Uliczki osady

1
POST BARDA
Spoiler:
- Dlaczego? - Nellrien uniosła brwi w szczerym zaskoczeniu, słysząc od półelfa, że się tego po niej nie spodziewał. Z jej punktu widzenia, kto miał zgodzić się na taki pomysł, jak nie ona? Należała do osób skłonnych raczej do czynu, niż do zastanawiania się nad nim w nieskończoność. Czy dawanie się zeżreć morskiemu wężowi, by zabić go potem od środka, nie było tego doskonałym przykładem?
Shiran nie miał zbyt wiele czasu, by przyzwyczaić się do dotyku kobiecej dłoni, bo czując, że pod jego wpływem mężczyzna drętwieje, rudowłosa prawie natychmiast ją cofnęła. Wyglądała na tak zmieszaną, jak to tylko możliwe. Zaśmiała się cicho i splotła ręce za plecami, wyprzedzając go nieco. Obróciła się przodem do niego, tyłem do kierunku, w którym się udawali i przez chwilę tym tyłem szła, przyglądając się budynkowi karczmy i Authowi, który z chęcią zasiadł na ramieniu swojego towarzysza. Komentarz, dotyczący jej oczekiwań, postanowiła bezpiecznie zignorować.
- Wybacz. Wypiłam chyba za dużo dziś - rzuciła zbyt beztrosko, by dało się w to uwierzyć. - Chcesz się przejść po mieście...? Nie wiem, czy tu jest cokolwiek do zwiedzania, poza uliczkami wyrysowanymi od linijki. Ale jak sobie książę życzy.
Z rękami wciąż splecionymi za plecami obróciła się z powrotem i zrównała z Shiranem, ruszając obok niego tam, gdzie prowadził. Uliczki osady nie były szczególnie fascynujące. Było ciemno i cicho, może nawet zbyt cicho, jak na jego gust. Ptaki zdawały się nie śpiewać, owady ich nie gryzły, choć przecież otaczała ich dżungla. Nellrien nie zwracała na to uwagi. Wiatr unosił te pojedyncze kosmyki rudych włosów, jakie wysunęły się z jej szybkiego, prowizorycznego upięcia i poruszał jasnym materiałem koszuli, która jeszcze nie tak dawno temu leżała na podłodze. Zaskakująco, jakoś wszystko było łatwiejsze, gdy oboje byli nadzy.
- Jeszcze przed naszym wypłynięciem tu, na Kattok, słyszałam, że zamierzali zatrudnić jakichś poważanych jajogłowych do organizacji tej... wioski? Miasteczka? Sama nie wiem, jak to nazwać - zmieniła temat na wygodniejszy. - Szanowane, znane nazwiska. Nie mi, oczywiście, ale w środowisku. Pewnie to zrobili, tak jak planowali. Trochę żałuję, że nie miałam okazji zobaczyć, jak to miejsce rośnie. Od zera, od wyczyszczenia terenu pod budowę, przez pierwsze fundamenty...
Mogę ci opowiedzieć, zaoferował Auth. Nellrien zerknęła na niego z ukosa.
- Nie wyglądasz na kogoś, kto interesuje się architekturą i rozwojem miast.
A wyglądam na kogoś, kto interesuje się czym?
- Nie wiem. Wydziobywaniem niewinnym ludziom oczu.
Przeprosiłem już. Nieporozumienie.
- Wiem, wiem. Żartuję.
Poprowadzona przez Shirana, Nellrien skręciła w jedną z uliczek. Weszli pomiędzy sklepy i zakłady usługowe, bo szyldy bujały się na wietrze. Po nocy trudno było rozpoznać, co konkretnie przedstawiają.
- Moglibyśmy później pójść na tę pieprzoną Barakudę - zaproponowała kobieta, nieszczególnie zainteresowana spacerem, gdy z jakiegoś powodu dużo bardziej zależało jej na dotarciu na nabrzeże i na statek, który zastąpił Starą Sukę. - Shayane na pewno jeszcze siedzi w karczmie. Większość załogi też, jak nie wszyscy, skoro przypłynęli dopiero dziś. Ciekawe, czy wystawili wartę na pokładzie. W tak sielankowym miejscu, jak Ina, mogli zostawić statek niepilnowany. Myślisz, że zostawili niepilnowany? Moglibyśmy wejść cicho, zajrzeć do kapitańskiej. Zobaczyć, jak się urządziła.
Obrazek

Uliczki osady

2
POST POSTACI
Shiran
- Dlaczego? - Trochę zaskoczyła mnie tym pytaniem. Nie to, że nie umiałem na nie odpowiedzieć, ale odpowiedź wydawała mi się dość logiczna. - Powód jest prosty. Wielka Nellrien Maver lubi ryzyko, ale bywają momenty, gdy stąpa trochę mocniej po zbitym gruncie. Obstawiałem, że to właśnie taki moment - wyjaśniłem wzruszając ramionami. Tylko tyle i aż tyle. Uwielbiałem ją za to - była szalona, ale w ten pozytywny sposób. Ryzyko, które podejmowała, było tak bardzo mi znane i lubiane, że odczuwałem bliską więź z tą niesamowitą panią kapitan. Już pomijam wcześniejszy seks.
O wiele bardziej jednak zbiła mnie z tropu, gdy dotknęła mojej ręki. Zesztywniałem, a ona jak za upomnienie, zabrała swoją dłoń, ustawiając się tak, bym nie mógł sam wykonać podobnego gestu. I nie mówię, że to było dla mnie za dużo. Po prostu... Było to nowe. Nie byłem na to przygotowany. Nie sądziłem, że to tak daleko zabrnie. Ale nie powiem, by jakoś szczególnie mi to przeszkadzało.
Niemniej, zakłopotała się. Chyba tak samo jak ja. Zaśmiała się lekko, co nie było naturalne, a później szła tyłem, obserwując mnie i Autha.
- Nie za dużo - powiedziałem powoli, lekko chyba się rumieniąc. Ta sytuacja nie była naturalna ani dla mnie, ani dla Nellrien. - Yyyhm... - przywiesiłem się nieco, zastanawiając się jak mogę przedstawić jej to co miałem właśnie wtedy w głowie.
- Po prostu nikt mnie wcześniej nie trzymał za rękę - wypaliłem pośpiesznie, opuszczając wzrok na ziemię. Czułem się jak jakiś nieporadny chłopiec. Gdzie ten pewny siebie Shiran, który zawsze wiedział co powiedzieć i co zrobić? Nagość? Bez większego problemu. Seks? Jeszcze pytasz? Całowanie się, ocieranie, fizyczność - wszystko to było mi tak znajome, że nie miałem z tym problemu, ale... Ale okazywanie uczuć było dla mnie czymś szalonym w swoim koncepcie. I Auth mi świadkiem, że wolałbym 3 razy wyskoczyć z tego okna, nim powiedzieć jakieś durne "kocham cię", które najprawdopodobniej nigdy nie przejdzie mi przez usta.

- Spróbuj tylko to jakoś skomentować, Auth, albo rozpowiedzieć dalej, to staniesz się latającym łysym kurczakiem, który odleciał komuś nim zdążył go nadziać na rożen - ostrzegłem z pasją w oczach, orientując się, że cała ta akcja rozegrała się przed moim złośliwym kompanem.
Szedłem jednak uparcie dalej, chwili tylko potrzebując by dojść do siebie. Głowa uniesiona, pewny krok - wszystko wracało do normy.
- Czyli książę znalazł wolną morską księżniczkę? - odpowiedziałem z lekkim uśmiechem, na nową zaczepkę Maver. Odwróciłem głowę w jej stronę, widząc jak wiatr pieści ją niczym namiętny kochanek. Niedbałe upięcie dodawało jej tylko charakteru, zaś pośpiesznie założona koszula sprawiała, że ciężko było oderwać od niej wzrok. Między nami zrobiło się jakoś... Niezręcznie. Byłem kiepski w te rozmówki. Na same miasteczko nie zwracałem jakieś szczególnej uwagi. Ot, nudne budowle, które nie mówią o sobie nic, poza "patrz, jestem budynkiem". Dzięki za informację. Dlaczego więc nalegałem na przejście się po mieście? To proste - chciałem ukryć się w mroku przed światłem księżyca.
- Więc koniec końców te jajogłowe doszły do wniosku: "zróbmy każdy budynek taki sam"? Śmieszne to dla mnie. Zabijanie tożsamości miejsca, kosztem tylko i wyłącznie organizacji - stwierdziłem na monolog pani kapitan. - I fakt, ciekawie byłoby widzieć jak to wszystko rośnie od fundamentów. Ale szkoda byłoby mi patrzeć na karczowanie lasów - Bo jednak coś w środku mojego pół-elfiego serca, sprawiało że na samą myśl zaczynało się ono krajać.
- A ja bym nie żartował - Dołączyłem się do rozmowy. - Przecież to lubisz - Droczyłem się ze swoim krukiem.
- Ale skoro tak bardzo chcesz zostawić ten temat, możesz nam opowiedzieć o tym, co się działo jak spaliśmy. Bo wątpię, że całymi dniami przesiadywałeś na lecznicy, co? - uśmiechnąłem się łobuzersko, licząc na jakieś soczyste kąski. Auth zawsze był świetnym źródłem informacji, a bacząc na to, że odcięło nas na parę miesięcy od świata, wypadałoby trochę nadrobić to co się działo.

Później, Nellrien skręciła w ulicę usługową. Tak przynajmniej mi się wydawało, bo gówno było widać. Kolejne, nic dla mnie nie znaczące, budynki, które za dnia przyciągały spragnioną wydawania swoich ciężko zarobionych pieniędzy, gawiedź.
- A więc ciągnie Cię na statek, co? - uśmiechnąłem się, słysząc propozycję rudowłosej. - Myślę więc, że książę może spełnić prośbę księżniczki - wyrównałem z nią krok, wstrzymałem na chwilę oddech i... Objąłem ją w pasie, zaciskając swoje długie palce, na jej biodrze i modląc się do nieznanych mi bogów, by nie uciekła, bo chyba spłonę całkowicie ze wstydu. Wydało mi się to trochę mniej... Mniej no takie jak chwycenie ją za rękę. Małe kroczki, tak?
- Możemy też spróbować włamać się na statek, nawet jeśli będzie pilnowany. Co Ty na to? - zaproponowałem, dając dojść do władzy mojej łobuzerskiej stronie, która niegdyś skłaniała mnie do walk ulicznych, czy brania udziału w karczmianych rozróbach. - Auth pomoże, czyż nie? - rzuciłem do kruka na ramieniu po mojej zewnętrznej stronie.
I w ten właśnie sposób ruszyliśmy w stronę nabrzeża...

Uliczki osady

3
POST BARDA
W oczach Nellrien błysnęło rozbawienie, choć nie wywołane wyznaniem Shirana o braku doświadczenia w trzymaniu się za rękę, a przez to, co cisnęło się jej na usta potem. Z pewnością miała jakiś komentarz na ten temat, mniej lub bardziej złośliwy, może dwuznaczny, a może po prostu śmieszny, ale z wyraźnym trudem powstrzymała się przed wypowiedzeniem go na głos, widząc, że z jakiegoś powodu jest to dla półelfa drażliwy temat. Zmiana tematu była najrozsądniejszą opcją w tym wypadku. Auth zakrakał tylko, nie przekazując tym samym niczego konkretnego, ale przyjmując groźbę do wiadomości.
- Nie wiem, czy już taką morską - odpowiedziała za to Nellrien, a w jej głosie znów rozbrzmiała słabo ukryta nuta żalu.
Pamięć o utraconym statku i załogantach, którzy zatonęli razem z nim, sprawiła, że kobieta zamilkła na dłuższą chwilę, skupiając się na podążaniu przed siebie i słuchaniu kruka. A ten, zagadnięty o czas, jaki musiał spędzić w samotności, poderwał się z ramienia mężczyzny i załopotał skrzydłami, by wzlecieć wyżej i zacząć kołować nad nimi.
Opowiem wam. Chcecie wiedzieć, jak was znaleźli? Opowiem wam.
Poleciał trochę dalej i przysiadł na jednym z dachów, dając im czas na to, by swoim spokojnym spacerem się z nim zrównali.
Kolejna grupa dotarła w to samo miejsce, w którym zabiliście golema. Minęło kilka dni, nie budziliście się. Usłyszałem ich, poleciałem po nich, doprowadziłem do was. Chcieli was zakopać. Ja wiedziałem, że żyjecie, ale nie słyszeli mnie. Nikt mnie nie słyszy, poza wami. Nikt mnie nie rozumie.
Wybił się znowu z dachu i wrócił do leniwego kołowania nad parą.
Krasnolud nie jest głupi. Zbadał, usłyszał bicie serc, przeniósł do namiotu. Tego, który był wasz. Potem przenosili was jeszcze kilka razy, ostatni kiedy zbudowali lecznicę. Jedna sala zaplanowana była specjalnie dla was. Gnomka protestowała. Że nie można. Krasnolud powiedział jej, że ma zamknąć jadaczkę i wpisać w projekt jedną salę więcej. Lubię go. Krasnoluda-lekarza.
Wyminął ich jakiś mężczyzna, zupełnie nieświadomy historii opowiadanej przez krążącego nad nimi ptaka. Potknął się przy Nellrien, przeprosił niewyraźnie, choć nawet jej nie zahaczył, poszedł dalej. Wyglądało jak typowy, pijacki powrót z karczmy.
Na nowych statkach z Taj'cah przypłynęło też dużo siły roboczej. Zabrali się za karczowanie i budowanie. A potem, kiedy już powstały pierwsze domy, pierwsze budynki, zaczęli się osiedlać mieszkańcy. Nic ciekawego. Nikt nie jest ciekawy. Pracują, piją. Niektórzy rodzą dzieci, dzieci wrzeszczą. Zaczęli wydobycie z kopalni. Wszystko...
Zamilkł nagle, gdy dotarli na granicę zabudowań. Roślinność wyczyszczona była jeszcze kawałek dalej, powoli rosły tam kolejne domy, a za nimi wznosiła się ciemna ściana dżungli. Auth zatoczył koło i zleciał niżej, zastępując im drogę. Nellrien aż cofnęła się o krok, gdy przeleciał jej tuż przed twarzą.
Dalej nie idziemy. Tam nie jest bezpiecznie. Nie między drzewa. Coś tam jest.
- Co tam jest? - spytała rudowłosa.
Nie będę sprawdzać. Może lwy, tygrysy i niedźwiedzie. Zawracajcie.
Kobieta przez chwilę jeszcze obserwowała ciemną granicę lasu, ale w końcu wzruszyła ramionami i posłusznie obróciła się na pięcie. Nawet gdyby przyszło jej do głowy po pijaku sprawdzać, co groźnego się tam kryje, to przecież nie miała przy sobie broni.
Objęta nagle przez Shirana, uniosła głowę, by zerknąć na niego krótko, a kąciki jej ust znów uniosły się w lekkim uśmiechu. Nie uciekła, wręcz przeciwnie, chętnie splotła palce z palcami obejmującej jej biodro półelfiej dłoni.
- Możemy - zgodziła się bez chwili wahania. - Tak. Księżniczka chce na statek.
Droga na nabrzeże zajęła im kolejne kilkanaście minut, ale wkrótce ich oczom ukazały się maszty i pozwijane żagle zacumowanych w niewielkim porcie statków. Było ich cztery, z których ostatni miał na kadłubie wymalowaną długą, pasiastą rybę, pod którą widniała nazwa: Barakuda. Jednostka była mniejsza, niż Stara Suka, ale znacznie nowsza - żagle jeszcze lśniły nieskazitelną bielą, nawet w nocy, a od wypolerowanych relingów odbijały się gwiazdy. Z pomostu na pokład prowadził drewniany trap. Widzieli ruch na innych statkach, ale ten na pierwszy rzut oka wydawał się pusty, choć z góry dobiegało słabe światło, zapewne jakiejś lampy.
- Ładna - przyznała Nellrien niechętnie. - Co teraz? Wchodzimy tak po prostu? Nie widzę warty.
Obrazek

Uliczki osady

4
POST POSTACI
Shiran
Widziałem jak ledwo potrafiła się powstrzymać. Zaciśnięte usta i unoszące się kąciki mówiły prawie same za siebie.
- Widzę, że masz jakiś błyskotliwy komentarz. No dawaj, doświadczona cwaniaczko! - rzuciłem jej wyzwanie, ciekawy jaki to komentarz kłębi się w jej głowie. Może i nie był to dla mnie najwygodniejszy temat, ale nie zamierzałem przed nim uciekać. No i wtedy cała moja fasada "mam wszystko i wszystkich w dupie" ległaby w gruzach, a tego przecież nie chcemy, prawda?

Potem szliśmy w milczeniu, które przerwane zostało przez historię Autha. Chociaż historia to trochę za dużo powiedziane. Opowiadał o tym jak bardzo zatęsknił za tym, że ktoś prócz mnie go rozumie i słyszy. To zaćmienie... Albo driady? Cóż - niemniej namieszało to straszliwie, a z konsekwencjami będziemy musieli mierzyć się chyba do końca życia. Spojrzałem na bladą Nellrien i jej wzory, które pięły się po jej skórze. Wciąż uważam, że wyglądała oszałamiająco, ale wiem też, że ona sama miała problem z nowym nabytkiem. Jak dla mnie dodawał jej uroku i sprawiał, że była jeszcze bardziej wyjątkowa.
A ja? Ja teraz z pewnością inaczej odczuwałem magię. Wszystko było jakby mniej wyraźne i wymagało większego skupienia i umiejętności. Jakby wcześniej czerpanie było prostsze, a teraz było ograniczone przez jakieś niewidzialne sito, które trzeba pokonać siłą, albo techniką. Tak, jakby wszelkie prawa wszechświata zostały zmienione i nikt nie miał chęci wszystkich o tym poinformować. Pierdoleni bogowie. Nie żebym sam był jakoś specjalnie religijny, ale wszystko co robili do tej pory to ich debilne kaprysy.
Co więcej, okazało się że knypek, który się nami opiekował, wcale nie był taki zły. Jak już Auth tak mówił, to musiał być naprawdę niesamowitą osobistością, wartą bliższego poznania, sprania mu ryjca po pijaku, a potem przeprosin przy kolejnych dziesięciu kolejkach.
- A co to za gnomka była, co? - postanowiłem zapytać, bo brzmiała jak jakaś istotna osobistość. Znaczy kolejna do zlania ciepłym moczem, ale wolałem wiedzieć na kogo leję.
Dalsza część historii to było typowe narzekanie. No może do momentu, w którym nie wyszliśmy z zabudowań.
- Co tam czujesz, Auth? - zapytałem poważnie. - Kolejne pierdolone gówno, jak te pnącza z chaty? Miło byłoby wiedzieć, że coś ma nas zamiar tutaj wpierdolić na kolację - pokręciłem głową, ale chyba raczej sam do siebie. Nie zamierzałem jakoś specjalnie męczyć tematu, ale nie podobało mi się to ani trochę. Szczególnie, że to my odpowiadaliśmy za zniszczenie tego całego serca dżungli. Oczywiście, że łatwo się nie damy, ale nie podobała mi się wizja tego, że muszę się od teraz pilnować na każdym kroku. A nawet już nie tylko siebie... Spojrzałem na Nellrien i się uśmiechnąłem. Dość zmartwień na jedną noc.

No może poza jednym - tym, że Nellrien ucieknie, ale to nie nastąpiło. Znowu, gdy złapała mnie za rękę, wstrzymałem na chwilę oddech. Tym razem jednak nie pozwoliłem jej uciec, przeplatając jej palce, ze swoimi. Było to trochę nienaturalne, ale do przyzwyczajenia. Całkiem nawet przyjemne. Naprawdę, czułem się jak jakaś dziewica, czy inna święta niewydymka. Trzeba się jednak przełamywać, prawda? Abstrakcja póki co, ale chyba zaczynałem rozumieć te całe romantyczne gesty. Spacerowanie w świetle księżyca, czy spijanie sobie z dzióbków. Tak, Auth... Niemniej, miałem wrażenie że nie do końca to do mnie pasuje i nie byłem pewny, czy się do tego przyzwyczaję. Choć bliskość jaką właśnie odczuwałem, była równie przyjemna, co ta na piętrze w karczmie...
- No i mnie rozdziewiczyła - mruknąłem, raczej sam do siebie, niż do kogokolwiek innego. Wiem jednak, że było to wystarczająco głośne, by Nellrien to usłyszała.

Gdy przystanęliśmy przy statku, wiedziałem od razu co należy zrobić. Brak straży, czy nawet jakichkolwiek wart aż się prosił o nieautoryzowane wejście. Moja rozbójnicza natura waliła właśnie od drzwi, pobudzona dodatkowo resztkami parującego ze mnie alkoholu.
- Auth, zrobisz dla nas mały rekonesans? - zapytałem, puszczając dłoń i biodro Nellrien. Rozejrzałem się dokładnie, idąc w jeszcze kawałek trapem, by za chwilę zawrócić.
- Jak dla mnie to wygląda jak zaproszenie - puściłem do niej oczko, choć w ciemności pewnie nie za wiele było widać. - Z chęcią sprawdziłbym, czy wstawili wygodniejsze łóżko do kapitańskiej - zażartowałem, by trochę rozluźnić atmosferę. Miałem nadzieję, że to wywoła chociaż cień uśmiechu na tę moją biedną twarzyczkę, która ostatnio dostała trochę za duży wpierdol od życia.

Uliczki osady

5
POST BARDA
Maver uparcie pokręciła głową, nie dając się sprowokować. Nie zamierzała nic mówić i nie powiedziała, tylko ten rozbawiony uśmiech błąkał się jej po twarzy jeszcze przez chwilę.
Planistka. Architekt. Z cyrklem i linijką. Nie wiem, jak ją zwą. Dużo gada. Takich jak ona jest więcej, wszyscy tacy sami. To znaczy, nie wszyscy tacy mali. Przewróciłem ją kiedyś. To było zabawne.
Auth zakrakał, wspominając swoje małe złośliwości. Nellrien parsknęła śmiechem, ale wyraźnie daleka była od mówienia mu, że nie powinien się tak zachowywać. Nie wydziobał jej oczu, prawda? Jakieś rozrywki musiał sobie przez te ostatnie miesiące zapewnić, nawet jeśli było to przewracanie bogom ducha winnych gnomów.
Gdy Shiran spytał o to, co kryło się w gęstwinie, kruk poderwał się wyżej i zatoczył ostrożne koło, trochę bliżej granicy lasu.
Nie. Nie magia. A przynajmniej nie taka. Słaba. Kilka istot, słyszę bicie serc. Ludzie? Zwierzęta? Nie wiem. Idźcie stąd.
Rudowłosa nie zamierzała protestować i chętnie oddaliła się w kierunku portu, rzucając tylko jedno, zaniepokojone spojrzenie w stronę ciemnej ściany dżungli. Wiatr poruszał dużymi liśćmi palm, budząc do życia niepokojący, choć przecież zupełnie zwyczajny szelest.
- To nie nasz problem - powiedziała, przysuwając się bliżej do półelfa. - Już nie.
Odwzajemniła uśmiech, a światło Zarula odbiło się od jej jasnych oczu.

Nie ich problem został daleko za plecami, gdy stali przed wejściem na Barakudę, zastanawiając się, co dalej ze sobą zrobić. Wcześniej tylko szturchnęła Shirana łokciem, gdy ten wspomniał o rozdziewiczeniu, i rzuciła równie rozbawione, co niezręczne "przestań". Mimo to, jakakolwiek niezdarność relacji szybko poszła w niepamięć, kiedy mieli inny cel na horyzoncie.
Auth posłusznie poderwał się z ramienia półelfa i poleciał w górę, by sprawdzić, co działo się na pokładzie. Czy były wystawione jakieś warty? Czy statek pozostał zupełnie bez ochrony? A może po prostu osoby siedzące na straży były bardzo cicho?
- Z chęcią byś sprawdził, hm? - Nellrien przestąpiła z nogi na nogę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a w jej oczach, zgodnie z przewidywaniem Shirana, błysnęło rozbawienie. - Nie wystarczy ci już na tę jedną noc?
Zrobiła kilka cichych kroków w jego stronę, spoglądając w górę, ponad jego ramieniem, tak, jakby spodziewała się, że ktoś zaraz zejdzie i ich stąd przegoni. Na Starą Sukę zapewne nigdy nie musiała skradać się w ten sposób, ale teraz nie wchodziła przecież na swój statek. Zanim dotarła choćby do połowy trapu, wrócił Auth.
Jest jeden na głównym pokładzie. Co pod spodem, nie wiem. Ten śpi.
- Śpi? - powtórzyła Maver z niedowierzaniem.
Śpi. Będziecie cicho, będzie spać dalej.
Rudowłosa zaśmiała się cicho i pokręciła głową, ale bez wahania złapała Shirana za rękaw i pociągnęła na górę, mimo wszystko pilnując, żeby jej kroki nie wydawały żadnych dźwięków - a przynajmniej nie tak głośnych, by obudzić wartownika.
Faktycznie, zgodnie z raportem Autha, oparty o reling siedział jeden mężczyzna i smacznie sobie chrapał. Jedna lampa oświetlała jego okolicę, druga zawieszona była przy wejściu do kwater oficerskich pod mostkiem. Nellrien od razu skierowała się tam, oceniającym spojrzeniem przesuwając po drzwiach. Po chwili wahania ostrożnie sięgnęła do klamki, a ta ustąpiła pod jej naciskiem. Uchyliła drzwi, zajrzała do środka i weszła, a gdy wraz z nią znalazł się tam Shiran i Auth, zamknęła za nimi drzwi. Przez chwilę milczała, wsłuchując się w ciszę, ale nie wydawało się, by ktoś znajdował się tam razem z nimi - chyba, że spał. Kobieta ominęła wejście do bocznej kajuty i skierowała się od razu do kapitańskiej, wyróżniającej się szerszym, dwudrzwiowym wejściem. Tu jednak nie było już tak pięknie, bo mimo kilkukrotnego szarpnięcia za klamkę, droga pozostawała zamknięta. Nellrien zaklęła szeptem i uniosła wzrok na towarzyszącego jej półelfa.
- Masz jakiś pomysł?
Obrazek

Uliczki osady

6
POST POSTACI
Shiran
A więc planistka... Kimkolwiek była, Auth dość skutecznie wydawał się utrudniać jej życie, co sprawiało, że trafiła na radar osób, które coś tutaj znaczyły. Uśmiechnąłem się nieznacznie, gdy usłyszałem krakanie, które oznaczało kruczy śmiech. A przynajmniej tak to sobie zawsze tłumaczyłem, bo wydawał z siebie takie dźwięki, tylko w sytuacjach, gdy coś go rozbawiło.
To jednak co powiedział dalej, było o wiele bardziej dziwne i niespodziewane. Jakieś istoty w krzakach z małymi fiflokami. Znaczy niemagiczne. A przynajmniej tak sądziłem. Ciekawe w sumie jak wiele magii ja w sobie miałem? Też zaliczałem się do małych fifloków? Chciałem już zadać to pytanie na głos, ale gdy Nellrien pociągnęła mnie za sobą, lekko zbiła mnie z tropu fifloków.
- Ano nie nasz... - potwierdziłem jej słowa, pozwalając jej się wtulić i samemu przyciągając ją bliżej. Czułem teraz ciepło jej drobnego ciała, które otulałem ręką, niczym opiekuńczym skrzydłem. Auth byłby dumny.

Niemniej, cała sytuacja z lasem poszła relatywnie szybko w niepamięć, zastąpiona teraz innym problemem. Cała ta niezręczność, została podmieniona przez pewnego rodzaju dziecięcą ekscytację, którą odczuwałem na samą myśl, zrobienia czegoś nie do końca legalnie. Prawie jak walki uliczne, ale bez większego uszczerbku na zdrowiu, czy innych takich.
- Nie moja wina, że bywam tęskny - odparłem Nellrien, uśmiechając się szeroko. Auth poleciał na zwiad, a ja podążyłem wzrokiem na bijającymi się biodrami pani kapitan, wchodzącej po trapie. Hipnotyzujący obraz, który sprawiał że uruchamiała się we mnie dusza poety. Już rozumiałem Pajaca skąd brał wenę na te swoje przyśpiewki i wierszyki.
Auth wrócił szybciej niż się spodziewałem. Jedna osoba śpiąca na czatach, to naprawdę licha ochrona. Spodziewałbym się kogoś więcej, ale jak widać, statek nie był dla nich szczególnie ważnym miejscem. Lepiej dla nas. Ostrożnie stąpałem na Płomyczkiem, starając się samemu nie narobić za wiele hałasu. Ciszę staraliśmy się zachować do ostatniej chwili, zatrzymując się dopiero pod drzwiami kajuty kapitańskiej, która okazała się zamknięta.
Podchwyciłem spojrzenie Nellrien, ale nie miałem za bardzo pomysłu co mogę zrobić. Rozejrzałem się dookoła, szukając czegoś co mogłoby mi posłużyć za prowizoryczny wytrych.
- Masz jakąś spinkę, albo kawałek druta? - szepnąłem niewinnie, uśmiechając się uroczo. Złodziejem nie byłem, ale ulica swojego nauczyła. Nie żebym często z tego korzystał. Ba! Nawet nie wiedziałem, czy się uda. - Auth? No chyba, że macie tu jakąś kajutę sprzątacza ze wszystkimi kluczami? Przecież majtek ryjący po pokładzie szmatą, nie będzie prosił każdego o klucz do każdej z kabin, co nie? No chyba, że mam to wysadzić i obudzić pół osady? - zaproponowałem, dalej rozglądając się dookoła. Coś tu musiało być - albo na mnie, albo na Nellrien.

Uliczki osady

7
POST BARDA
- Nie my - zaprotestowała Nellrien szeptem. - To nie mój statek. Nie wiem, gdzie oni co mają. To pewnie kajuta oficera, ktokolwiek nim teraz jest.
Wskazała sąsiednie drzwi. Żadnych innych tu nie było, poza tymi prowadzącymi z powrotem na główny pokład. W niewielkim pomieszczeniu, łączącym dwie kajuty, nie było niczego poza lampą i małym regałem, przykręconym do ściany. Kobieta sięgnęła do włosów, ale te związane miała tylko rzemieniem, próżno było szukać w nich szpilek. Luźna koszula wciśnięta były w spodnie, a te spięte były paskiem, ale metalowa klamra raczej nie miała stanowić dobrego wytrychu. Rozłożyła ręce w wyrazie bezradności i rozejrzała się, a jej wzrok przyciągnęła komoda.
Po kilku dłużących się chwilach grzebania po szufladach, w których trzymano mapy, przyrządy nawigacyjne, szare płaszcze i mnóstwo innych, bezużytecznych dla nich obecnie rzeczy, Nellrien w końcu wyprostowała się, triumfalnie unosząc w górę trzy cienkie, długie gwoździe. Nie były to wytrychy, ale w jej rozbawionym i zaciekawionym spojrzeniu dało się wychwycić tę samą ekscytację, jaką czuł Shiran. Będą mieli przerąbane, jak ktoś ich tu złapie. Z drugiej strony, przecież niczego póki co nawet nie ukradli, prawda? Tylko zwiedzali.
Wręczyła gwoździe półelfowi, pozwalając mu spróbować swoich sił w nierównej walce z zamkiem. Sama przykucnęła obok niego i obserwowała jego działania, ale była zbyt zapatrzona w skupioną twarz mężczyzny, by zareagować wystarczająco szybko, gdy jeden z gwoździ utknął w dziwnej pozycji, przez co drugi wymsknął się Shiranowi z ręki i z brzękiem spadł na ziemię. Złapała go, ale za późno, ten zdążył już narobić hałasu. Przycisnęła dłoń do ust i uniosła wzrok na sąsiednie drzwi, oczekując najgorszego... ale nic takiego nie nadeszło. Oficera musiało nie być, albo miał bardzo mocny sen.
- A nie możesz zrobić malutkiego wybuchu? Takiego? - złożyła dwa palce, zostawiając między nimi może centymetr miejsca. - Tylko na samym zamku, hm? Może nie będzie taki głośny?
Nie bądź głupia, kobieto.
- Nie bądź bezczelny, ptaku - odfuknęła Authowi, w reakcji na co ten tylko przestąpił z nogi na nogę i nastroszył pióra. - No dobrze. Spróbuj jeszcze raz z tymi gwoździami.
Kolejną długą chwilę zajęło Shiranowi wyrwanie tego, który się zaklinował, a potem przekręcenie zamka, ale po dobrych kilkunastu minutach usłyszeli charakterystyczne szczęknięcie. I gdy półelf nacisnął na klamkę, drzwi z cichym skrzypnięciem otworzyły się do środka. Nellrien podniosła się z kolan.
- Jesteś pełen niespodzianek - przyznała cicho i bez wahania przekroczyła próg. - Chodźcie! Zapal lampę, Shiran.
Stwierdzenie, że kajuta kapitańska Barakudy wyglądała inaczej, niż ta na Starej Suce, byłoby niedopowiedzeniem. Po pierwsze, po odpaleniu stojącej przy łóżku lampy dostrzegli, że w tej panował porządek, ascetyczny wręcz. Na wierzchu leżał tylko dziennik pokładowy, prowadzony koślawym pismem Shayane. Z daleka było widać, że skrybą nie była zbyt uzdolnionym. Poza tym nic szczególnego - koja przykryta była jednym kocem, nie dało się znaleźć choćby jednej poduszki, do tego komoda z ciemnego drewna, cztery ustawione pod ścianą skrzynie. Przez uchylone okno mieli widok na galion, zdobiący dziób sąsiedniego statku. Mimo to, nowość rzucała się w oczy. Wszystko jeszcze pachniało świeżo lakierowanym drewnem, a na ścianach i podłodze nie było ani jednej plamy, ani jednego zadrapania.
Nellrien zrobiła kilka kroków po pomieszczeniu, rozglądając się. Starała się nie pokazywać po sobie smutku wywołanego stratą, ale półelf za dobrze już potrafił rozpoznać jej emocje, żeby mu to umknęło. Mimo to, wiedział chyba, że zagadywanie jej i pytanie o to nie było dobrym pomysłem. Dotąd dobrze mu szło odwracanie jej uwagi od grzebania w ranie. Kobieta stanęła przy stole i przez chwilę kartkowała dziennik pokładowy, a potem odsunęła go i sama wdrapała się na stół, żeby na nim usiąść i unieść wzrok na wysokie okna.
- Nie wiem, co teraz - przyznała i zastukała palcami w zamknięty dziennik. - Mogę jej co najwyżej narysować w tym kutasa. Shayane jest tak nudna, nie ma tu niczego ciekawego.
Przesunęła spojrzeniem po ścianach.
- W swojej kajucie na Suce miała przybitą do ściany chustę, którą ode mnie dostała. Pewnie poszła na dno, razem ze statkiem.
Obrazek

Uliczki osady

8
POST POSTACI
Shiran
- Zawsze można zrobić wrogie przejęcie - odparłem z zawadiackim uśmiechem, na zastrzeżenia Nellrien. No prawda, może jakoś z rozpędu się z tym "wasz" zagalopowałem, ale no przecież chodziło mi o marynarską rozpiskę, czy coś tam. Nie znam się za bardzo na tym, a wydawało mi się, że mimo wszystko większość statków będzie miało podobny rozkład pomieszczeń.
- Właśnie o coś takiego mi chodziło - odparłem, gdy pani ex-kapitan wskazała mi na drzwi. Chociaż ex? Nie została przecież oficjalnie zdegradowana, a umrzeć nie umarła. Była teraz raczej w dziwnym zawieszeniu, w jakimś swego rodzaju kapitańskim limbo, które sprawiało że nie było się w stanie określić czym kim tak naprawdę była.
Spojrzałem na Nellrien, lustrując ją od samych stóp. Nie miała na sobie nic przydatnego, co zresztą stwierdziła sama, rozkładając ręce w bezradności. Niedobrze... Nie chciałem rozwalać drzwi, ale jeśli nie było lepszego sposobu...
Po dłużącej się chwili, udało się jednak odnaleźć trzy cienkie i długie gwoździe.
- Zuch dziewczynka - moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Jej oczy błyszczały ekscytacją i jeśli rozpierało ją dokładnie to samo uczucie co mnie, nie dziwiłem się temu całkowicie. Cmoknąłem ją w polik, płynnym ruchem odbierając zdobycz, na którą tak mozolnie polowała.
- To nagroda - Błysnąłem ponownie zębami. - Na resztę trzeba zapracować - wyszeptałem i odwróciłem się w stronę zamków. Niech się zastanawia o co chodzi. Zawszę mogę obrócić to na swoją korzyść - w końcu to ja teraz będę musiał poczynić niecny czyn, a tym samym zaskarbić sobie przychylność pani kapitan.

Samo otwieranie zamku szło opornie. Gwoździe wymagały pewnego przygotowania - musiałem je trochę podgiąć, tak by umożliwiły mi wpasowanie się w mechanizm. Kształt dość uniwersalny, więc nie było większego problemu -wystarczył but i drewniana podłoga statku. Po tym od razu zabrałem się za robotę. Naprawdę brakowało mi wprawy - chyba muszę po wszystkim trochę poćwiczyć...
Adrenalina krążąca po moich żyłach, sprawiała że czułem, że żyję, po raz pierwszy od dość długiego czasu. Do tej pory wszystko ograniczało się do kolejnej podróży, kolejnego miejsca i kolejnego zlecenia. Wszystko to było nudne. A teraz - robiłem to co chcę, a nie to co ktoś chce. Do tego z naprawdę wyjątkową osobą.
Z wrażenia na samą myśl, aż wypadł mi jeden z gwoździ. Serce zamarło, a sam przez chwilę przestałem oddychać. Spojrzałem się na twarz Nellrien, która tylko nakazała zachowanie ciszy. Ciągnęło się to niesamowicie, ale ostatecznie chyba nikt nie przyszedł. No to kolejna próba...

- Auth ma rację... Mogłoby trochę narobić szumu, a chyba nie na tym nam zależy - powiedziałem, bardziej skupiony na zamku, niż na rozmowie. Wyciągnąłem język, lekko go przegryzając, tym samym wymuszając na sobie większe skupienie. No co? Proszę nie oceniać, okej? Dalszej wymiany zdań, jeśli takowa zaszła, nie słyszałem. Byłem zagłębiony w swoim małym, gwoździkowym świecie.
Mozolnie, ale krok po kroku czułem że idzie mi coraz lepiej. W pewnym momencie po prostu usłyszałem szczęk zamka. Byliśmy w domu. Znaczy w kajucie Żabki. Podniosłem się z kolan i nacisnąłem na klamkę. Drzwi z cichym skrzypnięciem ustąpiły. Pochyliłem się lekko, zapraszając gestem dłoni do środka.
- Panie i krakacze przodem - powiedziałem cicho, samemu wchodząc na końcu i zamykając cicho za sobą drzwi.
Chwila ciemności, ale pstryknięcie palcami i lampa przyjemnie rozjaśniła ascetyczne wnętrze. Nie wiem czego się spodziewałem. Butelek po alkogolu?
- Widać, że nie szczędzili na jakości... - powiedziałem cicho, niezbyt znając się na takich rzeczach. Ale jakoś skomentować to wypadało. Rozejrzałem się dookoła, ale nie widziałem nic godnego mojej uwagi. Poza panią kapitan, oczywiście. Była przybita, ale nie zamierzałem jej o to męczyć. Nie tym razem. Coś jednak wpadło mi do głowy.
- A gdyby tak... Hmmm... - zamyśliłem się. - Myślisz, że gdzie byśmy znaleźli taki dziennik ze Starej Suki? - zapytałem. Wiedziałem, że może nie jest to najlepszy pomysł, ale może dzięki temu, Nellrien byłaby w stanie ruszyć dalej, gdyby dowiedziała się co dokładnie się stało. Gdyby sama mogła ocenić powagę wydarzenia.

Rozejrzałem się za nią po ścianach, nie ciągnąc dalej tematu. Wiedziałem, że potrzebowała czasu, by to wszystko sobie ułożyć. Rano zresztą, zamierzałem wysłać ją do Żabci. Może i jestem dupkiem, ale widziałem co było między nimi. Takich relacji nie należy niszczyć przez nieporozumienia i własne ego.
- Chcesz jej zostawić pamiątkę? - zapytałem. - Możemy ostrzem wyryć w drewnie coś co było na tej chuście. Może nawet rozgrzejemy sztych jakiegoś niepotrzebnego ostrza, czy innego metalu i uda się coś wygrawerować? - zachęciłem. - Cokolwiek się dzieje, wciąż jest Twoją przyjaciółką...

Uliczki osady

9
POST BARDA
- Prawdopodobnie gdzieś na dnie - Nellrien wzruszyła ramionami. - Zatonął razem ze statkiem. Nawet jeśli ktokolwiek by go wyłowił, wyobrażam sobie, w jakim byłby stanie. Porozklejanie kartek zajęłoby wieczność, a i tak niczego nie dałoby się odczytać.
Założyła nogę na nogę i oparła się łokciami na kolanie, wbijając spojrzenie w plączącego się po kajucie Shirana. Dopiero gdy Auth wylądował na stole obok niej i szturchnął ją dziobem, opuściła na niego wzrok.
Co miałaś w swojej kajucie?
Rudowłosa parsknęła śmiechem.
- Co, mam ci opowiedzieć jak wyglądała?
Tylko elf tam był. Mnie nie było.
Maver zamyśliła się na moment, z powrotem unosząc wzrok na mężczyznę. Uśmiechnęła się pod nosem nieznacznie i wystarczyła chwila, by wiedział, że przywołała wspomnienia z ich pierwszego, trochę niefortunnego spotkania, w którym naszedł ją, pijaną, zupełnie nieproszony, a ona prawie postrzeliła go z kuszy. Aż dziw, że nie uciekł wtedy gdzie pieprz rośnie.
- Miałam... duże okno naprzeciw wejścia, takie potrójne, zasłaniane fioletową zasłoną. Drugą, taką samą zasłoną mogłam odciąć łóżko od reszty pomieszczenia, ale rzadko to robiłam. Przed oknem stało biurko, pod ścianą komoda... - opisując, poruszała dłonią, jakby chciała rozrysować w powietrzu plan. - Na tej ścianie miałam mapę Herbii, tutaj stały skrzynie i inne pierdoły, i taka figurka lisa. Zazwyczaj... był tam spory bałagan.
Auth nie odpowiedział, przekręcił tylko głowę, przyglądając się jej ręce ze skupieniem. Ciężko było stwierdzić, czy faktycznie go to interesuje, czy razem z Shiranem stara się poprawić kobiecie nastrój. Może nie oszalał na jej punkcie, tak jak jego towarzysz, ale na pewno ją polubił, choć okazywał to w sposób wyjątkowo specyficzny.
Jej usta znów rozciągnęły się w uśmiechu, zaskakująco ciepłym, gdy półelf rzucił swoją propozycję. Zamiast na nią odpowiedzieć, wyciągnęła dłoń w jego kierunku, zachęcając, by do niej podszedł. Kiedy znalazł się blisko, zdjęła nogę z nogi i przyciągnęła go do siebie, obejmując go kolanami i unosząc głowę do pocałunku. Nie wydarzyło się nic zdrożnego w związku z tym, bo Auth załopotał skrzydłami, przypominając im o swojej obecności, więc Nellrien westchnęła i odsunęła się odrobinę, ponad ramieniem mężczyzny ponownie rozglądając się po kajucie.
- To prawda, jest nią - przyznała cicho. - Zawsze taka była. Konkretna w sposobie przekazywania informacji. Dlatego zrobiłam z niej oficera, między innymi, oczywiście. Ale poznałyśmy się zaraz po moim... dołączeniu do Syndykatu. Zawsze mówiła, że...
Przerwała nagle i wyprostowała się, wbijając spojrzenie w kilka skrzyń, ustawionych w kącie. Bez słowa odsunęła Shirana od siebie i zeskoczyła ze stołu, żeby podejść do tego, co tak przykuło jej uwagę. Zatrzymała się przed nimi, jak trafiona piorunem.
- To jest moje! To moja skrzynia, z mojej kajuty! - wyrzuciła w końcu z siebie, w mieszaninie oburzenia i niedowierzania. Kucnęła przed tą, która wyróżniała się geometrycznym wzorem na okuciach i szarpnęła za kłódkę. Ta się nie poddała. - Tu są moje rzeczy! Spytałam, czy coś mojego przetrwało zatonięcie, powiedziała, że nie! Okłamała mnie, jebana! - syknęła i uniosła wzrok na półelfa. - Zabieramy to. Chuj mnie to boli, czy ktoś nas przyłapie, jak będziemy to wynosić, czy nie, to jest moje. Mam klucz do niej w lecznicy. Pomożesz mi?
Złapała za obręcz po jednej stronie, wpatrując się w niego wyczekująco - choć tylko przez chwilę. Strzeliła spojrzeniem w stronę drzwi, gdy dotarł do nich dźwięk otwieranego wejścia do części oficerskiej, a potem zbliżające się kroki.
Obrazek

Uliczki osady

10
POST POSTACI
Shiran
- Ech... Po prostu dziwne mi się to wszystko wydaje. Ale to może tylko jakieś kłucie w dupsku, a mi się wydaje, że to moja cudowna intuicja. Myślałem, że taki dziennik może rzuciłby nieco światła - wyjaśniłem, snując się po nie swojej kajucie. Czułem na sobie wzrok Nellrien, ale wyjątkowo mi to odpowiadało. Uśmiechnąłem się tylko lekko pod nosem, co pewnie wyglądało skończenie idiotycznie. No, ale bywa...
- A Ty coś taki ciekawski, co? - zapytałem Autha, gdy ten zaczął interesować się byłą kajutą kapitańską. Chociaż w sumie po wyrazie twarzy pani Maver, zrozumiałem chyba do czego zmierzał. Lekki uśmiech na jej ustach mi wystarczył. Skinąłem tylko krukowi głową. Wiedział o co chodzi.
- Wszędzie były też kusze. A przynajmniej tak to zapamiętałem, przypominając sobie ile razy bełt był wymierzony we mnie... - uniosłem ręce do góry, w geście jaki przybrałem przy pierwszym spotkaniu. - Groźna ta pani kapitan. Wciąż się zastanawiam dlaczego mnie wtedy nie krapnęłaś. Nie lepiej byłoby Ci, gdybym wyszedł wtedy z bełtem wbitym w ramię? - uśmiechnąłem się łobuzersko. - Dobrze, że Autha nie było, bo jeszcze wpadłabyś na pomysł, by urządzić sobie polowanie na kaczki - Tym razem z moich ust rozległ się cichy śmiech. Co poradzę, że wizja Autha, który jest kaczką dość mocno mnie rozbawiła.

Jednakże na moją propozycję pozostawienia po sobie jakiegoś śladu, nie zareagowała tak ochoczo jak myślałem. Wyciągnęła zamiast tego rękę w moim kierunku/ Ostrożnie zbliżyłem się do niej, co poskutkowało czymś znacznie przyjemniejszym niż sądziłem. Objęła mnie zmysłowo nogami, przyciągając jeszcze bliżej. Serce załomotało mi mocniej, gdy zobaczyłem jak uniosła głowę, eksponując swoje usta, gotowe do pocałunku. Schyliłem się, by delikatnie zaznaczyć na nich swoją obecność, ale cały manewr skutecznie przerwał Auth. Ech... I po co go braliśmy? Cmoknąłem więc ją tylko w polik, nachylając się później lekko do przodu.
- Odbijemy sobie w pokoju - wyszeptałem, a słowa wsączyły się wprost do jej ucha, otulając je ciepłym powietrzem, pozostawiającym po sobie przyjemne ciarki. Miałem nadzieję, że nie będzie miała nic przeciwko. Chociaż... Jak przypomniałem sobie te pojedyncze łóżka, przez myśl przemknęło mi, czy to był na pewno dobry pomysł... Cóż - jeśli Nellrien sama wyjdzie z inicjatywą, na pewno nie będę oponować, nawet jeśli skutkować to będzie następnego dnia bólem pleców i karku. W najgorszym wypadku skończę na podłodze z Authem, jako poduszką.
Cały ciąg myśli przerwała jednak sama Nellrien, odsuwając mnie od siebie. Nieco skonfundowany podążyłem za nią wzrokiem, patrząc co robi.
- Może po prostu wyglądają podobnie? - zapytałem, ale pewności w głosie brakowało. To było naprawdę dziwne. Ale pewnie umiała rozpoznać swoje rzeczy. Cóż... Nie pozostawało mi nic innego jak jej pomóc.
- Nigdy nie byłem najbardziej racjonalnym facetem - odpowiedziałem, robiąc krok w jej stronę.

Wtedy jednak stało się coś, czego chyba nikt nie przewidywał. Kroki zbliżały się do pokoju. Obce kroki... Jeśli tutaj wpadniemy. Cóż... Mogło nie skończyć się za kolorowo. Jedyne miejsce jakie wpadło mi do głowy do ukrycia się to pod łóżkiem, jak za kurwięcych lat. Jeśli pomieściłyby się tam dwie dorosłe osoby z ptakiem, zaproponowałbym to błyskawicznie Nellrien. Jeśli jednak nie było na to szans, sprawa była jeszcze prostsza. Wtedy powiedziałbym: "Jesteś groźną panią kapitan, w swojej kajucie, na swoim statku", po czym pocałowałbym ją. Może szok osoby wchodzącej, połączony z przyzwyczajeniem pozycji jaką piastowała do tej pory Nellrien, uratowałaby nam tyłki.

Uliczki osady

11
POST BARDA
- Gdyby mi takie ptaszysko wleciało do kajuty, na pewno bym je zastrzeliła - Nellrien zaśmiała się cicho. - A przynajmniej bym spróbowała.
Nie trafiłabyś.
Auth wydawał się całkiem przekonany o swojej racji, chociaż rudowłosa z kuszą była całkiem śmiercionośna. Wielokrotnie już mieli okazję doświadczyć jej skuteczności z tą bronią w dłoni i Shiran dobrze wiedział, że gdyby chciała, to kruk padłby martwy, zanim dobrze obróciłby dookoła jej kajuty. Gdyby chciała, zabiłaby też samego półelfa, ale cóż, nie zrobiła tego, a teraz obejmowała go kolanami i wzdychała ciężko, gdy Auth przerywał ich moment czułości. Uśmiechnęła się do mężczyzny nieznacznie, zapewne w przeciwieństwie do niego nie zastanawiając się nawet, czy i jak bardzo problematyczne będzie dla nich pojedyncze, wąskie łóżko. Może gdyby porozmawiali z karczmarzem, mogliby zamienić swoje dwa pokoje na jeden z łóżkiem dwuosobowym...? O ile nie były wszystkie pozajmowane, raczej nie powinien to być dla niego problem. Ktoś szybko przygotowałby go dla nich i problem mieliby z głowy.
W przeciwieństwie do problemu, który w tej chwili na tę głowę postanowił im się zwalić.
Łóżko nie nadawało się do tego, żeby się pod nim schowali, bo leżały pod nim inne rzeczy, które musieliby wyciągnąć, a to automatycznie mijało się z celem. Zaniepokojona Nellrien nie zdążyła nawet zaprotestować na słowa Shirana, choć grubo rozmijały się one z prawdą. Zdążyła tylko strzelić spojrzeniem w stronę drzwi, uchylić usta, żeby jednak coś odpowiedzieć, a potem uniemożliwił jej to pocałunek, na jaki nie była gotowa. Choć nie wydawało się to w obecnych warunkach możliwe, jedno uderzenie serca później rudowłosa rozluźniła się i odwzajemniła czuły gest, jeszcze na moment zamykając oczy.

Które otworzyła dopiero w momencie, gdy dotarł do nich rozwścieczony głos Shayane.
- Co wy tu, do cholery, robicie?!
- Całujemy się
- odpowiedziała Nellrien niewinnie i odsunęła się od półelfa. Jakakolwiek miękkość w jej spojrzeniu zniknęła, gdy to przeniosło się na zielonoskórą.
- Nellrien, do diabła! Włamaliście się tu?!
- Sama zapraszałaś. Było otwarte. Do tego widzę swoją skrzynię, więc w sumie czuję się jak u siebie. Co jeszcze z mojej kajuty tu masz? To wszystko, co zatonęło, pochowane po szafkach?
- rudowłosa zmarszczyła brwi, kończąc zabawę w grzeczność i zrobiła dwa kroki przed siebie, stając przed samą Shayane. Półorczyca była od niej wyższa prawie o głowę, ale to ona się cofnęła. - Dlaczego mnie okłamałaś, że wszystko przepadło?
- Nie okłamałam cię. Niczego takiego nie mówiłam.
- Gówno prawda!
- Uspokój się, bo zaraz tu kogoś zawołam i wyrzucą was siłą
- warknęła zielonoskóra, znajdując w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby zrobić ten krok w stronę drugiej kobiety. Zawisła nad nią, zaciskając dłonie w pięści. - Jak już tu jesteś, to uspokój się i porozmawiajmy, błagam cię.
Co z oczami w tym wypadku? Mogę, czy nie mogę?
Spytał Auth, w razie czego gotowy do działania, choć grzecznie siedział na blacie stołu, nie wtrącając się w gorączkową dyskusję byłej i obecnej kapitan.
- Shiran - padło nagle imię mężczyzny, co ciekawe od Shayane, nie Nellrien. - Najwyraźniej ty masz teraz na nią większy wpływ. Opanuj ją. Nie jestem przeciwko wam, nie jestem przeciwko niej. Sama wyślę ludzi z tą skrzynią, gdziekolwiek chcecie, tylko niech ona ze mną spokojnie porozmawia. Nie będę stała i słuchała, jak na mnie warczy.
Obrazek

Uliczki osady

12
POST POSTACI
Shiran
Czy by nie trafiła? Śmiałem wątpić, mimo pewności płynącej ze słów Autha. Nawet pijana była w stanie celować prosto we mnie, a nie w ścianę obok. Chwyt był naprawdę porządny i gdyby tylko drgnął jej palec, mógłbym już tutaj nie stać. Swoją drogą, ciekawe jak potoczyłaby się ta historia, gdybym nie wszedł wtedy do kajuty? Kiedy poznałbym panią kapitan i czy w ogóle doszłoby do tego wszystkiego między nami? Co to w ogóle było?
Pokręciłem głową odganiając dziwnie nieznośną myśl. Tu i teraz. Na tym powinienem się skupić. Na tym uśmiechu, którym obdarzyła mnie Nellrien, słysząc moją słodką obietnicę. Podobała mi się ta niema reakcja, chyba nawet o wiele bardziej od jakichkolwiek słów, które mogły by paść. Zabawne, jak dwie pokraki uczuciowe się zgrały.

Gorzej z krokami, które rozbrzmiewały coraz głośniej. Masywne, ciężkie, znaczy osoba zbliżająca się do pomieszczenia nie była pierwszym lepszym chuchrem. Pod łóżkiem miejsca nie było, tak samo jak czasu na szukanie lepszego rozwiązania. Nellrien chyba nie do końca spodobał się mój wariacki pomysł, który spotkał się z początkowym oporem, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. Adrenalina uderzyła mi do głowy, mieszając się ze stresem i uczuciem błogości, które dopadło mnie chwilę po tym, gdy poczułem jej miękkie usta. Jeszcze przez chwilę czułem jej słodki, owocowy smak, delektując się każdym przesypanym ziarenkiem piasku w klepsydrze oznaczającej nasze życie. Dla takich chwil się żyje.
Chwilo trwaj... A raczej już nie, bo została przerwana przez wściekły, znajomy głos. Znaczy Żabcia postanowiła dołączyć, tworząc z nami wariacki trójkącik nieporozumień. Co jak co, ale dzisiaj jej tutaj brakowało... Nie mówiła czegoś tam, że będzie na dole, czy u siebie? To miało znaczyć na łajbie?
Całą wściekłość i uwagę zaskarbiła jednak moja płonąco-włosa piękność. Bezpreduryjnie odpowiedziała Żabci, że się obściskujemy, odsuwając się ode mnie. Już nie było łagodnej, znanej tylko nielicznym pani kapitan. Teraz wróciła wściekła osa, gotowa kąsać i mordować, tak jak wtedy, gdy odkryła, że jej rzeczy jednak nie zatonęły.

Cóż... Nie miałem nic lepszego do roboty, jak po prostu skrzyżować ręce na piersi i przekręcić głowę, na podobieństwo Autha. Przysłuchiwałem się nerwowej wymianie zdań, będąc pełnym podziwu, z jaką łatwością kolejne kłamstwa przychodziły rudowłosej. Oskarżenia i jadowity ton aż wyciekał z jej ust. Była niczym żmija, dobijająca swoją ofiarę, która zaraz będzie błagała o litość.
Zauważyłem gest, jaki wykonała zielonoskóra podchodząc krok w stronę Nellrien. Przegrywała, jak zawsze, ale była na tyle dumna, że nawet porażkę próbowała znieść z podniesioną głową. Nie lubiłem w niej tego. Chyba, że to tylko próba naśladowania postawy, jaką reprezentowała sobą pani ex-kapitan. Taaa... Chyba to w niej mnie najbardziej kręciło.
Z tropu jednak zbiły mnie słowa Autha.
- Chyba w tym przypadku nie wypada - odpowiedziałem ostrożnie na słowa kruka, przekręcając głowę w drugim kierunku. Wtedy to Żabcia zwróciła się bezpośrednio do mnie. Nie powiem, było to nieco zaskakujące. Samo to że zapamiętała moje imię. Nie czułem się tak wyjątkowy od momentu, w którym witano mnie po imieniu w każdej spelunie w mieście rodzinnym.

Przyznać jednak muszę, że byłem w kropce. Nie chciałem się wtrącać w to wszystko, ale miałem wrażenie, że przez ten dziwny związek z Nellrien, powinienem jakoś zareagować. Dla jej dobra, czy coś...
- Pamiętasz co Ci mówiłem, jak wspomniałaś o chuście? - zapytałem łagodnie. Podszedłem do niej i położyłem jej rękę na ramieniu, zbliżając usta do jej ucha.
- Spróbuj jej wysłuchać. A jak znowu zacznie "jajować", to naślemy jej Autha, by obsrał jej potem łóżko - uśmiechnąłem się lekko i oddalając się na swoje stare miejsce. Oparłem się wygodniej, ale jakaś dziwna myśl przeszła mi przez głowę.
- Tak w sumie to jeśli chcecie to możemy se poczekać za drzwiami. Nie chcę psuć romantyzmu obijania mord - powiedziałem niewinnie, krzyżując ramiona na piersi. - Za ptaka jednak nie ręczę, bo ostatnio też dość mocno polubił panią kapitan - dodałem, jak na ironię pamiętając o "nie zwracaniu się do Nellrien - Nellrien".

Uliczki osady

13
POST BARDA
- Stoję przed tobą, do cholery, nie mów o mnie, jakbym była dzieckiem, albo niespełna rozumu! - warknęła Nellrien, gdy Shayane postanowiła zwrócić się do półelfa.
Gdy się nad tym głębiej zastanowić, nie było niczego dziwnego w fakcie, że pamiętano jego imię. Był bohaterem Kattok, jednym z piątki, o której przez ostatnie miesiące mówiono wiele. Może i Dandre ściągnął na siebie w karczmie całą możliwą uwagę, kąpiąc się w chwale, jakiej jego artystyczna dusza potrzebowała, ale to nie znaczyło, że Ina o Shiranie zapomniała. A już na pewno musiała o nim pamiętać Shayane, która przez ostatnie kilka miesięcy żyła z obawą, że za uratowanie wyspy jej kapitan i przyjaciółka zapłaciła najwyższą cenę. Zapamiętanie imienia nie było tu niczym nadzwyczajnym, biorąc pod uwagę, że istniała szansa, iż jeszcze postawią im tu gdzieś zbiorowy pomnik - ku chwale bohaterów.
Nellrien przez chwilę wpatrywała się w półelfa tym swoim butnym spojrzeniem, gotowa zaprotestować i zrobić absolutnie wszystko, tylko nie zgodzić się na wysłuchanie zielonoskórej, ale w końcu zobaczył w jej niebieskich oczach cień rezygnacji i pogodzenia się z rzeczywistością, jaka ją otaczała. Wiedziała przecież, że wcześniej czy później będzie musiała z Shayane porozmawiać i dojść do jakiegoś konsensusu, więc po co to przeciągać? Zdecydowanie nie należała do tych najbardziej cierpliwych i była zwolenniczką działania od razu. O ile tutaj pierwszym działaniem, jakie przychodziło jej do głowy, było najpewniej obicie półorczycy gęby, tak drugie miejsce wciąż zajmowało rozwiązanie konfliktu tu i teraz.
- Zostanę. Wysłucham - zadecydowała niechętnie, przekonana słowami mężczyzny.
Zielonoskóra westchnęła głęboko, z nieukrywaną ulgą.
- Zaraz każę komuś przenieść tę skrzynię do Kota, czy gdzie będziesz chciała - zadeklarowała. - W ładowni wciąż mamy trochę rzeczy, które udało się nam wyłowić i nie wiemy, do kogo należą. Równie dobrze część może być twoja. Twoją skrzynię rozpoznałam, dlatego zabrałam tutaj, ale nie wiem, w jakim stanie jest zawartość. Nie wiem, co w niej miałaś. Masz do niej klucz, prawda?
Nellrien nie odpowiedziała, unosząc tylko na drugą kobietę lodowate spojrzenie swoich niebieskich oczu. Na chwilę zapanowała cisza, dopóki Auth nie poderwał się ze stołu i nie wylądował na ramieniu Shirana.
Zawołasz, to przylecę.
Rudowłosa skinęła głową i poczekała, aż towarzystwo wyjdzie, zostawiając w kajucie tylko je dwie. Shayane wyjrzała jeszcze tylko na moment z nadbudówki oficerskiej, rzuciła dwa rozkazy, dotyczące transportu skrzyni i pozwolenia półelfowi na poczekanie na głównym pokładzie, a potem zamknęła się razem ze swoją byłą przełożoną, by rozwiązać problemy, jakie narosły przez ostatnie miesiące.
Stwierdzenie, że załoganci byli zszokowani nagłą obecnością Shirana z krukiem, byłoby niedopowiedzeniem. Kilku mężczyzn, którzy musieli wrócić na Barakudę razem ze swoją kapitan, przerwało rozmowy, by w absolutnej dezorientacji obserwować wychodzącego z kajuty kapitańskiej nieproszonego gościa. Ale najwyraźniej był on tu mile widziany, choć żaden z nich nie był w stanie pojąć, jak do tego doszło, więc w końcu wrócili do swoich pogawędek, co jakiś czas zerkając tylko na niego niepewnie. Dopóki nie sprawiał problemów, nikt go nawet nie zaczepiał. Mógł zasiąść na jakimś pudle, albo oprzeć się o reling, przyglądając się migoczącym na nabrzeżu światełkom. Chwilę później dwóch załogantów ze skrzynią Nellrien poinformowało go, że niosą ją do karczmy - o ile w ogóle spytał - a potem już nie działo się zbyt wiele.
Lubisz ją.
Auth odezwał się niespodziewanie, zlatując z nieba, po którym krążył sobie rekreacyjnie, i lądując na relingu obok półelfa.
Nie jest najgorsza. Ja lubię z nią rozmawiać. Z Neelą nie lubię, jest głupia. Nellrien nie jest głupia.
Zrobił kilka pokracznych kroków w bok i uniósł spojrzenie żółtych oczu na swojego towarzysza.
Co będziemy robić dalej? Chcesz zostać na tej wyspie?
Obrazek

Uliczki osady

14
POST POSTACI
Shiran
Och, jak wspaniale być świadkiem kolejnych przepychanek słownych między kobietami. Ten żal i przepełnione jadem słowa kąsały praktycznie do krwi, pozostawiając po sobie dotkliwe ślady. Te dwie, nie raz już mi już udowodniły, że niejeden miałby z nimi przewalone. Dlaczego więc aż tak ciągnęło mnie do jednej z nich? Nie byłem w stanie powiedzieć...
I tak - zdziwiło mnie to, że Żabcia pamiętała moje imię. Wciąż nie docierało do mnie, że byłem jakimś tam bohaterem, czy innym pajacem z mieczem, który obecnie jest rozpoznawalny w całej pieprzonej osadzie. Stanowczo, tak jak Nellrien, nie czułem się bohaterem. Nie pasowało to do mnie. Prędzej leżał mi pajacowy siepacz - było to o wiele bliższe prawdy i tego kim się tak naprawdę poczuwałem. No bo jakby nie patrzeć, robiłem to co mi kazali, za obietnicę złota i chwili spokoju od irytujących ludzi. O ironio.

Pasowała mi jednak rozwijająca się relacja z Nellrien i to jak bardzo zmieniło się jej podejście do mnie. Miałem wrażenie, że jakiś czas temu dostałbym srogi opierdol za to co przed chwilą powiedziałem. Teraz dostałem jedynie butne spojrzenie niebieskich oczu i zgodę, która wynikała z rezygnacji. Wcześniejsza rozmowa naprawdę mijała się z celem, szczególnie jeśli Żabcia jedyne co potrafiła powiedzieć to "ja...". Ciekawe, czy teraz będzie inaczej?
Nie było mi jednak dane tego się dowiedzieć. Przynajmniej nie teraz. Moja propozycja pozostawienia kobiet samych została przyjęta zaskakująco bez zająknięcia.
- Tylko bez jajowania tym razem. Pamiętaj z kim gadasz - rzuciłem do zielonoskórej, wychodząc z kajuty i zostawiając podpalony lont tej jakże kolorowej, tykającej bomby.

Dostałem pozwolenie na przesiadywanie na głównym pokładzie. Fajnie. Nie żebym jakoś szczególnie takiego potrzebował. Wszyscy gapili się na mnie w bardzo niewygodny sposób, jakby z pewnym niedowierzaniem. Nie wiem, czy kruka nigdy nie widzieli, czy o chuj im jasny chodziło. Ich szczęściem wrócili do wcześniejszych rozmów, rzucając mi tylko spojrzenia z ukosa, które odbijałem agresywnym spojrzeniem ogniście płonących oczu. Ciekawa zabawa, trochę jak w kotka i myszkę, gdzie Ci próbowali mi rzucać spojrzenia, tak bym ich nie dostrzegł.
Znudziło mi się jednak szybko. Oparłem się wtedy o reling, zagapiając się w światełka na nabrzeżu. Lekki wiatr smagał me lico, a włosy rozmierzwione, chyliły się w każdą stronę. Kątem oka dostrzegłem wynoszoną skrzynię, ale nie interweniowałem. Raczej teraz bez wiedzy Nellrien nigdzie by nie zniknęły. No chyba, że ktoś chciał się pozbyć nowego statku i wylądować na dnie z przywiązanym kamieniem do nogi. A poza tym to nic więcej się nie działo. Nieskładne myśli, plątały mi się po głowie, nie chcąc wychodzić na światło dzienne. Może i sam tego nie chciałem, więc specjalnie im nie pomagałem. Chciałem cieszyć się chwilą, kontemplować ciało pani ex-kapitan i po prostu przeżywać nowo pojawiające się we mnie emocje.
Auth był jednak zbyt ciekawski...
- Czy lubię? - odpowiedziałem pytanie na jego stwierdzenie. Chyba inna powinna być kolejność tej wymiany przykrótkich zdań. - Nie wiem Auth... Chyba? - wzruszyłem ramionami, nie chcąc drążyć mocniej tematu.
- Zdziwiłbym się, gdybyś bardziej lubił Neelę. Panienka z bogatego domu, a wyszczekana i inteligentna bestyja. Kogo Ty w ogóle porównujesz, co? Młoda nawet Ci odszczekać nie potrafiła - skwitowałem, kiwając głową na swoje słowa. - Ale Pajac na to w jakiś sposób leciał. Znaczy coś tam ze sobą kręcili, ale kij wie na czym to się skończy - odparłem.
- Dwie inne bajki. Jedna do mnie jednak jakoś przemówiła. Charakterem. Stanowczością... Inteligencją i tym, że nie czuła się zagięta każdym moim zdaniem. No i widziałeś to ciało? - uśmiechnąłem się na samą myśl momentów w sypialni. Wspomnienie wijących się wzorów na wyciętej, białej talii, prowadzące do aż nazbyt oczywistego miejsca. Westchnąłem, chyba z lekką tęsknotą.
Odwróciłem głowę, widząc jak Auth zbliża się do mnie, tymi swoimi śmiesznymi kroczkami. Spojrzał się na mnie demonicznymi oczyma, odwzajemniając moje spojrzenie.
- Nie wiem... - odparłem zgodnie z prawdą. - Nie myślałem nad tym - Ponownie mój wzrok wrócił na horyzont i rozmazane światełka. - Naprawdę nie wiem co odpowiedzieć. Nellrien jest... - No właśnie. Nellrien jest... A ja?
- A Ty? - Zmieniłem chwilowo temat. - Co byś zrobił gdybym chciał zostać? Albo wyruszyć na morza statkiem? - zapytałem, nie spoglądając na kruka.

Uliczki osady

15
POST BARDA
Na niczym. Śpiewak wszystko zepsuł.
Auth zatrzymał się w miejscu i przeniósł swoje żółte spojrzenie w dal, na skrzynię, którą transportowano w kierunku karczmy. Im dalej znajdowała się od Barakudy, tym mocniej niknęła w mroku. Sam kruk też niknąłby w czerni, gdyby nie lampy, rozświetlające teraz główny pokład. Gwiazd nie było widać zbyt dobrze tej nocy, a i same księżyce skryły się za chmurami.
Nie widziałem tego ciała. Nie zaglądałem do was. Ludzie nie lubią, jak się ich podgląda.
Przestąpił z nogi na nogę.
Mogę patrzeć na obce, ale ta wie, że nie jestem tylko ptakiem. Nie da popatrzeć. Przegoni.
Czy Auth żartował, czy szczerze się żalił? Ciężko było to wyczytać z jego pozbawionej mimiki twarzy, a głos odzywający się w głowie Shirana nie pozwalał do tego zbyt łatwo dojść.
I twojego zadka nie chciałem widzieć.
Więc żartował, teraz półelf miał już pewność. Kruk usadowił się na relingu wygodnie i zabrał się za czyszczenie dziobem piór pod lewym skrzydłem. Spytany o swoje oczekiwania względem przyszłości, długo milczał, zastanawiając się nad odpowiedzią. Ta jednak okazała się zupełnie niezaskakująca.
Zostanę z tobą, albo popłynę. Słyszą mnie już inni, ale to ty jesteś moim towarzyszem. I nie próbujesz mnie głaskać, ani drapać pod dziobem.
Przerwał czyszczenie skrzydła, by unieść wzrok na pogrążoną w półmroku twarz Shirana.
Nie podoba mi się bycie ptakiem. Nie chcę nim być. I kiedyś pewnie przestanę nim być, nie wiem jak, ale znajdę sposób, żeby wrócić do siebie. Do swojego boga. Ale na razie... jest dobrze tak, jak jest. Z tobą jest ciekawie. Chcesz zostać, zostaniemy. Chcesz płynąć, popłyniemy. Chcesz wrócić na dużą wyspę, wrócimy. Tylko żebyś spomiędzy nóg Nellrien wyglądał czasem. Nie chcę być wyganiany na dach cały czas.
Zakrakał cicho, w sposób, który zabrzmiał jak śmiech.
Może kiedyś zobaczę to ciało.

Oczekiwanie na Nellrien mogło trwać równie dobrze kilkanaście minut, co godzinę - czas strasznie się Shiranowi dłużył, gdy musiał bezczynnie czekać, więc nie umiał określić, ile go minęło. Ale w końcu rudowłosa wyszła z kajuty kapitańskiej. Nie miała oczu czerwonych od płaczu, nie była też rozsierdzona jak przedtem, za to trzymała w dłoni miecz. Bardzo ładny, smukły, o elfiej konstrukcji jelca i niewyróżniającym się niczym ostrzu. Gdyby komuś przyszło do głowy, że właśnie w furii zarąbała Shayane, zielonoskóra szybko rozwiała te przypuszczenia, wychodząc z nadbudówki zaraz za nią.
- Pojutrze? - spytała.
- Pojutrze - zgodziła się Nellrien, rzucając jej spojrzenie przez ramię. - Bo jutro święto. I zobaczę, co Barbano powie.
Kobiety przez chwilę patrzyły na siebie, dopóki Shayane nie skinęła głową i nie klepnęła rudowłosej w ramię, by w końcu zniknąć z powrotem w swojej kajucie. Maver rozejrzała się, znalazła Shirana i podeszła do niego, znacznie spokojniejsza, niż po poprzedniej rozmowie z byłą podwładną.
- Przepraszam, że musieliście tyle czekać - zamilkła na moment, by ciszej dodać: - I dziękuję, że namówiłeś mnie, żebym tam została.
Opuściła wzrok na miecz i rozejrzała się po sobie niepewnie, wyraźnie nie wiedząc, co z nim zrobić. Nie miała na niego futerału, nie miała nawet paska, przez który mogłaby sobie go przewiesić przy biodrze.
- Jestem padnięta. Wracamy... do karczmy? Chcesz tam zostać na noc? - spytała niepewnie. - Jeśli wolisz, możemy iść do lecznicy.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”