Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

46
POST POSTACI
Dandre
Bard musiał przed sobą przyznać, że miło było pozostać rozpoznawalnym nawet… tutaj, czymkolwiek i gdziekolwiek byłoby to miejsce. Wiedział, że artystka, której oblicze rozjaśniło się nieco, gdy udało jej się połączyć kropki, pochodziła z Archipelagu, zaś rzygająca dama z pewnością wywodziła się z Keronu. Uśmiech, który w międzyczasie pojawił się na ustach pana Biriana nieco zrzedł, gdy głos Parii ugrzązł na chwilę, kiedy ta szukała odpowiednio kurtuazyjnego słowa. Zmarszczył leciutko brwi, wyrzekł prędko krótką ripostę, kwitującą tę częstą rozbieżność między plotkami, a rzeczywistością. Uśmiechnął się szeroko, gdy skłoniła się przed nim, potwierdzając jego domysły i widać było po jego twarzy, że chętnie kontynuowałby rozmowę, gdyby nie wołające o pomstę do nieba zachowanie półgoblina.
Starał się znaleźć z prostakiem jakąś nić porozumienia, ale jego ambitna próba lingwistycznej zabawy w chłopa została skwitowana jeno jakimś trudnym do sklasyfikowania odgłosem i ucieczką. Birian stanął w miejscu, szczerze skołowany. Kiedy on próbował zagadać niskorosłego mężczyznę, reszta towarzystwa usunęła się z pokoju i rozpoczęła dalszą eksplorację ich… więzienia?
- Na Bogów, z jakiego powodu w ogóle próbuję rozmawiać z tą zieloną zarazą? Widać, że wart swych pobratymców, a już z pewnością podobnie dziki. Przynajmniej nie wydaje się, by trzeba było uciszać go stalą… – z rękoma założonymi na biodrach przyglądał się czmychającemu w dal Arno.
Zdawało się, że Dandre jeno mrugnął kilka razy, a półgoblin już pochylał się nad jakimś ciałem, szabrując je w najlepsze. Bard czuł, jak w jego ciele narasta gniew i ruszył prędkim krokiem ku bandycie, ale ledwo zbliżył się do progu drzwi, przystanął, jakby wmurowało go w ziemię.
Poznawał tą, nad którą pochylał się Arno.
Aremani… Pierwsza gęba Kattok, której napadów złości i całkiem kreatywnego wyklinania wszystkiego na czym świat stoi, nie zapomniał po dziś dzień. Czemu jednak była tak młoda, czyżby czas dla niej stanął? Ona, Paria… Coś wybitnie mu nie pasowało.
Spoliczkował się, aby upewnić się, że to faktycznie jawa, nie sen. Policzek mężczyzny zaczerwienił się w miejscu uderzenia, a przedziwny świat w którym przyszło mu się ocknąć bynajmniej nie znikał.
Mrugał skonsternowany, a w międzyczasie mały rozbójnik pochwycił nie dobytek, a samą swoją ofiarę i z dziewczyną przerzuconą przez plecy pobiegł na zewnątrz. Rudowłosa wiła się i krzyczała w niebogłosy.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają… – mruknął do siebie, przechodząc przez próg. Sprawnym ruchem dobył miecza i opuścił ostrze przy nodze. Minął artystkę i młodego uczonego bez słowa, skupiony na swym celu.


To, co dostrzegł w chwilę później sprawiło, że znów zastygł na moment bez ruchu. Banda niewielkich, zielonych stworków na wojennej ścieżce maszerowała w ich stronę. Szły, zdawało się, bez ładu i składu, wielu z nich nawet bez broni.
- Co to za kuriozum…? – zmarszczył czoło, nie robiąc sobie na razie nic z pisków gładkolicego elfa nawołującego do odwrotu. Dwie kobiety, za którymi dotychczas chował się blondyn zdawały się być relatywnie kompetentne, więc szybkim krokiem skierował się do Arno… Lepiącego stos śnieżek.


Nie wiem, co ty, na Bogów, odpierdalasz, ani na cholerę wyciągnąłeś stamtąd Arę, ale wiedz, że jeśli okaże się, że gdzieś po drodze spadł jej włos z tej wściekłej główki, to… – prawdopodobnie w tej chwili pierwsza ‘śnieżka’ trafiła w cel. Birian na moment umilkł, obserwując pokłosie uderzenia, po czym pokiwał do siebie głową i ugiął lekko nogi, szykując się na odparcie nadchodzących stworków. – …to zarżnę panocka jak psa. – wolną ręką klepnął Arno w ramię.
Starał się skupić na bezpośrednim zagrożeniu płynącym ze strony przedziwnych istot, ale gdyby tylko wydało mu się, że półgoblin planuje zwrócić się przeciwko nim, bez zawahania ciąłby go po twarzy. Na razie jednak obserwował działanie jego prowizorycznej amunicji, gotów chlastać po oczach i gardłach nadciągającego ścierwa, gdyby tylko podeszło zbyt blisko.
Spoiler:
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

47
POST POSTACI
Callisto
Nad ciemnym lasem rozciągał się gromki jazgot zaalarmowanych skrzatów. Przez gęste stosy śniegu przebijały się te małe stwory, coraz to szybciej skracając dzielący je oraz śmiałków dystans. Tam, nieopodal wyjścia, gdzie bajeczny śnieg był mroźną rzeczywistością, rozgrywała się walka między Callisto, Ail’ei, a hordą małych skrzatów. One pierwsze odważyły się podnieść oręż i one jedyne - jak się pierwotnie zdawało - stanęły na drodze zgrai zielonych wynaturzeń. Były ostatnią deską ratunku, ostatnim murem pomiędzy skrzatami, a resztą nieudaczników tej jakże szaleńczej eskapady.

Czerwonowłosa elfka rzuciła filuternie komentarz w kierunku mrocznej wiedzmy, ale Callisto nie było do śmiechu. W sprawach wielkiej wagi zachowywała czysty umysł. Liczył się efekt, co znaczyło dla niej, że ów czas nie ma miejsca na groteskę. A może zwyczajnie nie miała humoru. Bez względu na to, kiwnęła potakująco kamratce, dając do zrozumienia, że nie zamierza wbić jej sztyletu w plecy. Stanęła zdecydowanie za nią, kiedy bezlitośnie cięła skrzaty, przy każdym ruchu emanując godną pochwały zręcznością i siłą.

Callisto skupiła swoją moc w palcach, czując wibrującą energię magii w jej umyśle. Szybko wymyśliła zaklęcie, które miało przy odrobinie sztuki i precyzji odeprzeć i oszołomić atakującą hordę. Wyczekiwała chwili, gdy skrzaty zbiorą się pod stopami Ail'ei, wtem wyszła zza pleców i rzuciła krótkie słowo zaklęcia - Depulso. Jej palce rozhulały się, a z dłoni wystrzeliła energia złowrogiego wichru, która spowodowała jakoby eksplozję wśród zbliżających się bestii. Skrzaty z trudem utrzymywały równowagę, gdy ich małe ciałka wirując w powietrzu, po chwili lądowały na śnieżne dywany. Zaklęcie Callisto miało sprawić, że skrzaty zaczęłyby się odbijać od siebie nawzajem, zbierając uprzednio nieodzowne siniaki na swoich marnych ciałkach, dalej łamiąc się przy upadku. W międzyczasie Ail’ei nie dawała za wygraną. Miażdżąc odrzucone skrzaty swoim mistrzowsko prowadzonym mieczem, prezentowała jak daje upust swojej wewnętrznej sile. Jej precyzyjne cięcia sprawiały, że skrzaty traciły szanse na bezwzględne ataki. Callisto spoglądała na wojowniczkę, wiedząc, że choć są różnymi bytami, ich połączenie na polu bitwy było tym, co sprawiało, że były niepokonane.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

48
POST BARDA
To była najbardziej epicka walka z istotami, która kiedykolwiek miała miejsce. Co z tego, że całkowicie jednostronna? To nie miało znaczenia. Wiele różnych bohaterów, którzy normalnie staliby po dwóch stronach barykady, teraz walczyło ramię w ramię. Różne profesje, różne przyzwyczajenia i sytuacje, ale można ich określić jako braci i siostry broni. Potrzeba byłoby o wiele groźniejszych przeciwników, by zatrzymać tak potężną siłę, jaką ta kraina nigdy wcześniej nie widziała.

Tereny przed chatką:

Horda dziwnych stworów była wręcz miażdżona, jakby nie byli to nawet przeciwnicy warty wzmianki, czy rozgrzewki. Wystarczyło zaledwie jedno cięcia miecza Lúinwë, by stworzenie zamieniło się w zieloną breję. Jej walka przypominała taniec z ostrzem w ręku. Może nie taki, który spodobałby się bogom, ale prosty i nieco zamożniejszy lud byłby zachwycony jej szermierczymi umiejętnościami. A wiadomo, że do tańca trzeba dwojga. Jej siostrą była Callisto, którzy przy pomocy magii, mimo oczywistego osłabienia jej, także potrafiła nieźle dopiec skrzatom. Jej plan działał wręcz idealnie tutaj i nic złego tutaj się nie stało. Idealna praca w zespole, która wymagała przynajmniej, choć skromnej pieśni.

Druga drużyna, która walczyła, mieli nieco gorszą koordynację. Aremani vel Tarczynka, jak nazywał ją Arno, nie wykazywała żadnych chęci współpracy. Można by powiedzieć, że idealna żywa tarcza z niej była albo wabik. Skutecznie zwracała na siebie uwagę, choć jakby nieco bardziej ruchliwa, byłoby lepiej dla całego tego zespołu. Dandre wiedział, jak wywijać mieczem skutecznie, by nie pozwolić tym dziwnym istota przechodzić dalej. A te stwory nie były tak głupie, jak się mogło wydawać. Rozproszyły się bardziej, by stary bard nie mógł ich wszystkich zatrzymać. A to, co przepuścił, w miarę skutecznie zatrzymywał półgoblin ze wsparciem. Jego wybuchające śnieżki z racji na słabsze wiatry magii w tym miejscu, nie były tak skuteczne, jak powinny być, nie mniej przy współpracy z Ellianem nikt nie nie mógł przetrwać.

Z jednym tylko wyłącznie wyjątkiem. Być może najsprytniejszy z całej tej bandy, wyminął wszystkich praktycznie niezaatakowany przez nikogo. Może dlatego, że nie było widać i niego żadnej broni, dlatego został przez wszystkich zignorowany. Nie mniej zbliżył się na tyle do Tarczynki vel Aremani, by wykonać swój super ruch, jakże niesamowity i potężny, polegający na bardzo szybkim i sprawnym... zmienieniu fryzury kobiety w iście magiczny klimat w stylu tych stworzeń. Przez parę uderzeń serca przycinał, jak chciał i co chciał, nim Arno zakończył jego żywot. Tak więc jako jedyna w całym gronie miała wręcz "idealną" fryzurę, która mogło doprowadzić kogoś do czerwoności.

Ze wszystkich pozostały przedmioty, ubrania i zielone gluty.

A Krinndar pozostał bezpieczny z Parią w środku.

Pokój numer trzy:

Wesele miało być pełne miłości i innych aktów, które mogły przynieść radość, szczecie i dzieci? To ostatnie można by kwestionować, ale pan młody i muzykantka mieli nieco inne kwiaty. Tutaj było mniej stworzeń do pokonania i nikt nie był uzbrojony w coś ostrego, dlatego miłe wesele zamieniło się w krwawe? To chyba dobre słowo nie było ze względu na fakt, iż zamienili się to obrzydlistwo w kolorze zgniłego żarcia. Nie potrzebowali zbyt dużo czasu, by po zagrożeniu zostało to samo, co w innych grupach. Anais rzucił się w oczy bukiet ślubny panny młodej, który leżał na łóżko wraz z suknią w tym cholerstwie lepiącym się mocno. A niedoszły pan młody uratować się przez nowoczesnym ograniczeniem swobód męskich zwanym małżeństwem.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

49
POST POSTACI
Anais Florenz
Poszło szybciej i łatwiej niżby się spodziewała. Pokraczne istoty nie postanowiły nawet stawić jakiegoś oporu. Walka już z pierwszym pchnięciem szybko przestała być ekscytująca. Przypominało to bardziej rzeź, aż w końcu monotonne plewienie ogródka. Kaskada ta szybko przeszła do tej fazy końcowej z plewieniem. Podejść, pchnąć, przejść do następnego. Anais nie potrafiła odróżnić jazgotu stworzeń, czy to była oznaka cierpienia czy ich jak do tej pory normalna mowa, czy śpiew, wszak ostatecznie milkły istnienia jedno za drugim. Pokój w którym miały się odbyć poronione zaślubiny szybko znów stał się nawet bardziej ponury niż przedtem.
Wytarła sztylet o podziurawiony czerwony płaszcz, teraz już ubarwiony dziwną lepką wydzieliną, która pewnie była krwią tych stworzeń. Schowała broń, otrzepała ręką swój płaszcz, jakby od niechcenia — Osobiście brzydzę się przemocą, acz takim gwałtem obyczajów to brzydzę się jeszcze bardziej. Wymuszanie przysięgi małżeńskiej jest potwarzą wobec bogów, a waszmość za pewnie z południa — Przybierając obrzydzenie na twarzy, zwróciła się do mężczyzny, który uniknął losu, iście komicznego i szyderczego na tyle, że Anais miała jakieś nieme uznanie wobec odwagi tych stworzeń, aby się do tego posunąć. Wszak samą odwagą było prosto do głupoty.
Ta ceremonia to potwarz wobec Osurelli i jeszcze zmuszać kogoś komu prawdopodobnie bliżej do Krinn... — Rzekła w wyrazie jakiegoś współczucia wobec południowca i słysząc własne zdanie poczuła gorzkie ukłucie żalu... że też wzięła się za rękoczyny w odruchu, że niby te istoty stanowiły jakiekolwiek zagrożenie. No nic stało się, nie zawsze się podejmuje te dobre decyzje. — Nic ci nie jest?— Choć brzmiało z jakąś troską, było to już pytanie retoryczne i trochę sztuczne i puste, acz wypadało się upewnić.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

50
POST POSTACI
Elian
To dopiero zamieszanie! Elian nigdy wcześniej nie brał udziału w bitwie, a co dopiero w bitwie, w której brało udział tyle osób! Mimo licznej grupy przeciwników doskonale poradzili sobie z zamieszaniem i wnet na ziemii było widać tylko zieloną maź, która pozostała po stworkach. Dopiero teraz mag zrozumiał skąd się ona wzięła wewnątrz budynku. Musiało tam dojść do walki z jednym z nich. Tylko kto był jego pogromcą? Elian rozejrzał się po okolicy. Było widać sporo rzeczy, które pozostawiły po sobie skrzaty i to biedne drzewo, które jakby samotnie stało naprzeciw chaty. W tym momencie przypomniał sobie o poleceniu mistrza, które choć dosyć mgliste i nieprecyzyjne, ciągle trzymało się z tyłu jego głowy i nie dawało spokoju. Czy rzeczywiście to pomoże jego siostrze?

- Czy wszystko w porządku? - Zapytał, próbując usunąć zielony glut ze swojego płaszcza. Jego wzrok spoczął głównie na półgoblinie i rudej dziewczynie skąpanej w śniegu. - Ma ktoś pomysł co dalej? - Pytania, pytania, ciągle te pytania, a tu brak jakiejkolwiek odpowiedzi! Było to nieco frustrujące dla niego wszak gnała go myśl, że potrzebuje świecącego drzewa, tymczasem jedyne co miał przed sobą to garść zupełnie zwyczajnie wyglądających iglaków i to jedno zniszczone, którego umiejscowienie sprawiało wrażenie jakby było w jakiś sposób wyróżnione. Zrobił kilka kroków w jego stronę starając się nie nadepnąć na wszedobylką zieloną maź, co było całkiem sporym wyzwaniem. Zdał sobie w tym momencie sprawę, że jeszcze przed chwilą Czarna Toga wykazywała całkiem niemałą chęć mordu. Jego serce zmroził lęk i myśl, że może nie jest to najlepszy pomysł, by pchać się przed siebie ponieważ sam mógł zostać potraktowany jak martwe skrzaty.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

51
POST POSTACI
Qadir
Istniało powiedzenie, że armia, która nieustannie walczy, nie ponosi tak wielkich strat, toteż ma prawo się podnieść nawet po porażce. Gdy w grę wchodzi panika z ucieczką, to przeciwnik jest bity bez opamiętania. W tym wypadku bardziej należało się skłaniać ku drugiej części powiedzenia. Bez kozery Salih poobijał śmiertelnie gremliny, zamieniając ich sporą część w zieloną papkę. Kobieta pomogła dokonać… “mordu”, aczkolwiek wyglądało to bardziej na próbę odparcia podchodów tych stworzeń. Ze względu na zaistniałą sytuację, czarnoskóry mag był w dużej mierze bezlitosny. Niemniej nie pastwił się nad nimi długo, wykonując ruchy na tyle mocno oraz gwałtownie, aby zakończyć ich życie bez zbędnych tortur.

Gdy masakra dobiegła końca, “Pustynny Smok” podobnie jak popleczniczka rozpoczął czyszczenie szat wraz z obliczem z okropnej mazi i posoki. - W mojej kulturze to mężczyzna dobiera sobie wybrankę lub wybranki… Dodatkowo nie przenosimy tych obyczajów na zwierzęta łącznie z bestiami. - Podsumował po złapaniu oddechu, po czym rozpoczął jeszcze rozglądać się za ciekawszymi przedmiotami pod łożem, jak też w szafie, przy której zostali zaskoczeni. O dziwo prędko gniew uciekł z oblicza karlgardczyka niczym niesmak po kiepskiej jakości posiłku. Surowy, chłodny wyraz twarzy przyjął się naturalnie niczym odnaleziona do pary rękawiczka ze zgubionego kompletu. Magowie często się nie uśmiechali, czyż nie? - Zgodzę się, że pogwałcenie sacrum jest czymś kompletnie niewybaczalnym… Szacunek do bóstw jest w mej ocenie konieczny… - Skwitował, ujawniając garstkę samego siebie. Tak czy inaczej, sprawiał wrażenie typowego przedstawiciela południa w tym podejściu. Ich egzystencja obracała się wokoło multum tradycji ku czci kreatorów.

Na pytanie odnośnie do swego stanu podniósł się z ziemi po ostatecznych oględzinach, przenosząc spojrzenie piwnych oczu na dzierlatkę. Widziała w nich… płomień życia. Kogoś zdeterminowanego do działania bez względu na pewne konsekwencje. Westchnął ciszej, kierując się do drzwi pomieszczenia. - Ja? W porządku… Moja godność też nie ucierpiała. A Pani? - Uniósł jedną brew, czekając na chociaż jedno słowo potwierdzenia. - Miłość nigdy nie przychodzi tak łatwo, jak oni chcieli… - Jak widać, nie przejął się nader losem tych zabitych. Traktował te istoty jako niższe w łańcuchu pokarmowym? Kto wie. W każdym razie z tymi wnioskami postanowił udać się spacerem na zewnątrz celem odnalezienia drzewka. Przy okazji zbada zajście na terenie otwartym. Koniec końców miał ozdoby, a zatem czemu nie ubrać tej choinki? Drzewko prawdopodobnie znajduje się niedaleko. Czy to czuł? Może tak, a może nie. Coś go jednak wzywało na świeże powietrze. W razie możliwości zarzuci na gałęzie to, co zebrał ze skrzyni pokoju.
Obrazek

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

52
POST POSTACI
Callisto
Callisto i Ail'ei, dwie niezwykle odważne elfki, właśnie odniosły wielkie zwycięstwo nad watahą skrzatów. Po żmudnej i wyczerpującej bitwie, wszystkie wrogie stworzenia leżały martwe na ziemi. Callisto odgarniwszy opływające twarz krucze włosy, uśmiechała się dziarsko do towarzyszki Ail'ei. Ich duet świetnie poradził sobie na polu bitwy, wspólnie zasługując na to zwycięstwo.

Kiedy wszystkie wrogie skrzaty leżały bez życia, Callisto odstąpiła od elfki lekko, niczym zwiewna mgła. W swojej długiej, czarnej sukni podeszła do jednego z nieprzyjacielskich stworzeń, które leżało bezwładnie na ziemi. W jednym wyrazistym ruchu oderwała mu już i tak naciętą przez ostrze głowę, a z kawałka szmat na jego ciele splotła sznurek. Z zimną determinacją przywiązała go do uszu zabitego skrzata. Dumnie i z satysfakcją niosła tę kapiącą szmaragdowym glutem głowę pod drzewko świąteczne, pojedynczą nutkę blasku w tej mrocznej scenerii. Gdy w końcu stanęła pod nim, nachyla się nad głową skrzata, wypowiadając ciche zaklęcie, które w mgnieniu oka sprawiło, że oderwana część stworzenia zapłonęła niebieskim płomieniem. Ten zimny ogień nie rozprzestrzeniał się dalej, tylko delikatnie tańczył na uwięzionych w mrożącym powietrzu cząstkach skrzata. Bez większego namysłu zwiesiła świecącą głowę na otulonej białym puchem gałęzi. Niebieskie światło emanujące z głowy skrzata przyciągało wzrok, budząc równocześnie zadowolenie oraz przerażenie. Było to symboliczne przedstawienie ich zwycięstwa, a także ostrzeżenie dla innych nieprzyjaciół.

W ciszy i spokoju, czarownica zostawia swoje dzieło na drzewie. Promieniejące niebieskie światło gasnąc i buchające co rusz, sprawia, że sceneria nabiera coraz bardziej magicznego charakteru.

Powoli jej krok przyspieszał, a śnieg trzaskał pod stopami. Z ostrością w oczach kroczyła w kierunku pomieszczenia, gdzie wiedziała, że znajdzie blondwłosego elfa. Elfa, który uciekł z pola bitwy, zostawiając ją samą w zapaści. Jednak nie była zła tylko na niego, była zła na cały świat. W jej wnętrzu hulał gniew, pożerając od środka, wzbierając się z każdym krokiem. Przesunęła drzwi do izby i weszła do środka. Elf był tam, próbując ukryć swoje zdenerwowanie i strach. Zanim zdążył jednak zareagować, Callisto dosięgła go i pchnęła mocno w stronę ściany. Elf zaplątał się w swoje nogi, ale nie zdążył upaść – Callisto przycisnęła go do ściany i przyłożyła kawałek ostrza, który podarował jej martwy skrzat.

Elf wydawał się teraz być oszołomiony i przerażony. Jego oczy szeroko się otworzyły, a twarz odbiła strach, który teraz zawładnął nim. Callisto nie obchodziło to – groziła mu, wlewała w niego swoje rozgoryczenie i złość.

Nawet zwierzęta zabijają, by przeżyć. – docisnęła ostrze do uwydatnionej na szyi tętnicy – Natura bywa okrutna, lecz takie są jej prawa. Ty decydujesz, kim zostaniesz. Lwem lub owcą. Lepiej byś następnym razem wybrał dobrze, elfie. – wtem oderwała dłoń z ostrzem od jego skóry, na której mógł namalować się subtelny karminowy wężyk. Pamiątka od elfa dla elfa.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

53
POST POSTACI
Ail'ei
- Nooo dobra, ale to chyba nie było potrzebne. - wskazała palcem na wiszącą i palącą się głowę, kiedy Callisto ją mijała. Była co najmniej zaskoczona takim ruchem. Może jednak pora zrewidować postrzeganie "Wiedźmy", ale szczerze, to na razie wystarczająco nie ruszyło to leśnej elfki. Wzruszyła jedynie ramionami i schowała miecz, idąc za Callisto. To wszystko było jak dziwny sen z którego nie mogła się obudzić. Walka nie była tak wymagająca jak myślała, a sceneria co najmniej dziwna. Jednak osoby tutaj wyglądały na znacznie prawdziwsze.

Za wysoką elfką weszła chwilę później, ale widząc jak grozi wschodniemu, nie mogła nie zainterweniować. Co jak co, ale grożenie towarzyszom, nawet tchórzom nie było w stylu Ail. Znowu położyła dłoń na głowicy ostrza, ale go nie wyciągnęła. Dźwięk wysuwanego ostrza mógłby ją sprowokować.

- Co ty do cholery wyprawiasz? Puść go, natychmiast. Jeśli nie chciał walczyć jego sprawa, ale nie wyciągaj ostrza ku sojusznikom. - wytłumaczyła jej grzecznie i bez większych emocji. Nie unosiła się, ale też miała w głosie przywódczy ton, rozkazujący. Jak nie mogłaby mieć, skoro była gwardzistką pałacową?

- Już jest po wszystkim, nie walczmy ze sobą Callisto. - dodała.

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

54
POST POSTACI
Anais Florenz
Mężczyzna był dystyngowany, niósł się z dumą, a w słowach jego wybrzmiewał równo spokój, jak i pewność siebie. Choć jeszcze przed chwilą tłukł stworki całkiem srogo. Widać miał wprawę z mierzeniem się z niedorzecznościami tego świata. Anais przemilczała kwestię obyczajów ludu z południa. Z pewnością różnili się oboje i wychowaniem, kulturą, jak i wiarą. O tym ostatnim przekonała się lada moment
Mogliby mieć tylko nieco lepsze poczucie humoru — Odniosła się żartobliwie do kwestii szacunku do panteonu. Wszak sama głęboko wierzyła w innego zapomnianego boga i jego wizję, kiedy zaś powszechny panteon... miał swoje miejsce w tej wizji również. Poczęła naśladować jego zainteresowanie sceną w tym pokoju, jakby byłoby tu coś jeszcze godnego uwagi. Wszak skrzaty wyskoczyły właściwie znikąd, jakby cały czas tutaj były. A może to wszystko to tylko wysoko zaawansowana iluzja, albo kaprys demona? Musiała zachować ostrożność i tym samym znaleźć kogoś jeszcze, kto pomógłby jej się stąd wydostać. Pod tym względem, jakby nie patrzeć wszystkich tu zebranych łączył ten cel.
Dziękuję. Trochę się boję tego wszystkiego, acz tak poza tym to nie jest źle. Aferki się zdarzają wszędzie, prawda. — Odpowiedziała na zwrócenie jej pytania do niej z powrotem. Kwestię o miłości przytaknęła, nie chcąc za bardzo tego niewygodnego tematu poruszać, gdyż uczucie które rządziło jej sercem miało możliwie skrajnie odwrotny biegun do wspomnianego i nie był to temat do dyskusji, nie dla niej. Wszak zaciekawiona postawą mężczyzny po prostu zapytała:
Jak się do ciebie zwracać? Mnie mów po prostu Anais — Rzekła z taką nutą entuzjazmu, łamiąc całą tą chędożoną kerońską etykietę. Po czym cóż ruszyła za nim, aby mu pomóc. Zachowywał się jak ktoś kto wie co trzeba zrobić dalej. Czasem najlepiej było po prostu płynąć z nurtem, za tymi którzy mieli pomysł lub wiedzieli więcej.

Czemu my to w ogóle zbieramy? Masz jakiś pomysł jak się stąd wydostać?— Zapytała kiedy wrzucała za jego śladem ozdoby do worka, nim to mieli ruszyć na zewnątrz...

Eventowa sesja świąteczna: [Ocalić drzewko]

55
POST BARDA

Jak wyglądała dalsza zabawa w ubieranie choinki? Czy faktycznie taka w ogóle miała miejsca? Na to mogliby odpowiedzieć uczestnicy tej zabawy, gdyby nie jedno, malutkie "ale". Wszyscy obudzili się następnego dnia, jakby to wszystko było jedynie snem i wrócili do miejsc, dokąd przynależeli. To, co przeżyli, zacierało się, niczym słabe wspomnienie, by całkowicie zaniknąć parę minut po przebudzeniu.

A choć oni zapomnieli, ich poświęcenie nie poszło na marne. Drzewko zostało ocalone i chyba tylko one będzie nosiło pamięć tego, co tutaj się stało. Było wszak ono istotą żywą i tak starożytna, które utraciło pierwotny kształt, zmieniając się w to, co było obecne. Choć posiadało potężną siłę, jednocześnie stało się bezbronne. Wiele setek lat później odnaleźć je człowiek w czerwono białym kubraczku i nadał mu nowe i nieznane znaczenie. Nie mniej ta osoba była nieśmiertelna i choć pojawiała się raz w roku, nikt nigdy nie potrafił zapamiętać jego twarzy.
Spoiler:
Licznik pechowych ofiar:
8
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księga niesamowitych opowieści”