POST BARDA
Nikt nie zauważył niepocieszenia Very, wynikającego z tego, że uratowali nie tych, których zamierzała. Dla byłych więźniów nie miało znaczenia, czy kapitan była zadowolona, czy nie. Zrzucenie kajdan pozostawało wystarczające w sytuacji, gdy wcześniej stracili nadzieję. Umberto i Hewelion na nowo im ją podarowali. Żaden z nich nie zamierzał żałować ani niebieskich płaszczy, ani ludzi, którzy dla nich pracowali, choćby byli przypadkowymi majtkami, nie mającymi o niczym pojęcia. Prawdziwym łupem dla nich była odzyskana wolność, więc również skrzynie pozostały poza ich zainteresowaniem, były do podzielenia przez załogi.
- Vera. Krwawisz. - Corin podsunął mimochodem, ale nie był w stanie zrobić niczego, by jej z tym pomóc. Sam wyszedł z bitki bez szwanku.
Yoh-Ghurt skinął głową, przyjmując propozycję Very, zamierzał udać się z nią na Siostrę. Wszystkie wskazówki dotyczące możliwej zdrady były na wagę złota, choćby były to zdarte z kamienic plakaty lub krzywo namalowane mapy.
- Przyrzekam, że znajdę i zabiję zdrajców. - Oświadczył uroczyście ork. - Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię dla kapitana Leobariusa!
- To bardzo szlachetne z twojej strony. - Skomentował Hubert, kierując się za Verą, na górny pokład. - Ale teraz chodź, odpocznij. Zasłużyłeś, przyjacielu. Na zemstę przyjdzie czas.
Na górnym pokładzie powoli się uspokajało. Marynarze obrabiali ostatnie zwłoki, przeszukując kieszenie, ściągając kosztowności i wyrywając co bielsze, bardziej zdrowe zęby, które, jak zdradził Hewelion, można było sprzedać protetykom za pokaźną kwotę. W równym rzędzie ułożono również tych, których załogi straciły tego dnia - na przeszło czterdziestu zabitych pracowników Kompanii, życie straciło ledwie sześciu piratów z obu załóg. Labrus pojawił się na Albatrosie, z małpką Kiki na ramieniu, z zestawem do szycia ran w rękach, by sprawnie udzielić pomocy każdemu, kto wymagał szybkiej reakcji. Podobnie zachowywała się Olena, a asystowała jej Gerda, która najwyraźniej chciała podpatrzeć umiejętności koleżanki i do czegoś się przydać.
- Prawie gotowe! - Krzyknął Osmar, gdy zobaczył kapitanów. - Te kozie bobki obwiesiły się kosztownościami jak kurwa po wypłacie! Smoluch zgarnął trochę dla siebie, ale chyba zasłużył. - Krasnolud wskazał na Sovrana, który siedząc na schodkach nadbudówki na rufie, podziwiał w słońcu blask zatkniętych na palce pierścieni. Na głowie miał ładny, aksamitny kapelusz, zwinięty któremuś z wyżej postawionych trupów. - Potrącę mu za to z doli.
Ludzie Heweliona, pod przewodnictwem Samaela, wrzucili do wody ostatniego niebieskiego płaszcza. Zwłoki z pluskiem wylądowały w morzu. Na pokładzie zostały tylko ciemne plamy krwi.
- To ostatni! - Sam otarł czoło. - Kapitanie, za pańskim pozwoleniem, chcielibyśmy pomóc Siódmej Siostrze żeglować Albatrosem.
- Udzielam. Sam, odpowiadasz za naszych. Pogad dowodzi.
- Tak jest!
- Hubercie, na miłość Osureli... - Labrus pojawił się znikąd z kawałkiem czystej szmatki, który przycisnął do policzka Heweliona. Małpka zgrabnie przeskoczyła na ramię właściciela.