Wzgórza Meriandos

16
POST BARDA
Poranek przyszedł szybciej, niż Qadir mógł się spodziewać. Miał wrażenie, że ledwie zamknął oczy, a już obudziły go promienie słońca, tańczące na dachu jego namiotu. Na zewnątrz słyszał zamieszanie, dźwięki składania obozu i parskanie koni, choć gdy zebrał się i wyjrzał na zewnątrz, dostrzegł jedynie Shehla, zwijającego swoje schronienie. Na widok maga uniósł on dłoń w pozdrowieniu, nie przerywając jednak przeżuwania śniadania, które przy okazji podjadał. Namiot Tamny wciąż stał nieruszony - elfka mogła jeszcze spać, warta trwająca pół nocy była męcząca i z pewnością nie pozwalała na wypoczęcie tak porządne, jakie odczuwał Salih.
Słońce wciąż było nisko, musiało więc być bardzo wcześnie, ale nie mieli czasu na beztroskie przesiadywanie na polance i spokojne spożywanie porannego posiłku. Podążał za nimi pościg, a jeśli przez noc ich nie dopadli, mogło to oznaczać wiele: mogli z jakiejś przyczyny znajdować się poza zasięgiem magii Lansiona, Keli mógł z sobie tylko znanych powodów wyruszyć dużo później, w międzyczasie zastawiono na nich pułapkę, albo po prostu grupa magów oddanych rektorowi postanowiła ich w nocy wyminąć i wyprzedzić, by znaleźć się w Fenistei zanim oni tam dotrą.
Qadir widział zmartwienie i wątpliwości na twarzy nerwowo rozglądającej się Tamny, gdy ta w pełni gotowa do drogi wyszła ze swojego namiotu - zupełnie jakby w ogóle nie spała, tylko przebrała się w świeże ubrania. Nawet włosy miała zaplecione w świeży warkocz, z którego nie zdążyły jeszcze powysuwać się pojedyncze kosmyki. Dziś za to nie miała ust zabarwionych czerwienią, jak wczoraj, co sprawiało, że gdyby nie strój w wyrazistych kolorach, wyglądałaby jak podążający u ich boku duch.
Franko wodził za nią spojrzeniem, ale poza przywitaniem o poranku elfka nie poświęcała mu zbyt wiele swojej uwagi. Zostawiła mu swój namiot do złożenia, podczas gdy sama poszła oporządzić konie, rzucając jeszcze magowi krótki, ale niespodziewany uśmiech. Nocna chwila szczerości mogła okazać się zbawienna dla ich skomplikowanej i niekoniecznie dotąd sympatycznej relacji.

- Konie są wypoczęte. Jak je popędzimy, dotrzemy do mostu nad Gryfią. Za nim, pod Meriandos, jest karczma, w której się zatrzymamy na noc, jeśli damy radę dojechać tam dziś i nic... nic nie stanie nam na przeszkodzie - mówiąc później, Tamna przesuwała palcem po mapie Królewskiej Prowincji, jaką zabrał ze sobą Franko. - To będzie męczący dzień. Spędzimy w siodle tyle czasu, ile będziemy w stanie. Ale może wizja porządnego łóżka na noc zrekompensuje nam obolałe ciała.
- Dla mnie to nie problem, Tamna. Czy wy dacie radę pociągnąć tak długo?
- spytał mężczyzna, a jego zerknięcie w kierunku maga jednoznacznie świadczyło o tym, że to nie o jej wytrzymałość się martwił. Qadir czuł zmęczenie nóg po wczorajszej jeździe, ale nie było to nic, czego nie dałoby się znieść. Pytanie jak wytrzyma kolejne kilka dni.
- Damy radę. Oboje - zadecydowała Il'Dorai, wiedząc już, że ewentualne braki w doświadczeniu w jeździe konnej Salih nadrabia determinacją i pewnością co do słuszności swoich działań. Musieli tam dotrzeć, im szybciej tym lepiej, a obolałe pośladki i uda nie mogły stać się przeszkodą nie do pokonania. - Zrobimy jeden, godzinny postój, reszta dnia w siodle.

Gdy wyruszali dalej na wschód, jedynym śladem po ich obozie był popiół rozgrzebanego ogniska. Choć byli pełni niepokoju, dziś Tamna wyglądała już na mniej przygnębioną i pewniejszą siebie. Jej plecy były dumnie wyprostowane, jak na przedstawicielkę znamienitego rodu przystało, a spojrzenie chłodne, ale pewne. Przez pierwsze godziny jazdy nikt nic nie mówił, gdy skupieni byli na gnaniu w kierunku Fenistei tak szybko, jak byli w stanie - nawet jeśli nie był to galop, podczas którego najpewniej Salih zsunąłby się z siodła i tyle by z niego było pożytku. Wkrótce wyjechali z lasu, znajdując się na podwyższeniu, jakie dawało im ukształtowanie wzgórz Meriandos, a które pozwalało im rozejrzeć się wokół. Stąd widzieli odległe tereny, w tym trakt, którym podążali dotąd, zarówno przed, jak i za lasem, a także dalszą drogę. Faktycznie, gdy Salih wytężał wzrok, widział wstęgę Gryfiej Rzeki, nad którą górował szeroki, kamienny most, stąd będący jedynie niewielkim punktem na horyzoncie.
- Musimy się spiąć, jeśli chcemy dotrzeć tam przed zmrokiem - stwierdziła Tamna.
- Czekajcie! Patrzcie tam - Franko zawrócił konia i zmrużył oczy. - Szlag! Wjechali do lasu. Widziałem grupę jeźdźców, tam, na zachodzie. Konie z daleka wyglądały na porządne. To mogą być ci z uczelni.
- Ignaz?
- spytała elfka, ściągając wodze i przytrzymując wierzchowca w miejscu.
- Nie wiem, jak on wygląda, zresztą byli za daleko.
- Cholera, niedobrze
- syknęła Tamna.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

17
POST POSTACI
Qadir
Powrót do schronienia wraz z zaśnięciem po paru minutach medytacji przebiegły magowi dość gładko i wręcz komfortowo. Definitywnie nadrobienie utraconych godzin snu w trakcie tej nocy przydało się do dalszej podróży, która na nich czekała ze zniecierpliwieniem. Przez to Salih opuścił swój namiot z delikatnym, acz sugerującym dobrą pobudkę ziewnięciem. Rozciągnął sylwetkę ku niebu, wyciągając odruchowo ręce, jakby chciał złapać rozjaśniające się chmury. Wszystko sprowadza się jakoby do całkiem miłego powitania dnia. Niemniej w istocie nie mieli zbytnio czasu na rozkoszowanie się wschodzącym słońcem, toteż cała gruba zmuszona została do szybkiego śniadania z podstawową higieną. Tą drogą podążył czarnoksiężnik, kiedy przed oddaleniem się w kawałek lasu pomachał dłonią do Shehla w odzewie. Toaleta nie zajęła karlgardczykowi dużo czasu podobnie jak obmycie ciała łącznie z przebraniem się w jeździecki strój. Ze względu na pośpiech tym bardziej nie zgłaszał potrzeby dyskusji z resztą zwłaszcza na błahe tematy.

Mimowolnie spojrzał w jednej z chwil na namiot elfki, która to akurat opuściła jurtę ze słyszalnym szarpnięciem tkaniny zadaszenia. Naukowiec doglądał jej oblicza, lecz z innych powodów niż się mogło Frankowi wydawać. Chodziło o coś więcej niż dopatrywanie wdzięków pięknej kobiety, ponieważ Kadeem chciał znać stan Tamny. Niestety warta sprzed paru godzin nie pozwoliła jej na kompletną regenerację sił. W tym wypadku mieszkaniec Urk-hun czuł małe wyrzuty sumienia. Może powinien bardziej naciskać z sugestią przejęcia czatów poprzedniego wieczoru? Teraz jednak było już na to za późno. Dostrzegając uśmiech dziewczyny, odpowiedział jej tym samym gestem. W każdym razie ich relacja zaczęła iść w dobrym kierunku, z tym że… to wykrzywienie warg leżało w sferze małej iskry nadziei. Można to nazwać dobrą miną do złej gry. Wbrew pozorom Qadir nie miał kompletnej pewności co do sukcesu ich ekspedycji. Martwił się kilkoma sprawami, ale nie brakowało mu determinacji. Tylko aktualnie budował w swym niezwykłym umyśle bardzo zawiłe taktyki. Wykładowca szukał złotego środka na duet Callisto i Ignaza.

Po posileniu się w pobliżu resztek paleniska oraz zapakowaniem ekwipunku do swojego wierzchowca, Yasin został zawołany przez drugiego mężczyznę do jego pozycji. Panna Il’Dorai również otrzymała takie zaproszenie. Właściciel stadniny zamierzał przedstawić im dalszą drogę, która doprowadzi kompanów do upragnionego celu jak najszybciej. Wróżbita wsłuchiwał się uważnie w słowa pary znajomych, szczególnie iż nie miał zbyt wielkiej wiedzy geograficznej w porównaniu do dwójki podróżników. Sytuacja podobnie wyglądała w kwestii jazdy konnej, gdyż “Pustynny Smok” przeważnie poruszał się przy pomocy przygotowanego wozu lub karawany. Lepiej sprawdzał się w roli pasażera niż jeźdźcy. Bez wątpienia nie udawał tutaj mądrzejszego od pozostałych członków wyprawy. Jak zatem zniósł wieści o nadciągającej ciężkiej dobie? - Nie mamy wyjścia. - Zawtórował bladoskórej piękności po zerknięciu na mapę Królewskiej Prowincji. Oni oboje rozumieli najlepiej, że dłuższa przejażdżka wymaga od zebranych pełnego skupienia bez szansy na relaks. Potomek Raaidy zaakceptował ten fakt już dawno temu, bacząc na nadciągające niebezpieczeństwo w tym jakże chaotycznym wydarzeniu ucieczki z Nowego Hollar. Zapał profesora udzielał się także badaczce przy uzyskaniu przez nią wiedzy o położeniu ojca i umiejętnościach ucznia Zakkuma. W momencie zakończenia konwersacji o następnym przystanku brodacz był gotowy do wsiadania na rumaka celem wyruszenia z kotliny. Dzięki wskazówkom przewodnika albo białowłosej powinien utrzymać się w trasie na siodle. W razie potrzeby będzie miał towarzyszy jako asystę do takich trudności.

Przemierzając ścieżki wychodzące z lasu na wzgórza, profeta kompletnie milczał. Więcej sekund, minut oraz godzin poświęcał na obserwowanie otoczenia w przypadku potrzeby chronienia innych przed napastnikami. W obcym terenie zmysły człowieka wybitnie zaostrzały się, chociażby przez poznanie informacji z rytuału wezwania Loliusza. Czarodziej trzymał nerwy na wodzy, aczkolwiek nie odpuszczał sobie czujności. Uczony miał w głowie całe multum negatywnych scenariuszy, na które chciał mieć jakąkolwiek kontrę. Możemy to określić w formie niespotykanej ostrożności. Pędzący za nimi szpiedzy, magowie lub władze uczelni miały prawo wywoływać w nim taką przezorność, czyż nie? Tak więc mknął w dalszym ciągu za grupką z tym żelaznym spojrzeniem piwnych oczu, gdzie wzrok próbował nieustannie wyłapywać najdrobniejsze odstające anomalie w środowisku. Tak czy inaczej, udało się im pokonać wiele kilometrów, bo po pewnym okresie dnia Salih ujrzał charakterystyczną banderę. Kamienny most znajdował się, co prawda zdecydowanie dalej niż zakładał. Mimo tego mieli całkiem solidny obraz pozostałej odległości do przebycia. Dodawało to swoistego optymizmu. Gdyby tylko nie istniało to już dokuczające wyczerpanie organizmu...

Tymczasem po naturalnej wypowiedzi szpiczasto uchej damy odezwał się nerwowo brat Elaine. Wjechali? Jakim cudem żaden z użytkowników vitae nie zdołał tego dojrzeć? Byli aż tak mocno zabezpieczeni? - Gdzie ich zobaczyłeś? - Dopytał pobudzony znawca magii astralnej, obracając twarz w kierunku wskazanym przez faceta - Nie zatrzymujcie się. Będę za wami podążał bardziej na tyłach. Spróbuję dowiedzieć się, kto to jest. - Stanowczo zasugerował czarnoskóry wieszcz, koncentrując się po zwolnieniu chabety. Postanowił skorzystać z błogosławionego widzenia, bo te ujawniłoby bohaterowi znaczący wpływ energii z tamtego miejsca na pobliską naturę. Owszem, mana istniała wszędzie, a zatem nie mógł być może dojrzeć najmniejszych szczegółów przy tak dużym dystansie. Miał natomiast szansę potwierdzić, jak ogromne pokłady magii poruszały się z zachodu. A nóż zauważy coś więcej niż potężnych czarowników? Dalsze decyzje będą zależeć od wstępnego rekonesansu zaświatów.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

18
POST BARDA
- Tam - Franko wyciągnął rękę w stronę zachodu, w kierunku miejsca, w którym główny trakt znikał pod koronami drzew. - Kilka godzin drogi od nas. Jeśli będziemy poruszać się w tym samym tempie, znajdą się tutaj, kiedy my będziemy na moście. Tuż przed, albo tuż za nim. Powinniśmy przyspieszyć?
Tamna pociągnęła za wodze i poprowadziła konia tak, by znaleźć się pomiędzy Qadirem a tym pojedynczym punktem, w który obaj mężczyźni tak uważnie się wpatrywali.
- Tak. Nie ma na to czasu - zaprotestowała. - I nie możesz zostać sam.
- Ale może warto sprawdzić, kto to może być?
- A kto to może być?
- zirytowała się, słysząc słowa Shehla. - Keli i jego podwładni. Ścigają nas. Są wystarczająco blisko, żeby nie marnować czasu na bezczynne stanie w miejscu. W ten sposób tylko zmniejszamy dzielący nas dystans. A tak? Oni też muszą odpoczywać. Spędzą noc gdzieś tu, kiedy my spędzimy ją w karczmie. Powinniśmy to utrzymać. Nie zatrzymywać się na postoje w ciągu dnia, skracać nocne do absolutnego koniecznego minimum. Qadir?
Do skupionego na swoim zaklęciu Karlgardczyka nie do końca docierały ani słowa elfki, ani fakt, że stanęła przed nim, przesłaniając mu widok. Owszem, czuł silne fale jasnego vitae, pulsującego z miejsca, w którym znajdowała się jej klatka piersiowa, ale swoim mistycznym spojrzeniem sięgał dużo dalej. Przez las, przez linie mocy, drżącej pod ziemią i wśród liści, przez gęstwinę zagubionych dusz, błądzących wśród drzew, sięgał coraz dalej i dalej. Kosztowało go to dużo wysiłku - niełatwo było sięgnąć do miejsca, w którym znajdowała się druga grupa. Odkąd oni tam byli, minęło kilka godzin szybkiej, wymagającej jazdy. A jednak zanim osiągnął maksimum swoich możliwości, zanim zaklęcie się zerwało, rozciągnięte do granic możliwości, zobaczył znajomy blask kilku użytkowników mocy, przemierzających knieje. Mimo to, byli zbyt daleko, żeby był w stanie ich rozpoznać. Jedno, czego był absolutnie pewien, to że posiadali wielką moc. Większą, niż on i Tamna razem wzięci.
- Qadir! - gdy wrócił świadomością do ciała, białowłosa trzymała go za ramię, stojąc z nim uzda w uzdę. Westchnęła, widząc, że jego spojrzenie z powrotem skupiło się na niej. - Wiem, że chcesz wszystko zrobić sam i rozwiązać każdy problem w tym momencie, ale nie ma czasu.
- Zjedźmy ze wzgórza. Zastanowimy się, co dalej.
Nie pozwalając Salihowi zostać samemu na tyłach, Tamna prowadziła swojego konia tuż obok jego, w razie gdyby wpadł na pomysł, na który w innym wypadku nie zdążyłaby zareagować. Gdy opuścili wierzchołek wzniesienia, z którego łatwo było ich potencjalnie wypatrzeć, zwolnili nieco.
- Mogę was zostawić za mostem i pojechać dalej, żeby ich zmylić - zaproponował Franko. - Dojdziecie do karczmy na piechotę, stamtąd już jest blisko. Dołączę do was w nocy.
- Możemy też po prostu dojechać razem i zostawić na noc konie osiodłane. Zostawić wartę i uciec, jeśli tamci się zbliżą. Chociaż nawet Keli ma swoją wytrzymałość. Nie da się jechać konno całą dobę. Nie wiem
- elfka obróciła konia, spoglądając za siebie, choć nie miała jak dostrzec niczego niepokojącego.
Obrazek

Wzgórza Meriandos

19
POST POSTACI
Qadir
Naturalnie odległość pomiędzy dwoma grupami była na tyle duża, że ktoś nawet pokroju Saliha nie był w stanie wyłapać dokładnej sygnatury vitae poszczególnych członków pościgu. Niemniej mag z Urk-hun postanowił podjąć próbę wykrycia popleczników Ignaza razem z ich wodzem na czele. Definitywnie nie poczuwał się do uczestnictwa w zażartej dyskusji pomiędzy właścicielem stadniny, a jego towarzyszką. Oni wszak znali drogę lepiej od niego, a przekrzykiwanie się czy też stawianie twardych argumentów nie leżało w usposobieniu mężczyzny. Przez wymianę zdań kompanów zdobył minutę lub dwie na dokładne zajrzenie za kulisy świata materialnego. Sylwetka nad wyraz zaborczej elfki mu nie przeszkadzała, gdyż potrafił wyminąć jej magię wprawnym widzeniem zaświatów. Niestety nadal nie miał na tyle rozwiniętego talentu, aby bezproblemowo doglądać aur użytkowników many przez krainy czy oceany. Ta zdolność wymagała od niego sporo wysiłku. W ten sposób Kadeem dostrzegł nie tyle dobitne szczegóły ile wyjątkową potęgę tych celów. Na kilka chwil Karlgardczyk… zniknął ze swą świadomością. Wyglądało to tak, jak bujanie w obłokach, gdyby nie zmiana koloru tęczówek z piwnych na mocno błękitny. Nie wiedział dokładnie, kto się tam znajduje. Miał jednak jasną informację, że zbliżają się w niemałym tempie oraz… mogą być równie dobrze przeciwnikami, jak i sojusznikami o ogromnych pokładach energii. Mieli jednak ochotę przekonać się na własnej skórze? Prawdopodobnie nie, bo byłoby to postawienie własnych istnień na szali pokrętnego losu. Przebycie kawałka flory razem z multum błąkających się dusz w wizji musiało na ten moment wystarczyć.

Ze swoistego marazmu wybiła go znajoma trzymająca kurczowo jego wolne ramię. Dopiero wraz z powrotem “istnienia” do oryginalnego ciała, Yasin stał się na powrót normalnym człowiekiem. Na domiar złego dopadła go spora zadyszka, lecz to miało minąć po kilku sekundach spokojnego oddechu. Trans wywołany przez wróżbitę miał charakter tajemniczego objawienia, a tę specyficzną astralną magię z pewnością wyczuła panna Il’Dorai. Nie miała o niej kompletnej wiedzy, choć mogło to przywołać zaciekawienie przedstawicielki płci pięknej. - Sprawdzałem z kim mamy do czynienia. Nasz problem pozostaje problemem do samego końca wyprawy. - Podsumował ze sporym realizmem w głosie, wnikliwie lustrując alabastrową cerę szpiczasto uchej kobiety. - To silne jednostki przedzierające się przez knieję. Kojarzę je jedynie pobieżnie. Nie mam pewności, kto to dokładnie jest… Niemniej oni znają naszą pozycję. Zwłaszcza moją. - W tym samym czasie zjechał bez komentarza z resztą ekspedycji na podnóże wzniesienia, dając się tym samym poprowadzić intelektualistce niczym nowicjusz jeździectwa na plecach rumaka. Dama mogła czuć się w miarę bezpiecznie z faktem, iż ciemnoskóry kolega nie zrobi nic głupiego. Mogła jeszcze mieć jakieś tam obawy względem poczynań “Pustynnego Smoka” bacząc na ich niedawne dzieje, aczkolwiek Qadirowi zależało przede wszystkim na uniknięcie bezmyślnego boju bez jakiekolwiek przygotowania. Stąd pojawiło się niezwykłe czarowanie w przerwie postojowej.

Uczony rozejrzał się również za śladami, które pozostawiły ich wierzchowce. - Nie możemy skorzystać z twojego planu, Franko. Jak mówiłem, ci z Nowego Hollar znają położenie naszej trójki. Nie ukryjemy się przed nimi. - Spauzował z mimowolnym zlustrowaniem oblicza drugiego gościa. - Nawet jeżeli podążą wyłącznie za twymi końmi niżeli mną łącznie z Tamną to… zaznasz ich “narzędzi” do przesłuchań. Nie chcesz tego, uwierz mi. W lepszym przypadku zostaniesz po prostu uśmiercony. - Twardy ton głosu proroka przedstawiał suche, ale zarazem brutalne fakty egzystencji pośród murów akademii magicznej. Wysoko postawione głowy miały odpowiednie metody do radzenia sobie z niesubordynacją podwładnych albo tych wtrącających się w politykę oświaty. Takie placówki miały nie mniejsze konszachty niż władcy poszczególnych kontynentów. W końcu chodziło o utrzymanie wpływów. - Tamna… - Nasz bohater złapał kurczowo za kostur niczym ktoś szukający przedmiotu do przelania swych narastających emocji. - Mam prośbę… Spróbuj skontaktować się ze swoim ojcem, jak już dojedziemy do karczmy. W międzyczasie przemyśl kwestię swych zaklęć bojowych. Tak czy inaczej, czeka nas walka. Zrób tyle, ile jesteś w stanie w tych kwestiach... - Zmrużone brwi profesora mówiły zanadto o priorytecie, który nałożył na dziewczynę. W tym wypadku, choć składał prośbę, to miał w tonie wydźwięk rozkazu. Działał podobnie jak ona. Nie było czasu do stracenia.

- A teraz ruszajmy… Zgodnie z tym, co powiedziałaś. - Tak też wybrał sugestię potomkini Rathala. Mieli tam dotrzeć w jednym kawałku przed zmrokiem, nie pozostawiając Shehla gdzieś daleko jako przynętę. Liczyło się bycie na przodzie. Salih niczego nie zakładał na sto procent. Może faktycznie tamci zatrzymają się wcześniej celem odpoczynku tak jak ci zebrani w karczmie. Chyba że mieli asa w rękawie w postaci odpowiednich czarów… Czas pokaże. Bez wątpienia podróżnicy nie powinni stać bezczynnie. Syn Raaidy skoncentrował się na dalszej przejażdżce. W sytuacji dodatkowego przystanku użyje powtórnie błogosławionego widzenia jednakże tylko do zbadania dystansu. Nie wykroczy już mistycyzmem na granice własnych możliwości, chyba że obraz z innego wymiaru będzie dobitnie klarowny.

Spoiler:
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Królewska prowincja”