Wybrzeże

211
POST BARDA
Żółwi potwór nie był agresywny. Wręcz przeciwnie, jego spojrzenie wydawało się potulne, może nawet przyjazne, za to pozbawione głębszego rozumu. Bestia chciała zobaczyć, czym jest statek, lecz zamiast miłego przywitania, została potraktowana harpunem! Nie godząc się z takim zachowaniem, wycofała się na głębsze wody.

- Ucieka! - Zawyli piraci, ni to ucieszeni odwrotem potwora, ni to rozczarowani, że nie będzie dalszej walki.

- Kurwa, ważniejsze, gdzie jest Hewelion!?

To Aric był pierwszym, który poszedł po rozum do głowy. Nie zachęcał do dalszej walki z żółwiem, który oddalił się na paręset metrów i osiadł na dnie, pozostawiając nad powierzchnią wody tylko górą część karapaksu, wyłaniającą się z morza jak wyspa. Nie był zainteresowany dalszą znajomością z piratami.

Hubert zaś chwilowo przepadł. Poruszenie na pokładzie sugerowało, że zbierano grupę ratunkową. Minęły długie, długie sekundy, nim ktoś w końcu dostrzegł szaleńca.

- Tam! - Pirat wskazywał miejsce, gdzie na falach unosił się ich kapitan. - Spuszczać szalupę!

- Coś jest nie tak.- Yala przysłoniła oczy dłonią. - Dlaczego nie płynie?
Obrazek

Wybrzeże

212
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera z ulgą obserwowała oddalającego się żółwia. Pewnie, zabicie takiego byłoby niewątpliwym wyczynem, ale chyba nikt z nich nie zakładał, że faktycznie są w stanie to zrobić z zasobami, jakie mieli dostępne? Aż dziw, że ta załoga wciąż jeszcze miała kapitana, skoro działał on na co dzień w ten sposób i rzucał się każdego potwora w zasięgu. Gdy osłaniała oczy dłonią, szukając jego jasnej głowy błyszczącej w słońcu wśród fal, zastanawiała się, czy Hubert poważnie mówił o polowaniu na smoka. Wtedy traktowała to jako żarty, może jakieś odległe marzenia, ale teraz była prawie pewna, że gdyby stanął naprzeciw ziejącego ogniem potwora, bez wahania rzuciłby się na niego z mieczem. Idiota.
Gdy zobaczyła go, nieruchomego, daleko od statku, przez jej głowę przeszła nie do końca mile tam widziana myśl, że jakby się bardzo postarała, mogłaby pozwolić mu umrzeć i przejąć ten statek. Po co? Jak? Nie miała pojęcia. Nie czuła takiej potrzeby, więc dlaczego w ogóle przyszło jej to do głowy?
- Do chuja Sulona, Pogad, leć po Olenę - zawołała do orczycy i rozluźniła pętlę, którą zawiązała sobie wokół talii. Lina była za krótka, nie miała szans dosięgnąć nieprzytomnego Heweliona. Zrzuciła ją z siebie i przerzuciła przez reling. Pętle wpadły do wody, na dole czekając na tego, kto do nich podpłynie. - Zanim zbierzecie ekipę i spuścicie tam szalupę, to się wam kapitan utopi. Ktoś musi skoczyć, trzeba po niego płynąć! Kto tu, kurwa, dobrze pływa? Szybko pływa? Aric? Nie ma czasu!
Rozejrzała się wyczekująco po otaczających ją piratach. Jeśli nie było chętnych, była gotowa wyskoczyć sama i płynąć po Huberta, ale po pierwsze, miała na sobie tę pieprzoną spódnicę i w niej pewnie utopiłaby się sama, a po drugie - wystarczająco popisała się na maszcie, żeby teraz męska duma nie pozwoliła załodze na to, by obca jednak baba uratowała im nie tylko statek, ale i kapitana. Ona tak czy inaczej zamierzała wpakować się do szalupy i pomóc wciągnąć do niej Heweliona chwilę później.
Chyba że, naturalnie, nikt nie był skłonny skakać. Wtedy mogła to zrobić sama, klnąc pod nosem na ich tchórzostwo.
Obrazek

Wybrzeże

213
POST BARDA
Nastroje na statku były przeciwne tym, jakim poddała się Vera. Wkrótce rozległy się śmiechy i komentarze na temat niepokonanego żółwia. Chłopcy zaczęli licytować się w sposobach, które doprowadziłyby do śmierci stworzenia, ktoś inny wyśmiewał Huberta i sposób, w jaki ten podszedł do ataku, nikt zaś nie zaprzątał sobie głowy dryfującym kapitanem.

- Spokojnie, pani Yett, to nie pierwszyzna dla kapitana! - Zarżał starszy marynarz, wznosząc w górę rękę zakończoną hakiem. Nie tylko Hubert musiał być narwany i lekkomyślny.

- Biegnę po Olenę. - Zgodziła się Pogad, oddalając się w pośpiechu. Niewiele zrobiła sobie z komentarza dziadka.

Aric ściągnął koszulę przez głowę. Dobrze wyrzeźbione ciało zalśniło potem w promieniach słońca, załamywane na jasnym włosiu gęsto porastającym klatkę piersiową. Pas sierści ciągnął się aż do krawędzi spodni podtrzymywanych lnianym sznurem i zapewne widok ten zrobiłby duże wrażenie na pannach, lecz tych zabrakło na pokładzie.

- Jak pani kapitan każe. - Uśmiechnął się do Very. Nie był to jednak miły uśmiech, a prześmiewczy, butny. Gdy Hewelion pływał, Labrus leżał pijany pod pokładem, a Samael utknął na maszcie, to Aric był tym najwyższym rangą na Dłoni.

Mężczyzna nie robił jednak problemu, za to zsunął buty i przekroczył reling, by wyratować Heweliona z toni.

- Co za buc! - Zdenerwowała się Yala. - Kapitanie, szykować łóżko w lazarecie? Zbroić się na żółwia? Czekamy z Pogad i Gerdą na rozkazy.
Obrazek

Wybrzeże

214
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera tylko wykrzywiła usta w nieprzyjemnym grymasie, widząc prześmiewczy uśmiech bosmana. Bogowie, jak ten człowiek ją denerwował. Może nawet byłaby pod wrażeniem tego, jak wyglądał bez koszuli, gdyby nie zachowywał się w sposób, który sprawiał, że miała ochotę dać mu w pysk. Nie chcąc poświęcać mu więcej swojej uwagi, niż już poświęciła, odwróciła się od niego i z powrotem skupiła się na widocznej z oddali, nieruchomej sylwetce Heweliona. Dlaczego wybrał on akurat tę osobę na tak istotne stanowisko, pozostanie dla Very zagadką. Może mu do głowy uderzyło to, jak Aric wyglądał? Czy to było możliwe? Szczerze mówiąc, wątpiła. Hubert w swoim małym światku widział tylko Labrusa i monstra do zabicia.
- Obiłabym mu tę jego krzywą mordę, gdybym nie była gościem na statku - mruknęła do Yali, gdy bosman wyskoczył. - Potrzebowałabym pięć minut, żeby raz a dobrze przestał się tak do mnie uśmiechać. Pierdoleni samce alfa, wszyscy są tacy sami. Czasem mam wrażenie, że wśród piratów to każdy inny typ jest wymierającym gatunkiem. Nawet, jak uzna, że to, co mówisz, ma sens, to zrobi to w sposób, który możliwie najbardziej ci umniejszy, bo jesteś jebaną kobietą.
Przynajmniej nie traktował jej jak trofeum do zdobycia. Powinna się cieszyć z tego, że bał się Heweliona, z którym się przyjaźniła, może była dla niego za stara, a może po prostu brzydził się blizn. Nie musiała się użerać z jeszcze jednym problemem. Żyjąc wśród swoich, na Siódmej Siostrze, odzwyczaiła się od takiego traktowania i naprawdę grało jej to na nerwach, a cierpliwość nigdy nie była jej mocną stroną. Za daleko jeszcze mieli na Archipelag, żeby mogła pokładać w niej zaufanie. Będzie musiała się trzymać od bosmana z daleka.
- Nie wiem. Na żółwia na pewno nie, jak go niby, kurwa, mamy zabić? Olena będzie wiedziała, co robić, jak wciągną kapitana Heweliona na pokład. Może na szalupę. Powinna popłynąć z grupą ratunkową, Labrus się do niczego nie nadaje teraz - zerknęła w stronę łodzi, przygotowanej do opuszczania na wodę. - Zabije mnie przecież, jak pozwolę Hubertowi się teraz utopić - dodała cicho. - Chcę tylko, żeby statek się nie rozjebał, a kapitan przeżył. Chcę dopłynąć do Archipelagu. Najwyraźniej w przeciwieństwie do całej reszty. Czy naprawdę wymagam tak dużo?
Obrazek

Wybrzeże

215
POST BARDA
Aric dzielnie płynął w stronę Heweliona, ale miał do niego jeszcze duży dystans. Kapitan nie był w niebezpieczeństwie, bo choć nieruchomy, to unosił się z głową ponad powierzchnią wody, a wokół niego nie rosła żadna plama czerwieni. Siła, z jaką uderzył w taflę morza, nie była jednak czymś, co mogli zignorować.

- To na pewno da się zaaranżować. - Mruknęła Yala, zakładając ręce na piersi. Bezruch nie wpływał dobrze również na nią. Podobnie narwana, co i Vera, wolałaby teraz działać zamiast przyglądać się ociągającej się załodze kapitana Heweliona. - Dajmy odpowiednią widownię i z pewnością podniesie rękawicę. Wśród piratów ci, którzy mają coś do powiedzenia, pchają się do dowództwa. Reszta... to tylko motłoch.

Olena wybiegła na pokład jeszcze przed Pogad. Jej drobne buciki prawie nie wydawały dźwięku, gdy uderzały w pokładowe deski.

- Gdzie jest kapitan?! - Zawołała, w pośpiechu podciągając rękawy. - Dobry Ulu!

- Wskakuj na szalupę, Olena! - Popędziła ją Yala. - Będziesz musiała ratować go w trakcie!

- Idę!

Pogad dołączyła do kobiet przy relingu, puszczając lekarkę w stronę szalup. Westchnęła. Nie miała wiele do dodania.

- Najlepiej byłoby stąd odpłynąć zanim żółw się nami zainteresuje po raz kolejny. - Mruknęła Yala. - Na Dłoni, najwyraźniej to zbyt wiele, kapitanie. Hewelion i jego chęć polowania na wszystko, co jest większe od niego i rusza się choć odrobinę...

Łódka uderzyła o wodę. Piraci gotowi byli popłynąć z pomocą kapitanowi, do którego powoli docierał Aric.
Obrazek

Wybrzeże

216
POST POSTACI
Vera Umberto
Komentarze Yali były dokładnie tym, co Vera potrzebowała usłyszeć. Uśmiechnęła się do nie pod nosem, rzucając jej jedno, krótkie, ale rozbawione spojrzenie. Wizja sprowokowania bosmana do tego, żeby sam rwał się do bitki, była bardziej, niż kusząca. Może nawet nie musiałaby mu tego proponować, wystarczyłoby kilka wystarczająco trafionych komentarzy. Kilka metaforycznych szpil wbitych pod żebro i Aric sam domagałby się okazji, żeby Verze coś udowodnić, a ona przed Hewelionem mogłaby udawać niewiniątko.
- Nie zmienia to faktu, że mnie to wkurwia - podsumowała. - Nie chce mi się już ciągle musieć udowadniać, że wiem, o czym mówię. Za stara na to jestem.
Przeniosła wzrok na bosmana, płynącego po spokojnym morzu do swojego kapitana.
- Denerwuje mnie bezczynność. Wolałabym działać. Mieć coś do powiedzenia. Ale to nie mój statek - westchnęła. - Mam nadzieję, że odpłyniemy, jak tylko wrócą z Hubertem na pokład.
Sam mógłby zejść już z masztu i wziąć ich wszystkich w garść. Zarządzić rozwinięcie żagli i udanie się w dalszą podróż. Żółw chwilowo ich ignorował, ale to nie znaczyło, że będzie ignorował ich wiecznie. Vera odepchnęła się od relingu i obróciła, by znów spojrzeć w górę, na rogatego oficera. Załoga już o nim zapomniała, skupiona na wyczynach kapitana. Może naprawdę potrzebował pomocy?
Cóż, ekipa ratunkowa ruszyła już po Heweliona, Umberto nie mogła zrobić nic więcej w tym temacie, więc podeszła do masztu i zaczęła z powrotem się na niego wspinać - tym razem spokojnie, bez pośpiechu, zarzuciwszy sobie na ramię drugą linę przy okazji, jeśli jakąś znalazła w okolicy. Wciąż musieli przecież wymienić drugi zerwany sztag. Może Sam faktycznie nie potrzebował pomocy, a może po prostu nie chciał pokazać słabości i się do tego przyznać. Mogła przynajmniej sprawdzić.
Obrazek

Wybrzeże

217
POST BARDA
Yala uniosła lekko brew, rzucając Verze podobny uśmiech. Kobieta z pewnością chętnie zobaczyłaby pojedynek Very i Arica, Very i Heweliona, Very i kogokolwiek innego, kto mógłby stawić kapitan czoła na równych warunkach. Wierzyła w swoją kapitan i wiedziała, że jest świetną fechmistrzynią.

- Dość kataklizmów jak na jeden dzień. - Zgodziła się Pogad. - Jeśli Hewelion powie, że mamy atakować tego potwora po raz kolejny, to mu nakopię do dupy.

Z groźbami orczycy Vera zostawiła towarzyszki i zmieniła miejsce pobytu - z pokładu, gdzie mogli tylko czekać na powrót kapitana, postanowiła przenieść się nieco wyżej, na reje, gdzie Jelonek odpoczywał po użyciu swojej magii lub też z jakichś innych powodów. Marynarz, który wdrapał się do niego wcześniej, zdążył już zejść, gdy zaczęła się akcja z żółwiem. Samael został sam.

- Wróciła pani, pani kapitan? - Zagadnął do niej pogodnie, choć wiatr na tej wysokości dął mocniej, niż przy poziomie wody. Sam był jednak w miarę bezpieczny, gdy siedział na rei, obejmując przed sobą maszt. - Widzę, że kapitan Hewelion znów napędził wszystkim stracha. Ten żółw jest całkiem pokaźnych rozmiarów! Stąd dobrze go widać. - Dodał, wskazując na bestię ukrytą tuż pod taflą spokojnego morza. - Pani nie chce go upolować? W sumie... nikomu nie robi problemów, taki żółw.
Obrazek

Wybrzeże

218
POST POSTACI
Vera Umberto
- Szacunku trochę do kapitana - Vera upomniała Pogad, ale bardziej z przyzwyczajenia, niż dlatego, że naprawdę miała to na myśli. Nie poświęciła tej wymianie zdań dużo uwagi i podejrzewała, że orczyca także nie, ale nieszczególnie się tym przejęła. Obie wiedziały, że Hubertowi przydałoby się porzadne nakopanie do dupy; może przywróciłoby mu to trochę rozsądku.
- Stęskniłam się - odpowiedziała Samaelowi, z westchnieniem siadając na rei naprzeciw niego. Zwiesiła nogi po obu stronach poziomej belki i złapała się liny, z góry rozglądając się po okolicy. Patrzyła na widocznego z oddali żółwia i na ekipę ratunkową, z takiej wysokości wyglądającą jak drobiny, unoszące się na wodzie. Czy zgarnęli już kapitana? Naprawdę miała nadzieję, że nic mu nie będzie, bo na żałobę i furię Labrusa nie była gotowa.
- Nic ci nie jest? - spytała. - Wymęczyłam cię trochę.
Zmrużyła oczy, żałując, że nie ma na głowie kapelusza z szerokim rondem, które osłaniałoby ją przed słońcem.
- Jest wielki. Nigdy nie widziałam niczego takiego. Ale w przeciwieństwie do twojego kapitana, nie czuję żądzy krwi, kiedy widzę takie... stworzenia. Niczym mi nie zawinił, żebym chciała go zabić, a zjeść też byśmy go nie zjedli - wzruszyła ramionami, by po chwili z wahaniem dodać: - Myślę, że to przedwieczne istoty, na których nie powinno się polować. Cuda mórz i oceanów. Ul pobłogosławił nas tym, że mogliśmy go spotkać. Powinniśmy być wdzięczni i płynąć dalej - zerknęła na Sama. - Nie mów nikomu, że to powiedziałam. U was raczej nie podziela się podobnego podejścia. Aric obsrałby się ze śmiechu, gdyby to usłyszał.
Obrazek

Wybrzeże

219
POST BARDA
Samael uśmiechnął się do Very, choć w jego oczach wciąż kryły się zwyczajowe emocje: obawa, niepewność... i coś jeszcze, czego Vera nie potrafiła nazwać. Czy była to nostalgia? A może niechęć? Mężczyzna poprawił się, by dać Verze więcej miejsca. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Łódka zatrzymała się pośrodku niczego i piraci wciągali na pokład kapitana, zaraz też na szalupę wdrapał się Aric, który dotąd podtrzymywał Huberta przy powierzchni.

- Wszystko w porządku. - Odpowiedział Sam, odrywając oczy od kapitan, by obserwować akcję ratunkową. - To nie pani, sam zgłosiłem się do tego zadania, chociaż maszt wytrzymałby i beze mnie. Zaraz zejdę, potrzebuję jeszcze dosłownie chwili. - Cokolwiek Samaelowi było, nie chciał się przyznać do słabości. - Przepraszam, że nie było mnie, by wyperswadować kapitanowi atak na tego żółwia. Ma pani rację... z pewnością potrzebował wielu, wielu lat, by tak wyrosnąć. Nie jest normalnym stworzeniem... i proszę się nie obawiać, nikomu nie powiem. - Sam zawahał się, dalej przyglądając się temu, co było niżej. Nie patrzył już na Verę. - Aric sprawia pani problemy. Przepraszam za niego. On nie rozumie pewnych rzeczy, ale to dobry człowiek.
Obrazek

Wybrzeże

220
POST POSTACI
Vera Umberto
Jeśli istniała choćby nikła szansa na to, że dostrzeżona przez Verę emocja mogła być niechęcią, oczywiście, że za taką ją uznała. Westchnęła i odwróciła głowę, milknąc na chwilę. Na moment zapomniała, że Sam wciąż miał jej za złe to, że odesłała go do innej załogi. Mógł nie chcieć jej towarzystwa, w końcu na co dzień raczej go unikał, niż szukał. Spoglądała z góry na akcje ratunkową, ze względnego spokoju grupy wnioskując, że Hewelion jest nieprzytomny, ale żywy. Inaczej chyba dostrzegłaby większe poruszenie. Może faktycznie panikowała niepotrzebnie? Mogli mieć tu inne zwyczaje. Gdy ktoś od niej lądował za burtą, była pierwsza, żeby po niego skakać. Wiedziała też, że jeśli będzie trzeba, ktoś też rzuci się na ratunek jej. Tutaj musieli być przyzwyczajeni do durnych pomysłów Heweliona i gotowi na to, że każdy dzień z nim jako kapitanem może być tym ostatnim. Ciekawe, czy Viridis też był na to przygotowany.
- Nie sprawia mi problemów. Irytuje mnie, nic więcej. Nie on pierwszy i na pewno nie ostatni. - zaprotestowała cicho. Ponarzekałaby na niego, ale ewidentnie Samael nie był osoba otwartą na szkalowanie bosmana. To nie był problem. Yala wydawala się do tego bardziej niż chętna. - Co w nim takiego dobrego?
Szczerze ją to ciekawiło. Póki co nie widziała w nim zbyt wielu zalet, poza przystojną twarzą i budową ciała typową dla żeglarzy. No i tym, że dał radę przez chwilę siłować się z Hewelionem. To samo w sobie było całkiem imponujace. Ale poza tym nie zdarzylo mu się obudzić w Verze ani skrawka pozytywnej emocji.
Wiedziała, że jej obecność na maszcie nie jest Samowi miła, ale głupio byłoby zejść od razu. Czuła zresztą potrzebę upewnienia się, że jednak nie spadnie on stąd na pokład, przez osłabienie, do którego nie chciał się przyznać.
- Czy kapitan często robi... Coś takiego? - spytała jeszcze. - Co chwilę jest na granicy życia i śmierci? Często musicie go ratować, kiedy polowanie idzie nie tak, jak sobie zaplanował?
Obrazek

Wybrzeże

221
POST BARDA
Samael był uprzejmy. Jeśli pałał ku Verze niechęcią lub też za złe miał jej coś innego, to niełatwo było to wyłapać, o ile nie przyjrzało się mężczyźnie dokładniej. Smutne spojrzenie Jelonka wiele maskowało.

- To typowy mężczyzna. - Sam wzruszył ramionami, gdy temat Arica wydał się łatwiejszy niż to, co wyczyniał kapitan i czym właściwie był żółw. - Nie uważa kobiet za nic innego, jak tylko ładne buzie i sposób na rozładowanie emocji. Proszę nie brać sobie do serca jego słów. - Głos Sama przygasł nieco. - Jest lojalny i chociaż za dużo mówi, można mu ufać. Załoga mu ufa, dlatego wybrała go na bosmana. Jest silny i jego serce leży po dobrej stronie. On... pani kapitan? On nawet był przeciwny temu, co zrobił ze mną Olav.

Wspomnienie inicjacji na Dłoni Sulona musiało być dla Samaela wciąż żywe. Trauma pozostała po tak szorstkim obejściu się z jego porożem nie pozwalała o tym zapomnieć.

- Stwierdził, że nie ma znaczenia, co mam na głowie, tak długo, jak jestem wierny załodze i pracuję dla Dłoni. Zresztą, to już przeszłość. Przepraszam, nie chciałem się żalić. - Dodał szybko. Nie po to Vera weszła na maszt, by wysłuchiwać jego jęków.

Szalupa z kapitanem Hewelionem zawróciła gładko i posunęła w stronę statku. Na pokładzie Vera widziała jasną główkę Oleny, która pochylała się nad Hubertem. Ten jednak nie był w tak złym stanie, jak mogło się wydawać. Hubert siedział o własnych siłach.

- Kapitan walczy ze wszystkim, co warto upolować. Kapitan Hewelion jest bardzo silny i niełatwo jest go naprawdę skrzywdzić. - Stwierdził Sam, samemu obserwując akcję na morzu. - Ale to prawda, że zwykle musimy go łowić, jeśli nie udaje mu się upolować tego, co sobie wymyślił. Wszyscy i tak są pod wrażeniem jego męstwa.
Obrazek

Wybrzeże

222
POST POSTACI
Vera Umberto
Pokiwała głową. Ona też bardzo dobrze pamiętała tamten dzień i emocje, które obudził w niej widok tego, co zrobili Samowi po przyjeciu do załogi. Pamiętała, że gdyby nie Corin, który trzymał ją za ramiona i zmusił ją do zejścia z Dłoni Sulona, pewnie zamordowałaby wszystkich zaangażowanych... a przynajmniej by spróbowała. Wciąż miała wyrzuty sumienia i uważała, że to ona pośrednio do tego doprowadziła. Sądziła wtedy, że w załodze Heweliona Samael będzie bezpieczny. Że odnajdzie się lepiej, niż na Siódmej Siostrze. Teraz żałowała, że nie podjęła innej decyzji. Poza zaciśnięciem ust w wąską kreskę, w żaden sposób jednak nie skomentowała słów rogatego. Przepraszała go już za to i wyrażała swój żal, ale słowa nie mogły cofnąć czasu.
- Ma rację - przyznała z niechęcią, która wynikała wyłącznie z faktu, że tym uczuciem darzyła pana bosmana.
- Wiele mężczyzn wychodzi z tego samego założenia, zwłaszcza na Harlen. To nic nadzwyczajnego. Wszystkie jesteśmy do tego... względnie przyzwyczajone.
Dobrze było widzieć, że Hubert siedzi o własnych siłach. Odetchnęła z ulgą i przez chwilę siedziała jeszcze w milczeniu na rei, zanim znów odwróciła głowę do Samaela.
- Na pewno nie potrzebujesz pomocy z zejściem na dół? - spytała. - Mogę ci tu przyciągnąć jakąś linę.
Jeśli oficer Dłoni upewnił ją w tym, że poradzi sobie sam, a ona nie miała wobec tego zastrzeżeń, postanowiła nie męczyć go już więcej swoją obecnością i zejść z powrotem na pokład, gdzie zamierzala czekać na przybycie Heweliona. Biernie i w milczeniu; skończyła już czynnie angażować się w sprawy tej załogi, przynajmniej na jakiś czas. W sumie przydałoby się też wcześniej czy później zmienić podartą podczas naprawiania masztu spódnicę na taką, która była w lepszym stanie.
Obrazek

Wybrzeże

223
POST BARDA
Samael, mimo ciężkich początków, nie wydawał się nieszczęśliwy w załodze Dłoni. Piął się do góry, był zaufanym diabelstwem kapitana, a załoga akceptowała go takim, jakim był i nawet akceptowała jego autorytet. Coś, czego na Siostrze mógłby nie osiągnąć nawet po wielu latach służby. W oczach Heweliona również nie było to problemem, bo jeśli ktoś uważał Jelonka za kłopot, to siłą można było mu wyperswadować takie pomysły.

- Proszę nie mieć mu tego za złe. - Poprosił jeszcze Sam. - Nie potrzebuję pomocy, dziękuję. Proszę zejść, jestem tuż za panią.

Jak Samael powiedział, tak też zrobił. Pozwolił pani kapitan pójść przodem, zsunąć się po maszcie, zaś on podążył kolejny, ostrożnie, by przypadkiem nie spaść jej na głowę, gdyby ciało jednak zawiodło. Na szczęście do niczego takiego nie doszło i wkrótce oboje byli na pokładzie.

Nie musieli czekać długo na Heweliona.

- Widzieliście, jakie bydlę?! - Cieszył się Hubert.

- Panie kapitanie, proszę siedzieć w miejscu!

- I tak nie mogę wstać!
- Kapitan brzmiał na bardzo zadowolonego, ale znający go dobrze słyszeli przebijający się w głosie ból.

- Dawajcie linę! Musimy go wciągnąć na pokład!

- Hej, Vera! Nie mów Labrusowi, ale chyba się połamałem.
Obrazek

Wybrzeże

224
POST POSTACI
Vera Umberto
Dużym wysiłkiem woli powstrzymywała się przed tym, by nie zabierać się za liny, wciąganie szalupy i Heweliona na pokład. Ale wiedziała, że po pierwsze, była tu w pełni sprawna załoga, a po drugie - i tak nie miała tyle siły, co mężczyźni. Oparła się więc o reling i spoglądała z góry na nierozsądnego, najwyraźniej połamanego mężczyznę. Zmarszczyła brwi i otaksowała go badawczym spojrzeniem. Nie była lekarzem, ale wydawało się jej, że niczego poważnego raczej nie złamał, skoro mógł siedzieć i mówić, a do tego nie zwijał się jeszcze z bólu. Z drugiej strony, nie miała żadnej wiedzy na ten temat, od zawsze zdając się na specjalistów.
- Co złamałeś? - spytała z ciężkim westchnięciem. - Nogi? Olena, wiesz co z tym robić?
Poczekała, aż podciągną kapitana wysoko i pomogła mu dostać się na pokład. Początkowo rozgladala się za odpowiednim miejscem do siedzenia dla niego, ale potem doszła do wniosku, że powinien znaleźć się gdzieś, gdzie będzie można na spokojnie zaradzić jego obrażeniom - najlepiej w kajucie kapitańskiej, albo szpitaliku Labrusa. Najlepiej tam, gdzie nie było pijanego doktora. Spytała Pogad, dokąd zaprowadziła Viridisa, a potem zasugerowała zabranie kapitana w to drugie miejsce.
- Nie powiem mu. Nie dzisiaj, w każdym razie. Chcesz płynąć dalej, na Archipelag, czy wrócić na Harlen do Weswalda? - spytała, specjalnie nie dając mu do wyboru trzeciej opcji, czyli dalszego tkwienia tutaj. - Co cię boli?
Powstrzymywała się przed publicznym wyrzuceniem Hewelionowi jego głupoty. Był kapitanem i wiedziała, że gdyby była na jego miejscu, nie chciałaby dostawać takiej reprymendy na oczach i uszach całej załogi. Nie mogła mu psuć reputacji. Sama zresztą wyszłaby wtedy na jeszcze większą zrzędę, niż ta, za którą już ją tu uważali.
- Daj rozkazy i chodźmy pod pokład. Yala ma rum - zachęciła.
Obrazek

Wybrzeże

225
POST BARDA
Załoga Dłoni Sulona nie potrzebowała pomocy Very. Liny zostały spuszczone i zahaczone o szalupę, którą następnie sprawnie wciągnięto wyżej, pod burtę.

- Na pewno obie ręce, kapitanie. - Olena zadarła głowę, by spojrzeć na kapitan Umberto. - I wydaje mi się, że nogę... muszę pana dokładniej zbadać, panie kapitanie.

- A tam, do wesela się zagoi!
- Żartował Hubert, chociaż teraz, z bliska, Vera widziała pobladłą twarz. Kiedy adrenalina puści, mężczyzna z pewnością będzie zwijał się z bólu, gdy połamane członki nie dadzą mu spokoju.

- Wesele już było. No, pomóżcie mi go podnieść!

- E, co wy! Nic mnie nie boli!


Hewelionowi bardzo nie podobało się to, jak piraci złapali go we czterech i dźwignęli do góry, z siedzenia. Zaciśnięte zęby kapitana sugerowały, że taki ruch, niewymierzony i niezbyt przemyślany, musiał naruszyć nowozdobyte obrażenia.

- To cię tym razem dorwał, kapitanie! - Zawołał któryś z załogantów. - Jak kapitan pierdolnął o wodę, to żeśmy myśleli, że nie będzie co zbierać!

- A i żółw ciągle zipie!

- Dorwę jeszcze gnoja.
- Obiecał Hubert z coraz mniej tęgą miną. - Się hamowałem, bo dziewczyny patrzyły, hehe?

Pogad wolała nie komentować całego zajścia, ale przekazała, że Labrus śpi w swoim szpitaliku pod pokładem. To sugerowało, że Hubert powinien zostać w kajucie, dokąd też kazała prowadzić Olena.

- Samael, dowodzisz! Płyń na Archipelag! - Krzyknął Hubert jeszcze.

Yala przetarła twarz.

- Coś mam wrażenie, że tego rumu nie wystarczy.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”