Wschodnia Ściana

196
- Dobrze. - Podsumowała sprawę Heliar i tego, co stało się z mieszkańcami i zabudowaniami miasta. Nie było jej szkoda tych, którzy mogli stracić życie. Byli przerażeni? Cóż, mogli zawczasu wziąć pod uwagę przerażenie przodków mrocznych elfów, których wyganiali pod ziemię.

Elspeth nie przeszkadzał brak czułości ze strony drugiej elfki. Były w wojsku, obie to rozumiały. Po pierwsze, powinność. Nieco bardziej emocjonalne odruchy mogą poczekać do dni, gdy odzyskają świat pod słońcem. Skinęła głową, rozumiejąc, że będzie zdawać raport przed Velkynem, a później, jeśli będzie konieczność, również wyższym dowództwem. To był jej obowiązek.

Musiała zgodzić się z rozumowaniem Nedali. Nie była w kondycji, która pozwoliłaby jej na służbę swojemu ludowi. Najpierw musiała mieć opatrzone rany, następnie zjeść, przespać się i dotrzeć ze zwiadem do większego obozu.

Niechętnie opuszczała namiot, gdy prycza ciągnęła do snu, lecz rozumiała, co musi zrobić, nim będzie jej dane zasnąć. Wsparła się na Nedali po raz kolejny, wychodząc do ogniska, do reszty zwiadowców z półnagim Velkynem na czele. Wydawał się silny, wydawał się mieć tężyznę, którą mógł wykorzystać w boju. W duchu westchnęła, żałując wspomnianego Omego, i uniosła oczy ku gwiazdom. Przynajmniej zginął na powierzchni, w walce o lepsze jutro dla swoich pobratymców. Może rzeczywiście dołączył do gwiazd.

Siadając przy ogniu ogarnęła spojrzeniem pozostałych elfów, lecz również spojrzała w stronę jeńców. Przez dłuższy moment wydawało jej się, że wyobraźnia płata figle, lecz w końcu zrozumiała, iż naprawdę Goren nie tylko nie został wypuszczony przez Sakirowców, ale jeszcze dostał się do niewoli czarnych elfów - po raz kolejny.

- Ten, jasnowłosy elf. - Odezwała się bezwiednie, nie panując nad swoimi ustami. Same paplały, gdy zmęczony umysł nie panował nad odruchami. - Goren. Podróżowałam z nim, prowadził mnie do Heliar. Pomógł mi i w pewnym stopniu rozumie nasz język. - Nie sądziła, by elfowie zmienili nastawienie do Gorena, gdy wyjaśni im, co zaszło, lecz jej słowa mogły dać mu większą szansę na przeżycie. - Dużo wie o tym świecie.
Obrazek

Wschodnia Ściana

197
POST BARDA
W chwili, w której usiadła obok ognia, jeden z elfów przysiadł się do niej i wyciągnął wyczekująco ręce, chcąc opatrzyć jej rany. Miała obolałe, spuchnięte nadgarstki, ale mieszanina do zapobiegania zakażeniom i przyspieszająca gojenie, jaką Elspeth dobrze znała z podziemi, przynosiła ukojenie. Szara maść sprawiła, że ból chwilowo ustąpił i nawet owinięcie przedramion bandażem nie było nieprzyjemnym doświadczeniem, jakim mogłoby być normalnie.
- Ma też opatrunek na biodrze - zauważyła Nedala.
- Jutro. Dziś musi rozgrzać się i odpocząć. Potem będziemy oglądać stare rany.
W jej dłonie trafiła miska strawy, nic wyjątkowego i na pewno nic, co mogłoby równać się z posiłkiem, jaki mieli dla niej przygotowany Sakirowcy. Ot, kawałek chleba i jakaś zupa na mięsie z warzywami, gotowana ze składników, które mroczne elfy na powierzchni rozpoznawały jako bezpieczne. I choć nie było to nic wybitnego, to dla wygłodzonej Elspeth stanowiło szczyt talentu kulinarnego, z jakim kiedykolwiek miała do czynienia.
Gdy zaczęła mówić o Gorenie, wszyscy spojrzeli w jego stronę, a on wyszczerzył wściekle zęby jak zagonione w kąt zwierzę. Przeskoczył spojrzeniem po zebranych, być może szukając słabego ogniwa, ale znał tylko ją; niczego takiego nie znalazł.
- Zna nasz język? Skąd? - spytał Velkyn.
- Mówicie w trochę zmienionym elfickim. To ten sam język. A ja jestem elfem - odparł Goren szybko po ichniemu, z dziwnym akcentem, ale poprawnie. Zerknął w stronę Elspeth, wyraźnie bojąc się, że powie swoim pobratymcom, kim był naprawdę i od czego uciekł.
- Zabrałam go, bo był w klatce - wyjaśniła krótkowłosa elfka, która stała obok więźniów i spoglądała na nich z góry. - Uznałam, wróg naszego wroga musi być naszym przyjacielem, prawda?
- To mnie rozwiąż
- warknął Goren i szarpnął się w więzach.
- Nie.
- Pierdolona mroczna dziwka
- syknął do niej elf we wspólnym, ale nie była tego w stanie zrozumieć. Kontekst jednak nie był trudny do zrozumienia. Wydęła usta z niezadowoleniem i zacmokała.
- Bądź grzeczny - poleciła.
- Elspeth, powiedz im żeby mnie wypuścili. Powiedz im... Zabiorą cię już do Heliar. Nie potrzebujecie mnie. Niech pozwolą mi odejść.
Obrazek

Wschodnia Ściana

198
POST POSTACI
Elspeth zaczynało robić się naprawdę przyjemnie. Suche ubrania i ogień rozgrzewały, zaś znajoma maść sprawiała, że ból odchodził w niebyt. Podrażnione, poranione nadgarstki przestawały krwawić, gdy owinięto je bandażem. Westchnęła lekko, ciesząc się z komfortu, jaki przynosił jej obóz.

- Zabiłam wiwernę. - Wyjaśniła opatrunek na biodrze. - To duży gad. On wie więcej. - Skinęła w stronę Gorena, jeśli pozostali elfowie chcieliby dowiedzieć się więcej o skrzydlatym potworze. Podziękowała skinieniem głowy za posiłek i chociaż nie było to nic specjalnego, jadła łapczywiej, niż być może powinna. Zupa była ciepła, wypełniała żołądek i przynosiła ukojenie zmęczonemu ciału. Przymknęła na chwilę oczy i westchnęła, ciesząc się tym uczuciem.

Milczała, przysłuchując się wymianie zdań z więźniem. Dopiero kiedy uciekł się do przekleństw, musiała zwrócić mu uwagę:

- Goren. - Odezwała się szorstko. - Zachowuj się. Nie ja decyduję, co z tobą zrobi Velkyn. - Odzywała się w swoim języku, dając elfowi jasno do zrozumienia, że akceptuje tutejszego dowódcę jako swojego. - Miał pójść swoją drogą, gdy doprowadzi mnie do Heliar. - Poinformowała Velkyna. - Wrogowie powiedzieli mi, że mnie sprzedał i go wypuścili. Kłamali, skoro wciąż tu jest. Co im powiedziałeś, Goren?

Gdyby to od niej zależało, wolałaby zostawić Gorena przy sobie. Wiedział dużo o tym świecie i nie był złym towarzystwem. Jeśli jednak będzie miał możliwość odejścia i to wybierze, nie mogła temu zapobiec.
Obrazek

Wschodnia Ściana

199
POST BARDA
Goren strzelił spojrzeniem w stronę reszty mrocznych, zastanawiając się pewnie, który z nich jest Velkynem. Jednocześnie wyglądał na coraz bardziej zdesperowanego. Elspeth nie była dla niego takim wsparciem, jakiego się po niej spodziewał. Nie wstawiła się bezpośrednio za nim, nie zażądała, by go wypuścili i pozwolili mu odejść. Wciąż był przywiązany do drzewa, razem z Sakirowcami, jak jeden z wrogów.
- Czy gdybym powiedział im cokolwiek, to bym tak wyglądał? - spytał elf we wspólnym, wyciągając się w więzach w stronę swojej dotychczasowej towarzyszki. - Próbowałem utrzymać pozory. Próbowałem przekonywać ich, że wszystko wydarzyło się tak, jak twierdziłem na początku. Z karawaną, z podróżowaniem do Saran Dun. Sądziłem, że mnie wypuszczą, a w nocy zakradnę się po ciebie.
- Mów tak, żebyśmy wszyscy cię rozumieli, świnio
- upomniała go krótkowłosa.
- ...Powiedzieli, że kłamię. Że wydały mnie buty. Wasze buty - Goren dokończył we wspólnym.
Żaden inny z tu zgromadzonych nie był w stanie porozumiewać się w języku powierzchni, więc wiedział, że w ten sposób mówi tylko do niej. Skrzyżował nogi, chowając buty pod spodem, tak, by nie rzuciły się w oczy nikomu tutaj. Wszystkie inne ubrania Goren zmienił na te, które znaleźli w torbach martwych szlachciców, ale to jedno zostawił i teraz ponosił tego konsekwencje. Ale kto mógł się spodziewać, że natrafią na patrol Sakirowców, a ten zabierze ich do wojskowego obozu?
- Nie doprowadził cię jeszcze do Heliar - zauważył Velkyn. - Więc zostanie z nami, aż zrobi do, do czego się zobowiązał. A potem... zobaczymy. Jeśli dużo wie o powierzchni, to się nam przyda.
- Nie!
- zaprotestował spętany elf, wracając do zrozumiałej dla wszystkich mrocznej mowy. - Zrobiłem już dużo! Pomogłem jej!
- Jak się nie zamkniesz, to cię ogłuszę
- mruknęła krótkowłosa.
- Nie zostanę! Nigdzie z wami nie pójdę! Miałem dostać konia! Wrócić do domu! Elspeth!
Obrazek

Wschodnia Ściana

200
POST POSTACI
Elspeth była znużona i ostatnie, czego teraz potrzebowała, to dyskusja z Gorenem. Posłała mu dłuższe spojrzenie znad miski, zastanawiając się w duchu, czy rzeczywiście wróciłby po nią w nocy. Było to tak szlachetne, jak i kompletnie pozbawione logiki.

- Powiedział, że chciał ich okłamać, żeby go wypuścili. - Wyjaśniła w języku, który rozumieli jej pobratymcy. - Miał po mnie wrócić w nocy. Nie uwierzyli mu, dlatego tak wygląda. - Jeśli ktokolwiek inny rozumiał w języku wspólnym, kryjąc Gorena, Elspeth sama narażała się na niebezpieczeństwo. Nie była to może zdrada sama w sobie, ale ukrywanie informacji nie mogło wyjść jej na dobre. - Mów, żeby cię rozumieli. - Upomniała jeszcze elfa.

Nie miała zamiaru sprzeciwiać się Velkynowi. Mężczyzna tu dowodził i on decydował, co stanie się więźniami. Miała dość szczęścia, gdy uratował ją, pozwolił ogrzać, opatrzyć i napoić. Wśród ich szeregów nie było zdrajców, ale to mogło się zmienić, gdy poznawali świat na powierzchni z każdym dniem bardziej.

- Nie krzycz. - Upomniała Gorena w mowie powierzchni, gdy ten zaczął się wydzierać. - W ten sposób przeżyjesz. Mieliśmy konia, ale został w obozie wroga. - Dodała jeszcze, tłumacząc innym, o czym mówił Goren. - Miał na nim wrócić do domu. Velkyn zadecyduje, kiedy i czy cię wypuści. - Uniosła znów spojrzenie na przywódcę. - Ale to prawda, pomógł mi. Proszę o pozwolenie na podzielenie się z nim posiłkiem. Przeszedł niewiele mniej, niż ja.
Obrazek

Wschodnia Ściana

201
POST BARDA
Gdy wszyscy zjechali do obozu, a te pająki, które przeżyły, wspięły się w korony drzew, przy ogniu została siedmioro mrocznych: Elspeth, Velkyn, Nedala, Sabal i jeszcze trzech elfów, jacy nie zdążyli się dotąd przedstawić. Ósma była krótkowłosa, która stała oparta o drzewo obok więźniów i przyglądała się im, z maską obojętnego rozleniwienia na twarzy. Ładna, klasyczna liczba członków zwiadów średnich rozmiarów, zaburzona przez utratę jednego z nich, ale przywrócona przez odzyskanie Elspeth z rąk Sakirowców. I kto wie, być może będzie musiała zająć jego miejsce nie tylko na posłaniu, w namiocie, ale także przejąć jego obowiązki, jakiekolwiek by nie były - dopóki nie trafi z powrotem do swoich.
Goren zamilkł, choć drgające mięśnie jego szczęki świadczyły o tym, że nie podoba mu się obecna sytuacja ani trochę, a próby uspokojenia go nic nie wnoszą. Może i żył, ale znów był w niewoli, dla ucieczki z której poświęcił tak wiele. Siedział teraz, związany i pobity, pozbawiony wierzchowca, który miał zabrać go do domu i uzbieranego złota, za jakie utrzymałby się w podróży i może nawet przez jakiś czas na wyspach. Miał przy boku jedną sakiewkę z pieniędzmi, jakiej mu nie odebrali, i tę torbę, do której pakował najbardziej potrzebne rzeczy - dlaczego mu jej nie odebrali, nie wiadomo, ale najwyraźniej uznali ją za nieistotną, bo nie była bronią.
- Jeśli sama go nakarmisz - rzucił Velkyn, unosząc brwi i gestem głowy wskazując Elspeth jasnowłosego więźnia. - Droga wolna. I tak pozostanie związany.
- Bandażami też chcesz się z nim podzielić? I posłaniem?
- padło sarkastyczne pytanie spod drzewa.
- Uspokój się, Miz - Veklyn upomniał krótkowłosą, która tylko uniosła ręce we względnie pokojowym geście i wróciła do przyglądania się swoim paznokciom.
Obrazek

Wschodnia Ściana

202
POST POSTACI
Dziesięciu zwiadowców tworzyło grupę, która mogła wiele wskórać, tym bardziej, gdy do dyspozycji mieli pająki. Gdyby tylko Elspeth wysłano w tak dużej grupie, może nie musiałaby samotnie tułać się po powierzchni.

Skinęła Velkynowi głową w podzięce i przyjęciu do wiadomości jego słów, po czym powoli podniosła się z miejsca. W swojej misce miała jeszcze dość jedzenia, którego nie udało jej się umieścić w ściśniętym przez poprzedni głód żołądku. I kiedy ostrożnie ruszyła w stronę Gorena, wciąż niepewna siły swoich nóg, usłyszała komentarz kobiety.

W jej wnętrzu momentalnie zawrzało, lecz zganiła się szybko w myślach. Teraz była między swoimi. Nie musiała już trzymać się każdego powierzchniowca, który był dla niej miły. Nie znaczyło to jednak, że mogła łatwo zrezygnować z przywiązania, jakie wytworzyło się między nimi podczas wspólnej podróży.

- Pomógł mi. - Przypomniała chłodno krótkowłosej. - Nie znalazłabym drogi do Heliar, gdyby nie on. Udowodnił mi, że może być przydatnym sojusznikiem, takim, który da nam jeszcze większą przewagę w walce o światło. Od niego zależy, czy przekona również Velkyna, ale żeby to zrobić, musi przeżyć.

Kucnęła przy Gorenie. Nie zwróciła się bezpośrednio do niego, bo już brakło jej słów na tłumaczenie mu, że powinien współpracować, lecz powinien to wywnioskować z jej słów. Uniosła łyżkę, chcąc nakarmić go zupą.
Obrazek

Wschodnia Ściana

203
POST BARDA
Miz pochyliła się, by z mniejszej odległości przyjrzeć się Gorenowi, który rzucił jej tylko jedno z szerokiego wachlarza swoich wściekłych spojrzeń.
- Masz rację. Wygląda na wyjątkowo skłonnego do współpracy - zauważyła, a potem wzruszyła ramionami i odepchnęła się od drzewa. Przeszła pomiędzy drzewami i usiadła przy ogniu u boku Velkyna, uśmiechając się do niego. Elf odwzajemnił spojrzenie, ale uśmiechu już nie.
Goren w milczeniu obserwował Elspeth siadającą obok niego. Obserwował ją też starszy, brodaty Sakirowiec, który był przytomny, w przeciwieństwie do młodzika, odzianego w te same barwy. Człowiek jednak profilaktycznie starał się zwracać na siebie tak mało uwagi, jak to tylko możliwe. Zupełnie, jakby go tutaj nie było; jedynie badawcze spojrzenie jego szarych oczu świadczyło o tym, że zachowuje czujność - nawet jeśli większości ich rozmów nie rozumiał.
Jasnowłosy elf przez chwilę walczył z samym sobą, a przez jego posiniaczoną i opuchniętą twarz przemykał kalejdoskop emocji: od nienawiści po wdzięczność, od niechęci po głód, od żalu, przez strach, po skrawki nadziei. W końcu jednak głód zwyciężył i pozwolił się nakarmić. Nie było powodu, dla którego miałby odmawiać pożywienia, bo przecież gdyby uparł się, że zagłodzi się na śmierć, to zostawiliby go tutaj, na pastwę leśnych drapieżników, czy Sakirowców. Jadł w milczeniu, łyżka za łyżką, starając się nie pokazywać po sobie, jak koszmarnie jest to dla niego upokarzające, ale związane za plecami ręce nie pozwalały mu na nic innego. Gdy nieumiejętnie podana zupa spłynęła mu po brodzie, bez słowa wytarł ją ramieniem, z trudem ignorując parsknięcie śmiechem krótkowłosej elfki.
Nie podziękował. Spojrzał tylko na Elspeth krótko, swoim nieopuchniętym okiem, a potem uderzył potylicą w pień za plecami, unosząc wzrok w górę, na koronę drzewa, gdzie wśród gałęzi rozsiadł się jeden z pająków.
- Przemieszczamy się nocą. Możemy poczekać chwilę, dać ci godzinę snu, ale potem będziemy musieli stąd odejść. Żołnierze przeszukają las i znajdą nas, jeśli tu zostaniemy - zwrócił się do niej Velkyn, gdy wróciła do ogniska. - Potrafisz spać na pająku? Jeśli ktoś cię przytrzyma, zaśniesz, Elspeth?
Obrazek

Wschodnia Ściana

204
POST POSTACI
- Jeśli chce przeżyć, będzie współpracować. - Słowa Elspeth pozornie skierowane były do Miz, lecz ich przekaz miał dotrzeć do spiczastych uszu Gorena. Jego dotychczasowa elfia towarzyszka nie miała mocy, by wyciągnąć go z niewoli, w którą na nowo wpadł. Nie zamierzała przeciwstawiać się swoim, by uratować przypadkowego elfa z Archipelagu i dać mu wolność na czas, póki znowu nie wpadnie w ręce czarnych lub nie zginie od ich broni.

Łyżka za łyżką, Goren został nakarmiony. Brodaty Sakirowiec nie miał zaszczytu zostać obdarowany nawet procentem uwagi i jeśli również chciał dostać jedzenie, musiał poszukać sobie kogoś innego. Brak podziękowania ze strony Gorena Elspeth przyjęła bez zbędnych emocji. Dla obojga lepszym było, by wymieniali jak najmniej słów w towarzystwie pozostałych mrocznych.

- Nie ma potrzeby czekać. - Odezwała się do Velkyna, gdy uporała się już z karmieniem elfa. Siedząc na ziemi obok niego, nie mogła zmusić się do wstania. Była zbyt obolała, zbyt zmęczona. Nawet odległość od ogniska nie przekonała jej do pokonania słabości. - Odpocznę, gdy będzie na to czas. Zasnę na pająku.

Nie miała pewności, że rzeczywiście do tego dojdzie, spodziewała się jednak, że jej ciało samo da za wygraną wcześniej czy później. W duchu pożałowała swojej broni, porządnej włóczni i krótkiego miecza. Nieuczciwym było pozostawiać je w rękach wrogów, wiedziała jednak, że wkrótce zostanie dozbrojona.
Obrazek

Wschodnia Ściana

205
POST BARDA
Velkyn skinął głową i krótko zarządził zebranie obozowiska. Nie było to bardzo czasochłonne, bo nie znajdowali się w wojskowym obozie, a wśród naprędce rozstawionych w środku lasu namiotów. Mroczni najpewniej spędzili tutaj jeden dzień, kryjąc się przed słońcem i odpoczywając za dnia, by wraz z nadejściem nocy móc zaatakować i odbić swoich - teraz więc nie czekał ich błogi sen, a szybka podróż w kierunku Heliar, pierwszego miasta odbitego z rąk mieszkańców powierzchni.
Nikt nie kazał jej zwijać namiotów i posłań, ani przygotowywać wierzchowców. Członkowie zwiadu zajęli się tym sprawnie i tylko Nedala wyglądała na mocno rozbitą, a jej ruchom brakowało płynności. Czasem nieruchomiała w połowie i dopiero po chwili wracała do tego, co powinna była robić, przez co wszystko trwało znacznie dłużej. Nikt jej jednak nie poganiał; Velkyn tylko spoglądał na nią raz po raz, choć nie z irytacją, a jakby chciał się po prostu upewnić, że robi to, co jej polecono.
Elspeth w tym czasie mogła siedzieć przy ognisku i odpoczywać, przysypiać nawet, jeśli panujące dookoła zamieszanie jej nie przeszkadzało. Po niespełna kwadransie wszyscy byli gotowi do drogi. Więźniów przyporządkowano elfom - młodzika przerzucono przez grzbiet pająka jak worek ziemniaków, starszego Sakirowca zakneblowano i posadzono z jednym z tych, których imion Elspeth jeszcze nie poznała, a Goren wylądował za Miz, przywiązany do siodła i wybitnie niezadowolony ze swojej sytuacji.
- Nie podoba ci się moje towarzystwo? - spytała elfka, zerkając na niego przez ramię z ustami niezmiennie rozciągniętymi w pogardliwym uśmiechu. - Jeździłeś dotąd z Elspeth, powinieneś się cieszyć. To duży skok jakościowy w górę.
- Nie podoba mi się
- odpowiedział Goren sucho, na co tamta odpowiedziała tylko krótkim parsknięciem.
Velkyn sam z siebie zaoferował, że przygarnie uratowaną O'lat na własnego pająka, argumentując tym, że najlepiej poradzi sobie z wierzchowcem, jeśli ona zaśnie. W końcu też znalazła się na siodle, dużo wygodniejszym od tego, jakie zakładało się na grzbiet konia, a gdy ręce dowódcy chwyciły za wodze, objęły ją tak samo, jak jeszcze wczoraj obejmowały ją ręce pewnego jasnowłosego elfa. Tak samo ciepłe, jednocześnie bardziej i mniej obce, zachęcały do wciśnięcia się w klatkę piersiową mężczyzny i odpłynięcia w sen.
- Cztery księżyce - odezwał się, gdy opuścili miejsce obozowiska i wjechali w gęstszy las. Miz próbowała zrównać się z nimi i jechać tuż obok, by słyszeć rozmowę, ale wśród drzew nie było to takie proste. - Mówisz w języku powierzchni, masz sojusznika. Po to cię wysłali, tyle czasu przed otwarciem przejść? Żebyś znalazła nam sprzymierzeńców?
Obrazek

Wschodnia Ściana

206
POST POSTACI
Choćby Elspeth chciała pomóc, to nie była w stanie. Zwijaniem namiotów musieli zająć się ci, którzy byli u sił. Ona przesiedziała ten czas walcząc o przytomność, nie zwracając uwagi ani na innych Czarnych, tych w żałobie i tych bezczelnych, ani na niewolników. Zdołała zrozumieć, że Miz za nią nie przepada, nie wiedziała jednak, dlaczego. Czyżby poczuła się zagrożona, w jakiś sposób? A może nie odpowiadał jej sposób, w jaki zwracała się do Gorena? Cokolwiek to było, było problemem Miz. To było wojsko, nie spotkanie towarzyskie.

Nie protestowała, gdy Velkyn przyjął ją na swoje siodło. Otoczona ramionami rosłego, szerokiego elfa mogła nie tylko poczuć się bezpiecznie, ale też ciepło. Zdawała sobie sprawę z rany, jaką Velkyn również otrzymał w walce, lecz strzała wydawała się nie robić na nim wrażenia. Był zdecydowanie silny, silniejszy niż przeciętny wojownik. Nic dziwnego, że został przywódcą.

Wygoda i ciepło sprawiały, że oczy Elspeth na nowo zaczynały się zamykać. Opadające powieki musiały walczyć z chęcią rozmowy.

- Uczono mnie w Podmroku. - Wyjaśniła powód, dla którego znała język powierzchni. - Wysłano mnie jako zwiadowcę i szpiega, razem z małym oddziałem. - Mówiła cicho. Jej słowa były przeznaczone dla Velkyna, nie dla Miz, która starała się podsłuchiwać. - Napotkaliśmy wrogów, rozbili nasz oddział, przetrwałam razem z innym zwiadowcą, który wkrótce umarł od ran. Starałam się wrócić z raportem, ale nikt nie stawił się w miejscu spotkania. Przejścia zostały zamknięte. - Raportowała w skrócie swoją historię. Velkyn musiał zdawać sobie sprawę z faktu, że przed otwarciem bram inne przejścia zostały zapieczętowane. - Goren... ten elf. Z początku nie wiedział, kim jestem. Miałam maskę wedle rozkazu. To on wiedział, że brama będzie w Heliar. Zgodził się pomóc w zamian za ochronę podczas drogi i mojego konia. Broniłam go przed skrzydlatym gadem, a on chciał wyciągnąć mnie z obozu tamtych ścierw. Może być z niego pożytek.

Obiecała Gorenowi wolność... ale w tym świecie, nie sprzymierzenie się z Czarnymi oznaczało bycie przeciwko nim. Wolność oznaczała dla Gorena śmierć.
Obrazek

Wschodnia Ściana

207
POST BARDA
Siedzący za Miz Goren też patrzył w jej stronę, choć dopiero od momentu, w którym z cicho wypowiedzianych przez Elspeth słów wyłapał swoje imię. Skupiona na rozmowie z Velkynem elfka nie wiedziała jednak, jak na to reagował; czy w jego oczach widziałaby złość, czy strach, czy jeszcze jakąś inną emocję. Możliwe też, że nawet niczego by się nie dopatrzyła. Zmęczenie brało nad nią górę i choć starała się zachować przytomność, widziała już mroczki przed oczami, a wycieńczone ciało odmawiało współpracy. Gdyby dowódca jej nie trzymał, momentalnie zsunęłaby się z siodła.
- Przeżyłaś sama tak długo? - brzmiał na zaskoczonego. Mroczna elfka na powierzchni nie miała zbyt wielu możliwości, nawet gdy znała język wspólny i nosiła maskę. - Jesteś już wśród swoich. Zabierzemy cię do miasta. Dostaniesz zbroję i broń i już nigdy nie będziesz musiała ukrywać twarzy. Odbierzemy to, co się nam należy, kawałek po kawałku i wymierzymy zemstę. A tę zaczniemy od żołnierzy, którzy odpowiadają za śmierć Omego i za twój stan.
- Chcesz ją wcielić do oddziału, Velkyn? - spytała Miz, zrównując się z nimi, gdy drzewa na chwile się przerzedziły. Nogi idących obok siebie pająków zlewały się w jeden, duży, ruchomy cień, gdy powieki Elspeth opadały, a świat zmieniał się w szarą plamę. - To głupi pomysł. Nie jest z nami zgrana. Nie wiemy, co potrafi. Uważam, że powinniśmy doniańczyć ją do Heliar, a potem niech idzie w swoją drogę. Z powrotem do podmroku, najlepiej.
Velkyn spiął uda i szarpnął wodzami, a ich wierzchowiec gwałtownie skręcił w lewo, odpychając pająka Miz w bok. Elfka syknęła jak rozzłoszczone zwierzę. Kąciki jej dotąd rozciągniętych w lekkim, wyniosłym uśmiechu ust, w końcu opadły.
- Nie rozmawiam z tobą i nie pytałem cię o zdanie. Z tego, co pamiętam, wciąż ja tu dowodzę - odpowiedział elf. - Niezależnie od twoich życzeń i tego, jaka krew płynie w twoich żyłach. Do tyłu, Miz.
Krótkowłosa przez chwilę wpatrywała się w niego ze złością, ale w końcu powstrzymała zwierzę i zostali z Gorenem te kilka kroków w tyle. Velkyn nawet na nią nie spojrzał, choć mamrotała jeszcze coś pod nosem, gdy dystans między nimi powiększał się.
- Skąd wiedział o bramie w Heliar? - spytał po chwili, zanim pochylił się i zerknął na nią od boku. Pokręcił głową. - Nieważne. Widzę, że ledwo siedzisz. Śpij. Porozmawiamy gdy się zatrzymamy, o poranku.
Obrazek

Wschodnia Ściana

208
POST POSTACI
Elspeth nie widziała wiele, nie przez brak czy też zbyt dużo światła, ale przez fakt, iż przegrywała walkę z opadającymi powiekami. Przez to nie widziała Gorena ani jego spojrzeń. Całkiem świadomie ignorowała Miz, która bardzo chciała dołączyć do rozmowy, choć Velkyn nie miał zamiaru z nią dyskutować. Po jego słowach zrozumiała, że Miz musiała być spokrewniona z kimś ważnym, może z samą panią Saell? Jakkolwiek było, nie mogła zbudować kariery na nepotyzmie i wciskaniu nosa w nie swoje sprawy.

Klatka piersiowa Velkyna była najwygodniejszą poduszką, jaką Elspeth mogła sobie wymarzyć, a przynajmniej taką się wydawała, gdy ciało odmawiało posłuszeństwa. Przez myśl Elspeth przeszło, że cieszyłaby się, gdyby jej synowie wyrośli na kogoś takiego jak Velkyn choć w połowie. Nie zapowiadało się jednak na to.

- Udało mi się przeżyć. - Potwierdziła krótko Elspeth. - To, co mówisz... to piękna wizja. Tak się stanie, Velkynie. Będę słuchać twoich rozkazów. Teraz nie mogę iść swoją drogą, jesteśmy w tym razem. Cały nasz ród. Porozmawiamy... porozmawiamy o poranku. - Zgodziła się, pozwalając ciału rozluźnić się po raz kolejny. Nie były już ważne ciemne elfki z wybujałym ego i kompleksem mniejszości, blondwłosy elf, który napyta jej biedy, jeńcy, wiwerny i cały świat, od Archipelagu po Jezioro Gwiazd. Istniały tylko ciepłe ramiona Velkyna i sen.
Obrazek

Wschodnia Ściana

209
POST BARDA
Wyczerpanie w końcu wygrało z Elspeth i elfka straciła kontakt z rzeczywistością, ukołysana do snu przez płynnie poruszający się kadłub pająka i obejmujące ją ręce kolejnego mężczyzny - nawet jeśli z tym nie łączyły jej podyktowane emocjami chwile bliskości. Gdy zasypiała, Velkyn milczał, skupiony na prowadzeniu wierzchowca przez las. Gdzieś zza siebie słyszała głos Miz, który choć całkiem ciepły i przyjemny dla ucha, z pewnością nie mówił do Gorena niczego miłego. Nie była jednak w stanie niczego zrozumieć, bo w końcu jej ciało poddało się i zapadło w bezdenną otchłań pozbawionego jakichkolwiek obrazów snu.

Musiała być bardzo zmęczona, bo gdy się wreszcie obudziła, nie znajdowała się już na siodle, a leżała na posłaniu, przykryta czymś i osłonięta przed słońcem skórzanym, jak teraz widziała, dachem namiotu. Obok, pogrążona we śnie, leżała Nedala. Wyglądała wyjątkowo spokojnie, oddychała równo, a jej twarz była pozbawiona oznak strapień, ale Elspeth nie musiała przyglądać się jej długo, by zorientować się, jak jest naprawdę - elfka nawet przez sen zaciskała w dłoniach fragment jakiegoś ubrania, na pierwszy rzut oka męskiego, a jej posłanie pod głową było wilgotne od łez. Utrata Omego kosztowała ją więcej, niż pokazywała po sobie w towarzystwie i może teraz nie sądziła, że zaśnie, pozwalając uratowanej kobiecie zobaczyć ją w takim stanie.
Skórzany namiot całkiem nieźle izolował je od światła; pojedyncze, nieśmiałe promienie słońca przenikały przez szwy i wąski, pionowy otwór wejściowy. Gdy Elspeth postanowiła zebrać się i mimo słabości w członkach wyjść na zewnątrz, zastała sam środek dnia - wnioskując po niebie, niewiele po południu - choć ku ich wygodzie mocno zachmurzonego. Dodatkowy cień zapewniały gęste korony drzew, wśród których Velkyn zarządził rozbicie obozu. Między gałęziami i niższymi roślinami w okolicy dostrzegła rozpięte nici pajęczyn, osłaniające ich przed wzrokiem postronnych i zapewniające dobre zabezpieczenie przed kimś, kto próbowałby się podkraść. Trzy pozostałe namioty rozstawiono w równych odstępach i Elspeth nie dostrzegła nikogo pełniącego wartę. To jednak było tylko wrażenie; chwilę po tej refleksji, z gałęzi nad jej głową zsunął się jeden z elfów, jakich imion nie poznała i wylądował tuż przed nią. Wyprostował się i zsunął z głowy kaptur, pod którym chował się przed słońcem. Był to czysty gest uprzejmości, by nowa sojuszniczka mogła poznać jego twarz... i z pewnością to doceniała. Po tych czterech miesiącach na powierzchni dobrze było widzieć wokół siebie pobratymców.
- I największy problem naszej małej Miz obudził się ze snu - zauważył z rozbawieniem, po czym skinął głową w stronę dużego, zwalonego pnia. Dopiero wtedy Elspeth zauważyła przy nim kilka niewielkich worków. Nietrudno było jej domyślić się, co jest w środku. Żołądek zaburczał rozpaczliwie. - Chodź. Jestem Izzal. Dam ci coś do jedzenia i pójdę obudzić Velkyna, hm?
Mrużąc oczy, pochylił się nad jednym z worków i wydobył z niego połówkę chleba, którą najpewniej zarekwirowali w mieście. Wręczył go Elspeth, a gdy już uznał, że napatrzyła się na niego wystarczająco, z powrotem schował się pod kapturem. Dla nieprzyzwyczajonych oczu nawet zachmurzone niebo, ukryte za dachem z drzew, mogło być nieprzyjemnym doświadczeniem.
- Jesteśmy już niedaleko Heliar. Do miasta dojedziemy dziś w nocy. Pewnie się nie możesz doczekać, aż je zobaczysz, co? - zagadnął i zamiast ruszyć po dowódcę, usiadł na pniu, naprzeciwko niej. - Wiesz, było wiele przypuszczeń dotyczących ciebie. Jasnowłosy nie chciał zaspokajać naszej ciekawości.
Gestem głowy wskazał wyrwę w krzakach, przez którą widać był jeńców. Pilnował ich jeden z pająków, kołysząc się na nogach, choć i tak byli związani. Wyglądali, jakby byli pogrążeni we śnie, Goren także. Nocna podróż na ośmionogich stworzeniach musiała ich zmęczyć.
- Najwięcej przypuszczeń miała, oczywiście, Miz. Dopóki Velkyn jej nie uciszył. Chcesz zgadnąć, jakie?
Obrazek

Wschodnia Ściana

210
POST POSTACI
Przebudzenie należało do przyjemnych, po raz pierwszy od wielu dni. Nie było przy niej przypadkowego partnera, lecz jej pobratymcy. Nad głową rozpięto znajomy skórzany dach, zaś ją samą ułożono na posłaniu... musiała być naprawdę wyczerpana, skoro nie pamiętała nawet, jak zsiadła z pająka i przeniosła się do namiotu.

Powoli podniosła się do siadu, starając się wyczuć, która część jej ciała jest wciąż obolała. Zbadała stan swoich nadgarstków, lecz nie zdejmowała bandaży. Dostrzegła też Nedalę, wciąż opłakującą Omego. Nie potępiała jej, lecz żałowała, rozumiejąc ból. Kiedy w końcu wstała, Elspeth poprawiła nakrycie na kobiecie, pozwalając jej wygodnie odpocząć. Potrzebowała tego.

Światło dnia oślepiło ją na moment, gdy wyszła z namiotu i potrzebowała chwili, by oczy nawykły do rozproszonego słońca. Kiedy dostosowały się w końcu, ujrzała przed sobą twarz jednego z elfów, których nie miała szansy poznać bliżej poprzedniej nocy. Odpowiedziała mu lekkim uśmiechem.

- Elspeth. - Przedstawiła się, choć Izzal z pewnością znał już jej imię. - Miz wydaje się być zaniepokojona moją obecnością. - Przyznała, nabierając ciekawości. Z czego mogła wynikać niechęć tej kobiety? Elspeth była pełna wdzięczności, gdy dane jej było usiąść na powalonym pniu, a w ręce dostało się jedzenie. - Pozwól Velkynowi odpocząć, będzie jeszcze czas, by mnie przesłuchać. Pamiętam, że został wczoraj ranny, ratując mnie. Jestem mu winna również cierpliwość. - Mruknęła, zatapiając zęby w posiłku. Chociaż nie był pierwszej świeżości, to wygłodniałemu ciału nie robiło to żadnej różnicy. Żuła chwilę, nim odezwała się po raz kolejny. - Dzięki, za to. Jestem ciekawa Heliar, to ponoć duże miasto. Dotąd widziałam tylko wioski.

Wspomnienie Gorena kazało Elspeth spojrzeć w stronę więźniów. Nie dotrzymała warunków umowy, lecz on również nie doprowadził jej do Heliar. Teraz, w niewoli, przynajmniej pozostanie żywy i jeśli dobrze to rozegra, nie zostanie wysłany z powrotem do ankhegów. Mógł mieć przyszłość między czarnymi.

- Domyślam się, co może sądzić Miz. Nie zdezerterowałam i pozostałam wierna Saell i naszemu rodzajowi. - Podkreśliła od razu. - Gdybym chciała uciec, nie szukałabym drogi do Heliar.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia prowincja”