[Spalona puszcza] Inny świat

16
POST BARDA
Po dłuższej chwili nagle poczuli, jak ich esencje same zbliżają się ciała bez zgody. Przyciąganie było znacznie silniejsze, a ich nogi nawet się nie poruszały. To było tak, jakby przesuwali się sami z siebie i kiedy emanacje ich duszy zetknęły się z ich ciałami, te pierwsze zaczęły bardzo szybko i bezboleśnie rozpadać się na drobne kawałki. Poczuli zimny dreszcz chwile przed tym, jak ich świadomość gwałtownie zanikła. Ciężko było opisać to uczucie, bo wszak to nie pierwszy raz, kiedy przytrafiają się im dziwne rzeczy. Mieli wewnątrz siebie dziwną pewność, że będą żyć.

Obudzili się w jaskini. Otaczało ich ciepło ogniska, które trzaskało wesoło. Z jakiegoś powodu ich ciała były nawet wypoczęte i nic ich nie bolało. Jedynie głód i pragnienie doskwierało. Tanga miał przez ten czas bardzo dobre sny, wspominające czas z orczą rodzina. Mistrz elf przypomniał sobie dawne informacja. Dusze i ciała są ściśle ze sobą powiązane. Te dwa byty są ze sobą w symbiozie i jeśli żadna siła nie powstrzymuje, zawsze będą się łączyć. Dziwnym stanem jest śmierć, bo to jedyny naturalny powód, kiedy wieź pomiędzy fizycznym obiektem, a eteryczną materią zanika samo z siebie.

Przy ognisku znajdował się brodaty starzec, który skrobał coś przy pomocy noża w drewnie. Siedział na kawałku drewna i szeptał sam do siebie. Byli całkiem blisko wejścia do jaskini, skąd mieli pogląd na to, co się dzieje. Padało i to całkiem mocno, ale woda nie wpływała do groty.

Do ich nozdrzy dochodził zapach rozmaitych ziół. Każdy z nich mniej więcej potrafił rozpoznać bardziej popularne, choć czy znali nazwy? Tanga wyczuwał podobne, kiedy go leczono. Dla Lin zaś potrafił wymienić większość z nich, dość popularne i często występujące, ale o właściwościach leczących.

- W dawnym lesie, kichał sobie zając. Pełny wigoru i chwały. Sprytny był, zawsze wilka wykiwał... - Dotarło do ich uszu słowa, a może coś bardziej przypominająca pieśń.
Licznik pechowych ofiar
1, 2, 3, 4

[Spalona puszcza] Inny świat

17
POST POSTACI
Tanga
Nie po raz pierwszy słowa wypowiadane przez jego towarzysza brzmiały niczym zupełnie obcy język. Równie dobrze Lindirion mógł tłumaczyć mu coś po elficku. Tanga zrozumiałby z tego mniej więcej tyle samo, jeśli nie liczyć ponownego wspomnienia o byciu duchem.
- Dual...? Jesestw-....? - spróbował nawet powtórzyć ciężkie wyrażenie, ale szybko się poddał. Nie dla niego językowa gimnastyka.
Czyli że jednak umarł jakimś sposobem? Czy może... Może wyssało go z jego ciała? Efekt przelatujących mu przez dłonie przedmiotów był zabawny, ale tylko do momentu, gdzie nie trzeba było łapać za broń. Co, jeśli WSZYSTKO zacznie tak przelatywać?! Czy nigdy już nie będzie mógł z nikim walczyć? Co, jeśli jego całe dłonie będą przelatywać przez przeciwników, tak jak przelatywały przez te śmieszne, gadające cienie z rozpadającej się gospody? Nie! Nie godził się na to! Takie życie czy nieżycie brzmiało jak koszmarna nuda!
Wypychając klatkę piersiową, Tanga z determinacją ruszył prosto na swoje ciało. Odbyło się to pewnie jeszcze szybciej dzięki przyciągającej go energii.
Nie był pewien, co się stało w momencie, w którym wreszcie dotknął drugiego siebie. Doznawane wrażenia były zbyt skomplikowane, żeby je nazwać. Najważniejsze było to, że w następnej sekundzie ponownie mógł otworzyć oczy. Zamrugał z początku powoli. Dziwnym było ocknąć się po śnie bez zwyczajowego uczucia letargu. Bez problemu podniósł się do siadu, rozglądając z ciekawością. Huh. Musiał zjeść coś nieświeżego. Nic lepszego nie tłumaczyło tego, dlaczego miał równie niestworzone, a jednocześnie realistyczne sny. Bo wyglądało na to, że po prostu położyli się z elfem w jakiejś... Jaskini... I na dodatek w towarzystwie? To było zdecydowanie było coś mocno nieświeżego! A pomyśleć, że jego tytanowy żołądek był w stanie zazwyczaj poradzić sobie nawet z niewielką dawką trujących grzybów i niezbyt czystą wodą! To by tłumaczyło, dlaczego czuł te wszystkie zioła.
Nie mając powodów, żeby czuć się dłużej zdezorientowanym, jako że świat dookoła wydawał się wrócić do normy, Tanga na próbę szturchnął Lindiriona w ramię.
- To twój znajomy? - postanowił spytać Lindiriona, wskazując kolejnego nieznajomego.
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

18
POST POSTACI
Lindirion


Jeśli było coś, co zdecydowanie nie podobało się mistrzowi Aldario, było to zarządzanie jego ciałem i duszą bez jego zgody, a nawet udziału. Lisz bawił się nim jak zabawką, wyrywając duszę i znów sprowadzając ją do ciała, a co gorsza, to samo spotkało Tangę. Chłopak nie był mądry, a tego typu atrakcje mogły źle wpłynąć na jego postrzeganie świata.

Przynajmniej wrócili do rzeczywistości - tak się wydawało. Choć świadomość zniknęła po dość nieprzyjemnym powrocie do ciała, Lin musiał niematerialnie odetchnąć, gdy był to dobry sposób na zakończenie tej przygody.

Ciepło kazało mu odwrócić się w stronę ogniska, lecz dopiero głód naprawdę wyrwał go ze snu. Lin potrzebował chwili, by wrócić z błogości do nieprzyjemnego świata, w którym żołądek grał marsza żałobnego, a usta wyschły na wiór z trumiennych desek. Westchnąwszy, Lin musiał zebrać się do siadu.

- Lecz dla orła, jego spryt był zbyt mały. - Lindirion odruchowo skończył rymowankę nieznajomego. Czy znał ją z dzieciństwa, czy może rozum sam podsunął rym? Tego nie był pewien. Suchość w gardle sprawiła, że słowa ledwie wychrypiał.

Zapach ziół nie kojarzył się dobrze, bo przywodził na myśl uzdrowicieli, szamanów, druidów... Ci, którzy parali się leczeniem, pojawiali się tam, gdzie były rany i choroby. Na tym teraz Lindirionowi nie zależało. Przynajmniej Tanga wciąż był obok, co zasygnalizował szorstkim dźgnięciem w ramię.

- Nie mieliśmy jeszcze przyjemności się spotkać. - Lin przyznał przed sobą, nieznajomym i Tangą. - Dobrodziej raczył uchronić nas przed deszczem.
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

19
POST BARDA
Starzec dalej wykonywał swoją robotę, choć co to w sumie mogło być? Struganie oznaczało, że coś tworzy, choć dopiero zaczynał robotę i nie miało to żadnego konkretnego kształtu. Przestał na chwile to robić, kiedy ktoś dokończył rymowankę, znaną z dawnych laty. Nie spodziewał się tego, spoglądając na elfa, który usiadł i widać było po nim lekki strach? Nie mógł mieć pewności, czy tamci mieli zdrowy rozsądek i czy go nie zaatakują. Zmęczenie na jego twarzy było widoczne. Może to ze starości?
- A także przed najeźdźcami, którzy przybyli na te pustkowia z dołu. Niebezpiecznie było leżeć nieprzytomnie bez kryjówki. - Mówił z trudem, nieco kaleczył język, jakby od dawna nie posługiwał się mową. Po chwili mocno zakaszlał.
- Jesteście może głodni? Nie mamy tu wiele, ale podzielimy się z wami. - Dodał po chwili, patrząc na ich zachowanie. - Ciężko o zwierzynę tu, a jedyne co mamy to potrawka z grzybów jaskiniowych, nieco zimna. - Dodał po chwili i zasłonił swoje usta, znowu kaszląc. Na tyle, ile było przy ognisku ciepło, stare kości starca jeszcze jakoś się poruszały.

Lin mógł sobie przypomnieć, że może nawet mógł kojarzyć tego starca. Podobna twarz widział na rycinie w Akademii. Wymieniony był jako jeden z elfich druidów, którzy opiekowali się lasem. Tam jednak wyglądał całkiem młodo jak na elfa oczywiście. Jego imię opisane było w książce jako Carsalor. Jego akcent nie przypominał tego należącego do elfów. Czy może był po prostu dość podobny z wyglądu?
Licznik pechowych ofiar
1, 2, 3, 4

[Spalona puszcza] Inny świat

20
POST POSTACI
Tanga
- Ja jestem! - odpowiedział bez zastanowienia, błyskawicznie wyciągając w górę jedną rękę. Może i brak mięsa w potrawie nie był najbardziej zachęcający, ale nie dając wiary, że w okolicy nie ma na co polować, obiecał sobie w duchu złapać coś smacznego, gdy tylko przestanie lać.
Znajomy czy też nie, mężczyzna prezentował się na tyle niegroźnie, żeby nie powiedzieć, że wręcz żałośnie, by Tandze nawet przez myśl nie przeszło postrzeganie go jako potencjalnego zagrożenia. Gwoli ścisłości, wyglądał, jakby miał za chwilę złamać się pod podmuchem silniejszego wiatru. I pomyśleć, że dotychczas za najbardziej lichego uważał swojego elfiego towarzysza!
Rozejrzał się dokładniej po jaskini, a później po własnym ciele. Nie zamierzał narzekać na warunki, w jakich się obecnie znajdywali. Zdarzało mu się bytować w dużo gorszych. Wstał nawet, coby lepiej przyjrzeć się sytuacji panującej na zewnątrz.
- Głupi deszcz - mruknął, niepocieszony. Podróżowanie w podobnie gęstym deszczu było strasznie upierdliwe. Zwłaszcza, gdy nogi grzęzły w błocku.
Foighidneach

[Spalona puszcza] Inny świat

21
POST POSTACI
Zabawa w struganie, którą raczył się nieznajomy, zupełnie Lindiriona nie zainteresowała. Siedząc na kamiennej podłodze, zmierzył się ze starcem spojrzeniem, samemu nie uginając się ani odrobinę, choć zimno, zmęczenie i ogólna niepewność sytuaji nie zostawiła go w zbyt dobrym humorze.

- Z dołu? - Powtórzył po starcu. - O jakichże najedźdzcach mówisz? - Dopytał, nie będąc pewnym, o czym plecie pomyleniec z Fenistei. - Po posileniu się, za które serdecznie dziękujemy, będziemy ruszać w drogę, jak tylko deszcz zelży. - Postanowił.

Niedobrze byłoby przedzierać się przez deszcz. Lin nie należał do osób, które dobrze znoszą niewygody, a spacer w ulewie zdecydowanie do takich należał. Nie był również pewien grzybowej potrawki, bo choć przez czas w Varulae zdołał nawyknąć do grzybów w diecie, to leśne ich odmiany wydawały się bezpieczniejsze od tych jaskiniowych. Nie był głodny, lecz wiedział, że musi jeść dla zachowania sił ciała i umysłu. Ciału Tangi również przyda się pożywienie, bo umysłowi niewiele już mogło pomóc.

Obejrzał się na towarzysza, upewniając się, że i z nim wszystko w porządku, podwijając się pod siebie nogi, by usiąść w nieco bardziej elegancki sposób.

- Raczy dobrodziej zdradzić swoje imię? - Podpytał jeszcze. - To jest Tanga z klanu Dwa-Czar, ja zaś jestem Mistrz Lindirion Aldario. - Przedstawił ich obojgu, jak nakazywał zwyczaj. Jeśli druid rzeczywiście był Carsalorem, to takim się przedstawi?
Obrazek

[Spalona puszcza] Inny świat

22
POST BARDA
- Możecie wyjść. Nie są nieprzyjaźni. - Powiedział, przekrzywiając głowę w kierunku dalszego wyjścia z jaskini. Po chwili obydwoje usłyszeli tupot delikatnych nóżek i ich oczom ukazała się trójka goblinów. Dwójka płci męskiej i jedna żeńskiej. Nie byli zbyt dobrze ubrani. Mieli jakieś łachmany przy sobie, które tylko ochraniały ich przed zimnem. Nie mieli także przy sobie żadnej broni. Wyglądali także na odrobinę wychudzonych. Podali tandze coś, co przypominało glinianą miskę z nieco mętnym płynem, ale jakieś grzybki się w tym znajdowali.
- Wybaczcie za ich zachowanie. Są dość nieśmiali wobec obcych. - Miska także znalazła się przy młodszym elfie. O sztućcach to tu nie wiedzieli lub po prostu przestały im być potrzebne. Następnie cała trójka skryła się jakby za starcem.
- Jakby była za zimna, można podgrzać. Nie zrobi się przez to lepsza w smaku, ale ogrzeje w żołądku. -


Na zewnątrz lało coraz mocniej, a niebo mocno poczerniało. Zanosiło się na prawdziwą burzę. Dodatkowo zauważył, że woda nie spływa do jaskini z powodu ukształtowania terenu. Przynajmniej nic ich nie zalewało. Ich ciała były w całkiem dobrym stanie, nie licząc po prostu potrzeb, jakie mogły się pojawić.

- Elfy, które mieszkają na dole, głównie o czarnych twarzach, jak noc i białych włosach niczym jedwab. Zaginieni bracia czy coś takiego według legend i podań. Kroczą ramie w ramie z demonami. Nie wiem jednak, co tu robią. Nie próbuje zbliżać się do nich. - No nie wyglądałoby nawet, że miałby szanse na walkę z nimi w tym podeszłym wieku. Obejrzał kijek, jakby coś w nim zobaczył.
-Achh... - Spojrzał zaskoczony na nich. Zapomniał o tak podstawowej rzeczy. Starość nie radość. - Wybaczcie. Lata spędzone praktycznie w odosobnieniu odzwyczajają od wielu rzeczy. - Mruknął, ale nie wydawał się przejmować tym, że coś robi źle. Widocznie wiek zweryfikował jego poglądy.
- Carsalor, syn Demothera z puszczy Fenistei, choć chyba już lepiej rzec, tego, co z niej zostało, czyli jałowej ziemi. - Goblinka podała elfowi taką samą miskę, jak im z wypełnioną zawartością, a po chwili pobiegły w głąb jaskini. Stary elf uniósł naczynie, by w ten sposób przelać zawartość powoli do ust. Ręce mu nie drżały przy tym, co było sukcesem w jego wieku.
Licznik pechowych ofiar
1, 2, 3, 4
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fenistea - puszcza”

cron