[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

1

Sala tronowa w krasnoludzkiej twierdzy to monumentalna przestrzeń, wyrzeźbiona w twardym kamieniu, który opiera się czasowi niczym sama góra. Wkraczając przez ogromne, żelazne wrota, wchodzi się do miejsca pełnego surowego majestatu, gdzie każda ściana i filar emanują nieprzemijającą potęgą. Wysokie, masywne kolumny podtrzymujące sklepienie zdobią misternie rzeźbione reliefy przedstawiające sceny z dawnych bitew, wielkich wypraw i budowy twierdzy, przypominające o wytrwałości i sile tego ludu. Sala zdaje się nie mieć końca, a jej echo odbija każdy krok jak bicie młota o kowadło, tworząc poczucie ogromu i nieugiętej trwałości.

Na końcu sali stoi tron — wykuty z litego granitu, niemal wtopiony w podłoże, jakby był naturalnym przedłużeniem samej góry. Jego oparcie wznosi się wysoko, a ciężka, prosta konstrukcja świadczy o nieugiętej naturze krasnoludzkiej władzy. Na powierzchni tronu widnieją precyzyjne wzory, przypominające sploty korzeni, które wyrastają głęboko w skałę, symbolizując trwałość i nierozerwalny związek z ziemią, na której krasnoludy żyją od pokoleń.

Podłoga przed tronem lśni niczym czarne szkło, polerowana tak starannie, że odbija ciepłe światło pochodni umieszczonych na kamiennych kolumnach. Płonące płomienie dają złoty blask, który łagodnie tańczy na ścianach, tworząc poczucie ciepła w tej surowej, kamiennej przestrzeni. Na środku sali rozciąga się dywan utkany z ciemnych, ziemistych barw, prowadzący od wejścia aż do samego tronu — ścieżka, którą przechadzają się zarówno królowie, jak i przywódcy klanów.

Po obu stronach tronu stoją strażnicy, niczym żywe filary tej przestrzeni. Ubrani w ciężkie zbroje z czarnego żelaza, ich hełmy zasłaniają twarze, pozostawiając jedynie zimne, uważne spojrzenia. Każdy z nich dzierży w ręku długi topór, którego ostrze lśni w świetle ognia. Ich postawa jest nieruchoma, niczym wykuta z tego samego kamienia co sala, gotowa do działania, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Strażnicy są cichymi strażnikami spokoju tego miejsca, a ich obecność wypełnia salę subtelną grozą i pewnością, że nikt, kto tu wejdzie, nie uczyni tego bez zgody władcy.

Z bocznych nisz wyłaniają się dodatkowe straże, gotowe na każde skinienie ręki króla. Ich tarcze, ozdobione geometrycznymi wzorami, odbijają światło pochodni, a każdy ich ruch jest precyzyjny, jakby byli częścią mechanizmu stworzonego przez samą górę. Ciężkie, żelazne buty stukają o kamień z regularnym rytmem, przypominającym bicie serca tej twierdzy.

Sufit sali ginie w mroku, a w jego głębi widać połyskujące kryształy, które migoczą subtelnie w świetle pochodni, jakby góra sama obserwowała każdy ruch i decyzję podjętą w tym miejscu. Czas w tej sali wydaje się zatrzymany, a jedyne, co wydaje się tu wieczne, to siła władcy, który na tronie panuje nad ziemią, skałą i narodem, będąc jednym z niezachwianych filarów tej pradawnej twierdzy.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

2
POST BARDA
Tamas wraz ze Joverną został wprowadzony do królewskiej stali tronowej. Po bokach sali stało bardzo wielu krasnoludów z różnych klanów oraz sporo żołnierzy, który to mieli pilnować, żeby ich władcy nie stała się krzywda. Można powiedzieć, że w istocie znaleźli się w centrum burzy, bo teraz oczy wszystkich były skierowane w ich stronie. Król Vorman siedział na stronie, przyglądając się wszystkiemu. Nawet jak na krasnoluda, który wiele wiosen przeżył za sobą, wciąż pozostawał zagadką dla wszystkich. Jego spojrzenie spojrzała na sługę, który zaraz pobiegł do przybyłej dwójki.
- Król zaprasza na audiencje. - Powiedział, by zaraz prowadzić ich w pobliże króla, gdzie zdecydowanie. W pobliżu jego łapy widać było można list, który został mu dostarczony. Jak to miał w zwyczaju, odzywał się mało, jednak było po nim można poznać, że wysłucha tego, co mają do powiedzenia. Jak już byli bliżej odkrzyknął, dając znać, że można mówić.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

3
No to nie pozostało nic jak zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać. Miał takie poczucie jakby występował w pierwszym rzędzie przeciw demonom... Tym razem jednak jego przeciwnikiem był król, a bronią - słowo. Nigdy nie wyobrażał sobie, że będzie musiał właśnie tym orężem wymachiwać. Najłatwiej byłoby po prostu przekazać pismo dyplomatyczne na którym byłoby wszystko wypisane i w sumie tyle, cofnąć się z ukłonem i wracać do twierdzy. Byłoby to jednak zbyt proste.
Cóż, skoro już wstępny list miał za sobą to pozostało ubrać to w proste słowa, a nie jakieś dyplomatyczne przemówienia. Yhm, czy miał się ukłonić? Może uklęknąć na chwilę. Finalnie skończyło się na głębokim pochyleniu głowy i opuszczeniu wzroku. Gdyby nazwał go 'wasza wysokość' to byłoby to nietaktowne? Ogromny człowiek mówiący do krasnoluda... tak, to byłaby potwarz.
- Królu, przybywam w imieniu moich przełożonych z Orlej Straży, aby prosić Cię o wsparcie naszej wspólnej sprawy, jaką jest bezpieczeństwo żyjących na północy istnień przed hordą demonów. Niechybnie czas przyniesie ich na południe, w stronę Twojej twierdzy. Wybacz mi śmiałość, ale jestem weteranem, walczyłem z nimi na Błyszczącej Górze i zapewniam, że przeciwnik się zmienił i nie jest to już bezmyślna masa istot żądnych krwi, jednak przeciwnik o bardzo wielu różnych jednostkach, które mogą przerażać wielkością, latać i zapewne też ryć w skale całymi dniami. Wybacz też nieprzyjemny prezent w postaci tamtego urywka stwora. Chciałem jedynie podkreślić tym wagę zbliżającego się zagrożenia.
O i tyle musiało na początek wystarczyć. Nie chciał przesadnie słodzić jakimiś słowami, a jedynie maksymalnie koncentrować się na temacie, który miał poruszyć. Wątpił w to, aby król miał coś przeciwko takiemu podejściu. Proste postawienie sprawy i oczekiwanie. Tamas nie mógł wiedzieć zresztą jakie podejście do rozmowy będzie najlepsze, ale zamierzał być po prostu żołnierzem, a nie politykiem.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

4
POST BARDA
Krasnoludy niezbyt przejmowały się ludzkimi protokołami, choć Tamas miał rację, że nietakt wobec ich króla mógłby zakończyć te rozmowy bardzo szybko. Joverna podążyła jego śladem, bo nigdy nie miała do czynienia z takimi osobnościami. Ewentualnie nie po tej stronie, bo patrząc na jej doświadczenia, była zazwyczaj blisko głowy ganku podczas takich rozmów. Nie mniej, nie oznaczało to, że pozostawała bierna, próbowała na swój sposób rozglądać się bez przyciągania uwagi. Szczególnie kiedy wiele spojrzeń było skierowane na Tamasa.
- Demony mają sojuszników. - Odezwał się król zachrypniętym głosem, po wysłuchaniu jego słów. - Podnieś głowę Tamasie z Orlej straży. - Powiedział dodatkowo, chcąc mu spojrzeć prosto w oczy. Król był świadomy zagrożeń czekających na niego. Wiedział dobrze, co stało się z Twierdzą Uratai i jak wygląda sytuacja w okolicy.
- Znam dokonania Orlej, ale tym razem wasze siły są za małe. Uratai zostali rozbici w ciągu jednego dnia. To, co z nich zostało, nie nadaje się do niczego. Kogo możecie mieć? Wsparcie z Salu? Nim dotrze gdziekolwiek, będzie dawno po wszystkim. Ludzie kłócą się ze sobą. Walna bitwa na otwartej przestrzeni z tak niewielkimi siłami to praktycznie rzeź. Ta twierdza wytrzymała niejedną wojnę. Tu przewaga liczebna demonów i ich sojuszników traci na znaczeniu. Keron? Ma własne problemy, więc powiedz mi, Tamasie z Orlej Straży, dlaczego mam rzucać mój lud na bitwę bez żadnych atutów, skoro tutaj mi ich nie brakuje? - Spojrzał na niego, a w starych oczach widać było sprawny umysł, który wciąż potrafił analizować i myśleć. Dla niego chodziło tylko i wyłącznie o jego własny lud i przetrwanie. Już raz forteca została zamknięta na bardzo długo. W razie konieczności byliby w stanie zrobić to drugi raz. Tamas dostał bardzo trudne zadanie, bo nie miał dobrych kart, by rozgrywać ten pojedynek. Armia krasnoludów była jedną z liczniejszych w tej okolicy i będzie stanowiła trzon tego sojuszu.
Licznik pechowych ofiar:
8

[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

5
Ta rozmowa na pewno nie będzie niczym sielankowym. On, prosty żołnierz, ledwie wyniesiony do bardziej istotnej rangi w Straży miał teraz stać przed królem krasnoludów i starać się udzielać odpowiedzi, które nie będą kwiecistą mową, której w końcu nie znał, ale miały być to słowa wystarczające, aby przekonywać do wsparcia ich sprawy. Czy nie będzie łatwiej walczyć w wojnie, niż pojedynkować się na wypowiedzi?
Na słowa króla oczywiście podniósł głowę i na prawdę wytężał swoje komórki mózgowe, aby nie palnąć czegoś głupiego. Jego nieogolony pysk jednak był spokojny, nieco nawet ponury, szczególnie kiedy słuchał o swoich pobratymcach. Tsaaa, a mu wróżono, że miał ich zebrać, tak?
- Jeśli chcemy nauczyć się dźwigać to, co jest nie do udźwignięcia, trzeba i nam sojuszników. Tak krasnoludom jak i nam- ludziom, nie tylko Uratai i całej północy. Jak my wszyscy nie zatrzymamy demonów, wtedy południe zmyje jak po pękniętej tamie.
Zaczął, ale oczywiście dopiero kiedy był pewny, że władca twierdzy przestał przemawiać- gdyby mu przerwał to ta audiencja byłaby pewnie już skończona. Król nieco sam wspomniał o tym, że demony miały sojuszników, a więc Tamas mógł nieco zagrać tą właśnie 'kartą'- sam przyznawał, że coś się działo...
- Jaką mamy pewność, że w Turon już nie ma wielu sprzymierzeńców demonów gotujących się do niszczenia Twojej Twierdzy? Tym razem zamknięcie się może spowodować wyniszczanie od środka, być może demony będą potrafiły przebić się przez ściany, wejść w tunele, które są głęboko w górach. Nie mogę odpowiadać ani za Salu, ani Keron, ale jestem przekonany, że w obecnym momencie również tam są nasi wysłannicy, aby namawiać ich władców do współpracy ze sobą, z nami, ku dobru nas wszystkich. Uratai jest w obecnym momencie niezbyt pomocne, jednak pierwsze zawsze docierają karawany, z osobami niezdolnymi do wojaczki lub zbyt młodymi do walki. Wojownicy z pewnością z czasem się zejdą z różnych stron i z pewnością chętnie rozładują swoją nienawiść wobec tych, którzy zniszczyli ich domy. Orla Straż zajmuje się przede wszystkim tępieniem demonów, a każdy wyszkolony brat jest wart więcej, niż kilku regularnych żołnierzy wojsk lub strażników twierdz, którzy nie wiedzą w jaki sposób obchodzić się z demonami. Ty, Królu jesteś z pewnością tarczą dla nas wszystkich, jednak to Uratai, Orli i wszyscy którzy przybędą, mogą być toporem, który będzie ich ścinał.
Zamilkł na chwilę, aby nie przynudzać swoimi wywodami. Uważał jednak, że taki... średni monolog z delikatnym pochlebstwem nie będzie niczym złym... Szczególnie jeśli brać pod uwagę to, iż król wydawał się jeszcze nie przekonany na żadną ze stron. Tamas nie czuł niechęci od niego, nie czuł na razie, że walczy faktycznie z kamienną ścianą, a z żywą istotą, która chce znaleźć najlepsze rozwiązanie... złoty most po którym będzie mógł poprowadzić swoich ludzi... Tamas mu nie zbuduje takiego mostu, jednak w miarę swoich możliwości mógł postarać się, aby Vorman widział w nim całkowitego sprzymierzeńca, a nie człowieka, który próbuje ugrać coś tylko dla siebie i swoich orlich strażników.
Kartoteka
Będę żył i umrę na posterunku.
Jestem mieczem w ciemności.
Jestem strażnikiem na murach.
Jestem ogniem, który odpędza zimno, światłem, które przynosi świt, rogiem, który budzi śpiących, tarczą, która osłania krainę człowieka.

[Dolny Poziom] Królewska Siedziba

6
POST BARDA
Tamas dobrze znał wszystkie przywary o krasnoludach i mógł potwierdzić nie raz każdą z nich. To było jego doświadczenie. Zyskać sympatie brodatego ludu nie było łatwo, ale jak już się udawało, była to przyjaźń na dobre i na złe. Ludzie często przeklinali ich wrodzoną upartość, ale doceniali w walce, kiedy zmieniała się w zażartość. Jednocześnie niechęć do zmian powodowało, że często każdy chciał wyrywać sobie włosy, kiedy próbował coś ugrać z nimi.
- Wy ludzie zawsze używacie pięknych słów, ale gówno wiecie o sytuacji, która was otacza. - Stwierdził król, podsumowując jego cały wywód. I tu właśnie dochodziło do sytuacji, kiedy nadzieje rasy ludzkiej mierzyły się z krasnoludzką roztropnością. Zderzenie tych dwóch sił przeważnie kończyło się bardzo źle, a powody były wiadome. Każda ze stron, choć miały wspólne cele, nie potrafiły dotrzeć ze swoimi argumentami.
- Sądzisz, że macie czas na przygotowania? Jesteście o pieprzone trzy góry do tyłu za nimi. I co masz do zaoferowania? Rozbici Urataj, którzy w tej sytuacji będą kłócić się miedzy sobą jeszcze bardziej, bo przecież muszą ustalić hierarchie. Jak na coś takiego można liczyć? Zresztą, nawet jak już powyrzynają się w tych swoich próbach, będzie po prostu ich mniej do kłócenia się, a rzekomą rolę władców przejma młodziki bez bródki, którzy gówno mają pojęcie o bitce. - Prychnął pogardliwie, bo oni mieli z nimi bardzo długą historię sąsiedzką. Chyba nie ma narodu, który lepiej znałby ich zwyczaje, niż właśnie krasnoludy. Poza oczywiście samymi ludźmi, bo odległe Salu mogło po prostu kalkulować, bazując na ograniczonym kontakcie z tym plemieniem ludzkim.
- Salu jest zbyt odległe, Keron tak samo. Nie zdążą nawet załadować prowiantu na powozy, kiedy tu będzie po wszystkim. Sądzisz Tamasie z Orlej straży, że jak długo maszeruje armia? Jesteś naiwny. Nie masz pojęcia o wojnie, bo to nie są potyczki, jakie do tej pory widziałeś. Paru wyszkolonych braci nie pokona hordy. Zaleje ich fala. Tu potrzeba dużych armii. Ten topór jest tępy. Naiwność nie ocali nikogo.- Z każdym słowem, król wydawał się zyskiwać na sile, przeczącej jego starości. Pod koniec praktycznie słychać było młodego krasnoluda w sile wieku. Czy to efekt doświadczenia, które on miał? Posiadał silnego ducha, który odmawiał uznania upływu lat.
- Koniec audiencji. Zgodnie ze starym zwyczajem, możecie tu zostać tak długo, jak chcecie. Jesteście naszymi gośćmi. - Powiedział stanowczo, by nikt nie nawet nie pomyślał, że zamierzał zmienić zdanie. Król musiał dbać o swój lud, a Tamas oprócz paru dowodów, nie przyniósł nic, co by mogło skłonić króla do zastanowienia się nad tym pod innym kątem. Potrzebowała czegoś jeszcze, by go przekonać.
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Stolica”