Theo wzruszył ramionami. Marsz mu nie przeszkadzał. Nic, co wiązała się z wysiłkiem fizycznym nie było dla niego problemem. Przez ostatnie dni tęsknił na treningami. Żałował, że nie mógł brać udziału w szkoleniu, tak jak inni żołnierze.
- Nie pachnę jak nieobsrana łąka. Ty też nie. Pierwszy raz używałeś mydła i pierwszy raz ładnie pachniesz, że tak to przeżywasz? - Przewrocił oczami. Zastanowił się jednak zaraz, czym mógłby zająć Iselora. Lepiej żeby znowu nie popadł w swój nerwowy stan. Theo nie uważał również, że siedzenie pod budynkiem dowodzenia było dobrym pomysłem. Byliby wtedy na widoku.
-Hmm, umiesz grać w karty? I naprawdę chcesz siedzieć na widoku pod gabinetem Kielecka? Kazał nam się oddalić, strażnicy i tak nas nie wpuszczą. -Nie było to do końca prawdą, ponieważ wpuściliby ich. Theo jednak wziął sobie do serca rozkaz kapitana i postanowił trzymać elfa z dala od problemów. Nie był pewien, czy Iselor nie wpadłbym do gabinetu jak poprzednio, i nie przerwał narady.
Koszary
137POST BARDA
Żołnierze ćwiczący na polu przerwali walkę, gdy odezwał się ich przywódca. Odległość nie pozwala im usłyszeć słów dokładnie, lecz zarówno Theo, jak i Iselor dostrzegli, że żołnierze zaczynają zbierać się w równy szereg, który miał prowadzić do rychłego wymarszu, tylko półkownik wiedział gdzie.
Elf poruszył się niespokojnie, po czym wepchnął obrazek za pancerz. I tak nie mógł powstrzymać pogniecenia go przy próbie przechowania.
- Tylko tak się mówi...! - Zdenerwował się Iselor. Przewrócił oczyma tak mocno, że istniała szansa, iż te wypadną mu z oczodołów! - Nie używałem mydła pierwszy raz. Byłem już wcześniej w tej łaźni, wiesz? - Mruknął, jasno dając do zrozumienia, że mydło uważał za wynalazek ludzki i chociaż przyjemny, to zupełnie niepotrzebny. Jednoczenie zerkał w stronę oddziału, który w równym szyku zaczął kierować się w stronę zabudowań koszar. - Lepiej na widoku niż kryjąc się tutaj. Zresztą, zaraz mnie przegonią. - Wskazał gestem na żołnierzy. - W karty gra się w grupie, nie we dwóch. Poza tym...
Przerwał, gdy od strony zabudowań odezwał się dźwięk trąbki. Theo znał ten sygnał. Wszyscy mieli stawić się na głównym placu.
Iselor od razu odzyskał rezon i niemal podskoczył, a jego jasne oczy rozbłysły.
- Nareszcie! Wymarsz?! - Złapał Theo za ramię, by upewnić się, że ma rację. - Ruszamy obronić moją wioskę?!
Koszary
138Słysząc trąbkę, Theo drgnął. Nie chciał się jeszcze ekscytować, ponieważ był to jedynie rozkaz do stawienia się na placu. Tak naprawdę to dopiero za parę minut dowiedzą się, co postanowił kapitan. W głowie rozważał wszystkie możliwe scenariusze. Czuł ekscytację pomieszaną ze strachem. Chciał natychmiast wybiec z łaźni i wysłuchać słów Kielecka, a potem prosić go, żeby przydzielił go do jakiegoś oddziału. O ile naprawdę dostaną rozkaz do wymarszu. A jeśli nie, to… Theo nie wiedział, co zrobi, jeśli kapitan podda się woli swoich oficerów. Prawdopodobnie nic. Bo niby co miałby zrobić? W tym momencie nie miał żadnej władzy, a jego słowa dezaprobaty na decyzję wojskowych, zostałyby wyśmiane i potraktowane jak grymasy panicza, który nie wie nic o wojnie ani o taktyce.
-Tak! Razem pokonamy zarazę! - Odpowiedział Iselorowi, nie chcąc psuć jego radości swoimi wątpliwościami. Uśmiechnął się i położył dłoń na ręku, która dotknęła jego ramienia.
-Obronimy twoją wioskę i moje ziemie. - Przez ostatnie minuty skupił się jedynie na uczuciach Iselora, ale jego “dom” był przecież równie ważny. Nie chciałby widzieć swoich ziem spalonych, a ludzi wybitych, cierpiących lub wziętych do niewoli. Miał nadzieję, że razem z elfami uda im się powstrzymać nadchodzący atak.
-Musimy stawić się na placu, chodź szybko. - Był gotowy stawić czoła decyzji kapitana Kielecka i uszanować ją, jakakolwiek by nie była.
-Tak! Razem pokonamy zarazę! - Odpowiedział Iselorowi, nie chcąc psuć jego radości swoimi wątpliwościami. Uśmiechnął się i położył dłoń na ręku, która dotknęła jego ramienia.
-Obronimy twoją wioskę i moje ziemie. - Przez ostatnie minuty skupił się jedynie na uczuciach Iselora, ale jego “dom” był przecież równie ważny. Nie chciałby widzieć swoich ziem spalonych, a ludzi wybitych, cierpiących lub wziętych do niewoli. Miał nadzieję, że razem z elfami uda im się powstrzymać nadchodzący atak.
-Musimy stawić się na placu, chodź szybko. - Był gotowy stawić czoła decyzji kapitana Kielecka i uszanować ją, jakakolwiek by nie była.
Koszary
139POST BARDA
Trąbka była jasnym sygnałem, lecz mogła oznaczać zarówno wszystko, jak i nic. Kapitan miał wieści, lecz te mogły okazać się zarówno dobre dla Iselora, jak i złe. Elf towarzyszący Theo rozchmurzył się wyraźnie, a wcześniejsza niechęć ustąpiła ekscytacji. Jego twarz rozjaśniła się, zmarszczki wygładziły, a w spojrzenie wstąpiła nadzieja.
- Moją wioskę i twoje ziemie. - Powtórzył po Regorze elf, jakby zgadzał się na wspólną przysięgę. Być może właśnie tak to odebrał.
Dwaj młodzi mężczyźni ruszyli na plac, tam, gdzie wzywał ich sygnał. Kapitana nie było jeszcze na miejscu, lecz zbierali się strażnicy, którzy nie pełnili służby, a także oficerowie funkcyjni, jak choćby Warrick. Wkrótce nadeszły też oddziały prowadzone przez pułkowników. Niektórzy mężczyźni wciąż mieli problem, by utrzymać szyk, lecz oficerowie szybko pomogli im znaleźć odpowiednie miejsce. Nie znaczyło to jednak, że sprawa wyglądała dobrze. Iselor unosił lekko brwi, widząc tę niedyspozycję, aczkolwiek nie komentował zbytnio. Również jego obecność została pozostawiona bez komentarza w postaci choćby splunięcia. W obecności wyższych stopniem, żołnierze nie byli tak chętni do obrażania elfa.
Kiedy po parudziesięciu minutach oczekiwania wszyscy zebrali się na placu, z budynku dowództwa wyszedł Kieleck w towarzystwie swoich doradców. Kiedy przechodził obok ustawionych nieopodal podestu Theo i Iselora, po jego twarzy łatwo było wywnioskować, że nie jest zbyt zadowolony z ustaleń.
- Baczność! - Zawołali pułkownicy.
- Żołnierze. - Zwrócił się kapitan do zebranych, gdy stanął już na mównicy. Nieliczne rozmowy ucichły, a popędzeni do tego ludzie stanęli na baczność, by wysłuchać słów dowódcy. - Nadszedł czas próby. Jak doniósł nasz przyjaciel elf, wrogowie zbliżają się do naszego miasta.
- Do mojej wioski! - Syknął Iselor.
- Musimy bronić Meriandos i wyjść im na spotkanie, nim dotrą tutaj. Jutro o świcie wyruszamy. Wasi pułkownicy przekażą dalsze informacje. Bądźcie gotowi. Na chwałę Meriandos! - Zawołał, a głosy oficerów i nielicznych żołnierzy powtórzyły hasło.
I wydawało się, że to wszystko, co Kieleck miał do powiedzenia, bo zaraz też zszedł z mównicy.
- Drań! - Iselor szybki był do złości. Zacisnął pięści, lecz nie był w stanie teraz protestować. - Potrzebujemy pomocy teraz, nie jutro rano! Wyruszam natychmiast. Jedziesz ze mną? - Pytanie było skierowane bezpośrednio do Theo.
Koszary
140Theo słuchał w skupieniu słów kapitana. Skoro wielkie pająki były o dzień drogi od wioski elfa, a oni mają wyruszyć jutro o świcie, to wszystko będzie zależało od tempa ich marszu. Mogą zdążyć, lub przybyć za późno.
Spojrzał na “armię”, a później na rozgniewanego Iselora. Rozumiał go, czułby się tak samo. Nie wiedział nawet jak powinien to wszystko skomentować, jednak obiecał sobie, że zaakceptuje każdą decyzję Kielecka.
- Jestem pewien, że kapitan narzuci bardzo szybkie tempo marszu. Będziemy na styk, ale na czas. - Powiedział, chyba samemu nie do końca wierząc w to co mówił. Zaszurał nerwowo butem o ziemię i spojrzał w plecy oddalającego się od nich kapitana. Ufał, że ich dowódca podjął najlepsza decyzję. Theo chciał pomóc Iselorowi i chciał walczyć z nim ramię w ramię. Czuł się trochę jak zdrajca. Kieleck musiał jednak myśleć przede wszystkim o dobru Meriandos. I naprawdę istniała niewielka szansa, że zdążą.
-Nie mogę wyruszyć z tobą, co ja jeden tam zdziałam? - Spojrzał na Iselora.- Muszę zostać, chyba że kapitan zdecyduje inaczej. Chodźmy do niego, ale nie możesz krzyczeć ani się szarpać, wszyscy patrzą. - Ostrzegł go.- Chodź.
Spojrzał na “armię”, a później na rozgniewanego Iselora. Rozumiał go, czułby się tak samo. Nie wiedział nawet jak powinien to wszystko skomentować, jednak obiecał sobie, że zaakceptuje każdą decyzję Kielecka.
- Jestem pewien, że kapitan narzuci bardzo szybkie tempo marszu. Będziemy na styk, ale na czas. - Powiedział, chyba samemu nie do końca wierząc w to co mówił. Zaszurał nerwowo butem o ziemię i spojrzał w plecy oddalającego się od nich kapitana. Ufał, że ich dowódca podjął najlepsza decyzję. Theo chciał pomóc Iselorowi i chciał walczyć z nim ramię w ramię. Czuł się trochę jak zdrajca. Kieleck musiał jednak myśleć przede wszystkim o dobru Meriandos. I naprawdę istniała niewielka szansa, że zdążą.
-Nie mogę wyruszyć z tobą, co ja jeden tam zdziałam? - Spojrzał na Iselora.- Muszę zostać, chyba że kapitan zdecyduje inaczej. Chodźmy do niego, ale nie możesz krzyczeć ani się szarpać, wszyscy patrzą. - Ostrzegł go.- Chodź.
Koszary
141POST BARDA
Kiedy kapitan zszedł z mównicy, wokół rozbrzmiał szum rozmów żołnierzy, który nie ucichł nawet przez pokrzykiwania pułkowników. Mężczyźni w końcu mieli zobaczyć walkę, lecz po paru dniach szkolenia nie mogli być na to przygotowani. Tłum odzianych w błękit wojowników nie stanowił armii, na jaką liczył Kieleck, ale też Iselor. - Nie będziecie na czas! - Pieklił się Iselor, na nowo rozgniewany, ale też przerażony. - Muszę wracać, muszę ostrzec wioskę! - Postanowił i chyba tylko obecność Theo kazała mu zostać w miejscu zamiast zerwać się do biegu, ku koniowi. - Jedna para rąk to... to zawsze więcej! - Elf był zdeterminowany, choć przez jego głos coraz bardziej przebijała się rozpacz. Został zdradzony. - Możecie mnie zabić od razu! Nie zrobi to żadnej różnicy! I tak umrę, razem ze wszystkimi!
I chociaż Theo kazał mu być spokojnym, Iselor zerwał się do biegu w stronę budynku dowództwa, do którego zmierzał też Kieleck.
- Łapać go! - Odezwał się oficer, który zobaczył nagły ruch.
Koszary
142- Będziemy szybko maszerować i... -Theo chciał jakoś uspokoić Iselora, powiedzieć coś pokrzepiającego, co i tak miało nie mieć kompletnie żadnego znaczenia ani zapewne żadnej wartości. Nie zdążył jednak, bo elf zerwał się do biegu. Regor chyba nigdy w całym swoim życiu nie spotkał nikogo tak bardzo narwanego. Chociaż z drugiej strony, jak on by postąpił będąc na jego miejscu? Czy stałby spokojnie bez komentarza lub po prostu szedł, tak jak mu kazano?
Theodor zaczął biec na Iselorem. Słysząc krzyk oficera, oblał go zimny pot. Jeśli złapią go przed nim, to na pewno nie potraktują w łagodny sposób.
-Iselor! - Biegł najszybciej jak mógł, żeby tylko dorwać go przed wszystkimi. Co za narwany człowiek... znaczy się elf!
Theodor zaczął biec na Iselorem. Słysząc krzyk oficera, oblał go zimny pot. Jeśli złapią go przed nim, to na pewno nie potraktują w łagodny sposób.
-Iselor! - Biegł najszybciej jak mógł, żeby tylko dorwać go przed wszystkimi. Co za narwany człowiek... znaczy się elf!
Koszary
143POST BARDA
W obozie pełnym żołnierzy, jeden rozkaz rzucony na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy w pobliżu, został wykonany zdecydowanie zbyt szybko. Ktoś rzucił się na Iselora od boku, powalając go na ziemię, nim jeszcze Regor zdążył do niego dopaść. W kolejnej chwili nastąpiła szarpanina, zakończona celnym ciosem w szczękę elfa. Iselor został odwrócony na brzuch, jego twarz wciśnięta w piach, a ręce trzymane z tyłu, na plecach. - Dajcie sznur!
- Aż, cholera! Pierdolony narwaniec! - To Werrick zastąpił Theo drogę i złapał go za ramię, powstrzymując dalszy bieg. - Gdzie ty tak biegniesz, młody?! Daj spokój, niech go... niech chłopaka uspokoją.
Mężczyzna widział, co się dzieje i musiał domyślać się, skąd pośpiech Iselora. Elf został jednak spacyfikowany, a i do pierwszego żołnierza, który go złapał, dołączyło wkrótce paru kolejnych. Niejeden nie powstrzymał się i jasno pokazał co myśli o elfach, gdy but zderzył się z żebrami. Iselor pozostał cichy.
- Regor! Wracaj do kapitana. Zajmiemy się elfem. - Polecenie padło z ust Linusa Ulryka.
Oddalony o dobre pięćdziesiąt metrów Kieleck zatrzymał się, słysząc zamieszanie, lecz tylko odwrócił się, by przyjrzeć zajściu. Nie wydał żadnego rozkazu widząc, że Ulryk panuje nad sytuacją, odwrócił się, by kontynuować drogę do budynku dowództwa. Iselor nie powstrzymał jęku, gdy kolejna osoba go kopnęła.
- Słyszałeś. - Ponaglił Warrick. - Idź, tu... tu już nic nie zdziałasz. Przygotuj się na jutro.
Koszary
144Mówił mu! Ostrzegał go! Dlaczego Iselor nie mógł go posłuchać?! Biegł, jednak na nic się to zdało.
Theo przełknął ślinę i spróbował uspokoić oddech. Nie podobało mu się to. Elf nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Teraz naprawdę musiał żałować, że zgodził się z nimi współpracować.
- Iselor jest gościem kapitana Kielecka… - Zaczął, jednak Werrick miał rację. Chciał powiedzieć, że kapitan kazał mu go przyprowadzić i że to on powinien się nim zająć. Nie sądził jednak, że puszczą go z nim teraz skoro był pobity i związany. Z drugiej strony… to było niesprawiedliwe. A Theo miał w sobie silne poczucie sprawiedliwości. Może i był małomówny i niedecyzyjny, ale były sytuacje w których nie mógł po prostu nie zrobić nic. A kto go do tego zachęcał przez ostatnie dni? Kapitan Kieleck.
- Kapitan kazał mi się nim zająć, więc to ja go zabieram! - Omijając Werricka, odpowiedział oficerowi najbardziej władczym tonem na jaki było go stać. Nie czekając na odpowiedź, schylił się żeby podnieść Iselora. Wiedział, że w wojsku status nie miał znaczenia, jednak spróbował. Co będzie, to będzie. Jeśli kapitan zdecydował się nie pomagać elfom, to niech przynajmniej Iselor nie wróci do swojej wioski pobity i znieważony.
Theo przełknął ślinę i spróbował uspokoić oddech. Nie podobało mu się to. Elf nie zasłużył sobie na takie traktowanie. Teraz naprawdę musiał żałować, że zgodził się z nimi współpracować.
- Iselor jest gościem kapitana Kielecka… - Zaczął, jednak Werrick miał rację. Chciał powiedzieć, że kapitan kazał mu go przyprowadzić i że to on powinien się nim zająć. Nie sądził jednak, że puszczą go z nim teraz skoro był pobity i związany. Z drugiej strony… to było niesprawiedliwe. A Theo miał w sobie silne poczucie sprawiedliwości. Może i był małomówny i niedecyzyjny, ale były sytuacje w których nie mógł po prostu nie zrobić nic. A kto go do tego zachęcał przez ostatnie dni? Kapitan Kieleck.
- Kapitan kazał mi się nim zająć, więc to ja go zabieram! - Omijając Werricka, odpowiedział oficerowi najbardziej władczym tonem na jaki było go stać. Nie czekając na odpowiedź, schylił się żeby podnieść Iselora. Wiedział, że w wojsku status nie miał znaczenia, jednak spróbował. Co będzie, to będzie. Jeśli kapitan zdecydował się nie pomagać elfom, to niech przynajmniej Iselor nie wróci do swojej wioski pobity i znieważony.
Koszary
145POST BARDA
Ciężka dłoń Warricka nie opuszczała ramienia Theo do czasu, aż młody nie postanowił wyrwać się i ruszyć do przodu, dumny i pewny siebie jak oficer. - Theodore... - Westchnął magazynier gdzieś z tyłu.
Linus Ulryk miał mniej cierpliwości i zdecydowanie nie tak łatwo było go przekonać do zmiany zdania paroma słowami, nawet wypowiedzianymi z taką pewnością.
- Iselor jest elfem, który zaburza sposób działania koszar. - Na twarzy oficera nie pojawił się choćby cień pozytywnych emocji, nie mówiąc nawet o uśmiechu. Theo pamiętał rozmowę w gabinecie Kielecka, ledwie parę godzin wcześniej. Ulryk nie pałał do elfów sympatią. - Działa na niekorzyść naszej armii. Wzbudza niepokój i nieporządek.
W chwili, gdy Theo dyskutował z Ulrykiem, jeden ze strażników, ten sam, który wcześniej powalił elfa, dostał w swoje ręce linę i teraz szybko, skutecznie pętał nadgarstki elfa. Iselor wyrywał się jeszcze przez chwilę, lecz przewaga ludzkich sił kazała mu ostatecznie poddać się i tylko sączyć przez zęby słowa w obcym języku.
- Kapitan Kieleck popełnił błąd zgadzając się na współpracę z elfami i to - Ulryk oskarżycielsko wskazał palcem Iselora - jest tego dowód. Jeśli chcesz, panie Regorze, możesz towarzyszyć elfowi co najwyżej w drodze do celi.
Koszary
146Theo spojrzał na Ulryka i czuł jak emocje w nim buzują. Zrobili błąd współpracując z elfami? Czyli po prostu wykorzystali naiwność rodziny Iselora żeby zdobyć potrzebne informacje, a potem zostawić ich na pastwę losu. Tak się nie godziło, młody Regor wstydził się bycia częścią takiej armii.
- Jeśli będziecie nim szorować po ziemi i wróci taki do swojej wioski, to będziemy musieli walczyć nie tylko z zarazą, ale i z leśnymi elfami! Jeśli go nie puścicie, to skończy się to tak samo! - Wskazał ręką na Iselora, prostując się. - Ile wojen na raz mamy teraz prowadzić?! Gdzie Twój honor, człowieku? Tak teraz traktujemy sojuszników? Wykorzystać, a potem zamknąć w celi?! - Denerwował się, a jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza. Nie wyciągnął jednak broni. Był wściekły i z nienawiścią wpatrywał się w oficera.
- Chcę go zabrać do kapitana, niech on zdecyduje co z nim zrobić! - Nie poddawał się.
- Jeśli będziecie nim szorować po ziemi i wróci taki do swojej wioski, to będziemy musieli walczyć nie tylko z zarazą, ale i z leśnymi elfami! Jeśli go nie puścicie, to skończy się to tak samo! - Wskazał ręką na Iselora, prostując się. - Ile wojen na raz mamy teraz prowadzić?! Gdzie Twój honor, człowieku? Tak teraz traktujemy sojuszników? Wykorzystać, a potem zamknąć w celi?! - Denerwował się, a jego dłoń powędrowała do rękojeści miecza. Nie wyciągnął jednak broni. Był wściekły i z nienawiścią wpatrywał się w oficera.
- Chcę go zabrać do kapitana, niech on zdecyduje co z nim zrobić! - Nie poddawał się.
Koszary
147POST BARDA
I tak naturalnie zmarszczoną twarz Ulryka przecięły jeszcze głębsze zmarszczki. Oficer wykrzywił usta. - Gdyby zachował się jak człowiek, nie jak bestia, nie byłby jak bestia traktowany. - Wyjaśnił Ulryk. Jeden z żołnierzy podał mu broń, którą Iselor miał przy sobie. Długi, ładny sztylet w białej pochewce zainteresował mężczyznę tylko na moment. - Leśnych elfów nie ma tylu, by mogli nam zagrozić. Powinieneś wiedzieć, panie Regorze, że są skazani na naszą łaskę w tej wojnie. A kapitan Kieleck, wbrew moim radom, zdecydował się pomóc długouchym dzikusom.
Żołnierz dźwignął z ziemi Iselora, co nie było trudne ze względu na skromną budowę elfa, i zmusił go do klęknięcia na piasku. Twarz Iselora brudna była od wilgotnej ziemi. Kąpiel z użyciem pachnącego mydła poszła na marne.
- Pytasz, gdzie jest mój honor. Zapytaj jego, gdzie jest jego honor, gdy nie potrafi uszanować koszar swoich dobroczyńców?
- Staniesz na zgliszczach mojej wioski i wtedy zapytam, gdzie jest twój honor. - Syknął Iselor, patrząc nienawistnie spod białej grzywki. - Odpowie ci cisza.
Ulryk stracił rezon tylko na moment. Theo po raz kolejny poczuł dłoń Werricka na swoim ramieniu.
- Nie wyciągaj broni. - Ostrzegł go magazynier.
- Kapitan już zdecydował. Nie tobie musi się tłumaczyć. - Ulryk kiwnął dłonią, by strażnicy podnieśli Iselora z ziemi. - Elf zostanie w obozie, rano wskaże nam drogę.
- Nie! - Iselor krzykiem przedstawił swoje spojrzenie na ten plan. Szarpnął się jeszcze parę razy, lecz trzymało go dwóch mężczyzn, zbyt silnych, by mógł się wyswobodzić. - Muszę ich ostrzec, że pomoc nie nadejdzie! Ktoś musi ich ostrzec! Muszą uciekać!
Koszary
148Theo przegrał, ale przynajmniej powiedział to, co myślał. Zerknął na Werricka, który położył mu dłoń na ramieniu. Zrobił sobie wroga z oficera i towarzyszących mu strażników, więc zapewne w przyszłości będzie musiał uważać. O ile jakaś przyszłość w ogóle na niego czekała. Było mu wstyd, że coś takiego miało miejsce. Jego ojciec by temu przyklasnął, ale on nie był swoim ojcem.
- Jaka to dobroć, skoro zamiast pozwolić mu odejść, chcesz go uwięzić. Armia bez honoru. - Zabrał rękę z rękojeści miecza i spojrzał na Iselora. Nic więcej nie mógł już zrobić. Miał wyrzuty sumienia, że nie pozwolił mu uciec i posłuchał kapitana Kielecka. Nawet jeśli im nie pomogą, to powinni przynajmniej puścić elfa żeby mógł wrócić do domu.
Theo odwrócił się, żeby odejść. Po kilku nerwowych krokach zaczął biec w stronę oddalającej się sylwetki kapitana. Chciał go jak najszybciej dogonić.
- Panie kapitanie… - Wydyszał, kiedy w końcu się z nim zrównał. Był zdyszany, czerwony z wysiłku i bardzo przejęty. Spojrzał na Kielecka oczami, które wielkością przypominały spodeczki od filiżanek do herbaty. Czaiło się w nich niezrozumienie, strach oraz wyrzut. Nie powiedział nic więcej. Czekał na to, co mężczyzna ma mu do powodzenia. O ile w ogóle się do niego odezwie.
- Jaka to dobroć, skoro zamiast pozwolić mu odejść, chcesz go uwięzić. Armia bez honoru. - Zabrał rękę z rękojeści miecza i spojrzał na Iselora. Nic więcej nie mógł już zrobić. Miał wyrzuty sumienia, że nie pozwolił mu uciec i posłuchał kapitana Kielecka. Nawet jeśli im nie pomogą, to powinni przynajmniej puścić elfa żeby mógł wrócić do domu.
Theo odwrócił się, żeby odejść. Po kilku nerwowych krokach zaczął biec w stronę oddalającej się sylwetki kapitana. Chciał go jak najszybciej dogonić.
- Panie kapitanie… - Wydyszał, kiedy w końcu się z nim zrównał. Był zdyszany, czerwony z wysiłku i bardzo przejęty. Spojrzał na Kielecka oczami, które wielkością przypominały spodeczki od filiżanek do herbaty. Czaiło się w nich niezrozumienie, strach oraz wyrzut. Nie powiedział nic więcej. Czekał na to, co mężczyzna ma mu do powodzenia. O ile w ogóle się do niego odezwie.
Koszary
149POST BARDA
- Jest nam potrzebny. - Podkreślił jeszcze raz Ulryk. - Jeśli chce zachować głowę, to jutro poprowadzi nas do wojsk czarnej zarazy. A ty, chłopcze, następnym razem zastanów się dwa razy, nim wystąpisz przeciwko mnie. - Ostrzegł go jeszcze oficer. - O ile sam nie chcesz głowy stracić. Patrzcie go, znalazł się elfi kochaś. - Parsknął. Paru strażników podzieliło wesołość, lecz nie wszyscy. Palce Warrica zacisnęły się na ramieniu Theo mocniej, lecz tylko na moment, po którym magazynier puścił. Iselor był pokonany. Brudny, pobity i bez nadziei, wpatrywał się w ziemię i tylko zaciskał mocno zęby, starając się nie pokazać po sobie swojej złości, nienawiści i rozpaczy, gdy armia Meriandos zdradziła tak jego, jak i jego rodzinę. Nikt nie dostał rozkazu podążenia do wioski elfów i ostrzeżenia ich. O ile nie wysłali kolejnych zwiadowców, zostaną zaskoczeni najazdem.
W sylwetce kapitana Kielecka była ciężkość, jakby przybyło mu lat przez jedno popołudnie. Kiedy Theo do niego dotarł, uniósł na niego zatroskane spojrzenie. To na jego ramionach spoczywał ciężar podejmowania decyzji, którymi nie mógł zadowolić wszystkich.
- Synu, odpuść. - Powiedział, nim Theo zaczął wyrzucać z siebie słowa. - To nie pierwsza noc, którą Iselor spędzi w celi. Żołnierze muszą odpocząć. Wyruszymy jutro, będziemy na czas.
Ale czy Kieleck naprawdę w to wierzył? Czy tak postąpiłby Winiarius?
Koszary
150- Panie kapitanie, a czy nie moglibyśmy puścić Iselora albo uprzedzić jego rodzinę, że nasza armia wyruszy rano? Przecież im nas więcej, tym łatwiej będzie pokonać wielkie pająki! - Dopytywał, uspokajając oddech. Szedł obok kapitana, wpatrując się w niego intensywnie. Był rozemocjonowany i było to po nim widać.
- Naprawde pan uważa, że zdążymy, panie kapitanie? A gdybyśmy wyruszyli przed świtem? Nie rozumiem... nie rozumiem co się stało. Przecież mówił pan, że będziemy współpracować z Iselorem. - W jego głosie nie słuchać było pretensji, a rozżalenie. - Chciał uciec, a ja kazałem mu czekać. A teraz zamknęli go w celi... mogłem pozwolić mu odejść... wszystko robię nie tak, o niczym nie mogę decydować... - Zacisnął dłoń w pięść i miał ochotę w coś uderzyć.- Chcę uprzedzić elfy, że wyruszymy dopiero rano.
- Naprawde pan uważa, że zdążymy, panie kapitanie? A gdybyśmy wyruszyli przed świtem? Nie rozumiem... nie rozumiem co się stało. Przecież mówił pan, że będziemy współpracować z Iselorem. - W jego głosie nie słuchać było pretensji, a rozżalenie. - Chciał uciec, a ja kazałem mu czekać. A teraz zamknęli go w celi... mogłem pozwolić mu odejść... wszystko robię nie tak, o niczym nie mogę decydować... - Zacisnął dłoń w pięść i miał ochotę w coś uderzyć.- Chcę uprzedzić elfy, że wyruszymy dopiero rano.