[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

796
POST POSTACI
Vera Umberto
Podniosła głowę, żeby spojrzeć na Corina. Nie słyszała odgłosów na zewnątrz, nie słuchała ich. Było jej w tej chwili wszystko jedno, co robiła załoga, pod warunkiem, że nie przyszło im do głowy nikogo powiesić.
- Tak - odpowiedziała. - Wierzę ci.
Po chwili wahania skinęła głową, zgadzając się na tę propozycję. Głosowanie było rozsądnym rozwiązaniem. Osmar był bardziej narwany, niż ona, Corin - wręcz przeciwnie, a do tego wszystkiego Irina stanowiła milczącą obecność, po której można było spodziewać się wszystkiego: zupełnie, jakby umysł Very podzielić na trzy niezależne od siebie części. Oni dobrze zadecydują, gdy Umberto będzie mieć z tym problem. Tymczasem kapitan będzie robić to, do czego obecnie nadawała się najlepiej, czyli fizycznie stać za sterem, zagrzewać do walki i sama w tej walce uczestniczyć. Do tego nie potrzebowała być zdrowa na umyśle, wręcz przeciwnie, za szaleńcami szły przecież tłumy. Dopóki wizje i oderwania od rzeczywistości nie będą na tyle długie, by stanowiła zagrożenie dla siebie i innych w krytycznych sytuacjach, ten układ... powinien nawet działać.
A potem znów opuściła wzrok i oparła głowę o klatkę piersiową mężczyzny. Oczywiście, że to nie miało sensu. Ubzdurała sobie, że ma błogosławieństwo Ula, szczyt komedii.
- Corin... - westchnęła tylko, gdy uznał, że byłaby najlepszym wyborem na rodzenie dzieci dla boga żeglarzy.
Wzruszyła ramionami.
- Nie rozmawiałam z samym bogiem. On... przysłał posłańca. Przyszedł do mnie we śnie, złotowłosy, zmiennokształtny - jęknęła i przetarła twarz dłońmi. - Kurwa, sam słyszysz, jak to brzmi. Twierdził, że Ul chce, żeby jego syn był pierwszym połączeniem świata bogów i ludzi. Żeby był potężniejszy od demonów. Twierdził, że od lat zsyła mi swoje błogosławieństwo, przygotowując mnie do tej roli. Że ty jesteś błogosławionym pomiędzy śmiertelnikami, tym, który dla jego syna ma stać się opiekunem.
Milczała przez chwilę, nie wiedząc, w jakie słowa ubrać odpowiedź na ostatnie z pytań Yetta.
- Miałabym przywołać go ponownie i... no... ugh, no wiesz, jak się robi dzieci, Corin - we frustracji uderzyła lekko bokiem głowy w jego pierś. - Nie zgodziłam się. Nawet jeśli to tylko wytwór mojej chorej wyobraźni, nie zgodziłam się i nie zamierzam się godzić. Ale jest natarczywy. Nie sądziłam, że będzie.
Starała się ignorować śmiech, jaki skądś do niej dobiegał. Na wyspie były jakieś pojedyncze dzieciaki, to pewnie był jeden z nich.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

797
POST BARDA
Okrzyki z zewnątrz nie zdradzały chęci powieszenia kogokolwiek. Wręcz przeciwnie, gdy Sovran został ułaskawiony, należało jak najszybciej ściągnąć linę, by nikomu nie przyszło do głowy się w nią zaplątać. Siódma Siostra nie była wyjątkiem i wśród załogi również zdarzały się konflikty.

Corin westchnął lekko, nie przestając gładzić włosów i pleców kapitan. Był tu, był przy niej i nie zamierzał odchodzić tak długo, jak długo będzie go potrzebowała.

- W porządku, z naszym życiem... może nie jesteś najlepszym wyborem na matkę. - Powiedział ogólnie, nie chcąc wprost sugerować, że Vera nie byłaby najwspanialszą rodzicielką. - Sądzisz, że mogłabyś spotkać tego... posłańca po raz drugi? We śnie? - Zapytał, nie oceniając, jak brzmiała historia, choć z pewnością była niedorzeczna. - Skoro to ma być syn Ula, to on powinien przyjść do ciebie osobiście. Skoro mu na tobie zależy. - Snuł Corin, wyciągając wnioski, które podsuwał mu rozum. - Ale podoba mi się rola błogosławionego między śmiertelnikami. - W jego głos wdarła się nuta rozbawienia. - Ale dlaczego uznał, że pokazanie ci mnie i Sovrana to dobry pomysł? To dalekie od doskonałości, tym bardziej teraz, gdy jesteśmy po ślubie. I musiał wiedzieć, że cię nie zostawię, to przecież bóg. Zbyt wiele rzeczy się nie zgadza, Vera. Ech, sam chciałbym z nim porozmawiać. Musiałaś być w szoku, kiedy go spotkałaś.

Śmiech dziecka zbliżał się ku Siostrze. Brzmiał coraz głośniej.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

798
POST POSTACI
Vera Umberto
- Mhm. Powinien - zgodziła się z Yettem. - Gdybym miała iść do łóżka z kimkolwiek innym, niż z tobą, lepiej, żeby był bogiem. Poprzeczka jest wysoko.
Zażartowała, chyba czując pewną ulgę, gdy oficer nie oburzył się, nie wyśmiał jej, ani nie nazwał wariatką, choć przecież ewidentnie tą wariatką była. Dobrze było porozmawiać o tym z kimś, zamiast w nieskończoność kisić to w sobie. Tym lepiej, że tym kimś był Corin, który nie odsunął się od niej nawet, gdy balansowała na granicy szaleństwa.
- Byłam w szoku. Nadal trochę jestem. Nie wiem, dlaczego ja. Nie nadaję się ani na matkę, ani na boską wybrankę. Mam pod sobą załogę pieprzonych piratów. Ze wszystkich dowodzących statkami kobiet Herbii jestem chyba najgorszym wyborem - przyznała. - Nawet jeśli założymy, że to faktycznie miało miejsce i rozmawiałam z prawdziwym posłańcem Ula, tak to, co zobaczyłam dzisiaj... było inne, niż wszystko co z tym związane. Było... krótkie. Intensywne. I pozbawione tego złota, które pojawia się w tych boskich przebłyskach. Nie wiem.
Zerknęła na Yetta krótko.
- Dziwnie mi o tym mówić.
Milczała przez chwilę, ale dziecięcy śmiech był coraz trudniejszy do ignorowania. Wyprostowała się i wytężyła słuch.
- Czy ty też to słyszysz? Ten śmiech? - spytała niepewnie, już załamana odpowiedzią, jaką najpewniej otrzyma.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

799
POST BARDA
- A może z Pogad? - Zagadnął Corin, ale w jego głosie nie było złości, a ciche podpuszczanie dla rozluźnienia atmosfery. Nie był na Verę zły o to, co zrobiła. Jak mógłby, gdy był to wynik wyłącznie szaleństwa zesłanego przez boską istotę? - Powiedz, że przynajmniej nie całuje lepiej niż ja.

Objęcia Corina były coraz mniej silne, gdy jego ramiona nie miały oparcia. Po walce minie dużo czasu, nim wróci do pełni wytrzymałości. Weswald mógł zaleczyć obrażenia, ale Yett wciąż był osłabiony.

- Jesteś jedną z nielicznych kobiet-kapitanów, Ul nie miał dużego wyboru. - Zauważył Corin, opierając policzek o włosy Very. - Powiedziałbym, że twoja dzisiejsza wizja to wina Sovrana, ale to też nie miałoby sensu. Był zły, ale przytomny, poza tym zaprzeczył wszystkiemu. Sądzisz, że Smoluch będzie drugą Oleną i nie da mi spokoju? Może potrafisz widzieć przyszłość? - Corina trzymały się żarty. - Przynajmniej nie płacze za każdym razem, gdy mnie widzi. A może... tylko ci się wydawało, że to widziałaś? - Zaproponował ostrożnie. - Jesteś przemęczona... W każdym razie, musimy porozmawiać z tym posłannikiem Ula i powiedzieć mu, co o tym myślimy. Najlepiej będzie przez świątynię, tak mi się wydaje, może przy okazji Everam? Ulici muszą tam mieć świątynię. Chyba, że masz inny pomysł? Posłannik nakierował cię jakoś? - Dopytał, po czym wyrwało mu się krótkie ziewnięcie. - A ten śmiech..? To jakieś dziecko, może przypłynęło z Velidrem. Musimy kogoś do niego wysłać, powiedzieć, że z umowy nici.

Vera przypomniała sobie o własnej ranie, gdy jej rękaw zaczął ciążyć, mokry od jej krwi. Prowizoryczny opatrunek zdążył przesiąknąć. Corin ciął równo, ale wystarczająco głęboko.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

800
POST POSTACI
Vera Umberto
- Może z Pogad - zgodziła się. - Nie wiem, jak z całowaniem. Mogę sprawdzić jeszcze raz, jeśli chcesz.
Ją też będzie musiała przeprosić. Orczyca nic nie mówiła teraz, gdy sprzątane było zamieszanie po ich kłótni, ale na pewno nie było to dla niej obojętne wydarzenie. Tyle dobrze, że nie było przy tym nikogo innego. Vera nie była pewna, czy zielonoskóra chciałaby, żeby cała załoga wiedziała, co się stało. Sama Umberto nie czuła się z tym jakoś szczególnie źle, bo nie przywiązywała do tego zdarzenia dużej wagi, ale o dziwo potrafiła zrozumieć, że dla drugiej strony mogło to być mocno niekomfortowe.
- To nie on. Wiem to, wierzę mu. Sovran niczego nie zrobił - westchnęła. - Może... jestem przemęczona. Po całej tej akcji z mrocznymi na Harlen i po piciu całą noc... ale byłam przemęczona już wiele razy, bardziej, niż teraz. Nie miałam żadnych wizji na Pegazie, ani po walce z Caldwell. A nawet jeśli to naprawdę ze zmęczenia, to dlaczego... takie? Nie rozumiem twojej potrzeby czułości względem tego elfa, ale proszę cię, przestań go głaskać. Błagam. Masz potrzebę głaskania, załatwię ci nie wiem, kota. Albo głaszcz mnie.
Znów wzruszyła ramionami, nie mając jednoznacznej odpowiedzi na wszystkie pytania Yetta.
- Myślę, że gdybym chciała, wróciłby we śnie. Spróbowałabym założyć tamtą rybkę i pójść spać, zakładając, że wtedy przyszedłby ponownie, traktując to jako moją... otwartość na negocjacje. Powiedział, że wróci, jeśli będę go potrzebować. Ale wtedy ty byś z nim nie rozmawiał. Z drugiej strony, nie wiem, czy w ogóle jest możliwe, żebyś ty się z nim spotkał.
Zaśmiała się z ulgą, gdy okazało się, że nie tylko ona słyszy dziecięcy śmiech.
- Bałam się, że ten śmiech też jest tylko w mojej głowie - przyznała. - Tutejsze dzieciaki rzadko biegają po nabrzeżu.
Wyprostowała się, żeby unieść rękaw i zobaczyć, dlaczego tak przesiąknął krwią. Czy to nie było tylko draśnięcie? Nie sądziła, że musi się tym w ogóle przejmować. Gdzieś tu miała jeszcze jakiś bandaż. Jeśli nie musiała, wolała nie zawracać głowy uzdrowicielom.
- Sovran powiedział, że popłynie z Otisem. Ale nie wiem, dlaczego zmienił zdanie. Muszę z nim porozmawiać, tym razem bez dawania mu w twarz - skrzywiła się. - Przeprosiłam go już. Zrobiłam z siebie idiotkę. Tak czy inaczej, nic mi nie będzie. Pogad i Irina nie muszą iść na wieczorne spotkanie, ja pójdę z tobą. Nie będę się wtrącać, jeśli nie będziesz tego chciał. Jeśli będę miała jeszcze jakieś wizje... powiem ci o nich. I postaram się nie odjebać niczego głupiego. Wolałabym nie być zmuszoną do siedzenia bezczynnie w kajucie.
Uniosła wzrok na Corina.
- Czy mogę dostać swój pierścionek z powrotem?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

801
POST BARDA


- Możesz sprawdzić, czy ja nie wyszedłem z formy. -Zaproponował Corin, bo choć wiedział, że pocałunki z Pogad nie były prawdziwą zdradą, to wolał nie widzieć ich po raz kolejny. Pogad z pewnością również wolałaby zachować swoje usta dla jakiegoś przystojnego orka.

Yett westchnął.

- Źle zrobilismy... Ale gdyby znów wydarzyło się coś takiego, wiem już, że to twój umysł może płatać figle. - Delikatnie nazwał sprawę. - Mam na myśli... Ech, Vera, prawie go powiesiliśmy. Chociaż teraz przynajmniej wie, że nie jest w żaden sposób ponad załogą. Ja... Ech. -Corin wahał się dłuższą chwilę. - Ja po prostu... Mm. On często wydaje się taki słaby i bezbronny. Wiem, że nie jest, że mógłby złamać mi kręgosłup jednym mrugnięciem, ale czasami mam ochotę chronić go własnym ciałem przed całym światem. To błędne, przepraszam, Vera. Przestanę. - Obiecał oficer, głaszcząc ją, gdy elf był poza zasięgiem. Jego palce powoli, coraz wolniej, przesuwały się po jej ciele kojąco dla obojga.

Śmiechy dziecka były już bardzo blisko. Dołączyły do nich rozmowy, cienki głośnik opowiadał coś drugiemu, niższemu. Musieli być na poziomie Siódmej Siostry.

- A gdybym ja założył rybkę? - Zaproponował Corin, gdy bardzo zależałoby mu na spotkaniu z demonem. - Albo... Oboje? Możemy tak zrobić? Będzie niewygodnie, ale to może zadziałać. Mm, Vera, chciałabyś dziecko? Kiedyś? - Zagadnął niespodziewanie. - Chyba już o to pytałem. Na razie... Mamy załogę, z Sovranem na czele. Dobrze, że się zgodził, to dla niego szansa na poznanie czegoś nowego. Poza tym, nie wiem czy pójdę na spotkanie. Jestem... Zmęczony. - Ujął sprawę delikatnie. Gdyby nie interwencja Weswalda, Olena z pewnością dalej zajmowałaby się jego ranami, gdy wykrwawiałby się pod pokładem. Miał prawo czuć efekt odniesionych ran. - Ty też nie powinnaś, ale znajdź Weswalda zanim zrobi się z tego prawdziwy problem. Przepraszam, że cię zraniłem. - Ukorzył się bardziej, niż było to potrzebne. - A pierścionek? Jaki pierścionek? - Zagadnął żartobliwie. - Wyrzuciłaś go, nie dostaniesz z powrotem.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

802
POST POSTACI
Vera Umberto
Uniosła głowę, żeby zgodnie z sugestią Corina sprawdzić, czy nie wyszedł z wprawy w pocałunkach. Nie była szczególnie zachłanna, właściwie sprawdzała tylko, czy mężczyzna aby na pewno nie zamierzał się od niej odsunąć. Czuła tę samą obawę, jak wtedy, kiedy całowała go po raz pierwszy, choć naturalnie nie tak silną. Tylko jedno, krótkie muśnięcie ust, zanim wróciła do opierania głowy o jego klatkę piersiową.
- Zrekompensuję to jakoś. Jemu, tobie. Załodze. Nie wiem jeszcze jak, ale znajdę sposób, żeby wszystko było tak, jak dawniej. Tak, jak powinno być.
Nie odpowiedziała na deklaracje dotyczące Sovrana, przyjmując je do wiadomości w milczeniu. Słyszała to już wcześniej, te obietnice. Miał przestać już wcześniej i jak to się skończyło? Może dlatego wolała się nie odzywać.
- Może gdybyśmy założyli ją razem... można nawlec ją na dłuższy rzemień...
Z rozważań wybiło ją pytanie, jakiego się nie spodziewała, choć przecież powinna. Zamilkła znów, przygryzając policzek od środka. Ona i dzieci? Przecież to był jakiś absurd. Sam przed chwilą mówił o tym, że nie nadaje się na matkę. Była zbyt narwana i samolubna, żeby mieć pod opieką małą, w pełni zależną od siebie istotę. Mimo to...
- Gdzieś w tej wersji świata, w której kończymy razem w domku na Eroli, mogłabym... sobie to wyobrazić - odpowiedziała ostrożnie. - Ale zawsze zakładałam, że nie jestem w stanie. Nie po tym ciosie, który prawie rozciął mnie na pół. No i jestem... jaka jestem. A do tego jeszcze wariatka, więc...
Nie była to jednoznaczna odpowiedź, ale Umberto też nie potrafiła takiej udzielić.
- Corin... - westchnęła znowu, kiedy przeprosił ją za swoje trafienie. - Przestań. Sama się prosiłam. I nic mi nie będzie, zaraz zrobię sobie ciasny opatrunek. Nie potrzebuję Weswalda.
Prawda była taka, że też nie chciała magicznie pozbywać się tej rany. Nawet jeśli miała goić się dłużej, niż zakładała, będzie dobrym przypomnieniem wszystkiego, do czego doprowadziła. I wciąż za mało bolesnym, jak na samoumartwianie, jakiego w tej chwili potrzebowała, żeby ukarać się za wszystkie podjęte złe decyzje.
- Mam sobie na niego zasłużyć na nowo? - spytała, siląc się na żart, choć w jej głosie zamiast rozbawienia zabrzmiał smutek. W porządku, mogła spróbować, nawet jeśli wątpiła, by faktycznie była w stanie to zrobić. Stanowiła przypadek beznadziejny.
Wyplątała się z jego objęć i wstała, a potem wyciągnęła do niego rękę, pomagając mu podnieść się z podłogi.
- Połóż się i odpocznij. Ja... nie wiem. Poprzeglądam te listy od Rivery jeszcze raz. Albo pójdę sprawdzić, kto i po co przyszedł z dzieciakiem na Siostrę.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

803
POST BARDA


Corin nie wyszedł z wprawy ani odrobinę. Mężczyzna nie zamierzał się odsuwać, nie myślał nawet o tym, by odtrącić ukochaną. Również nie był zachłanny, choć wczuł się w pocałunek nieco bardziej, niż Vera, a szubkie jego przerwanie nieco go rozczarowało.

- Mi nie musisz, a załoga nie ma prawa niczego żądać. - Oficer upomniał Verę. - Sovran lubi ładne rzeczy. Daj mu jakąś błyskotkę albo nowe ubranie i wszystko ci wybaczy. - Podpowiedział w temacie elfa, gdy jemu należały się wyjaśnienia. - Mam nadzieję, że ta sprawa nie odbije się na nim znacząco. - Dodał. Każdy widział, że był w centrum wydarzeń, a policzek, jaki wymierzyła mu Vera, był widziany przez Nepala. Na pewno wiedziała już o nim cała załoga, w podkoloryzowanej wersji.

Corin złapał w palce krótkie kosmyki Very i zaczął bawić się nimi, nawijając na palce, patrząc, jak uciekają ze splotów.

- Pewnego dnia. - Powiedział cicho, ale nie brzmiało to jak ucieczka do świata fantazji, którą często uprawiali, a jak... Obietnica. - Cokolwiek by nie mówić, byłabyś wspaniałą matką. - Skwitował. - Ale nie będziesz miała szansy nią zostać, jeśli nie zobaczysz się z Weswaldem albo chociażby Oleną. - Mruknął. Nie podobał mu się przesiąknięty rękaw.

Nie wahał się przyjąć pomocy od ukochanej, ale gdy wstał, od razu opadł z powrotem na łóżko. Sięgnął do kieszeni po pierścionek i nadstawił go Verze tak, jak poprzednio, tak, by mogła wsunąć go na swój palec.

- Cokolwiek by się nie działo, zawsze będziesz na niego zasługiwać. Połóż się ze mną, odpocznij. Możemy założyć wisiorek, w razie gdybyśmy zasnęli.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

804
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera nie miała innej opcji, jak zaufać Corinowi w to, że prezent dla Sovrana wystarczy, by choć częściowo zrekompensować mu upokorzenie, na jakie go skazała przez rzeczy, które ukazały się jej z bliżej nieokreślonego powodu. Czy miała w swoich skrzyniach coś, co mogło go zainteresować? Na pewno nie była w posiadaniu pasujących na niego ubrań, musiałaby coś dla niego zamówić. Ale miała kapelusze i mnóstwo biżuterii. Prawie na pewno miała też gdzieś jakieś ozdobne przyrządy do pisania, których nigdy nie wyjęła z pudełka. Może te mu zaniesie? Robił mnóstwo notatek, rozrysowywał te swoje magiczne diagramy... to nie był taki zły plan. Zakładając, że w ogóle to od niej przyjmie.
Nie odpowiedziała na dalsze rozważania dotyczące dziecka. Jak tak dalej pójdzie, to kiedy to "pewnego dnia" nadejdzie, Vera będzie już tylko siedzieć przodem do ściany i rozmawiać sama ze sobą. Zresztą Yett mógł mówić, co chciał - ona dobrze wiedziała, że skazywanie małego człowieka na nią jako matkę byłoby okrucieństwem gorszym niż wszystkie, których doświadczyli i które wyrządzili dotąd. Nie bez powodu wciąż kupowała na Archipelagu zioła, które miały takiemu obrotowi spraw zapobiec, i systematycznie je piła. W jej życiu nie było miejsca na potomstwo i póki co nie zapowiadało się na stabilizację w małym, białym domku wśród palm, na obrzeżach miasta.
Przyjęła pierścionek i uniosła dłoń, by przyjrzeć mu się przez chwilę. Już nie był obcym elementem na jej palcu, teraz tam było jego miejsce, choć czuła kłucie w sercu, gdy na niego patrzyła. Opuściła rękę i przeniosła wzrok na zmęczoną twarz Yetta, ale znów wszystko, co potencjalnie mogła mu powiedzieć, wydawało się teraz karykaturą wyznania, jakie wypowiedziała wtedy, na plaży.
- Dobrze. Położę się z tobą, tylko zrobię porządek z tą ręką. To jest szmatka, zawiązana byle jak, nie uciska rany, tylko dlatego tak krwawi. Nic mi nie będzie - obiecała, ruszając w stronę biurka.
W dolnej szufladzie miała jeszcze jakieś swoje bandaże i opatrunki. Złapała jeden z nich i poszła za parawan, gdzie czystą wodą obmyła przedramię i dokładnie obejrzała rozcięcie, by upewnić się, że faktycznie łatwo się zagoi, jeśli wystarczająco mocno je owinie. Nie czuła zbyt mocnego bólu, więc może nie było aż tak źle? Skończyła i wróciła do oficera, wsuwając się do koi i tym samym z powrotem w jego ramiona. Sama, bez kościanej rybki.
- Możemy ten wisiorek zostawić na później...? - spytała cicho. - Na... wieczór, chociażby? Nie chcę teraz.
Zwyczajnie się bała kolejnego spotkania po swojej odmowie, ale nie zamierzała przyznawać się do tego otwarcie. Bo co, jeśli odmówi ponownie i w końcu sprowadzi na siebie gniew Ula? Przeciąganie tego w nieskończoność było lepszym rozwiązaniem. Bezpieczniejszym, zarówno dla niej, jak i dla załogi.
- Nie wiem, czym zasłużyłam sobie na ciebie, Corin. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ci zrekompensować to, co musisz przeze mnie przeżywać. Żeby... żeby wyrazić swoją wdzięczność za to, że jesteś u mojego boku nawet w chwilach takich, jak ta.
Jęknęła boleśnie, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Nie potrafiła przekazywać takich rzeczy. Czuła się, jakby to, co mówiła, brzmiało fałszywie, choć przecież była w pełni szczera. Długo milczała, zanim prawie bezgłośnie dopowiedziała jeszcze dwa słowa, jakie najlepiej oddawały wszystko, co bezskutecznie mogła próbować ubierać w inne.
- Kocham cię.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

805
POST BARDA
Sprawa przeproszenia maga musiała poczekać, gdy Corin zajmował chwilowo świat Very. Mężczyzna wdrapał się na łóżko i ułożył na poduszkach, tak, by mógł w spokoju wygodnie odpocząć.

- Idź do Weswalda. - Pogonił ją, przykrywając się cienką derką, która na południu chwilami służyła im za okrycie, gdy noce były chłodniejsze. W jego głosie nie było już pośpieszania, a rada - Vera wiedziała, co ma zrobić, to, czy przewiąże ranę, czy pójdzie do Weswalda, było wyłącznie jej decyzją. - Wisiorek później...

Nie przeszkadzał jej, gdy schowała się za parawan, by opatrzeć swoje ramię. On sam skopał drugiego buta i wyswobodził się z wciąż wilgotnych, pokrwawionych ubrań, by było mu wygodniej. Kiedy Vera do niego wróciła, już przysypiał, wcześniej walcząc o przytomność ze wszystkich sił.

- Vera? - Mruknął, obracając się tak, by mógł ją przytulić. - Nie musisz mi rekompensować. Tylko dbaj o siebie... i nie próbuj mnie zabijać. Jestem ci wierny, zawsze będę. - Zapewnił półprzytomnie. - Kocham cię.

W jego ustach wyznanie brzmiało szczerze, pewnie, jakby nawet przez chwilę nie wahał się, nie zastanawiał nad tym, czy jest to prawda. Z tymi słowami na ustach zasnął.

***

Obudziło ich walenie do drzwi. Po otwarciu oczu, które nie wiedzieć kiedy się zamknęły, spostrzegła, że wciąż jest jeszcze jasno. Nie mogli spać długo, a swoje niezadowolenie z tego faktu Corin podkreślił jękiem.

- Co...? - Rzucił pytanie w eter.

- Kurwa, ja wam mówię! - Osmar darł się zza drzwi. - Jeśli pozajebywaliście się nawzajem, to pożałujecie! Groził krasnolud, jeszcze raz łupiąc w drzwi. - Vera, kolejka petentów do ciebie, ja się z nimi pieprzyć nie będę! Vera, do cholery!!
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

806
POST POSTACI
Vera Umberto
- Nie próbowałam cię zabić - zaprotestowała. Taka była prawda, ani przez chwilę nie miała tego na celu, chciała tylko wyrzucić z siebie natłok emocji, z którymi nie potrafiła sobie poradzić i może sprowokować Yetta, żeby zadał jej porządną ranę, która pomogłaby cały jej ból i dezorientację zamknąć w zwyczajnym, fizycznym cierpieniu.
Ale wierzyła. Bardziej, niż mogła od niego tego oczekiwać, udowodnił, że mówi prawdę. I zasypiając obok niego, Umberto musiała jakoś poradzić sobie z ciężarem na sercu, wywołanym faktem, że choćby przez ułamek sekundy podejrzewała go o coś innego. Był jej, a ona była jego i żadne wizje, ani żadni bogowie nie mogli tego zmienić.

Słysząc łomot do drzwi, Vera poderwała się do siadu i rozejrzała, początkowo zapominając, że znajdują się na Harlen i nie obudziły jej pioruny sztormu, na który nie byli przygotowani, a jedynie jak zwykle subtelny Osmar. Jęknęła i obróciła się, opuszczając nogi na podłogę.
- Kurwa, Osmar - odpowiedziała, na tyle głośno, żeby ją usłyszał, choć starała się nie krzyczeć. - Żyjemy oboje.
Opuściła wzrok na zabandażowane przedramię, by sprawdzić, czy krew nie przesiąkła przez opatrunek, a potem zabrała się za sznurowanie butów, które zdjęła przed wpakowaniem się do łóżka. Wypadało też zmienić koszulę, bo rozcięty rękaw tej zesztywniał już od zaschniętej krwi. Miała jeszcze drugą czerwoną, mogła się szybko przebrać.
- Zaraz wszystkich przyjmę. Daj mi chwilę.
Wybudzona i zdezorientowana, zapomniała o tym, że postanowiła nie podejmować żadnych decyzji samodzielnie. Przypomniało się jej dopiero chwilę później, gdy chcąc przyspieszyć swoje wyjście z kajuty, podeszła szybko do przebudzonego Yetta, by poprosić go o ponowne zawiązanie gorsetu na świeżej koszuli. Zerknęła na niego przez ramię.
- Jak się czujesz? Wstajesz ze mną? - spytała. - To może być Yoh-Ghurt, albo Velindre. Cholera, odbijają się na nas dwie nieprzespane noce z rzędu. Na mnie na pewno. Możesz zostać w łóżku, odpoczywać dalej, zamknę te drzwi - ruchem głowy wskazała przejście pomiędzy główną częścią kajuty kapitańskiej, a ich sypialnią.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

807
POST BARDA
- Na pewno oboje?! - Głos krasnoluda był głośny jak tuba przy uchu, choć dochodził zza drzwi! - Chłopaki mówią, żeś go zagryzła na pewno! Jak jaka wampirzyca!

- Wyssała mnie do zera! - Zawołał Corin, wciąż nieco zaspany, ale w nienajgorszym nastroju. Jego komentarz sprawił, że Osmar za drzwiami parsknął.

- Ta, ta, fajfusy, bylebyście se dalszej krzywdy nie zrobili! Czekamy! - Ostrzegł ich, a ciężkie kroki zasugerowały, ze zaczął się oddalać, z powrotem na pokład, pozostawiając ich samym sobie na jeszcze krótką chwilę.

Yett miał o wiele większy problem z zebraniem się z łóżka, niż Vera, ale gdy przyszło mu sznurować gorset, nie miał wyjścia innego, jak podnieść się i zrobić to, o co prosiła go ukochana.

- Wstaję. - Postanowił. - Idź, zaraz do was dołączę. Muszę tylko trochę się obmyć. - Podstanowił, bo choć ściągnął brudne ciuchy (które teraz zaśmiecały podłogę), to na skórze wciąż pozostały plamy krwi. - Załatwimy, co mamy załatwić i wrócimy do łóżka. Dzisiaj zbyt wiele osób i tak jest skacowanych, więc nie będzie dużej popijawy. - Wyciągnął wnioski. Sam z pewnością nie byłby w stanie dużo wypić, nawet jeśli nie męczyła go choroba dnia poprzedniego tak mocno, jak chociażby Sovrana.

Niezależnie od tego, czy Vera poczekała na męża, czy nie, na pokładzie czekali na nich "petenci".

Pierwszym był rzeczywiście Velindre. Mężczyzna oparł się o reling, tłumaczył coś towarzyszącemu mu chłopcu i dwóm pannom, których kuse suknie więcej odkrywały, niż zakrywały, prezentując uroki mężczyznom z Siostry. Widząc Verę, uniósł dłoń na powitanie.

Kolejnym gościem był Hubert. Choć umówili się o zachodzie w karczmie, przyszedł na Siostrę wcześniej. Wyglądał już o wiele lepiej, ale wciąż miał problem z uwagą, bo nie dostrzegł nawet, gdy Umberto opuściła swoje komnaty. Kapitan dyskutował o czymś z Eldarem i Marco w pobliżu trapu.

Ostatni był Samael z nożycami i innymi przyborami fryzjerskimi, ale w czasie, gdy czekał na Verę, zaczął zajmować się dziewczętami. Gerda i Olena były już ostrzyżone i z lubością gładziły swoje włosy, choć były tylko lekko podcięte. Przed Samaelem siedziała czekająca na decyzje Pogad, pozwalając mu ogarnąć swoje gniazdo krótkich kosymków. W pobliżu stała też Marda i Yala, dyskutując między sobą cicho. Chyba nie podobał im się fryzjer na pokładzie. Nawet Irina przyglądała się z dystansu.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

808
POST POSTACI
Vera Umberto
Pacnęła Corina lekko w ramię, bo dobrze wiedziała, jaki kontekst tego wysysania wyobraził sobie Osmar. Tym razem przecież byli grzeczni i nie zajmowali się niczym zdrożnym. Pokręciła głową z niedowierzaniem, ale nie chciało się jej krzyczeć za krasnoludem, że wcale niczego takiego nie robiła, więc na tym kręceniu się skończyło.
- Mhm. Pójdę tam już, ale z decyzjami poczekam na ciebie - obiecała.
Po drodze rozczesała włosy i schowała irytujący kosmyk, a potem wyszła już na pokład, gotowa na starcie z tymi, którzy tak bardzo jej właśnie w tej konkretnej chwili potrzebowali. Zmrużyła oczy, gdy znalazła się na zewnątrz i zaatakowało ją słońce, bo zapomniała kapelusza. Szybko przesunęła spojrzeniem po zebranych, zatrzymując je na dłużej na dziwkach, które przyprowadził ze sobą Otis. Musiała przyznać, że te starały się bardziej, niż dziewczyny od Silasa. Tamte już się nie wysilały, bo wiedziały, że i tak będą darzone zainteresowaniem. Te tutaj potrafiły wypinać się całkiem imponująco i umiały wykorzystać tę umiejętność. Vera sama miała problem z oderwaniem wzroku, bo nie była pewna, czy jej biodra w ogóle były w stanie zgiąć się pod takim kątem.
Machnęła też do Huberta, a potem przez chwilę obserwowała Samaela, aż ten nie podniósł wzroku i nie napotkał jej spojrzenia - wtedy uśmiechnęła się do niego nieznacznie i skinęła głową. Sądziła, że to ona pójdzie do niego, na Dłoń Sulona, ale jeśli chciał zarobić sobie przy okazji na wymagających strzyżenia głowach załogantów Siódmej Siostry, to tym lepiej dla niego. Niech tnie. Widząc, że ma jeszcze kilka innych mniej lub bardziej chętnych, pozwoliła sobie skierować się najpierw do Velindre'a i jego świty.
- Otis - przywitała go. - Miałam przyjść do ciebie wcześniej, wiem. Dużo się działo. Wypływacie zaraz?
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

809
POST BARDA
Hubert był zbyt zajęty dyskują z piratami, by w ogóle zauważyć, że era macha do niego. Zwrócony plecami do miejsca, z którego kapitan wyszła, dalej zatapiał się w opowiadaną historię. Vera była niemal pewna, że usłyszała coś o "zębiskach" i łatwo mogła wywnioskować, co zainteresowało mężczyzn tak bardzo, że świat przestał istnieć dookoła.

- Zaraz będę wolny! - Zawołał Samael do pani kapitan.

- Porządnie mi zetnij! - Pogoniła go niemiło Pogad, ale nawet nie drgnęła, by nie przeszkadzać mu w pracy. Deski pokładu zaśmiecały już pęki obciętych włosów, ale te łatwo było zmieść.

- A gdzieś indziej też będzie ci przycinał, Pogad? - Zaczepił ją Ohar, również szukający towarzystwa na pokładzie.

- Ta, pod pachą! - Parsknęła orczyca, nie dając się sprowokować.

Velindre przyglądał się życiu Siostry z pewnego dystansu. Kobiety obok niego wydawały się nieco zmęczone, z pewnością miały za sobą pracowity dzień. Mimo to, stały dumne i wyprężone, by zareklamować się jak najlepiej. Otis uśmiechnął się do Very.

- Kapitan Umberto. Dzień dobry, ponownie! - Zagadnął mężczyzna na wstępie.

- To ona? - Chłopiec u jego boku zdradzał ekscytację.

- Tak, szkrabie, we własnej osobie. Dlaczego nie wrócisz z mamą i Laurą na pokład Gwiazdy? - Zaporoponował kupiec, sugestywnie patrząc na kurtyzany. Pewne rozmowy nie potrzebował tego typu świadków. Otis poczekał, aż towarzystwo się oddali. - Vero. - Uśmiechnął się, przechodząc na zupełnie inny ton. - Wypływamy wkrótce, zgadza się. Mieliśmy ustalić warunki naszej możliwej współpracy. Gdzie jest twój niesamowity elf? Nie przeczę, że chciałbym go zobaczyć, obejrzeć!

Sovrana nie było na pokładzie. Najpewniej schował się do dziobowej kajuty, gdy nie miał żadnego innego miejsca, w które mógłby się udać, by odpocząć bezpiecznie.
Obrazek

[Płonąca Zatoka] Wyspa Harlen

810
POST POSTACI
Vera Umberto
Ach. No i Pogad. Z nią też czekała ją rozmowa, choć miała nadzieję, że krótka i konkretna. Orczyca nie była Sovranem, który będzie rozwodził się nad niesprawiedliwością losu przez trzy dni. Vera podejrzewała, że w trzech zdaniach rozwiążą to, co rozwiązania wymagało i wszystko będzie jak dawniej.
Odprowadziła potem kurtyzany spojrzeniem. No, trzeba przyznać, że to ciekawa strategia podczas poszukiwania klientów - zabierać ze sobą swojego dzieciaka. Odważne posunięcie. Ale wyglądało na to, że żadna z nich nie zachęciła nikogo na ostatnią chwilę, może właśnie ze względu na to, że niebawem wypływali.
- Jeśli o szczegółowe warunki współpracy chodzi, to myślę, że możemy z dokładnymi ustaleniami wstrzymać się na czas, kiedy uda ci się załatwić koncert Mikka na statku. Wtedy będziemy zastanawiać się, jak to wszystko zorganizować. Co z elfem, co z ładunkiem z Albatrosa, co z całą resztą przygotowań. Raczej nie ściągniesz go wcześniej, niż za tydzień, a jak już ustalisz termin jego występu, przypłyniesz tutaj, żeby przekazać nam o nim informacje, hm? Najlepiej byłoby nam umówić się na wtedy. Mamy jeszcze kwestię placówki Kompanii w Everam do załatwienia, a do tego szykujemy się od dłuższego czasu. Od tego prawdopodobnie zaczniemy.
Oparła się biodrem o burtę obok Otisa i wsparła łokieć na relingu.
- Elf jest niedysponowany. Nie nadaje się do wychodzenia na pokład - skłamała i przekrzywiła głowę, wbijając w mężczyznę intensywne spojrzenie. - Myślałeś o tym, jak wyglądałaby potencjalnie jego obecność na Gwieździe? Nie jest niewolnikiem i nie chciałabym, żeby był jak niewolnik traktowany. To nie małpka na wystawę. Jesteś w stanie przyjąć go jak gościa, czy chcesz tylko pokazywać go Karlgardczykom jako dziwadło?
Zorientowała się, że jej słowa mogły zabrzmieć nieco zbyt ostro, więc uniosła dłonie w pojednawczym geście.
- Chodzi o to, że jest niebezpieczny, dlatego wcieliłam go do swojej załogi. Nie chciałabym, żeby narobił ci problemów, a narobi ich, jeśli nie będzie traktowany z szacunkiem.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”