[Jezioro Gwiazd] Chata na skraju lasu

136
Ork podrapał się po łbie, zastanawiając nad wartością ptaka. Finanse nie należały do Jego mocnych stron i osobiście wolał użyć zwierza w badaniach kapitana, zrobić z niego jakieś wyposażenie, sprawdzić właściwości alchemiczne jego elementów, by na sam koniec po prostu zeżreć ze smakiem. Przygotowując obozowisko przed nocnym wypoczynkiem, rozmyślał, z czym najlepiej upiec tak wielkie ptaszysko. Dostępna paleta przypraw mocno ograniczała realne możliwości młodego szamana, jednak miło było wyobrazić sobie pieczyste z bestii w sosie grzybowym i z dodatkiem kilku aromatycznych ziół. Załoga powoli kładła się spać. Wyznaczony do warty przy ognisku Nurkh nie marnował czasu i pod osłoną nocy rozpoczął mantrę ciała. Pozostali już dawno przyzwyczaili się do zasypiania w rytm cichego nucenia Orka. Doskonaląc formy walki wręcz, katował mięśnie impulsami prądu, by naprzemiennie uszkadzać je i leczyć, gdy nagle dotarły go niepokojące odgłosy. - O przodkowie! Walka! - Szybko obudził kapitana. - Wodzu, chyba mamy konkurencje. Przed chwilą z tamtej strony dotarły mnie niepokojąco odgłosy.
"Mężczyzna nie może przekształcić się bez cierpienia,
albowiem jest on zarówno marmurem, jak i rzeźbiarzem.
"

~ Alexis Carrel

Wróć do „Wschodnia prowincja”