POST BARDA
Podczas dosyć długiego wyjaśnienia człowieka wszyscy w namiocie milczeli. Historia okraszona szczegółami z początku wybrzmiewała sensownie, pełna detali dotyczących jego działań – część, jeśli Zakon zdążył dokładnie zbadać miejsce, pewnie mogła zostać potwierdzona tu i teraz, część zapewne była brakującym elementem układanki poszczególnych czynności. W trakcie tej rutynowej opowieści Mistrz siedział wyprostowany, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. Kobieta po jego lewicy ciągle coś mruczała pod nosem, nie było to jednak wystarczająco głośne, by przeszkadzać w czymkolwiek; Ortenberg miał zamyśloną minę, która drgnęła tylko, gdy padło jego nazwisko.Szelest ubrań był szybszy niż Eckard, który nachylił się powoli, łokcie kładąc na stole, a dłonie podpierając o podbródek. Nastąpił przełomowy moment w historii, gdy Constantin zaczął relacjonować coś, co powinno być jego śmiercią, a stało się niezapomnianym przeżyciem. Podczas gdy z jego ust płynęły słowa opisujące pola będące prawdopodobnie domeną Sakira, Inkwizytorka (jak zapewne zdążył się już domyślić zresztą) oraz Archibald poruszyli się zauważalnie, otwierając szerzej oczy. Ta pierwsza skierowała w końcu spojrzenie na Mistrza, niemo prosząc o pozwolenie na coś; po potwierdzeniu wstała z krzesła i sięgnęła po torbę zawieszoną na oparciu, kładąc ją na siedzisku. Eckard, jeżeli Holscher przerwał historię, ręką machnął, by ten kontynuował w czasie, gdy Inkwizytorka wyciągała kolejne elementy; sakiewkę, coś przypominające puste w środku berło, krzesiwo.
Zmianę w obliczu Alfholda Constantin zobaczył dopiero, gdy zaczął mówić o Iskarze i zleconej mu misji. Brwi nieznacznie drgnęły w geście zmarszczenia, a oczy uważniej prześwidrowały sylwetkę komtura. Wraz z ostatnim słowem Inkwizytorka skończyła przygotowania – przesypała zawartość sakiewki do berła i odpaliła to, tworząc małą pochodnię.
— Ściągnijcie mu prawicę — powiedziała, obchodząc stół i stając przed zakonnikiem. Zrobiwszy to, kazała mu wyciągnąć przed siebie ręce i po prostu zanurzyć jedną w ogniu, nie tłumacząc w żaden sposób procesu. Gdy Constantin patrzył i zbliżał dłoń do płomienia z pozoru naturalnie wyglądającego, poczuł ciepło rozlewające się od środka i wychodzące na zewnątrz, spływające w stronę jego prawicy, jakby ciągnęło do pomarańczowych języków. Pierwsze smagnięcie zabolało, kolejne również, a jeśli pragnąłby odsunąć rękę, kobieta bezceremonialnie by mu ją tam wsadziła. I dopiero gdy pochodnia objęła jego dłoń, zorientował się, że przestało go to parzyć, a zaczęło wręcz przyjemnie ogrzewać. Języki nie niszcząc jego tkanek, zaczęły pełzać powoli wzdłuż przedramienia, rozgrzewając elementy zbroi, która natychmiast zaczęła się w całości jarzyć w akompaniamencie cichego pomruku Inkwizytorki. Żołnierze pilnujący ich więźnia patrzyli na proces z zafascynowaniem, Ortenberg z szeroko otwartymi oczami, a Eckard z czymś, co mogło przypominać zadowolenie.
Emocje, które wzbiły się bez jego woli w jego duszy przypominały mocno te, które odczuwał w obecności prawdziwej powłoki Salzteina.
— Zdejmijcie jego okowy — odezwał się pierwszy raz od monologu Holschera Wielki Mistrz, gdy tylko Inkwizytorka odsunęła pochodnię i zgasiła delikatnie ogień. Gdy łańcuchy opadły, Eckard kontynuował. — Historia, którą opowiedziałeś, brzmi niewiarygodnie, ale powiedzmy, że masz na to dowody. Burza, której doświadczyłeś, była widoczna z odległości kilku kilometrów, co zrelacjonowali nam uchodźcy przebywający jeszcze w okolicy. Rytuał, który przeprowadzali nasi dobrzy bracia Kariilanie, kondensował w sobie sporo magii, która w dniu pokonania plagi i trzy dni później była niestabilna. Bogowie tylko wiedzą dlaczego, ale trzy pełne doby trwało absolutne zaćmienie, które wywołało chaos na całym świecie.
Skinął zaraz na Inkwizytorkę, której wyraz twarzy zmienił się drastycznie od momentu kontaktu z magicznym artefaktem. Odchrząkając, dopowiedziała parę słów: — Twoja opowieść mówi o zaznaniu raju Sakira. Prawdopodobnie... nieskończone pola bitwy naszego Pana w inny sposób oddziałują na upływający czas.
Na krótki moment Eckard zastanawiał się nad czymś, a nawet otworzył do tego usta, ale za chwilę chyba się rozmyślił, bo powiedział: — Zapewne masz więcej pytań, niż odpowiedzi, a i szczegóły twojej świętej misji wymagają dopięcia, jednak jak na razie myślę, że wystarczy ci wiedza, iż jesteśmy skłonni uwierzyć w twój cudowny powrót, Constantinie Holscherze. Ba... wygląda na to, że nasz Pan pobłogosławił cię czymś więcej, niż tylko celem. Porozmawiamy więc później, gdy odpoczniesz. Komtur von Ortenberg dotrzyma ci towarzystwa, podczas gdy Inkwizytorka Galla dopilnuje, aby urządzono ci prywatne kwatery i przygotowano kąpiel z ciepłym posiłkiem. Ja tymczasem... odwiedzę naszą abominację.