POST POSTACI
Shiran
Nellrien chyba nie wiedziała o co chodziło z pierścieniami. Byłem tego pewny, patrząc po jej reakcji. Drgnięcie ust pokazywało jej dezorientację, ale może to i lepiej? Co by było, gdyby dowiedziała się, że jeden z grubych paluchów tego zasraj-dupka stanowił klucz do jej wolności? Z pewnością by je odrąbała, wcześniej łamiąc, próbując odgadnąć, który z symboli na pierścieniach jest na jej łopatce. Byłem o tym przekonany.Shiran
- Czy opiliśmy wystarczająco? Ani trochę, szczególnie że i Ciebie namówić nie można było, panie Magu. Stwierdziłeś, że się z nami bawić nie będziesz, znaczy odmówiłeś zaszczytu bohaterom! - zamlaskałem, smakując słowo, które naprawdę ciężko przechodziło mi przez gardło. - Jak to tak w ogóle? Panie Barbano, pozwala pan na coś takiego? - uśmiechnąłem się, grając w pokręconą grę pozorów, ale jeśli powoli kiełkujący się w mojej głowie plan miał się udać, nikt nie mógł być trzeźwy. Szczególnie ten podejrzliwy pierdolec od kamieni.
- Trzymam więc za słowo! - skinąłem głową do naczelnika tej pierdolonej wyspy, lekko szturchając Nellrien w bok. Musiała zacząć grać razem z nami, ale była dość oporna. Bardzo oporna. Postanowiła przecież, że omówi teraz sprawę kontraktu. Chciałem protestować i przekonać ją by odpuściła, ale wystarczyło mi jej spojrzenie. Ona już postanowiła i nic nie zmieni jej decyzji.
Zakląłem cicho pod nosem i kiwnąłem głową z nijaką rezygnacją.
- Czekam pod posiadłością- wymruczałem na tyle głośno, że Nellrien i Auth powinni mnie usłyszeć. Czy byłem zły? Może odrobinę. Ale jej sprawa, skoro chce to załatwić w taki sposób. Cieszyłem się, że Auth został z nią w środku i liczyłem, że będzie pomocny. Był teraz dla niej jedyną ostoją i szansą na powstrzymanie jej, przed zrobieniem czegoś głupiego. Wierzyłem w niego...
***
Zawartość koperty nie była dla mnie ani trochę interesująca. Patrzyłem jak każdy po kolei otwiera swoją, czytając jej zawartość. Z jednej strony byłem świadom bogactwa trzymanego w ręku, ale jednocześnie dawno tak bardzo nie było to dla mnie bezwartościowe. Nie byłem szczególnie majętny, ale też nie biedowałem. Fakt, że pieniądze były przyjemnym dodatkiem, ale w tamtym momencie nie byłem w stanie się tym cieszyć. Ot, kolejna zakończona robota i sumka, która trafi do oszczędności, które leżały bezpiecznie, gotowe w każdej chwili do spieniężenia.
Oparłem się więc plecami i jedną nogą o fasadę budynku, pozostając w cieniu i obserwując swoich towarzyszy. Młoda odpadła całkowicie. Rozradowana, w końcu dostała to, czego się nie spodziewała. Nowe życie, nowe nazwisko. Nie mogłem jej winić. Lekko nawet się uśmiechnąłem, widząc ten jej rozbrajająco niewinny uśmiech. Szkoda, że jeszcze nie znała życia i tego jaki ból ktoś może jej sprawić.
Kwiatuszek też nie wyglądała na smutną. Kwiliła z radości podobnie jak Młoda. Brakowało jeszcze tańców-skakańców i innych pierdołowatych cieszynek, wyrażających chwilę radości. Zmierzyłem więc ją chłodno wzrokiem, nie psując jej jednak frajdy z osiągniętego sukcesu.
Grajek był dla mnie największym zaskoczeniem. Siepacz z doświadczeniem, który po robocie szczerzył się równie mocno, co pozostałe dwie kobitki. Może to i ja byłem tutaj stetryczały i zgorzkniały przez sytuację z Nellrien, ale wydawało mi się to wszystko dziwnie nie na miejscu.
Pokręciłem głową sam do siebie. Brzmiałem jak jakiś stary dziad... Odbiłem się od murów i zbliżyłem do towarzystwa. Nic i tak nie mogłem zrobić - pozostało mi liczyć na tą dwójkę, że nic nie spierdolą. A może akurat zaraz wyjdzie nasza cudowna pani kapitan i oświadczy, że jest wolna i wyrusza w świat? Ot, trzeba myśleć o tym co by się chciało, by nastąpiło, czy co tam pierdoliła ta stara wróżka na targowisku?
- Dziwisz się, że już się żegna? Co tu więcej robić z taką patologią po robocie? Widać, że teraz będzie się obnosić, że ona z elit- wtrąciłem się do rozmowy, odnajdując dawny rezon. Może i nie uśmiechałem się jak pozostali, ale można było wyczuć barwę śmiechu w moim głosie.
- Jak to się mówi: Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz, Młoda - rzuciłem, uzupełniając słowa Pajaca o kontrakcie Nellrien. - Zapytaj się pani Kapitan jak wyjdzie. Ja tam oporów nie mam, ale jakby nie patrzeć, to jej prywatna sprawa... - mruknąłem, lekko z przekąsem. - Na plotkarę nie wyglądam chyba - dodałem, lekko rozciągając kąciki ust w uśmiechu.
- Niemniej, ściany mają uszy, więc pogadajmy sobie może o tym w innym miejscu, co? - dodałem, jakże roztropnie i spojrzałem po twarzach pozostałych.
- Ja tu zostaję. Czekam na tamtą dwójkę... Jak chcecie to możemy się spotkać później... No chyba, że wolicie dotrzymać mi towarzystwa?