ci na głowę, to wszystko będzie na nic!
Stąd nawet nie było co zabierać, nie było też jak. Nawet jeśli na okręcie straży znajdowało się coś cennego, czas nie był ich sprzymierzeńcem. Miecz wylądował z powrotem u jej boku, żeby miała dwie wolne ręce. Zmusiła kapitana do przejścia tam, gdzie chciała go widzieć, a potem złapała linę i owinęła ją sprawnie wokół pasa, zarówno swojego, jak i jego. Przywarła do mężczyzny mocno i ciasno ściągnęła sznur węzłem, który potrafiłaby zawiązać nawet przez sen.
Uniosła wzrok na Dłoń Sulona i sprawdziła, czy ktoś tam kontroluje sytuację. Zakładała, że Samael nie postanowił pójść i zająć się swoimi sprawami, tylko obserwował ich z góry.
- Wciągnijcie nas! - krzyknęła, mocno łapiąc się liny i wciskając ją też w dłoń Heweliona.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

57
POST BARDA


Hubert kipiał wściekłością. Kropelki potu mieszały się z krwią na jego twarzy, gdy rozglądał się po statku, szukając wyjścia, które da upust jego żądzy zemsty, ale również zapewni im oboje przeżycie. Płomienie szalały na statku, pokład zaczął przekrzywiać się, gdy kadłub nabierał wody. Kapitan wahał się, lecz pociągnięcie że strony Very kazało mu podjąć decyzję. Brzydkie przekleństwo wyrwało się z jego ust, słyszane nawet przez otaczający ich hałas ognia.

Reja złamała się i opadła tuż za nimi.

Bez dalszej dyskusji Hewelion dał się poprowadzić Verze do liny osłaniając głowę przed sypiącymi się iskrami. Pomógł Verze opasać się liną i złapał ją mocno. Od tego zależało ich życie.

- Cholera jasna. - Powtarzał, oglądając się na statek straży, gdy piraci z Dłoni już ich unieśli z pokładu. Łajba przekrzywiała się coraz mocniej ku bakburcie, by w końcu pokazać im dno. Płomienie syczały, gdy zalewała je woda, lecz nie wyglądało na to, by wrak szybko zgasł. - Cholera! Dzięki, Verka.

Wciągnięto ich na pokład Dłoni. Ktoś chciał zaoferować Hubertowi małą, ręczną kuszę, by pozbyć się pływających resztek załogi straży, lecz kapitan oddelegował ich ruchem dłoni. Sami mogli zająć się uciekinierami.

- Sam? Straty?

- Niewielkie, kapitanie. Wciąż się liczymy. Uszkodzona burta, ale bez zagrożenia zatonięciem.
- Raportował grzecznie Jelonek.

- Wołaj Labrusa do rannych. Vera, jesteś cała?
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

58
POST POSTACI
Vera Umberto
Uciekli w ostatniej chwili. Ciasno objęta przez silną rękę Heweliona i wciągana na Dłoń Sulona, przez ramię tylko spoglądała na kolejny statek w ciągu ostatniego pół godziny, który kończył tu żywot. Przeszło jej przez myśl, że powinni mieć teraz chwilę spokoju - kolejny okręt straży prędko tu nie dotrze, a ewentualne kupieckie będą omijać widziany z daleka pożar i wraki, bojąc się konfrontacji.
Rozwiązała linę, gdy stanęła na pokładzie, uwalniając zarówno siebie, jak i Huberta. Tutaj, gdzie nie otaczały ich płomienie, przez krótką chwilę było jej wręcz zimno. Ściągnęła chustę z głowy i odetchnęła powietrzem, które nie paliło jej w płuca. Materiał nie wyglądał dobrze, upaprany krwią; będzie musiała to uprać, zanim odda. Czuła, jak nienaturalnie sztywna jest górna połowa jej twarzy od zaschniętej już juchy, jaka obryzgała ją, gdy ktoś zarżnął strażnika tuż przed nią. Nie pamiętała, kto to był, czy Yala, czy któryś z najemników. Włosy też miała brudne... i rękaw koszuli, choć ta krew należała już do niej.
Westchnęła i rozejrzała się po pokładzie w poszukiwaniu Pogad i Yali. Chciała upewnić się, że nic im nie jest. Nie widziała też Gerberta i Nestela, którzy do momentu jej zeskoczenia z Dłoni stanowili dwa jej cienie. Istniała spora szansa, że uznali ją za całkowitą wariatkę, widząc, jak skacze w płomienie, do Heweliona. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Cóż, czekało ich jeszcze wiele niespodzianek.
- Nic poważnego - odparła i zmierzyła klatkę piersiową kapitana oceniającym spojrzeniem. - Ty za to jesteś cały pocięty. I taki ładny płaszcz zmarnowany.
Tak się jej przynajmniej wydawało; wciąż była w stanie ruszać lewą ręką, mimo bólu, więc chyba była względnie cała? Labrus opatrzy ją, jak już skończy pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebowali bardziej.
- Nic mi nie będzie. Idź do swoich ludzi - machnęła dłonią i opadła na pierwszą lepszą skrzynię, dopiero teraz, gdy adrenalina opadała, czując zmęczenie, palenie w płucach i pieczenie skóry, obtartej przez sznur. Ale czuła też satysfakcję; udało im się wyczyścić dwa statki, dorwać Hwylfora, a razem z nim cenny ładunek. Miała nadzieję, że naprawdę będzie dużo warty.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

59
POST BARDA


Nikt nie oczekiwał, że po bitwie będą prezentować się inaczej. Zakrawieni, brudni, śmierdzący dymem i śmiercią, piraci lizali rany i liczyli tych, którzy nie uszli z życiem z bitwy. Pogad, Yala i Vera walczyły jak załogantki Dłoni i nie różniły się pozostałych. Gerbert i Nestel wyglądali nieco lepiej, a kiedy Vera wróciła na pokład, zaraz znaleźli się w jej pobliżu, ciągnąc do pracodawczyni jak muchy do nieczystości. Miny mieli krzywe, kapitan musiała wystawić ich lojalność na próbę, skacząc w ogień. Nie na to się pisali!

Hubert podparł ręce na biodrach. Ogień płonących statków oświetlał jego twarz i mężczyzna wydawał się odrobinę bardziej zadowolony, gdy obserwował swoje dzieło zniszczenia. Dłoń dryfowała z dala od zagrożenia, choć jej żagle zdążyły pokryć się sadzą.

- Dziewczyny mi zacerują. - Hewelion uciekł się do komentarza, podnosząc dłoń, by przetknąć palec przez jedno z nowych cięć w płaszczu. Wygładził jeszcze koszulę, by przez dziurę zobaczyć ranę na piersi. Krwawiła. - Nic mi nie będzie, to też się zaceruje.

- Kapitanie! Pan Viridis ucierpiał!

- Oż, kurwa!


Vera nie musiała wyganiać Huberta, gdy ten usłyszał te słowa, rzucone z ust któregoś z jego ludzi. Nim Labrus będzie ratował piratów, będzie musiał uratować siebie.

Pogad podeszła do Very i usadziła zielone pośladki obok. Była zmęczona, mniej zadowolona, niż Hubert, lecz przynajmniej nie wydawała się zraniona.

- Ale to było głupie, kapitanie. - Skomentowała. - Nie idziesz pomęczyć tego gnoma? Wił się jak piskorz, coby się Samowi uratować.
Obrazek

Południowy brzeg Eroli

60
POST POSTACI
Vera Umberto
Przez krótką chwilę kusiło ją, by ruszyć biegiem za Hewelionem i dowiedzieć się, co stało się Labrusowi, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Nie musiała być teraz wszędzie, to nie był jej statek, a do tego nie była pewna, czy w ogóle jej obecność jest tam potrzebna i mile widziana. I choć tak przemawiała sobie do rozsądku, to dobrze wiedziała, że wcześniej czy później zejdzie do szpitala, żeby zorientować się, jak czuł się lekarz. Zapewne ucierpiał przy zderzeniu statków. Miała tylko nadzieję, że nie stało mu się nic, poza rozbitym nosem, czy złamaną ręką.
- Co było głupie? - spytała, podnosząc wzrok na Pogad. - Musiałam po niego skoczyć. Inaczej Dłoń wracałaby na Harlen bez kapitana. Powinnaś już wiedzieć, jaki Hewelion jest czasem porywczy i szalony. Ja przy nim stanowię ucieleśnienie rozsądku. Siłą go musiałam przyciągnąć z powrotem na statek. Nikt inny się do tego nie kwapił. Czasem się zastanawiam, jakim cudem on w ogóle dożył dnia dzisiejszego.
Uśmiechnęła się do orczycy lekko.
- Nic mi nie jest - rozłożyła ręce, jakby tym gestem chciała udowodnić, że ma się świetnie.
Przesunęła spojrzeniem po najemnikach, a gdy dostrzegła ich skrzywione miny, jej uśmiech tylko się poszerzył.
- A więc skakania w ogień kontrakt nie obejmuje, hm? - zagadnęła. - Co z rzucaniem się na morskie potwory? Z wypędzaniem demonów? Uciekaniem przed smokami i wyciąganiem z więzienia? Nie tego się spodziewaliście, co?
Wyciągnęła swoje długie nogi przed siebie i odetchnęła głęboko. Może i była brudna, zmęczona i ranna, a do tego śmierdziała dymem i krwią, ale przynajmniej było jej wygodnie. Spodnie to jednak były spodnie. Musiała jeszcze pozbyć się pancerza; zabrała się więc za powolne rozpinanie sprzączek w napierśniku.
- Już się tak nie krzywcie. Doceniam waszą skuteczność, ale ani przez chwilę nie oczekiwałam, że będziecie wisieć nade mną tak, jak wisieliście nad Hwylforem. To wręcz trochę irytujące. Lubię swoją swobodę. Omówimy wszystko później.
Rozpięła pancerz i odłożyła go obok siebie, na skrzyni, razem z chustą Yali, a potem odkleiła od siebie koszulę. Rozwiązała rzemień i rozpuściła włosy, bo ciasny kok ciągnął ją za bardzo. Musiała się umyć. Zresztą, nie ona jedna.
- Czy ja wiem... nie chce mi się słuchać jego skomlenia i obietnic bez pokrycia - odpowiedziała na pytanie Pogad. - Jak ja, kurwa, nienawidzę gnomów, nie masz pojęcia. Zresztą, to więzień Heweliona, jego zrobił w chuja. Może pójdę potem z nim, pooglądać jego przesłuchanie. A ty? Jesteś cała? I Yala?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Erola”