Część mieszkalna

46
POST POSTACI
Aremani
Przeprosiny Dandre wydawały jej się bardzo rozczulające. Jak można było się spodziewać po jego profesji wykazywał złożoną paletę barwnych emocji, których poznawanie sprawiało Aremani dziwną satysfakcję. Poniekąd wręcz naukową satysfakcję.
Poznała już Dandre złotoustego, bawidamka i prestidigitatora. Był też Dandre skrywający mrok i traumę przeżyć z Kotynentu, których tajemnicą lekko się podzielił gdy nie tak dawno (albo już bardzo dawno) spożywali wspólnie suchary w kattokowej kantynie. Teraz bard wydawał jej się... zatroskany, trochę podłamany, ale na pewno przejęty. Czy to za sprawą jej powrotu czy tego, cokolwiek wydarzyło się między nim a Neelą.
W każdej z tych palet była jakaś teatralność, ale z nich wszystkich to obecny nastrój barda wydawał się najmocniej podszyty szczerością.
- Nie przepraszaj, Dandre. - powiedziała, a potem przyszło jej do głowy, że urządzają mały konkurs na to, kto przeprosi najmocniej. - Sam to powiedziałeś: To nie jest nasz świat, nie mamy dużo do mówienia.

Aremani przejechała dłonią po swojej nowej fryzurze. Namacalne poznawania kształtu swojej głowy było dla niej było prawie jak ekspedycja na nieznane ziemię. Stara się zachwycać każdą nierównością i teksturą jej łysego czerepu, po to by trochę zagłuszyć traumę po utracie swoich rudobrązowych fal. "Ciekawe, jak szybko rosną w stosunku dobowym? Szkoda, że nie mam linijki".
Herbata dość dobrze ją rozgrzewała jednak dużo lepiej zadziałała opryskliwość Shirana. Gdy tu weszła i go zobaczyła po raz pierwszy miała wrażenie, że wielka gula staje jej w gardle a wstyd i poczucie winy rozsadzają ją od środka. Gdy tylko zajęła się sobą i krytycznie potrzebującą jej Neelą chciała w następnej kolejności zwrócić się do Shirana, nawet przeprosić. Ale że ten sobie parsknął i ceremonialnie wyszedł... Ta potrzeba rozpłynęła się i zastąpiło ją zirytowanie.
- Co za baba. - skwitowała, dopijając do końca ziemisty napar. Na słowa gospodarza kiwnęła dziękczynnie głową i dała znać, że rozumie nakaz unikania elfa i nie potrzebuje nic więcej. I tak w końcu dużo im dali, dużo ryzykowali. Ich celów nie znała. Nie wiedziała w ogóle jak cała kompania znalazła się w tak dziwnym acz sprzyjającym im miejscu. "Może już-nie-ptaszysko kontroluje ich umysły???"

Neela zaproponowała jej kąpiel, na co Aremani zareagowała żywo.
- O tak, zdecydowanie. Za długo leżałam mokra nie z własnej woli. Jeszcze by mi skóra zaszła zielenią i... oj. - zdała sobie sprawę, że jej niewyparzony język już działa, ale nie powinien mówić takich żartów gdy przed nią siedziała zdradziała Neela a przed chwilą sama wygłosiła pogadankę o samoakceptacji. - Tak, zdecydowanie potrzebuję kąpieli. Ale nie chcę iść sama, mam dość samotności na najbliższy czas. Poszłabyś ze mną, Neela?
Na sugestię Jalena o odstąpieniu leżanki pokręciła przecząco swoją łysą główką. Dziwny był ten ruch gdy nie ciągnęła za sobą kłaków.
- Głupstwo gadacie. To ja jestem tu spóźnialskim gościem, więc to ja będę spała gdziekolwiek. Fotel jest mój. Nalegam. - spojrzała na marynarza z nieustępliwością w oczach. - Jeśli jednak chcesz być szarmancki możesz pomóc obolałej zielarce dojść do łazienki? I może poczekać, jak przed łażnią za starych dobrych czasów, co? - dodała z uśmiehem.
Nie przestawała też na niego patrzeć gdy Neela poruszyła temat przeproszenia Shirana. Jalen by dla niej nie tylko miłym widokiem, ale też żywym dowodem jej domniemanej "zdrady" na półelfie. Różne uczucia zaczęły się w niej kotłować i nie potrafiła nadać im sensu.
Spojrzała na Nellrien. Może złożenie jej wyjaśnień pomogłoby Arze wszystko poukładać.
- Kiedy... Szara magini Cię obezwładniła... - zaczęła starając się być delikatną. - ...zaczęłam jej gadać, że jesteśmy znawcami "Świata na górze" i przysłużymy się Zerithowi Dalalowi bardziej jako atrakcja na jego pałacu niż zwykli więźniowie. Lua kupiła to i pozwoliła mi wziąć ze sobą tylu pomocników "ile palców u jednej ręki". Niestety Shiran jej wcześniej podpadł i zabroniła mi go zabrać. A ja zamiast ją przekonywać, że Shiran musi z nami iść, że jest krytyczny dla nas... Nie wiem, no! Spanikowałam! - przyznała. - Czułam, że jesteśmy zdani na jej łaskę i nie chciałam jej podpaść. Więc nie stawiałam oporu.
Poczucie winy znajdowało się wśród tej mikstury emocji, jednak nie było ono tak duże, jak się spodziewała.
- Przepraszałam wtedy Shirana, obiecałam że go znajdziemy, że nie odpuścimy. Ale widocznie to mu nie wystarczało. Ech... A jak wy się w końcu znaleźliście? Skąd w ogóle ten dom i ci... te elfy?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Część mieszkalna

47
POST POSTACI
Shiran
Nie to że teraz jej nienawidziłem. Określiłbym to jako uczucie mroźnego powietrza, które dopływało prosto z kierunku w którym stała nasza Łysolka. Niechęć do chyba najlepsze określenie i mogłem ją albo ukrywać, albo po prostu być sobą. Rozumiecie, co nie? Nie wiem jak reszta i średnio mnie to obchodziło, ale zarówno podniesione brwi Nellrien, jak i reakcje pozostałych, mówiły same za siebie. No nic... Sama Ara miała jednak chyba delikatnie mówiąc wyjebane.
Nowoprzybyli... Nie, staroprzybyli... Też brzmi źle. Gospodarze, o! Więc nasi gospodarze obserwowali ten cały cyrk, ale nikt tego nie komentował. Potem udzielili ostatnich instrukcji, ostatnie prośby, po czym zwyczajnie zostawili nas samych. Nieironicznie - miło z ich strony. Przyda się nam odrobina prywatności i możliwości "bycia w swoim towarzystwie".
Kosz z jedzeniem zostawili pełny. Wino, czy czymkolwiek ten podmroczny sikacz był też się znalazł. Coś przekąsiłem, nie zwracając za bardzo uwagi na smak, czy zapach. Ot, mechaniczne podejście do obowiązku, który musiał być spełniony. Kątem oka widziałem Nellrien, która pochłaniała prawdziwe góry żarcia, jakby nigdy nic do tej pory tak nie smakowało. Albo jakaś gastrofaza po proszkach, jakie załatwiła jej Lua. Właśnie... Lua.
Przełknąłem ostatni kęs, a gdy byłem już pewny że głód został zabity, ruszyłem nieśpiesznie w kierunku zejścia do piwnic. Widziałem jak Neela skryła się za swoimi drobnymi dłońmi, ale i tak nie mogłem nic zrobić. Musiała to przetrawić sama. Później z nią pogadam.
Zatrzymał mnie głos Nellrien. Obróciłem się na pięcie, mierząc ją wzrokiem. Nie musiałem się odzywać, bo całą robotę załatwił za mnie Auth. Skinąłem głową na potwierdzenie jego słów. Nie odzywałem się więcej. Wróciłem do mrocznego wymarszu, gdy znalazłem rezygnację w twarzy pani eks-kapitan. Dobrze...
- Kamień na szczęście nie jest łatwopalny - rzuciłem przez ramię, ale jeśli nie zatrzymywałem się, nawet jeśli ktoś postanowił zaprotestować.

Mrok, kwadratowy basen, mistyczne drzwi, za którymi kryła się fioletowooka magini. Lekki płomień rozświetlał delikatnie pomieszczenie. Klucz czekał na przekręcenie. Nie zwlekałem długo. Ostrożnie uchyliłem drzwi. Nie wkradałem się. Wkroczyłem jak do siebie, pamiętając o tym, by zamknąć pomieszczenie, tak jak nakazali gospodarze.
Chwilę mi zajęło, nim zorientowałem się że nie ma tu żadnego źródła światła. Mimo tego, widziałem znakomicie. Składzik z prawdziwego zdarzenia, wypełniony pudłami, workami i bliżej nieokreślonymi pakunkami. Kolory nie były żywe, ale byłem w stanie dostrzec każdy szczegół przede mną. A tych było wiele... Skąpo ubrane ciało elfki, nie dawało pola popisu wyobraźni. Cieszyłem się jak nigdy, że Nellrien nie wypuściła mnie z pokoju bez niczego. Nie chciałbym znaleźć się teraz tutaj w tamtym stanie.
Lua była przytomna. I musiała też doskonale widzieć w ciemności, bowiem wpatrywała się we mnie z taką intensywnością wyrażającą mord, że głowa mała. Wyglądała jak jakaś rozwścieczona i sponiewierana bogini. Mimo tego, nie pożerałem jej wzrokiem. Spojrzałem w jej fioletowe oczy, podchodząc bliżej. Milczała.
Była... Intrygująca. Miała w sobie coś... Co mnie pociągało, ale nie byłem w stanie określić co to dokładnie było. Zakazana i nieodpowiednia. Może chodziło o symptom zakazanego owocu? Nie byłem w stanie tego stwierdzić na sto procent.
- Udało Ci się... I przyznać muszę, że umieranie jest dość bolesne... - zacząłem zbliżając się do niej.
Ubezpieczaj mnie, gdyby coś chciała odjebać - poprosiłem Autha, który był w bliżej nieokreślonym miejscu obok. Mimo tego, czułem jego otulającą obecność.
Oparłem się o jakiś stary regał, który jęknął głucho, nie ruszając się ani odrobinę. Mogliśmy tak siedzieć w tej ciemności i mierzyć się spojrzeniami, ale przecież nie o to chodziło, prawda? Odbiłem się i ostrożnie podszedłem do magini, by zdjąć jej knebel.
- Jedna szansa... Liczę, że masz trochę rozumu i wiesz, że więcej osiągniesz rozmową... - powiedziałem spokojnie. Zaklęcia które mogła rzucać wymagały raczej rąk, choć Auth ostrzegał mnie już wcześniej o tym, że jej słowa mogą też być niebezpiecznie. Byłem przygotowany do założenia jej ponownie knebla, gdyby zaczęła jakąś inkantację, albo chciała... Sam nie wiem co.

- Zacznijmy powoli...- powiedziałem, nie wiedząc nawet czy będzie chciała jakkolwiek rozmawiać. - Wiem, że masz ochotę mnie teraz zetrzeć w pył, ale uwierz mi, że jestem tu jedyną personą, która z jakiegoś pojebanego powodu nie chce Twojej śmierci - Otwarte karty, powinna to polubić. - Nienawidzisz mnie... Ale też Cię intryguję, czego nigdy nie przyznasz. Nieznosisz mojej buty i braku szacunku, do którego nie przywykłaś, ale jednocześnie sprawia Ci to podświadomie przyjemność, czemu oczywiście zaprzeczysz - mówiłem, patrząc z wyzwaniem w jej hipnotyczne oczy.
- Uważasz mnie za plugawego robaka, ale... Kurde - Utrzymywałem wyzwanie. -Może i nim jestem... Irytuję Cię jak nikt do tej pory. A brak szacunku jest w tym wypadku niedopuszczalny... - mówiłem powoli. Przekręciłem głowę.
- Wiem, że Cię nie złamię. Szanuję to... Dlatego chcę pogadać i być może... Złożyć jakąś ofertę... - Nie wiedziałem jeszcze w co gram. Zobaczymy gdzie to mnie zaprowadzi.
- Opowiedz mi po co to wszystko. Te bramy... Ta nienawiść - podniosłem rękę w górę. - Zawsze tak ślepo powtarzacie wbijane wam do głowy frazesy? Czy może udajecie, że sami to wymyśliliście? Widzę, że jesteś ponadprzeciętnie inteligentna. Elita... - przekrzywiłem głowę.
- Czego chcesz? Może uda nam się jakoś dogadać... - zmrużyłem oczy, obserwując bacznie reakcję magini. Ona i jej fioletowe oczy...

Część mieszkalna

48
POST POSTACI
Dandre
Kiedy Shiran podszedł na chwilę do Biriana, ten bez chwili zawahania podał mu butelkę. Resztki wina chlupotały na jej dnie, bynajmniej nie było ich tam dużo, ale wystarczyło na solidny łyk, czy nawet dwa, żeby odrobinę rozgrzać się przed zejściem na dół. Bard skrzywił się lekko, gdy głos Autha rozbrzmiał mu w głowie. Nie mógł przyzwyczaić się do tego uczucia. Odnosił wrażenie, jakby ktoś wciskał mu się z buciorami do umysłu. Cmoknął z niezadowoleniem.
Uniósł spojrzenie na Arę i uśmiechnął się zimno.
- Jeszcze zobaczymy, jak wiele będziemy w stanie powiedzieć – odchylił głowę w tył na oparciu kanapy i spod opuszczonych powiek zerkał na sufit. – Niechaj ich bogowie trzymają ich w opiece, jeśli staną nam na drodze do domu. Ale, bardzo cię proszę, trzymajmy się razem. Nie przeżyję, jeśli wszyscy stąd nie wrócimy – mruknął, po czym zamilkł na chwilę. W głowie miał wino.
Wiedział jednak, że jutro musi być w formie. Chwilowe otępienie nie było warte ceny, jaką mógł za to później zapłacić.
Na razie nie komentował wymiany zdań, a raczej jej braku, między Shiranem, a Arą. Ba, sam najpewniej był mu winien kilka słów wyjaśnień, szczególnie, że wraz ze swoim demonicznym towarzyszem uratowali im wszystkim dupy… Ale to wszystko później. Rozmowa z Neelą wystarczająco go zmęczyła. Spojrzał na dziewczynę i ściągnął lekko brwi, widząc jej z lekka nieobecne spojrzenie. Miał nadzieję, że to kwestia niewylewanego za kołnierz wina, a nie bólu.
- Kąpiel to świetny pomysł – kiwnął głową – Oczywiście, bogi brońcie, nie sugeruję, że waćpanienka wygląda, jakby wypełzła z rynsztoka, w którym postanowiła popływać po udziale w najsmutniejszej orgii świata… Ale poczekaj, aż Shiran rozmówi się z naszą gościnią. Chyba, że nie tylko gołą głową chcesz świecić – zaśmiał się cicho, choć jakoś pusto. W zamyśleniu sięgnął po coś, co wyglądało jak owoc i prędko się w niego wgryzł. Sam przecież też był głodny, nawet jeśli wcześniej myślał tylko o tym, by szlachcianka zechciała coś przekąsić.

Oczywiście – mruknął, od razu wstając z kanapy na prośbę Neeli. Niespecjalnie zwrócił uwagę na zmianę w formie, w jakiej się doń zwracała. W gruncie rzeczy cieszył się, że w ogóle chciała otwierać do niego usta. Może i nie obiecywał jej niczego wprost, ale nie potrzebował jej wcześniejszych słów, by zrozumieć jak ją zranił. I po raz pierwszy od bardzo dawna, naprawdę w jakiś sposób go to bolało. Nie ma nic gorszego od świadomości, że w istocie coś się spieprzyło i nie ma tego na kogo zrzucić.
Poczuł na sobie pytające spojrzenie Nellrien i tylko zacisnął usta potrząsając głową, kiedy powoli oddalał się od towarzystwa. Dopiero, gdy znalazł się przy schodach, obejrzał się w jej stronę raz jeszcze i szybkim ruchem głowy wskazał na górę, mniej więcej w stronę pokoju, w którym spała Yunana. Ot, i cała historia, stara jak świat. Na cóż komu słowa?

Nie śpieszył się w swojej wędrówce na górę. Wsłuchiwał się w powolne szuranie swoich stóp na schodach, później w ich głuche plaskanie na podłodze. Wsunął się do pokoju tak cicho, jak tylko mógł, nie chcąc budzić śpiącej wyspiarki. Mimo półmroku, odnalezienie celu jego wędrówki nie zajęło mu zbyt długo. Przerzucił sobie ubranie przez ramię i zerknął w dół, na krawcową.
Nieważne, jak by na nią nie spojrzał, nieważne, jak źle by się teraz nie czuł… Nie potrafił przyznać przed sobą, że ta noc mogła nie być tego wszystkiego warta. Pragnienie ekstazy z łatwością przysłaniało wszystko inne… Tak jak najgorszy nawet kac nie mógł odegnać go od butelki.
Kiedy zamykał za sobą drzwi, czuł, że mimowolnie marszczy brwi. Może miał ze sobą więcej problemów, niż przypuszczał.

Wrócił do pokoju akurat kiedy Ara kończyła odpowiadać pani kapitan.
- Trudno wybaczyć nóż wbity w plecy – stwierdził, wzruszając ramionami – Nawet jeśli sam na niego wskoczył. Mogliśmy o niego wtedy zawalczyć, ale myślę, że skutek byłby ten sam. Miałaś… dobre intencje. Może to właśnie dzięki temu, że nie nadepnęliśmy jej wtedy na odcisk, wciąż wszyscy żyjemy, a ona tkwi związana w piwnicy naszych drogich gospodarzy. Może dlatego nie zabiła mnie wtedy na scenie… – sposępniał i zamilkł na chwilę. Zaraz jednak potrząsnął głową i podszedł do Neeli. Rozłożył suknię na płask poprzez oba swoje ramiona i przyklęknął przed nią, jak rycerz, oferujący królowej swój miecz.
- Pani… – rzekł hardym tonem, pochylając w pokorze głowę. Głupia krotochwila miała przynieść mu namiastkę normalności, ale najpewniej odbił się od chłodu Neeli. Podniósł się z powrotem na nogi i spojrzał na Arę.

Cóż, to raczej Shiran znalazł nas. I Nellrien, jak mniemam – zerknął na kapitan Starej Suki, przekrzywiając lekko głowę, po czym wrócił spojrzeniem do Aremani. – Z dobroci serca. Nie potrafię odpowiedzieć ci inaczej. Okazuje się, że nie wszystkie elfy chcą jeno naszej zguby. Vicna… I jej brat stanęli w mojej obronie, kiedy Lua była gotowa zmieść mnie z powierzchni ziemi. Później zaś, w całym tym okropnym chaosie zaoferowali mi… nam pomoc. Moja próżniutka dusza wrzeszczy, bym błysnął zębami i stwierdził, żem przemówił do nich językiem najbardziej uniwersalnym; sztuką. Sztuką, której piękno przekracza wszelkie granice i burzy mury wzniesione z pogardy i nienawiści. Żem swym niezaprzeczalnym geniuszem pochwycił ich zgrubiałe serca i pokazał im, że naprawdę żyć może tylko ten, który kocha, więc pokochali. Pokochali swych bliźnich z innego świata! – tak się wczuł w swój mały monolog, że aż brakło mu tchu. Zaraz jednak wzruszył ramionami, śmiejąc się cicho pod nosem. – Myślę jednak, że mój występ nie zmienił tam wiele. Sądzę, że od początku nie życzyli nam źle, nie zgadzali się ze swoim władcą… I zwyczajnie zrobiło się im nas żal. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, byś ich później zapytała. Ja się nie ośmieliłem – uśmiechnął się lekko. Spojrzał w stronę drzwi do piwnicy.
- Zejdę do Shirana. Mnie ptaszysko przegonić nie zdążyło, a… nie jestem pewien, czy zostawienie tej trójki samej sobie jest najlepszym pomysłem. Uwiniemy się szybko – rzekł z zaskakującą pewnością siebie, patrząc na Arę i Neelę, które chciały się przecież wykąpać.
- Pamiętaj, że masz na dole jedzenie. Proszę, nie idź spać głodna – ściągnął brwi, patrząc z niemałą dozą smutku. – Wszyscy będziemy jutro potrzebować sił – westchnął, łapiąc się pod biodra.
- Damy radę – rzucił ni to do nich, ni to do siebie, po czym obrócił się na pięcie i ruszył do piwnicy.
Obrazek

Część mieszkalna

49
POST BARDA
Dandre i Aremani

- Pójdę z tobą - zgodziła się Neela bez cienia protestu, a potem jęknęła z irytacją. - Przestań już z tą waćpanienką, Dandre.
Gdy mężczyzna ruszył na górę, odprowadziła go spojrzeniem, z którego nie dało się już czegokolwiek wyczytać. Czy to środek przeciwbólowy, czy wino, a może jedno i drugie, otępiło ją już wystarczająco mocno, by nawet te najbardziej skrajne emocje odeszły w cień, przynajmniej tymczasowo.
Jalen zaśmiał się cicho.
- Dużo tych łaźni się robi w naszej znajomości. Oczywiście, że wam pomogę.
Nellrien słuchała wyjaśnień, a na jej twarzy pojawiały się sprzeczne emocje. Zmarszczyła brwi, a potem spojrzała na młodego żeglarza i jej mimika złagodniała. Nie była pewna, czy ktokolwiek wie o tym, co działo się między nią, a półelfem, ale raczej nie wyglądała, jakby miała się tym w tej chwili dzielić. Z całą pewnością jednak Shiran był dla niej równie ważny, co oni wszyscy - spędzili razem sporo czasu w dżungli i połączyły ich przełomowe wydarzenia. Jalen natomiast był jej załogantem, młodym i zapewne takim, do którego nie zdążyła przywiązać się szczególnie - o ile w ogóle czuła się przywiązana w załodze do kogokolwiek poza Shayane - ale wciąż musiała odczuwać wobec niego pewną odpowiedzialność. Westchnęła i pokręciła głową.
- ...Powinnam była zachować... większy spokój - przyznała cicho. - Nie byłam zbyt rozsądna.
- Rzadko pani jest, gdy w grę wchodzi pani własne życie, pani kapitan
- odparł Jalen.
- Zostawiłam was tam samych. Tak bardzo przestraszyłam się kolejnej niewoli, że... nie wiem. Przestałam myśleć. Nie boję się szczególnie wielu rzeczy, ale to...
Na chwilę zapadła cisza.
- To się już nie powtórzy. A co z pozostałymi? Było nas więcej.
- Nie wiadomo. Nie trafiliśmy na nich, ale może Shiran, albo Auth będą coś wiedzieć
- odpowiedziała Neela, przyjmując czarną sukienkę od Biriana.

Jego pobyt w pokoju na piętrze nie był długi. Drzwi nie otworzyły się całkiem bezgłośnie, ale kompletnie wyczerpana Yunana spała mocnym snem sprawiedliwego. Fioletowy blask kryształu niezmiennie padał na jej profil, bo odkąd zasnęła, nie ruszyła się nawet o milimetr. Oddychała spokojnie i miarowo i choć okoliczności były tak bardzo inne, Dandre dobrze pamiętał, jak spokojnie zasnęła w jego ramionach poprzedniej nocy. Gdy jej twarzy nie szpecił grymas bólu, wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy. Tylko tym razem miała na sobie suknię. Jej symetryczne rysy twarzy, gęste, pachnące cytrusami włosy i smukła sylwetka znacząco ułatwiały mężczyźnie odepchnięcie od siebie wyrzutów sumienia. No bo kto normalny potrafiłby się jej oprzeć w sytuacji, w jakiej znalazł się on? Nie istniała chyba tak silna wola u żadnego ze znanych mu śmiertelników.

Nellrien skinęła głową.
- Wolę nie myśleć, jak by się to skończyło, gdyby nie Shiran - przyznała. - Wszyscy mamy u niego gigantyczny dług wdzięczności. Nawet jeśli jego metody są dość... drastyczne. Z drugiej strony, może właśnie dlatego zadziałały skutecznie. Na widok ognia mroczne rozpierzchły się jak stado myszy. To warte zapamiętania, swoją drogą.
- To było przejmujące
- zaprotestował Jalen, gdy Dandre poddał w wątpliwość swoją sprawczość. - Nawet nas z Neelą, chociaż byliśmy zajęci czymś innym, chwyciło za serce. A nie jestem... jakby to powiedzieć... człowiekiem sztuki. Niewiele rzeczy mnie porusza. Jeśli więc oni są...
- Vicna robi instrumenty
- wtrąciła kapitan i skinęła głową w górę, w stronę pokoju, który zajmowali. - Sporo ich tam jest.
- Pewnie do tych ich piekielnych rytuałów. Lua mówiła podczas tego... balu, czy cokolwiek to było... że Dandre ma im zagrać pieśń, którą nie sławi się bogów. Tak jakby było to dla nich coś kompletnie obcego
- wtrąciła niewyraźnie Neela. - Czy oni sławią naszych bogów?
Nikt nie miał dla niej na to odpowiedzi.
- Będziesz musiała spytać tych elfów - zwróciła się z powrotem do Aremani. - Tylko nie dzisiaj już. Jutro rano.


Shiran (i potem Dandre)

Skrępowana Lua wbijała w pólelfa rozwścieczone spojrzenie, nie odwracając go ani na moment. Nawet będąc jeńcem, bezradnym i z raczej nieprzyjemną przyszłością malującą się na horyzoncie, wpatrywała się w niego z tą samą butą i wyższością, co wtedy, gdy walczyli na schodach. W chwili, w której zdjął jej knebel, splunęła mu w twarz... i to było w sumie jedyne, co mogła zrobić ze związanymi rękami.
- Nie masz oferty, jaką mógłbyś mi złożyć - syknęła chwilę później. - Jesteś nikim. Wszyscy jesteście. To was wszystkich Zerith Dalal powinien był podwiesić pod sufitem i rozkrwawić dla uciechy naszych oczu, nie tylko tę jedną. Żałuję, że nie połamałam was do reszty, kiedy miałam szansę. Wasze truchła płonęłyby teraz razem z pałacem.
W nerwach nie mówiła w czystym wspólnym, ale te słowa z jej języka, które wplątywały się w ten monolog, Auth natychmiast podpowiadał w głowie swojego przyjaciela, zapewniając mu wyjątkowo dokładne tłumaczenie tych czczych gróźb.
- Powinieneś był umrzeć. Wbiłam ci miecz w trzewia. I nie wiem, jak to się stało, że zawiodłam, ale poprawię się. Nadzieję cię na dziesiątki ostrzy, które będą mi służyć, gdy tylko mnie znajdą. A znajdą. Masz moje słowo. Będziesz godzinami konał na nich ku chwale Xyraxasizha, a twoje wrzaski bólu będą dla moich uszu muzyką, jakiej wasz bard nigdy nie pojmie.
Chyba cię nie lubi, odezwał się w jego głowie Auth.
Elfka prychnęła i odwróciła głowę, ostentacyjnie skupiając się na pakunkach, które porozkładane były po półkach. Pewnie zastanawiała się, gdzie się znalazła i próbowała wywnioskować cokolwiek ze szczegółów swojego więzienia, ale nie bardzo była w stanie. Musiała wiedzieć, że ktoś im pomógł, że ktoś zdradził i może nawet podejrzewała tę dwójkę, która otwarcie się jej sprzeciwiła podczas uroczystości, ale żadnego ze swoich przypuszczeń nie wypowiedziała na głos.
- Teraz chcesz negocjować? Teraz? Nie masz dla mnie niczego. Nie chcę od ciebie niczego. Niech ci o wszystkim opowie ten zdrajca, który dał wam schronienie - znów strzeliła fioletowym spojrzeniem w stronę półelfa. Milczała przez chwilę. - A może przyszedłeś po coś innego, pod przykrywką zdobycia wartościowych informacji? Po to, o czym mówiłeś w celi, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy?
Przekrzywiła głowę w bok i powoli rozsunęła nogi. Resztki podartej sukni zjechały z jej ud, odsłaniając je, ale zasłaniając wszystko to, co kryło się pomiędzy nimi.
- Rozwiąż mnie, a dam ci to, po co przyszedłeś. To, czego nie mogła dać ci twoja ognistowłosa przyjaciółka. Rozmawiałyśmy o tobie, wiesz? Była bardzo zła, kiedy dowiedziała się, że postanowiłeś zostać w celi i poczekać tam na mnie. Była jeszcze bardziej zła, kiedy opowiedziałam jej, co mówiłeś do mnie w języku, którego nie znała. Co mówiłeś po tym, jak odebrałam jej przytomność. Szkoda, że nie mogła się ruszyć, kiedy o tym słuchała. W bezradnej wściekłości czekała, aż skończę pokrywać ją złotem. I wyglądała pięknie, w tych złotych wzorach i z furią w oczach. Co za strata. Umarła w przekonaniu, że ją zostawiłeś.

W tej chwili otworzyły się drzwi, a w progu stanął Dandre. Do środka wpadło słabe światło basenowego kryształu, ujrzał więc związaną Luę w wyzywającej pozycji i stojącego przed nią półelfa. Autha nigdzie nie widział.
- O proszę, więc pana śpiewaka też udało ci się stamtąd wyciągnąć - prychnęła, z powrotem łącząc kolana i podciągając nogi pod siebie. - Nic to nie zmienia. Nie zdechliście dzisiaj, ale zdechniecie niebawem. To, że mnie pojmaliście, niczego nie zmienia. Niczego się ode mnie nie dowiecie, niczego na tym nie zyskacie. Jesteście insektami, które zginą, zgniecione butem Zumary. A tobie, bardzie, wytną język. Osobiście tego dopilnuję.

Spoiler:
Obrazek

Część mieszkalna

50
POST POSTACI
Aremani
Słowa barda i kapitan może trochę odciążały zielarkę z poczucia winy za tę całą sytuację z Shiranem, ale nie była do końca przekonana.
- Sama nie wiem... - odparła tylko, jednak czy odpowiadała tym w jakiś sposób Nellrien bądź Dandre? Kto wie. Było to takie rzucone w eter, niekonkretne. Zupełnie jak pewność siebie Aremani, która dopiero odbudowywała się po jej niedawnym odnalezieniu przez Autha. I o dziwo nie czuła, że ma to coś wspólnego z włosami.
Wysłuchała z uwagą historii o ich ocaleniu, zanim Dandre postanowił zaopiekować się Shiranem w podziemiu. "Może to ja powinnam tam pójść? Do Shirana, do tej wiedźmy. Może, ale... kompletnie nie mam już na to siły. Najpierw zregenerujmy się fizycznie, a potem naprawimy to co w psychice." Chociaż owego zmęczenia nie wykazywała, gdy jej kompani zaczęli dzielić się swoimi spostrzeżeniami odnoście mrocznych elfów.
- Pirofobia, groteska sztuki, jej ścisłe powiązanie z wychwalaniem bóstw... Takie poznawanie nowej kultury to istna żyła złota dla naukowca. Z chęcią obejrzałabym wszystko, zapisała w dzienniku, ale... - spojrzała dłużej na Nellrien. - Masz rację, jutro. Jestem... taka zmęczona. - Aremani ziewnęła przeciągle, dodatkowo ściągając łopatki.
- To jak Neela, pójdziesz ze mną bym mogła się umyć? Jalen...? - spojrzała po chłopaku który teraz z jakiegoś powodu wydawał jej się najpiękniejszą osobą na świecie - Strasznie mi głupio ciągle Cię o coś prosić, ale... przyniósłbyś mi z dołu coś do jedzenia? Bułkę, jakiś grzyb, cokolwiek tu mają. Obiecuję już Ci dać spokój. - mrugnęła jednym okiem, co sugerowało, że wcale nie miała ochoty dawać mu spokoju.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Część mieszkalna

51
POST POSTACI
Dandre
Nie odwracał się za siebie, gdy szedł na górę, więc nie mógł dostrzec pustego spojrzenia Neeli, która odprowadzała go wzrokiem, choć mógłby przysiąc, że czuł je na swoich plecach.
Skrzywił się nieco, słysząc lekkie skrzypnięcie drzwi do ich tymczasowego pokoju. Spojrzał na śpiącą Yunanę i rozluźnił napięte ramiona, kiedy upewnił się, że jej tym nie obudził. Teraz, gdy zsunęła się do krainy snu, znów wyglądała spokojnie. Terror podmroku, te ścieżki i wzory, które wyrył w jej ciele ostrzem Dalala, niknął pod miękkością pościeli. Wzrok Biriana zatrzymał się na dłuższą chwilę na oświetlonym niemrawym fioletowym światłem profilu krawcowej. Uśmiechnął się słabo.
Była stworzona do bycia adorowaną i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Po części dla tego tak go do niej ciągnęło, nie wspominając o jej odurzającym pięknie. Pewność siebie i pragnienie skryte w wyzywającym spojrzeniu w zupełności wystarczyły. Miał nadzieję, że ta jej część nie umarła dzisiaj, gdy bestialsko skrzywdzono ją w imieniu obrzydliwego wynaturzenia sztuki.
Potrząsnął głową, pochwycił suknię dla młodej szlachcianki i szybko wyszedł, delikatnie przymykając za sobą drzwi.


Pozostaje mieć nadzieję, że nasz gruboskórny towarzysz ma w sobie jeszcze sporo wewnętrznego ognia – uśmiechnął się lekko, choć i samemu bardowi niespecjalnie podobała się wizja przebywania pod ziemią obok wielkiego ognia. Najważniejsze oczywiście było to, że dzięki Shiranowi i jego demonicznemu kompanowi mieli prawdziwą szansę na wydostanie się. Birian nie miał najmniejszych wątpliwości, że żadne miecze i kusze by do tego nie wystarczyły.
Uśmiech Dandre nieco się rozszerzył, gdy Jalen począł komplementować jego występ. Włożył w tę pieśń całe swe serce. Chciał błyszczeć na tamtej wystawnej sali jak najjaśniejsza gwiazda, wierząc, że może uda mu się trafić w jakieś czułe struny w tym nieprzychylnym im tłumie, że może porozumieją się poza słowami i dostrzegą, że oto nie stoi przed nimi bydło, pył do strząśnięcia z ramienia, a ci, którzy choć inni, mogą być im równi. Wrodzona… a może wypracowana próżność pozwoliła mu złapać się wtedy na chwilę tej wizji, choć teraz, gdy wiedział co zrobili z Yunaną, gdy widział czym była ich ”sztuka”, wydawało mu się to śmiesznie naiwne. Zaśmiał się więc cicho i pochylił głowę z niecodzienną pokorą przyjmując te miłe słowa.
- Och? – uniósł brew, kiedy Nellrien wspomniała, że Vicna zajmuje się tworzeniem instrumentów. Momentalnie nabrał ochoty na rozmówienie się z nią, choć niestety wiedział, że nie czas to, ni miejsce na podobne tematy.
Dandre założył ramię na ramię i z zapałem pokręcił głową.
- Nie sądzę. Nie sądzę, by nawet bóstwo tak krwiożercze jak Sakir było w stanie przyklasnąć temu, co tutaj robią. Tej… groteskowej przemocy. Jeśli są jakieś siły, które wysłuchują ich zepsutych modłów, to… Nie chcę nawet o nich myśleć – zakończył cicho, czując jak przechodzi go zimny dreszcz.
- Jakiż smutny musi być żywot tutejszego muzyka… – mruknął jeszcze, nim pożegnał się z towarzystwem i ruszył do piwnicy.


Stanął w progu drzwi szczerze skonfundowany. Czuł jak brew wystrzeliła mu w górę, pragnąc chyba odlecieć poza ziemskie okowy jego twarzy i patrzył to na wiedźmę z wyzywająco rozsuniętymi nogami, to na Shirana.
- No proszę. Wiedziałem, że przyda się wam przyzwoitka. Chutliwe bestyjki – zaśmiał się, choć nie udało mu się pozbawić tego śmiechu pewnej nuty niepokoju. Zamknął za sobą drzwi, po czym oparł się o ścianę i kpiąco pokłonił przed tą, przed którą wcześniej musiał naginać karku.
- Wolę myśleć, że wyciągnęliśmy się stamtąd nawzajem – spojrzał na Shirana, puszczając mu oczko, po czym przekrzywił nieco głowę. Może i udało mu się załatwić transport, ale gdyby nie półelf, to najpewniej nie mieliby jak nawet pomarzyć o dotarciu do niego. Niestety, nieważne jak nie chciałby na to spojrzeć, trudno mówić tu o remisie. Cóż, trzeba starać się bardziej.

Elfka złączyła kolana i podciągnęła nogi pod siebie. Birian pufnął.
- Och, czylim niegodnym? Rani waszmość me kruche serce – rzekł, odbijając się od ściany, po czym podszedł ciutkę bliżej, stając obok Shirana. Bardzo starał się nie dać po sobie poznać, że sama obecność wiedźmy napawa go głębokim niepokojem. Lekkie drżenie rąk zakamuflował zakładając ramię na ramię.
- Ja zaś myślę, droga pani, że ta… sytuacja zmienia w gruncie rzeczy dość dużo. Nie tylko wciąż dychamy, ale, Bogi mi świadkami, mamy się całkiem dobrze. Z mojej perspektywy, choć mam nadzieję, że Shiran mnie poprawi gdybym się mylił, to ty, o wielka shrar Lua, jesteś w głębokiej, ciemnej dupie. Zgubiłaś swoich więźniów. Pozwoliłaś, by piękny pałac Zalala stanął w płomieniach i runął niczym domek z kart. Przez twoje czyny część jego poddanych odwróciła się od niego i… – zmarszczył lekko czoło, próbując przypomnieć sobie słowa przestraszonego rodzeństwa – … cesarzowej. Straciłaś wolność… O godności… – mruknął, wydąwszy lekko usta, kiedy sunął wzrokiem po jej ciele. – … z grzeczności nie wspomnę. Nawet jeśli dumnie zagryziesz zęby i zaciśniesz piąstki, zawiodłaś. Zawiodłaś na każdym polu. I jeśli nie spotka cię śmierć z naszej ręki, gdybyśmy nawet puścili cię wolno... Wiesz, co na ciebie czeka, nieprawdaż? Czyż nie zawiśniesz jako nowe, wielkie dzieło maestro Dalala? A może ta agonia byłaby zbyt krótka? Może plusk twojej kapiącej krwi to dla niego za mało? Jak myślisz, Shiran? – spojrzał na swego towarzysza, unosząc lekko brew. Nie czuł się dobrze, przemawiając w taki sposób, ale skłamałby, mówiąc, że było mu z tym naprawdę źle. Ta… wywłoka zasługiwała na wszystko co najgorsze… I jeszcze trochę.
- Waćpanna chyba zapomina, że insekty mogą przynieść zarazę zdolną roznieść największe królestwa w pył – podszedł bliżej Luy i przykucnął o półtora kroku od niej. Patrzył jej w oczy, tłumiąc w sobie cały strach, którym wcześniej go napawała. I to ziarno sympatii, które poczuł podczas ich wcześniejszych rozmów, nim wreszcie ujawniła swoją prawdziwą twarz.
- Chciałbym zobaczyć, jak próbujesz – pochylił się w jej stronę i delikatnie tryknął ją w nos. Pamiętał jej chłodne dłonie na swojej twarzy, badające go jak cholerną świnię na targu. – …ale obawiam się, że twój czas już minął. – uśmiechnął smutno, po czym wstał i cofnął się, by znów stanąć obok Shirana.
Obrazek

Część mieszkalna

52
POST POSTACI
Shiran
Ta buta. Ta wyższość. Rozwścieczone spojrzenie fioletowych oczu, które były tak widoczne w nieprzeniknionym mroku... Pożerałem ją wzrokiem, wygłodniały tym razem jakiegoś wyzwania intelektualnego. Gry, która niebezpiecznie prowadziła mnie nad przepaść, przez którą mogłem zginąć. Czy byłem tego wszystkiego świadomy? Absolutnie nie. Największe pojeby są stuknięte właśnie przez to, że nie rozumieją siebie i swoich myśli. Meandry umysłu były wręcz nieprzeniknione. Słuchałem więc jak to jesteśmy nikim i że nie mam nic do zaoferowania. Że w sumie to powinienem wisieć i że spłonąć razem z pałacem. Ale mówiła to w olbrzymich emocjach. Widać było, że ubodło ją to więzienie w piwnicach. Przekręcała słowa, część obelg wypowiadała w elfim.
Słuchałem spokojnie, opierając się nonszalancko o całkiem porządnie wykonany regał. Nie chwiał się.
- Te nadzianie na dziesiątki ostrzy brzmi dość dwuznacznie - zaznaczyłem, przerywając jej tylko na chwilę. Mogłem siedzieć cicho, bo to tylko mocniej ją rozgniewało. Całkiem urocza była, gdy tak się złościła, ale w obecnej sytuacji przypominała bardziej ujadającego psa, niż osobę, która mogła naprawdę coś zrobić.
A ja byłem przekonany, że to miłość, no - mruknąłem mentalnie do Autha.
Prychnięcie zakończyło całą tyradę. Ściana wyzwisk i gróźb była całkiem imponująca. Może czułbym się nieco spokojniej, jeśli nie widziałbym mocy magini, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że była zdolna do wielu rzeczy. Długo na dowody czekać nie musiałem, bo chwilę ponętnie zsunęła ze swoich ud resztki materiału, ukazując swoje apetyczne nogi. Spojrzałem na nią, ale nie podjąłem żadnej akcji.
Różne myśli gorączkowo rozbijały się po mojej głowie i bardzo cieszyłem się, że Nellrien nie wypuściła mnie z pokoju. I może czasem myślałem penisem, ale miałem też ten okrągły balon na tyczce zwanej kręgosłupem, który pusty nie był.
- Wiesz kogo i czym kusić... Ale smutne jest to, że mimo bycia tak dumną, zniżasz się do takiego poziomu. - westchnąłem, kręcąc z lekkim niedowierzaniem głową. - Strzał dobry, bo parę chwil wcześniej, może i by Ci się udało. Ale na trzeźwo nie kręci mnie taka forma i ten cały dramatyzm. Wolę, gdy dzieje się to dobrowolnie... - uśmiechnąłem się, patrząc w jej wyzywające fioletowe oczy, nie schodząc więcej wzrokiem poniżej, na odsłonięte ciało.
Potem zaczęła jeszcze opowiadać o Nellrien i jak na początku sprawiła, że zmarszczyłem brwi, a serce zabiło mi szybciej, tak po chwili zrozumiałem, że to wszystko jest jednym wielkim blefem. Odbiłem się od regału, stając nad Luą. Górowałem nad nią i tym razem, chociaż przez chwilę, czułem że to ja w tym pokoju mam przewagę. Elfka wydawała się teraz taka drobna i zrozpaczona. To ja teraz byłem wyniosłym panem, który będzie nią rządzić. Może i część informacji była prawdziwa, ale umiałem w tamtej chwili panować nad sobą. Wiedziałem, że to tylko nędzne próby manipulacji, które postanowiłem wykorzystać.
- I przekonanie miała słuszne. Po co umierać w nieprawdzie... - Wypowiedź i próbę wzbudzenia w sobie żalu przerwały mi otwierające się drzwi. Spojrzałem kątem oka i w półmroku, który zapanował w pomieszczeniu, dostrzegłem naszego drużynowego Pajaca.
- A Ty tu czego? - wypaliłem. Tyle tylko, że zamknął drzwi, pozostawiając nas w całkowitej ciemności. Ja widziałem dalej. Lua, idę o rękę, też. - Dałbyś dwóm gołąbkom poćwierkać, szczególnie po naszej wielkiej stracie - Miałem nadzieję, że zrozumie i podejmie grę. Musiał się tylko domyślić, że w tym pokoju Nellrien jest martwa.
- Jak dla mnie, możesz sobie przypisać zasługi. Szczególnie, że taki sukces o dupę sobie można rozbić - wzruszyłem ramionami, ale bard będzie tego nie widział. Podszedł bliżej i stanął obok mnie.
I jakkolwiek wielką niechęcią do niego nie pałałem, to przyznać muszę mu trochę racji. Mówił naprawdę dobrze - ba, talent oratorski wylewał się aż nadto. Całkowicie inne podejście do przesłuchania. Wcielił się w rolę tego złego strażnika, który przedstawia jej jak bardzo zjebała. Próbował ją upokorzyć. Czy z premedytacją? Czy ja powinienem być tym dobrym?
- Jak dla mnie przegrana sprawa... - potwierdziłem, gdy "pan Dandre" zapytał mnie o opinię. - Tyle, że dla niej to pewnie wyróżnienie. Przykład oddania... - wydąłem usta w lekko kpiącym geście. - Bo tak szczerze - myślałaś kiedyś o sobie? - Lekko przekręciłem głowę i dałem dokończyć bardowi. Dramatycznie, tak jak się spodziewałem.
- Czy minął jej czas to jeszcze nie wiadomo... - obserwowałem go z boku. - Ręce tylko bym przy sobie trzymał - ostrzegłem, nieco tajemniczo.
- Nie wiem, o wielka shrar... - przedrzeźniałem tytuł, który przywołał Pajac - ...czyśmy jakkolwiek godni zamieniania z nami słowa. Z tymi tam robakami... Ale warto czasem pomyśleć trochę o sobie - Obserwowałem ją uważnie. Szukałem najmniejszego drgnięcia mięśnia, czy nawet innego gestu, uśmiechu, czy błysku w oku.
Auth, jakieś przemyślenia?, zapytałem w myślach.

Część mieszkalna

53
POST BARDA
Dandre i Shiran

Faktycznie, w chwili, w której Dandre zatrzasnął za sobą drzwi, znalazł się w absolutnej ciemności, jakiej nie rozpraszało żadne światło. Jeśli chciał cokolwiek widzieć, musiał je choć trochę uchylić, albo znaleźć sobie inne jego źródło. Być może któreś kryształy na zewnątrz nadawały się do przenoszenia, ale nie znał się na tyle, by choćby próbować domyślić się, jak działały. Mógł też na dobrą sprawę rozpalić jakiś ogień, lub poprosić o to Shirana, ale czyż gospodarze nie poprosili, by tego nie robili? Zresztą sam półelf wydawał się z jakiegoś powodu tego zupełnie nie potrzebować.
Choć spojrzenia Luy ciskały pioruny, ona sama wyglądała w tej chwili bardzo żałośnie. W bezradności nie wiedziała, czego się chwytać, gdy usiłowała grozić, kusić i manipulować jednocześnie. Musiała być zbyt mocno przyzwyczajona do fizycznej władzy nad innymi, której teraz, ciasno związując jej ręce, kompletnie ją pozbawili. Nie wiedziała też, co mogło trafić do kogoś z powierzchni. Co mogło stanowić argument wystarczający, by wypuścili ją z tego upokarzającego więzienia. Dopóki nie mogła napełnić ich ciał obezwładniającym bólem, była tylko zwykłą elfką - o nieco innym kolorze skóry i drobniejszą od tych, które widziały słońce. I kto wie, może to właśnie przez jej wzrost i posturę ta przepełniająca ją furia musiała być tak skondensowana? Nie było na nią zbyt wiele miejsca.
- Wiem, o czym myślisz. Wiem, czego chcesz - powiedziała do Shirana w mrocznoelfim, tak, żeby nie zrozumiał jej Birian. Część słów się różniła od typowego języka spiczastouchych, ale Auth wciąż tłumaczył cicho. - Mogę ci pokazać inną gościnność, niż ta, której doświadczyliście. Jesteś silniejszy, niż myślałam. Sprytniejszy. Moglibyśmy działać razem. Na wiele sposobów. Moglibyśmy...
Nową próbę przekabacenia półelfa na swoją stronę przerwał jej bard, więc warknęła z irytacją i szarpnęła się. W regale coś jęknęło, ale mebel nie ruszył się z miejsca, a więzy nie puściły. Trisaf postarał się z węzłami. Shrar milczała, gdy mężczyzna mówił, ale choć on jej nie widział (o ile nie załatwił sobie światła), dla oczu Shirana emocje malujące się na jej twarzy były nad wyraz oczywiste. Przez niepohamowaną wściekłość przebijała się już desperacja i niepewność, może nawet odrobina strachu? Choć ten ostatni mógł sobie mimowolnie dopowiadać. Jednakowoż myśl o tym, że mogłaby zawisnąć pod dachem Zeritha Dalala tak samo, jak zrobiła to Yunana, a jej kaźń mogłaby trwać dużo dłużej przez porażkę, jaką zakończyły się jej działania, raczej na dobre zagościła w jej głowie. Żadne z nich nie wiedziało, czy Dalal żyje, czy zginął, ale zniknął z sali balowej, zanim ogień pochłonął ich wszystkich. Prawdopodobnie miał się świetnie.
Bezceremonialne pstryknięcie w nos sprawiło, że Lua warknęła i szarpnęła się jeszcze raz. Dandre mógł być prawie pewien, że gdyby został blisko zbyt długo, znalazłaby sposób, żeby odgryźć mu palce. Była jak rozjuszone zwierzę, zamknięte w klatce, w pręty której tłukli teraz patykami. Gdyby w tym momencie odzyskała możliwość rzucania zaklęć, mogli być pewni, że złamałaby im kręgosłupy jak dwie cienkie gałązki. Niesamowite, jak wielką nienawiść budziło w niej odwrócenie ról, bo kiedy oglądała Biriana jak świnię na targu, zdawała się bawić się bardzo dobrze.
- Jesteście w naszym świecie. Nie wiem, ile was przeżyło, ale to tylko kwestia czasu. Nie wiecie jak wrócić, prawda? - zaśmiała się cicho. - Do tego mnie potrzebujecie. Chcecie, żebym wam powiedziała, jak wrócić. Żebym zaprowadziła was do przejścia. Nie zrobię tego.
Na jaki temat?, spytał Auth niewinnie, nadal tylko w głowie Shirana. Tak naprawdę to nie wiem, czego od niej chcecie. Czemu zabraliście ją z pałacu. Trzeba było ją tam zostawić, żeby spłonęła. Na pewno nie wie, że jestem z wami. Że zaprowadzę was do domu, jak mi pomożecie.
- Bo jak nie, to co ja tu robię? Zabijcie mnie tutaj. Zabijcie albo wypuśćcie. Jak uwolnicie mnie dobrowolnie, może was dwóch zostawię przy życiu. Dam wam te kilka godzin, może dni.
Shiaddani poczuje jej śmierć, ostrzegł Auth. Jedno i drugie może skończyć się tak, że nam wsiądzie na dupy. Gdyby magini umarła w pałacu, to nie byłby nasz problem. Tutaj...
Nie dokończył, ale Shiran poczuł mentalne wzruszenie ramion demona. Dalsza część tego zdania nasuwała się sama. Nonszalancja Luy przestawała być już wiarygodna; monolog Biriana poruszył w niej jakąś strunę, przez którą coraz bardziej zdawała się tracić nad sobą kontrolę.
- Czego ode mnie chcecie? - syknęła.

Aremani

Jalen rzucił zielarce nieco zdezorientowane spojrzenie, a potem przysunął w jej stronę kosz z jedzeniem, jakie przygotowali tu dla nich gospodarze. Choć wygłodniała Nellrien w sporej części już go opróżniła, wciąż były tam dwie szare bułki i kilka bliżej nieokreślonych warzyw, a może owoców. Aremani nie znała żadnego z nich; dwa pachniały słodko, pozostałe raczej słono. Choć młody marynarz widział, że do wycieńczonej Ary nie do końca dociera rzeczywistość, nalał jej też więcej wina, zakładając chyba, że alkohol powinien rozwiązać przynajmniej część jej problemów i pomóc zasnąć.
Gdy zjadła, podał jej ramię i pomógł jej wstać. Dopiero teraz, kiedy spędziła trochę czasu w cieple, poczuła, jak drżą jej mięśnie i jak niewiele siły ma w kończynach, więc chłopak postanowił przerzucić sobie jej rękę przez ramię i objąć ją w pasie, dla bezpieczniejszego sprowadzenia jej po schodach. Nellrien pomogła zejść Neeli, która też chwiała się nieco, choć ze zgoła innych przyczyn.
- Oddam ci tę leżankę - powiedział miękko, ale jednocześnie głosem nieznoszącym sprzeciwu. - Nie wiem, czy powinnyście wchodzić do tak głębokiej wody w tym stanie. Może pani kapitan z wami zostanie. Dopilnuje, żebyście się nie potopiły.
- Dopilnuję
- zgodziła się rudowłosa. - Chociaż co to za głębokość, raptem do pasa.
- Wie pani, jak to jest. Czasem nawet taka wystarczy.

Po zejściu niżej oczom Aremani nie ukazała się kuchnia, której tu się spodziewała, a ten sam nieduży, prostokątny basen, z lśniącym kryształem na dnie, do którego przedtem trafili już wszyscy pozostali. Za drzwiami naprzeciwko musieli znajdować się Shiran, Auth i Dandre, bo poza malutką dziurą w ścianie, przez którą wypływała woda, nie było tu żadnego innego przejścia. Nellrien i Jalen poprowadzili je do miejsca, w którym było trochę płyciej; chłopak zgarnął od nich czyste ubrania i odłożył je na ławkę przy ścianie, przyniósł coś, co znalazł, a co mogło służyć za ręczniki, a później rzucił im niepewne, pytające spojrzenie.
- Zawołam cię, jak będziesz potrzebny - obiecała kapitan, więc skinął głową i powoli ruszył po schodach na górę.
Maver zabrała się za rozsznurowywanie sukienki Neeli, bo wiązanie było na plecach, a dziewczyna nie wyglądała, jakby była na siłach zrobić to sama. Jej puste, białe spojrzenie utkwione było w przeciwległej ścianie, na której tańczyło światło. Przez dłuższą chwilę obie milczały, więc jeśli Aremani chciała, mogła w spokoju rozebrać się i wejść do basenu. Woda w najgłębszym miejscu sięgała jej raptem do biodra, ale była dość chłodna, więc w ten sposób zielarka mogła najszybciej pozbyć się z siebie brudu, potu, błota i wszystkiego, co zdobiło ją tego wieczora. Mogła też umyć się pozostając na brzegu, jeśli nie chciała się rozbierać i ryzykować, że zobaczy ją ktoś poza dwiema towarzyszącymi jej kobietami.
- Dandre spędził noc z Yunaną - odezwała się nagle Neela cicho. - Tamtą po naszym przebudzeniu.
Palce Nellrien na moment znieruchomiały, a kapitan strzeliła krótkim, acz wymownym spojrzeniem w stronę Aremani, zanim westchnęła ciężko i ostatni raz pociągnęła za brudną wstążkę. Potem pochyliła się i przeciągnęła szlachciance sukienkę przez głowę, by odrzucić ją gdzieś w bok. Dziewczyna miała pod spodem ładną, elegancką bieliznę i nawet w półmroku tego pomieszczenia nietrudno było wywnioskować, że musiała kosztować tyle, co połowa szafy którejkolwiek z nich. W końcu Neela wywodziła się z trochę innej klasy, niż one.
Dała się usadzić na schodku, w płytkiej wodzie i nie reagowała, gdy Nellrien zmywała jej krew, najpierw z karku i ramion, a potem z rąk i dłoni.
- ...Przykro mi - odpowiedziała rudowłosa trochę niezręcznie i znów zerknęła na Arę pytająco, jakby miała na myśli "to należy powiedzieć, prawda?". Ewidentnie nie radziła sobie z takimi tematami; jej dotychczasowe życie nie obfitowało w podobne pogaduszki, preferowała zapijanie się w samotności. - Musisz odpocząć. Obie musicie. Jutro będzie łatwiej na wszystko spojrzeć z nowej perspektywy.

Spoiler:
Obrazek

Część mieszkalna

54
POST POSTACI
Dandre
Bard zmarszczył czoło, kiedy Shiran od razu na niego naskoczył. Automatycznie zamknął za sobą drzwi, ale prędko zrozumiał, że nie do końca to przemyślał. Z jakiegoś powodu przypuszczał, że w pomieszczeniu będzie jakiekolwiek źródło światła, podobne do tych dziwnych kryształów, którymi wyłożone były inne pokoje. Mylił się. Ciemność, która na niego opadła, była całkowita. Chyba jeno oczami wyobraźni widział w niej parę błyszczących wściekłością fioletowych oczu. Uchylił drzwi na tyle, by na nic nie wpaść. Nie chciał bawić się w przenoszenie kryształów, które zdawały się tkwić w ścianach.
- „Wielkiej stracie?” – uniósł brew, po czym zmarszczył czoło jeszcze bardziej, patrząc na Shirana wzrokiem, który zdawał się pytać „Co ty do mnie pierdolisz?”. Dlaczego tak smęcił? Chyba nie chciał wziąć tej wściekłej wiedźmy na litość? Przecież tylko roześmiałaby się i splunęła mu na buty. Co tu się działo?
Birian był zbyt zmęczony rozmową z Neelą i całym szaleństwem tego piekielnie długiego dna, by w mig załapać, o co chodziło Shiranowi. Prawdę mówiąc, w ogóle nie rozumiał o co mu chodziło i nic nie wskazywało na to, by coś miało się w tej materii zmienić.
- Żeby na ćwierkaniu się skończyło, to może dałbym wam spokój. Jednak nasza szlachetna pani rozkłada nogi w minutę po tym, jak do niej zawitałeś, więc moje przeczucie się potwierdziło. Zdecydowanie potrzeba tutaj przyzwoitki. Trzeba dbać o waszą cześć, nieprawdaż? – błysnął zębami w krótkim uśmiechu do spętanej elfki, która dopiero co przestała mówić coś do półelfa w ich dziwnym narzeczu.
Dandre patrzył na nią przez krótką chwilę z głębokim zainteresowaniem, jednak bez krzty pożądania, mimo jej wdzięcznego stroju i wyzywającej pozy. Szczera wściekłość wraz z gorzką niechęcią dominowały myśli mężczyzny. Widok tej czerwonej sukni na jej drobnym ciele sprawiał, że ledwo powstrzymywał się przed zaciskaniem pięści. Patrzył na nią z niemal naukowym zainteresowaniem.


Kiedy przerwał jej i warknęła z irytacją, szarpiąc się ze swymi pętami, wreszcie połączył kropki. Przypominała mu jednego z tych niewielkich piesków, którymi lubiła chwalić się część kerońskiej szlachty. Wkurwiające małe puszki czystego zła, szczerzące kły do wszystkiego, co tylko zakręciło się w ich okolicy.
Ta myśl ubawiła go tak bardzo, że musiał ugryźć się w język, by się nie roześmiać. Patrzył tylko w te jej wściekłe oczy, podczas gdy w jego spojrzeniu błyszczało rozbawienie. Dopiero, gdy nieco się uspokoił, rozpoczął swój krótki wywód. Pokiwał głową, gdy Shiran potwierdził, że z ich perspektywy wiedźma znajduje się na kompletnie przegranej pozycji. Zaraz jednak półelf dodał coś, co sprawiło, że Birian znowu spojrzał w jego stronę pytającym wzrokiem.
- Wyróżnienie? – nieco skołowany przeniósł spojrzenie z powrotem na elfkę. Milczała, ale nawet w tym słabym świetle widział, że przez furię wymalowaną na jej twarzy przebijało się coś jeszcze. Z jakiegoś powodu była wielce oddana swemu władcy. Może przez ten podskórny strach, który powoli z niej teraz wypływał, a może przez dumę, którą niewątpliwie napawało ją zajmowanie wysokiej pozycji na dworze? Widział jednak, że wizja jej przyszłej kaźni zakorzeniła się w jej głowie.
Uśmiechnął się. Zimno.
- Tak. Nasza shrar z wielkim oddaniem będzie krzyczała, gdy dłuto jej wspaniałego władcy będzie wyżynało w jej ciele ścieżki wstydu. Jestem pewien, że nie pozwoliłby ci stracić przytomności. A może wymyśli coś jeszcze innego? Prawdziwie godnego Ciebie i twych… osiągnięć – powiedział powoli, wydymając lekko usta. Dziwiły go pokłady okrucieństwa, które w sobie odnajdował, gdy do niej mówił. A jednak w spojrzeniu barda nawet na chwilę nie zagościło współczucie. Tylko zimny, tępy gniew.
- Minął, Shiranie. Bezpowrotnie – mruknął, w chwilę po tym, jak bezceremonialnie pstryknął kobietę w nos. Kompletnie odwracał role, w których wcześniej przyszło im się znaleźć, upokarzając ją tak, jak ona upokarzała ich. Wtedy próbował dialogu, próbował znaleźć jakikolwiek wspólny język. I nawet jeśli przez chwilę wydawało mu się, że tak też się stało, że odnalazł w niej jakiś ułamek dobroci, którego mógłby się chwycić, tak później cisnęła wszystko w zapomnienie.


Odsunął się od niej, kiedy zawarczała i znów szarpnęła się w swych pętach. Tym razem to absurdalne rozbawienie wizją, która wcześniej zagościła w jego głowie, okazało się zbyt silne i roześmiał się cicho. Nadal siedział na podłodze.
- Ależ czemu waćpanienka się tak wścieka? Czyż nie słyszała, że złość piękności szkodzi? – zapytał z zaskakującą lekkością i niewinnie wydął usta, przekrzywiając nieco głowę. – Jeszcze ci zostanie taki grymasik na twarzyczce i co wtedy? Mały, wściekły piesek nie wkradnie się w niczyje łaski… – kpił z niej bezlitośnie, każde kolejne słowo wręcz ociekało fałszywą słodyczą, która jego samego doprowadziłaby do szewskiej pasji, gdyby znalazł się po drugiej stronie.
- Przecież tylko sobie rozmawiamy. Ja w pętach zachowywałem się lepiej, a od dzikusów mię wyzywałaś… – raz jeszcze błysnął zębami w szerokim uśmiechu, po czym założył ramię na ramię, stając koło Shirana.


Patrzył na elfkę chłodnym wzrokiem, gdy zaczęła się śmiać. Nie potrafił powiedzieć, ile miała racji. Milczał więc. Nie znał też odpowiedzi na jej następne pytanie.
Gdyby chodziło o samego barda, zostawiłby ją w tamtym pałacu, albo od razu dobił. Nie rozumiał, czemu Shiran uparł się, by zabrać ją jako zakładniczkę. Gdyby wszystko się posypało i doszło do pertraktacji, wątpił, by jej osoba była jakąkolwiek kartą przetargową po tym, jak koncertowo spieprzyła swoje zadanie. Zaś patrząc na to, co wygadywał teraz Shiran, Dandre zaczął się zastanawiać, czy faktycznie półelfowi nie chodziło tylko i wyłącznie o to, co chowała między nogami.
- Jesteśmy w waszym świecie… Huh, szczerze wątpię, by nadal był twój. Przeżyliśmy, wszyscy. I wszyscy stąd wyjdziemy – biła z niego ogromna pewność siebie, granicząca niemal z butą. Było to jedynie przedstawienie, specjalnie rozpisane ku udręczeniu jej serca, ale wkładał w to cały swój oratorski talent i całe przekonanie, które wcześniej tak trudno było mu wykrzesać przy towarzyszach.
- Och, jakaś łaskawa. Aż dziw, że nie przyszło nam się wcześniej dogadać – burknął tylko, gdy próbowała z nimi negocjować. Patrzył pytającym wzrokiem na Shirana. Czego od niej chciał?
Obrazek

Część mieszkalna

55
POST POSTACI
Shiran
Wejście barda było mi mocno nie na rękę, ale jakoś bym to przeżył, gdyby po prostu pomagał. On miał jednak inne plany. Nie wiem do końca dlaczego, ale zirytowała mnie jego uwaga na temat rozkładania nóg i bycia przyzwoitką. Być może dlatego, że znalazła by się w tym odrobina prawdy.
- Zadbaj to lepiej o swojego fiuta, a nie bawisz się w hipokrytę - odszczeknąłem dość ostro, nie bacząc na naszą więźniarkę. Znalazł sobie temat... Bo czy to kwestia jakieś czułej struny? Wrażliwości, której zwykle nie odczuwałem? Nie wiem, ale patrząc na Luę, na to jak rozpaczliwie teraz wyglądała, powoli roztapiało się moje serce z kamienia. Nie mam pojęcia czym sobie zasłużyła, ale miała w sobie coś, co nie pozwalało mi przejść koło niej obojętnie. Rycerz na pierdolonym rumaku. Niejeden by się uśmiał. Problem polegał na tym, że tym kimś nie byłem teraz ja. Nie było mi ani trochę do śmiechu.
Kusiła mnie w mroczno-elfim, oferując coś, czego nie mogła mi dać. Myślała, że w tym wszystkim jestem zachłanny władzy. Ale to mnie nie obchodziło. Potęga? Zawsze stałem z boku i wolałem się nie afiszować umiejętnościami - cały ten akt z Authem był przecież logicznym wyborem, który przecież uratował nam życie.
Pozwoliłem bardowi na jego pstryczek w nos, co wywołało kolejną falę złości. Nie, to nie była złość. To była prawdziwa furia, której do tej pory nigdy nie doznałem. Niszczycielska siła, powstrzymywana jedynie dobrze wykonanymi węzłami, które chroniły nas przed śmiercią.
Stałem wciąż oparty o regał. Przysłuchiwałem się temu co mówi. Obserwowałem jak wygląda w półmroku i jak się zachowuje. To było coś więcej niż desperacja. Miałem wrażenie, że jest bliska szaleństwa. Coraz bliższa... Bliższa czego?
Czy to jakieś zawoalowane powiedzenie mi, że zjebałem? - zapytałem przez nasz nowy kanał myślowy. Miałem wrażenie, że demon cieszy się z całej tej sytuacji. Dostarczałem mu rozrywki. Tyle, że robiłem to praktycznie z własnej niepohamowanej głupoty i dobrowolnej chęci. Mimo wszystko odczułem lekką irytację.
Czego chciałem?

Moje myśli rozproszył bard i jego wybuch śmiechu. Zaczął pierdolić od rzeczy. Porównywał Luę do jakiegoś małego pieska, kpiąc z niej w żywe oczy. Dalej przy niej kucał. Przesadzał. Naprawdę przesadzał.
Zrobiłem krok i szarpnąłem go za ramię. Nie zwróciłem uwagi na to, czy stracił równowagę i poleciał na plecy, czy nie.
- Jak się na kimś musisz wyżyć, to idź sobie zwal do basenu - warknąłem. - Mieliśmy zdobyć informacje, a nie jej ubliżać. Naprawdę chcesz się zniżyć do takiego poziomu? Szorować po dnie, ciesząc się jak małe dziecko z jakże poetyckich obelg, które potrafisz wyprodukować? - zapytałem retorycznie.
- Ogarnij się, albo zejdź mi z oczu - mruknąłem. - ... i to podobno ja jestem tym szalonym i narwanym - mruknąłem bardziej sam do siebie niż do towarzystwa. Nie żeby ten wyczyn nie był narwany, czy szalony.
Obecność barda działała mi coraz bardziej na nerwy, ale jedyne co w tej chwili mogłem zrobić to wziąć głęboki oddech i zebrać myśli. Czego chcieliśmy od Luy? Czego ja chciałem? Auth wyprowadzi nas z tego kurwidołka. Ona sama będzie dalej oddana Shiaddani, czy tam temu złamasowi Dalalala. Czy istniała jakaś scieżka jej ocalenia? Jeśli zostanie ocalona to... W jakim celu? Mieć ją po swojej stronie? Jak przyjmie to reszta towarzystwa? Jestem przecież jedynym, który jest w stanie jakoś ją... zrozumieć? Cóż, nie pałam w każdym razie nienawiścią jak reszta. Czy byłem jebnięty? Cóż... A czy dziki srają w lesie.
Chciałeś zabawy, to patrz teraz... - Czy chciałem mu zrobić trochę na złość, jak on mi? Może...
- Chcę byś zerwała pakt z Shiaddani. Wiem, że jest źródłem Twoich mocy - wypaliłem. - Wyrzeknij się jej i Zeritha Dalala... - Nie przekręciłem wyjątkowo jego imienia. Mówiłem mocnym głosem, stawiając swoje warunki. - Później, jeśli zostaniesz zaakceptowana i uznana za godną, podpiszesz pakt z nowym potężnym bytem. Z samym panem mroku i ciemności... Z wędrowcem śmierci... - Każde słowo wypowiadałem wolno i dobitnie. I w dupie miałem, że Birian nic teraz nie rozumie. Nie zamierzałem mu tłumaczyć.
Brakuje Ci jakiegoś przydomka? - zapytałem Autha. - I tak, wiem że jej nie chciałeś, ale jeśli też pomoże Ci odzyskać moce, to może się do niej trochę przekonasz, co? No i będzie musiała Ci pokazać, że jest Ciebie godna
- Chciałaś paktu. Chciałaś rządzić razem. To jest moja oferta - spoglądałem na nią z góry, bacznie obserwując reakcję. Nie przejmowałem się teraz bardem. Jedyne co czułem to rozpaczliwa potrzeba usłyszenia od magini zgody. Inaczej była stracona...

Część mieszkalna

56
POST POSTACI
Aremani
Pełen brzuch, dobre wino, towarzystwo i perspektywa opłukania się w ciepłej wodzie? Zaskakujące, jak do niedawna dla Aremani te rzeczy wydawały się nieosiągalnym luksusem. "Czegóż chcieć więcej? A, no tak... wolności od szaroskórych oprawców. Ale wszystko w swoim czasie."
Dziewczyna z uśmiechem i wzruszeniem ramion uznała swoją porażkę w wykłócaniu się z Jalenem o miejsce do spania. Nie sprawiła to jego siła argumentu tylko bardziej siła jego marynarskich ramion, które nie tylko prowadziły dygoczącą jak tyczka na wietrze dziewczynę ale też dawały przyjemne poczucie... ciepła. "Zapytać go czy nie zostanie ze mną na leżance by było mi ciepło? Och matko, uspokój się, ty rozochocona papugo."
Plan domu okazał się inny niż sobie wyobrażała, ale hej- uleż precyzji w percepcji rzeczywistości można było oczekiwać od zziębniętej, magicznie uratowanej z opresji młódki? Aremani wybaczyła sobie ten błąd, gdyż jej uwagę przykuł nietypowy kamień na środku basenu. Domyśliła się, że nie jest to byle ozdoba armatury. "Tyleż obserwacji to zanotowania, rzeczy do naszkicowania... Ale jutro." Zostawiła swoją podróżną sakwę w salonie, wierząc, że będzie tam bezpieczna.
Z widoczną niechęcią na twarzy odprowadziła wzrokiem odchodzącego Jalena. Westchnęła ostentacyjnie. Być może chwila bez zbędnych bodźców była wskazana, by przetworzyć wszystko co się stało i ogarnąć swoje bieżące potrzeby. Gdy tylko upewniła się, że Neela znajduje się pod opieką Kapitan, Aremani postanowiła zająć się sobą. Zbadała ostrożnie wodę palcem wskazującym.
- Jakby był tu Shiran to pewnie pogrzałby tu co nie co. O ile byłby skłonny do jakiejkolwiek przysługi wobec mnie. Ech... - powiedziała to tak z jednej strony do siebie, ale nie na tyle cicho by kobiety nie były w stanie tego usłyszeć. Niechętnie zdjęła swoje przemoczone, wymiętolone odzienie, gdyż była to ostatnia warstwa ochronna przed chłodem. Czując narastające drżenie zielarka pośpiesznie zanurzyła się w wodzie, nie przejmując się tym, kto widzi to nagie, przerośnięte łyse dziecko. Być może normalnie przejęłaby się tym, bała się oceniania, ale zaspokojenie potrzeb fizycznych szło pierwsze. Aremani już dawno stwierdziła, że będzie poświęcać się temu, co konieczne, by przetrwać. Z radością przemyła sobie twarz i nowo poznany kształt głowy, by progresywnie schodzić w dół.
Z tej wodnej medytacji wyrwał ją głos szlachcianki. Aremani, odwrócona do kobiet plecami, przerwała swoje czynności by spojrzeć w stronę Neeli. Napotkała jednak wzrok Nellrien. Dopiero w tej chwili zaczęło jej przeszkadzać że jest naga dlatego niezdarnie zakryła cokolwiek z tej perspektywy kapitan mogła dostrzec. Choć pewnie i tak mało ją to obchodziło. Również przejęcie Aremani przekierowało się na ich pokiereszowaną towarzyszkę. To pierwsze zdanie wystarczyło, żeby zielarka wydedukowała sobie to i owo w głowie.
- Dlatego chciałaś się pozbyć rożków, tak? - zapytała stroskana. Zaraz potem przekształciła swój ton głosu na typową dla siebie opryskliwość.
- Baran. Jak na osobę tak biegle operującą językiem zdaje się nie wiedzieć, że jego słowa mają konsekwencje. Że prawi Ci komplementy, złudzi nie wiadomo czym... Tylko czemu masz ponosić konsekwencje jego idiotyzmu? Jesteś za dobra na to, Neela. Nie daj się.
Aremani wyraziła już troskę o Neelę poprzez wysłuchanie jej gdy byli na górze i założenie bandażu. Osiągnęła swój limit grzeczności bez obrażania kogoś po drodze. No i włączyła jej się zwyczajna, ludzka empatia. Domyślała się, jakie turbulencje mogło przechodzić serce dziewczyny. Sama bywała na takie emocje podatna, na jej szczęście prędzej odstraszała namolnych adoratorów niż dawała przestrzeń na ich bajerowanie.
Dziewczyna kiwnęła potwierdzająco głową w stronę Nellrien, która widocznie potrzebowała potwierdzenia, że dobrze powiedziała szlachciance. "Zaskakujące, że kobieta której dane było zarządzać całą załogą może czuć niepewność przy takiej konwersacji." Dodało to jej pewności siebie a także odczarowało trochę wizerunek kapitan. Współodczuwała również z nią jej socjalne niepewności.
- Czyli Yunana też tu jest? Nie widziałam jej, jak się czuje? Bogowie mili, czyli naprawdę przybyłam ostatnia na waszą imprezę. -mycie szło Arze coraz sprawniej, woda pomogła opanować trzęsienie się. - Może... dałabyś radę z nią o tym porozmawiać? Zawsze wydawała się darzyć Cię sympatią.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Część mieszkalna

57
POST BARDA
Dandre i Shiran

Nie, odparł demon krótko. Wszystko zależy od tego, co zrobisz dalej.
Lua obserwowała ich uważnie. Jej fioletowe spojrzenie przeskakiwało z jednego na drugiego i z powrotem, gdy próbowała wybadać panującą pomiędzy nimi dynamikę. Ta okazywała się jednak dość skomplikowana i na pierwszy rzut oka nie wyglądało, jakby mroczna do końca się w niej połapała. Nie pomagały też prowokacje Biriana, które doprowadzały ją do szału. Gdy kucał przed nią i snuł swoje słodkie groźby, podświadomie mógł dziękować bogom, że jej wzrok nie potrafił zabijać... a świadomie Trisafowi, który związał ją bardzo skutecznie. Wysyczała do niego jakąś wiązankę w swoim języku, ale choć nie rozumiał, co mówi, z łatwością mógł się domyślać. Shiran z pomocą Autha zresztą mógłby to dla niego potwierdzić: kolejne wyzwiska, kolejne obietnice cierpienia i tortur, które doprowadzą go do szaleństwa. Nic, czego nie słyszeliby już od niej wcześniej.
Konflikt, jaki nastąpił później, był dla niej zdecydowanym zaskoczeniem. Zamilkła, przyglądając się im szeroko otwartymi oczami, a w jej głowie wyraźnie zaczęły kłębić się nowe myśli. Odsunęła się od nich, na wszelki wypadek wciskając się mocniej plecami w regał, choć dopiero co próbowała się od niego oderwać. Może obawiała się, że zaczną się bić, a ona oberwie przypadkiem, może był to zwykły odruch, a może wykalkulowana reakcja, mająca obudzić w półelfie odrobinę współczucia.
- Wszyscy...? - powtórzyła po bardzie i chyba po raz pierwszy dostrzegli w jej oczach absolutnie szczere zaskoczenie. Nie tak to sobie zaplanowała, nie tego się spodziewała. Pożar pałacu miał nieść ze sobą ofiary i wśród nich musieli znaleźć się więźniowie z powierzchni. Musieli, prawda? - Przecież ogień...
Ogień był niszczycielskim żywiołem, z którym nie dało się sobie poradzić, przed którym nie dało się łatwo uciec. Żywiołem, który wypełniał powietrze duszącym dymem, trawił meble i ściany, pożerał wszystko jak wygłodniałe zwierzę. Żywiołem, którego Lua nie potrafiła okiełznać. Miał zabić większość z nich, tymczasem oni uciekli. Nie potrafiła tego zrozumieć.
- Co?! - spytali jednocześnie, Auth i ona, gdy Shiran podał swoje żądania. Tym razem głos demona usłyszał także Dandre, teraz więc mógł być pewien, że znajduje się on tu razem z nimi.
- Skąd o tym wiesz? - syknęła elfka, a mimo, że starała się brzmieć groźnie, widział w jej oczach strach. - Shiaddani... nikt o tym nie wie.
Dla Biriana były to kompletnie nowe informacje. Mógł domyślić się, że chodzi o Autha, ale czy potrafił wywnioskować, o co chodzi z paktem? Czy Shiran faktycznie miał prawo zaproponować coś takiego, czy był to tylko blef? To wciąż pozostawało dla niego tajemnicą.
Tak. Brat głupca, odezwał się znów demon tylko do półelfa. I tym razem w jego głosie rozbrzmiewał nieukrywany gniew, tak silny, że Shiran niemal sam go odczuwał. Nie powiedziałem ci o tym wszystkim po to, żebyś handlował mną i kusił wiedźmy, jak smoczym jajem na sprzedaż. Nie jest godna i nie będzie. I teraz zastanawiam się, czy nie popełniłem błędu z tobą.
Smuga dymu zsunęła się z sufitu po ścianie, a potem przesmyknęła między nogami barda, uciekając przez uchylone drzwi na zewnątrz. Auth zostawił ich samych, odprowadzony zdezorientowanym, przestraszonym spojrzeniem Luy. Demon był urażony i półelf powinien rozumieć, dlaczego - w końcu znali się tak długo, a dopiero teraz Auth zdobył się na to, by powiedzieć o sobie prawdę. Shiran niemal natychmiast próbował to wykorzystać, dla swoich własnych, bliżej nieokreślonych celów, z powodu - według Autha - źle ulokowanego współczucia i absurdalnego przypływu empatii do niewłaściwej osoby.
Zostali bez niego.
Lua podniosła wzrok na Shirana, by przez chwilę wpatrywać się w niego w milczeniu.
- Ona jest wszystkim, co mam - odezwała się w końcu, zaskakująco słabo, jak na kogoś, kto miał w sobie tyle furii chwilę temu. Nawet jeśli nie była skłonna natychmiast wyrzec się swojego paktu, wyglądało na to, że trafił w wyjątkowo czuły punkt. - Bez niej... bez niej nie mogę... bez niej jestem nikim. Nie możesz tego ode mnie chcieć. Nie możesz mnie od niej odciąć.
Zerknęła na Biriana, jakby oczekiwała od niego wyjaśnień, albo spodziewała się, że on też zaraz wyskoczy z czymś, co jeszcze bardziej wdepcze ją w ziemię, ale zaraz wróciła spojrzeniem do półelfa.
- Służysz Garonowi? - spytała. - Zabijecie mnie, jeśli się jej wyrzeknę. Jeśli chcecie to zrobić, po prostu zróbcie to teraz. Jestem bezbronna, nie wystarczy wam to? Bez Shiaddani będę nikim.

Aremani

Ani Nellrien, ani Neela nie interesowały się tym, co Aremani niezdarnie próbowała ukryć pod wodą i zasłonić rękami. Nawet wtedy, gdy rudowłosa spojrzała na nią, jej wzrok nie zszedł niżej, niż oczy zielarki. Bywała bezczelna i miała wiele wad, ale podstawowe zasady kultury znała.
- Nie - odpowiedziała Neela cicho. - Chciałam się ich pozbyć od początku. Tylko ze względu na niego tego nie robiłam. To była głupota. Trzeba było je ułamać na Kattok, od razu, albo poprosić Hastrona, żeby mi je bezpiecznie usunął. Nie wiem, dlaczego sądziłam... nie wiem.
Z chwili na chwilę była coraz czystsza, tak samo zresztą, jak Aremani. W końcu też wyrwała się z otępienia na tyle, by sama zacząć się myć, dzięki czemu Nellrien mogła odsunąć się i dać jej przestrzeń. Wyciągnęła nogi z wody i wytarła je jednym z ręczników, a potem wstała, wsunęła buty i przeszła kilka kroków do ławki, na której usiadła. Zabrała się za przeglądanie ubrań, jakie dostały od elfów.
- Po prostu myślałam, że mu na mnie zależy - mruknęła szlachcianka i pochyliła się, by umyć twarz.
- Tak, nie wiem, czy to jeszcze widziałaś, ale Dalal strasznie ją pociął - Nellrien chętnie zmieniła temat na mniej dla siebie niezręczny. - Pamiętasz tę rzeźbę w jego ogrodzie, tę fontannę? Kobietę, której w wyżłobieniach w ciele płynęła woda? Zrobił z niej to samo, a potem podwiesił ją pod sufitem dla wszystkich do podziwiania. Tylko to nie woda płynęła w tych liniach, a krew. To było tak pojebane...
Pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Nie wiem, jak się czuje. Był tu medyk, pomógł nam. Wyleczył jej rany, ranę Dandre i dziurę w brzuchu Shirana. Szkoda, że nie poczekał, aż Neela postanowi zrobić sobie dwie wyrwy w czaszce.
- Nic mi nie jest
- zaprotestowała cicho dziewczyna.
- Neela ją uratowała, razem z Jalenem. Ściągnęli ją stamtąd. To im zawdzięcza życie... im i Dandre, który jakimś cudem załatwił transport i pomoc. To naprawdę pierdolony cud, że wszyscy żyjemy. Byłoby miło, gdyby tak zostało.
Szlachcianka rzuciła Aremani pełne niedowierzania spojrzenie, ale nie odpowiedziała na propozycję porozmawiania z Yunaną. Nie wyglądała, jakby przychodził jej do głowy choćby jeden powód, dla którego miałaby to robić. Chyba wychodziła z założenia, że nie mają o czym mówić, a to, czy wyspiarka darzyła ją sympatią, czy też nie, niczego nie zmieniało.
- To nie jej wina - rzuciła nieśmiało kapitan.
Nagle przy basenie zmaterializował się Auth, w całej swojej demoniej okazałości - w formie, którą zielarka widziała po raz pierwszy. Musiały nie zauważyć, jak przypałętał się tu jako smuga dymu. Jego szara twarz wykrzywiona była w nieprzyjemnym grymasie, a w oczach płonął gniew. Czarne skrzydła wystrzeliły na boki, zanim złożyły się z powrotem, a u jego stóp zatańczył mrok. Wydawał się wyższy, niż poprzednio i dużo bardziej onieśmielający, wręcz niebezpieczny. Ale w końcu był demonem, czyż nie?
- Co się stało? - Nellrien podniosła się z ławki, podczas gdy zaskoczona nagłą obecnością Neela podciągnęła pod siebie nogi i objęła je, chowając się przed jego wzrokiem. On jednak nawet na nie nie spojrzał; wściekle ruszył w stronę schodów, a za nim podążał nienaturalny cień, wysysający wręcz światło z pomieszczenia.
- Spytaj swojego kochasia. Tylko może nie teraz. Jest zajęty oswajaniem sobie nowego zwierzątka - zerknął przez ramię na rudowłosą. - Lubi te dzikie. Ale akurat ty powinnaś coś o tym wiedzieć.
Zniknął na schodach, a Nellrien znieruchomiała tak, jak stała, trzymając w rękach koszulę, przeznaczoną dla Aremani. Przez chwilę patrzyła przed siebie, aż w końcu jej usta rozciągnęły się w gorzkim uśmiechu. Usiadła z powrotem i przesunęła dłonią po miękkiej tkaninie. Choć można było się tego spodziewać, nie ruszyła do schowka, gdzie trwało przesłuchanie. Nawet w tamtą stronę nie spojrzała.
- Ty i Shiran? - spytała Neela, zaskoczona. Odpowiedziało jej westchnięcie.
- Nie. Ubieraj się, bo zmarzniesz. Obie się ubierajcie. Musicie iść spać. Zresztą, oni mogą zaraz stamtąd wyjść, tak, jak Auth, a wy tu stoicie, mokre i gołe.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Klan Wodnej Gwiazdy”