POST POSTACI
Mehren
Nie był do końca przekonany, gdyż ostatnie ich zapuszczenie się, doprowadziło ich do jego kryjówki. I to nie tak całkiem dawno temu. Stos ciał, jaki musiał uprzątnąć, był problematyczny. Dlatego nie był przekonany, czy faktycznie stracili trop. Może ludzi do wykonania zadania być. Na pewno raportowali, gdzie się znajdują. Jeśli nie masz narzędzi, przekonujesz innych, by używali własnych.
- Dobrze, ale muszę się przez chwile zastanowić. Duża ilość zmiennych, która się pojawia w równaniu, nie pozwala mi przewidzieć wyniku. - Mało kiedy przyznał się, że nie panował nad sytuacją, jak teraz. Nie zamierzał oszukiwać swoich wspólników, że zawsze wie, co robił. Wciąż twierdził, że poruszali się domysłów i niewiele mieli opcji. Wiedział, że to, co robił, nie było najlepszym wyborem, ale zdecydowanie koniecznym. Mógłby oczywiście to zignorować i żyć dalej. Tylko, co jeśli koszty zignorowania tego będą większe, niż zaangażowanie się w to wszystko? I to był prawdziwy problem. Zwłaszcza że druga opcja wymagała powrotu do domu i przynajmniej częściowo, pozwolenie na prowadzenie się za smycz.
- Dobrze. Uważaj na siebie. - Odrobina pokazania sympatii nikomu nie zaszkodziła, nawet jeśli niewiele się w nim zmieniło. Nadal ludzie byli dla niego tym, kim są, chociaż, czy aby na pewno umiałby tak samo łatwo pozbyć się i zdradzić te dwie dziewczyny, jak na początku? Przerażało go to w środku, że nie znał już odpowiedzi.
Z Verna po dłuższym zastanowieniu zdradził, co uznał za konieczne. Mikstury konieczne do tego, by mógł działać. Pozwalające zmienić sytuację, a nie być asem w rękawie. Celował w możliwości, niż siłę. Dlatego właśnie ta, która ułatwi mu wspinaczkę po wręcz pionowych ścianach, oślepi wrogów i ich oszuka, bo nie zawsze powinien pokazywać swoją twarz. Zapewne mógłby poprosić o wiele bardziej niebezpieczne mikstury, aczkolwiek to byłoby niepraktyczne. Nie preferował widowiska, a potężne eliksiry tym właśnie się cechowały, jak podejrzewał. To wyjaśnieniu czego, tak naprawdę potrzebuje, opuścił dom. A przynajmniej chciał, bo ta zmiana...dziwna była... Reakcja na bodźce to jedno.
~Lyah, czy tu do kurwy nędzy, co się z tobą dzieje? To nie jest dla ciebie. Cała ta domowa atmosfera. ~ Skarcił się w duchu i opuścił przybytek.
Musiał załatwić transport, a znał jedną osobę, która go zabierze i nie będzie za bardzo pytać. Nie był on zdecydowanie przyjacielem, ale wisiał mu przysługę. Pirat, szmugler. Ktoś jego pokroju. Mijaster. Podejrzewał, że ucieszy się na jego widok lub po prostu zostawi wiadomość w karczmie, gdzie zwykle przesiadywał, jak był w Ujściu. Potrzebował transportu do domu. I całe szczęście, nawet go znalazł.
- Do kroćset. Patrzcie, kto tu się pojawił. - Odezwał się Mijaster, kiedy Mehren z butelką rumu pojawił się przy stole. Chwile wcześniej kupił go u karczmarza.
- Taki nietypowy gość. Normalnie nawet pomyślałbym, że mnie kocha, ale on nie z tych. Nie znam gorszych mężczyzn bez serca, a spotkałem wielu.- Przyglądał mu się uważnie. Seloth tylko wzruszył ramionami na ten komplement.
- Przybyłem odebrać mój dług. -
- Dłuug? - Spojrzał na niego niepewnie.
- Tak, ten sam, gdzie jak wspomniałeś: Jesteś moim dłużnikiem, zaraz po tym, jak stałeś się wolnym człowiekiem za te niesłuszne oskarżenia.-
- Były one niesłuszne. Jak ktoś jest pipką syreny i idzie skarżyć, że mu się mordę obiło, bo zasłużył, to jest dupa, a nie facet… - Spojrzał na moment.
- Czego potrzebujesz? -
- Transportu na Taj'cah. -
- Powrót czarnej owieczki? -
- Mniej więcej. -
- Przygotuje prycze dla ciebie. -
- Nie. Tym razem mam drużynę. Płyną ze mną. - Mijaster na te słowa roześmiał się głośno, jakby opowiedziano mu najlepszy żart w ciągu kilku ostatnich tygodni.
- Skończyłeś? - Warknął nieco gniewnie, bo nie podobało mu się to, co robił. Musiał opanować chęć odcięcia tego i owego.
- Hahaha...nie mogę. Wielki paniczyk, który zawsze twierdził, iż pracuje sam, nagle ma sługusów. Patrzcie, jak ten świat się zmienia. - Pirat spoważniał na moment. - Za dwa dni mój statek będzie gotowy. Rozładujemy ostatnie graty, zaszaleją z dziwkami i wyruszymy. Gdzieś w południe.
- Dobrze. - I wstał, by skierować się do wyjścia.
- Na boga morza. Naprawdę tego chcesz. - Pirat gwizdnął cicho, kiedy Duch opuścił karczmę.
Kolejną rzeczą do załatwienia były papiery. On miał swoje jako Ulis, handlarz przypraw. Co do dziewczyn, było już gorzej. Sylvia na krótki moment stanie się Dalią z Mealdos. Niewielkiej wsi niedaleko Meriandos. Verna będzie Sorassą z Turonu.
Kiedy nastąpiła wyznaczona godzina, wraz z całym cennym ekwipunkiem, a tego tak dużo nie było, byli gotowi odpłynąć na statku pirata. I cały czas Mehren głowił się, nad tym wszystkim. Próbował analizować to wszystko z różnych perspektywach, ale brak informacji zdecydowanie utrudniał mu działanie.