Chociaż nierzadko miejsce to nazywano rynkiem bądź targowiskiem w istocie było to zaledwie zbiorowisko kilku straganów rozstawionych jeden przy drugim. Nieliczne konstrukcje z zadaszeniem, wsparte na cienkich drewnianych palach mogły ochronić dobra przed mżawką, czy słońcem, jednak nie stanowiły żadnego zabezpieczenia, gdy wsypę okalały zewsząd sztorm i burze. Wówczas czterech handlarzy, którzy na co dzień prowadzili miedzy sobą zaciekłe bitwy o klientele łączyło siły, aby czym prędzej przetransportować majątek życia do magazynu położonego kawałek bliżej miasta. Dobrze tu zwrócić uwagę, że bazar umiejscowiony jest na granicach aglomeracji z lasem, dość daleko od portu. Lokalizacja ta została wybrana ze względu na dużą, wciąż niezagospodarowaną przestrzeń, a także przez wzgląd na łatwość sprowadzenia tu towarów z głębi puszczy. Do tych zaś należą głównie wszelkie dobra natury: owoce, warzywa, zioła, kruszec, ale również miejscowe wyroby, takie jak pieczywo, narzędzia, rzadziej biżuteria i odzież. Dwa stoiska posiadają w swojej ofercie produkty z importu tj. przeważnie pożywienie, acz wprawne oko znajdzie tu bardziej nietypowe artykuły.
— To... na co masz ochotę? — zapytała przyjaciółka, gdy mijały wystawkę oferującą cztery odmiany ziemniaka. Delikatny rumieniec na jej policzkach i subtelny uśmiech sugerowały, że świeże powietrze oraz towarzystwo bliskiej osoby dobrze jej robiły. To były tylko proste zakupy, acz czerpała z nich nieskrywaną radość.
Targ
2Kto by kiedyś pomyślał, że ta gwardzistka która przybyła do obozu lata temu, dzisiaj będzie potrafiła się przekomarzać i czerpać z tego radość. Dawniej żarty i uśmiech na jej twarzy to ostatnie, czego można się było po niej spodziewać. Gwardziści nie słynęli z poczucia humoru. Szczególnie rozbawiła ją docinka o zatruciach. Czyżby Zin insynuowała, że Ail nie poradzi sobie z gotowaniem?
- Jakie zatrucia. Dzisiaj przygotuję nam wyborną zupę z korzonków, moje popisowe danie. - uśmiała się, bo w rzeczywistości wszystko co potrafiła ugotować na ognisku to to, co znalazła w dziczy. Smak niemal wszystkiego był paskudny, ale dawało to potrzebną energię do przetrwania i nie cierpiała z tego powodu bólów brzucha.
Nie poganiała druidki, ale najwyraźniej sama chciała już wyjść tak szybko jak to możliwe. I wcale się jej Strażniczka nie dziwiła, gdyby tkwiła tutaj pół dnia sama miałaby ochotę uciec z tego budynku. Nie uszło jej uwadze fakt, że znęcała się nad pergaminem chyba zbyt mocno. Była zestresowana, tego nie dało się nie odczuć.
I jak rzeczywiście się okazało, jej młodsza siostra też nie wychodziła z pracy, nawet wychodząc na przerwę. Obie były na swój sposób wyjątkowe dla miasta, dlatego praca w ich przypadku trwała od rana do zmierzchu, a czasami nawet po nocach. To prawda że brakowało wykwalifikowanych osób, dlatego na następnym posiedzeniu rady trzeba będzie poruszyć ten temat. Lúinwë miała to w krwi, dla niej służba to życie. Była szkolona do tego od maleńkości i wręcz nie mogłaby wysiedzieć, gdyby ktoś kazał jej wziąć urlop. Jednakże Élil nie była tego typu osobą, potrzebowała odpoczynku i relaksu. w przeciwnym razie po prostu się wypali i było to po niej widać. Druidzi z natury kochali...naturę. Raczej przesiadywanie w budynkach godzinami nie służyło im.
Kiedy jej towarzyszka po drodze zajmowała się innymi, Ail wykorzystywała tą chwilę na przegląd innych strażników, których spotkała. Jednego już dzisiaj musiała zwolnić ze służby, więc musiała sprawdzić, czy takich gogusiów nie jest więcej. Kto wie, może zaraz się okaże, że i ona nie ma rąk do pomocy. Nie mogła w pojedynkę utrzymywać porządku, tak jak druidka w pojedynkę nie da rady na dłuższą metę zapanować na opieką lekarską.
- Nic nie szkodzi Zin. - uniosła lekko dłoń i uśmiechnęła się. - Rozumiem, nikomu nie jest łatwo. Chwila relaksu jest dzisiaj na wagę złota dla nas. Musisz wziąć sobie kilka dni wolnego, najlepiej z dala od miasta. Brakuje ci koloru. - odgarnęła dłonią kosmyk jej włosów za ucho, aby przyjrzeć się lepiej jej twarzy. - Nie jestem lekarzem, ale widać, że tak intensywna praca ci nie służy.
Gdy dotarły na targowisko, ten widok ucieszył nawet starszą Ail'ei. Chociaż wiele było do zrobienia, a piękna elfia architektura wymagała lat aby została odtworzona, to już teraz elfy starały się współistnieć z naturą. Gdy przebywała w ludzkich miastach brakowało jej natury, ludzie wyniszczali wszystko wokół pod budowle, jednak elfy starały się ją wplatać w architekturę. To właśnie wyróżniało ich miasta od ludzkich. Było tu tak wiele rzeczy, chociaż oczywiście nie dorównywało to największym targowiskom na kontynencie, ale i tak to było więcej niż można było liczyć dawniej.
- Pomarańcze. I banany. - spojrzała z takim pragnieniem w oczach na te egzotyczne owoce. Ostatni raz miała okazję próbować je lata temu, dlatego gdy tylko je zobaczyła, musiała je mieć. Też była elfem i mogła czegoś pragnąć...na jej nie profesjonalizm.
- Powinnyśmy zrobić kiedyś mały biwak kawałek poza miastem, na jakimś wzgórzu. Spędzić cały cały dzień tylko we dwie, odpocząć od tego wszystkiego. Tobie na pewno się to przyda, a ja ci pomarudzę trochę i potrenuję w spokoju. Od miesięcy tylko pracujesz, potrzebujesz odpocząć. Wolałabym nie szukać kolejnego druida, który będzie musiał cię leczyć. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Jakie zatrucia. Dzisiaj przygotuję nam wyborną zupę z korzonków, moje popisowe danie. - uśmiała się, bo w rzeczywistości wszystko co potrafiła ugotować na ognisku to to, co znalazła w dziczy. Smak niemal wszystkiego był paskudny, ale dawało to potrzebną energię do przetrwania i nie cierpiała z tego powodu bólów brzucha.
Nie poganiała druidki, ale najwyraźniej sama chciała już wyjść tak szybko jak to możliwe. I wcale się jej Strażniczka nie dziwiła, gdyby tkwiła tutaj pół dnia sama miałaby ochotę uciec z tego budynku. Nie uszło jej uwadze fakt, że znęcała się nad pergaminem chyba zbyt mocno. Była zestresowana, tego nie dało się nie odczuć.
I jak rzeczywiście się okazało, jej młodsza siostra też nie wychodziła z pracy, nawet wychodząc na przerwę. Obie były na swój sposób wyjątkowe dla miasta, dlatego praca w ich przypadku trwała od rana do zmierzchu, a czasami nawet po nocach. To prawda że brakowało wykwalifikowanych osób, dlatego na następnym posiedzeniu rady trzeba będzie poruszyć ten temat. Lúinwë miała to w krwi, dla niej służba to życie. Była szkolona do tego od maleńkości i wręcz nie mogłaby wysiedzieć, gdyby ktoś kazał jej wziąć urlop. Jednakże Élil nie była tego typu osobą, potrzebowała odpoczynku i relaksu. w przeciwnym razie po prostu się wypali i było to po niej widać. Druidzi z natury kochali...naturę. Raczej przesiadywanie w budynkach godzinami nie służyło im.
Kiedy jej towarzyszka po drodze zajmowała się innymi, Ail wykorzystywała tą chwilę na przegląd innych strażników, których spotkała. Jednego już dzisiaj musiała zwolnić ze służby, więc musiała sprawdzić, czy takich gogusiów nie jest więcej. Kto wie, może zaraz się okaże, że i ona nie ma rąk do pomocy. Nie mogła w pojedynkę utrzymywać porządku, tak jak druidka w pojedynkę nie da rady na dłuższą metę zapanować na opieką lekarską.
- Nic nie szkodzi Zin. - uniosła lekko dłoń i uśmiechnęła się. - Rozumiem, nikomu nie jest łatwo. Chwila relaksu jest dzisiaj na wagę złota dla nas. Musisz wziąć sobie kilka dni wolnego, najlepiej z dala od miasta. Brakuje ci koloru. - odgarnęła dłonią kosmyk jej włosów za ucho, aby przyjrzeć się lepiej jej twarzy. - Nie jestem lekarzem, ale widać, że tak intensywna praca ci nie służy.
Gdy dotarły na targowisko, ten widok ucieszył nawet starszą Ail'ei. Chociaż wiele było do zrobienia, a piękna elfia architektura wymagała lat aby została odtworzona, to już teraz elfy starały się współistnieć z naturą. Gdy przebywała w ludzkich miastach brakowało jej natury, ludzie wyniszczali wszystko wokół pod budowle, jednak elfy starały się ją wplatać w architekturę. To właśnie wyróżniało ich miasta od ludzkich. Było tu tak wiele rzeczy, chociaż oczywiście nie dorównywało to największym targowiskom na kontynencie, ale i tak to było więcej niż można było liczyć dawniej.
- Pomarańcze. I banany. - spojrzała z takim pragnieniem w oczach na te egzotyczne owoce. Ostatni raz miała okazję próbować je lata temu, dlatego gdy tylko je zobaczyła, musiała je mieć. Też była elfem i mogła czegoś pragnąć...na jej nie profesjonalizm.
- Powinnyśmy zrobić kiedyś mały biwak kawałek poza miastem, na jakimś wzgórzu. Spędzić cały cały dzień tylko we dwie, odpocząć od tego wszystkiego. Tobie na pewno się to przyda, a ja ci pomarudzę trochę i potrenuję w spokoju. Od miesięcy tylko pracujesz, potrzebujesz odpocząć. Wolałabym nie szukać kolejnego druida, który będzie musiał cię leczyć. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
Targ
3POST BARDA
W miarę jak Ail i Zin przemierzały miasto w drodze na targ, rudowłosa znalazła okazję, aby nieco lepiej przyjrzeć się swoim podwładny ze straży miejskiej. Właściwie można tu było mówić o podwójnym szczęściu, bo choć ścieżka wiodąca na rynek nie należała do przesadnie długich to udało jej się natrafić na patrol złożony właśnie z dwóch osób. Przedstawiciele milicji od razu wyprostowali się do pionu, po czym zasalutowali uderzeniem pięści w okolice serca. Mężczyzna i kobieta byli jej znani - starszy z nich niziołek nazywał się Bardak, jego elfia towarzyszka nosiła miano Covell. Na pierwszy rzut oka nie było w nich nic szczególnego. Ubrani byli jak cywile, a jedynym wyróżnikiem ich wyglądu były czerwone chusty, symbol sił zbrojnych bezpośrednio podlegających pod Lúinwë. Covell u swego boku dzierżyła krótki miecz, niziołek dysponował procą. To, co jednak zasługiwało na uwagę to ich zachowanie, podejście do obowiązków bowiem ta przypadkowa para całkiem nieźle odzwierciedlała bolączki i atuty całej organizacji, której przewodziła Strażniczka.Na początku dobrze zauważyć, że nie każdego w Asvahill było stać na broń. Ogromna część tej młodej społeczności była reprezentowana przez zbiegów z kontynentu lub rodziny, które szukały sposobności, by zacząć coś nowego. W obu przypadkach mówimy tu o starcie niemal od zera. Sama podróż na wyspę nie należała ani do prostych, ani tanich, a i przeciętny rolnik, czy taki były niewolnik niekoniecznie dysponowali środkami, żeby pozwolić sobie na coś więcej niż wyżywienie oraz bilet w jedną stronę. Tym samym, jeśli po dotarciu ktoś decydował się na służbę w milicji przeważnie przychodził z pustymi rękami, wielu postrzegało ten zawód jak źródło zarobku, nie zaś powołanie. Ail mogła zatem odnotować w myśli, że każdy sprzęt, który tego dnia widziała u boku strażników stanowił własność miejskiego arsenału. Ten, nawiasem mówiąc, pochodził głównie z plemienia Szarego Wichru bądź z handlu i nie budził zachwytu ni jakością, ni zasobnością, acz na obecne potrzeby musiał im wystarczać.
Poza wypożyczonym, przeciętnym ekwipunkiem bojowym oraz parą czerwonych chust Ail mogła zauważyć, że zarówno Bardak, jak i Covell wiedzieli, jak posługiwać się posiadanym orężem, a zarazem całkiem dobrze znali swoje obowiązki. To właściwie należało do zasług treningu, jaki odbyli po zaciągnięciu się do służby, jakkolwiek jej uwadze nie umknęła rozbieżność w postawie tej dwójki. Podobnie jak wszyscy pozostali rekruci, tak i oni reprezentowali jeden z dwóch nurtów. Elfka, choć młoda wiekiem w tym przypadku przypominała starego wiarusa - podchodziła do pracy na chłodno, rozważnie, pokładała wiele ufności w ideały odrodzonej stolicy. Czy to ze względów prywatnych, czy z troski o dobro społeczności wyróżniała ją pasja - to był żołnierz, o którym każdy dowódca marzył. Co prawda wciąż brakowało jej doświadczenia (jak wszystkim z resztą), ale była lojalna, zarazem skora do nauki. Bardak skądinąd miał na względzie inne wartości. Niziołek przybył do obcej krainy uciekając przed długami, więc tym, co go najbardziej interesowało była stabilność finansowa. Szczerze powiedziawszy nie czuł się jakoś szczególnie związany z Asvahill, miasto jak miasto. Jeśli tutaj nie uda mu się zapuścić korzeni ruszy gdzieś dalej i spróbuje po raz kolejny. Zdecydował się na tę robotę, bo znalazł się wakat, no i nie musi przymierać głodem, ot co. Ze względu na lata nie palił się do gonienia złodziei ani bezpośredniego starcia, również z tego powodu uzbroił się w procę.
Reasumując Ail miała przed sobą dwójkę żółtodziobów z kompletnie różnych środowisk, którzy wszystko, co posiadali - broń, wyszkolenie oraz cel otrzymali od miasta, któremu służyli. Jedno z nich było skore wskoczyć w ogień, żeby ratować poszkodowanych, drugie w tym czasie wolało nosić wiadra z wodą i poczekać na wsparcie. Jedno wyglądało występku na ulicach, drugie ławki stojącej w cieniu. Jedno walczyło o lepsze jutro, drugie o lepsze wynagrodzenie. Tak mniej więcej prezentowała się cała milicja. Przy tym dobrze zauważyć, że liczba ochotników raczej nie napawała optymizmem. Jak wszędzie brakowało im rąk do pracy, szczególnie tych wykwalifikowanych. Strażnicy zazwyczaj pracowali w parach ucząc się od siebie nawzajem, ale również budując tak zaufanie w szeregach. Gdyby gwardzistka postanowiła jakkolwiek rozwinąć swoją skromną organizację istniało wiele kwestii, którym mogła się poświęcić. Odpowiedni trening z pewnością wzmocniłby zdolności bitewne jej podwładnych, szukanie kowala, czy innego dostawcy wyposażenia zagwarantowałoby lepsze wyposażenie zaś przeprowadzenie rekrutacji na terenie miasta lub poza nim zaspokoiłoby obecne braki. A może, zamiast doraźnych działań winna poszukać prawej ręki, zastępcy? Oczywiście wszystko zależało tylko od niej.
Tymczasem podwładni zmuszeni byli ruszyć swoją drogą, a Zin zaczęła dotrzymywać jej kroku. Po krótkiej wymianie zdań Ail zbliżyła się, sięgnęła do twarzy przyjaciółki i odgarnęła dłonią kosmyk czarnych włosów za jej ucho. Wówczas stała się świadkiem zachowania, które mogło obudzić w niej wspomnienia z początków ich znajomości. Elil zarumieniła się jak podlotek, którym niegdyś była. Otworzyła usta jakby chciała zaprotestować, następnie je zamknęła, po czym wreszcie zebrała się na odwagę, żeby właściwie odpowiedzieć na troskę gwardzistki:
— Um... aż tak to widać? — jej wzrok uciekł gdzieś na bok — To nie takie proste, Ail.
Druidka sięgnęła ramienia i objęła je stwarzając wrażenie niepewnej, zakłopotanej. Wyglądało na to, że nie mogła po prostu zaprzeczyć uwagom swej siostry, ale jednocześnie coś ją powstrzymywało przed wzięciem wolnego od obowiązków.
— Poza mną na wyspie jest tylko jeden medyk, a z dnia na dzień przybywa nam nowych osadników. Moja nieobecność byłaby równoznaczna z obciążeniem kogoś innego. Wiem, że masz rację, że powinnam odpocząć, ale co z moimi pacjentami? Wiele byłych kultystów nadal zmaga się z uzależnieniem i pozostawienie ich bez opieki byłoby nie w porządku.
Gdy tylko dotarły na plac rynkowy temat rozmowy przynajmniej na razie dobiegł końca. Szukanie pomarańczy i bananów pośród pokaźnych zbiorów lokalnych handlarzy nie zajęło im wiele czasu. Tym bardziej że uśmiechnięty od ucha do ucha sprzedawca chętnie służył im pomocą, oprowadzał po swoim straganie przy okazji zachwalając pozostałe dobra. Najtrudniejszą kwestią okazała się cena zakupów bowiem ani cwany kupiec, ani uparta druidka nie zamierzali lekko żegnać się z mamoną. Po kilku minutowej batalii słownej obie strony wreszcie doszły do porozumienia - nikt nie był zadowolony z rezultatu, ale taki już urok handlu. Elil odetchnęła z ulgą, gdy wraz z siostrą zaczęły oddalać się od straganu.
— Co za tupet! Jakbym musiała targować się o życie z samym Usalem. — mimo narzekania na jej twarzy zagościł uśmiech, może tak naprawdę lubiła negocjacje i ten dreszcz emocji im towarzyszący — Myślisz, że naprawdę ma na utrzymaniu czwórkę dzieci, teściów i psa? — zapytała ledwie powstrzymując chichot.
— Usiądziemy? — wskazała na ławkę stojącą na obrzeżach targu, ale widocznie nie zamierzała czekać na odpowiedź. Od razu położyła na brzegu swoją skórzaną torbę z zakupami oraz medykamentami, poprawiła sukienkę i przysiadła. Szybko sięgnęła do wnętrza pakunku i wyciągnęła z niej soczystą pomarańczę. Bez większego problemu rozdarła ją na dwie niemal równe połówki, po czym podała Ail jedną z nich. Świeże, czyste powietrze wypełnił słodki zapach owoców. Niebo przybrało płomienne barwy, co wskazywało na zbliżający się zachód słońca. Pogoda im sprzyjała - na zewnątrz było ciepło i przyjemnie.
— Biwak? — Zin spojrzała na nią, a w kącikach jej oczu zagościł blask należący do kogoś, kto był żądny przygody — Podoba mi się ten pomysł! Dawno już nie robiłyśmy czegoś takiego. Mogłabym pozbierać trochę roślin rosnących w tamtej okolicy, podobno niedaleko jest też niewielki wodospad, może nawet upiekłabym placek z khe- khee-
Z tego podekscytowania mówiła dość pośpiesznie, a wciąż nie przełknęła tego, co jadła to i wnet zaczęła się krztusić. Zgięła się w pół i uderzała pięścią o klatkę próbując jakoś przywrócić do porządku. Mogła być dorosłą, odpowiedzialną osobą, ale kiedy emocje brały nad nią górę nadal zdarzało jej się zapomnieć o pewnych sprawach. Tak to już bywało z "młodszym rodzeństwem".
Targ
4Strażniczka nie była głupia, była świadoma tego, że zapuszczenie nowych korzeni przyprawi ją i jej najbliższych towarzyszy o nieprzespane noce i trudne decyzje. Jednakże w jej głowie wydawało się to o wiele prostsze. Kiedy teraz musiała się z nimi mierzyć na co dzień, było to z dnia na dzień coraz trudniejsze. Miasto na każdym kroku wymagało inwestycji w wiele ważnych gałęzi rozwoju, a sama straż wymagała ich kilkanaście co najmniej. A decydowanie o tym co stanie się priorytetem też nie było łatwe.
Bardak i Covell byli tego najlepszym przykładem. Z jednej strony była wdzięczna Covell za jej oddanie i fakt, że przykładała do swojego stanowiska tyle uwagi. Trochę przypominała Ail'ei jej młodszą wersję. Chętnie poświęciłaby jej specjalną uwagę, aby zrobić z niej prawdziwą wojowniczkę kogoś, kogo mogłaby mianować prawą ręką, która zadbałaby o straż miejską, kiedy Ail zajmowałaby się ważniejszymi kwestiami. Co do Bardaka to najchętniej pozbyłaby się takich osobników ze straży, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Chętnych i tak było niewielu, a jeśli uległaby swoim wysokim wymaganiom, zapewne zostałaby z kilkoma osobami, które można by policzyć na jednej ręce. Do czasu aż coś się nie zmieni na lepsze, musiała ufać, że obecność takich osób jak Bardak zapewni przynajmniej efekt siły, a tym samym porządek w mieście. Niestety takie osoby były narażone na korupcję, dlatego chociaż nie było to dla innych oczywiste, starała się ustalać patrole i grupy w taki sposób, aby przynajmniej jedna osoba była względnie godna zaufania.
Odsalutowała im i pozwoliła ruszyć dalej. To nie tak, że chciała robić kontrolę na środku ulicy szczególnie, że ten czas chciała poświęcić Zin. Obie miały zbyt mało czasu w codziennych obowiązkach, a jeszcze mniej aby dbać o siebie nawzajem, a przecież rodzina też jest ważna. Dawna gwardzistka miała silną psychikę i mogła znieść wiele, ale młoda druidka już niekoniecznie, nie była szkolona od dziecka do ciężkich warunków, a zamiast tego uczona była kochać naturę i to co ta ze sobą niesie. Nie było w tym raczej spędzania kilkunastu godzin dziennie z chorymi i z nosem w dokumentach. Współczuła jej trochę bo chociaż w obozie też dbała o zdrowie innych, miała znacznie więcej czasu na ochronę i dbanie o elfią kulturę. Teraz nie miała na to kompletnie czasu, ale doceniała chociaż fakt, że teraz o tę kulturę i o to aby ta nie przepadła, dbała królowa.
- Wiem Zinie, wiem. - odpowiedziała jej lekko przejęta starsza siostra. Nie mogła jej mieć za złe takiej odpowiedzi, bo zapewne sama powiedziałaby coś podobnego. Były tutaj jedynymi specjalistkami w swoim fachu, więc czy mogły od tak zapomnieć i porzucić obowiązki choćby na jeden dzień? Miasto chociaż funkcjonowało nieźle z perspektywy zwykłego człowieka, to ci mający o nim wiele więcej pojęcia wiedzieli, że trzyma się ono na marzeniach o lepszym jutrze. Ale marzenia mają to do siebie, że ciężko zmusić kilkaset czy tysięcy osób do marzenia o tym samym. Na razie to się udawało, ale jak długo to potrwa, zanim elfy zaczną marzyć o zupełnie innych rzeczach? Właśnie dlatego potrzebny był rozwój, dobre wieści i stabilizacja.
- W takim razie nie odpoczniesz. - zaśmiała się lekko z uśmiechem zanim druidka zaczęła negocjować stawki z handlarzem. Niektórzy to mieli tupet rzeczywiście, ale każdy próbował jakoś się dorobić. Na razie nie było to znacznym problemem, ale Strażniczka obserwowała to w jaki sposób handlarze podchodzą do obrotu towarem. Niestety ale trudne czasy kreowały skrajne ubóstwo i kupców, którzy ustawiali ceny tylko po to, aby zarobić jeszcze więcej. Każdy kto planował handlować w nowej stolicy wiedział o tym, że taka polityka nie będzie tolerowana przez nią i władze. Lea'Fenistea była bogatym miejscem i wszystko było tam tak jak trzeba, ale to wymagało wieków. Teraz zaczynali od zera i nie łatwo było pogodzić wszystko ze wszystkim.
- Nie sądzę, jakoś nie przypominam sobie abym widziała go w towarzystwie dzieci kiedykolwiek. Dzisiaj nie wywarłaś wrażenia. Straciłaś swój urok, to pewnie przez zmęczenie. - powiedziała ze śmiechem w głosie kiedy zajmowała miejsce na ławce.
Prawdę mówiąc, tak zażyła relacja z Zin pomagała w pracy Ail. Bo kto postawi się Strażniczce, która może łatwo zadbać o to, aby ktoś potem nie otrzymał pomocy medycznej? Znaczy zapewne by tego nie zrobiła, chyba. Przyjęła połowę pomarańczy z lekkim ukłonem głowy. Zabawne że kiedyś było to coś, co każdy w Lea'Fenistea mógł dostać bez problemu za grosze. Dzisiaj była to egzotyka, na którą można było sobie pozwolić raz na jakiś czas.
Wsłuchała się w zdanie Zin o biwaku, ale potem ta zaczęła się krztusić. Przez chwilę nie reagowała mając nadzieję, że poradzi sobie sama. Gdyby tak się jednak nie stało, zdzieliłaby ją porządnie w plecy, to zawsze pomaga chociaż nie jest przyjemne.
Była pewna że przyda jej się chociaż jeden dzień wolnego z dala od tego wszystkiego. No może nie tak bardzo z dala, ale nie w samym mieście. A Strażniczce też przyda się kilka godzin spokoju, aby zaplanować "co dalej". Musiała przede wszystkim pozyskać kowala, łuczarza i lekarzy. Może przy okazji zadbać o kontakty handlowe? A może wybrać się do ruin Lea'Fenistea i spróbować szczęścia w pozyskaniu tego, co elfy zostawiły po sobie? Porządnej broni, zbroi, cennych ksiąg i złota? To niebezpieczna wyprawa i nawet przez te wszystkie lata była szansa, że wciąż wiele tam zostało. Najpierw jednak wyprawiłaby się tam sama, aby nie ryzykować życia innych i przekonać się czy w ogóle warto ryzykować. Tak, to był dobry pomysł. Było to względnie niedaleko a dawało spore szanse, że to co zostawiono, przetransportują do nowej stolicy i w ten sposób, dadzą sobie niezły zastrzyk złota, technologii i ekwipunku.
Nawet nie zdążyła skosztować pomarańczy, a już musiała ratować kogoś, Zin w tym przypadku.
- No no, spokojnie. - objęła ją lekko.
Bardak i Covell byli tego najlepszym przykładem. Z jednej strony była wdzięczna Covell za jej oddanie i fakt, że przykładała do swojego stanowiska tyle uwagi. Trochę przypominała Ail'ei jej młodszą wersję. Chętnie poświęciłaby jej specjalną uwagę, aby zrobić z niej prawdziwą wojowniczkę kogoś, kogo mogłaby mianować prawą ręką, która zadbałaby o straż miejską, kiedy Ail zajmowałaby się ważniejszymi kwestiami. Co do Bardaka to najchętniej pozbyłaby się takich osobników ze straży, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Chętnych i tak było niewielu, a jeśli uległaby swoim wysokim wymaganiom, zapewne zostałaby z kilkoma osobami, które można by policzyć na jednej ręce. Do czasu aż coś się nie zmieni na lepsze, musiała ufać, że obecność takich osób jak Bardak zapewni przynajmniej efekt siły, a tym samym porządek w mieście. Niestety takie osoby były narażone na korupcję, dlatego chociaż nie było to dla innych oczywiste, starała się ustalać patrole i grupy w taki sposób, aby przynajmniej jedna osoba była względnie godna zaufania.
Odsalutowała im i pozwoliła ruszyć dalej. To nie tak, że chciała robić kontrolę na środku ulicy szczególnie, że ten czas chciała poświęcić Zin. Obie miały zbyt mało czasu w codziennych obowiązkach, a jeszcze mniej aby dbać o siebie nawzajem, a przecież rodzina też jest ważna. Dawna gwardzistka miała silną psychikę i mogła znieść wiele, ale młoda druidka już niekoniecznie, nie była szkolona od dziecka do ciężkich warunków, a zamiast tego uczona była kochać naturę i to co ta ze sobą niesie. Nie było w tym raczej spędzania kilkunastu godzin dziennie z chorymi i z nosem w dokumentach. Współczuła jej trochę bo chociaż w obozie też dbała o zdrowie innych, miała znacznie więcej czasu na ochronę i dbanie o elfią kulturę. Teraz nie miała na to kompletnie czasu, ale doceniała chociaż fakt, że teraz o tę kulturę i o to aby ta nie przepadła, dbała królowa.
- Wiem Zinie, wiem. - odpowiedziała jej lekko przejęta starsza siostra. Nie mogła jej mieć za złe takiej odpowiedzi, bo zapewne sama powiedziałaby coś podobnego. Były tutaj jedynymi specjalistkami w swoim fachu, więc czy mogły od tak zapomnieć i porzucić obowiązki choćby na jeden dzień? Miasto chociaż funkcjonowało nieźle z perspektywy zwykłego człowieka, to ci mający o nim wiele więcej pojęcia wiedzieli, że trzyma się ono na marzeniach o lepszym jutrze. Ale marzenia mają to do siebie, że ciężko zmusić kilkaset czy tysięcy osób do marzenia o tym samym. Na razie to się udawało, ale jak długo to potrwa, zanim elfy zaczną marzyć o zupełnie innych rzeczach? Właśnie dlatego potrzebny był rozwój, dobre wieści i stabilizacja.
- W takim razie nie odpoczniesz. - zaśmiała się lekko z uśmiechem zanim druidka zaczęła negocjować stawki z handlarzem. Niektórzy to mieli tupet rzeczywiście, ale każdy próbował jakoś się dorobić. Na razie nie było to znacznym problemem, ale Strażniczka obserwowała to w jaki sposób handlarze podchodzą do obrotu towarem. Niestety ale trudne czasy kreowały skrajne ubóstwo i kupców, którzy ustawiali ceny tylko po to, aby zarobić jeszcze więcej. Każdy kto planował handlować w nowej stolicy wiedział o tym, że taka polityka nie będzie tolerowana przez nią i władze. Lea'Fenistea była bogatym miejscem i wszystko było tam tak jak trzeba, ale to wymagało wieków. Teraz zaczynali od zera i nie łatwo było pogodzić wszystko ze wszystkim.
- Nie sądzę, jakoś nie przypominam sobie abym widziała go w towarzystwie dzieci kiedykolwiek. Dzisiaj nie wywarłaś wrażenia. Straciłaś swój urok, to pewnie przez zmęczenie. - powiedziała ze śmiechem w głosie kiedy zajmowała miejsce na ławce.
Prawdę mówiąc, tak zażyła relacja z Zin pomagała w pracy Ail. Bo kto postawi się Strażniczce, która może łatwo zadbać o to, aby ktoś potem nie otrzymał pomocy medycznej? Znaczy zapewne by tego nie zrobiła, chyba. Przyjęła połowę pomarańczy z lekkim ukłonem głowy. Zabawne że kiedyś było to coś, co każdy w Lea'Fenistea mógł dostać bez problemu za grosze. Dzisiaj była to egzotyka, na którą można było sobie pozwolić raz na jakiś czas.
Wsłuchała się w zdanie Zin o biwaku, ale potem ta zaczęła się krztusić. Przez chwilę nie reagowała mając nadzieję, że poradzi sobie sama. Gdyby tak się jednak nie stało, zdzieliłaby ją porządnie w plecy, to zawsze pomaga chociaż nie jest przyjemne.
Była pewna że przyda jej się chociaż jeden dzień wolnego z dala od tego wszystkiego. No może nie tak bardzo z dala, ale nie w samym mieście. A Strażniczce też przyda się kilka godzin spokoju, aby zaplanować "co dalej". Musiała przede wszystkim pozyskać kowala, łuczarza i lekarzy. Może przy okazji zadbać o kontakty handlowe? A może wybrać się do ruin Lea'Fenistea i spróbować szczęścia w pozyskaniu tego, co elfy zostawiły po sobie? Porządnej broni, zbroi, cennych ksiąg i złota? To niebezpieczna wyprawa i nawet przez te wszystkie lata była szansa, że wciąż wiele tam zostało. Najpierw jednak wyprawiłaby się tam sama, aby nie ryzykować życia innych i przekonać się czy w ogóle warto ryzykować. Tak, to był dobry pomysł. Było to względnie niedaleko a dawało spore szanse, że to co zostawiono, przetransportują do nowej stolicy i w ten sposób, dadzą sobie niezły zastrzyk złota, technologii i ekwipunku.
Nawet nie zdążyła skosztować pomarańczy, a już musiała ratować kogoś, Zin w tym przypadku.
- No no, spokojnie. - objęła ją lekko.
Targ
5POST BARDA
POST POSTACI
Callisto
Callisto musiała uciekać z Nowego Holland. Sytuacja stała się na tyle nieprzyjazna dla niej, że Idril nie była w stanie uratować sytuacji. Wszystko wyglądało tak, jakby czyjąś ręką działała wbrew jej woli i planom. Przypadek, czy celowe działanie? Choć Cele Callisto wydawać się mogły słuszne, to czy sposób ich realizacji był odpowiedni? Czy przypadkiem nie była ślepa na strach, który powodowała swoimi działami wobec zwyczajnych obywateli miasta? Czy dostrzegała żądze władzy i potęgi pośród swoich ludzi? Wiele istniało możliwości, dlaczego została zdradzona przez tych, którzy wydawali się jej służyć i popierać jej sprawę? Dlaczego niektórzy, choć byli jej pobratymcami, nie chcieli jej władzy? Wiele pytań, które pozostawały bez odpowiedzi, choć czy one miały teraz priorytet? Oblężenie przez Sakirowców, dziwny sojusznicy rektora spowodowały zagrożenie dla samej elfki, która była zmuszona użyć jednego ze swoich artefaktów, aby uciec z miasta. Nie mogła zostać w Oddechu Bogów. Nie była tu bezpieczna. Ci, którzy pragnęli jej śmierci, zbliżali się, a choć tłum nie posiadał wideł i pochodni, zamiary były oczywiste. Łatwo było się domyślić, że przegrała i to w sposób, który nie był dobry. Nie mogła wiedzieć, ale ktokolwiek w tym mieście ją popierał, prawdopodobnie zginął. Być może ktoś ocalał, ale szanse miał bardzo małe. Nie pozostał jej nikt, komu mogłaby ufać. To był koniec Callisto Morganister, a przynajmniej tak miało się wydawać.Callisto
Miało w swoim arsenale jedną szansę na ocalenia własnego życia i postanowiła z niej skorzystać. Cała nadzieja w tym jednym, magicznym przedmiocie. Uniosła go wysoko i aktywowała. Wszystko początkowo przebiegało tak, jak powinno. Zamieniła się w smugę, by uciec z miasta. Nagle, pojawiły się dziwne błyski, jakby coś zaczęło interferować z jej zaklęciem, tworząc coś nowego, niespotykanego. W jednej chwili smuga była, która unosiła się nad wieżą, zniknęła.
Znacznie, znacznie dalej, gdzieś po drugiej stronie świata na niebie pojawiły się dziwne błyski, acz w świetle dnia były one słabo widoczne. Zaraz za tym pojawił się niespotykany. Dla elfki to doświadczenie było nieprzyjemne. Podczas tej podróży widziała obrazy rozmyte, które nie miały sensownego kształtu. Brak wyrazistości był tym, co je kształtowało, choć w tym wszystko tylko i wyłącznie jedna rzecz pozostała łatwa do dostrzeżenie - ona sama. Jej sylwetka w tych obrazach. To także wpłynęło negatywnie na jej poobijanie wcześniej ciało. Magia kamienia była na wyczerpaniu, jej siły także, dlatego ledwo kontrolowała miejsce, gdzie próbowała lecieć. Warto powiedzieć, że były one wystarczająco twarde.
Znajdowała się gdzieś w mieście, które nie rozpoznawała. Jeszcze bardziej obolała, a kiedy próbowała oddychać, kaszlnęła krwią. Czuła całe swoje ciało i nie było to raczej nic przyjemnego. Ktoś powinien ją obejrzeć, bo ostatnie dni nie były przecież dla niej. Elf z lekkim przerażeniem w oczach, jednak o dobrej duszy podszedł do niej, gotów w każdej chwili się wycofać.
- Wszystko w porządku? - Zapytał z bezpiecznej odległości. Nie co dzień widuje się, jak dym zamienia w inną osobę. Zwłaszcza tutaj!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
POST POSTACI
Ail’ei
Krztuszenie się zdecydowanie nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy, które mogłaby Zin teraz chcieć pokazać Ail. Uderzała się w pierś mocno, by nieszczęśliwy kawałek pomarańczy przestał blokować jej zdolność do oddychania, a po jednym z wielu uderzeń, poczuła nieprzyjemne odczucie w płucach, nieco bolesne i kłujące. Na pewno pomogło w tym uderzenie elfki. Druidka została ocalona od fragmentu pomarańczy.Ail’ei
- Placek z jabłkami. - Powiedziała po chwili, uśmiechając się szerzej, jakby właściwie ten atak wcale nie miał miejsca. Biwak był zdecydowanie czymś, co była wyśmienitym pomysłem.
- I nie kiedyś, a czym prędzej! - Dodała zaraz do swoich słów, nieco rozmarzając się nad możliwością, jakie dawały. Odpoczynek był w istocie ważny, ale nie tak samo, jak czas spędzony razem z dala od wszelakich trosk, gdzie mogły po prostu zrzucić balast. Owszem na wyspie był jeden medyk, a pracy całkiem sporo, jednak pewne rzeczy czasem schodziły na poboczną drogę. Widać było, że chciała cos powiedzieć, ale w ostatniej chwili zauważyła coś na niebie. Coś, czego zdecydowanie nie powinno tam być. Znajdowały się one wysoko i daleka. Nietypowe zjawisko pogodowe. Błyski tak niepasujące do otoczenia, że aż wstała i wskazała palcem na miejsce, gdzie one były.
- Widziałaś to Aili? Błyski na niebie, niepodobne do niczego. - Jej towarzyszka nie miała szans tego dojrzeć, pojawiły się zaledwie na moment i równie szybko zniknęły. Musiały być nietypowe, skoro zostały zauważone. I choć nie tylko przez nią, bo paru mieszkańców wyspy także zdołało je zauważyć, nie wzbudziły one jakieś wielkiej sensacji. Każdy mógł sobie tłumaczyć je na swój sposób.
Licznik pechowych ofiar:
8
8
Targ
6 POST POSTACI
Callisto
Callisto stała w swej izbie w Nowym Hollar. Spoglądając przez okiennicę w dół, widziała zepsucie mieszkańców, których los na przekór wszystkiemu, próbowała odmienić. Podczas jej niedyspozycji walka o stołek popchnęła elfy do zawarcia paktów, którymi nawet ona by się nie zhańbiła. Zdradzona, zapomniana, z dala od bliskich. Wpadający do izby wiatr przynosił ze sobą zapach rozpaczy, a ona, elfia wiedźma, czuła, jak każdy podmuch wdmuchuje w nią wspomnienia. Pamiętała, jak jej dzieci, te małe istotki o oczach pełnych magii, biegały po ogrodach Nowego Hollar, śmiejąc się i tańcząc w blasku słońca. Teraz były daleko, w Karlgardzie, a ich niewinność stała się narzędziem w tej krwawej grze o władzę.Callisto
Czując narastający ból w piersi, Callisto zacisnęła pięści. Czy to była cena, jaką musiała zapłacić za władzę? W imię wojny, w imię chwały, oddała to, co najcenniejsze, w nadziei, że będąc w rękach obcych, mogłyby przywrócić równowagę. Ale w tej chwili, w mroku jej serca, nie było miejsca na nadzieję. Była tylko pustka, głęboka i nieprzenikniona, w której rozbrzmiewał echo dziecięcych śmiechów. Callisto opadła na kolana, wbijając palce w ziemię. Jej serce było ciężkie jak ołów, a myśli wciąż krążyły wokół tych, których oddała. Wiedziała, że w Karlgardzie są traktowane jak skarby, ale w jej umyśle rysował się obraz ich cierpienia. Nie mogła już dłużej ignorować tego, co zrobiła swym dzieciom. Każda sekunda, którą spędzały w obcym mieście, była kroplą trucizny, która przepełniała jej duszę.
Zepchnęła na bok myśli o wojnie. Liczyła się tylko jedna bitwa – ta o jej dzieci. Niezależnie od tego, jak bardzo była zepsuta, niezależnie od tego, jak wiele zła miała na sumieniu, w tej chwili czuła, że musi je ocalić. W obliczu bólu i straty, Callisto postanowiła, że ta czarna magia, którą posługiwała się dotąd w imię władzy, teraz stanie się jej orężem w walce o to, co najważniejsze. W imię ich miłości – matki i dzieci – w imię nadziei, która nie miała prawa umrzeć.
Do wełnianej torby zebrała rozrzucone po dębowych półkach klejnoty, srebra i cienkie szaty. W pośpiechu otulała chustami wyroby elfich piekarzy. Wsparta o swój filuterny kostur, dobrała ostatniego łyka Hollarskiego wina. Karmin zwilżył jej spierzchnięte usta. A potem. Potem zacisnęła zęby i przelała vitae do zaczarowanego kamienia. Pragnęła opuścić Hollar i czym prędzej znaleźć się za murami Karlgardu.
I poleciała dalej, mijając wieże Hollarskiej akademii. A pośrodku samym onego miasta, utraciła kontrolę nad swą formą. Magia, którą tkała palcami, ów czas splątała ją niczym diabelskie sidła. Nim pojęła beznadziejność stanu w jakim się znalazła, odkrztuszała z ust krew, formując na ziemi karminowe plamy. Nie była w Karlgardzie, tego była pewna. Nie znała tych ziem, budowli elfiej architektury, tak odmiennej od kunsztu wysokich elfów. Gdzie była?
Wtem przyjemny dla ucha głos spytał o jej stan. Wzdrygnęła. Wspierając się na magicznej lasce, spionizowała obolałe truchło. Przeszyła elfa wzrokiem, wszak nim był. W dodatku leśnym elfem.
- Czy wyglądam, jakbym czuła się dobrze? - warknęła do rozmówcy, po chwili zdając sobie sprawę, że znajduje się z dala od swoich sług, zaś nowo napotkany jegomość może okazać się zarówno przyjacielem jak i wrogiem. Nie mogła pozwolić na więcej uszczypliwości. To byłoby ryzykowane, zwłaszcza na tej obczyźnie.
- Wybacz. - ledwie przełknęła tę formę przeprosin, ale nie miała innego wyjścia, musiała grać. - Jestem Callisto - pochyliła głowę z należytą elegancją - Ale gdzie jestem? Pragnęłam trafić do Karlgardu. Muszę trafić do Karlgardu!
Targ
7 POST POSTACI
Ail'ei Luinwe
Co było bardzo, bardzo rzadko spotykane, Ail prychnęła ze śmiechu, kiedy Zin odkrztusiła kawałek pomarańczy. To było nawet zabawne, a była gwardzistka nie śmiała się z byle powodu, a nawet jeśli był powód, to ona ukrywała swoje rozbawienie. Powoli jednak ta idylliczna miejscowość wdawała się nawet jej. Owszem nie było tutaj luksusów, ale mieli spokój i wolność, a także byli wśród swoich, a to było dla niej wystarczające. Wciąż było wiele nierozwiązanych kwestii, ale nie był to już aż taki powód do stresu jak dawniej. Dawniej była sama z kilkudziesięcioma elfami, teraz są ich setki, a niedługo pewnie tysiące, jej rodacy mieli szansę odzyskać utraconą chwałę. Zastanawiała się nawet nad wyruszeniem do największych mocarstw z prośbą o wsparcie, ale musiała to przedyskutować z innymi. Czy powinni prosić innych o pomoc? Czy ta pomoc nie okaże się kolejnym hakiem, który odbije się czkawką później? Ail'ei Luinwe
- No to trzeba będzie coś zorganizować droga Zini. - dodała, a moment później zwróciła uwagę na to co ona. W jej sercu nagle coś zabolało, jakby ktoś ją dźgnął gwoździem. Nagle niczym młotem wróciło wspomnienie z dnia upadku Lea'Fenistea, widziała to wszystko na własne oczy i nie chciała ponownie tego przeżyć.
- Idę to sprawdzić. Głupio było myśleć, że będziemy mieli dużo czasu na odbudowę... - zarzuciła pesymistycznie, spoglądając w tamtym kierunku.
- Może zostaniesz i przypilnujesz z innymi, aby nikt nie wpadł w panikę? - co prawda większość elfów to zignorowała, ale Ail była zbyt doświadczona, aby takie symptomy zostawiać bez diagnozy. Nie chciała prosić Zin o towarzyszenie jej, nie miała prawa, to była jej praca. Zin powinna skupić się na leczeniu, ale wybór należał do niej.
Targ
8POST BARDA
POST POSTACI
Callisto
Elf, który od początku samej chęci pomocy, otrzymał ledwie złośliwą uwagę, zrobił instynktowny krok w tył. Za dużo było ran, by prowokować kolejne rzeczy, a skoro ta elfka zachowywały się w taki sposób, może należało poinformować straż, by mieli ją na oku? Nie wiedział, jak tu trafiła, jednak nie musiał. On zajmował się czymś innym. Widać było, że nie zyskała jego sympatii, co mogło jej utrudnić. Przeprosiny, tak nieszczere w uszach elfa, przynajmniej były formą, która można było uznać za chęć zawieszenia broni. Nie mniej wciąż nie zrezygnował ze swojego wcześniejszego pomysłu.Callisto
- Beivalur. - Zdradził swoje imię, choć niechętnie. Pokłonił nieznacznie się również. Zasady, które wiązały społeczeństwo, wciąż były silne i choć nie zawsze pasowały, należało dbać o to, by ich nie stracić. Były ich dziedzictwem.
- Nie wiem, gdzie jest miejsce, którego poszukujesz. Znajdujesz się w Asvahill na Wyspie Kryształowego Powiewu. - Fakt, że pojawiła się w tak niezwykły sposób, sugerował zbyt mocno, że nie była stąd. Ubiór także robił swoje, tak niepasujący do tych, które można spotkać. Tylko głupiec uznałby ją za miejscową. Na kogoś z Archipelagu także nie wyglądało, a ci tu czasem chyba się pojawiali.
- Muszę jednak zapytać ze względu na okoliczności, jak tu trafiłaś? Widok mgły zamieniająca się w kogoś jest niecodzienny i może w obecnej sytuacji sprowokować nadmierną reakcję społeczeństwa, jeśli się rozniesie. - Zwłaszcza że blizny po tym, co stało się z ich poprzednim domem, wciąż są świeże i wszelakie objawy dziwnej magii, wywalałby zamieszanie, którego lepiej było uniknąć, a także chciał wyciągnąć od niej więcej informacji. Tak na wszelki wypadek, gdyby była niebezpieczna. Choć nie kojarzył jej imienia, nie mógł wykluczyć, że nie stanowiła zagrożenia.
POST POSTACI
Ail'ei
- Tylko nie wpakuj się w jakieś kłopoty, dobrze? - Elfka zmartwiła się, kiedy jej towarzyszka nagle straciła humor. To, co czuła w sercu odbiło się na jej twarz. Objęła ją, by dodać jej odrobinę otuchy. Oczywiste jest, że nie chciała, by się zamartwiała tym wszystkim. Co prawda nic nie wskazywało na to, by miało powtórzyć się to samo, co w Lea'Fenistea. Był to zaledwie pojedynczy błysk wysoko na niego. Pogoda się nie zmieniało, kolor pozostawał ten sam, ptaki nie reagowały nerwowo.Ail'ei
- Inaczej będę musiała przełożyć nasz piknik. - Chciała poprawić jej. To nie trwało długo, kiedy odsunęła się od niej, by dać jej odrobinę miejsca. Jej pesymistyczny nastrój nie udzielał się jednak Zin. Może chodziło o to, że miała w sobie więcej nadziei lub chciała myśleć, że wystarczyło katastrof dla nich?
- Popilnuje. - Potwierdziła, by ta mogła być pewna, że dopilnuje wszystkiego, by ta mogła to sprawdzić.
I jeśli po tym wszystkim chciała pójść w głąb targu i poszukać śladów, pojawiła się pierwsza trudność. Dym, który pojawił się po błysku, nie zostawiał po sobie smug czy śladów, które mogłyby prowadzić gdziekolwiek. Miała jedynie potencjalny kierunek, prowadzący na północny wschód i nic więcej. Nie wydawało się także, by ktoś na targu zauważył to, co się stało i rozmowy toczyły się tutaj całkiem normalnie. W przypadku przyglądania się dalej niebu nic nowego nie pojawiło się na tę chwilę, co by zwiastowało nowe zagrożenie.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
8
Targ
9 POST POSTACI
Callisto
Beivalur... Jego oczy, pierwotnie pełne ciekawości, teraz zdradzały lęk. Callisto poczuła, jak złowrogo prezentuje się jej przybycie do tegoż nowego zakątka, ostoi elfiej cywilizacji. Miasteczko, które powstawało wśród drzew, było prawdziwym dziełem sztuki. Budowle z drewna, niczym zrodzone z samej natury, wkomponowywały się w krajobraz. Każdy dom, z misternie rzeźbionymi detalami, przypominał muszlę morska, a ich dachy, pokryte mchem i kwiatami, zdawały się tętnić życiem. Gdzieniegdzie wisiały lampiony, które w promieniach słońca lśniły jak klejnoty na szyi elfa, a ich blask przypominał Callisto o Nowym Hollar. Zanurzyła wzrok w malowniczej architekturze, gdzie każdy detal opowiadał historię miłości do ziemi. Każdy kształt, każdy splot gałęzi, był jak pieśń, która kołysała się w rytmie wiatru. Callisto
Elf, który ją znalazł, stał nieopodal, jego sylwetka wznosiła się w blasku słońca. Na wieść o Wyspie Kryształowego Powiewu, z jej warg unikał cichutki grymas, jakby odzwierciedlał całą gorycz, którą skrywała w sercu. Wciąż wsłuchując się w słowa elfa, postawiła kilka kroków, wspierawszy się o kostur. Metalowa różdżka, połyskująca w nikłym świetle, była dla niej nie tylko narzędziem, ale i przedłużeniem jej woli, zimną, wyrafinowaną bronią, której moc zdobiona była niezliczonymi, gorzkimi sekretami. W jej oczach błysnęło coś, co można by nazwać smutkiem, ale było to tylko refleksją zgorzkniałej rzeczywistości.
Zatrzymała się na chwilę, wpatrując się w dal, gdzie las wydawał się nieskończonym morzem zieleni, w którym każdy liść skrywał tajemnicę.
– Jestem magiem. – rzuciła prawie kąśliwie, w ostatniej sekundzie modyfikując tembr głosu. Wzrok zarzuciła na swój elegijny kostur, dając towarzyszowi do zrozumienia, kogo szczęśliwie bądź nie, odnalazł.
– A trafiłam tu dzięki temu artefaktowi – z kieszeni togi wyciągnęła smugę, przez króciutką chwilę prezentując ją Beivalurowi. – Ale, jak sam widzisz, coś poszło nie po mojej myśli. Miast do Karlgardu, do mych dzieci, trafiłam tutaj. – wtem elf wspomniał o przeżytej traumie.
– Ohh – westchnęła, jakoby ze współczuciem – Noc Spadających Gwiazd. Słusznie, jesteście przewrażliwieni. – uśmiechnęła się z politowaniem, a może kpiną. Nie panowała nad swą mimiką, tak jakby tego sobie życzyła. Potrafiła maskować wiele, lecz dobroć, szczerość czy przyzwoitość, nie były jej mocną stroną. Musiała jednak udobruchać elfa, jak i jego konfratrów, wszak prostaczkowie mogli uznać ją za kolejny zły omen. A nie ma nic gorszego niż bogobojne, przesądne elfy. Nie mogła dopuścić, aby uznali ją za cień przeszłości, który budzi strach.
– Pięknie się tu urządziliście. My elfy straciliśmy już zbyt wiele. Rada jestem, że odnaleźliście spokój.
Targ
10POST BARDA
POST POSTACI
Callisto
To, kim faktycznie była przyjął z pewną dawką sceptycyzmu, zwłaszcza po głosie, który zmieniał się w zależności od intencji elfki. Łatwo stwierdził, że nie budziła swoim tonem pozytywnych uczuć. Ciężko było komuś zaufać, kto próbował sprawiać przyjacielskie wrażenie, a z jej słów sączy się ledwo dostrzegalny jad, którego zadaniem jest sprawienie, by rozmówca poczuł się odrobinę gorszy.Callisto
- Artefakt, który nie zadziałał po myśli użytkownika. - Stwierdził, zastanawiając się nad tym, przy czym nie było w jego słowach cienia złośliwości. - Tak jakby przeznaczenie doprowadziło cię tutaj, bo wszak mogłaś znaleźć się gdziekolwiek. - Dodał po chwili dłuższego zastanowienia, próbując zrozumieć jej sytuację. A ta nie wygląda zbyt wesoła. Jakkolwiek sprawiająca niezbyt dobre pierwsze wrażenia elfka, jej sytuacja była bardzo podobna do tych, którzy uciekli z ukochanych lasów. Zagubieni, którzy połączyli siły, by jeszcze raz się podnieść. To mogło być zastanawiające, czy jej sytuacja była tak samo zbliżona.
- Musiałaś wieść trudny żywot, skądkolwiek pochodzisz. - Stwierdził po niezbyt miłych słowach i tym okropnym uśmiechu, którym go obdarowała. Wyglądała w jego oczach na dość zgorzkniałą elfkę, która przeżyła zdecydować bardzo wiele negatywnych rzeczy, stąd przypuszczał, że to była forma ochrony własnego ducha przed obcymi osobami. Łatwo jest odepchnąć kogoś, kiedy reaguje się w taki sposób.
- Nie rzekłbym, że odnaleźliśmy, ale próbujemy odbudować się na nowo. Przynajmniej tyle możemy zrobić, by ocalić to, co nam pozostało. - Każdy był świadomy problemów, jakie nastały po przeprowadzce tutaj. Problemy zawsze się piętrzą, a próba rozwiązania jednych, powoduje, iż pojawiają się kolejne.
- Nie mniej, jeśli jesteś ranna, mogę zaprowadzić cię do naszej lecznicy. Jeśli doskwiera ci głód, nakarmię cię. Mogę sobie wyobrazić, jak dezorientujące może być bycie samą w obcym miejscu. - Stwierdził, zachęcając ją gestem do pójścia z nim, gdziekolwiek chciała się udać. Przynajmniej tyle mógł zrobić, że pomoże jej w pierwszych chwilach pomimo jej trudnego charakteru. A dalej widziała elfy, które przechadzają się po większym placu i są zajęte swoimi sprawami.
POST POSTACI
Ail'ei
Próbując zdecydować, którą stronę wybrać elfka, targ wciąż był żywy i pełny rozmaitych sprzeczności. O ile pomiędzy samymi Leśnymi elfami, którzy żyli w zgodzie ze sobą, pamiętając wszystko to, co ich spotkało, tak przyjezdni, zdawali się mieć mniej poważania dla ich tragedii. Nie mieli tego poczucia przynależności, choć na swój sposób pomagali. Najgorsi chyba byli ci poszukiwanie wrażeń, którzy często wychodzili w teren, aby ubijać potwory. Tak samo handlarze, którzy nie przepuszczali żadnej okazji, aby targować się o jak najniższą cenę. Tym razem ktoś, przypominający wojownika - człowiek w skórzanej zbroi i mieczu przypiętym do paska wydawał się wykłócać z handlarzem osprzętu dla statków.Ail'ei
- ILE?! Pogięło cię do końca? - Podnosił głos na elfa, który zarabiał na życie w ten sposób. Ten wydawał się zmęczony i miał zwyczajnie dość kłótliwego klienta.
- To nie jest warte tyle! Połowa ceny maksymalnie! - Powiedział głośno, próbując narzucić swoją cenę, ale nie tak łatwo było targować z tymi, którzy wiedzieli, jak się sprzedaje.
- Szanowny panie, być może na Archipelagu tyle to kosztuje. Tu jednak dostęp do tych rzeczy jest trudniejszy, co podnosi nam koszty. - Bronił się, używając tych samych argumentów, które były oczywiste. Kwotę, która zarobi, przeznaczy oczywiście na poprawę życia w mieście, gdyż taka była słuszna droga.
W innym miejscu widziała, jak dziecko próbuje usiłować wyrwać się z rąk kobiety. Elfie dziecko, które siłą ludzka kobieta zabierała z placu, wyglądała na starowinkę. Siwe włosy i zniszczona życiem twarz oraz bardzo zużyte ubrania, które przeszły bardzo wiele. Owo dziecko ciągnęło w kierunku swoich młodszych pobratymców. Osoba, która zabierała to dziecko z targu, wydawała się nieugięta w swoich czynach, kiedy dziecko protestowało. Nie krzyczało ono niczego w stylu: Pomocy, ratunku. Nie widać było po nim strachu, a raczej ogromne niezadowolenie.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
8
Targ
11 POST POSTACI
Callisto
Przeznaczenie, wtrącił elf. Gdziekolwiek się nie udała, słyszała o nim. W tej chwili Callisto rozważała, czy życiem faktycznie rządzi przeznaczenie. Od małego elfiątka wmawiano jej, jakie jest jej przeznaczenie. I los chciał, że stawała okoniem wbijanemu do łba posłannictwu, wtem słyszała o nowym przeznaczeniu. Wielu ludzi wierzy w istnienie przeznaczenia, tajemniczej siły, która wiąże ze sobą pewne osoby, determinuje ich losy. Według nich można podążać ścieżką przeznaczenia z własnej woli, można też opierać się zrządzeniom losu, ale niesie to ze sobą bardzo przykre konsekwencje. Są jednak tacy, którzy twierdzą, że przeznaczenie to nie wszystko - że trzeba czegoś więcej, aby się dokonało, nawet jeśli prawa losu stanowią inaczej. W żadnej z ksiąg nie udzielono jednak jednoznacznej odpowiedzi na stawiane pytania.Callisto
– To miłe z twojej strony... – odparła skonfundowana życzliwością obcego. Nigdy dotąd nie zaznała takiej bezinteresownej dobroci tudzież troski. Nigdy dotąd też nie oferowała tego nikomu. Być może źle go oceniła, lecz, jak sam mieszkaniec Asvahill wspomniał, miała trudny żywot. Wszelkie dramaty, kryzysy i niepowodzenia ukształtowały ją na wzór wraku moralności. Tylko jej miłość do dzieci była prawdziwa. Czysta jak źródło, które nigdy nie wysycha. Zamknęła oczy, a w myślach wyłoniły się obrazy. Jej małe dzieci, bawiące się w świetle słońca, ich śmiech brzmiał jak muzyka, która mogłaby poruszyć najzimniejsze serca. W tych chwilach zdawało się, że czas zatrzymuje swój bieg, a świat wokół nich zatracał się w blasku ich niewinności. Callisto wiedziała, że w ich oczach odbija się cały wszechświat — pełen magii, nadziei i marzeń, które były tak kruchymi, jak ulotny wietrzyk. Czy mogła podobnie spoglądać na innych? Wątpliwe...
– Jestem nieco poobijana, jeśli byłbyś skłonny poprowadzić mnie do lecznicy, zyskasz moją wdzięczność – poprawiła lnianą torbę na ramieniu. Kostur wbity w ziemię, będący jej bronią i podporą, dawał znak do wymarszu.
– Czy macie tu jakichś uzdolnionych magicznie? – dodała, ruszając z miejsca. Magia była tym, na czym znała się najlepiej. Przywykła otaczać się podobnymi sobie. Być może, któryś z magicznych pomógłby jej naprawić smugę.
Targ
12 POST POSTACI
Ail'ei
Elfka jak zwykle miała więcej pracy niż zdołałaby udźwignąć, ale dawała z siebie wszystko co mogła. Jeszcze nie tak dawno ratowała dziecko z wód portu, a teraz to. Staruszka nie wydawała się być wielkim zagrożeniem, dlatego gwizdnęła do elfich strażników stojących dalej i wskazała na incydent, aby ci się tym zajęli. Bardziej potrzebna była przy straganie...a przynajmniej taką miała nadzieję. Życie tutaj to codzienne wybory, co jest ważniejsze od innych rzeczy.Ail'ei
- Idź zobacz co u twojej nastoletniej pacjentki. Ja muszę rozwiązać tutaj kilka konfliktów...dzień jak co dzień, co? - położyła dłoń na ramieniu Zin i zachęcająco się uśmiechnęła krótko. Ail od czasu powstania miasteczka uśmiechała znacznie częściej...znacznie jak na nią. To wciąż była rzadkość, ale przy Zin było to łatwiejsze, wiedziała że ta jej nie ocenia.
Odeszła i zwróciła się ku straganowi zbliżając się do niego. Miała co prawda inne plany, ale brak było jej tropów. To mogła być anomalia, więc poszuka jej efektów później, kiedy miasto trochę się uspokoi.
- Jakiś problem? - zapytała gdy zbliżyła się do straganu, lustrując wzrokiem człowieka i elfa. Kiedyś przyboczna królowej, gwardzistka, dzisiaj strażniczka rozwiązująca konflikty między klientami i sprzedawcami. Jak nisko upadła. Ale nie przybijała jej ta myśl, bo zawsze miała zajęcie, pracę która pomagała jej być użyteczną.