POST POSTACI
Dandre
Bard musiał przed sobą przyznać, że miło było pozostać rozpoznawalnym nawet… tutaj, czymkolwiek i gdziekolwiek byłoby to miejsce. Wiedział, że artystka, której oblicze rozjaśniło się nieco, gdy udało jej się połączyć kropki, pochodziła z Archipelagu, zaś rzygająca dama z pewnością wywodziła się z Keronu. Uśmiech, który w międzyczasie pojawił się na ustach pana Biriana nieco zrzedł, gdy głos Parii ugrzązł na chwilę, kiedy ta szukała odpowiednio kurtuazyjnego słowa. Zmarszczył leciutko brwi, wyrzekł prędko krótką ripostę, kwitującą tę częstą rozbieżność między plotkami, a rzeczywistością. Uśmiechnął się szeroko, gdy skłoniła się przed nim, potwierdzając jego domysły i widać było po jego twarzy, że chętnie kontynuowałby rozmowę, gdyby nie wołające o pomstę do nieba zachowanie półgoblina. Dandre
Starał się znaleźć z prostakiem jakąś nić porozumienia, ale jego ambitna próba lingwistycznej zabawy w chłopa została skwitowana jeno jakimś trudnym do sklasyfikowania odgłosem i ucieczką. Birian stanął w miejscu, szczerze skołowany. Kiedy on próbował zagadać niskorosłego mężczyznę, reszta towarzystwa usunęła się z pokoju i rozpoczęła dalszą eksplorację ich… więzienia?
- Na Bogów, z jakiego powodu w ogóle próbuję rozmawiać z tą zieloną zarazą? Widać, że wart swych pobratymców, a już z pewnością podobnie dziki. Przynajmniej nie wydaje się, by trzeba było uciszać go stalą… – z rękoma założonymi na biodrach przyglądał się czmychającemu w dal Arno.
Zdawało się, że Dandre jeno mrugnął kilka razy, a półgoblin już pochylał się nad jakimś ciałem, szabrując je w najlepsze. Bard czuł, jak w jego ciele narasta gniew i ruszył prędkim krokiem ku bandycie, ale ledwo zbliżył się do progu drzwi, przystanął, jakby wmurowało go w ziemię.
Poznawał tą, nad którą pochylał się Arno.
Aremani… Pierwsza gęba Kattok, której napadów złości i całkiem kreatywnego wyklinania wszystkiego na czym świat stoi, nie zapomniał po dziś dzień. Czemu jednak była tak młoda, czyżby czas dla niej stanął? Ona, Paria… Coś wybitnie mu nie pasowało.
Spoliczkował się, aby upewnić się, że to faktycznie jawa, nie sen. Policzek mężczyzny zaczerwienił się w miejscu uderzenia, a przedziwny świat w którym przyszło mu się ocknąć bynajmniej nie znikał.
Mrugał skonsternowany, a w międzyczasie mały rozbójnik pochwycił nie dobytek, a samą swoją ofiarę i z dziewczyną przerzuconą przez plecy pobiegł na zewnątrz. Rudowłosa wiła się i krzyczała w niebogłosy.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają… – mruknął do siebie, przechodząc przez próg. Sprawnym ruchem dobył miecza i opuścił ostrze przy nodze. Minął artystkę i młodego uczonego bez słowa, skupiony na swym celu.
To, co dostrzegł w chwilę później sprawiło, że znów zastygł na moment bez ruchu. Banda niewielkich, zielonych stworków na wojennej ścieżce maszerowała w ich stronę. Szły, zdawało się, bez ładu i składu, wielu z nich nawet bez broni.
- Co to za kuriozum…? – zmarszczył czoło, nie robiąc sobie na razie nic z pisków gładkolicego elfa nawołującego do odwrotu. Dwie kobiety, za którymi dotychczas chował się blondyn zdawały się być relatywnie kompetentne, więc szybkim krokiem skierował się do Arno… Lepiącego stos śnieżek.
– Nie wiem, co ty, na Bogów, odpierdalasz, ani na cholerę wyciągnąłeś stamtąd Arę, ale wiedz, że jeśli okaże się, że gdzieś po drodze spadł jej włos z tej wściekłej główki, to… – prawdopodobnie w tej chwili pierwsza ‘śnieżka’ trafiła w cel. Birian na moment umilkł, obserwując pokłosie uderzenia, po czym pokiwał do siebie głową i ugiął lekko nogi, szykując się na odparcie nadchodzących stworków. – …to zarżnę panocka jak psa. – wolną ręką klepnął Arno w ramię.
Starał się skupić na bezpośrednim zagrożeniu płynącym ze strony przedziwnych istot, ale gdyby tylko wydało mu się, że półgoblin planuje zwrócić się przeciwko nim, bez zawahania ciąłby go po twarzy. Na razie jednak obserwował działanie jego prowizorycznej amunicji, gotów chlastać po oczach i gardłach nadciągającego ścierwa, gdyby tylko podeszło zbyt blisko.
Spoiler: