POST BARDA
- Ale o czym ty mówisz, do cholery? - warknęła na niego Tamna znad papierów, podnosząc wzrok, gdy podchodził. - Ten problem należy do całego świata!Nie spodziewała się, że Salih będzie próbował ją złapać, ale spędziła wystarczająco wiele lat poza murami Akademii, w świecie, który potrafił zaskakiwać, by pozostawać czujną niezależnie od okoliczności. Gdy mężczyzna sięgnął do jej włosów, odskoczyła do tyłu, z łatwością uciekając mu z zasięgu rąk, a jej twarz wykrzywiła ta sama wściekłość, jaka malowała się na obliczu jej ojca. Rzuciła ostro słowo w swoim języku, a z ziemi pod nogami Karlgardczyka wystrzeliły czarne, uschnięte korzenie, które oplotły jego nogi i unieruchomiły go w miejscu.
Rathal zaśmiał się, widząc desperacko uniesiony w swoją stronę artefakt. Fioletowa kula, otoczona złotymi wężami, w milczeniu obserwowała zajście. Jeśli ktokolwiek patrzył przez nią na drugą stronę, nie dawał tego po sobie znać.
- Jesteś jeden. Nas jest czworo. Na co liczysz, głupcze?
Gwałtownie uniósł w stronę Qadira wyprostowaną rękę, a potem, wypowiadając coś cicho, zacisnął palce. Zarówno dłoń Karlgardczyka, jak i złote węże, które w niej trzymał, rozpadły się w proch, niczym popiół po ognisku. Jego przedramię stało się teraz wypalonym kikutem, pulsującym bólem, ale choć stracił przez niego siłę w ciele, nie mógł paść na kolana, gdy trzymały go pnącza. I tylko okrągły, fioletowy kryształ upadł na skałę i potoczył się po niej, lądując pod nogami wiekowego elfa.
- Voron, skup się - rzuciła Tamna, która niezależnie od wszystkiego, co działo się między jej ojcem a Salihem, wróciła do swoich notatek i wertowała je z przejęciem. Ciemnowłosy elf przeniósł na nią spojrzenie, choć do tej pory, zdezorientowany, obserwował rozgrywający się konflikt. Nie mógł uwierzyć w to, co widział i co słyszał. Nie mógł uwierzyć w to, jak do reszty postradał zmysły jego przyjaciel. - Dwadzieścia jeden kroków od środka, tak stań. Musimy zruszyć fundamenty tej konstrukcji. Zrobisz to? Voron, zrobisz to?
- ...Tak - odpowiedział Dortris i otrząsnął się, żeby zabrać się za odmierzanie kroków.
Tamna podniosła się i utkwiła zdeterminowane spojrzenie w bramie. Na ojca spojrzała tylko raz.
- Tato... - zaczęła.
- Idź, Tamna. Jestem z ciebie dumny. Co by się nie działo, pamiętaj o tym.
W oczach elfki zalśniły łzy, ale skinęła głową w milczeniu i wbiegła w portal, znikając za perłowym całunem. Zostały po niej tylko notatki, które teraz bez skrępowania już rozwiewał wiatr.
- Od kiedy masz ten nowy cel? Od wczoraj? Przedwczoraj? Czy od pięciu minut? - syknął Il'Dorai do Qadira z uniesioną dłonią. Mężczyzna wiedział, że wystarczy tylko kolejne zaciśnięcie palców elfa, by stracił drugą rękę, a może i nie tylko rękę. Miał do czynienia z elfem starszym od niego co najmniej czterokrotnie, potomkiem założycieli jednej z największych uczelni magicznych na świecie. Nie miał szans w walce jeden na jednego, a nie wyglądało na to, jakby ktokolwiek zamierzał mu pomóc. Był zdrajcą. Fale bólu pulsowały z kikuta jego ręki. - Trzeba było przejść przez bramę i pójść sobie go szukać, zamiast sabotować działania o takiej wadze. Popełniłeś błąd. I nawet jeśli mam umrzeć z ręki nadciągających wojsk, dopilnuję, żeby nikt nie przeszkodził w rytuale zamknięcia przejścia. Za wszelką cenę.
Puella ominęła bramę i stanęła po drugiej stronie, by rozpocząć coś, co wyglądało jak taniec. Ziemia pod jej nogami zadrżała, a morze za plecami rozszalało się. Pionowy, kamienny krąg jęknął, naruszony magią skupionego Vorona.