POST BARDA
- Jak jeszcze żyłem, mieliśmy powiedzenie, że nawet lew dupa, jak pająków kupa. - Nie skomentował jego słów o przewodnictwie. I tak Maul nie miał w tej materii nic do gadania, bo pewna umowa wiązała ich z Zeveroka. Oczywiście wiedział, że Lin, dopóki nie spotka tej czarnej zarazy, swego zdanie nie zmieni. Taki to typ istoty.
- Niektórzy są niecierpliwi. Myślę, że takich spotkałeś. Niezależnie od okoliczności, jak coś postanowią, już działają, a my nie znamy was. - Dodał jeszcze, choć pewnie zaraz dostanie teorię, która spowoduje, że i tak nie będzie miało znaczenia. Zev był mądry, wiedział po prostu więcej. Oni po prostu trwali w pewnym zamieszeniu.
Asoka nie miała jak mu odpowiedzieć, bo ten stracił zainteresowania. W tym momencie chciała go uświadomić, jaka jest powinność mężczyzn wobec kobiet, nawet jeśli umysł Tangi odmówi posłuszeństwa. W końcu oni byli potrzebni do tego, by powstały dzieci.
- Tak. Istnieją potwory, zwierząt raczej nie uświadczysz. Zginęły lub uciekły. To teraz jałowa ziemia. - Odpowiedział mu Jinn. Dzień katastrofy zniszczył te tereny doszczętnie. Cud, że niektóre drzewa jeszcze ustały. Wciąż w jego pamięci pojawił się chaos, a potem odczuwał smutek, kiedy już jako istota niematerialna, wędrował tymi ziemiami i widział ogrom zniszczeń. W końcu, kiedy wszyscy poszli spać.
Nic nie działo się złego, a duchy ich pilnowały. Choć lepsze słowo byłoby, że strzegły, bo w tych czasach już niekoniecznie można było ufać żywym i martwym. Nic się jednak nie działo i nasi zmęczeni podróżnicy mogli odpocząć.
W przypadki Lina noc była dla niego łaskawa. Z wyjątkiem kataru nic więcej się u niego nie pojawiła. Nie dostał kaszlu, gorączki, bólu gardła. Może to przez jego dziedzictwo? Nikt w końcu nie słyszał, by jakikolwiek przedstawiciel jego rasy był chory. Jego organizm skutecznie zwalczał choroby i jak wstanie, nic mu już nie będzie dokuczać. Ogień już dawno się nie palił, nie mieli także przygotowania śniadania, choć w nocy ktoś lub coś posprzątało stoliki, jak spali. Zrobili to tak cicho, że nikogo nie wybudzili. Praktycznie bezszelestnie. Duchów, które z nimi wczoraj nocy rozmawiali, nie było.
Usłyszeli pukanie do drzwi, a następnie one otworzyły się i do karczmy wszedł
starszy mężczyzna. Elegancko ubrany, podpierający się długa, drewnianą laską. Na każdym z kościstych palców znajdowało się pięć sygnetów z kamieniami szlachetnymi. Lin mógł stwierdzić, że były one magiczne, a ilość magii, która w nich się znajdowała, zdecydowanie podpowiadała mu, że te przedmioty musiały być potężne. Każdy z nich przedstawiał osobny element magiczny. Druga dłoń była skryta w długim rękawie i trzymana przy boku ciała. Wyglądał, jakby miał przynajmniej osiemdziesiąt lat na karku. Instynkt Tangi podpowiadał mu, że to nie był normalny człowiek. Jego oczy były pozbawione jakiś ludzkich emocji. Wydawały się puste.
- Witam was w tych skromnych progach. Nazywam się Zeverok Hsagan. Czy moi słudzy nie narzucali się wam zbytnio? - Zapytał, powoli się do nich zbliżając. Co dziwne, laska nie wydawała żadnych odgłosów stukania o podłogę przybytku, a ubranie mężczyzny nie było w żaden sposób brudne od błota i mułu, które znajdowało się na zewnątrz. Był tak czysty, jakby chodził po najczystszym ulicach świata, a nie podrzędnej spelunie w zapomnianej przez bogów krainie.