Port i okolice miasta

121
POST BARDA
Dłonie goblinki były słabe i Vera mogła wyrwać się w każdej chwili. W ruchach starej kobiety było jednak coś magicznego, coś przyciągającego, co nie pozwalało zabrać rąk mimo niechęci. Pomarszczona, pokryta plamami skóra była zimna w dotyku, lecz nie nieprzyjemna.

- Dobro zmienia się w zło, zło w dobro. Równowaga. - Goblinka wymalowała na wierzchu dłoni Very jakiś symbol, po którym nie pozostał jednak nawet ślad. Dwie połowy tego samego koła, równe, uzupełniające się nawzajem. - Jesteś człowiekiem, lecz masz moc, by zatrzymać tego, który sczerniał. Ale czy jesteś gotowa poświęcić tyle, ile to od ciebie wymaga

- Kapitanie, bzdury pierdoli, chodź. - Popędził Ohar od drzwi.

- Nie potrzeba ci magii, gdy masz los na ostrzu miecza. - Ciągnęła goblinka, zupełnie ignirując słowa pirata. - Nie zabijesz go ostrzem, lecz podobieństwem.

Goblinka wyprostowała się znów na poduszkach, po chwili rozsiadła, podpierając na boku. Westchnęła ciężko, gdy każdy ruch sprawiał jej niewygodę.

- Kim jest, kim był... ale czy kimś będzie? - Podpytała znowu, pozostawiając słowa bez odpowiedzi. - Był złotym bogiem, władcą słońca i morza. Tym, który tonie w głębinach, by wznieść się o poranku. Tym, który przepadł wraz z pierwszymi ludźmi. Nie pytaj, czego chce. Czego ty chciałabyś, gdybyś straciła swoje jestestwo?
Obrazek

Port i okolice miasta

122
POST POSTACI
Vera Umberto
Skrzywiła się tylko, gdy usłyszała popędzającego ją Ohara, ale nie ruszyła się z miejsca. Musiała uzyskać od wieszczki jakąś pomoc i zamierzała tu siedzieć, dopóki nie usłyszy czegoś, co uzna za faktycznie wartościowe... albo nie skończy się jej cierpliwość. Desperacja sprawiała, że cierpliwość miała większą, niż zwykle, choć też istniała spora szansa, że w pewnym momencie zirytuje się i po prostu wyjdzie.
Póki co nie dostała żadnych konkretów, ale liczyła na to, że wszystko rozjaśni się jej, gdy stanie naprzeciw Ferbiusa. Może gdy spojrzy mu w oczy w realnym świecie, słowa Nanai nabiorą sensu, nawet jeśli teraz nie miała pojęcia, o jakie podobieństwo miałaby się starać. On nią manipulował; czy ona też miała go okłamać i zmanipulować? Powiedzieć mu, że przyszła tam po to, żeby spłodzić z nim jego upragnionego dzieciaka? Może jeszcze faktycznie mu się oddać i zarżnąć go w trakcie, tak, jak planowała zrobić we śnie? W rzeczywistości byłoby to dużo bardziej ryzykowne.
Ale Nanai mówiła dalej, utwierdzając Umberto w przekonaniu, że doskonale wie, o kim mówi. Może jednak Weswald miał rację, a stara wieszczka wiedziała wszystko? Był złotym bogiem. Przed oczami wyobraźni Very stanęły te złote włosy, złote oczy, przebłyski złota w szarych tęczówkach Corina.
- Chciałabym się odrodzić - odparła cicho, wpatrując się w swoją dłoń, na której starowinka wyrysowała dwie połówki koła.
Poczuła gorycz na języku, a jej usta wykrzywiły się w ponurym grymasie.
- Nie prosiłam o to. Nie prosiłam o odpowiedzialność za zabicie go. Dlaczego wybrał akurat mnie? Ludzi wokół mnie? Dlaczego to ja muszę godzić się na poświęcenia? Co muszę stracić, żeby odzyskać to, co mi odebrał?
Obrazek

Port i okolice miasta

123
POST BARDA
Nanai nagle uniosła dłoń i skinęła na kogoś, kto musiał ich obserwować. Z pomieszczenia ukrytego na tyłach wyłoniła się młodsza goblinka, lecz zamiast stwarzać jakiekolwiek zagrożenie dla Very i piratów, przyniosła staruszce długą, smukłą fajkę. Poczekała, aż wieszczka włoży ją między spierzchnięte usta i odpaliła uczynnie, po czym oddaliła się z powrotem na swoje miejsce za kulisami.

- Stracisz wiele, by odzyskać wszystko. - Starowinka nie miała odpowiedzi na wszystkie pytania Very. - Poświęcisz radość, by odzyskać smutek. Strzeż się wysłannika. - Dodała szamanka, wlepiając swoje mleczne, niewidzące oczy gdzieś ponad osobą Very. Dym z fajki pachniał ziołami.

Ruch za plecami Very sugerował nadejście kogoś jeszcze. Sovran przyklęknął tuż obok kapitan i usiadł na piętach. Elf był przemoczony, drżał lekko, lecz skupił się na goblince bardziej, niż na swojej kondycji.

- Otworzyłem bramę. - Powiedział cicho Sovran, przyznając się do winy. To, że był w stanie przekroczyć próg bez gwałtownej reakcji goblinów mogło znaczyć, że nie on był złem, o którym mówiła Nanai. - To przeze mnie przeszedł ze swojego świata.

- Nie. - Odpowiedź była spokojna. - To nie ty, demonie. To nie jest twoje miejsce. To nie jest twoja rola.
Obrazek

Port i okolice miasta

124
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie - zaprotestowała, zabierając wreszcie wieszczce swoją rękę. - Nie poświęcę tego. To jest jedna rzecz, jaką mam. Jedyne, co sprawia, że mam powód dalej funkcjonować. Jedyne, co nadaje mojemu życiu sens. Nie mogę...
Stęknęła i oparła zaciśnięte w pięści dłonie o uda. W jej głosie nie było złości, ani pretensji do Nanai, bo przecież nie groziła jej dla jakichś swoich własnych celów. Pewnie mówiła to, co widziała, co ukazywało się jej niewidzącym oczom, gdy Vera klęczała przed nią na poduszkach, mocząc je swoimi przesiąkniętymi ubraniami. W jej głosie była już tylko desperacja i bezsilny protest przeciwko temu, co zrzucił na nią los.
- Dlaczego muszę cokolwiek oddawać? Cokolwiek poświęcać? Nie prosiłam się o to.
Poczuła ukłucie bólu w klatce piersiowej, bo przeszło jej przez myśl, że może jej przypuszczenia nie były takie głupie. Te obawy, że całe uczucie, jakim darzył ją Corin, było tylko wytworem demoniej magii. Że gdy go zabije, Yett przestanie czuć do niej cokolwiek, poza zobowiązaniem i może przyjaźnią, jak wcześniej, zanim pocałowała go po pogrzebie Erinela. Może Ferbius znalazł ją już wcześniej, gdy przypłynęła do Tsu'rasate po raz pierwszy i przez te wszystkie miesiące tylko czekał na właściwy moment, żeby się ujawnić.
Drgnęła, gdy usłyszała obok głos Sovrana. Nie chciała go tutaj. Nie chciała tu nikogo. Chciała pójść sama do leża potwora i odłupać mu łeb, a potem wrócić na statek i świętować, najpierw ze swoją załogą, a potem z Corinem, tak, jak nie było im dane od tego nieszczęsnego ślubu. Dlaczego to nie mogło być takie proste? Opuściła wzrok na bransoletkę.
- Nie mam wyjścia. Muszę tam iść. Muszę to doprowadzić do końca, w ten czy inny sposób - stwierdziła, głosem kompletnie wypranym z emocji. Milczała przez chwilę. - Czy mogę u Ciebie napisać list, Nanai? Czy twoja... - zerknęła na drugą goblinkę. - Czy macie może pergamin i coś do pisania?
Obrazek

Port i okolice miasta

125
POST BARDA
- To nie twój wybór. - Przypomniała Nanai. Dym z jej fajki ulatywał ku dachowi, malując po drodze pętle i spirale. Zapach był coraz cięższy, duszący, lecz nie nieprzyjemny. - Nie ty jesteś jego celem. Ale ty możesz to rozwiązać. - Dopowiedziała, udzielając kolejnych informacji, zasłoniętych niedopowiedzeniami.

- Mylisz się. - Oświadczył Sovran. W jego głosie zaczęła przebrzmiewać pewność siebie, tak rzadko słyszana. - Vera jest celem. Vera go widziała.

- Vera widziała to, co miała zobaczyć.
- Zgodziła się goblinka. - Nie zrobiła tego, co miała zrobić. Rozgniewała go.

Ciemne dłonie Sovrana zacisnęły się na materiale jego spodni. Elf nie miał wiele do dopowiedzenia, gdy sam nie miał żadnych pewników w temacie stuacji, w której utknęli.

- To nie twoje miejsce, diable. - Potwórzyła staruszka, zwracając się znów do Sovrana. - Odejdź, skąd pochodzisz.

- Nie odejdę.
- Oświadczył Mroczny. - To ja go tu sprowadziłem. Nie odejdę. Nie odejdę, póki jest.

Goblinka zarechotała gardłowo. Zachłysnęła się własną śliną i odkaszlnęła mokro, odzyskując po chwili oddech. Fajka znalazła drogę z powrotem do jej ust.

- Nie ma dla ciebie miejsca w tym, co będzie. - Nanai nie miała dla Sovrana dobrych wieści. - Ale ty zrobisz, co musisz, dziecino. Twoja nić nie jest jeszcze przewleczona przez ucho igielne świata. Nie zostawiaj listów, jeśli chcesz powrócić.
Obrazek

Port i okolice miasta

126
POST POSTACI
Vera Umberto
No tak. Jego celem był Corin, z jakiegoś powodu. To wokół Corina wszystko się kręciło, kobiety miały rodzić mu dzieci i takie tam. Zerknęła z ukosa na Sovrana.
- Olena też go widziała - powiedziała, domyślając się, że będzie to dla niego pewne zaskoczenie. Nie miała okazji poinformować go o tym wcześniej, a może po prostu nie chciała tego robić, bo było to dla niej zbyt upokarzające. - Chce od niej tego samego, czego chce ode mnie. Dziecka Corina.
Bez słowa słuchała potem ich wymiany zdań, pustym spojrzeniem wpatrując się w pomarszczone dłonie staruszki. Mogła nie mieć racji, mogła się mylić. Vera bardzo by chciała, żeby się myliła. Nie otrzymała żadnych rad, które pomogłyby jej skutecznie pozbawić demona życia, choć to po takie tutaj przyszła. Czego oczekiwała? Informacji o jego słabościach, o tym, że musi najpierw zniszczyć porośnięte mchem słupki, bo inaczej Ferbius nie umrze, albo że tak naprawdę kryje się we wraku i wystarczy zajść go tam ukradkiem, żeby przebić jego serce mieczem i mieć problem z głowy. Tymczasem dostała mroczne przepowiednie, w których ona traciła wszystko, Sovran umierał, a potem żyła niekoniecznie długo, ale za to nieszczęśliwie. Przetarła twarz dłońmi.
- Chciałam tylko, żeby wiedzieli, ile dni nas nie będzie - westchnęła. - Dobrze.
Nie było sensu w zadawaniu kolejnych pytań i dalszym drążeniu, bo z każdą wypowiedzią Nanai wizja przyszłości stawała się gorsza. A czekało ją jeszcze wyjaśnianie wszystkiego tej trójce, która zgodziła się pójść z nią - choć chyba usłyszeli zza progu wystarczająco dużo jej rozmowy z wieszczką, by wyciągnąć mniej lub bardziej trafne wnioski. Zmusiła się do wyrwania się z bezsilnego otępienia i sięgnęła do sakiewki, by wyciągnąć z niej garść złota. Znów, nawet nie przejmowała się liczeniem. Sypnęła monetami o nieregularnym kształcie na płaską poduszkę, leżącą pomiędzy nimi.
- Idę - zadecydowała. - Dziękuję za... porady. Jeśli Ul mnie kiedykolwiek słyszał i usłyszy też teraz, będę się modlić, żebyś nie miała racji. Może mnie pokieruje ścieżką, w której nie będę musiała stracić tak wiele.
Podniosła się z poduszek, czując na ramionach ciężar, jakiego nie było tam wcześniej.
- Chodź, Sovran.
Obrazek

Port i okolice miasta

127
POST BARDA


Informacje, które Vera przekazała Sovranowi, były dla niego zdecydowanie nowe. Mężczyzna wlepił w Verę spojrzenie, ze ściągniętymi w utrapieniu brwiami kontemplując wszystko, co usłyszał. Nie tylko goblinka twierdziła, że to nie on był winien całemu zajściu, ale jeszcze miał nie mieć udziału w całej sytuacji. Zatajenie kluczowego wydarzenia w sprawie mogło jedynie znaczyć, że Vera podzielała zdanie Nanai - był niepotrzebny w sprawie demona. I choć Vera widziała wahanie w jego oczach, Sovran nie odezwał się ani słowem, lecz skinął głową, by razem z nią podnieść się z poduszek.

Młodsza goblinka pokazała się po raz kolejny, tym razem czekając na tyłach, aż wyjdą, by mogła zająć się pieniędzmi. Żadna z kobiet nie powiedziała nic na ilość zębów, gdy miała być to nie zapłata, lecz ofiara.

- Nie opieraj się tym razem. - Poradziła Nanai na pożegnanie.

Trójka zgromadzona pod daszkiem czekała na kapitan z ponurymi minami. Choć żadne z nich nie miało pojęcia, co się wydarzyło, słowa wieszczki dały im pewien ponury obraz na sprawę.

- Co robimy, kapitanie? Mam biec na statek, powiedzieć że nie będzie nas dłużej? - Zaoferował Ashton uczynnie, nie czekając najpierw na wyjaśnienia.

- Mówiłaś wcześniej o wraku statku, pani kapitan. - Podłapała Pogad. - Może pożeglowaćby przy brzegu?

- Pogad, tyś na głowę upadła?
- Ohar skrzywił usta. - Na północy już prawie nie ma dżungli, a na południu są te zdradliwe mielizny i skały. Ja bym się tam nie zapuszczał, bo to się prosi o wrak.

- Babie zęby?
- Podłapał Sovran.

- Sam żeś babi ząb.
- Odburknął łysy Ohar.
Obrazek

Port i okolice miasta

128
POST POSTACI
Vera Umberto
Sposób, w jaki Sovran na nią patrzył, uświadomił jej, że popełniła błąd, nie mówiąc mu o tym wcześniej. Ale co zrobić? Popełniała jeden za drugim, do tego stopnia, że miała wrażenie, jakby jej życie było jedną wielką falą złych decyzji. Odwróciła chwilowo wzrok, nie będąc w stanie w tym momencie radzić sobie z kolejnym potencjalnym kryzysem. Za chwilę. Wszystko po kolei.
Po wyjściu od wieszczki odetchnęła głęboko i podniosła głowę do góry, pozwalając deszczowi obmyć jej twarz. Chłodne strugi na policzkach były zaskakująco przyjemnym doświadczeniem. W porządku. Powoli. Nie wszystko na raz.
- Więc tak. Od jakiegoś czasu prześladuje mnie kolejny demon - wyjaśniła. - Chociaż może nie mnie, może bardziej... Corina? Nie wiem. Ale wiem, że pokazuje mi wizje i miesza mi w zmysłach. Robi ze mnie wariatkę. Ze mnie, z Oleny, nie wiem, może z kogoś jeszcze. Sprawia, że zachowuję się jak... jak nie ja. Albo go zabiję, albo będę musiała ustąpić ze stanowiska. Odddać statek komuś innemu i dać się zamknąć w szpitalu dla obłąkańców.
Opuściła głowę, z powrotem chowając twarz pod rondem kapelusza i przeniosła wzrok na mrocznego.
- Powinnam była ci powiedzieć o Olenie, ale dowiedziałam się o tym dosłownie dwa dni temu. Nie chciałam tego przed tobą zatajać, nie zrobiłam tego celowo. Po prostu uznałam, że to jest... nieistotne. Nawet jeśli demon uczepił się Corina, nie mnie, to ja go muszę zabić. Nie pozwoliłabym mu ryzykować. Ufam ci, Sovran, w tej chwili bardziej, niż sobie samej. I na ile będę w stanie, na tyle dopilnuję, żeby znalazło się dla ciebie miejsce w tym, co będzie.
Zacisnęła usta w wąska kreskę i zmarszczyła brwi, nie do końca wiedząc, co powinna robić dalej. Iść przed siebie, to na pewno. W stronę starej świątyni. Ruszyła z powrotem w kierunku chaty myśliwych.
- Nie chciałam nikogo martwić, nikogo więcej angażować, nikogo zmuszać do ryzyka. Chciałam pójść tam sama. I tak też zrobię. Do samego demona nie będziecie wchodzić ze mną. Nie potrzeba więcej ofiar, niż jedna, jeśli wszystko pójdzie się jebać - uniosła wzrok na Ashtona. - Tak. Pobiegnij, poczekamy na ciebie. Powiedz, że planujemy wrócić za cztery dni, ale gdyby nie było nas dłużej, niż osiem, mają nie czekać. Mają płynąć na Harlen, czy gdziekolwiek będą chcieli. I powiedz Corinowi... - urwała. - Nie. To tyle. Będziemy na ciebie czekać.
Obrazek

Port i okolice miasta

129
POST BARDA
Trzy pary oczu wpatrywały się w Verę, gdy ta opowiadała piratom o jej nowym problemie. Jedynie Sovran zerkał za siebie, na przegrodzone koralikami wejście do domu Nanai.

- Co, do cholery. Teraz pana Yetta coś złapało? - Zdziwił się Ohar, słysząc relację. - Kurwa mać, kapitanie, ja żem niczego nie zauważył.

- Ja też nie.
- Zawtórował Ashton. - To znaczy... była ta sytuacja z wieszaniem Smolucha i żeś potem chciała Corina zarżnąć... - Przypomniał, ale w porę zamknął usta, nim powiedział coś jeszcze, czego mógłby żałować.

- Przeklęty deszcz. - Zaklęła Pogad, wchodząc Ashtonowi w zdanie i jednocześnie wychodząc za Verą w strugi wody. Daszek był przyjemnym odstępstwem od moknięcia, nie mogli jednak poczekać, aż ulewa się skończy. W miejscach takich, jak to, mogło padać przez wiele dni bez przerwy. - Kapitanie, skoro to coś męczy nam załogę, to trzeba to zajebać.

- A jak!
- Zgodził się Ohar.

- To ja niedługo wracam. I nie martw się, kapitanie, powiem Corinowi! - Obiecał Ashton, oddalając się truchtem. Do Siostry nie było daleko, lecz błoto utrudniało poruszanie się.

- Nie potrzebujesz mojej pomocy. - Sovran odezwał sę dopiero po chwili, zostawiając sobie czas na przetrawienie słów Umberto. - Powinienem... zostać. Odejść. Tak powiedziała.

- Ma rację, będzie nas opóźniał. To daleka droga przez dżunglę.
- Pogad potwierdziła słowa elfa. - Wieszczka powiedziała, że to twoje zadanie, kapitanie. A my ci pomożemy!

Bralk trzymał się przed grupą, prowadząc ich z powrotem do chatki myśliwych.
Obrazek

Port i okolice miasta

130
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm - mruknęła tylko twierdząco, zrzucając winę za swój wybuch irracjonalnej agresji na demona, nawet jeśli nie do końca był za to odpowiedzialny. Powiedziałaby, że wina rozkładała się tutaj po połowie: część na nią i jej własną furię, a część na wizje, jakie Ferbius jej pokazywał. Składało się na wyjątkowo wybuchową mieszankę, która doprowadziła do tego, do czego doprowadziła. Wciąż zżerały ją wyrzuty sumienia, tylko że teraz nie wiedziała, czy gdy wróci, Corina będzie jeszcze w ogóle interesowała rekompensata.
- Sovran jest w stanie swoją magią zdziałać tyle, co pięć takich, jak ja. Daj mu, kurwa, żyć - syknęła do Pogad, choć słowa elfa sprawiły, że coś w niej zapadło się jeszcze bardziej.
Odwróciła się do niego i przez chwilę milczała, szukając odpowiednich słów, ale nigdy nie była w tym najlepsza. Wiedziała, że wcześniej czy później Sovran zostanie w tyle i będzie musiała poradzić sobie z problemem sama. Mimo to, od początku był w tym z nią. Od początku, a przynajmniej odkąd dowiedział się o demonie, oferował swoją pomoc i własną chęć niesienia zemsty za wykorzystywanie jego magii do manipulowania Verą. Tymczasem zostawiał ją już teraz. Nie miała nawet siły namawiać go, żeby jednak poszedł razem z nią, bo skoro obawiał się, że umrze, nie powinna go do niczego zmuszać, tak jak zmuszać nie zamierzała pozostałej trójki.
- ...Jak wolisz - stwierdziła cicho, a potem bez przekonania wskazała mu drogę z powrotem do portu, tę samą, którą przed chwilą pobiegł Ashton. - Sądziłam, że... nie wiem. Że mam twoje wsparcie. Możesz wracać, jeśli chcesz. Nie będę nikogo zmuszać do nadstawiania za mnie karku.
Z jakiegoś powodu tylko obecność mrocznego obok sprawiała, że nie czuła się w tym tak kompletnie osamotniona. Miał wiedzę i miał magię, nawet jeśli pierwszą niewystarczającą, a drugą nieadekwatną. Najwyraźniej się przeliczyła. Ale może to i lepiej, może ciągnęła go na pewną śmierć i lepiej będzie, jeśli wróci na pokład.
Obrazek

Port i okolice miasta

131
POST BARDA
- Tak mi się tylko wydaje, że nie da rady! - Wyjaśniła się Pogad, unosząc ręce w geście obrony.

- Nie jest w błędzie, kapitanie. Widziałaś ty takiego, w głuszy? Problem będzie tylko. - Zgodził się Ohar, szorstko łapiąc Sorana za ramię, o wiele chudsze od tego, którym mógł poszczycić się pirat, nie wspominając nawet o łapsku Pogad. Elf nie znosił takiego traktowania bez reakcji, bo natychmiast wyrwał ramię z uścisku. - Prrr, nie wierzgaj! Prawdę mówię!

Być może to przez chustę na twarzy słowa Sovrana nie zostały dobrze odczytane. Kiedy wyrwał się Oharowi, mógł tylko po raz kolejny spojrzeć na Verę. Jego oczy błyszczały, lecz nie magią, ani nie deszczem, a krzywdą. Był z nią w tym od początku, jednak teraz, gdy goblinka wyraziła swoje zdanie, a piraci podłapali jej postanowienia, nie bronił się.

- Używaj słów, Smoluch. Tu nikt jeszcze w myślach czytać nie potrafi. - Pogad była krytyczna. - Chcesz spróbować z nami iść, czy nie? Ale nikt nie będzie cię nosić ani ziółek gotować. Najwyżej zawrócisz.

- Chcę. - Odpowiedź była natychmiastowa. - Wrócę, jeśli muszę. - Dodał, gdy Vera źle odczytała jego słowa i niewypowiedziane postanowienia.

- Chcesz pomóc pani kapitan?

- Chcę.

- To sprawa załatwiona. Nie będziem jakiejś śmierdzącej goblinicy słuchać, co nie, kapitanie?


Bralk zatrzymał się w miejscu i obrócił do idących za nim piratów. To, jak Pogad nazwała Nanai, nie podobało mu się ani trochę.
Obrazek

Port i okolice miasta

132
POST POSTACI
Vera Umberto
Tym razem nie miała dla nich rozkazów, ani oczekiwań względem ich działań. Mieli całkowicie wolną rękę, zarówno w tym, czy za nią pójdą, jak i w tym, jak daleko. Nie wtrącała się więc w ich przepychanki słowne, bo może i Sovran był słabowity i chuderlawy, ale wiedziała, że potrafi być wytrwały, gdy było trzeba. A jeśli trzy, cztery dni w dżungli okażą się dla niego zbyt dużym wyzwaniem, cóż... sama go poniesie, gdyby pojawiła się taka komieczność. Skąd miała wiedzieć, czy to samo nie pokona też jej samej? Wiele potrafiła znieść na morzu, ale przez tutejszą gęstą roślinność, w nieustającym deszczu i błocie jeszcze się nie przepychała.
Zresztą, to tylko półtora dnia w jedną stronę. To nie była miesięczna wyprawa. Nawet Sovran da sobie radę, najwyżej będą odpoczywać częściej.
Skinęła głową z wdzięcznością, a z jej klatki piersiowej uniosła się odrobina tego ciężaru, jaki przytłoczył ją chwilę temu. Nie zostawiał jej. Uratował jej życie już trzykrotnie, teraz znów potrzebowała jego pomocy i miała szczerą nadzieję, że to był już naprawdę ostatni raz - nie dlatego, że przez nią umrze, ale dlatego, że nie będzie to już nigdy więcej konieczne.
- Gdyby nie Sovran, umarłabym w Svolvar - powiedziała cicho. - A potem na Archipelagu Łez. A potem na Harlen, w dniu naszego ślubu. Nie widziałam go w głuszy, ale widziałam w wielu innych sytuacjach, które mi w zupełności wystarczą.
Uniosła dłoń, żeby upomnieć Pogad pacnięciem w tył głowy, gdy goblin spojrzał na nich ze złością.
- Nie miała tego na myśli. Ona tak o wszystkich - usprawiedliwiła ją przed myśliwym. - Słowa Nanai dotyczą mnie i ja je szanuję, nawet jeśli wolałabym w nie nie wierzyć. Idźmy szybciej. Może się schowamy u was przed deszczem jeszcze chociaż na chwilę, zanim Ashton wróci i będziemy musieli ruszać.
Obrazek

Port i okolice miasta

133
POST BARDA
Wyprawa nie zapowiadała się łatwo, jednak nikt nie tracił jeszcze ducha. Pogad była przekonana o swojej sprawności, tak jak Ashton i Ohar. Sovran wahał się, lecz chciał wziąć udział w wyprawie.

- Trzeba było Bestyjkę zabrać. - Uśmiechnęła się Pogad. - Mógłbyś na niej pojechać. Ty, kapitanie, a może mają tutaj jakieś wierzchowce? - Orcycy przychodziły do głowy kolejne pomysły, gdy patrzyła na chuderlawego elfa. - Albo naprawdę popłyńmy... chyba jesteśmy na tyle dobrzy, żeby nie wpaść na rafę?

Propozycji było wiele, jednak rozwiązań, jak na złość, nie przybywało. Ohar przyjaźnie trącił Sovrana w ramię. Piraci lubili sobie dokuczać, nawet jeśli wiele z ich docinek było kontaktowych i brutalnych.

- Dobrze, że mamy tego Smoluszka. Ta, i ja żartuję. - Pogad wytłumaczyła się Bralkowi, choć ten sięgał jej ledwie pasa.

W chatce myśliwych dwóch wciaż obrabiało zwierzę, lecz pracowali szybko, z truchła nie zostało już wiele, gdy mięso poporcjowano. Knog zwijał linę, tak różną od tych, jakich używało się na statku. Cienki powróz musiał służyć do czego innego.

- Nanai pobłogosławiła wyprawę? - Dopytał goblini przywódca. - Jeśli tak, możemy ruszać, jak tylko wrócą chłopcy.
Obrazek

Port i okolice miasta

134
POST POSTACI
Vera Umberto
- Moglibyśmy, ale obawiam się, że do takich wierzchowców nawet tutaj nie są przyzwyczajeni - odpowiedziała Vera. Normalnie pewnie uśmiechnęłaby się nawet na tę myśl, ale to nie był ten dzień. To nie był dzień na uśmiech. - A podpłynięcie nie jest rozsądne. Do pewnego momentu poradzilibyśmy sobie z manewrowaniem, potem przesiadłoby się na szalupę, ale demon tego mógłby się spodziewać. Mógłby zobaczyć Siostrę z oddali. Wolę zakraść się od dżungli, o ile zaskoczenie przyniesie mi w ogóle jakiekolwiek skrawki przewagi.
Gdyby nie Corin, mogłaby wziąć mleko z północy dla Sovrana. Może trochę by mu pomogło, dodałoby mu siły, wzrostu, wzmocniłoby mu kości. Postanowiła, że jeśli to przeżyje i przyjdzie im znów odwiedzić Svolvar, załatwi mu jedno. Mogło się jeszcze okazać, że Labrus z Weswaldem poradzą sobie też z odwzorowaniem receptury na własną rękę i za moment będą mogli rozpocząć własną produkcję.
Szczerze było jej absolutnie wszystko jedno, co myślał sobie o nich Bralk, Knog, czy którykolwiek inny z goblinów, ale potrzebowali ich. Potrzebowali ich wiedzy i doświadczenia. Prowokować i olewać ich tradycje będą sobie mogli później, jak już wrócą. Wciąż ten powrót. Vera zakładała bardzo wiele rzeczy, które potencjalnie miały wydarzyć się za cztery dni, a mogło się okazać, że jej truchło będzie wtedy sobie radośnie gnić w starej świątyni, z której się nie wraca. Przygryzła policzek od środka, bezmyślnie podążając za Bralkiem.
- Tak - odpowiedziała sucho na pytanie. - Pobłogosławiła.
Nie próbowała nawet zdejmować z siebie pancerza, wyciskać koszuli, czy rozwiązywać mokrych włosów. I tak zaraz z powrotem wyjdą na ulewę i przemoczą się na nowo. Nie miała też siły do przepraszania Sovrana za rzeczy, za które prawdopodobnie powinna go przeprosić, ani do tłumaczenia się przed załogantami z rzeczy, z których powinna się wytłumaczyć. Zamiast tego usiadła pod ścianą i oparła się o nią, odchylając głowę do tyłu. Nie szukała ławki ani stołka - na czymkolwiek, co miało rozmiar dostosowany do goblina, czułaby się i wyglądałaby idiotycznie. Skoro i tak musieli jeszcze chwilę poczekać, zamknęła oczy, pogrążając się najpierw w spirali paniki, a potem, by choć trochę oczyścić umysł, w modlitwie.
Ulu, panie mórz i oceanów, mówiła w myślach do boga, który najpewniej miał ją gdzieś. Poprowadź moją rękę tak, by pewnie przyniosła śmierć temu, który podszywa się pod ciebie. Zawsze byłam i jestem ci wierna. Zawsze dziękuję za pomyślne wiatry i prądy. Zawsze składam ofiary w twoich świątyniach. Całe życie spędziłam w twoim świecie, nie pozwól mi i moim ludziom umrzeć w gobliniej dziczy. Pomóż mi. Uderzyła tyłem głowy o ścianę, zbyt dobrze wiedząc, że jej myśli trafiają w pustkę. Bogowie nie zajmowali się jednostkami, boga nie obchodziła Vera Umberto, ale co jej pozostało? Pomóż mi.
Obrazek

Port i okolice miasta

135
POST BARDA
Myśliwi porąbali pozostałe kości, wkładając je do innego kosza - w takich warunkach nic się nie marnowało. Wyobraźnia podsuwała matkę Weswalda, która na kościach mogła ugotować zupę. Goblinka musiała potrafić wykorzystywać wszystko, co dawała natura.

Czekali dłużej, niż było to komfortowe. Musieli nie tylko dostarczyć mięso w odpowiednie miejsca, nie bacząc na deszcz, ale również Ashton musiał wróćić ze statku. Zajęło mu to zbyt długo, lecz gdy w końcu pojawił się w chatce, niósł ze sobą ładnie opakowaną wałówkę na podróż. Trip nie mógł pozostawić ich bez prowiantu.

Gdy wróciły gobliny, a towary zapakowano, Knog zarządził wymarsz. Ul nie odpowiediał na żadną z modlitw Very.

-> do dżungli
Obrazek

Wróć do „Tsu`rasate”