POST BARDA
Drewniany szyld z opisem miejsca zapraszał do środka i jawnie opisywał: "Zakład piśmienniczy". Zamknięte okiennice skutecznie ukrywały wnętrze pomieszczenia, zaś w okolicy panoszyli się pachołkowie głownie i wędrujący po pracy, czy w pracy to w jednym czy drugim kierunku. Większość mocno zajęta sobą, nie zwracała uwagi na innych. Uliczka wręcz epatowała monotonnością i szarością typowego życia szaraka z Taj'cah. Ktoś pchał wózek, gdzie indziej krzykacz wygłaszał mowę o wieściach, parę osób słuchało, reszta zwykle szła dalej. Na tle domków burzyło się morze gdzieś tam daleko w tle, a ptaki skwirzyły dla urozmaicenia dennej atmosfery.Lokal samego Felixa zdawał się być kompletnie niepozorny, ot drzwi zaraz obok niego zakład miał jakiś szewc, wschodni elf co siedział na zewnątrz przy stoliku przy wejściu do swojego zakładu i popijał sobie coś z kubka i doglądał życia na ulicy. Mężczyzna spoglądał na Vernę i Lyahynn'a obojętnie kiedy ci zbliżyli się to już nie do niego, a do drzwi obok. Same wejście prezentowało się dość solidnie a drzwi cóż, były otwarte.
Przywitał ich niewielki przedsionek i zapach papieru i drewna oraz czegoś jeszcze... taki dziwny metaliczny posmak w powietrzu. — Coś jest nie tak — Rzekła cicho Verna pociągając nosem, jakby się w czymś upewniała. Zaś cóż, jakby nie zaznaczyli swej obecności, tak przywitała również ich bezkresna cisza, zakłócana ledwie docierającym szumem życia z zewnątrz. Po pokonaniu przedsionka, napotkali coś pokroju niedużego pokoju gościnnego, z fotelami, pułkami stojącymi z gablotami, gdzie to kryły się i książki i jakaś kolekcja kamieni, na których to wyryte były jakieś symbole. Na malutkim stoliku stała filiżanka z zaparzonym napojem, Verna podeszła powoli i nachyliła się nad naczyniem, aby je zbadać — Zaparzone z pół godziny temu...? — Skomentowała kierując swoje spojrzenie ku półelfowi, na minie miała wymalowane z wolna narastające zaniepokojenie. Nie szło nic innego jak spojrzeć do następnego pomieszczenia, do którego drzwi były otwarte na oścież.
To zaś musiała być jego niewielka pracownia. Acz od razu w oczy rzucił się dziwny widok. Nogi od stołu były ścięte idealnie równo prawie u samej drewnianej podłogi i stały jakby utrzymywały stół, którego zaś w samym środku pomieszczenia nie było. Zamiast niego było między nogami dziwne owalne wgłębienie w panelach, aż sięgające kamiennych fundamentów, na którym stał budynek. Pulpit w rogu z krzesłem i księgi w półkach przy ścianach zdawały się być niewzruszone. Tylko kilka kartek leżało rozrzuconych, jakby za strefą stołu który zniknął. Metaliczny zapach zaś tutaj zdawał się być intensywniejszy. Verna ostrożnie zbliżyła się do jednej z leżących kartek, kiedy to spostrzegła, że to ta sama kartka z runami, z tą różnicą, że połowa tej kartki została odcięta. Gnomka z wolna zebrała kartki, było ich w sumie sześć, a każda z nich została identycznie odcięta.
— Coś tu się wydarzyło, chwilę temu dosłownie... — Rzekła Verna rozglądając się po pomieszczeniu, które wyglądało jakby w samym środku coś się stało, acz było to dalekie od typowych zjawisk wandalizmu czy typowej magii zniszczenia.
Spoiler: