Zachodnia część lasu

76
POST BARDA
- Ale o czym ty mówisz, do cholery? - warknęła na niego Tamna znad papierów, podnosząc wzrok, gdy podchodził. - Ten problem należy do całego świata!
Nie spodziewała się, że Salih będzie próbował ją złapać, ale spędziła wystarczająco wiele lat poza murami Akademii, w świecie, który potrafił zaskakiwać, by pozostawać czujną niezależnie od okoliczności. Gdy mężczyzna sięgnął do jej włosów, odskoczyła do tyłu, z łatwością uciekając mu z zasięgu rąk, a jej twarz wykrzywiła ta sama wściekłość, jaka malowała się na obliczu jej ojca. Rzuciła ostro słowo w swoim języku, a z ziemi pod nogami Karlgardczyka wystrzeliły czarne, uschnięte korzenie, które oplotły jego nogi i unieruchomiły go w miejscu.
Rathal zaśmiał się, widząc desperacko uniesiony w swoją stronę artefakt. Fioletowa kula, otoczona złotymi wężami, w milczeniu obserwowała zajście. Jeśli ktokolwiek patrzył przez nią na drugą stronę, nie dawał tego po sobie znać.
- Jesteś jeden. Nas jest czworo. Na co liczysz, głupcze?
Gwałtownie uniósł w stronę Qadira wyprostowaną rękę, a potem, wypowiadając coś cicho, zacisnął palce. Zarówno dłoń Karlgardczyka, jak i złote węże, które w niej trzymał, rozpadły się w proch, niczym popiół po ognisku. Jego przedramię stało się teraz wypalonym kikutem, pulsującym bólem, ale choć stracił przez niego siłę w ciele, nie mógł paść na kolana, gdy trzymały go pnącza. I tylko okrągły, fioletowy kryształ upadł na skałę i potoczył się po niej, lądując pod nogami wiekowego elfa.
- Voron, skup się - rzuciła Tamna, która niezależnie od wszystkiego, co działo się między jej ojcem a Salihem, wróciła do swoich notatek i wertowała je z przejęciem. Ciemnowłosy elf przeniósł na nią spojrzenie, choć do tej pory, zdezorientowany, obserwował rozgrywający się konflikt. Nie mógł uwierzyć w to, co widział i co słyszał. Nie mógł uwierzyć w to, jak do reszty postradał zmysły jego przyjaciel. - Dwadzieścia jeden kroków od środka, tak stań. Musimy zruszyć fundamenty tej konstrukcji. Zrobisz to? Voron, zrobisz to?
- ...Tak
- odpowiedział Dortris i otrząsnął się, żeby zabrać się za odmierzanie kroków.
Tamna podniosła się i utkwiła zdeterminowane spojrzenie w bramie. Na ojca spojrzała tylko raz.
- Tato... - zaczęła.
- Idź, Tamna. Jestem z ciebie dumny. Co by się nie działo, pamiętaj o tym.
W oczach elfki zalśniły łzy, ale skinęła głową w milczeniu i wbiegła w portal, znikając za perłowym całunem. Zostały po niej tylko notatki, które teraz bez skrępowania już rozwiewał wiatr.
- Od kiedy masz ten nowy cel? Od wczoraj? Przedwczoraj? Czy od pięciu minut? - syknął Il'Dorai do Qadira z uniesioną dłonią. Mężczyzna wiedział, że wystarczy tylko kolejne zaciśnięcie palców elfa, by stracił drugą rękę, a może i nie tylko rękę. Miał do czynienia z elfem starszym od niego co najmniej czterokrotnie, potomkiem założycieli jednej z największych uczelni magicznych na świecie. Nie miał szans w walce jeden na jednego, a nie wyglądało na to, jakby ktokolwiek zamierzał mu pomóc. Był zdrajcą. Fale bólu pulsowały z kikuta jego ręki. - Trzeba było przejść przez bramę i pójść sobie go szukać, zamiast sabotować działania o takiej wadze. Popełniłeś błąd. I nawet jeśli mam umrzeć z ręki nadciągających wojsk, dopilnuję, żeby nikt nie przeszkodził w rytuale zamknięcia przejścia. Za wszelką cenę.
Puella ominęła bramę i stanęła po drugiej stronie, by rozpocząć coś, co wyglądało jak taniec. Ziemia pod jej nogami zadrżała, a morze za plecami rozszalało się. Pionowy, kamienny krąg jęknął, naruszony magią skupionego Vorona.
Obrazek

Zachodnia część lasu

77
POST POSTACI
Qadir
Mimo piekącego bólu pulsującego z wypalonego kikuta i paraliżujących korzeni oplatających jego nogi, trwał niewzruszony w swoim przekonaniu. Jego twarz, choć wykrzywiona cierpieniem, pozostawała opanowana – maska pychy i determinacji, w której skrywał złość i głębokie rozczarowanie wobec tych, którzy sprzeciwili się jego wizji. Dźwięki zaklęć i przerażonych kroków, szum wiatru oraz przelotne echo głosów towarzyszyły mu niczym upiorna symfonia. Jego oddech był ciężki, ale w oczach błyszczała iskra arogancji, wyrażająca całą jego niechęć do otaczających go osób. Gdy Rathal zaśmiał się, wzbudzając w powietrzu aurę triumfu, Qadir spojrzał na niego chłodnym wzrokiem, który zdradzał pełne rozczarowanie. Elf, starożytny i pełen mocy, patrzył na niego z wyższością, jakby Salih był jedynie insektem przeszkadzającym w realizacji wielkiego planu. Jednak “Pustynny Smok” nie zamierzał ustępować. Wbił spojrzenie w twarz drugiego profesora i odpowiedział mu cicho, z ironicznym uśmieszkiem wykrzywiającym usta. - Nie muszę was pokonać sam. - W jego głosie rozbrzmiewał ledwie słyszalny ton pogardy, a wyraz jego twarzy zdradzał satysfakcję, jaką czerpał z tego, że zdołał wprowadzić chaos wśród tak potężnych istot.

Wypowiedział te słowa celowo, wiedząc, że możliwie każde z nich uderzy w elfa niczym trucizna. Gdy Il’Dorai spojrzał na niego z uniesieniem brwi, lekceważąco pytając o jego powody, czarnoksiężnik uniósł głowę, spoglądając prosto w jego oczy. - Cieszy mnie, że cię to bawi. - dodał z przekąsem. Jego usta wykrzywiły się w grymasie, który mógłby uchodzić za ledwie powstrzymywany uśmiech. - Jeden człowiek, samotny i pogardzany, zdołał zamieszać w waszych planach. - Słowa Karlgardczyka były jak cień wyzwania, mimo że mógł zginąć z powodu swoich decyzji. Był świadom, że nie miał żadnych sprzymierzeńców – ta walka była wyłącznie jego, a wszystko, co zrobił, wynikało z własnych przekonań. Patrząc oponentowi prosto w twarz, odpowiedział na jego kolejną, pełną gniewu kwestię, jakby każde wypowiadane słowo było ostatnią szpilą, którą wbijał w dumę długowiecznego przedstawiciela ich rasy. - Od kiedy zdobyłem ten amulet. - syknął, ignorując przeszywający ból w ręce, która już nie istniała. - Od tamtej chwili wiedziałem, że moc, która jest w nim zawarta, była zbyt kusząca, by z niej zrezygnować. - Qadir westchnął z przekąsem, spoglądając na portal, za którym zniknęła Tamna.

Widok, który wywołał u niego jedynie gorzkie rozczarowanie. Uczona badaczka, współpracująca z nim z Nowego Hollar, miała być kluczowym elementem układanki, lecz jak wielu wcześniej, okazała się tylko pionkiem w rękach cudzych przekonań. Wykonała rozkaz bez wahania, zmuszona do przejścia przez próg, za którym czekała ją jedynie ciemność. W jego oczach nie było ani żalu, ani litości – jedynie chłodna ocena decyzji młodej piękności, która zawiodła go swoją uległością wobec pozornie wyższych celów. Kiedy usłyszał kolejne pełne gniewu słowa Rathala, odpowiedział bez wahania, chłodnym tonem przepełnionym ironią. - Jedyny błąd, jaki popełniłem, to nie zabicie cię, gdy rozmawialiśmy z demonologiem. - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Na szczęście nic straconego, z zamkniętą bramą czy bez... - Głos mężczyzny był beznamiętny, lecz pod powierzchnią kryła się wyczuwalna nuta satysfakcji. Wiedział, że nawet jeśli stracił rękę, to nie był jeszcze pokonany. Zerknął w kierunku Vorona, który wyraźnie wahał się i potrzebował dodatkowej motywacji. - Pośpiesz się. - powiedział chłodno, a jego wzrok niby wyrażał przestrogę. Po chwili dodał znowu z cichym przekąsem. - Wygląda na to, że czeka nas śmierć. Taki widocznie przekorny jest los. -

Zachodnia część lasu

78
POST BARDA
- Nie byłeś pogardzany. Jesteś dopiero teraz - warknął Rathal.
Jeszcze przez chwilę wyraźnie wahał się. Zachowanie Qadira było absurdalne i niewytłumaczalne; nawet to, co mówił teraz, nie miało sensu w kontekście wszystkich jego poprzednich decyzji. Elf, tak samo jak wszyscy pozostali, do ostatniej chwili wierzyli, że łączy ich ten sam cel. I być może w innych okolicznościach zamknęliby go gdzieś, ubrawszy go uprzednio w kajdany antymagiczne, a potem poczekali, aż wróci mu rozsądek, ale teraz nie mieli takiej możliwości. Teraz sam z siebie zrobił wroga i stanął im naprzeciw - w żaden sposób nie przygotowując się do tego wcześniej. Nie znalazł sprzymierzeńców, nie przekonał nikogo do swojego nowego planu, nie spróbował nawet w ostatniej chwili uciec, by działać dalej na własną rękę, nie przyznał się do pomyłki. Dobrowolnie skazał się na śmierć.
Pod nogami Puelli zadrżała ziemia, a potem pękła. Spomiędzy skał wytrysnęły gejzery wody i popchnięte siłą magii runęły na wrogów, jednocześnie z potężną ulewą, jaka zerwała się z ciemnej chmury nad jej głową. Lodowate krople deszczu padły na nich wszystkich, a gwałtowne podmuchy burzowego wiatru szarpnęły ich ubraniami.
- Dobij go, albo ja to zrobię - usłyszał Salih zza pleców. Rozwścieczony Roland musiał zakraść się za niego, gotów zaatakować, w razie gdyby Rathal zawiódł. Stara, dobra metoda, pod tytułem "miecz przez serce" potrafił zabić także maga, nieważne, za jak silnego by się on nie uważał.
- Przykro mi - powiedział stary elf i Karlgardczyk mógł być pewien, że są to szczere słowa. Choć budził w nim teraz głównie mieszaninę samych negatywnych emocji, z pewnością nie chciał, by potoczyło się to w ten sposób.
Kolejny gest jego dłoni i wyszeptane przez niego słowo były jednymi z ostatnich widoków w życiu Qadira Saliha. Odebrało mu oddech, a uczucie pustki w piersi kazało mu spojrzeć w dół. I tam dostrzegł dokładnie to, co czuł - pustkę. W jego klatce piersiowej ziała duża, wypalona dziura, z której wysypywały się resztki spopielonego ciała, kości i serca.
Unieruchomiony przez pnącza Tamny, osunął się w nich i zawisł w nienaturalnej pozycji, gdy ciemniało mu przed oczami po raz ostatni. Zanim zapadł w wieczny sen, usłyszał jeszcze tylko głuchy jęk kamienia i dostrzegł, jak krąg bramy pęka z trzaskiem. Perłowa zasłona, prowadząca do podmroku z terenów opustoszałego półwyspu Fenistei, zgasła chwilę przed tym, jak zgasło jego życie.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”