Cesarski Kompleks Pałacowy

181
POST POSTACI
Awaren
Spinając ramiona i ściągając łopatki w niemalże bolesny sposób, Awaren wreszcie podniósł do ust swój kubek, od razu pociągając z niego dwa, spore łyki. Miał nadzieję uspokoić myśli i po części nawet mu to wyszło. Pierwszym co poczuł, był gorzki, mocny smak, daleki jednak od jakiegokolwiek alkoholu i nieporównywalny tak naprawdę z niczym, czego próbował kiedykolwiek wcześniej. Aż dziw, że nie zakrztusił się przez samo zaskoczenie oraz intensywność smakową. Skrzywił się co prawda i wzdrygnął, chociaż lekki dreszcz, jaki poczuł, był zupełnie innego rodzaju od poprzedniego. Plusem zdecydowanie było to, że napitek wciąż w przyjemny sposób rozszedł się ciepłem po ciele, nawet jeśli do całej reszty zdecydowanie trzeba było dojrzeć.
- Ba-Bardzo... unikatowy smak? - spróbował opisać swoje pierwsze wrażenie i po pewnym namyśle biorąc jeszcze jeden, tym razem o wiele mniejszy i ostrożniejszy łyk. - ...ale dodatek miodu by nie zawadził - dodał z namysłem.
Tak, miód z całą pewnością pomógłby pozbyć się części goryczy, do której trudno było się przyzwyczaić. Być może był zbyt cienki w uszach na takie rzeczy? Cóż, wciąż zamierzał wypić zawartość kubka do końca, niezależnie od smaku! Eliksiry, którymi raczył się przez ostatnie tygodnie, smakowały gorzej przez swoją cierpkość oraz mdłość, jaka przychodziła zaraz po niej. Ciekawe, w jakim stopniu zdoła go kopnąć w porównaniu, bo czuł, że będzie tego potrzebował.
Ściągając na moment usta, Awaren zaczął myśleć na powrót intensywnie, ale już odrobinę mniej panicznie. Nigdy nie wątpił w siłę Ushbara i jeśli tylko w grę wchodziła konfrontacja z użyciem siły fizycznej, postawiłby na niego każdy ząb w każdym pojedynku. Niebo jest niebieskie, trawa jest zielona, a książę Ushbar przerobi na mielono każdego, kto stanie mu na drodze - niby oczywista oczywistość. Problem polegał na tym, że jeśli ich przeciwnikami istotnie były demony lub kreatury jakkolwiek im zbliżone, sprawy komplikowały się na zbyt wielu płaszczyznach. Ich możliwości były praktycznie niemożliwe do przewidzenia dzięki ich własnej unikalności. To dlatego obcowanie już z jednym było tak cholernie niebezpieczne podczas prób przywoływań tego typu bytów, a co tu dopiero mówić o całej armii!
- Jeśli dotrą do nas przed zwiadowcami, wciąż będziemy mieć szansę ostrzeżenia ich i zawrócenia - zaproponował. - Pod warunkiem, że Akademia zgodzi się nam pomóc...? Jestem pewien, że dysponują metodami, o ile nie odpowiednio wyszkolonymi czarnoksiężnikami, którzy pomogą z przesłaniem wiadomości bardziej niekonwencjonalnymi sposobami.
Ileż to nie czytał o mistrzach transmutacji przemieniających martwe przedmioty lub siebie samych w co tylko zechcą? O zaklinaczach tworzących sztucznych posłańców w postaci ptaków? Ile pomysłów i ile wyobraźni, tyle sposobów na wykorzystanie energii magicznej. Na razie jednak musieli poradzić sobie z innymi rzeczami bez pomocy innych, światłych głów na tyle, na ile potrafili. Kiwając więc głową, spojrzał jeszcze raz na mapę, zatrzymując wzrok w miejscu, gdzie wznosiło się niegdyś cudowne miasto - Morlis.
- Cóż... Być może - zaczął i prawie raz kolejny podskoczył w miejscu, gdy o swojej obecności przypomniała mu Isil.
Nie strasz mnie w ten sposób!!!, wyjęczał w myślach. Czekaj... Miałaś? Uhh, proszę, powiedz, że potrafisz czytać w moich myślach, czy coś w ten sposób... Jeśli zacznę teraz gadać do siebie, żeby ci odpowiedzieć, nawet nie chcę wiedzieć, jakie pozostawi to po sobie wrażenie!
Jakoś nie chciał informować Yroha o możliwościach swojej szabli. Nikogo nie chciał o tym informować, jeśli miał taką możliwość. Nie wiedząc w każdym razie, jak skomunikować się w Isil bez robienia z siebie wariata, dyskretnie postukał w nią lekko palcem dłoni, którą niby mimochodem opuścił na swoje udo.
- Nie mógłbym nigdy nazwać się demonologiem, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że w trakcie swoich nauk nie sięgnąłem po tomy, których tematyka mogłaby wzbudzać kontrowersję - przyznał dość otwarcie, doskonale akurat zdając sobie sprawę z tego, jak lekko czarnoksiężnicy Urk-hun wiedzę oraz magię, jakie w innych kręgach uważane były za zakazane przez swoją mroczną naturę. Osobiście jakoś nigdy nie widział w tym problemu, choć swoimi poglądami nie dzielił się ze wszystkimi. Każdy rodzaj magii można było nagiąć do swoich potrzeb i każdy można było wykorzystać tak w dobrych, jak i złych celach. Zgodziłby się więc z przypuszczeniami Solfi Isokor o możliwości wykorzystania nawet najmroczniejszej mocy w dobrych intencjach. W teorii, bo nie znaczyło to, że zwykły śmiertelnik byłby do tego zdolny. - Wpadła mi kiedyś w ręce „Demonologia: ostrzeżenie przed złem” inkwizytora Mortiego, "Czarny smok: lub siły piekielne podporządkowane człowiekowi" A. Titullsa, "Grimoire z Serathi"-... Umm... Tego tomu... Nie polecałbym nawet otwierać bez odpowiedniego zabezpieczenia się. To jedno z tych dzieł, które potrafi zatruć umysł czytającego, wryć się w niego i doprowadzić do szaleństwa nieostrożnych. Otworzyłem go bez pozwolenia i bez wiedzy moich mentorów, dzięki czemu, ahh, można powiedzieć, że straciłem kontakt z rzeczywistością na dobry tydzień, który spędziłem głównie gorączkując i walcząc z urojeniami... - zaśmiał się nerwowo, ani dumny, ani specjalnie zawstydzony swoją młodzieńczą nieostrożnością. Nauczył się wiele na tamtym błędzie. - Jeśli Akademia w Nowym Hollar posiadała tego rodzaju tomy, jestem pewien, że Karlgardza biblioteka będzie miała do udostępnienia znacznie więcej niż to. To jest... Pod warunkiem, że dostaniemy do niej dostęp... Inna kwestia pozostaje taka, że nawet mimo obszernych badań, my, śmiertelni, wciąż nie potrafimy powiedzieć wiele o demonach. Wątpię, żeby zanotowano choć jeden przypadek zetknięcia się z dwoma takimi samymi demonami na ten przykład. Każdy z nich był unikalny, miał inny wygląd, możliwości oraz umiejętności. To jeden z powodów, dla którego określane są tak bardzo nieprzewidywalnymi.
Cała armia istot o nadprzeciętnych zdolnościach brzmiała teraz i dla niego samego dużo gorzej, niż na początku. Musiał się wysilić, żeby przełknąć ślinę przez uścisk, który niewidzialną ręką zacisnął się na jego własnym gardle. Może Isil coś by tutaj doradziła...?"Czuję ich. Zakryję cię przed oczami tych, co nadchodzą. Zakryję cię przed złością Sulona. W tej formie będziesz bezpieczna"...? Złość... Sulona...
- Sulon już kiedyś zapobiegł inwazji... - odezwał się zaskoczony. - "Widzący pomógł już kiedyś, ale mógł zrobić to tylko raz" - przypomniał, wykręcając swój umysł. - Wieża była portalem, aktywującym pomniejsze portale wedle uczonych i magów, badających wtedy sprawę... Ale nie spełniła ostatecznie swojej roli... Nie przez błąd, ale przez siłę wyższą chroniącą ten kontynent? Czy może mowa o jeszcze innym przypadku, gdzie Sulon interweniował? Interwencje bóstw same pozostawiają po sobie niejednokrotnie zniszczenie... W zderzeniu z energią z obcej sfery, jestem niemal pewien, że doszłoby do czegoś masywnego, widocznego, odczuwalnego. Do... Do zmian albo rozregulowania przepływu magii w konkretnej części świata być może? - zaczynając gdybać i grzebać we własnej pamięci, podniósł się ze swojego miejsca, zaczął przechadzać się i popijać z kubka, który zabrał ze sobą.
Isil była najprawdopodobniej Elfką... Elfką... "Zakryję cię przed oczami tych, co nadchodzą. Zakryję cię przed złością Sulona"? Isil nie mogła być Morlis. Jej urywkowe wspomnienia się nie zgadzały.
- Wieża nie uległa zniszczeniu. Demony nie zginęły i nie zniknęły. Miasto nadal stoi cało przejęte. Czy szanowny Yroh kojarzy jeszcze inne wydarzenia mogące obudzić to dziwne, znajome uczucie? "Idzie zemsta, rosnąca, kipiąca, przeleje się przez wyciągnięte ku niebu kamienie"[/i] - spytał, mając wrażenie, że to bardzo ważne, a potem recytował dalej słowa Marii Eleny, chwała jego dobrej pamięci, dopóki jego dobra passa wyciągania wniosków trwała. Wow. Może jednak ta cała kawa działała? Czuł się jakiś taki żywszy. - Wyciągnięte ku niebo kamienie. Kolejne wieże. Portale. Takie masywy muszą być chyba widoczne z daleka, tak jak sama Wieża?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

182
POST BARDA
Niestety, ku rozpaczy Awarena - choć gdyby się tak dłużej zastanowić, to chyba na szczęście - Isil nie potrafiła czytać w myślach i nie odpowiedziała na to, co usiłował w jakiś sposób przekazać jej telepatycznie. Bo raczej mało prawdopodobne było, by zignorowała jego słowa, jeśli by one do niej dotarły.
- Nie wiem, kto musiałby stanąć naprzeciw armii demonów, żeby faktycznie stawić jej czoła i nie zostać zmiecionym z powierzchni ziemi - Yroh pokręcił głową, a jego krzaczaste brwi zmarszczyły się w zmartwieniu. - Ale też od wczoraj minęło wiele godzin i chciałbym wierzyć w założenie, że gdyby to demony przelały się przez owe mosty do naszego świata, dowiedzielibyśmy się o tym dużo wcześniej, w najgorszy z możliwych sposobów. Nie mielibyśmy czasu na spokojne rozważania, dywagacje i snucie przypuszczeń, gdy musielibyśmy mierzyć się z koszmarem, jaki na nas zesłały. Nie, sądzę, że... sądzę, że nie są to demony, nawet jeśli magia, którą czuję, może mi się z nimi w jakimś stopniu kojarzyć. I nawet jeśli to tylko moje czcze życzenia, przebłyski optymizmu, o ile można mówić o optymizmie w sytuacji takiej, jak ta.
Ork słuchał elfa, popijając swoją kawę. Zerknął przez ramię na swój pokaźny księgozbiór, ale ewidentnie żadnej z wymienionych przez niego lektur nie miał w swojej kolekcji, bo nawet nie podniósł się z krzesła. Jak mówił, nie była to jego specjalizacja, czego w tej chwili musiał bardzo mocno żałować.
- Mmm - mruknął, z powrotem skupiając się na swoim gościu, gdy ten zaczął rozważać konsekwencje boskich ingerencji. - Nie. Nie pamiętam innej takiej sytuacji. Jeśli wydarzyło się to jeszcze kiedyś, musiałem znajdować się daleko, albo magia nie była tak silna, jak podczas wydarzeń w Morlis, czy teraz. Ale to, o czym mówisz...
Podążał za Awarenem spojrzeniem. Nie poszedł jego śladem i nie zaczął krążyć po pomieszczeniu, ale jego palce zastukały w blat stołu nerwowo. Dochodzili do jakichś wniosków, pierwszych wniosków, jakie mogły pokierować ich w mniej lub bardziej odpowiednią stronę.
- Fenistea...? - zaproponował.
- Fenistea! - powtórzyła Isil, z zaskoczeniem w głosie.
- Nastąpiła zmiana, tak, jak mówisz. Rozregulowanie magii, zniszczenie całego półwyspu. Deszcz meteorytów, który nazywają Nocą Spadających Gwiazd. Niebo zwaliło się elfom na głowę. Mówi się, iż to leśna odmiana twoich pobratymców ściągnęła na siebie wściekłość swojego stwórcy, ale co, jeśli było zgoła inaczej?
- Fenistea
- szepnęła szabla ponownie, głucho, nieco tęsknie.
- Co, jeśli to tam Sulon zapobiegł inwazji, w jedyny sposób, w jaki był wówczas w stanie? Bogowie nie są w stanie ingerować w naszą rzeczywistość tak, jak niektórym wydaje się, że powinni. Sulon ma swoich wieszczy, swoją szanowną Marię Elenę i innych jej podobnych, ale wieszczy nie zawsze słuchają, wszyscy wiemy zresztą, jak zagmatwane potrafią być ich przepowiednie. Sami byliśmy świadkiem jednej zaledwie wczoraj.
Niektórzy byli świadkami dwóch, ale o tym Yroh nie miał pojęcia. Jak widać, jego macki nie były w stanie dotrzeć wszędzie. Isil już milczała, ale jej reakcja dość jasno świadczyła o tym, skąd pochodzi. Jeśli cesarski mag miał rację, z pierwszej ręki widziała to, o czym teraz rozmawiali. Może posiadała więcej informacji, których jej przytępiony przez rzucone na nią zaklęcie i utracone wspomnienia umysł nie był w stanie w tej chwili dosięgnąć?
- Widziałem taki masyw skalny na pustyni. Raz na rok mam w zwyczaju opuszczać pałac i udawać się na długie medytacje na pustkowiach Urk-hun. Pomaga mi to oczyścić umysł, osiągnąć utracony spokój, na nowo połączyć się z żywiołem - choć mówił spokojnie, to poderwał się z miejsca i dopadł do stojaka z pergaminami, które zaczął gorączkowo przeszukiwać. W końcu wydobył z niego rulon, który rzucił na stół i rozwinął, ukazując elfowi mapę Urk-hun, dużo bardziej szczegółową od tej, jaką zabrał ze sobą Ushbar i jego grupa uderzeniowa. Przez chwilę przesuwał palcem po sobie tylko zrozumiałych oznaczeniach i jego prywatnych, odręcznych zapiskach, zanim zamarł, z dłonią wskazującą punkt tuż za rozpadliną u podłoża Czarcich Gór. Czarna kropka opisana była odręcznym komentarzem, dla Awarena nie do rozczytania, a przynajmniej nie do góry nogami.
- Tutaj - powiedział cicho. - Nienaturalne, skalne słupy, popękane, ale sięgające ku niebu, porośnięte dziwną roślinnością. Widziałem je raz. Nigdy nie wróciłem.
Awaren nie wiedział, czy Yroh to zauważył, ale jemu rzuciło się to w oczy niemal natychmiast: wskazane przez niego miejsce idealnie pokrywało się z prowadzącą na północny zachód linią, jaka wyrysowana była na mapie księcia Ushbara.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

183
POST POSTACI
Awaren
Awaren odnosił wrażenie, że z każdą kolejną chwilą jego myśli nabierają coraz większego rozpędu. I nie byłoby w tym w sumie nic dziwnego w sytuacji jak ta, gdyby nie fakt, że wraz z nimi nie nadciągał standardowy ból głowy, który pojawiał się za każdym razem, kiedy do działań popychał go nadmiar stresu. Być może magia tkwiła w tajemniczym naparze, a może wizja nadciągającego zagrożenia wciąż nie była dla niego dostatecznie żywa, kiedy wszystkie jej elementy opierały się na razie jedynie na spekulacjach. Tą czy inną drogą, nie zamierzał narzekać. Bez ciągłego ćmienia, o wiele łatwiej było mu się skoncentrować.
- Nie powiem, że z wielką ulgą nie przyjąłbym czegokolwiek innego, niż demony. Nawet jeśli mamy tu do czynienia z dużo bardziej zorganizowanym i przemyślanym planem inwazji, zakrapianym podobnie niebezpieczną magią, jest to wciąż lepsze niż prące naprzód niczym plaga roje absolutnie nieprzewidywalnych istot, nad którymi wedle wszelkich założeń górować powinni jedynie bogowie
Wolał niczego na razie nie zapeszać, ale sprytny wróg wcale nie musiał dążyć do całkowitej anihilacji mieszkańców Herbii. Nawet jeśli przepowiednia brzmiała, jak brzmiała, mogło się okazać, że tym razem w grę wchodziłoby przede wszystkim podbój i często idące w takim wypadku w parze zniewolenie. Tak zazwyczaj wyglądały te sprawy w przypadku ras inteligentnych. Awaren był już niewolnikiem bite trzy razy i jeśli miał podkreślić plus takiego stanu rzeczy, to była nim możliwość przeżycia. Tyle że... Niewolnikami raczej nie zostawali żadni, potencjalni przywódcy. Ich czekać mogła jedynie eliminacja i tutaj właśnie leżał pies pogrzebany. Przecież nie mógłby stać się prawą ręką przyszłego cesarza Urk-hun, gdyby ten został zdekapitowany! Hm, o czym to on...? A, tak, tak! Przeciwnik. Inwazja. Demony, czy nie demony, żadna z tych opcji nie była dla nich dobra! Zdecydowanie nie powinien czuć ulgi na myśl, że w razie porażki, mógłby po prostu spróbować zakręcić się wokół nowego pana, kimkolwiek by on nie był! Nie po to tutaj dzisiaj przecież stał! Swoją drogą, po czasie nawet nie najgorsza ta cała kawa.
Na poły rozczarowany, na poły zadowolony z braku możliwości komunikowania się z szablą za pomocą myśli, głowił się coraz intensywniej i intensywniej. Nieodparte wrażenie, że mimo ogromnych luk we wspomnieniach i wiedzy, Isil podaje mu cenne podpowiedzi, okazało się strzałem w dziesiątkę.
- Fenistea! - pisnął po pozostałej dwójce, a gdyby jego ramiona nie przypominały witek wierzby bijącej i nie miały w sobie tyle samo siły, kubkowi zakleszczonemu w jego dłoniach mógłby grozić uszczerbek. - Nocą Spadających Gwiazd. Rzekoma kara za zbrodnie przeciw tradycjom i naturze! Elfy mogły rzeczywiście odbiec od starych nauk, ale jakim sensem było tak właściwie ratowanie karczowanej puszczy przez jej całkowite i dożywotnie zniszczenie oraz degradację? - podjął podekscytowany. - Kiedy o tym usłyszałem, nie potrafiłem tego zrozumieć, ale ponieważ mowa o boskiej interwencji i gniewie, zapewne jak wielu innych, wolałem nie kwestionować woli Sulona. Nie żebym miał na to czas! A-Ani materiały! Wciąż byłem tu tylko niewolnikiem i... Nieważne, nieważne!
Zdecydowanie cię z tego odpytam, Isil! - obiecał sobie, drałując długimi krokami do boku Yroha, by samemu lepiej widzieć, co też ten przeszukuje. W swoim rozentuzjazmowanym stanie kompletnie zapomniał o etykiecie, stając dużo bliżej cesarskiego doradcy, niż normalnie by się poważył. Wędrował wzrokiem za poruszającym się po mapie palcem orka, a gdy ten się wreszcie zatrzymał, serce podskoczyło mu pod gardło.
- Zgadza się... - zauważył cicho, ale jak najbardziej słyszalnie, tym razem samemu przejeżdżając palcem od Karlgardu do wskazanego punktu, wciąż mając przed oczami linię, którą na wcześniejszej mapie wyrysował sam Yroh. - Dokładnie tak, jak szanowny Yroh wyznaczył zwiadowi... Kierunek idealnie się zgadza - wyrzucił na wydechu. - Czy wiadomo coś o innych, skalnych tworach tego typu na terenie Urk-hun? - zapytał szybko, mając wielką nadzieję na odpowiedź przeczącą. Być może nie było to z jego strony zbyt uprzejme, ale miał wielką nadzieję, że pozostałe "mosty" znajdują się daleko od ich granic. Najlepiej w zupełnie innych częściach kontynentu, aby kto inny musiał sobie z nimi radzić! - Jeśli wszystkie założenia są słuszne, nie musimy się nawet dziwić, że nic do nas jeszcze nie dotarło. Czarne Mury - przejechał swoim długim palcem nieco dalej na zachód. - Będą pierwszym bastionem.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

184
POST BARDA
Choć Isil nie odzywała się już, to Awaren mógł się domyślać, że ich rozmowa nagle stała się dla niej nad wyraz interesująca. Może nie pamiętała niczego konkretnego ze swojego życia, ale przypuszczeniami podzielili się już przedtem, a wyciągnięcie z nich mniej lub bardziej poprawnych wniosków nie należało do trudnych zadań, nawet dla świadomości zaklętej w szabli. Miała się nie wtrącać i nie odzywać niepytana i tego się starała trzymać, choć z pewnością miała do maga dziesiątki pytań, które wymagały odpowiedzi, tak samo, jak on miał pytania do niej.
Yroh z kolei w milczeniu patrzył na mapę, przytłoczony wnioskami, do jakich udało im się dojść. Jego wysoka, barczysta sylwetka zgarbiła się lekko, gdy opierał się o blat po dwóch stronach pergaminu i śledził spojrzeniem smukły palec elfa. W jego głowie musiały kołatać się setki myśli, jakie strach byłoby wypowiadać na głos. W przeciwieństwie do Awarena nie wyglądał, jakby kawa miała na niego jakikolwiek wpływ, a nawet jeśli czuł się dzięki niej lepiej, to mag nie znał go jeszcze na tyle dobrze, by to po nim widzieć.
- Wedle mojej wiedzy, w Urk-hun nie ma więcej takich miejsc. Ale nie byłem wszędzie - przyznał cicho.
Do pracowni ktoś zapukał, a potem do środka weszła dwójka służących, niosąc zamówione przez nich śniadanie. Na stole wylądowały dwa półmiski, wypełnione po brzegi - jeden owocami i warzywami, drugi różnego rodzaju pieczonym mięsem - a do tego koszyk z pieczywem. Zapachy natychmiast wypełniły powietrze i sprawiły, że żołądek Awarena zaburczał błagalnie. Wszystko wyglądało niesamowicie; jedzenie o tym standardzie elf widział jedynie u Ushbara i na uczcie, która dla niego skończyła się dość gwałtownie. Wszystko było świeże, jeszcze parujące, przygotowane specjalnie dla Yroha i jego szanownego gościa. Mięso gdzieniegdzie jeszcze skwierczało, z pięknie zarumienioną skórką, a podłużne chlebki wciąż były gorące, chrupiące, wyciągnięte prosto z pieca. Sam ork nie wydawał się tym poruszony. Skinieniem głowy podziękował i oddelegował służbę, samemu sięgając po jeden z chlebów, który zaczął rwać w zamyśleniu, niezmiennie wpatrując się w mapę. Jeśli zauważył, że Awaren potrzebuje zachęty, podsunął talerze w jego stronę.
- Jedz, elfie Awarenie - polecił. - Potrzebujesz energii, żeby przenieść się ze mną na Akademię.
Sięgnął po rysik i zaznaczył to kluczowe miejsce grubym kołem, nie zważając na wszystkie inne zapiski, a potem usiadł wygodniej i drugą ręką złapał dobrze spieczoną, kaczą nogę, chwilowo trzymając się z daleka od ksiąg i pergaminów, by przypadkiem nie zniszczyć ich tłuszczem.
- Czy to bardzo nie na miejscu, jeśli otwarcie powiem, że szczerze liczę na to, że to właśnie Czarne Mury będą pierwszym bastionem? - spytał. Pionowa zmarszczka między jego brwiami nie znikała. - Da nam to więcej czasu na przygotowania. Da to więcej czasu zwiadowcom. Jakkolwiek nie życzę źle żadnemu z miast Urk-hun, nie chciałbym, żeby to Karlgard jako pierwszy został zaatakowany. Jak zjemy, udam się do cesarza, żeby przekazać mu nasze dotychczasowe ustalenia. Ty pójdź do siebie, przygotuj się. Spotkamy się z powrotem u mnie i wejdziemy w krąg. Po spotkaniu z Zakkumem zastanowimy się, co dalej. Obawiam się... że później niewiele już może zależeć od nas, więc choć z ciężkim sercem, tak postaram się wspomóc cię w kwestii księcia Ushbara i wiszącego nad nim zagrożenia. Może pozwoli mi to zająć myśli czymś konstruktywnym, zanim cesarz wraz z rektorem Akademii podejmą decyzje, jakie będą mogły na zawsze zmienić oblicze tego świata... albo właśnie temu zapobiec.
Sięgnął po obraną i pokrojoną w równe ćwiartki pomarańczę.
- W pięciu krańcach świata - powtórzył cicho słowa Marii Eleny. - Co z miastami, których nie ostrzegł przemawiający przez wieszczkę bóg? O tym też trzeba będzie porozmawiać z Zakkumem. Z pewnością ma sposób, by ostrzec odpowiednie osoby. Żyjemy w zbyt interesujących czasach, elfie Awarenie. Liczyłem na to, że na starość przyjdzie mi tylko spokojna służba u boku rozsądnego władcy. Los ma, jak widać, inne plany.
Wytarł usta rękawem. Mógł być wykształconym cesarskim doradcą, ale nigdy nie przestał być orkiem. Pewnych rzeczy nie dało się oduczyć.
- Zastanawia mnie, w którym kierunku udała się wczoraj Morna. I czy wróci.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

185
POST POSTACI
Awaren
Do tej pory udało mu się niemal kompletnie zapomnieć o głodzie. Okropnie niezdrowy nawyk, którego zapewne nieprędko uda mu się pozbyć. Gdy jednak pomieszczenie wypełniły pierwsze zapachy obiecanego wcześniej śniadania, zdołał poczuć wreszcie znajomy, nieprzyjemny skręt w żołądku. Być może powinien rozpisać sobie coś w formie grafiku przypominającego? Brzmiało śmiesznie i niemal niedorzecznie, ale prawda była taka, że bez zastosowania odpowiednich środków, wcale mogło nie być tak łatwo zmienić przyzwyczajenia. Nie tylko te dotyczące odżywiania.
Jego oczy przeskakiwały z potrawy na potrawę, z dodatku na dodatek. Poczęstunek, który teraz sprawiał wręcz wrażenie królewsko, niegdyś i dla niego potrafił być normą. Sięgnąć jednak po coś, co wyglądało jak soczysty kawałek wołowiny lub czegoś zgoła podobnego, odważył się dopiero po zachęceniu go przez Yroha. Jedzenie rękami nie było czymś, za czym osobiście przepadał, ale również nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Mimo to spróbował przynajmniej położyć i przycisnąć mięso na kawałku chlebka, chcąc ograniczyć ewentualny bałagan, jaki mogłyby zostawić kropelki soków na jakiejkolwiek powierzchni, a nie daj Sulonie, jeszcze i własnym przyodzieniu. Żył między orkami dostatecznie długo, żeby ich zwyczajowe niechlujstwo oraz brak dbałości o pewne maniery robiły na nim wrażenie. Co nie znaczyło, że sam zamierzał zupełnie w takie popadać.
- Bardzo dziękuję za poczęstunek.
Uprzejmie skinął swojemu gospodarzowi głową, zanim ugryzł pierwszy kęs i... Wydał z siebie radosne westchnięcie. . Ah! To było coś! Być może mógłby położyć kawałek tego świeżego, dobrze wyglądającego warzywa na wierzchu...? Yroh powiedział, żeby jadł. To znaczy, że mógł się częstować do woli, racja? Racja. Powinien jeść.
Podobnie jak ork, Awaren utrzymywał bezpieczną odległość od ksiąg, zwojów i map dopóty, dopóki podjadał cokolwiek, co groziło opryskaniem. Tymczasowo odłożył też w ponad połowie pusty już kubek brązowej cieczy. Przełykając dokładnie wcześniej pogryziony kęs, powoli pokręcił też głową.
- Gdybym odpowiedział twierdząco, obawiam się, że wyszedłbym na ogromnego hipokrytę - odparł ze słabym uśmiechem, wracając do przyglądania się mapie. - Myślę, że przede wszystkim nie powinniśmy zapominać, że Czarne Mury to przede wszystkim niezdobyta forteca. Sforsowanie ich nie będzie wcale łatwe. Ani z zewnątrz, ani z wewnątrz. Do dużej części nowo dodanych elementów użyto obsydianu, którego nawet silna magia nie jest w stanie odkształcić zbyt łatwo. Kimkolwiek jest przeciwnik, będzie musiał liczyć się nie tylko z umocnieniami, ale również tymi, którzy wychowali się w ich cieniu.
Temat Czarnych Murów był dla niego niebywale fascynujący. Dawno temu stanowiła jeden z punktów na mapie, który planował odwiedzić w swojej wyprawie po świecie. To, co niegdyś było więzieniem i winno raczej uniemożliwić wydostanie się, teraz być może zdoła stworzyć świetną linię obrony. Jaką zresztą szansę mieliby na ustrzeżenie Karlgardu, gdyby potęga Murów została sforsowana z dziecinną łatwością? Skrupulatnie pochłaniając dalej swoją kanapkę z mięsem i warzywami skrzętnie poukładanymi na wierzchu, niemal zapragnął spróbować naszkicować to, co zapamiętał z rycin widzianych w książkach.
Później niewiele już może zależeć od nas, powtórzył w myślach po Yrohu i zdziwił się, jak mocno uderzyła go ta informacja. To, jak prawdziwa była. Bo przecież mogli jedynie podzielić się wyciągniętymi wnioskami, doprowadzić do zapoczątkowania pożądanych negocjacji, być może wspomóc własnymi radami lub propozycjami, o ile w międzyczasie uda się ustalić coś więcej. Tyle. Potem pozostanie czekać. Nie to, żeby Awaren nie miał w tym czasie niczego więcej do roboty. Sprawa zdrajców kryjących się w Karlgardziej wciąż rozciągała nad nim cień wraz z drugą-... Nie. Pierwszą przepowiednią Marii Eleny. Jego ręce wciąż pełne były roboty. Dlaczego miał dokładać sobie czegoś, nad czym głowy powinny pochylić znacznie wyżej stojące od niego osoby? Stratedzy, dowódcy, magowie, uczeni, liczni doradcy oraz urzędnicy, no i oczywiście sam cesarz.
- Pozostanie więc wiara w naszych zwierzchników i ich sojuszników - mruknął, zamrugał i kciukiem otarł kącik ust, w którym zebrała się grudka tłuszczyku. "Wiara" w kogokolwiek, kto nie był nim samym, nie była jego specjalnością. Być może dlatego czuł się tak niepewnie, gdy Yroh uświadomił mu, jak niewiele po tym spotkaniu będą mieli do powiedzenia. - Jestem pewien, że w przeciwieństwie do mnie, szanowny Yroh wciąż będzie miał wiele okazji do brania udziału w naradach dotyczących dalszych działań i planów mających na celu zapobiegnięcia nieszczęściu. Mimo tego, jeśli postanowi poświęcić nawet niewielką część swoje czasu na pomoc księciu, będę szanownemu dozgonnie wdzięczny.
I mówił to szczerze. Wyjątkowo jak na siebie szczerze.
- Jeśli miałbym zgadywać - odezwał się po przeżyciu ostatniego kawałka pieczywa, czystą ręką wskazując na mapie szereg wysp. - Archipelag mógłby mieć całkiem spore szanse? Ostatecznie, Maria Elena to nie jedyna wieszczka wywodząca się z tamtych rejonów. Ponoć kult wróżbitów został tam rozpowszechniony na niesamowitą skalę. Co do innych miejsc... - urwał i pokręcił głową, sięgając po kubek, by przed poczęstowaniem się czymś więcej dopić pozostałość przygotowanego dla niego naparu. - Archipelag na pewno brzmi, jak jeden z "krańców świata". Przynajmniej tego, jaki jest nam znany - soczysty kawałek mango wyglądał dobrze i uśmiechał się do niego na tyle szeroko, że skusił się, aby po niego sięgnąć. Odruchem zerknął wcześniej w stronę Yroha, jakby oczekiwał, że być może ten spojrzy na niego krzywo. - Szanowny Yroh zaprawdę różni się o swoich pobratymców - nie udało mu się powstrzymać od nasuwającego się komentarza. - A-Ah, chodzi mi o to, że... Życie w spokoju zazwyczaj nie pada z ust orków jako coś, czego sobie dla siebie życzą.
Sam też nie pogardziłby odrobiną spokoju we własnym! Chociaż na chwilę!
- Naprawdę udała się bez poinformowania kogokolwiek, w którą stronę w ogóle zmierza? - zdziwił się mimo wszystko ostatecznym działaniem nieszczęsnej księżniczki. Może i była w gorącej wodzie kąpana, ale żeby postępować aż tak nierozważnie? Słowo "głupota" samo cisnęło się na usta. Z tego też powodu zagryzł je szybko owocem.
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

186
POST BARDA
Yroh cmoknął z namysłem.
- Archipelag to pokojowe państewko, skupione na sztuce i hedonizmie. Co z tego, że mają swoich wróżbitów, jak nie będą mieli jak zaradzić problemowi? Cokolwiek wyleje się przez most na wyspach, jeśli faktycznie jakiś tam się znajduje, Archipelag padnie pierwszy - ork dopił swoją kawę do końca i odstawił kubek z głośnym stuknięciem. - Ale to tylko moje domysły. Mogę się mylić. Wiem za to, że z pewnością pierwszy nie padnie Urk-hun. To zbyt silny region.
Sięgnął po garść orzechów, którą wrzucił sobie na raz do ust. Przez chwilę słychać było tylko chrupanie, gdy stary ork spoglądał na mapę, jakby miało się na niej pojawić nagle coś zupełnie nowego.
- A co do narad, czyż książę Ushbar nie uczynił cię swoim doradcą? Gdy wróci, także będzie chciał uczestniczyć w naradach. Chciał już twojej obecności na jednej, będzie też chciał na kolejnych - stwierdził z pełnym przekonaniem, kompletnie nieświadom tego, co wydarzyło się podczas ostatniego spotkania elfa z jego suwerenem.
Warto jednak było pielęgnować w sobie tę myśl, że zanim Ushbar wróci, Awaren zdąży po raz kolejny, choć tym razem bardziej widowiskowy, udowodnić swoją przydatność, a może nawet wykrzesać z siebie tę odrobinę odwagi, która pozwoli mu poradzić sobie jakoś z konsekwencjami popełnionych błędów.
Yroh uśmiechnął się lekko, gdy usłyszał, jak bardzo różni się od swoich pobratymców.
- Bo jestem starym głupcem - podsumował z rozbawieniem.
Zaskakująco, największy spokój Awaren odczuwał w tej chwili, choć świat drżał w posadach. Mimo, że otwarły się mosty, przez które miała tu do nich przejść zguba, mimo złości, jaką odczuwał na księcia i niepewności dotyczącej tego, co miało mu przynieść życie, a do tego dwóch mrożących krew w żyłach przepowiedni, jednej bardziej zagmatwanej od drugiej, tak tutaj, w komnatach Yroha, wszystko było niemalże idylliczne. Może gdyby podejmował lepsze decyzje i nie paplał w obecności Ushbara wszystkich bzdur, jakie ślina mu na język przyniosła, miałby perspektywę podobnej przyszłości dla samego siebie? Cóż, nie było rzeczy, której nie dałoby się naprawić, prawda?
- Mm. Tak. Ale widziano jej grupę jadącą na północ. O ile nie zmieniła zakładanej trasy, nie natrafi na... problem, zanim książę to zrobi.
Później przez dłuższą chwilę ork nic nie mówił, zajęty dokańczaniem śniadania. Jadł niespiesznie, ale ilość pożywienia, jaką pochłonął, robiła wrażenie. Elf też zdołał się nieźle najeść, do tego stopnia, że gdyby nie permanentny stres i wiszące nad głową zobowiązania, zapewne wszedłby w tryb sjesty i skończyłoby się zaraz na drzemce... o ile w ogóle pamiętał, czym była drzemka i jak się tego cudownego wynalazku używało.
Gdy w końcu tace opustoszały, a służący zabrał je z powrotem do kuchni, Yroh przepłukał ręce w misce i wytarł je w leżącą obok ścierkę, by zaraz zabrać się za zbieranie pergaminów i tych książek, które mogły okazać się przydatne. Wszystko to wrzucił do dużej, skórzanej torby, jaką przewiesił sobie na ukos przez ramię. Zerknął na zgaszony obecnie krąg, zanim podniósł wzrok z powrotem na elfa.
- Może chciałbyś zabrać ze sobą ten amulet, który nastawiony został przeciwko tobie? - zaproponował. - Moglibyśmy spytać Zakkuma, czy ma na ten temat jakieś pojęcie. Jeśli chcesz, oczywiście.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

187
POST POSTACI
Awaren
Wieści o kiepskim uzbrojeniu Archipelagu niekłamanie zaskoczyły Awarena. Czytał i słyszał o nim oczywiście wiele, ale prawdą było również, że jego zainteresowanie skupiało się głównie na kulturze, geografii oraz rozwoju magicznym.
- Rozumiem, że nie są największym Królestwem i niewiele im grozi ze strony innych krain, ale... Nie posiadają przypadkiem floty? - dopytywał więc z pewną nadzieją, bo jeśli miałby wskazać inne miejsce niż Urk-hun, którego zniszczenia chciałby uniknąć, byłby to właśnie Archipelag. Bo choć nie posiadał z nim żadnego związku, utrata równie niesamowitych, nasyconych magią ziem, gdzie też zresztą rodziła się największa ilość uzdolnionych w tym aspekcie, wywoływała w nim poczucie niewysłowionego żalu. Nawet upadek Nowego Hollar nie wydawał mu się aż tak przykry, o ironio.
Robiąc w myślach znak Sakira nad duszami licznych magów i wróżbitów, których los stanął pod znakiem zapytania, prawie upuścił mango, które postanowił dla wygody pokroić w długie paski. Przełknięcie sporej guli, która zupełnie znikąd stanęła mu w gardle, stanowiło nie lada wyzwanie.
-Hahahaha... T-T-Tak szanowny Yroh sądzi?- zaśmiał się nerwowo i spróbował przywołać o wiele mniej nerwowy uśmiech.
Na samą myśl o powrocie Usbara oraz tego, jak będzie wyglądać ich kolejne spotkanie, nie potrafił nie oblewać się falami trwogi. Wiedział, co chce zrobić, ale czy ZDOŁA to zrobić - to już zupełnie inna para kaloszy! Nie wspominając o tym, że wcale nie wiedział, JAK miałby to zrobić. Miał gadane i dobrze o tym wiedział, ale czasami w obecności Ushbara... Bardzo łatwo tracił przy nim kontrolę nad swoim językiem, wpadał w panikę. Książę przerażał go w dokładnie takim samym stopniu, w jakim budził podziw. Były jednak takie chwile, rzadkie, ale jakże cenne chwile, kiedy odnosił wrażenie, że gdyby tylko próbował bardziej, mógłby zbudować zupełnie inną relację. Relację, w której być może nie musiałby się ciągle kajać i która nie doprowadzałaby go do ciągłego rozstroju nerwowego.
Czując, jak nerwy zaczynają go ponownie podgryzać, Awaren szybko wrócił do swojego mango, co było w tej sytuacji bezbłędnym posunięciem na odwrócenie uwagi. Owoc był tak samo soczysty i słodki, jak przy pierwszym ugryzieniu. Najwyższej jakości! Podobnie zresztą, jak wszystko inne, co zostało im zaserwowane.
- Ależ...!!! Chęć spędzenia spokojnej reszty żywota nie jest niczym głupim! - zaperzył się dość żywo. - To jak najbardziej zdrowe i rozsądne podejście! Gdybym mógł, chętnie zaszczepiłbym ten sposób rozumowania znacznej większości orkowego społeczeństwa! - zapewnił, dokańczając własną porcję kawy pomiędzy skubanym owocem.
Yroh był wybitną postacią i Awaren z pełnym uznaniem mógł przyznać, że pasował do roli, jaką mu tutaj powierzono. Potrafił nawet sprawić, jako jedyny zresztą w całym Karlgardzie, że ktoś taki jak on, zaszczuty przez lata, czuł się swobodnie i bezpiecznie. Mógł mówić swobodnie i zachowywać się swobodnie. Mógł się zrelaksować i psychicznie odpocząć, czego nigdy nie był w stanie w pełni zrobić nawet w zaciszu własnej klitki. Nie czuł się natrętem, przebywając w jego komnatach. Nie czuł się też podejrzliwie ani nieufnie obserwowany.
Wydając z siebie cichy i niemal melodyjny pomruk zrozumienia dla sytuacji Morny, dołączył do towarzyszącego mu orka, by w ciszy cieszyć się uszczuplaniem porcji z kolejnych talerzy. Im więcej jadł i im bardziej zrelaksowany się czuł, tym mocniej rozemocjonowany się jednocześnie czuł. Jadł do syta, bojąc się nieco, że odzwyczajony od uczucia napełnienia żołądek sprzeciwi się w pewnym momencie. Jadł, ciesząc się zapomnianą już sposobnością spokojnego posilania się. Nic go nie goniło, nic go nie pospieszało wbrew zagrożeniu wiszącemu nad nimi wszystkimi, a gdy doszedł wreszcie do ulubionych fig i orzechów, starał się co rusz ukradkiem wycierać rękawem palące i niebezpiecznie wilgotniejące w kącikach oczy. Przełykając szloch, który nie wiedzieć czemu chciał zdradziecko zawstydzić go w równie nieodpowiednim momencie, Awaren musiał stoczyć zaprawdę nieuczciwą walkę.
Nieoczekiwanie, pełny wybuch płaczu powstrzymała propozycja Yroha, która postawiła wszystkie włosy na jego ciele dęba.
- Zabrać? - powtórzył, spinając się, ale również pospiesznie myjąc i osuszając dłonie. - To... Nawet gdybym chciał... Nie mogę sam go dotknąć. A będąc w zasięgu jego działania mogę ponownie stać się-... - urwał i wykonał niewiele mówiący gest dłonią. - Wyjątkowo nerwowym, apodyktycznym i, umm, skorym do głupiego ryzyka elfem...?
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

188
POST BARDA
Yroh musiał mieć dość konkretną opinię na temat Archipelagu. Może i pod wieloma względami było to państwo, w którym mieszkańcom żyło się świetnie, ale wyspy nie mogły konkurować z Urk-hun pod względem zwykłej, brutalnej siły, jaką stanowiło wojsko złożone z orków i ludzi z domieszką orczej krwi. Nie mieli jednak czasu na pogawędki o polityce, nieważne jak interesujące się one w tej chwili wydawały. Jeśli jakimś cudem przetrwają to, co nadchodziło z północnego zachodu, a ich relacja się gwałtownie nie popsuje, będą jeszcze mieli ku temu wiele okazji.
Na wieść o tym, jak amulet wpływa na Awarena, ork cmoknął z niezadowoleniem, ale po chwili pokiwał ze zrozumieniem zgłową.
- Skoro obawiasz się, że stracisz nad sobą kontrolę, elfie Awarenie, niech tak będzie. Niech amulet zostanie w pałacu. Może na Akademii znajdzie się ktoś, kto będzie w stanie udostępnić nam pudełko ze stali antymagicznej. Umieścimy go w nim i będzie można go bezpiecznie przetransportować z powrotem na uczelnię, czy gdziekolwiek będziesz chciał. Wyciągnąć z podziemi, przynajmniej. To już będzie duże udogodnienie, pracować nad tym we własnej pracowni, a nie tam, gdzie trzymani są więźniowie, czyż nie? Chętnie odwiedzę cię w twojej pracowni później, elfie Awarenie. Ile można siedzieć we własnej? Przejście się po schodach dobrze zrobi moim starym kościom.
Mag nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, jak kontrastowa w porównaniu do jego kwater jest komórka, jaka została przydzielona elfowi gdy był jeszcze niewolnikiem i w jakiej rezydował do tej pory. Gdy sporadycznie pojawiał się tam Ushbar, zajmował sporą część wolnej przestrzeni. Nie inaczej byłoby z Yrohem.
- Chodźmy zatem. Jeśli nie masz już żadnych spraw do załatwienia przed wejściem w krąg, możemy ruszać. Bądź tak miły i nie depcz po liniach, elfie Awarenie.
Ork rozprostował szatę na klatce piersiowej i wszedł w sam środek narysowanego na podłodze w kącie pomieszczenia wzoru. Jak na zawołanie, kształty zajaśniały i podniosły się kilka centymetrów nad ziemię. Tak też zawisły, nieruchomiejąc w wibrującym oczekiwaniu na moment, w którym cesarski mag aktywuje zaklęcie.
- Pozwolę sobie cię chwycić. W ten sposób dopilnuję, żeby nie stracić cię po drodze. Wrócisz już bez mojej kontroli, ale wiem, jak porażające mogą być pierwsze przejścia przez krąg. Wolałbym cię nie zgubić, elfie Awarenie - opuścił na niego uważne spojrzenie. - Gdybyśmy jednak jakimś cudem stracili kontakt, podążaj za śladem mojego vitae - polecił poważnie. - Zapamiętaj je i płyń za nim.
Wypowiedział krótkie polecenie w orczym i krąg zaczął się powoli obracać, a w uszach elfa rozbrzmiał nieprzyjemny, wysoki dźwięk, przez który nawet nie zwrócił uwagi na dłoń Yroha, zaciskającą się na jego ramieniu. Uścisk był silny, ale z jakiegoś powodu mniej stresujący, niż wtedy, gdy tak samo łapał go książę.
- Gotowy? - upewnił się mag i dopiero gdy dostał potwierdzenie, w dowolnej formie, wessała ich pustka.
Obrazek

Cesarski Kompleks Pałacowy

189
POST BARDA
- Prawdę mówiąc, właśnie z tą prośbą wysłałem już wczoraj stosowny list - poinformował prędko Yroha, zagłuszając tym samym dyskomfort spowodowany ponownym uświadomieniem mu, jak bezradny był w tej sprawie bez odpowiedniego wsparcia i wyposażenia. Mimo to nie czuł typowej dla tego rodzaju sytuacji potrzeby spuszczania oczu bądź wyłamywania palców. - Cokolwiek będzie w stanie zniwelować lub osłabić jego działanie. Zapieczętować, jeśli nie byłoby lepszej opcji, choć zdecydowanie wolałbym, gdyby po prostu można było zniwelować je w skali 9 do 10.
Wbrew idealnym do tego warunkom, nie czuł nadmiaru stresu wbrew lekkiemu drżeniu rąk oraz przymusowi robienia czegoś (ruchu?), co ostatecznie doprowadzało do tego, że co rusz przerzucał ciężar ciała z jednej nogi na drugą. Swoje podejrzenia kierował w stronę pustego już kubka. Przynajmniej część dotyczącą drżenia oraz rosnącego przypływu energii. Prawdopodobnie też wzmożonej koncentracji? Był niemal pewien, że po wszystkim, co zaszło w przeciągu ostatnich 48 godzin, nie powinien mieć prawa czuć się równie odświeżony i skoncentrowany. Z pewnością nie był taki, kiedy przekraczał progi tej komnaty jeszcze jakiś czas temu. Zmniejszoną podatność na stres zrzucał tymczasem w pełni na towarzystwo Yroha. Nie, żeby narzekał. Obecność mężczyzny naprawdę dodawała mu nieoczekiwanej pewności nawet w tej czarnej wszakże dla nich godzinie. W pewnej chwili dodała mu jej nawet za dużo, co w zestawieniu z łatwiej przychodzącą po kawie euforią doprowadziło ostatecznie do tego, że jego usta wypowiedziały kolejne słowa z prędkością uniemożliwiającą wcześniejsze ugryzienie się w język:
- Naprawdę? Zaszczytem będzie gościć szanownego Yroha! - zgodził się zrazu rozochocony, zanim przypływ świadomości wreszcie skopał go z tego piedestału. Co on właśnie powiedział?! - To znaczy...! - dodał odrobinę wyższym głosem, nie mając pojęcia, jak wybrnąć z tego, w co właśnie się wpakował. - Je-Jeśli szanowny Yroh nie ma nic przeciwko - źle! Źle! ŹLE! Przestań kopać sobie ten dół! - Moja komnata jest raczej skromna? - spróbował ostrożnie. - ...I niezbyt przestronna. Umm... Zdecydowanie nie chciałbym, żeby szanowny Yroh czuł się niekomfortowo.
Niekomfortowo, to mało powiedziane! Gdzie go w ogóle usadzi?! Na swoim łóżku?? Na pewno nie na poduszkach rozrzuconych po podłodze, gdzie spędzał większość swojego czasu przy niskim stoliku bądź równie niskim biurku! Co też ork sobie pomyśli, kiedy ktoś, kogo syn jego pana nazwał swoim doradcą, okaże się żyć w... cóż... Takich samych warunkach, w jakich żyła najprostsza służba? No, może nie ta najprostsza z najprostszych, bo dobrze pamiętał, jak to było żyć we wspólnym pomieszczeniu służby, ale osobista klitka (niegdyś przestronniejszy schowek) była tylko jednym z bardzo nielicznych luksusów jego "pracowni". Nie chodziło nawet o to, co pomyśli o nim samym, ale co pomyśli o Ushbarze! Ughh, mógł być na niego wciąż zły, może nawet nieco cięty, ale dobre imię księcia wciąż stanowiło coś, na zszarpanie czego nie chciał nikomu pozwolić. Być może jednak po powrocie z Akademii Yroh poczuje się zbyt zmęczony? Nie był już przecież najmłodszy, co sam kilkukrotnie potwierdził. Istniała również szansa, że dostatecznie zmęczy go ciągła obecność Awarena. W porządku. W porządku... Nie było co panikować na zaś. Łał. Kto by pomyślał, że potrafił jeszcze myśleć w ten sposób.
Biorąc głębszy wdech, pokiwał głową na zaproszenie i bardzo ostrożnie przestąpił krąg. Jego stopy mogły nie należeć do drobnych z uwagi na elfi wzrost, ale w porównaniu z orkowymi wydawały się niemal skromnego rozmiaru. Nie miał więc problemów z lawirowaniem między liniami.
Poruszony lekkim widowiskiem, jakie towarzyszyło aktywowaniu portalu, głodnym wzrokiem przyglądając się wzorom, prawie bezwiednie zgodził się melodyjnym pomrukiem na słowa orka. Dopiero wspomnienie o tym, że mógłby się zgubić sprawiło, że podniósł na niego wielkie oczy. Yroh nie żartował, ale mimo to Awaren daleki był od przerażenia. Magia nie przerażała go nawet w najgorszych jej aspektach. Inni robili to za nią.
- Rozumiem - odpowiedział krótko, odruchowo sięgając po rękojeść, na której dla wsparcia zacisnął palce. Wziął jeszcze tylko jeden, ostatni, głębszy wdech. - Gotowy!
Nieważne jak nieprzyjemne było całe doświadczenie, Awaren zamierzał docenić je w pełni.
Spoiler:
Foighidneach

Cesarski Kompleks Pałacowy

190
POST BARDA
Spoiler:
Odpowiedź od Zakkuma nie nadeszła, więc Awaren do końca nie wiedział, czy jego myśli pozostały w jego głowie, czy zostały przekazane dalej. Ale podejrzenie, by rektor potrafił tak sobie beztrosko odczytywać to, co kryło się w głowach jego rozmówców, było prawie na pewno nietrafione; nikt nie powierzyłby mu takiego stanowiska, gdyby posiadał tę moc. Sama w sobie byłaby ona zbyt potężna, by jeszcze mógł zasiadać z nią na szczycie takiej organizacji, jaką była Akademia Czarnoksięska. W pewnym stopniu ograniczona telepatia - to jak najbardziej. I najpewniej z tym właśnie elf miał teraz do czynienia.
Opuścili z Yrohem gabinet spotkań i mogli za pomocą kręgu udać się z powrotem do Pałacu. Ork poprosił jednak Awarena, by dał mu kwadrans lub dwa na jeszcze jedno szybkie, prywatne spotkanie, a także na znalezienie kilku ksiąg i manuskryptów, jakie były mu potrzebne do dalszych badań. Jednocześnie zasugerował, by wykorzystał on ten czas na zapisanie się do biblioteki i wypełnienie dokumentacji, która pozwoli mu także korzystać z tego niesamowicie imponującego zasobu wiedzy, jaki zebrano przy Akademii.
Faktycznie, zajęło to Awarenowi prawie pół godziny, a także mnóstwo biegania w tę i z powrotem po schodach, ale choć po tym czasie z wycieńczenia trzęsły mu się już łydki, to trzymał też w rękach trzy książki, które na szybko udało mu się wybrać i wypożyczyć na swoje własne, skomplikowane nazwisko - dwie takie, które wybrał sobie sam i jedną dodatkową, cienką, o tajemniczym tytule Księżycowe obietnice, jaką wręczył mu młody, ludzki bibliotekarz z uśmiechem i tajemniczym błyskiem w oku.
Yroh nie był bardzo rozmowny, pogrążony we własnych rozmyślaniach. Rzucił niezobowiązującym komentarzem na temat Isil i zamieszania, jakiego elf narobił podczas spotkania z rektorem, ale nie wyglądał na złego. Miał zbyt dużo poważniejszych rzeczy na głowie, niż dylematy związane z jakąś istotą zaklętą w broń. I choć z pewnością miał swoje zdanie, dość konkretne, na temat tego, jak należało postępować dalej w tej sytuacji, ostateczny osąd pozostawił dla Awarena. Sama zainteresowana milczała, jakby obawiała się, że usłyszy ją ktoś jeszcze - ktoś, kto nie powinien.
Przejście przez krąg przewróciło żołądek elfiego maga do góry nogami, ale udało mu się powstrzymać wymioty i nie zapaskudził pracowni cesarskiego doradcy, nawet jeśli było blisko. Nie był to sposób transportu, do jakiego był przyzwyczajony, choć trzeba przyznać, że za drugim razem czuł już mniejszą dezorientację. Zmęczenie psychiczne i fizyczne (w końcu poza wędrowaniem przez pustkę nachodził się też po schodach) sprawiło, że książki wypadły mu z rąk, a nogi ugięły się pod nim i opadł na kolana, przez chwilę próbując odgonić mroczki sprzed oczu.
Yroh wydawał się nie mieć tego problemu.
- Udam się teraz na spotkanie z cesarzem - uprzedził. - Dziękuję ci, elfie Awarenie, za twoje... emocjonujące towarzystwo. Jeśli będę cię potrzebował, poślę po ciebie. Jeśli ty będziesz potrzebował mnie, najpewniej będę tutaj. Domyślam się, że masz teraz nad czym pracować. Rektor spodziewa się ciebie jeszcze dziś... możesz więc skorzystać z mojego kręgu ponownie. Potem, jeśli mi przypomnisz, udostępnię ci wzory, żebyś mógł rozrysować u siebie swój własny. Niestety, to nie taka prędka sprawa. Trzeba na to poświęcić wiele godzin, żeby połączenie było stabilne i bezpieczne.
Pożegnawszy się z Yrohem, mag mógł wrócić do swojej własnej komnaty i chwilę odetchnąć. Gdy znalazł się w niej, dostrzegł stojącą na biurku przesyłkę, opakowaną w papier. Dołączony do niej list informował, że wewnątrz znajduje się bezpieczny pojemnik, przeznaczony na magiczne artefakty o nieznanej mocy. Prośba, wystosowana przez Awarena rano, została spełniona. Teraz musiał tylko podjąć decyzję... co dalej.
Isil milczała, a od głowicy jej rękojeści miękko odbijało się światło popołudniowego słońca.
Obrazek

Wróć do „Karlgard”