Wybrzeże

46
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć była zmęczona, nie mogła jeszcze pójść spać. Teraz nie musiała już pilnować steru i kontrolować, jak załoganci prowadzą statek, nawet pomimo faktu, że ci najbardziej doświadczeni przenieśli się chwilowo na Albatrosa. Razem z Pogad, która o dziwo znalazła w sobie odrobinę empatii w kierunku Sovrana, odprowadziła elfa do kajuty. Pomogła odłożyć go do koi, a potem nawet wyciągnęła mu czystą koszulę, w razie gdyby okazało się, że obrzygał sobie obecną - choć absolutnie nie zamierzała pomagać mu się przebierać. Położyła ją obok niego, na brzegu łóżka.
- Następnym razem powiedz mi, jak będziesz zbyt wyczerpany - powiedziała, gdy odesłana orczyca już wyszła. - Gdybym wiedziała, wymyśliłabym coś innego. I dzięki, Sovran. Nie tylko Yala to docenia.
Zostawiła go samego, pozwalając mu dojść do siebie. Pewnie wcześniej czy później zajrzy do niego Corin, by sprawdzić, czy elf czegoś nie potrzebuje; skończył z otwartymi wyrazami dziwnej czułości względem niego, ale to nie znaczyło, że przestał o niego dbać.
Potem Vera udała się pod pokład, do Oleny. Przede wszystkim chciała sprawdzić, w jakim stanie jest Yala, ale wnioskując po ataku, jaki kobieta przypuściła na niebieskiego, rana chyba nie była śmiertelna. Kapitan oparła się o ścianę, przyglądając się opatrywaniu szyi i przeżywając nieprzyjemny napływ wspomnień z walki z syreną. Nie było jej na Albatrosie, gdy doszło do schwytania Yali, nie wiedziała więc, czy powinna obwiniać ją za nieostrożność, czy nie dało się temu w żadnym stopniu zapobiec. Grunt, że przeżyła, a oprawca jej i Corina gnił, skuty i skopany, w celi w ładowni.
Gdy felczerka była już wolna i nie miała nikogo innego do opatrzenia, Vera poprosiła o ogarnięcie swojej własnej ręki, która uparcie nie chciała przestać krwawić. Choć wolała nie prosić o pomoc, jednak nie potrafiła poradzić sobie z nią sama.
Dopiero wtedy udała się do ładowni, gdzie przeszła pod celę, by sprawdzić, czy ich więzień jest odpowiednio zabezpieczony. Podejrzewała, że po tym, jak potraktowała go piratka, leży nieprzytomny, albo po prostu nie nadaje się do rozmów. Umberto bawiła się z myślą przesłuchania go jeszcze i wyciągnięcia z niego informacji na temat Kompanii, ale wątpiła, by zdając sobie sprawę z nadciągającej śmierci miał ochotę mówić jej cokolwiek, nawet jeśli będzie bardzo przekonująca. Zresztą, w obliczu nadciągającej inwazji mało to było istotne. Vera pogodziła się już z tym, że będąc kapitanem jednego statku nie pokona kolosa, jakim stała się ta organizacja. Splunęła na niebieskiego przez kraty i poszła szukać Corina.
- Mogę mu zapewnić cierpienie, takie, jakiego on przysporzył tobie - zaoferowała. - Śmierć to za mało za to, co ci zrobił.
Obrazek

Wybrzeże

47
POST BARDA


Vera odegnała zmęczenie, wiedząc, że są jeszcze rzeczy, których musi dopilnować. Poszła za Pogad i pomogła Sovranowi ułożyć się w łóżku, mag z ulgą przyjął poduszkę pod głową. Elf mruczał coś po swojemu, co było zupełnie niezrozumiałe dla obu kobiet i zamilkł dopiero, gdy szorstko upomniała go Pogad, sugerując, iż z pewnością rzuca na nie jakieś paskudne zaklęcia. I choć jej słowa przeczyły jej odczuciom, przed tym, jak wyszła, klepnęła leżącego w ramię w ramach niewypowiedzianej wdzięczności, podziękowań i życzeń powrotu do sił.

Gdy Sovran pozostał sam z Verą, skupił się na niej.

- Nie wiedziałem. - przyznał słabo. - Dotąd... Nigdy, nie tak. - Wyjaśnił urywanymi słowami. - Musiałem. - Zakończył. Musiał wiedzieć, że gdyby nie jego reakcja, nie tak łatwo byłoby uratować Yalę prawie bez szwanku.

Olena skończyła z rannymi. Sprawnie zakładała szwy, a przy pomocy Gerdy, która przygotowywała jej narzędzia, mogła pracować jeszcze szybciej. Vera przyszła, gdy Yala była już gotowa, z opatrunkiem na szyi, kląc na czym świat stoi. Niektóre wyzwiska z pewnością podłapała od Osmara. Przy akompaniamencie wulgaryzmów, również Vera zarobiła parę ciągnących szwów. Według felczerki, to był najlepszy sposób na szybkie zamknięcie rany, choć uciążliwy dla samego pacjenta. Nie została, by porozmawiać dłużej, bo dowiedziawszy się o stanie Sovrana, poszła do jego kajuty, by zbadać i jego, choć najpewniej potrzebny był mu tylko sen.

Więzień żył, ale był na tyle sponiewierany, by jedynie skulić się w rogu celi. Nie był w stanie trzymać przy sobie połamanej ręki, a osoba, która go pętała, zadbała, by pozycja ramion sprawiała mu jak najwięcej bólu. Niebieski tylko łypał w stronę kapitan. Jak przewidywała, nie był rozmowny, nawet po tym, jak został opluty.

Corin był na głównym pokładzie, doglądając marynarzy przy żaglach. Wsparty na biodrach, patrzył na tych, którzy pracowali przy linach. Wiatr im sprzyjał.

- Bardziej na sterburtę! - Pouczał. - Znosi nas, panowie! - Krzyknął, nim zdecydował, że dobrym pomysłem będzie objęcie Very ramieniem. - Co byś mu zrobiła, rybko? - Zagadnął już nieco ciszej. Jego słowa były tylko dla Very. - Zrzucisz go z najwyższego masztu?
Obrazek

Wybrzeże

48
POST POSTACI
Vera Umberto
Choć chętnie porozmawiałaby z Sovranem na temat ograniczeń jego magii, wiedziała, że nie był obecnie w stanie nadającym się na dłuższe dyskusje. Musiał odpocząć, bardziej niż Vera potrzebował pójść spać. Zostawiła go więc samego sobie, tak samo jak później więźnia. Temu drugiemu dała szansę, ale on wolał testować granice jej dobrej woli i proszę, jak skończył. Inna sprawa, że gdyby wyszedł zza Yali, by dobrowolnie opuścić Albatrosa na szalupie, a wtedy Corin by go rozpoznał, jego przygoda z życiem dobiegłaby końca tak samo, niezależnie od złożonych przez kapitan obietnic i słów, jakie chciała przekazać Levantowi.
Yett był chyba jedyną osobą na całym świecie, której przychodziło do głowy, żeby nazywać Verę inaczej, niż jej imieniem, panią kapitan, albo jednym z setek potencjalnych wyzwisk. Przez jej chłodną, wyniosłą fasadę przebił się cień rozbawienia, gdy została objęta i uniosła na oficera swoje ciemne spojrzenie.
- Akurat to mi nie przyszło do głowy - przyznała. - Ale nie, raczej nie. Mógłby wtedy zginąć.
Przesunęła dłonią po plecach mężczyzny, odwracając głowę w kierunku Albatrosa. Statek wyglądał imponująco. I pomyśleć, że zdobyli go prawie bez żadnych ofiar. Mag na pokładzie naprawdę przeważał szalę zwycięstwa mocno na ich stronę. Nie zmieniało to faktu, że elf będzie musiał się nauczyć, kiedy przestać, nie tylko ze względu na wycieńczenie, do jakiego się doprowadził, ale również w kontekście tego, kogo Vera pozwalała torturować, a kogo już nie. No i nie mogli działać w ten sposób za każdym razem; jej ludzie też potrzebowali czasem jakiejś rozrywki, tak jak ona raz na jakiś czas potrzebowała wpaść z ostrzem pomiędzy wrogów.
- Nie wiem. Nie wiem, Corin. Ale kiedy myślę o tym, co działo się z tobą w Karlgardzie, kiedy zostałeś tam sam... o tym, w jakim stanie cię znalazłam, kiedy i mnie wrzucili do tej celi... o tym, że cały czas żyjesz z bólem, z którym nie jestem w stanie ci pomóc - westchnęła. - ...Wtedy chcę wymordować ich wszystkich. Więc zaczęcie od odcięcia rąk temu chujowi, który cię przesłuchiwał, nie brzmi jak najgorszy pomysł.
Zamilkła na moment, ze wzrokiem wciąż utkwionym w Albatrosie.
- Olena zszyła mi tę ranę - powiedziała, żeby przynajmniej on się nie martwił. - Yali też nic nie jest. Sovran śpi.
Obrazek

Wybrzeże

49
POST BARDA


Corin westchnął lekko, przyciągając Verę do siebie na chwilę, tylko po to, by ją ucałować. Nie hamował się z pokazywaniem uczucia już ani trochę.

- Wiem, że się obwiniasz. - Mruknął. - Ale to nie jest twoja wina, ani odrobinę. To ich wina. Zresztą... Mówiłaś coś o mleku od Belli. - Dodał. Być może namyślił się i naprawdę chciał spróbować magicznego specyfiku, który miał reperować kości. - Jeśli ma leżeć w skrzyni i się psuć, równie dobrze mogę spróbować je wypić. Co do tego niebieskiego, jeśli obcięcie mu kończyn i wyrycie swoich inicjałów na czole poprawi ci nastrój, nie będę cię powstrzymywał. - Zasugerował. Sam nie chciał padać się brudną robotą, ale kim był, by zabronić tego Verze? Może wrzaski członka Kompanii ukoiłyby jej wewnętrzny ból?

Albatros kołysał się na falach. Piraci z Siostry i Dłoni zgodnie pracowali, by utrzymać statek na kursie. Choć mniejszy od Siódmej Siostry, ładnie prezentował się na błękicie wód. Dopiero teraz w oczy Verze rzucił się galion, pomalowany na biało przedstawiał ptaka, którego rozpostarte skrzydła ciągnęły się po burtach na dziobie. Był to całkiem ładny okaz rzeźbiarskiego kunsztu, dobrze pasujący do równie białych żagli. Łajba, którą zdobyli, była całkiem zacnym statkiem.

- Boli cię jeszcze? - Zmartwił się Yett. - Widziałem Yalę, odesłałem ją, bo chciała wrócić do żagli. A Sovran... Zajrzę do niego później. Olena powiedziała, że ma dreszcze, jakby gorączkował. - Podzielił się stanem ich maga, nawiązując do diagnozy felczerki. - Oby szybko z tego wyszedł. Musi być w pełni sił na ślub.

- E, kurwa! - Na pokładzie rozległ się gromki głos Osmara, przywracając rozmowy. - A mnie to kto przytuli i ucałuje, co?!

- Chodź! - Zaśmiał się Corin, a kiedy bosman podszedł, zapewne z zamiarem zajęcia miejsca pod drugim ramieniem Corina, oficer po prostu oparł ramię na łysawej głowie krasnoluda.
Obrazek

Wybrzeże

50
POST POSTACI
Vera Umberto
- Tak! Weź je - zgodziła się niemal natychmiast, jak tylko Corin wyraził chęć spróbowania specyfiku z północy. - Możesz jedno mi zostawić, jak masz mieć jakieś wyrzuty sumienia. Jeśli zadziała tylko chwilowo, to i tak na niewiele się zda, dopóki nie popłyniemy na północ po większy zapas. To nie jest niewykonalne, jakby co. To nie problem przecież, żebyśmy co kilka miesięcy odwiedzali Svolvar... pod warunkiem, że wciąż będzie Svolvar do odwiedzenia. Ale co, jeśli ulży ci na dłużej? Musisz spróbować, dla mnie.
Chwilowo publiczne okazywanie uczuć nawet jej tak bardzo nie przeszkadzało; zbliżający się ślub otworzył dla Very nową perspektywę patrzenia na własny związek. Pod warunkiem, oczywiście, że to okazywanie nie było przesadne i ograniczało się do objęcia, czy krótkiego pocałunku. Wciąż nie zamierzała przesiadywać Yettowi na kolanach, czy pozwalać sobie na nie wiadomo jakie czułości przy ludziach.
- Jak będziesz mógł mnie podnieść, to też otworzy nowe możliwości - zachęciła oficera, spoglądając na niego krótko, ale wystarczająco znacząco. Wieczne uważanie na jego biodro na co dzień pozbawiało ich wielu opcji. - Możesz wypić w dzień ślubu, żeby czuć się lepiej.
Zerknęła na swój zakrwawiony rękaw. Nie pomyślała, żeby pójść się przebrać po tym, jak Olena zszyła jej łokieć. Szwy ciągnęły nieprzyjemnie, ale opatrunek trzymał je w miejscu, unieruchamiając rękę Very dużo skuteczniej, niż ten, który nieudolnie założyli z Corinem wcześniej.
- To nic takiego - przeniosła wzrok na zejście pod pokład i po chwili namysłu westchnęła. - Nie, nie mogę. Powiedziałam przy wszystkich, że jest twój, więc jest twój. Po prostu życzę mu wszystkiego, co kurwa na świecie najgorsze. Spierdolone niebieskie chuje z manią wielkości.
Pytanie Osmara sprawiło, że rozpogodziła się nieco i odwróciła do niego.
- Ucałować cię? Ostatnio, jak ci to zaproponowałam, to uznałeś, że do reszty oszalałam - przypomniała mu, zanim wróciła do rozmowy z Yettem. - Wciąż nie ustaliliśmy, kto ma nam tego ślubu udzielić. Musimy poprosić odpowiednią osobę. Ty... znasz więcej ludzi, Corin. Przychodzi ci ktoś do głowy? Ja myślałam o Leobariusie. W teorii wciąż jest kapitanem, a na Harlen nie ma innego prawa, niż morskie. Można potraktować tę wyspę jak pokład jednego, dużego statku.
Obrazek

Wybrzeże

51
POST BARDA
Corin zastanowił się chwilę. Vera wiedziała, że nie uśmiecha mu się zabierać zapasy, gdy nie wiedzieli, czy nie przydadzą się w przyszłości komuś innemu. Podróż do Svolvar była osiągalna, lecz zabierała dużo czasu. Yett oparł policzek o włosy Very.

- Spróbuję. - Obiecał z wahaniem. - W dniu ślubu, będziemy przecież tańczyć całą noc. Teraz już wiem, że potrafisz. - Mruknął z wesołością ukrytą w głosie, na co Osmar parsknął, wyswobadzając się spod ramienia oficera.

- Vera, tańczyć?! A kto wam zagra, co? - Zapytał, wprost, przechodząc przed nich i krzyżując ręce na piersi.

- W załodze Aspy nie było tego tam... Ishana? Tak miał na imię?

- Eshan chyba, taki czarny psubrat. Everamczyk.

- On grał na skrzypcach. - Snuł Yett. - A Silas mówił, że mieli niedługo wrócić. Poprosimy go o parę utworów.

- I wy tak, kurwa, naprawdę będziecie pląsać?! - Kransolud był rozbawiony, aż sięgnął do kieszeni spodni po skrzętnie ukrytą tam piersióweczkę, z której pociągnął dużego łyka. Podał butelkę Verze. Był to krasnoludzki wermut, ten sam, którego pili w Svolvar. - Będę chciał to zobaczyć! Jak nie pierdolnę trupem ze śmiechu, to ja wam ślubu udzielę! A potem będziemy siekać tych niebieskich chujów, aż miło. - Snuł plany na przyszłość.

- Musiałbyś zostać kapitanem, Osmar. Nie damy ci Albatrosa, bo kto będzie nam ogarniał załogę?

- Ale z ciebie sknera, Corin! To co, Leobarius ode mnie lepszy?!

- Też myślałem o Leobariusie. - Przyznał Corin lekko. - Chciałem prosić Huberta, ale... to Hubert. - Zakończył, nie musząc wyjaśniać, dlaczego Hewelion nie wydawał się najlepszym kandydatem do pełnienia poważnego urzędu.

- Tylko nie Aspa, reszta to tam ktokolwiek. - Skwitował Osmar. - Jeden chuj.
Obrazek

Wybrzeże

52
POST POSTACI
Vera Umberto
Na wzmiankę o tańcu Vera zbladła i rzuciła Corinowi oskarżycielskie spojrzenie.
- Nie po to... nie o tym... Wtedy, tam! Jeden raz! Nie będę tańczyć przed całym Harlen, chyba ci coś na głowę siadło - oburzyła się.
Mogła bez wahania skazywać na śmierć całe znienawidzone załogi w niebieskich płaszczach. Mogła zapowiadać najgorsze cierpienia tym, którzy skrzywdzili jej ukochanego i z absolutnym przekonaniem wypowiadać każdy jeden ze swoich rozkazów. Ale były tematy, w których stawała się całkowicie nieporadna i oficer jak na złość musiał przytoczyć taki teraz! To miało zostać między nimi, byli wtedy sami i żaden Osmar, ani nikt mu podobny nie miał wówczas okazji pierdolnąć trupem ze śmiechu! Jeszcze tego brakowało, żeby pląsała przy akompaniamencie kogoś zarzynającego skrzypce, podczas gdy wszyscy będą na nią patrzeć. Nie, nie było takiej opcji, nie istniała taka ilość alkoholu, którą mogłaby wypić, by było jej to obojętne. Zrobiłaby dla Yetta naprawdę prawie wszystko, ale nie kochała go aż tak bardzo, żeby tańczyć przed całym Harlen. Gdyby śpiewali i bawili się wszyscy, wtedy może, może ruszyłaby się z miejsca i na krótką chwilę przestała podpierać ścianę, ale to tyle.
- Sam będzie tańczyć - obruszyła się, przyjmując piersiówkę od krasnoluda.
Zawartość, oczywiście, okazała się bardzo rozczarowująca. Ziołowy posmak, choć przywoływał miłe wspomnienia wieczoru spędzonego w towarzystwie Belli, to sprawił, że Vera skrzywiła się i oddała naczynie właścicielowi.
- Wy mnie obaj chyba, kurwa, równo nienawidzicie - jęknęła i odepchnęła się od Yetta, by odsunąć się zarówno od niego, jak i od bosmana.
Skinęła głową, zadowolona z tego, że zgadzali się w wyborze. Mogli to omówić wcześniej i przy okazji ostatniego spotkania spytać Gregora, czy zechce to dla nich zrobić, ale równie dobrze mogli to zrobić dziś. Czekała ich noc pełna świętowania po udanym rabunku.
- Więc Leobarius. Porozmawiamy z nim jak wrócimy - obróciła rękę, przyglądając się zniszczonemu rękawowi. - Ech. Kolejna koszula do wyjebania. Pójdę się przebrać, odpocznę chwilę, widzę, że sobie radzicie. Muszę się trochę uspokoić. Wkurwił mnie ten niebieski.
Obrazek

Wybrzeże

53
POST BARDA
- Dobrze sobie radziłaś. - Zaprotestował Corin bez kpiny w głosie. Kiedy złapała rytm, pozwoliła się prowadzić i wino rozluźniło jej kroki, kapitan tańczyła całkiem nieźle, przynajmniej w oczach Corina. Z drugiej strony, czy cokolwiek, co Vera robiła, mogłoby mu się nie podobać?

Choć pracujący marynarze podsłuchiwali rozmowę, żaden nie ważył się zaśmiać wprost. Tańcząca Vera była dla nich zbyt abstrakcyjnym obrazem, by włożyli go między rzeczy, które mogły bawić.

- Nie martw się, Corin, ja z tobą zatańczę. - Zoferował wielkodusznie Osmar, czerpiąc z rozmowy więcej radości, niż być może powinien.

- Już wolałbym tańczyć z Sovranem... - Yett uśmiechnął się kącikiem ust, patrząc jednak na Verę, jakby tylko wypatrywał jej reakcji na swoje słowa. Spodziewał się kolejnego przejawu zazdrości. Wprost ją podpuszczał, ale kiedy postanowiła jasno wyrazić swoje przypuszczenia, wypuścił ją z objęć. Nie mógł trzymać miłości na siłę.

- Ha! Ty myślisz, że nasz Smoluch umie, kurwa, tańczyć? - Kransolud zastanowił się całkiem poważnie, przyjmując z powrotem piersiówkę i dla odmiany podając ją Corinowi, którego reakcja zbliżona była do tej verowej. Pozsotawiony sam na sam z wermutem, nie zamierzał zbytnio narzekać. Pociągnął łyk tak duży, że skończył trunek w butelce. - Może się Gerdę na niego napuści?

- Mam wrażenie, że prędzej połamałby jej nogi, niż z nią zatańczył. - Podsunął Yett, opierając się tyłem o reling. Mając wolne ręce, mógł wyciągnąć z kieszeni fajkę i nabić ją zielem. - Tak, Vera, Gregor to najlepszy wybór. Może któraś z dziewcząt mogłaby zszyć ci ten rękaw? Mówiły coś o zatrzymaniu materiałów, żeby poszyć sobie z nich ciuchy. Może warto zapytać? - Podsunął, choć absolutnie nie znał się tak na modzie, jak i krawiectwie. - Wyglądasz na zmęczoną, kochanie. Może musisz się zdrzemnąć.

- Kochanie, phhh! - Bosman parsknął pod nosem. - A dla mnie nawet chędożonych buziaków nie macie!
Obrazek

Wybrzeże

54
POST POSTACI
Vera Umberto
Rzuciła Corinowi zirytowane spojrzenie. Jak chciał tańczyć z mrocznym elfem, to niech sobie z nim i ślub bierze. Nie bawiło jej to ani trochę. Może po prostu musiało minąć nieco więcej czasu, by nabrała do tego dystansu? Wyborny żarcik, panie narzeczony.
- Echo i Raylene prędzej - prychnęła. - Może i Sovran będzie mieć coś od życia. Nie sądzę, żeby dla nich jakiekolwiek znaczenie miało to, kto jest na drugim końcu kuśki. Jeszcze się ucieszą, zawsze to coś nowego w ich rozbudowanej historii łóżkowych doświadczeń.
Nie przepadała za chodzeniem w ubraniach z pozszywanymi dziurami, więc z reguły tych uszkodzonych się zwyczajnie pozbywała i zastępowała je nowymi. Ale nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby komuś innemu oddać rzeczy, których nie nosiła, albo które były zbyt zniszczone jak na jej standardy. Potrafiła cerować żaglowe płótno, gdy była taka konieczność, ale nie bawić się w misterne i wymagające dużo większych umiejętności szycie ubrań. Czy dziewczyny nie uznają tego za uwłaczające, gdy kapitan zaproponuje im rzeczy, których nie potrzebowała? A może ucieszą się, zwłaszcza, że Vera pod swoim styranym płaszczem miała w zwyczaju nosić ubrania zaskakująco wysokiej jakości? Może poodpruwają sobie podarte, czy brudne rękawy, poprzeszywają coś po swojemu...
- Nie bardzo wiem jak im to zaproponować - przyznała cicho, patrząc na rozcięty, zakrwawiony rękaw. - ...Trochę mam takich rzeczy.
Ostatecznie wzruszyła ramionami i postanowiła zająć się tym przy innej okazji. Może jak zatrzymają się na Harlen, jeszcze przed ślubem, zdąży zrobić mały porządek w swojej niedomykającej się już komodzie.
- Pójdę. Ale nie wiem, czy zasnę.
W połowie schodzenia po schodkach zatrzymała się w miejscu i po chwili wahania zawróciła, tylko po to, by podejść do bosmana, złapać go za głowę i złożyć pocałunek na samym jej czubku.
- To ty jesteś moją prawdziwą prawą ręką, Osmar, nie Corin. Pamiętaj o tym. On zdobył swoje stanowisko przez łóżko, w gruncie rzeczy niewiele potrafi.
Poza faktem, że krasnolud był dla Very ważny, nie było w tym ani cienia prawdy, wszyscy o tym wiedzieli, ale przynajmniej mogła pośmiać się w duchu z reakcji na buziaka, którego tak się domagał.
- Pilnujcie, żeby tym razem statki się nie zderzyły, jak było z Mżawką - rzuciła jeszcze przez ramię i zniknęła w drzwiach prowadzących do kwater oficerskich.
Chwilę zajęło jej ściągnięcie z siebie skórzanego napierśnika, a potem brudnej koszuli, zwłaszcza z usztywnioną ręką, ale jakoś sobie poradziła. Przebrała się w świeżą, błękitną, będącą jednym z jej świeżych zakupów z Portu Erola, a potem, po chwili namysłu, postanowiła skorzystać z sugestii Corina i zamknąć oczy na moment. Przeszła do części sypialnianej i położyła się w poprzek na koi, z nogami wciąż opartymi o podłogę. Chciała odpocząć tylko chwilę, uspokoić się po zbędnych emocjach. Wiedziała, że nawet gdyby zasnęła, załoga nie pozwoli jej spać zbyt długo - mieli w zwyczaju chcieć od niego czegoś średnio co kwadrans.
Obrazek

Wybrzeże

55
POST BARDA
- Coś wymyślę, jeśli chcesz. - Zaproponował Corin. Pan Yett, którego wszyscy lubili, łatwiej mógłby wykręcić się czyszczeniem szaf swojej nowej żony, aniżeli rzeczona żona mogłaby oddawać używane rzeczy, z których duża część miała dziury i plamy od krwi.

Osmar nie zawstydził się przez buziaka, ale rozjaśnił jak małe, niezbyt piękne słoneczko.

- Ja to wiem, Vera! Ja wszystko wiem i wszystkiego ci przypilnuję! - Obiecał. - Żaden psubrat ci stateczka nie podrapie!

- Mamy wszystko pod kontrolą. - Zgodził się Corin, ani nie zły przez zdradzieckie pocałunki z krasnoludzką głową, ani przez krzywdzące stwierdzenia. - Odpoczywaj.

***

Vera otworzyła oczy, gdy poczuła zimno, którego nie potrafił powstrzymać nawet ciepły koc, którym z jakiegoś powodu była okryta. Przez moment jeszcze odganiała sen, lecz kolejne mrugnięcia nie pomagały w pozbyciu się lekkiego rozmycia, które zaburzało jej wizję. Nie czuła obok siebie znajomego ciężaru - Corin musiał już opuścić łóżko, o ile w ogóle do niego przyszedł.

Kiedy kapitan rozejrzała się po kajucie, szybko zrozumiała, dlaczego obraz przed jej oczyma był załamany. Pomieszczenie znajdowało się pod wodą. I choć wyglądało tak jak wtedy, gdy zasypiała, nowymi elementami były przepływające gdzieniegdzie kolorowe rybki, falujące wodorosty, a nawet lekko świecące malutkie meduzy, unoszące się w dużej ławicy. Drobniutkie bąbelki uciekały spod wiek skrzyń, z załamań dywanu, ze szpar w komodzie... Przez okno wpadało rozproszone światło, lecz zdawało się, że nie ono było głównym źródłem oświetlenia. Cała kajuta jarzyła się błękitem i zielenią w jakiś niewyjaśniony sposób, a witraż w oknie jedynie nadawał przestrzeni innych, żywszych kolorów: czerwieni, żółci, fioletów. Mimo otaczającej Verę toni, nie miała żadnych problemów z oddychaniem, ale woda stawiała opór jej ruchom. Jej ciało było ciężkie, a mokry koc tym bardziej przygważdżał ją do posłania.
Na fotelu, tym samym, który tak niedawno Corin ubrudził słoną wodą, siedział mężczyzna. Odprężony, podparty na łokciu, wpatrywał się w Verę, jak gdyby tylko oczekiwał jej przebudzenia. Jego czarne włosy rozmywały się w wodzie w aureolę wokół jego głowy, miał ciemną skórę, ciemniejszą jeszcze, niż Sovran, lecz naznaczoną jasnymi liniami, które mieniły się złociście. Podobny wewnętrzny blask bił z jego oczu, ale też ust, wygiętych w lekkim uśmiechu. Padające znikąd promienie odbijały się nie tylko w jego walorach, ale również w łuskach złocistego ogona. Ten, który ją nawiedził, choć z twarzy niebrzydki, miał postać półryby, choć w żadnym stopniu nie przypominał syren, z którymi zdążyła spotkać się Vera. Łuskowaty ogon zaczynał się tuż na linii bioder i ciągnął się długim splotem na podłodze, mieniąc się jak stos złotych monet, kończąc się firanką płetw.

- Wygląda na to, że Vera się obudziła, Fineasie. - Powiedział wesoło nieznajomy, zwracając się do niewielkiej ośmiornicy, która zajmowała drugi fotel. Jego głos podróżował przez wodę bez żadnych problemów, za to Fineas nie odpowiedział, choć poruszył mackami, poprawiając się w siedzeniu.
Obrazek

Wybrzeże

56
POST POSTACI
Vera Umberto
Wyglądało na to, że zasnęła. Bo jak inaczej dało się wytłumaczyć wypełniającą jej kajutę wodę? Tonący statek z pewnością by ją obudził, bo przecież nie spłynąłby na dno spokojnie, bez zamieszania, a w pomieszczeniu nie panowałby nadal taki porządek. To musiał być sen, nawet jeśli zwykle gdy się orientowała, że śni, momentalnie wyrywało ją z powrotem do rzeczywistości. Słyszała o tym, że gdy człowiek skupił się wystarczająco, był w stanie kontrolować w takich okolicznościach wszystko wokół siebie, ale wpatrująca się w przepływającą tuż nad jej głową rybkę Vera nie była w stanie wpłynąć na nic.
Jak się potem okazało, nawet do końca na siebie. Kiedy jej wzrok padł w końcu na siedzącego na fotelu syrena, o ile można było tak nazwać tego dziwnego mężczyznę, automatycznie spróbowała poderwać się z łóżka i sięgnąć po broń. Nie lubiła nieproszonych gości w swojej kajucie, ale kto lubił? Jej reakcja była chyba zupełnie naturalna. Ostatecznie tylko z trudem usiadła, spychając z siebie mokry koc, którym nie pamiętała, by się przykrywała. Uniosła dłoń do góry, wpatrując się w to, jak rozpraszane przez witraż światło nadaje jej urokliwe kolory. Zanim przywitała któregokolwiek z tej dziwnej dwójki, uważnie rozejrzała się po całym pomieszczeniu, podziwiając to, co potrafił stworzyć jej pogrążony we śnie umysł. W końcu przesunęła spojrzeniem po ogonie nieznajomego i przeszło jej przez myśl, że takie łuski byłyby warte dużo, dużo więcej niż te, które zeskrobali z syren. Ogon był piękny, a mężczyzna z twarzy też niezgorszy, choć chyba spędziła ostatnio za dużo czasu z Sovranem, biorąc pod uwagę kolor skóry tajemniczego osobnika z jej snu.
- Vera z całą pewnością nadal śpi - zaprotestowała, przenosząc wzrok na ośmiornicę i zastanawiając się, czy tak, jak Corin zostawił na jednym fotelu ślady po soli, tak ona zostawi ślady po atramencie. Byłoby bardzo szkoda, to były ładne i wygodne meble.
- Czy Fineas mówi? - spytała.
Dziwny to był widok, tak jak dziwna była świadomość oddychania pod wodą. Może sama w tym śnie została syreną? Opuściła wzrok na swoje nogi. Zabawny pomysł; nie miała głosu, którym mogłaby kogokolwiek wabić, jak robiła to Caldwell.
Obrazek

Wybrzeże

57
POST BARDA
Vera nie czuła się, jak gdyby śniła, ale z drugiej strony, czy kiedykolwiek wiedziała o tym przed przebudzeniem? Rybka, na którą chciała wpłynąć, nie poddała się jej woli. Stworzenie żółciutkie jak dojrzała cytryna, lecz dużo bardziej płaskie, łypnęło na kapitan wyłupiastymi ślepkami i odpłynęło w stronę ściany, gdzie zaraz wcisnęło się za regał.

Kapitan mogła sięgnąć po broń, choć ciężki koc utrudniał jej poruszanie. Sejmitar leżał w tym samym miejscu, co zazwyczaj, pozostawiony przy ręku, by móc bronić się w każdej chwili. Mężczyzna, który zajmował Corinowy fotel, nie wydawał się jednak chętny atakować. Wyprostował się, a po chwili wyciągnął rękę do ośmiorniczki, która wdrapał się aż po jego ramię, by tam przysiąść. Fineas miał odcień złota, ale nakrapiany był niebieskimi okręgami.

Obcy zaśmiał się, elegancko zakrywając usta dłonią.

- Pożyczyłem elementy twojego snu, nakryłaś mnie! Musisz wybaczyć mi tę zuchwałość. - Poprosił, a odpychając się od fotela, przedryfował w toni te parę metrów, by ostatecznie opaść ku podłodze i oprzeć się na ramionach u skraju łóżka. Złączywszy ręce przed sobą, znów podparł na nich brodę. Jego złoty ogon spoczął na dywanie. - Musiałem stworzyć dogodne warunki dla naszego spotkania. Fineas mówi, ale nie wszyscy potrafią go usłyszeć, obawiam się, że dzisiaj będziesz mogła rozmawiać tylko ze mną. Domyślasz się, kto mnie wysłał, Vero?

Choć kapitan liczyła na rybi ogon, nawet we śnie musiała zadowolić się swoimi dwiema ludzkimi nogami. Nic nie wskazywało na to, że mogłaby zostać syreną.
Obrazek

Wybrzeże

58
POST POSTACI
Vera Umberto
Z lekkim niepokojem obserwowała podpływającego do niej mężczyznę, ale ostatecznie nie sięgnęła po broń. Co najgorszego mogło się jej stać? Mogła się obudzić? We śnie raczej nic jej bezpośrednio nie groziło, prawda? Nawet jeśli, to pod wodą i tak była mniej skuteczna, niż ktoś, kto posiadał łuskowaty ogon i czuł się tam jak... cóż, ryba w wodzie.
Do końca nie potrafiła przyjąć do wiadomości tego, co mówił do niej jej nietypowy gość. A więc to nie był tylko sen, wytwór jej wyobraźni? Jakaś istota postanowiła wykorzystać znajome jej elementy tylko po to, by pojawić się w jej podświadomości i do niej przemówić? Jakoś ciężko było jej w to uwierzyć. Przepowiednie i inne takie zwykle przytrafiały się osobom ważnym, istotnym dla świata, mającym na niego jakikolwiek wpływ. Wizje z przesłaniami od bogów miała ta widząca, o której głośno było swego czasu wszędzie, jak jej tam było... Maria Elaria? Vera nie była widzącą. Żyła sobie swoim życiem, dalekim od światowych kryzysów, wojen i politycznych rozgrywek, ze swoją załogą i jednym statkiem. Skupiała się na próbowaniu rumu z różnych stron świata i wydawania zrabowanego złota na złoto innego rodzaju, takie, którym mogła się obwiesić. Czego mogły chcieć od kogoś takiego siły wyższe?
- Nie domyślam się - odpowiedziała, wstając z łóżka.
Zrobiła kilka kroków w tę i z powrotem obok łóżka, przyglądając się, jak pod wodą zachowują się jej ubrania i włosy, a potem wyminęła ogoniastego i przeszła do jednego ze swoich wysokich okien, by wyjrzeć na zewnątrz. To mógł być bardzo uroczy widok, tak jak urocze było wszystko, co znajdowało się w jej kajucie. Niezależnie od tego, co mówił syren, Umberto wciąż była przekonana, że to tylko zwykły sen.
- Może Ul? - spróbowała zgadnąć. - Gdyby którykolwiek z bogów miał mieć świadomość mojego istnienia, to byłby on. A może Sulon? Przynosisz mi przepowiednię od Sulona?
Obróciła się z powrotem do mężczyzny - o ile mogła go tak w ogóle nazywać.
- Wiesz, jak ja mam na imię. Ty też mógłbyś się przedstawić.
Obrazek

Wybrzeże

59
POST BARDA
Mężczyzna nie powstrzymywał Very, choć obserwował jej ruchy. Nie wydawało się jednak, iż spodziewa się ataku. Byli w jego domenie, w świecie, który prawdopodobnie sam stworzył, choć korzystał z inspiracji zawartych w głowie Very. Pozwolił kapitan swobodnie eksplorować.

Z każdym krokiem woda stawiała mniejszy opór, aż ostatecznie ten nie był wcale odczuwalny, choć ubrania, włosy i świat dookoła zachowywały się tak, jakby wciąż umiejscowione były na dnie morza. Wokół Very zatańczyły bladoróżowe meduzy, gdy patrzyła za okienko: jak okiem sięgnąć, przestrzeń wypełniała woda. Nie było widać ani dna, ani tafli, ale rozmyte promienie światła przebijały się znikąd, oświetlając kolorowe ryby, które przepływały nieopodal uwięzionego w bezczasie statu. Gdzieś daleko przepływał ogromny waleń, a bliżej, w linii, w swoją stronę zmierzały morskie żółwie. Pojedyncze długie wstęgi wodorostów falowały w toni, przeplatając się z bąbelkami. Był to widok, którego Vera szybko nie zapomni.

Kiedy wróciła wzrokiem do mężczyzny, nie był on już pół-rybą. Demon stał wyprostowany na dwóch zupełnie ludzkich nogach, wyższy jeszcze, niż Corin, z zupełnie naturalną, jasną skórą bez zdobień, ubrany w biały kubrak przeszywany złotymi nićmi. Prezentował się jak oficer jakiejś nieznanej, wymyślonej marynarki żeglującej po dalekich morzach. Tylko Fineas na jego ramieniu pozostał stałym elementem.

- Zgadłaś za pierwszym razem, Vero. - Uśmiechał się mężczyzna. - Moim panem jest Ul i wysłał mnie do ciebie z posłaniem. Okiełznałaś fale, przyjaciółko. Zwróciłaś jego uwagę. - Zdradził, w szacunku pochylając lekko głowę. - Możesz mi mówić Ferbius. Mój pan ma dla ciebie propozycję, którą, jak mniema, mogłabyś rozważyć.
Obrazek

Wybrzeże

60
POST POSTACI
Vera Umberto
Widok był... oszałamiający. Vera nigdy dotąd nie znalazła się pod wodą na tyle długo i w miejscu na tyle urokliwym, by zobaczyć cokolwiek ciekawszego, niż mniej lub bardziej ozdobne kamienie, albo brudną wodę zatoki na Harlen. Skąd więc brały się w jej wyobraźni takie obrazy? Wyciągnęła dłoń w stronę jednej z świecących własnym światłem meduz, ale nie dotknęła jej. Słyszała kiedyś, że zetknięcie się z ich parzydełkami może być bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem, choć poza jakąś jedną, zdechłą, leżącą na plaży na Archipelagu nie spotkała się z żadną.
Przez chwilę stała w oknie, z nieukrywanym zachwytem wpatrzona w to, co rozgrywało się na zewnątrz, w przepływające żółwie i ogromną sylwetkę walenia. Słodki Ulu, jak bardzo marzyła o tym, by nie zapomnieć tego snu zaraz po przebudzeniu! Rzadko zapamiętywała cokolwiek, ale ten widok... ten widok będzie pielęgnować w sobie tak długo, jak będzie w stanie. Jeśli naprawdę tak wyglądały głębiny, to szczerze żałowała, że spędza całe swoje życie na powierzchni.
Zmiana postaci tego kogoś, kto postanowił odwiedzić jej sen, nieco ją zdziwiła. Przesunęła spojrzeniem po całkiem imponującej sylwetce, zatrzymując je na jasnej nagle twarzy. Lubiła wysokich mężczyzn, nie dało się ukryć. Ale jeśli mówił prawdę i nie był wytworem jej wyobraźni, pochodził od Ula, był więc demonem, tak? Bogom służyły demony, nieważne jak dobrze by nie wyglądały. Z demonami nie zawiązywało się paktów.
- Jak setki innych. Dlaczego ja? - odpowiedziała cicho, przenosząc wzrok na ośmiornicę i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Czy była ona dla owego Ferbiusa takim towarzyszem, jak małpka dla Heweliona? Jak ona się w ogóle nazywała? Zupełnie zapomniała.
- Więc... przychodzisz od Ula. Po co? Czego bóg mógłby ode mnie chcieć? Nie jestem nikim ważnym.
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”