Szara Księga

1
Przypominająca popiół szara okładka nie miała opisu, ani symbolu sugerującego co czytelnik miałby znaleźć w środku. Była dość gruba i miała już ślady użytkowania. Stronnice zapisywane były czarnym inkaustem staranną kaligrafią i wydawałoby się uporządkowanie. Równe odstępy od brzegu kartki sugerowały marginesy. Akapity od siebie miały równe odstępy. Treść była jednak rozmieszczona w wielu miejscach książki z masą pustych stron pomiędzy innymi fragmentami. Nie było tu żadnej chronologii wpisów i pod tym względem przypominała ta księga bardziej brudnopis na notatki, aniżeli pamiętnik, czy konkretne dzieło.

Szara Księga

2
92r. III e. późne lato.

Oros, miasto mające swoje początki z nadejściem drugiej Ery. Miasto, które w 342r. II e. stało się symbolem odparcia orków, najeźdźców z południa, dojrzewało wtem przez 600 lat, aby stać się miejscem narodzin Uniwersytetu, co przetrwał do dnia dzisiejszego. Stara, może nie aż tak stara architektura jak w Zaavral, bo mająca w sobie myśl architektury zarówno elfiej jak i ludzkiej, stawiała kompromis między wieczną kontemplację nad pięknem, a praktycznością. Miasto kamienia drewna i szkła. Każdy budynek pamiętający stare czasy był wykończony niby ku chwale Osurelli, rzeźbą przedstawiającą jakąś postać mającą w sobie cnotę: cierpliwość, odwagę, poświęcenie, męską siłę, czy też kobiecą delikatność i wyczucie. Żadna tego typu sztuka nie była ustawiona przypadkowo, wszystko miało swoje miejsce i nie panował tutaj przesyt, czy to ze strony elfiej megalomani i pociągu do wyolbrzymiania, czy ze strony nudnej ludzkiej prostoty i arogancji szlachty. Tej ostatniej tutaj w ogóle praktycznie nie było, jak i żadnego cholernego pomnika króla, czy jakiego innego wielkiego zakichanego lorda. Było to miasto uczonych i czarodziejów. Część budynków zachowała stare witraże, sugerujące przeznaczenie konkretnego budynku sprzed setek lat temu. Główne kamienne uliczki były szerokie, zdolne zmieścić dwie karety, jadące w przeciwnych kierunkach. Między grupami budynków istniały zielone tereny, ogrody i gaje, jakby i nawet o Loliuszu założyciele miasta byli skłonni pomyśleć i pamiętać. Sulon i cała jego ferajna dobrze się tutaj mieli.

Tak wyglądało Oros, najpiękniejsze moim zdaniem miasto w Keronie. Ponoć miało się lepiej przed incydentem w 83r. naszej ery, kiedy też w kolejnych latach wkroczył zakon Sakira i doszło do tarć między fanatykami i użytkownikami magii. Oczywiście najbardziej zebrało się nieludziom, jako że najłatwiej na nich szło zwalić całą winę i odbić sobie wszystkie nieszczęścia. Jakie szczęście, że byli ci nieludzie. Acz już drugi raz na nich ludzcy czarownicy wszystkiego nie zwalą. Jaki to byłby pech, gdyby znowu jakaś magiczna anomalia miałaby tutaj wybuchnąć, nieprawdaż? Ciekawe do czego wówczas Zakon by się posunął? W tych niespokojnych czasach?

Miałam jeden dzień, właściwie niecały, aby ruszyć dalej. Mogłam zwiedzić miasto i przyjrzeć się mieszkańcom zza dnia. Służba pracowała tutaj wytrwale i wydawała się być zarówno liczniejsza jak i bardziej zadbana niż ta w Meriandos. Chłopstwo trzymało się głównie straganów na rynku, gdzie sprzedawali swoje dobra. Rzemieślników wszelkiej maści nie brakło, zwłaszcza krawców, szewców i wszystkich innych, którzy dbali o ubiór elity tego miasta. Cieśle, kamieniarze i szklarze też mieli się tutaj świetnie. Miasto żyło i miało się dobrze bez wielkich władców. Jedynie życie pod uniwersytetem wydawało się być mniej ożywione, jakby wciąż wisiała nad tym miejscem ponura łuna tragedii i czujna warta sakirowców. Nikt nie obnosił się z magią. A podobno kiedyś było inaczej, miałam okazję porozmawiać z jednym ze starszych uczonych, który nie zniechęcił się moim strudzonym wyglądem sugerującym ciągłą podróż i ubóstwo. Wypytywałam go o przeszłość i ten bardzo chętnie się nią dzielił, wspominał o świętach gdzie wszyscy popisywali się magią w kontrolowany sposób i nikt z tego powodu nie cierpiał, o dialogu porozumienia między północą a południem i o tym że kiedyś młodzież była bardziej zdyscyplinowana i zdolna do pracy nad wspólnym dobrem. W zamian, że poświęciłam mu uwagę podarował mi krucze pióro do pisania i rzekł, abym kiedyś rozważyła zamieszkanie w Oros. Stwierdził, że pasowałam tutaj i łatwo bym się odnalazła. To była całkiem przyjemna rozmowa, choć w sumie nic o sobie nie powiedziałam. Po moich rękach stwierdził, że wie o mnie wszystko. Wtem podziękowałam mu za dobre słowo i opuściłam miasto szybciej niż planowałam. Ciekawe czy przyjdzie mi go spotkać raz jeszcze i czy powie mi to samo, nim przeklęty Usal upomni się o jego życie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Pamiętniki Herbian”