Trakt ku Stolicy

106
POST BARDA
Nie zostawiłbym cię na pastwę jakiegoś psubrata magika. — Rzekł jak to on zawadiacko, acz ostatnie słowo złamało mu się na języku ponurym akcentem, drobiną niepewności w głosie. — Poza tym minęła by mnie cała zabawa — Dodał, szybko odzyskując swoją jakże niezłomną pewność siebie.

*** OST

Krew. Magia wisiała w powietrzu, acz to czerwień na śniegu za jednym z drzew natychmiast zaalarmowało Aellę — Tam leży drugi — Wskazał Flavio, który kroczył po jej lewej stronie. W oddali też leżało ciało. Te bliżej prezentowało bandytę, którego spotkał ponury los, patrząc po dziurze w torsie w miejscu klatki piersiowej i zamarzniętej w w zaskoczeniu białej jak śnieg twarzy. Nieruchome oczy wręcz wyrażały kompletne niedowierzanie. Przypominał typowego zbója, z nadziakiem u boku i procą sznurową
Ktoś ich dorwał przed nami, widzę dalej kolejne ciało — Rzekł Flavio, będąc nieco dalej już od Aelli z jej lewej flanki. Ta zaś jako pierwsza mogła dostrzec przed sobą jakąś parującą jeszcze stertę. Zogniskowanie wzroku pozwoliło jej dostrzec podłużne wyciągnięte kształty, ułożone jeden na drugim. Ciężko było pojąć co to mogło być o tak ciemnej barwie i cylindrycznych nieregularnych kształtach. Acz ledwie trzy kroki dalej w końcu widok stał się zrozumiały. Zmasakrowane nagie ludzkie ciała, ciężko powiedzieć czyje z tej odległości, leżały na kupie wywalone jak koński gnój. Piętnaście? Dwadzieścia osób? Krew zdążyła w wielu miejscach już zamarznąć, zwłaszcza na śniegu, tworząc dookoła nieregularne malownicze kształty. Widok w swej ohydzie był dziwnie hipnotyzujący, jakby kompletnie wyjęty z rzeczywistości jaką kobieta znała, acz kątem oka spostrzegła kolejne truchła bandytów, rozrzuconych po śniegu jak lalki.
Na Sakira co to jest?! — Rzucił Flavio, dostrzegając stertę martwych.

Trakt ku Stolicy

107
Zabawa? No szczerze powiedziawszy ona sama tak to traktowała, ale nie kiedy ryzykowała życiem kogoś poza sobą. Nie miała jednak zamiaru decydować za niego, nie teraz, było za późno na sprzeczki w tej kwestii.

Ciała nie do końca zaskoczyły dowódczynię, wyczuła magię krwi jeszcze zanim je zobaczyła. I niestety ten typ magii był jednym z najgorszych z jakimi mógł się ktokolwiek mierzyć, a z którą ona sama zmierzyła się za dziecka i do dziś nie miała pojęcia, czy ją wygrała, czy jednak przegrała.

Kiedy jednak zobaczyła stertę ciał pośrodku polany, zatrzymała się na moment. To miejsce było przeklęte, a czarnoksiężnik najwyraźniej wykorzystał bandytów w tylko sobie znanym celu, niemniej jedna ze stron wyszła na tym kiepsko. Pierwsza myśl jaka ją naszła to fakt, że ktoś zastawił na nich pułapkę, na Aellę i jej żołnierzy. Jaki inny cel mogłoby to mieć, wykorzystanie magii krwi w takim miejscu? Druga natomiast to rytuał przywołania, dlatego odruchowo spojrzała z lekkim lękiem na wejście do jaskini. Czy coś tam się kryło? Czy była to istota przywołana? I gdzie był czarnoksiężnik o którym była mowa.

Uniosła rękę na znak, aby wszyscy się zatrzymali i uklękła. Jeśli to pułapka wykorzystująca magię krwi, jest sposób aby ją rozbroić. Jeśli zbliżyliby się za bardzo, ktoś w nią wpadnie. Przywołała więc do siebie jednego z kuszników.

- Wystrzelić płonący bełt w tą stertę ciał. - wydała rozkaz. Wykonanie płonącej zajmie pewnie minutę lub dwie, ale do tego czasu postanowiła się nie zbliżać. Może się myli, może nie, ale pozbycie się ciał i krwi może pomóc, a raczej nie zaszkodzi.

W tym czasie niestety, ale musiała przyznać sama przed sobą, że pomimo tego co umysł jej podpowiada, serce traktowało to uczucie...przyjaźnie. To z tym musiała się mierzyć na co dzień. Tym co traktowała jako dobro rozumem, a tym co traktowała jako dobro przez serce spaczone magią demonów za dziecka.

Trakt ku Stolicy

108
POST BARDA
Poruszenie pojawiło się na twarzach wojaków, kiedy tylko ci dostrzegli stos zmasakrowanych ciał — To czarna magia... — Rzekł dość głośno Flavio, którego widok ten poruszył — Słyszeliście!? Spalić to! — Zawołał, acz nie trzeba było powtarzać, kusznicy zaraz rozgarnęli się we czwórkę, aby pierw sporządzić ogień w warunkach polowych, reszta szykowała już bełty i kusze. Wymieszać odpowiedni olej z rozgrzaną smołą w metalowym naczyniu, aby to uczynić gęstą płonącą mieszaninę. Wtem zanurzyć w tym czubki bełtów i strzelić w na wpół zamarzniętą rzeźbę z martwych. Rzeczywiście zajęło to chwilę, acz oddział był zdyscyplinowany i nie robili to pierwszy raz. W międzyczasie wszystkim towarzyszył tylko odgłos własnego oddechu i krzątanie się żołnierzy.

Sześć bełtów poleciało, wbijając się w ciała. Pociski nie zgasły, acz zdecydowanie brakło im mocy, aby bryłę zmarzniętego mięsa spopielić i to jeszcze zimą. Nastała znów cisza, jakby żołnierze oczekiwali dalszych rozkazów, byli gotowi powtórzyć zaraz salwę, kiedy to sterta nieżywych drgnęła. Flavio przetarł oczy wierzchem rękawicy, jakby miał wrażenie że to zwidy, acz nie inaczej. Mięsna góra zaczęła się unosić w jakiś sposób, wierzchnia zmarzlina pękać i odpryskiwać. Odgłosy wydostające się z ciał przypominały łamanie się kry na rzece. Wtem dołączył do kakofonii obślizgły odgłos przesuwających się między sobą wnętrzności. Kończyny łamały się naocznie i wyginały pod nienaturalnymi zgięciami. Góra mięsa ożyła na kształt bezpostaciowego monstrum, z której zaczęły wynurzać i zanurzać się ręce niczym ruchliwe gałęzie. Te trzymały co tylko miałyby pod ręką. Kości, flaki i zastygnięte w przerażeniu głowy ofiar. Aella mogłaby przysiąc, że dostrzegła jak jedna z nich zamrugała do niej i ruszyła wytrzeszczonymi oczyma.
Spoiler:

Trakt ku Stolicy

109
- Wy! Otoczyć to coś z prawej flanki. - krzyknęła i spojrzała na ludzi po jej prawej stronie, wydając im tym rozkaz, a następnie spojrzała w lewo.
- Wy! Wziąć go z lewej i od tyłu. - rzuciła rozkaz im. Następnie spojrzała na Flavio.
- Wy zostajecie ze mną, uderzymy od frontu odciągając jego uwagę, tylko nie rób z siebie bohatera, wolałabym odstawić cię do ojca w jednym kawałku. - uśmiechnęła się mówiąc to z przekąsem, uwielbiała się droczyć.

Wiedziała doskonale że walka z czymś takim nie będzie prosta, miała już do czynienia z magicznymi stworzeniami, ale coś takiego...to nowość. Zapewne gdyby przystała na propozycję starego Montweissera, dzisiaj nie miałaby problemów z pokonaniem tego monstrum, ale wolała walczyć tu i teraz na własnych zasadach, aniżeli stać się czyjąś marionetką. Mogła mieć w sobie wielki potencjał, ale wolała odkryć go sama i wykorzystać go najlepiej jak uzna to sama za słuszne.

- Do ataku! - krzyknęła swoim kobiecym głosem kiedy zauważyła, jak jej ludzie zajęli pozycje, acz nie był to głos zmęczony latami krzyków i wydawania rozkazów, bliżej jej było do kobiety dworu.

Czekała na moment aż jej ludzie rozproszą ten chodzący koszmar, sama cofając się z Flavio gdy było to potrzebne. Dopiero kiedy został on rozproszony przez uderzenia mieczy z tyłu, postanowiła wkroczyć. Pierwszym jej celem były nogi które musiała podciąć, to zmusiłoby monstrum na utratę możliwości przemieszczania się, a to dawało znacznie większe szanse na jego ubicie.

Chwilowo wolała nie posługiwać się magią o ile nie stanie się to konieczne, bądź co bądź, wciąż ukrywała swoją magię kiedy tylko mogła. Miała nadzieję że i dzisiaj nie będzie musiała jej używać, ale ciężko było nie odnieść wrażenia, że będzie to bardzo trudne w tym przypadku.

Trakt ku Stolicy

110
POST BARDA
Potwór, znany teraz jako „krwawy golem”, ruszał się jak groteskowa symfonia ciał, kości i wnętrzności. Jego ruchy były chaotyczne, lecz jednocześnie przerażająco celowe. Z każdą sekundą stawał się bardziej agresywny, wydając dźwięki, które były mieszanką pękającej lodowej skorupy i mokrego, obślizgłego mlaskania.

Pierwsza linia wojowników Aelli szybko zdała sobie sprawę, że nie ma możliwości podejścia do monstrum bez narażenia się na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Dwóch śmiałków, którzy próbowali ataku od łydek bestii od tyłu, padło ofiarą potężnych, bezwładnych ciosów oraz uścisków. Jeden z nich, uniesiony w powietrze przez ogromną łapę, upadł parę metrów dalej z trzaskiem łamanych staw iw, zanosząc się krzykiem bólu. Drugi, złapany przez parę rąk z nogi, był ściskany tak mocno, że jego kości zaczęły trzeszczeć pod naciskiem. Reszta oddziału zrozumiała, że frontalny atak jest niemożliwy, a w tym Panna Stedinger. Nie mogła podjąć się uprzednio wymyślonej taktyki, gdyż mogłaby tak stracić bezmyślnie życie. Miała tego pełną świadomość. Flavio, widząc swych towarzyszy w niebezpieczeństwie, zawołał w przypływie emocji: - Strzelać! Ostrzeliwać to coś! Przygotować bełty! -

Oddział kuszników, którzy wcześniej przygotowywali ogień, szybko przystąpił do ponownego ładowania broni. Żołnierze byli zdyscyplinowani i wiedzieli, że nie mają wiele czasu. W mgnieniu oka kusze były załadowane, a bełty celowane w kierunku ożywionego monstrum. Salwa bełtów pofrunęła w stronę krwawego golema, trafiając w jego ciała. Mimo że większość pocisków utkwiła w zlepku zwłok, ich ognista mieszanka zaczęła działać. Wierzchnia warstwa ciał zaczęła płonąć, dym unoszący się w powietrzu przyniósł zapach palonego mięsa i włosów.

Jednak monstrum nie zamierzało się zatrzymać. Zaczęło się poruszać szybciej, jego kończyny rozciągały się, a także skracały w nienaturalnych ruchach. Ręce wciąż trzymały wszystko, co napotkały, miażdżąc i łamiąc. Kilku żołnierzy musiało szybko cofnąć się, by uniknąć śmiercionośnych chwytów. Jeden z obecnych mężczyzn, młody rekrut o imieniu Garth, chwycił za długi włócznię, a następnie krzyknął do swoich towarzyszy: - Spróbujmy go unieruchomić! Atakujmy jednocześnie z różnych stron! Może się uda! - Aella zrozumiała, że musi działać szybko i zdecydowanie, jej umiejętności dowódcze były teraz kluczowe dla przetrwania pozostałych ludzi z oddziału.

Trakt ku Stolicy

111
Nie rozumiała dlaczego pierwsze ogniste bełty zupełnie nie zdały egzaminu, natomiast druga salwa posłana przez kuszników już tak. Nie miało to kompletnie żadnego sensu. Gdyby nie Flavio, zapewne zawalczyliby na darmo, tracąc ludzi i życie. Skoro jednak ogniste bełty zaczęły działać, teraz wystarczyło wpakować w niego ich większą ilość, jednocześnie zapewniając utrzymanie go na dystans.

- Włócznicy! Trzymajcie go na dystans i rozpraszajcie go z różnych stron. Kusznicy! Ładować kolejną salwę ognistych bełtów i czekać na sygnał!

Aella chciała z grupą włóczników rozpraszać monstrum, dając kusznikom czas na przygotowanie kolejnej salwy, jednocześnie wykorzystując włócznie, aby nie zbliżać się zanadto do potwora i uniknąć jego łap. Strat nie dało się uniknąć, ale to nie znaczyło, że nie szanowała życia swoich żołnierzy.

Kiedy tylko kusznicy byliby gotowi, Aella da sygnał włócznikom aby odsunęli się z linii strzału, a jeśli ta salwa nie zapewniłaby unieruchomienia potwora, powtórzyłaby to kolejny raz...o ile nie dojdzie do kolejnego zwrotu akcji. Nie ryzykowała jednak za bardzo. Jeśli to wszystko nie przyniesie skutku, będzie musiała ujawnić swoją magię i spopielić potwora. Była to jednak ostateczność której wolała nie wykorzystywać. Miała nadzieję, że bełty i ogień z nich zapewnią im zwycięstwo. To nie tak że bała się potępienia, ale po co to ujawniać, skoro miała wielkie plany? Ujawnienie magii mogło uczynić z niej niezwykłą liderkę w oczach armii lub skomplikować wszystko, rzucając ku niej niepewność w ich oczach. Jej armia zapewne stanęłaby mocniej przy jej boku, przecież udowodniła swoją wartość jako dowódca, a dar magii oznaczałby jedynie, że może ochronić tych którzy jej służą...lub zniszczyć jej wrogów.

Trakt ku Stolicy

112
POST BARDA
Golem, mimo płomieni trawiących jego cielsko, kontynuował swój marsz naprzód, nie zważając na spadające z niego zwęglone fragmenty ciał. Ogień zaczął działać, a jego efekt był wyraźny – magia podtrzymująca życie tej abominacji stawała się coraz bardziej niestabilna. Jednak potwór nie zamierzał się poddać tak łatwo. Choć jego ruchy były bardziej chaotyczne, a siła zdawała się słabnąć, wciąż stanowił poważne zagrożenie. Włócznicy, trzymając się polecenia Aelli, otoczyli monstrum, starając się trzymać na dystans i unikać bezpośredniego kontaktu. Ich zadaniem było rozpraszanie bestii, co udawało się do pewnego stopnia – chaotyczne ruchy golema powodowały, że nie mógł skupić się na jednym celu. Każde wbicie włóczni było ryzykowne, gdyż monstrum w każdej chwili mogło wyprowadzić gwałtowny kontratak.

Dwóch wojowników miało mniej szczęścia. Jeden z nich wcześniej, zbyt blisko potwora, został schwytany przez jedną z licznych kończyn, która owijała się wokół niego niczym wąż. Zanim zdążył zareagować, był już wciągany w stronę pulsującego cielska. Krzyki bólu i rozpaczy rozbrzmiały, gdy płonące ręce nieboszczyków zaczęły go dusić, a płomienie zaczęły trawić jego ciało. Nie dało się go wydobyć bez poświęcenia innych. Żołnierze zrezygnowali z tego. Musiał umrzeć. Kolejny wojownik, mimo że wcześniej uderzony przez golema i leżący kilka metrów dalej, próbował się podnieść i wrócić do walki. Jednak jego obrażenia były zbyt poważne, a golem, nieświadomy jego słabości, zdołał go dosięgnąć kolejnym brutalnym zamachem. Cios był na tyle potężny, że wojownik runął z impetem na ziemię, niezdolny do dalszej egzystencji.

Pozostali włócznicy, widząc, co się dzieje, byli zmotywowani do dalszego działania, ale również świadomi zagrożenia. Ich celem było utrzymanie dystansu i nie pozwolenie, by monstrum dosięgło kuszników, którzy w pośpiechu ładowali kolejną salwę ognistych bełtów. Proces ten, mimo że utrudniony przez ruch i chaos walki, postępował sprawnie. Kusznicy, choć z trudem, przygotowywali się do następnego ataku. Potrzebowali do tego kilku chwil.

Aella z determinacją obserwowała rozwój sytuacji. Wiedziała, że kolejne bełty muszą być precyzyjne, aby zakończyć tę walkę z sukcesem. Golem, choć osłabiony, wciąż był w stanie przedrzeć się przez ich linie i spowodować kolejne straty. Kobieta czekała na odpowiedni moment, kiedy strzelcy będą gotowi, by dać sygnał do wycofania się włócznikom. Każda sekunda była cenna.
Spoiler:
Ostatnio zmieniony 04 wrz 2024, 16:57 przez Marius, łącznie zmieniany 1 raz.

Trakt ku Stolicy

113
Strat nie dało się uniknąć w boju, o tym doskonale wiedziała i potrafiła nie podchodzić do tego emocjonalnie, dlatego potrafiła dowodzić armią. Z pewnością nie byłaby dobrą żoną której zadaniem byłoby dbać o dom i dzieci, ale była przekonana że byłaby świetną królową, nie to co Jakub i Aiden. A przejęcie tronu nie wiązało się jedynie z poparciem armii, ale i zdobyciem serc ludu. Tylko to zapewniłoby jej satysfakcjonujące zwycięstwo. Nie pragnęła jednak rozlewu krwi, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że bez niej by się nie obeszło. Nie lubiła tracić ludzi, ale było to związane z ciągłą walką.

Wyczuwając jak golem słabnie, czuła też wzbierającą w nim magię. Domyślała się że zapewne zostanie ona uwolniona w gwałtowny sposób. Rozkazała więc włócznikom i Flavio wycofanie się, pozostając z monstrum sam na sam. Ona miała asy w rękawie, oni nie. Musiała trzymać go na dystans, nie zamierzała z nim walczyć a jedynie zabawić się w kotka i myszkę, aby wyczekać momentu kiedy kusznicy będą gotowi na oddanie kolejnego strzału, który tym razem zamierzała wzmocnić kulą ognia wyrzuconą ze swojej dłoni uzbrojonej w "artefakt", który miał udawać, że to on daje jej magiczne moce. A gdy to się stanie, szybko wytworzyć magiczną tarczę, która uchroniłaby ją w większej lub mniejszej mierze przed magiczną eksplozją, gdyby do niej doszło. Ewentualnie gdyby golem przetrwał to i wymierzył w nią cios.

Trakt ku Stolicy

114
POST BARDA
Wszyscy wysłuchali rozkazów tak, jak sobie tego życzyła, udając się za jej plecy. Wojowniczka stanęła naprzeciw golema, pozostawiona sam na sam z potworem, który teraz był na skraju upadku. Magia, podtrzymująca to abominacyjne stworzenie, chwiała się na granicy wytrzymałości, a każda sekunda, w której bestia wciąż się poruszała, mogła być jej ostatnią. Jego cielsko, poszarpane i płonące od salw ognistych bełtów, zaczęło wydawać dźwięki trzaskającej energii. Aella, obserwując to z wyraźną determinacją, wyczekiwała na odpowiedni moment. Gdy kusznicy w końcu byli gotowi do oddania kolejnej salwy, Panna Stedinger uniosła rękę, w której dzierżyła swój "artefakt" jak to zostało ujęte wcześniej. Magia skupiła się wokół niej, a wokół dłoni pojawił się oślepiający blask. Z mocą i precyzją rzuciła kulę ognia, która z impetem wbiła się w płonące, krwawe cielsko poczwary. W tym samym momencie kusznicy wypuścili salwę ognistych bełtów.

Ognista kula przywódczyni armii trafiła potwora dokładnie w jego centralny punkt, gdzie energia podtrzymująca go przy życiu była najsłabsza. Cios był masywny, przebił się przez warstwy magicznej energii, które wciąż próbowały trzymać golema w całości. Potwór zawył, jego ciało zaczęło pulsować, a resztki magii wokół niego zdawały się wariować. Monstrum zgieło się, jakby na moment padło na kolana pod ciężarem destrukcyjnej magii. Jego konstrukcja zaczęła migotać na niebiesko niemal, a pulsująca energia przybierała coraz bardziej niestabilną formę. W końcu, w mgnieniu oka, nastąpił wybuch.

Eksplozja była brutalna i chaotyczna. Fragmenty ciała stworzenia – zarówno te z kamienia, jak i resztki martwych bandytów, które go tworzyły – rozprysnęły się na wszystkie strony. W powietrzu unosiły się spalające się odłamki zwłok, które z ogromną siłą poleciały w stronę żołnierzy i samej Aelli. Energia wybuchu przetoczyła się przez okolicę, wzbijając tumany dymu i pyłu. Przedstawicielka rasy ludzkiej, przygotowana na to, co miało nastąpić, zdołała stworzyć tarczę ochronną na czas, która uchroniła ją przed pełną siłą wyładowania magicznego. Niestety, tarcza nie była wystarczająco mocna, aby uchronić ją przed wszystkimi latającymi szczątkami. Kilka fragmentów ciał i odłamków uderzyło w jej prawe ramię, raniąc je dość poważnie, a sama tarcza upadła uprzednio pod naporem kolejnych części truchła. Jednak dzięki temu kobieta uniknęła śmiertelnych obrażeń.

Żołnierze wokół, choć oszołomieni, mieli więcej szczęścia. Kilku z nich zostało poturbowanych przez latające odłamki, a jeden z wojowników złamał nogę, upadając gwałtownie po destrukcji potwora. Niemniej, obyło się bez ofiar. Gdy dym zaczął opadać, na polu bitwy pozostały jedynie rozrzucone, spalone szczątki golema. Eksplozja zakończyła walkę, a cisza, która zapadła po tym, była niemal namacalna.
Spoiler:

Trakt ku Stolicy

115
Dowódczyni od początku zakładała, że walka z takim monstrum nie obejdzie się bez sińców. I boleśnie przekonała się o tym, kiedy odłamki trafiły ją w ramię. Tarcza była niezwykle przydatna, ale nie obejmowała swoim rozmiarem całego ciała, było bardziej przydatne w walce bezpośredniej lub jako obrona przed magicznymi pociskami. Mogła być jakiegoś rodzaju wynaturzeniem, mieszanką człowieka i demona, ale czuła ból jak każdy inny. Nie była też z kamienia i kiedy okolicę spowił pył, ona uroniła łzy kiedy dotknął ją najgorszy ból przy upadku na ziemię z tą ręką. Uderzała głową w ziemię aby jakoś przezwyciężyć ten najgorszy etap. Doskonale wiedziała że jej rany zagoją się szybciej niż innych, ale nie znaczyło to, że za pięć minut wszystko będzie cacy. Musiała wrócić do obozu i oddać się w ręce doświadczonych medyków i Selene, aby rana nie okazała się anomalią która wyłączyłaby jej główną rękę. Prawa ręką była dla rycerza podstawą, jej utrata byłaby...trudna do przełknięcia dla kogoś takiego jak ona.

Niemniej pokonanie golema musiało mieć większy cel. Musieli sprawdzić okolicę i pobliską jaskinię. Przybycie tutaj nie mogło sprowadzać się tylko do powstrzymania tej abominacji - czy ktoś zastawił na nią pułapkę? A może to czysty przypadek? I gdzie do cholery był jej informator?

Obowiązki i pytania nieco stłumiły jej ból na tyle, że udało jej się usiąść na ziemi, ale gdy spróbowała się podnieść, oparła ciało na nie tej ręce co powinna. Głupi odruch kosztował ją ponownym upadnięciem na ziemie.

- Kurwa! - przeklęła, kiedy jej ciało przeszył ból. Może tym razem poczeka na pomoc. Przetarła oczy z łez, nie wypadało jej tego okazywać wśród żołnierzy. Ciężko jednak będzie jej ukryć przekrwione oczy, ale to akurat mogło mieć wiele przyczyn, nie koniecznie łzy. Zawsze mogła zgonić to na łzy.

Ponownie jednak usiadła, aby móc lepiej obserwować teren na wypadek, gdyby to nie był koniec niespodzianek. Na szczęście miecz wciąż miała przy sobie, kiedy schowała go do pochwy, aby móc użyć włóczni. Potrafiła co nie co walczyć lewą ręką, ale doskonale wiedziała, że nie miałaby szans z doświadczonym szermierzem, chyba że miałaby dużo szcześcia.

Jeśli jednak nikt nie zjawiłby się przy niej po krótkiej chwili, podjęłaby próbę wstania ponownie, tym razem jednak na zdrowej ręce.

Trakt ku Stolicy

116
POST BARDA
Panna Stedinger z bólem obserwowała, jak jej żołnierze szybko zbierają się po walce, pomagając rannym i upewniając się, że wszyscy są w stanie działać. Golem, choć martwy, pozostawił po sobie chaos i zniszczenie. Flavio Hochzit podszedł do niej niedługo po upadku kobiety, z troską w oczach, oferując pomocną dłoń. Jego doświadczone ręce szybko ustawiły ramię dowódczyni oddziału w bardziej naturalnej pozycji, ale każda manipulacja wywoływała falę cierpienia, która przeszywała ciało bohaterki, doprowadzając niemal do krzyku.

Syn Rutgera przeprosił, choć Aella wiedziała, że nie miał innego wyboru. - Muszę to usztywnić. - Powiedział naprędce, wyciągając kawałek materiału ze swojej torby i bandaże od innego żołnierza, który dołączył do nich. W terenie, z dala od profesjonalnej opieki medycznej Selene, to było wszystko, na co mogła liczyć. Ból przygasał tylko nieznacznie po zażyciu podanych jej ziół, a jeden z polowych medyków delikatnie poradził, żeby nie używała ręki przez co najmniej kilka dni. Przedstawicielka rasy ludzkiej powinna wziąć to do wiadomości, ale czy zamierzała zrezygnować z korzystania z tej kończyny w boju?

Jej myśli natychmiast powędrowały w stronę jaskini. Olmas, informator-niziołek, nie pojawił się jeszcze. Jego nieobecność była dziwna, a czas, który upływał, tylko potęgował niepokój. Czy był to celowy ruch, pułapka, czy może czysty przypadek? Odpowiedzi mogły znajdować się w jaskini, której wejście teraz hipnotyzowało jej wzrok. Kilku żołnierzy podeszło bliżej niej, starając się nie rzucać się w oczy. Morale oddziału, mimo krwawej walki, zaczynało się stabilizować. Uśmiechy zaczynały pojawiać się na twarzach niektórych, chociaż ci, którzy stracili bliskich owarzyszy, wciąż trwali w milczeniu. Jeden z weteranów, człowiek o stalowym wzroku, patrzył nieustannie w głąb jamy, jakby wiedział, co ich tam czekało, gotowy na kolejną walkę.

Aella, mimo swojego stanu, a w tym zmęczenia, poczuła w pewnym momencie dziwne przyciąganie do jaskini. Coś ją tam wzywało. To nie była już ta mroczna, chaotyczna magia golema ze zwłok. To było coś innego – coś głębszego i bardziej subtelnego. Ta ciekawość, niemal irracjonalna, narastała w niej, wywołując poczucie niepokoju, ale i fascynacji. Była wojowniczką, czuła, że musi to sprawdzić. Coś w tej zasłonie skalnej kryło się za kurtyną tajemnicy, a ona doskonale wiedziała, że prędzej czy później tam wejdzie. Czy się jednak odważy?
Spoiler:

Trakt ku Stolicy

117
Pomoc otrzymana od Flavio i żołnierzy była potrzebna i była tego świadoma, dlatego nie oponowała, chociaż ledwo dawała radę nie krzyczeć z bólu. Zaciskała zęby a drugą dłonią uderzała w zbroję, powstrzymując jakoś przemożną ochotę uzewnętrzniania bólu. Dała radę, chociaż patrząc na jej twarz nie trzeba było być nie wiadomo kim, aby wiedzieć, że cierpiała. Nie istnieli ludzie których ból się nie imał. Odetchnęła z ulgą kiedy skończyli, ale była świadoma, że będzie potrzebować pomocy swojej służki. Rany Aelli i tak goiły się nienaturalnie szybko względem zwykłych ludzi, ale nie na tyle aby mogła to ignorować.

Teraz gdy zagrożenie było zażegnane, musiała sprawdzić co kryje się w jaskini. Fakt że wolałaby wrócić do obozu, ale nie po to ponieśli straty i nie po to cierpiała teraz, aby po prostu odejść. Po jej informatorze wciąż nie było śladu, a pytań było więcej niż odpowiedzi. Dlaczego go nie było? Skąd wziął się ten golem? Czy to była pułapka zastawiona na nią czy czysty przypadek?

- Musimy sprawdzić tę jaskinię. Flavio, weź szpicę z najmniej poszkodowanymi żołnierzami, ja z resztą będziemy zaraz za tobą. - nie będzie udawać bohaterki kiedy straciła możliwość walki prawą ręką, ale zamierzała trzymać się blisko Flavio aby przynajmniej robić za wykrywacz magii. Kto wie jakie pułapki jeszcze na nich czekają. Teraz jej jedyną przewagą była jej magia, walka mieczem i lewą ręką byłaby dość ograniczona, nie mówiąc o tym, że intensywny ruch to ból jaki by ją nawiedzał.

Trakt ku Stolicy

118
POST BARDA
Flavio działał szybko i sprawnie, doskonale zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. Po wydaniu rozkazów grupie ocalałych żołnierzy zebrał najbardziej sprawnych, tych, którzy byli w stanie dalej działać pomimo zmęczenia i ran. Przejście przez jaskinię wymagało od nich szczególnej ostrożności — pochodnie oświetlały ciasne, naturalne tunele, w których nawet najmniejszy dźwięk odbijał się echem. Wojskowi szli w napięciu, gotowi w każdej chwili zmierzyć się z nowym zagrożeniem, choć na razie jedynie cisza i surowe, nieprzyjazne ściany ich otaczały.

Mimo poważnego wyrazu twarzy, Hochzit emanował spokojem. Był uważny, rozglądał się na boki, dając krótkie rozkazy, jakby czuł, że za chwilę coś może się wydarzyć. Na jego polecenie oddział poruszał się ostrożnie, niemal bezszelestnie, a każdy krok niósł echo w głębi korytarzy. Gdy natknęli się na rozwidlenie, to Aella jako pierwsza wyczuła subtelne światło i aurę, która ciągnęła ją w głąb lewego skrzydła. Jej instynkt magiczny zadziałał natychmiastowo. Mogła bez wahania skierować ich w tamtą stronę, przy czym większość wolała znaleźć potencjalne niebezpieczeństwo od razu. - Trzymajcie się blisko mnie, bądźcie czujni. - Rzucił w jednej chwili Flavio szeptem, gdy prowadził szpicę z kolumną przez wąskie przejścia. Żołnierze byli posłuszni, trzymając pochodnie nisko, by nie zdradzić swojej pozycji w razie zasadzki. Po kilku minutach marszu dotarli do nieoczekiwanej sceny.

Sala, do której weszli, była wyraźnie inna od reszty jaskini — większa, a jej centralnym punktem było kamienne podwyższenie, wokół którego porastał mech i grzyby. Lekkie światło, które zauważyli wcześniej, pochodziło z niewielkich szczelin w skałach, ale to nie ono przykuło ich uwagę. Na piedestale, w majestatycznej postawie, stał mroczny — wysoki, o surowym wyrazie twarzy, z krwistymi oczami, które zdawały się przeszywać powietrze wokoło.

Elf, odziany w ciemną, arystokratyczną tunikę, patrzył na nich chłodnym, nieprzeniknionym wzrokiem. Gdy się odezwał, jego głos był niski, spokojny, ale wywoływał niepokój wśród żołnierzy. - Czekałem na was. - Powiedział przedstawiciel tej rasy, jakby jego obecność tutaj była od dawna zaplanowana. Aella, choć cierpiała z powodu rany, wyraźnie czuła, że to on był źródłem tej dziwnej, nienamacalnej aury, która ciągnęła ją ku jaskini. Jego obecność była niezwykle niepokojąca — nie atakował, nie poruszał się agresywnie, ale jego sam widok wystarczył, by wywołać napięcie. Syn Rutgera spojrzał na dowódczynię, czekając na jej reakcję, a reszta — mimo pewnej fascynacji — trzymała dłonie blisko rękojeści broni, gotowa do natychmiastowej akcji.
Spoiler:

Trakt ku Stolicy

119
Aella skrzywiła się kiedy ból ciągnący się od ramienia przeszył jej ciało. Starała się jednak być nadal dowódczynią na jaką zasługiwali pozostali. Przeszła pomiędzy żołnierzami na przód, stając oko w oko z mrocznym elfem. Szczerze wątpiła aby skończyło się to na rozmowie, nie mniej na razie nie atakował, więc mogli porozmawiać...o czymkolwiek on mówił. Przechodząc dała jedynie Flavio znak, aby w czasie gdy ona będzie rozmawiać, ten rozlokował żołnierzy w jaskini.

- Klasyczne zdanie złych charakterów, prawda? - rzuciła na powitanie do elfa, zaszczycając go lekkim uśmiechem wymuszonym pomimo bólu.
- To jak? Przechodzimy od razu do momentu, kiedy mówisz nam jakimi głupcami jesteśmy i że nie mamy z tobą szans, czy jednak zaskoczysz mnie czymś nieprzewidywalnym? - dodała starając zachować dumną postawę, jednak na razie nie wyciągała broni, zachowując dystans.

Zastawiona na nich pułapka przed wejściem nie dawała raczej nadziei na przyjazną pogawędkę. Domyślała się, że prędzej czy później znów staną do walki, dlatego była gotowa ponownie na użycie swojej magii defensywnej i ofensywnej, miecz musiał jej pozostać jako ostateczność.

Trakt ku Stolicy

120
POST BARDA
Mężczyzna patrzył na Nią, ze spokojem przyjmując ociekające kpiną słowa. - Złych? Pochopność osądu nie jest cechą godną przywódcy... Nie. - Cichy głos emanował autorytetem. Było w nim coś szczególnie pociągającego. Słowa wydawały się trafiać wprost do serc, kusząc odbiorców barwnymi wizjami. - Jestem zaledwie posłańcem Aello. Przynoszę dla Ciebie słowo. - Rozłożył ręce, niespiesznie wnosząc je ku górze. Przepełniająca pomieszczenie magia podążyła za wolą swego pana, tworząc dwa zrodzone z ziemi trony. Zasiadł w jednym z nich, wskazując miejsce naprzeciw siebie. - Moja Pani pragnie mówić na osobności. - Aura pomieszczenia zaczynała ulegać subtelnej zmianie. Nawet pozbawieni magicznych zmysłów żołnierze wyczuwali wyraźną poprawę. Otaczający ich mrok stawał się jak gdyby przyjaźniejszy. Powietrze cieplejsze, a elf coraz bardziej przyjazny. Dłonie w naturalny sposób zsunęły się z rękojeści, kiedy mężczyzna przymknął oczy. Chociaż z tej odległości ciężko było mieć pewność, coś podpowiadało Aelli, że tańczą w nich teraz fioletowe pasemka. Znajomy odcień wydawał się droczyć z percepcją dowódczyni, pojawiając na skraju postrzegania, by po chwili zniknąć w głębokim szkarłacie spojrzenia Mrocznego.

Przeciągnął się z kocią gracją, uśmiechając cudzym uśmiechem. Widok emanował zwodniczym erotyzmem, przeciągającym uwagę towarzyszących Jej wojowników. Dzielni mężowie najwyraźniej zupełnie zatracili wolę walki z nieznajomym. Trwali zaklęci w chwili, podziwiając długie, srebrzyste włosy, spływające po Jego karku. Zafascynowani obrazem siadali i kładli się na wygodnym podłożu, stając zaledwie obserwatorami trwającego spektaklu. Chcieli pławić się w Jego głosie. Pragnienie, chociaż w mniejszym stopniu, udzieliło się również Aelli. - Podejdź. - Wyszeptany rozkaz trafił w nią, wywołując delikatne dreszcze.
"Mężczyzna nie może przekształcić się bez cierpienia,
albowiem jest on zarówno marmurem, jak i rzeźbiarzem.
"

~ Alexis Carrel

Wróć do „Książęca prowincja”