POST POSTACI
Arno
Wkraczając do płonącej karczmy mężczyzna zmrużył oczy i odruchowo zasłonił twarz ręką. Potrzebował kilku sekund, żeby nawyknąć do tych skrajnych warunków - wysokiej temperatury, trudności z oddychaniem, czy gęstego dymu. Wnętrze, choć bardzo znajome teraz zdawało się zupełnie inne od tego, jakim je pozostawił. Płomienie trawiły krzesła, stoły, wspinały się po ścianach, aby zająć coraz większe połacie sufitu. Popiół oraz rozżarzone drwa mieszały się w powietrzu przeskakując na kolejne łatwopalne elementy tej części gościńca. Zagrożenia nie stanowili już wyłącznie najeźdźcy, a całe środowisko, do którego tak ochoczo wparował. Po prawdzie wcale nie chodziło tu o przystosowanie się do zaistniałych przeciwności. Koniec końców krążyła w nim krew goblina i człowieka, nie smoka, czy ognistej salamandry. Choć dobrze znał ten żywioł, nie potrzeba było wiele by szybko podzielił los zwęglonych mebli. To, co faktycznie mógł zrobić w tej sytuacji to zaakceptować ją, po czym natychmiast przejść do działania. Musiał się śpieszyć, bo nawet czas postanowił sprzeniewierzyć się przeciwko nim. Każda chwila w tym miejscu mogła wkrótce okazać się tą ostatnią.Arno
Pierwszym co go zaskoczyło była ów czarna jak smoła plama nienaturalnie zawieszona w pustej przestrzeni. Skąd się tu wzięła? Czym była i co winien z nią uczynić?
"Magia?" - pomyślał przelotnie, bo cóż innego?
W normalnych okolicznościach, gdyby natrafił na przeciwnika od razu by o tym wiedział. Obcy zarys sylwetki i wrogie spojrzenie wystarczyłyby mu w zupełności, żeby wywnioskować gdzie bić i kogo. Jakkolwiek w podobnej sytuacji kompletnie nie wiedział, jak powinien się zachować. Miał wszak do czynienia z magami, nie ze zwykłymi rabusiami, dla których szczytem zamysłu taktycznego było uderzenie kupą (dosłownie, bądź w przenośni). Gdy w ruch szły czary, iluzje to tacy jak on mogli zazwyczaj tylko przyglądać się i zastanawiać, czy kolorowe fajerwerki mają go oślepić, powalić, a może zamienić w ślimaka. Stając oko w oko z ciemnością, której winno wszak tu nie być rozważał jej pochodzenie oraz naturę. To więzienie? Efekt zaklęcia ofensywnego? Coś mu podpowiadało, że we wnętrzu tej pustki, mógłby spotkać jednego ze swoich towarzyszy. Być może nawet splątanego walką i w potrzebie, acz skąd miał wiedzieć, czy się nie myli? Co, jeśli w istocie jest to pocisk mocy, który nie dotarł nigdy celu, a on wskakując weń jedynie pomógłby najeźdźcy? Gdyby przez pośpiech oraz nietrafione podejrzenia miał teraz oberwać i paść nieprzytomnym na ziemię wówczas sam potrzebowałby ratunku. Wtem wszystkie wątpliwości przestały mieć znaczenie, rozwiązanie dosłownie pojawiło się znikąd.
Elf, który wylądował u jego stóp był jak spóźniony prezent urodzinowy. Stanowił spore zaskoczenie, acz wywołał szczery, może nawet trochę zbyt szeroki uśmiech na twarzy "jubilata". Arno nie słyną z cierpliwości, bardzo chciał odpakować ten specjalny podarunek, a z pewnością sprawniej by mu poszło, gdyby użył do tego ostrego narzędzia. Tym samym wnet uniósł dłoń zaciśniętą na rękojeści sztyletu zamiarem wbicia go w ślepia parszywej gęby, lecz niespodziewanie szkodnik postanowił wywinąć mu jakiś numer. Wiedziony instynktem mieszaniec nie zatrzymał ręki w powietrzu tylko sięgnął nią dalej za plecy, aby wykonać mostek i tym samym uniknąć ataku. Następnie, o ile wszystko poszłoby po jego myśli szybko odbiłby się od ziemi dłońmi, żeby tym razem wylądować na klęczkach tuż przy najeźdźcy. Wkrótce potem poczęstowałby go dwoma pchnięciami w okolice podbrzusza, gdzie tkanka jest szczególnie miękka. Chciał wówczas wykonać dwa cięcia, które rozwarłby wnętrzności niemilca narażając na uszkodzenie organów, zarazem szybkie wykrwawienie.