Chociaż nierzadko miejsce to nazywano rynkiem bądź targowiskiem w istocie było to zaledwie zbiorowisko kilku straganów rozstawionych jeden przy drugim. Nieliczne konstrukcje z zadaszeniem, wsparte na cienkich drewnianych palach mogły ochronić dobra przed mżawką, czy słońcem, jednak nie stanowiły żadnego zabezpieczenia, gdy wsypę okalały zewsząd sztorm i burze. Wówczas czterech handlarzy, którzy na co dzień prowadzili miedzy sobą zaciekłe bitwy o klientele łączyło siły, aby czym prędzej przetransportować majątek życia do magazynu położonego kawałek bliżej miasta. Dobrze tu zwrócić uwagę, że bazar umiejscowiony jest na granicach aglomeracji z lasem, dość daleko od portu. Lokalizacja ta została wybrana ze względu na dużą, wciąż niezagospodarowaną przestrzeń, a także przez wzgląd na łatwość sprowadzenia tu towarów z głębi puszczy. Do tych zaś należą głównie wszelkie dobra natury: owoce, warzywa, zioła, kruszec, ale również miejscowe wyroby, takie jak pieczywo, narzędzia, rzadziej biżuteria i odzież. Dwa stoiska posiadają w swojej ofercie produkty z importu tj. przeważnie pożywienie, acz wprawne oko znajdzie tu bardziej nietypowe artykuły.
— To... na co masz ochotę? — zapytała przyjaciółka, gdy mijały wystawkę oferującą cztery odmiany ziemniaka. Delikatny rumieniec na jej policzkach i subtelny uśmiech sugerowały, że świeże powietrze oraz towarzystwo bliskiej osoby dobrze jej robiły. To były tylko proste zakupy, acz czerpała z nich nieskrywaną radość.
Targ
2Kto by kiedyś pomyślał, że ta gwardzistka która przybyła do obozu lata temu, dzisiaj będzie potrafiła się przekomarzać i czerpać z tego radość. Dawniej żarty i uśmiech na jej twarzy to ostatnie, czego można się było po niej spodziewać. Gwardziści nie słynęli z poczucia humoru. Szczególnie rozbawiła ją docinka o zatruciach. Czyżby Zin insynuowała, że Ail nie poradzi sobie z gotowaniem?
- Jakie zatrucia. Dzisiaj przygotuję nam wyborną zupę z korzonków, moje popisowe danie. - uśmiała się, bo w rzeczywistości wszystko co potrafiła ugotować na ognisku to to, co znalazła w dziczy. Smak niemal wszystkiego był paskudny, ale dawało to potrzebną energię do przetrwania i nie cierpiała z tego powodu bólów brzucha.
Nie poganiała druidki, ale najwyraźniej sama chciała już wyjść tak szybko jak to możliwe. I wcale się jej Strażniczka nie dziwiła, gdyby tkwiła tutaj pół dnia sama miałaby ochotę uciec z tego budynku. Nie uszło jej uwadze fakt, że znęcała się nad pergaminem chyba zbyt mocno. Była zestresowana, tego nie dało się nie odczuć.
I jak rzeczywiście się okazało, jej młodsza siostra też nie wychodziła z pracy, nawet wychodząc na przerwę. Obie były na swój sposób wyjątkowe dla miasta, dlatego praca w ich przypadku trwała od rana do zmierzchu, a czasami nawet po nocach. To prawda że brakowało wykwalifikowanych osób, dlatego na następnym posiedzeniu rady trzeba będzie poruszyć ten temat. Lúinwë miała to w krwi, dla niej służba to życie. Była szkolona do tego od maleńkości i wręcz nie mogłaby wysiedzieć, gdyby ktoś kazał jej wziąć urlop. Jednakże Élil nie była tego typu osobą, potrzebowała odpoczynku i relaksu. w przeciwnym razie po prostu się wypali i było to po niej widać. Druidzi z natury kochali...naturę. Raczej przesiadywanie w budynkach godzinami nie służyło im.
Kiedy jej towarzyszka po drodze zajmowała się innymi, Ail wykorzystywała tą chwilę na przegląd innych strażników, których spotkała. Jednego już dzisiaj musiała zwolnić ze służby, więc musiała sprawdzić, czy takich gogusiów nie jest więcej. Kto wie, może zaraz się okaże, że i ona nie ma rąk do pomocy. Nie mogła w pojedynkę utrzymywać porządku, tak jak druidka w pojedynkę nie da rady na dłuższą metę zapanować na opieką lekarską.
- Nic nie szkodzi Zin. - uniosła lekko dłoń i uśmiechnęła się. - Rozumiem, nikomu nie jest łatwo. Chwila relaksu jest dzisiaj na wagę złota dla nas. Musisz wziąć sobie kilka dni wolnego, najlepiej z dala od miasta. Brakuje ci koloru. - odgarnęła dłonią kosmyk jej włosów za ucho, aby przyjrzeć się lepiej jej twarzy. - Nie jestem lekarzem, ale widać, że tak intensywna praca ci nie służy.
Gdy dotarły na targowisko, ten widok ucieszył nawet starszą Ail'ei. Chociaż wiele było do zrobienia, a piękna elfia architektura wymagała lat aby została odtworzona, to już teraz elfy starały się współistnieć z naturą. Gdy przebywała w ludzkich miastach brakowało jej natury, ludzie wyniszczali wszystko wokół pod budowle, jednak elfy starały się ją wplatać w architekturę. To właśnie wyróżniało ich miasta od ludzkich. Było tu tak wiele rzeczy, chociaż oczywiście nie dorównywało to największym targowiskom na kontynencie, ale i tak to było więcej niż można było liczyć dawniej.
- Pomarańcze. I banany. - spojrzała z takim pragnieniem w oczach na te egzotyczne owoce. Ostatni raz miała okazję próbować je lata temu, dlatego gdy tylko je zobaczyła, musiała je mieć. Też była elfem i mogła czegoś pragnąć...na jej nie profesjonalizm.
- Powinnyśmy zrobić kiedyś mały biwak kawałek poza miastem, na jakimś wzgórzu. Spędzić cały cały dzień tylko we dwie, odpocząć od tego wszystkiego. Tobie na pewno się to przyda, a ja ci pomarudzę trochę i potrenuję w spokoju. Od miesięcy tylko pracujesz, potrzebujesz odpocząć. Wolałabym nie szukać kolejnego druida, który będzie musiał cię leczyć. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
- Jakie zatrucia. Dzisiaj przygotuję nam wyborną zupę z korzonków, moje popisowe danie. - uśmiała się, bo w rzeczywistości wszystko co potrafiła ugotować na ognisku to to, co znalazła w dziczy. Smak niemal wszystkiego był paskudny, ale dawało to potrzebną energię do przetrwania i nie cierpiała z tego powodu bólów brzucha.
Nie poganiała druidki, ale najwyraźniej sama chciała już wyjść tak szybko jak to możliwe. I wcale się jej Strażniczka nie dziwiła, gdyby tkwiła tutaj pół dnia sama miałaby ochotę uciec z tego budynku. Nie uszło jej uwadze fakt, że znęcała się nad pergaminem chyba zbyt mocno. Była zestresowana, tego nie dało się nie odczuć.
I jak rzeczywiście się okazało, jej młodsza siostra też nie wychodziła z pracy, nawet wychodząc na przerwę. Obie były na swój sposób wyjątkowe dla miasta, dlatego praca w ich przypadku trwała od rana do zmierzchu, a czasami nawet po nocach. To prawda że brakowało wykwalifikowanych osób, dlatego na następnym posiedzeniu rady trzeba będzie poruszyć ten temat. Lúinwë miała to w krwi, dla niej służba to życie. Była szkolona do tego od maleńkości i wręcz nie mogłaby wysiedzieć, gdyby ktoś kazał jej wziąć urlop. Jednakże Élil nie była tego typu osobą, potrzebowała odpoczynku i relaksu. w przeciwnym razie po prostu się wypali i było to po niej widać. Druidzi z natury kochali...naturę. Raczej przesiadywanie w budynkach godzinami nie służyło im.
Kiedy jej towarzyszka po drodze zajmowała się innymi, Ail wykorzystywała tą chwilę na przegląd innych strażników, których spotkała. Jednego już dzisiaj musiała zwolnić ze służby, więc musiała sprawdzić, czy takich gogusiów nie jest więcej. Kto wie, może zaraz się okaże, że i ona nie ma rąk do pomocy. Nie mogła w pojedynkę utrzymywać porządku, tak jak druidka w pojedynkę nie da rady na dłuższą metę zapanować na opieką lekarską.
- Nic nie szkodzi Zin. - uniosła lekko dłoń i uśmiechnęła się. - Rozumiem, nikomu nie jest łatwo. Chwila relaksu jest dzisiaj na wagę złota dla nas. Musisz wziąć sobie kilka dni wolnego, najlepiej z dala od miasta. Brakuje ci koloru. - odgarnęła dłonią kosmyk jej włosów za ucho, aby przyjrzeć się lepiej jej twarzy. - Nie jestem lekarzem, ale widać, że tak intensywna praca ci nie służy.
Gdy dotarły na targowisko, ten widok ucieszył nawet starszą Ail'ei. Chociaż wiele było do zrobienia, a piękna elfia architektura wymagała lat aby została odtworzona, to już teraz elfy starały się współistnieć z naturą. Gdy przebywała w ludzkich miastach brakowało jej natury, ludzie wyniszczali wszystko wokół pod budowle, jednak elfy starały się ją wplatać w architekturę. To właśnie wyróżniało ich miasta od ludzkich. Było tu tak wiele rzeczy, chociaż oczywiście nie dorównywało to największym targowiskom na kontynencie, ale i tak to było więcej niż można było liczyć dawniej.
- Pomarańcze. I banany. - spojrzała z takim pragnieniem w oczach na te egzotyczne owoce. Ostatni raz miała okazję próbować je lata temu, dlatego gdy tylko je zobaczyła, musiała je mieć. Też była elfem i mogła czegoś pragnąć...na jej nie profesjonalizm.
- Powinnyśmy zrobić kiedyś mały biwak kawałek poza miastem, na jakimś wzgórzu. Spędzić cały cały dzień tylko we dwie, odpocząć od tego wszystkiego. Tobie na pewno się to przyda, a ja ci pomarudzę trochę i potrenuję w spokoju. Od miesięcy tylko pracujesz, potrzebujesz odpocząć. Wolałabym nie szukać kolejnego druida, który będzie musiał cię leczyć. - uśmiechnęła się do niej ciepło.
Targ
3POST BARDA
W miarę jak Ail i Zin przemierzały miasto w drodze na targ, rudowłosa znalazła okazję, aby nieco lepiej przyjrzeć się swoim podwładny ze straży miejskiej. Właściwie można tu było mówić o podwójnym szczęściu, bo choć ścieżka wiodąca na rynek nie należała do przesadnie długich to udało jej się natrafić na patrol złożony właśnie z dwóch osób. Przedstawiciele milicji od razu wyprostowali się do pionu, po czym zasalutowali uderzeniem pięści w okolice serca. Mężczyzna i kobieta byli jej znani - starszy z nich niziołek nazywał się Bardak, jego elfia towarzyszka nosiła miano Covell. Na pierwszy rzut oka nie było w nich nic szczególnego. Ubrani byli jak cywile, a jedynym wyróżnikiem ich wyglądu były czerwone chusty, symbol sił zbrojnych bezpośrednio podlegających pod Lúinwë. Covell u swego boku dzierżyła krótki miecz, niziołek dysponował procą. To, co jednak zasługiwało na uwagę to ich zachowanie, podejście do obowiązków bowiem ta przypadkowa para całkiem nieźle odzwierciedlała bolączki i atuty całej organizacji, której przewodziła Strażniczka.Na początku dobrze zauważyć, że nie każdego w Asvahill było stać na broń. Ogromna część tej młodej społeczności była reprezentowana przez zbiegów z kontynentu lub rodziny, które szukały sposobności, by zacząć coś nowego. W obu przypadkach mówimy tu o starcie niemal od zera. Sama podróż na wyspę nie należała ani do prostych, ani tanich, a i przeciętny rolnik, czy taki były niewolnik niekoniecznie dysponowali środkami, żeby pozwolić sobie na coś więcej niż wyżywienie oraz bilet w jedną stronę. Tym samym, jeśli po dotarciu ktoś decydował się na służbę w milicji przeważnie przychodził z pustymi rękami, wielu postrzegało ten zawód jak źródło zarobku, nie zaś powołanie. Ail mogła zatem odnotować w myśli, że każdy sprzęt, który tego dnia widziała u boku strażników stanowił własność miejskiego arsenału. Ten, nawiasem mówiąc, pochodził głównie z plemienia Szarego Wichru bądź z handlu i nie budził zachwytu ni jakością, ni zasobnością, acz na obecne potrzeby musiał im wystarczać.
Poza wypożyczonym, przeciętnym ekwipunkiem bojowym oraz parą czerwonych chust Ail mogła zauważyć, że zarówno Bardak, jak i Covell wiedzieli, jak posługiwać się posiadanym orężem, a zarazem całkiem dobrze znali swoje obowiązki. To właściwie należało do zasług treningu, jaki odbyli po zaciągnięciu się do służby, jakkolwiek jej uwadze nie umknęła rozbieżność w postawie tej dwójki. Podobnie jak wszyscy pozostali rekruci, tak i oni reprezentowali jeden z dwóch nurtów. Elfka, choć młoda wiekiem w tym przypadku przypominała starego wiarusa - podchodziła do pracy na chłodno, rozważnie, pokładała wiele ufności w ideały odrodzonej stolicy. Czy to ze względów prywatnych, czy z troski o dobro społeczności wyróżniała ją pasja - to był żołnierz, o którym każdy dowódca marzył. Co prawda wciąż brakowało jej doświadczenia (jak wszystkim z resztą), ale była lojalna, zarazem skora do nauki. Bardak skądinąd miał na względzie inne wartości. Niziołek przybył do obcej krainy uciekając przed długami, więc tym, co go najbardziej interesowało była stabilność finansowa. Szczerze powiedziawszy nie czuł się jakoś szczególnie związany z Asvahill, miasto jak miasto. Jeśli tutaj nie uda mu się zapuścić korzeni ruszy gdzieś dalej i spróbuje po raz kolejny. Zdecydował się na tę robotę, bo znalazł się wakat, no i nie musi przymierać głodem, ot co. Ze względu na lata nie palił się do gonienia złodziei ani bezpośredniego starcia, również z tego powodu uzbroił się w procę.
Reasumując Ail miała przed sobą dwójkę żółtodziobów z kompletnie różnych środowisk, którzy wszystko, co posiadali - broń, wyszkolenie oraz cel otrzymali od miasta, któremu służyli. Jedno z nich było skore wskoczyć w ogień, żeby ratować poszkodowanych, drugie w tym czasie wolało nosić wiadra z wodą i poczekać na wsparcie. Jedno wyglądało występku na ulicach, drugie ławki stojącej w cieniu. Jedno walczyło o lepsze jutro, drugie o lepsze wynagrodzenie. Tak mniej więcej prezentowała się cała milicja. Przy tym dobrze zauważyć, że liczba ochotników raczej nie napawała optymizmem. Jak wszędzie brakowało im rąk do pracy, szczególnie tych wykwalifikowanych. Strażnicy zazwyczaj pracowali w parach ucząc się od siebie nawzajem, ale również budując tak zaufanie w szeregach. Gdyby gwardzistka postanowiła jakkolwiek rozwinąć swoją skromną organizację istniało wiele kwestii, którym mogła się poświęcić. Odpowiedni trening z pewnością wzmocniłby zdolności bitewne jej podwładnych, szukanie kowala, czy innego dostawcy wyposażenia zagwarantowałoby lepsze wyposażenie zaś przeprowadzenie rekrutacji na terenie miasta lub poza nim zaspokoiłoby obecne braki. A może, zamiast doraźnych działań winna poszukać prawej ręki, zastępcy? Oczywiście wszystko zależało tylko od niej.
Tymczasem podwładni zmuszeni byli ruszyć swoją drogą, a Zin zaczęła dotrzymywać jej kroku. Po krótkiej wymianie zdań Ail zbliżyła się, sięgnęła do twarzy przyjaciółki i odgarnęła dłonią kosmyk czarnych włosów za jej ucho. Wówczas stała się świadkiem zachowania, które mogło obudzić w niej wspomnienia z początków ich znajomości. Elil zarumieniła się jak podlotek, którym niegdyś była. Otworzyła usta jakby chciała zaprotestować, następnie je zamknęła, po czym wreszcie zebrała się na odwagę, żeby właściwie odpowiedzieć na troskę gwardzistki:
— Um... aż tak to widać? — jej wzrok uciekł gdzieś na bok — To nie takie proste, Ail.
Druidka sięgnęła ramienia i objęła je stwarzając wrażenie niepewnej, zakłopotanej. Wyglądało na to, że nie mogła po prostu zaprzeczyć uwagom swej siostry, ale jednocześnie coś ją powstrzymywało przed wzięciem wolnego od obowiązków.
— Poza mną na wyspie jest tylko jeden medyk, a z dnia na dzień przybywa nam nowych osadników. Moja nieobecność byłaby równoznaczna z obciążeniem kogoś innego. Wiem, że masz rację, że powinnam odpocząć, ale co z moimi pacjentami? Wiele byłych kultystów nadal zmaga się z uzależnieniem i pozostawienie ich bez opieki byłoby nie w porządku.
Gdy tylko dotarły na plac rynkowy temat rozmowy przynajmniej na razie dobiegł końca. Szukanie pomarańczy i bananów pośród pokaźnych zbiorów lokalnych handlarzy nie zajęło im wiele czasu. Tym bardziej że uśmiechnięty od ucha do ucha sprzedawca chętnie służył im pomocą, oprowadzał po swoim straganie przy okazji zachwalając pozostałe dobra. Najtrudniejszą kwestią okazała się cena zakupów bowiem ani cwany kupiec, ani uparta druidka nie zamierzali lekko żegnać się z mamoną. Po kilku minutowej batalii słownej obie strony wreszcie doszły do porozumienia - nikt nie był zadowolony z rezultatu, ale taki już urok handlu. Elil odetchnęła z ulgą, gdy wraz z siostrą zaczęły oddalać się od straganu.
— Co za tupet! Jakbym musiała targować się o życie z samym Usalem. — mimo narzekania na jej twarzy zagościł uśmiech, może tak naprawdę lubiła negocjacje i ten dreszcz emocji im towarzyszący — Myślisz, że naprawdę ma na utrzymaniu czwórkę dzieci, teściów i psa? — zapytała ledwie powstrzymując chichot.
— Usiądziemy? — wskazała na ławkę stojącą na obrzeżach targu, ale widocznie nie zamierzała czekać na odpowiedź. Od razu położyła na brzegu swoją skórzaną torbę z zakupami oraz medykamentami, poprawiła sukienkę i przysiadła. Szybko sięgnęła do wnętrza pakunku i wyciągnęła z niej soczystą pomarańczę. Bez większego problemu rozdarła ją na dwie niemal równe połówki, po czym podała Ail jedną z nich. Świeże, czyste powietrze wypełnił słodki zapach owoców. Niebo przybrało płomienne barwy, co wskazywało na zbliżający się zachód słońca. Pogoda im sprzyjała - na zewnątrz było ciepło i przyjemnie.
— Biwak? — Zin spojrzała na nią, a w kącikach jej oczu zagościł blask należący do kogoś, kto był żądny przygody — Podoba mi się ten pomysł! Dawno już nie robiłyśmy czegoś takiego. Mogłabym pozbierać trochę roślin rosnących w tamtej okolicy, podobno niedaleko jest też niewielki wodospad, może nawet upiekłabym placek z khe- khee-
Z tego podekscytowania mówiła dość pośpiesznie, a wciąż nie przełknęła tego, co jadła to i wnet zaczęła się krztusić. Zgięła się w pół i uderzała pięścią o klatkę próbując jakoś przywrócić do porządku. Mogła być dorosłą, odpowiedzialną osobą, ale kiedy emocje brały nad nią górę nadal zdarzało jej się zapomnieć o pewnych sprawach. Tak to już bywało z "młodszym rodzeństwem".
Targ
4Strażniczka nie była głupia, była świadoma tego, że zapuszczenie nowych korzeni przyprawi ją i jej najbliższych towarzyszy o nieprzespane noce i trudne decyzje. Jednakże w jej głowie wydawało się to o wiele prostsze. Kiedy teraz musiała się z nimi mierzyć na co dzień, było to z dnia na dzień coraz trudniejsze. Miasto na każdym kroku wymagało inwestycji w wiele ważnych gałęzi rozwoju, a sama straż wymagała ich kilkanaście co najmniej. A decydowanie o tym co stanie się priorytetem też nie było łatwe.
Bardak i Covell byli tego najlepszym przykładem. Z jednej strony była wdzięczna Covell za jej oddanie i fakt, że przykładała do swojego stanowiska tyle uwagi. Trochę przypominała Ail'ei jej młodszą wersję. Chętnie poświęciłaby jej specjalną uwagę, aby zrobić z niej prawdziwą wojowniczkę kogoś, kogo mogłaby mianować prawą ręką, która zadbałaby o straż miejską, kiedy Ail zajmowałaby się ważniejszymi kwestiami. Co do Bardaka to najchętniej pozbyłaby się takich osobników ze straży, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Chętnych i tak było niewielu, a jeśli uległaby swoim wysokim wymaganiom, zapewne zostałaby z kilkoma osobami, które można by policzyć na jednej ręce. Do czasu aż coś się nie zmieni na lepsze, musiała ufać, że obecność takich osób jak Bardak zapewni przynajmniej efekt siły, a tym samym porządek w mieście. Niestety takie osoby były narażone na korupcję, dlatego chociaż nie było to dla innych oczywiste, starała się ustalać patrole i grupy w taki sposób, aby przynajmniej jedna osoba była względnie godna zaufania.
Odsalutowała im i pozwoliła ruszyć dalej. To nie tak, że chciała robić kontrolę na środku ulicy szczególnie, że ten czas chciała poświęcić Zin. Obie miały zbyt mało czasu w codziennych obowiązkach, a jeszcze mniej aby dbać o siebie nawzajem, a przecież rodzina też jest ważna. Dawna gwardzistka miała silną psychikę i mogła znieść wiele, ale młoda druidka już niekoniecznie, nie była szkolona od dziecka do ciężkich warunków, a zamiast tego uczona była kochać naturę i to co ta ze sobą niesie. Nie było w tym raczej spędzania kilkunastu godzin dziennie z chorymi i z nosem w dokumentach. Współczuła jej trochę bo chociaż w obozie też dbała o zdrowie innych, miała znacznie więcej czasu na ochronę i dbanie o elfią kulturę. Teraz nie miała na to kompletnie czasu, ale doceniała chociaż fakt, że teraz o tę kulturę i o to aby ta nie przepadła, dbała królowa.
- Wiem Zinie, wiem. - odpowiedziała jej lekko przejęta starsza siostra. Nie mogła jej mieć za złe takiej odpowiedzi, bo zapewne sama powiedziałaby coś podobnego. Były tutaj jedynymi specjalistkami w swoim fachu, więc czy mogły od tak zapomnieć i porzucić obowiązki choćby na jeden dzień? Miasto chociaż funkcjonowało nieźle z perspektywy zwykłego człowieka, to ci mający o nim wiele więcej pojęcia wiedzieli, że trzyma się ono na marzeniach o lepszym jutrze. Ale marzenia mają to do siebie, że ciężko zmusić kilkaset czy tysięcy osób do marzenia o tym samym. Na razie to się udawało, ale jak długo to potrwa, zanim elfy zaczną marzyć o zupełnie innych rzeczach? Właśnie dlatego potrzebny był rozwój, dobre wieści i stabilizacja.
- W takim razie nie odpoczniesz. - zaśmiała się lekko z uśmiechem zanim druidka zaczęła negocjować stawki z handlarzem. Niektórzy to mieli tupet rzeczywiście, ale każdy próbował jakoś się dorobić. Na razie nie było to znacznym problemem, ale Strażniczka obserwowała to w jaki sposób handlarze podchodzą do obrotu towarem. Niestety ale trudne czasy kreowały skrajne ubóstwo i kupców, którzy ustawiali ceny tylko po to, aby zarobić jeszcze więcej. Każdy kto planował handlować w nowej stolicy wiedział o tym, że taka polityka nie będzie tolerowana przez nią i władze. Lea'Fenistea była bogatym miejscem i wszystko było tam tak jak trzeba, ale to wymagało wieków. Teraz zaczynali od zera i nie łatwo było pogodzić wszystko ze wszystkim.
- Nie sądzę, jakoś nie przypominam sobie abym widziała go w towarzystwie dzieci kiedykolwiek. Dzisiaj nie wywarłaś wrażenia. Straciłaś swój urok, to pewnie przez zmęczenie. - powiedziała ze śmiechem w głosie kiedy zajmowała miejsce na ławce.
Prawdę mówiąc, tak zażyła relacja z Zin pomagała w pracy Ail. Bo kto postawi się Strażniczce, która może łatwo zadbać o to, aby ktoś potem nie otrzymał pomocy medycznej? Znaczy zapewne by tego nie zrobiła, chyba. Przyjęła połowę pomarańczy z lekkim ukłonem głowy. Zabawne że kiedyś było to coś, co każdy w Lea'Fenistea mógł dostać bez problemu za grosze. Dzisiaj była to egzotyka, na którą można było sobie pozwolić raz na jakiś czas.
Wsłuchała się w zdanie Zin o biwaku, ale potem ta zaczęła się krztusić. Przez chwilę nie reagowała mając nadzieję, że poradzi sobie sama. Gdyby tak się jednak nie stało, zdzieliłaby ją porządnie w plecy, to zawsze pomaga chociaż nie jest przyjemne.
Była pewna że przyda jej się chociaż jeden dzień wolnego z dala od tego wszystkiego. No może nie tak bardzo z dala, ale nie w samym mieście. A Strażniczce też przyda się kilka godzin spokoju, aby zaplanować "co dalej". Musiała przede wszystkim pozyskać kowala, łuczarza i lekarzy. Może przy okazji zadbać o kontakty handlowe? A może wybrać się do ruin Lea'Fenistea i spróbować szczęścia w pozyskaniu tego, co elfy zostawiły po sobie? Porządnej broni, zbroi, cennych ksiąg i złota? To niebezpieczna wyprawa i nawet przez te wszystkie lata była szansa, że wciąż wiele tam zostało. Najpierw jednak wyprawiłaby się tam sama, aby nie ryzykować życia innych i przekonać się czy w ogóle warto ryzykować. Tak, to był dobry pomysł. Było to względnie niedaleko a dawało spore szanse, że to co zostawiono, przetransportują do nowej stolicy i w ten sposób, dadzą sobie niezły zastrzyk złota, technologii i ekwipunku.
Nawet nie zdążyła skosztować pomarańczy, a już musiała ratować kogoś, Zin w tym przypadku.
- No no, spokojnie. - objęła ją lekko.
Bardak i Covell byli tego najlepszym przykładem. Z jednej strony była wdzięczna Covell za jej oddanie i fakt, że przykładała do swojego stanowiska tyle uwagi. Trochę przypominała Ail'ei jej młodszą wersję. Chętnie poświęciłaby jej specjalną uwagę, aby zrobić z niej prawdziwą wojowniczkę kogoś, kogo mogłaby mianować prawą ręką, która zadbałaby o straż miejską, kiedy Ail zajmowałaby się ważniejszymi kwestiami. Co do Bardaka to najchętniej pozbyłaby się takich osobników ze straży, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Chętnych i tak było niewielu, a jeśli uległaby swoim wysokim wymaganiom, zapewne zostałaby z kilkoma osobami, które można by policzyć na jednej ręce. Do czasu aż coś się nie zmieni na lepsze, musiała ufać, że obecność takich osób jak Bardak zapewni przynajmniej efekt siły, a tym samym porządek w mieście. Niestety takie osoby były narażone na korupcję, dlatego chociaż nie było to dla innych oczywiste, starała się ustalać patrole i grupy w taki sposób, aby przynajmniej jedna osoba była względnie godna zaufania.
Odsalutowała im i pozwoliła ruszyć dalej. To nie tak, że chciała robić kontrolę na środku ulicy szczególnie, że ten czas chciała poświęcić Zin. Obie miały zbyt mało czasu w codziennych obowiązkach, a jeszcze mniej aby dbać o siebie nawzajem, a przecież rodzina też jest ważna. Dawna gwardzistka miała silną psychikę i mogła znieść wiele, ale młoda druidka już niekoniecznie, nie była szkolona od dziecka do ciężkich warunków, a zamiast tego uczona była kochać naturę i to co ta ze sobą niesie. Nie było w tym raczej spędzania kilkunastu godzin dziennie z chorymi i z nosem w dokumentach. Współczuła jej trochę bo chociaż w obozie też dbała o zdrowie innych, miała znacznie więcej czasu na ochronę i dbanie o elfią kulturę. Teraz nie miała na to kompletnie czasu, ale doceniała chociaż fakt, że teraz o tę kulturę i o to aby ta nie przepadła, dbała królowa.
- Wiem Zinie, wiem. - odpowiedziała jej lekko przejęta starsza siostra. Nie mogła jej mieć za złe takiej odpowiedzi, bo zapewne sama powiedziałaby coś podobnego. Były tutaj jedynymi specjalistkami w swoim fachu, więc czy mogły od tak zapomnieć i porzucić obowiązki choćby na jeden dzień? Miasto chociaż funkcjonowało nieźle z perspektywy zwykłego człowieka, to ci mający o nim wiele więcej pojęcia wiedzieli, że trzyma się ono na marzeniach o lepszym jutrze. Ale marzenia mają to do siebie, że ciężko zmusić kilkaset czy tysięcy osób do marzenia o tym samym. Na razie to się udawało, ale jak długo to potrwa, zanim elfy zaczną marzyć o zupełnie innych rzeczach? Właśnie dlatego potrzebny był rozwój, dobre wieści i stabilizacja.
- W takim razie nie odpoczniesz. - zaśmiała się lekko z uśmiechem zanim druidka zaczęła negocjować stawki z handlarzem. Niektórzy to mieli tupet rzeczywiście, ale każdy próbował jakoś się dorobić. Na razie nie było to znacznym problemem, ale Strażniczka obserwowała to w jaki sposób handlarze podchodzą do obrotu towarem. Niestety ale trudne czasy kreowały skrajne ubóstwo i kupców, którzy ustawiali ceny tylko po to, aby zarobić jeszcze więcej. Każdy kto planował handlować w nowej stolicy wiedział o tym, że taka polityka nie będzie tolerowana przez nią i władze. Lea'Fenistea była bogatym miejscem i wszystko było tam tak jak trzeba, ale to wymagało wieków. Teraz zaczynali od zera i nie łatwo było pogodzić wszystko ze wszystkim.
- Nie sądzę, jakoś nie przypominam sobie abym widziała go w towarzystwie dzieci kiedykolwiek. Dzisiaj nie wywarłaś wrażenia. Straciłaś swój urok, to pewnie przez zmęczenie. - powiedziała ze śmiechem w głosie kiedy zajmowała miejsce na ławce.
Prawdę mówiąc, tak zażyła relacja z Zin pomagała w pracy Ail. Bo kto postawi się Strażniczce, która może łatwo zadbać o to, aby ktoś potem nie otrzymał pomocy medycznej? Znaczy zapewne by tego nie zrobiła, chyba. Przyjęła połowę pomarańczy z lekkim ukłonem głowy. Zabawne że kiedyś było to coś, co każdy w Lea'Fenistea mógł dostać bez problemu za grosze. Dzisiaj była to egzotyka, na którą można było sobie pozwolić raz na jakiś czas.
Wsłuchała się w zdanie Zin o biwaku, ale potem ta zaczęła się krztusić. Przez chwilę nie reagowała mając nadzieję, że poradzi sobie sama. Gdyby tak się jednak nie stało, zdzieliłaby ją porządnie w plecy, to zawsze pomaga chociaż nie jest przyjemne.
Była pewna że przyda jej się chociaż jeden dzień wolnego z dala od tego wszystkiego. No może nie tak bardzo z dala, ale nie w samym mieście. A Strażniczce też przyda się kilka godzin spokoju, aby zaplanować "co dalej". Musiała przede wszystkim pozyskać kowala, łuczarza i lekarzy. Może przy okazji zadbać o kontakty handlowe? A może wybrać się do ruin Lea'Fenistea i spróbować szczęścia w pozyskaniu tego, co elfy zostawiły po sobie? Porządnej broni, zbroi, cennych ksiąg i złota? To niebezpieczna wyprawa i nawet przez te wszystkie lata była szansa, że wciąż wiele tam zostało. Najpierw jednak wyprawiłaby się tam sama, aby nie ryzykować życia innych i przekonać się czy w ogóle warto ryzykować. Tak, to był dobry pomysł. Było to względnie niedaleko a dawało spore szanse, że to co zostawiono, przetransportują do nowej stolicy i w ten sposób, dadzą sobie niezły zastrzyk złota, technologii i ekwipunku.
Nawet nie zdążyła skosztować pomarańczy, a już musiała ratować kogoś, Zin w tym przypadku.
- No no, spokojnie. - objęła ją lekko.