POST POSTACI
Svanrog
Co sprawiało, że Svanrog pędził ku płonącej wiosce, kurczowo trzymając się Sverrego? Czy był to koń? Czy była to wola szamana Lodu, który doń go nakłonił? A może działo się to za sprawą Ulfa? On to bowiem dał sygnał do ataku, jego decyzja pchnęła wyprawę Urutai ku demonicznym najeźdźcom. Svanrog
Żadna z tych rzeczy, przyczynek leżał zupełnie gdzie indziej. Czarne słupy dymu, pożoga gorejąca czerwienią i żółcią, wrzaski mordowanych, szczęk stali o stal... Była to pieśń porywająca serce Svanroga dalece dalej niż najsłodsze tony bardów w ich poematach. Niczym ćma do ogniska, tak wojownik zmierzał ku temu szaleństwu, byle bliżej, byle zaznać trwającego starcia w pełni jego krwawej chwały, choćby miała ona go spalić do cna!
Kopyta końskie uderzały o śnieg, gdy jeźdźcy zbliżali się do płonącej wioski, otaczając ją półokręgiem. Na czele kawalkady jechał Żelazny Wilk, jak zwykle pierwszy po chwałę. Jego złoty włos rozwiany w pędzie przypominał grzywę górskiego lwa, jego twarz dzika i surowa, lecz opanowana. Nawet w największej pożodze Ulf nie tracił zimnej głowy. Wzrok Svanroga jednak krótko spoczywał na jego bracie. Sverre pchnął ich ku prawej flance, ku największej zawierusze. I choć wojownik musiał walczyć, by nie spaść z wierzchowca, z każdym pokonanym metrem czuł, że jego pragnienie jest coraz bliżej i bliżej... Gdyby wyciągnął dłoń, mógłby go niemal dotknąć!
Zeskoczyli z wierzchowca, tuż po gwałtownym szarpnięciu lejcami przez szamana. Koń zarżał w proteście, lecz Sverre zmusił go do posłuszeństwa. Zsiedli, by walczyć pieszo, tak jak należało.
- Nareszcie!- zakrzyknął Svanrog, nie wiadomo, czy rad z końca jazdy konnej, czy na zbliżającą się walkę.
W błędzie jednak był ten, który sądził, że młodszy brat Wilka rzuci się w wir walki jak wściekły pies, raptownie i na ślepo. Poprawił chwyt na toporze, przesuwając powoli ręką po jego drzewcu. Pod zgrubiałą skórą dłoni, nawykłą do dzierżenia oręża czuł fakturę drewna owiniętą momentami skórzanymi paskami. Stalowa głownia łowiła refleksy tańczącego po domostwach ognia. Svanrog nie śpieszył się. Nabrał powietrza do płuc, ciężkiego od dymu i śmierci. Jego krok był nieśpieszny, choć zdecydowany. Chłonął moment, na podobieństwo konesera, który starannie próbował wyśmienitej strawy, miast łapczywie pochłaniać ją w kilka uderzeń serca.
- Niechaj krew popłynie dziś strumieniami!- odrzekł do szamana, dziwnie spokojny i zrelaksowany.
Pośród chat, leżących trupów i okrzyków walki zdawał się być jak nie z tej opowieści, jakby to wszystko było jeno dlań krotochwilą. Idąc niemal losowo, jakby pokładając pełne zaufanie w siły przeznaczenia, Svanrog trafił na obszar, którego ogień nie zdążył zanadto objąć. Skomlenie przerażonego psa i odgłosy ludzi utwierdziły go jednak, iż nie zbłądził. Ujrzał to... coś. Mostrum o szarym pancerzu, zbudowane na podobieństwo insekta, lecz wielkości konia, o pojedynczym, jarzącym się ślepiu. Svanrog jak zahipnotyzowany spoglądał, jak potwór bez większego trudu urywa głowę walczącemu z nim mężczyźnie. Coś budziło się w sercu wojownika, coś paskudnego i niezdrowego. Jeszcze niedawno, otoczony codziennym gwarem i radością ludzi w Thirnogadzie Svanrog niemal czuł, jak trucizna wlewana jest przez jego oczy i uszy, wprost do serca. Niepokój, jaki zasiany został przez migrację demonów były dlań jak świeży powiew wiatru zwiastujący nadejście wiosny. Teraz, gdy spoglądał na zmrożoną śmiercią towarzysza kobietę, gdy był świadkiem jej rozpaczy i przerażenia, mogąc niemal go dotknąć...
Dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa męża, bynajmniej jednak nie ze strachu ni zimna. Zakrzyknął przeciągle, drapieżnie, zwracając na siebie uwagę bestii. Jego wzrok spotkało się ze spojrzeniem bestii, spoglądał w nie jak w piekielną otchłań, zauroczony jej mroczną głębią.
Widział to. Oczyma wyobraźni planował swe ruchy naprzód, tocząc walkr wpierw w swoim umyśle.
Ruszył ku potworowi powoli, krok za krokiem, przyspieszając z każdym uderzeniem serca. W połowie dystansu Svanrog przeszedł w bieg. Wiedział... nie, czuł, że musi być szybki na nogach, uderzać mocno i pewnie, że demon ma przewagę zasięgu, a razów jego nie lza blokować. Rozpędzony, uskoczył nagle w bok, chcąc obejść bestię z flanki, z przeciwnej strony niż stojąca wciąż kobieta. Demon zdawał się być prymitywnym monstrum, spodziewał się więc, że zainicjuje walkę atakiem pazurami, wychodząc naprzeciw nowemu przeciwnikowi. Bestia byłą jednak szybsza niż się spodziewał. Uniknął ciosu, lecz trzy krwawe pręgi rozkwitły mu na torsie, krew spłynęła po szponach potwora. Niepomny jednak powierzchownej rany, Svanrog jeszcze w locie uderzył z góry, celując w przegub lewego ramienia. Natychmiast po zadaniu ciosu odszedł kilka kroków, znów tworząc dystans, krążąc wokół demona niczym pies myśliwski przy niedźwiedziu.
Tak to wiedział. Jak jedbak będzie naprawdę? Tylko Żywioły to wiedziały...