Łaźnia

16
POST POSTACI
Dandre
Nie trzeba chyba mówić, jak bardzo spodobał mu się uśmiech wykwitający na ustach ciemnookiej wyspiarki. Może i dodałby coś jeszcze, ale ostentacyjne westchnięcie Gil zmusiło go do pełnego oburzenia zerknięcia w jej stronę. Szlachetne, rycerskie wręcz intencje, witane w ten sposób? I to przez osobę najbardziej zmartwioną tajemniczym posągiem? Zaprawdę, człowiek mógł utracić wiarę w swoją brać. Nim zwerbalizował swe rozczarowanie, zza parawanu wytoczył się Folre.
- Na Bogów, myślałem, że biedaczyna w końcu usnął… – mruknął, obserwując jego chwiejny marsz ku balii. Folre przypominał Dandre jego samego z lat spędzonych na Akademii, kiedy to dopiero poznawał wszelkie swoje granice… I przekraczał je, raz za razem, by później bardzo tego żałować. Pokłosie jednej z bardziej szalonych miejskich eskapad męczyło go po dziś dzień. Boleśnie odczuł, wraz ze swoimi kompanami, że świętowanie przed dyplomem mogło wcale nie być najlepszym pomysłem. Na całe szczęście, z czasem Birianowi udało się dojrzeć i zostać szanowanym członkiem socjety, który z pewnością nie spiłby się jak świnia i wdał w jakąkolwiek bezsensowną bójkę.
Ki czort pokusił elfa do tak bezprecedensowego upodlenia się? Wsadził ręce do balii i taplał się w wodzie jak małe dziecko.
- Oj, wydaje mi się, że w tej chwili najbardziej przydałoby mu się wygodne łóżko… – stwierdził bard, obserwując zdezorientowanego elfa. – … albo wiadro. – idea zabierania go w tej chwili w pobliże jakiegokolwiek zbiornika wody, wydała się Dandre nieco abstrakcyjna. Zaśmiał się cicho, gdy Folre spróbował rozwiać ich wątpliwości. Coś w krótkiej wypowiedzi elfa doskonale rezonowało z wypitym przed chwilą winem.
- Ale czy pływasz bardziej od kłody? – odbił, w chwilę po uwadze Yunany. Ze szczerą ciekawością czekał na odpowiedź, ale zdezorientowane spojrzenie elfa studziło jego entuzjazm i napełniało jego małą duszyczkę smutkiem.


Choć bynajmniej nie był tak pijany, by nie zarejestrować wstającej Gil i poświęcić jej odpowiednią ilość uwagi, w tej chwili był już tak zaaferowany obserwacją Folre, żyjąc nadzieją na uzyskanie odpowiedzi na swoje pytanie, że ledwie musnął kobietę wzrokiem. Biedny elf był jak chodzący trup, ledwo świadom swojego istnienia.
- Jeśli uda się wam przywrócić go dziś do życia… Zaprawdę, napiszę na waszą cześć jakąś balladę. – stwierdził, odchylając się lekko w tył. Odprowadził wzrokiem oddalające się powoli towarzystwo, po czym leniwie oparł brodę na wspartej o krawędź balii ręce i z delikatnym, niewinnym wręcz uśmiechem patrzył na Yunanę. W jego spojrzeniu na nowo budził się ten sam płomień, który kobieta tak ochoczo w nim rozpalała, ale widząc jej… zaskakującą niepewność, postanowił dać jej chwilę, by zdecydowała, czy ciągnąć dalej ich małą grę. Nie mówił, ani nie robił nic, choć już teraz czuł, że głodny był dotyku jej delikatnego ciała.

Uśmiech na ustach barda rozszerzył się, gdy wyspiarka odstawiła wino na bok i zwróciła się w jego stronę, powoli zmniejszając dzielący ich dystans. Patrzył jej w oczy. Zdawało mu się, że tonął w ich głębi i uznał, że tak właśnie powinno być, że do tego musiały być stworzone. Piękne, kuszące, acz nieoczywiste. Nieuchronne. Były jej idealnym wykończeniem.
Cieszył się na jej uśmiech i mruknął cicho, gdy poczuł jej delikatny dotyk. Nie omieszkał się złożyć lekkiego pocałunku na jej dłoni, kiedy tylko znalazła się wystarczająco blisko.
- Z największą przyjemnością.


Spoiler:
Obrazek

Łaźnia

17
POST POSTACI
Aremani
Podczas rozstawiania parawanów dziewczyna czuła, jak atmosfera w łaźni zagęszcza się. Z pewnością działo się z kilku powodów. Pierwsze, i oczywiste, to parująca woda która powoli wypełniała każdą z bal. Wiadomo, nie była to drastyczna zmiana klimatu w porównaniu do nocy w tropikalnej dżungli, ale alkohol potęgował odczuwanie pewnych bodźców. Niestety szczególnie tych nieprzyjemnych Do tego dochodziło towarzystwo, które na widok ciepłej wody zaczęło być bardziej aktywne. "I jakieś takie... rozochocone?". Ostatecznie jednak na jej odczucia wpływał ostatni argument - Aremani zaczynało kręcić się w brzuchu. Parność w łaźni nie wpływała dobrze na jej samopoczucie. Zielarka zdecydowanie należała do tych, którzy wolą otwarte, świeże przestrzenie, a teraz tego brak odczuwała znacząco. Zarówno fizycznie jak i psychicznie. "Uchh... Może jakiejś wody się napiję". Noszenie parawanów też nie pomagało. Bądź co bądź wykonywała jakiś wysiłek fizyczny.

Z wymieniania sobie w głowie powodów dla których mogła pomarudzić jak grom z jasnego nieba poraził ją głos Kerwina. Przerażenie spotęgowało poczucie wirowania w jej żołądku, a do tego doszła chwilowa panika. "Onienienienienie o nie...". Nie czuła się na tego rodzaju zaloty absolutnie przygotowana. A Aremani która nie ma czegoś od kontrolą to bardzo nerwowa Aremani. Nawet nie potrafiła skontrować gestów marynarza w kierunku jej talii i włosów - ani jakimś zwinnym ruchem ani ciętym językiem. Stała po prostu jak drewniany pal w ziemię wbity, tylko w odróżnieniu od nieożywionego obiektu dukała przez lekko otwarte usta próbując uformować jakiekolwiek słowo. Jak widać bezskutecznie. Może to wszystko byłoby miłe, ciekawe czy intrygujące, albo nawet zabawne. Ale zdecydowanie nie teraz.
Ostatecznie gdy Kerwin zdekoncentrował się się upominając Mala dziewczyna skoncentrowała się by resztkami nietrzeźwej siły woli wyprowadzić zdanie.
- Nie przeszkadzaj sobie, syrenki lubią pływać. A ja nie chciałabym, żeby była zazdrosna. Yyy... To idę pa. - powiedziała lekko bez ładu i składu. Po tych słowach zdecydowanie wykręciła się z "objęć" marynarza i postanowiła wyjść na chwilę na dwór, aby zażyć świeżego powietrza. Albo zwymiotować. Jeszcze nie zdecydowała.
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Łaźnia

18
POST BARDA
- Ej! Dziewczyno! - Kerwin wyciągnął tylko za zielarką ręce, gdy ta postanowiła mu się wymknąć i uciec w sobie tylko znanym kierunku. Zza pleców usłyszała tylko zirytowane westchnięcie i rechot Mala, którego mijała, gdy biegła do wyjścia z łaźni.
- Nie jesteś taki czarujący jak myślałeś, co? - żylasty zagadnął przyjaciela.
- Myślałem, to że ona jest chętna! - mruknął jeszcze Kerwin, a reszty rozmowy już Aremani nie usłyszała.
Na zewnątrz panował mrok, rozpraszany tylko przez księżyce i gwiazdy, i tę odrobinę światła, która wydostawała się z łaźni przez uchylone drzwi. Ze środka dobiegały przytłumione dźwięki rozmów i śmiechów, ale jej nie było dane wsłuchać się w nie zbyt dokładnie, bo wszystko zaraz zostało stłumione przez dźwięki zwracanej owocowej nalewki, którą uraczyli ją tutejsi. Ciężko stwierdzić, czy przyczyną jej stanu był alkohol, do którego mocy nie była przyzwyczajona, czy niespodziewany dotyk barczystego marynarza, na jaki nie była gotowa - grunt, że opróżnienie żołądka zajęło jej dobrą chwilę.
- Wszystko dobrze? - usłyszała w pewnym momencie zza pleców pytanie, a gdy uniosła wzrok, ujrzała jednego z żeglarzy z załogi dawnej Starej Suki. Kojarzyła go ze statku, ale nigdy z nim nie rozmawiała i nie miała nawet nikłego pojęcia, jak mógł mieć na imię.
W przeciwieństwie do Kerwina, chłopak nie mógł być dużo starszy od niej, może nawet wcale. Krótko przycięte, jasne włosy opadały mu na czoło, gdy pochylał się i wyciągał w jej stronę czysty ręcznik, by mogła otrzeć usta. Gdy tylko go od niego przyjęła, wycofał się na bezpieczną odległość, zapewne martwiąc się na tyle, by zaproponować pomoc, ale chcąc jednak zachować bezpieczną odległość od kwaśnego odoru świeżych wymiocin.
- Nie wyglądasz najlepiej. Dopiero się obudziliście, może jesteś jeszcze... eee, słaba... odprowadzić cię do lecznicy? - zaproponował niepewnie i uśmiechnął się do zielarki, niezręcznie drapiąc się po karku.
Obrazek

Łaźnia

19
POST POSTACI
Aremani
Już biegnąc w stronę drzwi czuła jak zaraz tama w jej żołądku ma zaraz pęknąć. Wydostając się na zewnątrz pragnęła zaznać ulgi, jaką daje zazwyczaj chełst świeżego powietrza. Zamiast tego całą tę przyjemność zepsuł wielki powrót magicznej nalewki...
Dziewczyna oparła się łokciem o brzydką ścianę łaźni, której z pewnością nie zaszkodzi alkoholowy bełt. Zaczęła kontemplować nad oglądaną ziemią w sposób "wylewny" a każdym wysiłkiem miała poczucie, jakby klarowało jej się na umyśle. Nagonka różnych myśli zaczynała powoli układać się w wyraźne przemyślenia. Niestety te nie szczędziły jej w odczuwanym teraz stanie.
"Głupia." To słowo pojawiało się kilka razy, niczym kujące w uszy intermezzo między poszczególnymi wątkami myśli.
"Czy ja serio tyle wypiłam? Przecież kontrolowałam ilość. Co za wstyd, co o mnie pomyślą? Czemu tak się dałam? Dandre ze mną był..."
"Dandre? Gdzie jest Dandre? O bogi oby mnie nie widział. Ale obiecał, że przypilnuje! Co za... osioł."
"Jak osioł to śmierdzą spoceni marynarze. Spoceni, półnadzy, napaleni marynarze... Myślał, że chętna? Chętnie to mu przypierdolę. Po chuj ja tego Kerwina zaczepiam tak? Myślałam, że to zabawne, taka gra, nie? Gra..."
"Gra to mi na nerwach Dandre. GDZIE DO CHOLERY JEST TEN BARD?!"
Jak porażenie prądem wyrwał ją z wewnętrznego monologu męski głos. Ara aż odskoczyła. Z początku z sylwetki wydawało jej się, że spogląda na Dandre którego przywołała telepatycznie. Jednak zamglony obraz w półmroku po chwili wyostrzył się na tyle, by dowiedzieć się, że jest w błędzie. Nie wiedziała, czy to lepiej. Poczucie wstydu ogarnęło ją i tak doszczętnie. Zażenowana oparła głowę w relacji czoło-ręka-ściana i na oślep wyciągnęła drugą dłoń by przyjąć ze wstydem oferowany ręcznik. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. "Byle nie tę tutaj. Bo ktoś ją obrzygał."

- Tja, w porządku... Tak sobie tylko... Nawożę kwiatki. - powiedziała w zmęczeniu. To, że była w stanie wciąż rzucać żartami dobrze świadczyło. Poczuła, jak odpływa jej krew z głowy i czoło zwilża się zimnym potem. Chyba już wyrzuciła z siebie wszystko, co miała. - Muszę usiąść.
Aremani, wspierając się o ścianę łaźni, postarała się odejść od niemiło cuchnącej kałuży i usiadła bliżej drzwi, zsuwając się do ziemi plecami.
- Ty... byłeś tam z nami? - zapytała się chłopaka próbując podnieść głowę w jego stronę. - Dzięki za ręcznik. Nie pracowałeś na Starej Suce? - wszystko mówiła oczywiście dość słabo, co było uzasadnione zważając na jej kondycję. Upewniła się ostatni raz, że wytarła się dostatecznie. - Czy... możesz ze mną chwilę posiedzieć?
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Łaźnia

20
POST BARDA
Poproszony o dotrzymanie biednej Aremani towarzystwa chłopak zerknął niepewnie w kierunku drzwi do łaźni. Tam byli jego kompani, z którymi zamierzał spędzić dzisiejszy wieczór, upijając się z nimi może niego mniej drastycznie, niż Bohaterka Kattok, ale wciąż konkretnie. Przyszedł tutaj, zastanawiając się, czy przypadkiem nie potrzebuje pomocy, ale na pewno się nie spodziewał, że będzie chciała, by z nią został. Z drugiej strony, zaproponował przecież odprowadzenie jej do lecznicy, czyż nie? Po chwili wahania oparł się ramieniem o ścianę, krzyżując nogi w kostkach. Może i Ara nawiozła kwiatki w bezpiecznej odległości od nich, ale wolał nie ryzykować i nie usiąść jasnymi spodniami w czymś nieprzewidzianym.
- ...Mogę zostać - zgodził się. - Tak, byłem chłopcem okrętowym na Starej Suce. Teraz pracuję na Barakudzie, jestem już marynarzem - błysnął zębami w zadowoleniu, chwaląc się awansem. Całkiem możliwe, że dostał wyższe stanowisko ze względu na to, że spora część doświadczonej załogi zatonęła, ale wygodniej było o tym nie myśleć.
- Jestem Jalen. Ty jesteś Armani, nie? Chyba nie rozmawialiśmy nigdy. Chociaż w sumie wy w ogóle nie rozmawialiście za bardzo z załogą, co? Poza Kerwinem. Wydawało mi się, że wy się... eee... znacie - podsumował niezręcznie. - Jakoś tak ten... lepiej.
Jalen podrapał się po karku i rozejrzał po ciemnej okolicy. Nie było tu jednak niczego interesującego, więc zaraz wrócił spojrzeniem do siedzącej pod ścianą młodej kobiety.
- Może naprawdę lepiej będzie, jak cię odprowadzę. Jest późno, położysz się i ten... jutro jest święto, więc musisz mieć siłę na całe to zamieszanie, nie?
Obrazek

Łaźnia

21
POST POSTACI
Aremani
Chwila wytchnienia, brak harmidru, świeże powietrze. Na ten moment prosiła o tylko tyle. Aremani z każdym oddechem odczuwała coraz większą ulgę. Nawet jej kotłująca się od myśli głowa zaczynała doznawać spokoju - ogarniało ją zwyczajne zmęczenie. "Na... przemyślenia jeszcze przyjdzie pora." stwierdziła dość dojrzale.
W tym momencie wyciszenia jej uwaga przeniosła się na "nowo poznanego" chłopaka. Z uwagą słuchała tego, co mówi i dokładnie go oglądała. Fakt, że wśród załogantów Starej Suki znajdowała się osoba podobna do niej wiekiem był dla niej miłym odkryciem. Wszakże dostała argument, by nie myśleć o sobie jak o "gówniarze wśród bandy najmitów". Cieszyła się, że wcale nie musi aż tak odstawać.
Czymkolwiek był dla niego awans na marynarza Aremani odwzajemniła uśmieszek. "Skoro się z tego cieszy, to po co mu psuć humor? Szczególnie w taki wieczór". Szkoda, że nie wszystkim dane było skorzystać dobrze z aury tej nocy. Zielarce odbiło się z niesmacznym kwaśnym posmakiem.
- Tak, Aremani. - odpowiedziała prosto. A głupio jej się zrobiło, że on zna jej imię a ona jego nie znała. "Chyba, że po prostu już wszyscy wiedzą, kim są Bohaterowie Kattok".
- Nie gadałam za bardzo z innymi, racja. Ale wiesz, daleka wyprawa, pełno facetów na pokładzie, nowa rekrutka... Byłam trochę zesrana, jeśli mam być szczera. - zaśmiała się delikatnie, jednak zaraz po tym przyszło przetwarzanie tego, co powiedziała. "Czemu ja to powiedziałam? Po cholerę ma to wiedzieć?"
Na wspomnienie Kerwina napuszyła się, a ramiona podniosły się jej do góry.
- No to... Najwidoczniej się nie znamy! - powiedziała nerwowo i naburmuszona. - Raz typowi zaszyjesz ranę i skomplementujesz tatuaż i od razu myśli, że się do niego garniesz! Cholerni marynarze... Ojej! To znaczy, ja... Yhh. - za późno ugryzła się w język, uświadomiona do kogo mówi. Pijana Aremani jednak dalej dzielnie trzymała za stery.
Ze skruchą spojrzała na Jalena, który z pewnością miał już ją za wariatkę.
- Przepraszam... Może faktycznie potrzebuję wrócić do lecznicy. Nie chcę cię odciągać od kamratów w łaźni, ale wolałabym nie iść sama. - zwieńczyła swój wywód Aremani, która w ciągu tego krótkiego spotkania odkryła przed kimś więcej słabości niż przed kimkolwiek przez całe swoje życie. "Później będę żałować. Teraz chcę tylko wrócić i się wyspać..."
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein

Łaźnia

22
POST BARDA
Chłopak speszył się nieco, gdy zorientował się, że przekręcił imię rozmówczyni, ale dopóki ona się na niego o to nie zdenerwowała, dopóty mógł udawać, że nic takiego nie miało miejsca. Zresztą potem przeszli na inny temat, więc uśmiechnął się znów. Gdy to robił, wydawał się dużo młodszy.
- Ja byłem zesrany teraz, kiedy podchodziłem do ciebie, jeśli cię to pocieszy - rzucił swobodnie.
Nie musiał dodawać, że zobaczenie jej rzygającej jak kot mogło stanowić dość przełomowe doświadczenie w kwestii pozbycia się strachu przed jedną z Bohaterów Kattok. Łatwiej było zobaczyć w kimś człowieka, gdy borykał się z tak prozaicznymi, ludzkimi przypadłościami. Potem chłopak uniósł brwi z zaskoczeniem pomieszanym z rozbawieniem. W końcu on też był marynarzem, a Aremani pomstowała teraz na nich wszystkich. Przez chwilę wyglądał, jakby zamierzał wytłumaczyć Kerwina z jego bezczelnego i prostackiego zachowania, ale ostatecznie wzruszył ramionami i zrezygnował.
- Awansowałem dopiero miesiąc temu, jeśli cię to pocieszy, więc jeszcze nie mam takich... zwyczajów. Możesz mnie skomplementować, gdybyś chciała. Obiecuję nic sobie nie myśleć.
Po chwili wahania podszedł bliżej i wyciągnął do zielarki rękę, by pomóc jej wstać - o ile w ogóle zamierzała ją przyjąć. Niezależnie od tego, czy to zrobiła, czy też nie, niezrażony ruszył obok niej, dostosowując tempo do jej ograniczonych dziś możliwości. Raz tylko zerknął w kierunku łaźni, ale impreza nie brzmiała, jakby miała się kończyć, więc zapewne zdąży odprowadzić ją i wrócić, by kontynuować swój radosny wieczór.
- No sam zaproponowałem, nie? Nie masz za co przepraszać.
Noc była wyjątkowo ciemna, ale droga do lecznicy na szczęście nie należała do długich i skomplikowanych. Za dnia dotarliby tam w niecałe pięć minut, teraz zajęło im to trochę więcej, ale to wciąż nie był powrót do Złego Kota, stojącego po drugiej stronie osady. Szybko w oddali pojawił się charakterystyczny kształt budynku i choć Ara na pewno stąd trafiłaby tam już sama, Jalen dotrzymał swojej obietnicy i zamierzał doprowadzić ją do samego wejścia, by zapewnić jej bezpieczeństwo, nawet jeśli okolica nie wyglądała na groźną i nie działo się nic niepokojącego.
- No i jest - westchnął, gdy stanęli przed wejściem. Przesunął spojrzeniem po twarzy swojej chwilowej towarzyszki, oświetlonej przez zawieszoną przy wejściu niewielka lampę, a potem zsunął go niżej i na wysokości jej dekoltu jego wzrok się już zatrzymał. Zanim jednak Aremani zdążyła się zbulwersować i zwyzywać go od zboczeńców, jakimi byli wszyscy marynarze, uniósł palec wskazujący, by skierować go w stronę mokrej plamy, szpecącej materiał jej koszuli. Nietrudno było dojść do tego, skąd się tam wzięła. - Musisz... chyba... no. Pewnie będzie do prania.
Wsunął ręce do kieszeni i uśmiechnął się znów lekko.
- Jutro święto, co? Może będziesz miała wyrobioną lepszą odporność po dzisiejszym. A jak nie... to po prostu pij coś lżejszego. Piwo może? Rozwodnione wino? - radził. - No. W każdym razie jesteś odprowadzona. Znajdź mnie jutro, wisisz mi przysługę, Arma... Aremani!
Obrazek

Łaźnia

23
POST POSTACI
Aremani
Zielarka spojrzała na wyciągniętą rękę marynarza. W otępieniu chwilę jej zajęło by zdecydować, co ma zrobić. Normalna Aremani pewnie zaśmiałaby się albo zdenerwowała i rzuciła bluzgiem by zaraz po chwili ostentacyjnie wstać, prychnąć i pójść sama. Ale nietrzeźwia Aremani miała to wszystko bardzo głęboko gdzieś. Nie chciało jej się. Więc skorzystała z tej niemetaforycznej, wyciągniętej pomocnej dłoni. "U, silna łapa. Taka żeglarska."
W miarę drogi, jak odzyskiwała trzeźwość, do Aremani docierało też, jak bardzo jest w sumie zmęczona i śpiąca. Nie szło się zawsze równo a ręka dość często wędrowała w kierunku ust by przysłonić ziewanie.
Jalen był sympatyczny. Ładnie się uśmiechał, szedł z nią całą drogę, współodczuwał z nią. To chyba była najmilsza chwila całego tego szaleńczego wieczoru.
- Gratuluję awansu. - powiedziała, choć wiedziała w jakich okolicznościach mógł być on uzyskany. - Obyś nie nabawił się choroby zawodowej w postaci obglonienia mózgu, jak tamta reszta. - powiedziała dość luźno, chyba już nie robiąc sobie nic z tego, że obraża kolegów swojego towarzysza drogi.
Dziewczyna z radością przywitała znajome wejście do lecznicy w postaci głośnego westchnięcia. "Spoko fajnie, ale gdzie moja zasłużona chata na wyspie?" Spojrzała na swojego... wybawiciela, a z jej oczu emanowała wdzięczność ja jego drobny gest. Jednak jego oczy wędrowały gdzieś indziej...? Aremani już była gotowa zareagować ze wściekłością stu wulkanów i wymierzyć chłopakowi mało zgrabnego czy precyzyjnego kopa w krocze, jednak - na szczęście - szybko okazało się, jakie miał w tym wzroku intencje.
- O, uch, ojej - zmieszała się - D-dzięki. Ogarnę to.
Przed pożegnaniem wspomniał jej o święcie. "O rany, faktycznie. Ech, świetnie to będzie świętowanie na bombie... Trzeba od razu wyciągnąć od Hastrona coś na głowę. Najwyżej... Chłopcy się ze mną pomęczą."
- Spokojnie, moja głowa nie jest tak słaba jak widać na załączonym obrazku. - kłamała jak z nut - Po prostu ten.. gorszy dzień. Albo efekty uboczne śpiączki. Chuj wie z tymi magicznymi kamieniami.
Jalen znów się uśmiechnął. Nie lubiła jak się uśmiechał. Bo był za ładny jak się uśmiechał. "Fajny jest. Nie nieprawda, spierdalaj. Pocałuj go w policzek. Obrzyganą mordą? dialogowała sama ze sobą. Niemniej jakoś trzeba było się pożegnać.
- Dziękuję... za wszystko. Miło mi. Na pewno Cię jutro znajdę. - chciała powiedzieć to ostatnie zdanie jakoś zalotnie ale zaczęła się martwić, że mogło zabrzmieć jak groźba. Ostatecznie pomachała chłopakowi i weszła do lecznicy, by udać się na zasłużony odpoczynek i przygotować mentalnie ja jutrzejszego kaca...

Spoiler:
"To achieve great things, two things are needed: a plan and not quite enough time." - Leonard Bernstein
ODPOWIEDZ

Wróć do „Ina'Kattok”