Wybrzeże

31
POST BARDA


Nikt nie zauważył niepocieszenia Very, wynikającego z tego, że uratowali nie tych, których zamierzała. Dla byłych więźniów nie miało znaczenia, czy kapitan była zadowolona, czy nie. Zrzucenie kajdan pozostawało wystarczające w sytuacji, gdy wcześniej stracili nadzieję. Umberto i Hewelion na nowo im ją podarowali. Żaden z nich nie zamierzał żałować ani niebieskich płaszczy, ani ludzi, którzy dla nich pracowali, choćby byli przypadkowymi majtkami, nie mającymi o niczym pojęcia. Prawdziwym łupem dla nich była odzyskana wolność, więc również skrzynie pozostały poza ich zainteresowaniem, były do podzielenia przez załogi.

- Vera. Krwawisz. - Corin podsunął mimochodem, ale nie był w stanie zrobić niczego, by jej z tym pomóc. Sam wyszedł z bitki bez szwanku.

Yoh-Ghurt skinął głową, przyjmując propozycję Very, zamierzał udać się z nią na Siostrę. Wszystkie wskazówki dotyczące możliwej zdrady były na wagę złota, choćby były to zdarte z kamienic plakaty lub krzywo namalowane mapy.

- Przyrzekam, że znajdę i zabiję zdrajców. - Oświadczył uroczyście ork. - Choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię dla kapitana Leobariusa!

- To bardzo szlachetne z twojej strony. - Skomentował Hubert, kierując się za Verą, na górny pokład. - Ale teraz chodź, odpocznij. Zasłużyłeś, przyjacielu. Na zemstę przyjdzie czas.

Na górnym pokładzie powoli się uspokajało. Marynarze obrabiali ostatnie zwłoki, przeszukując kieszenie, ściągając kosztowności i wyrywając co bielsze, bardziej zdrowe zęby, które, jak zdradził Hewelion, można było sprzedać protetykom za pokaźną kwotę. W równym rzędzie ułożono również tych, których załogi straciły tego dnia - na przeszło czterdziestu zabitych pracowników Kompanii, życie straciło ledwie sześciu piratów z obu załóg. Labrus pojawił się na Albatrosie, z małpką Kiki na ramieniu, z zestawem do szycia ran w rękach, by sprawnie udzielić pomocy każdemu, kto wymagał szybkiej reakcji. Podobnie zachowywała się Olena, a asystowała jej Gerda, która najwyraźniej chciała podpatrzeć umiejętności koleżanki i do czegoś się przydać.

- Prawie gotowe! - Krzyknął Osmar, gdy zobaczył kapitanów. - Te kozie bobki obwiesiły się kosztownościami jak kurwa po wypłacie! Smoluch zgarnął trochę dla siebie, ale chyba zasłużył. - Krasnolud wskazał na Sovrana, który siedząc na schodkach nadbudówki na rufie, podziwiał w słońcu blask zatkniętych na palce pierścieni. Na głowie miał ładny, aksamitny kapelusz, zwinięty któremuś z wyżej postawionych trupów. - Potrącę mu za to z doli.

Ludzie Heweliona, pod przewodnictwem Samaela, wrzucili do wody ostatniego niebieskiego płaszcza. Zwłoki z pluskiem wylądowały w morzu. Na pokładzie zostały tylko ciemne plamy krwi.

- To ostatni! - Sam otarł czoło. - Kapitanie, za pańskim pozwoleniem, chcielibyśmy pomóc Siódmej Siostrze żeglować Albatrosem.

- Udzielam. Sam, odpowiadasz za naszych. Pogad dowodzi.

- Tak jest!

- Hubercie, na miłość Osureli... - Labrus pojawił się znikąd z kawałkiem czystej szmatki, który przycisnął do policzka Heweliona. Małpka zgrabnie przeskoczyła na ramię właściciela.
Obrazek

Wybrzeże

32
POST POSTACI
Vera Umberto
Upomniana przez Corina, znów zerknęła na swój łokieć.
- Wiem. Ale to nic takiego. Muszę unieruchomić rękę na chwilę, inaczej nigdy nie przestanie - przeciągnęła dłonią po zakrwawionej skórze. Rana nie była poważna, nie zamierzała nawet zawracać nią głowy felczerce, sama mogła owinąć ją sobie czystą szmatką. Uniosła na oficera uspokajające spojrzenie. - Nic mi nie jest.
Oboje byli nieco bardziej zestresowani potencjalnym niepowodzeniem, niż zwykle. Gdyby teraz, na kilka dni przed planowanym ślubem, coś poszło nie tak, Umberto chyba by się nie pozbierała. Całe szczęście, że Yett wyszedł z walki bez szwanku. I jakoś nie widziała problemu w fakcie, że przed chwila z zimną krwią kazała wymordować całą załogę, tylko dlatego, że przynależała do organizacji, za którą nie przepadała, a zaraz zamierzała celebrować miłość i szczęście ze swoim wybrankiem u boku. Trzeba było przyznać, że Vera Umberto miała dość kreatywne podejście do ogólnopojętej moralności.
- Mmm - mruknęła z zadowoleniem, słysząc deklarację orka. - O tym też możemy później porozmawiać.
I choć kusiło ją, by zaprosić go do załogi już teraz, Hewelion miał rację. Trzeba było najpierw dać mu szansę na odpoczynek i regenerację. Na spotkanie z kapitanem, wobec którego wciąż był lojalny. Potem będą martwić się tym wszystkim, na razie ta niekonkretna sugestia powinna wystarczyć.
Główny pokład wyglądał dużo lepiej bez zaściełających go ciał, choć plamy krwi wciąż nieco psuły ten obraz. Vera zatrzymała się na moment na środku i zmierzyła spojrzeniem wszystko, co działo się wokół niej: ostatnie zwłoki wrzucane do wody, dziewczyny zajmujące się rannymi, piratów, którzy zginęli i zachwycającego się pierścieniami Sovrana. Uśmiechnęła się pod nosem na jego widok.
- Nie trzeba - odpowiedziała Osmarowi, wciąż wpatrując się w mrocznego. - Nie wiem, ilu więcej byśmy stracili, gdyby nie on. Odwalił kawał dobrej roboty. Niech już ma.
Dopiero słowa Samaela sprawiły, że oderwała wzrok od elfa, przenosząc go na rogatego. Dobrowolnie pchał się pod dowodzenie Pogad? Biedna orczyca pewnie marzyła o tym, żeby odpocząć sobie od diabelstw i innych dziwolągów - słowo, które Sovran bardzo polubił - ale życie chyba próbowało jej coś udowodnić.
- Wracajmy - zadecydowała, gdy Labrus już skończył ścierać krew z policzka Heweliona. Odpięła z pęku klucz od łańcucha i rzuciła go małpce; choć nie przepadała za tymi zwierzętami, małpkę Huberta nawet względnie polubiła i czasem przynosiła jej różne błyskotki, które drugi kapitan potem uparcie i cierpliwie jej oddawał. Była ciekawa, co musiałaby od Very dostać małpka, żeby Hubert jej tego nie zwrócił. Nie licząc jedzenia, naturalnie. - A przynajmniej, tak jak mówiłeś, odpłyńmy z głównego szlaku. Myślę, że nie ma po co tu dłużej siedzieć. Rozłączamy statki i płyniemy na Harlen.
Obrazek

Wybrzeże

33
POST BARDA
Małpka chętnie przyjęła klucze. Hewelion miał mieć głośne parę kolejnych minut, gdy zwierzątko potrząsało pękiem, ciesząc się z brzęczenia. Vera na szczęście nie musiała tego słuchać, bo wybrała się na Siostrę, gdy Hubert wraz z pupilem wrócił na Dłoń. Tylko spojrzenie z dezaprobatą że strony Labrusa dowodziło, że nie był to najlepszy prezent.

Dłoń obiła pierwsza. Byli w niesprzyjającej pozycji, dziobem do skał i wycofywali powoli, oddalając się od złączonych Siostry i Albatrosa, by nie naruszyć żadnej z jednostek i nie wpaść na skały. Wymagało to sporych umiejętności i doświadczenia, którym mogli pochwalić się tylko wytrawni marynarze. Szczęśliwie tacy znaleźli się w załodze Huberta.

Vera miała czas, by wrócić na swój statek i obwiązać swoją ranę. Ledwie jednak skończyła opatrunek, gdy z Albatrosa dobiegło ich zamieszanie. Podniesione głosy marynarzy z kupieckiego statku kazały Verze zainteresować się rozgardiaszem.

- Wołajcie kapitana! - Krzyczał męski głos.
Obrazek

Wybrzeże

34
POST POSTACI
Vera Umberto
Obwiązanie własnego łokcia wbrew pozorom nie należało do najprostszych zadań, więc jeśli wrócił z nią Corin, poprosiła go o pomoc. W innym przypadku próbowała złapać początek opatrunku przyciskając rękę do biurka. Nie narzekała, bo to naprawdę nie było nic poważnego. Nawet gdyby nie wróciła do kajuty po bandaż, nie wykrwawiłaby się przecież z tak płytkiej rany. Piekło bo piekło, ale nie taki ból Vera już nauczyła się znosić. Odpięte od przedramion karwasze leżały na blacie obok niej, a brudny od krwi sejmitar oparty stał o podłogę, gdy ona sama z zadowolonym westchnięciem opadła na krzesło.
Nie było jej dane dłużej odpocząć. Krzyki zmusiły ją do poderwania się i chwycenia broni. Co do diabła? Wydawało się jej, że pozbyli się już na Albatrosie wszystkich potencjalnych problemów i wyrzucili je potem przez burtę, ograbione z wartościowych przedmiotów. Raczej nie zbliżał się do nich nikt, przed kim musieliby natychmiast uciekać, bo wtedy usłyszałaby zamieszanie także z pokładu Siódmej Siostry. Znaleźli coś jeszcze? Kogoś? Może w kajucie kapitańskiej? Vera tam w końcu nie zajrzała.
Wypadła z kwater oficerskich i sejmitarem w dłoni dopadła do relingu, tuż obok trapu łączącego statki. Była już gotowa na to, że opatrunek do niczego się ostatecznie nie przyda, bo będzie musiała znów walczyć. Z drugiej strony, nie słyszała szczęku broni.
- Co się dzieje? - spytała głośno, schodząc na Albatrosa, jeśli widziała taką konieczność. - Mieliśmy odpływać.
Obrazek

Wybrzeże

35
POST BARDA
Vera miała problem nie tylko z obandażowaniem rany, nawet z nieocenioną pomocą Corina. Rana ciągle krwawiła i szmatka, której użyła w charakterze opatrunku, szybko przemokła czerwienią. Jakikolwiek ruch nie wpływał dobrze na wciąż otwierające się cięcie. Nie było poważne, ale zdecydowanie uciążliwe.

Verze nie dane było odpoczywać długo, gdy ostatecznie siadła w swojej i Corina kajucie. Jej oficer wyszedł, by dopilnować razem z Osmarem bezpiecznego rozłączenia statków. Coś jednak zdecydowanie poszło nie tak. Może Vera i Hewelion czegoś nie dopatrzyli? A może pozostawienie Pogad z Samaelem było kiepskim pomysłem..?

Nie było szczęku broni, choć piraci mieli ją obnażoną. Tak Corin, jak i inni, ci, którzy byli na Siostrze, jak i ci na Alhatrosie. Był jednak ktoś jeszcze - niebieski płaszcz, którego ominęli, w okolicy nadbudówki statku, wypełzł z miejsca, w którym się chował. Co gorsza, miał nóż przytknięty do szyi Yali, którą wziął za zakładnika. Piraci go otaczali, ale nie śmieli atakować.

- Gdzie jest kapitan?! - Wrzeszczał niebieski. - Żądam szalupy! Odpowiecie za swoje zbrodnie!
Obrazek

Wybrzeże

36
POST POSTACI
Vera Umberto
Może jednak powinna zajść do Oleny po pomoc z tą raną? Nie lubiła wymagać leczenia, szycia i opatrywania przez innych. Nie podobało się jej to tak samo wtedy, gdy po spotkaniu z Anną Caldwell dochodziła do siebie z ciężkich obrażeń, jak i teraz, kiedy miała tylko małe, irytujące draśnięcie. Trudno, pójdzie do felczerki później, jak ta już skończy z pomaganiem wszystkim pozostałym. Może zszycie, albo porządniejsze unieruchomienie ręki sprawi, że przestanie krwawić.
To jednak był problem dla przyszłej Very, bo obecna musiała radzić sobie z nowym, niespodziewanym kryzysem. Pluła sobie w brodę, że nie poszła jednak do tej kajuty kapitańskiej, by sprawdzić ją osobiście. Mogłaby dobić gościa, zanim ten narobił im wszystkim kłopotów. Na widok ostrza przyciśniętego do szyi Yali, oczy kapitan zwęziły się niebezpiecznie, ale nie mogła z tym nic w tej chwili zrobić. Sovran? Sovran by im się teraz przydał. Szybkie wykręcenie nadgarstka na odległość, by niebieski wypuścił sztylet, a potem dobiliby go pozostali. Ale elf mógł wykorzystać resztki swojej mocy na zabawy w torturowanie poprzedniego, Umberto wolała więc zakładać, że nie ma takiej możliwości. Szybko odszukała go spojrzeniem na wszelki wypadek, choć nie oczekiwała zbyt wiele.
- Tu jest kapitan - odpowiedziała głośno, po czym ostentacyjnie, tak, by mężczyzna to widział, odłożyła sejmitar obok siebie.
Uniosła ręce w górę w pokojowym geście i ruszyła powoli w stronę niebieskiego i Yali, najpierw po trapie w dół, na Albatrosa, a później po pokładzie drugiego statku.
- Dobrze. Dostaniesz szalupę - zgodziła się niemal natychmiast. - Ale jeśli cokolwiek jej zrobisz, wylądujesz martwy za burtą szybciej, niż zdążysz wymówić nazwę swojej wspaniałej Kompanii.
Skinęła głową w kierunku swoich ludzi, by zaczęli przygotowywać łódkę dla ich niespodziewanego kompana.
- Widzisz? Zostaw ją, to wypuścimy cię. Mamy już czego chcieliśmy, nie potrzebujemy jeszcze jednej ofiary. Kilku twoich już odpłynęło, chciałam dać im szalupę, ale wyskoczyli bez niej, płynąć wpław do brzegu. Może pozbierasz ich po drodze? - uśmiechnęła się chłodno. - A może ty znasz Hectora Levanta, przyjacielu?
Obrazek

Wybrzeże

37
POST BARDA
Mężczyzna, który pochwycił Yalę, był odrobinę niższy od załogantki Very, przez co łatwo było mu schować się za jej ciałem, użyć jej jako tarczy przeciwko otaczającym go piratom. Wszyscy z obnażonymi szablami, tylko czekali na rozkaz Very. Większość była obecna na Siostrze i Albatrosie, ale nie Sovran. Wyczerpany ćwiczeniem swoich bojowych umiejętności mag musiał udać się na spoczynek. Umberto musiała radzić sobie sama.

- Zamknij się! - Syczał niebieski do Yali, która musiała rzucać ku niemu jakimiś niewybrednymi komentarzami. Zachowywała spokój, choć sytuacja była dla niej nieciekawa. Jedno pociągnięcie mogło rozerwać jej tchawicę, a może nawet i jakieś większe naczynia. Olena nie potrafiła sobie z tym poradzić na czas, być może nawet Weswald i Mute'lakk mieliby problem.

Mężczyzna wydał się zadowolony z faktu, że kapitan współpracuje, ale nie opuścił gardy. Wręcz przeciwnie, przycisnął nóż jeszcze mocniej, gdy Vera zeszła na Albatrosa i zbliżała się ku niemu, między swoimi ludźmi. Yala zmuszona była unieść pobródek.

- Nie boję się was! - Straszył niebieski płaszcz. - Jeśli mam tu umrzeć, umrę na chwałę Ula! Szykuj szalupę! - Przypomniał. Yala syknęła, ostrze dotykało jej skóry. - Skąd mam wiedzieć, że nie zestrzelicie mnie po tym, jak wsiądę do szalupy?! Zabieram tę dziwkę ze sobą! - Oświadczył. Odsunął się o kilka kroków, w stronę szalupy, ciągnąć za sobą zakładniczkę. Tylko wspomnienie Levanta chwilowo wytrąciło go z rytmu kroków. - Admirał dobierze wam się do skóry!
Obrazek

Wybrzeże

38
POST POSTACI
Vera Umberto
Vera bardzo nie chciała stracić Yali w tak głupi sposób, więc wznosiła się na wyżyny swoich umiejętności negocjacji, choć te nie należały do najlepszych. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, szukając sposobu na rozwiązanie tego problemu bez rozlewu krwi, a przynajmniej krwi swojej załogantki. Ostatni żywy niebieski płaszcz robił co mógł, by ocalić swoje nędzne życie i w gruncie rzeczy dobrze go rozumiała, ona pewnie zachowywałaby się podobnie, ale nie sprawiało to, że nienawidziła go mniej. Do tego groził jej człowiekowi. Grabił sobie.
- I co potem? Kto komu poderżnie gardło na tej szalupie? Nie oddam życia swojej załogantki za twoje. Ni chuja nigdzie jej nie zabierasz.
Gdy nazwał Levanta admirałem, kąciki ust Very mimowolnie uniosły się w nieznacznym uśmiechu. Więc wiedział, o kim mowa. Dobrze. Powoli opuściła ręce i oparła je na biodrach, choć nie podchodziła do mężczyzny bliżej, by nie sprowokować go do działania, którego wszyscy by żałowali.
- Opuśćcie broń - poleciła zebranym na Albatrosie piratom. - Pan niebieski znajomością z naszym drogim Levantem załatwił sobie właśnie bilet na wolność, bo kapitan Umberto bardzo chce przekazać mu wiadomość.
Poczekała, aż dookoła zapanuje nieco mniej agresywna atmosfera i wyciągnięte ostrza zostaną pochowane z powrotem. Sama nie odrywała spojrzenia od sztyletu, opartego o szyję Yali. Ze wszystkich broni obecnych na statku, najbardziej zależało jej na zniknięciu właśnie tej.
- Mam łuczniczkę, która przez czas naszej rozmowy ustawiała się na pozycji - powiedziała spokojnie, sama wierząc w to, że mówi prawdę. - Nie czekałaby, aż znajdziesz się na szalupie poza Albatrosem, żeby cię zastrzelić. Nie ma znaczenia, że chowasz się za Yalą, nie zdążyłbyś nawet ruszyć tym swoim nożem. Nigdy nie pudłuje. Ale teraz nikt ci nic nie zrobi - rozłożyła ręce. Nastrój z pewnością nadal był nerwowy, ale jeśli posłuchali jej rozkazu, nikt już otwarcie nie groził niebieskiemu. No, może poza Yalą. - Pod warunkiem, że ty nic nie zrobisz jej. Wypuść ją.
Podeszła do szalupy i zapraszającym gestem wskazała mężczyźnie drewnianą ławkę w środku. Mówiła zupełnie poważnie, tym razem to nie był żaden podstępny plan, choć początkowo faktycznie zakładała, że zastrzelą go jak tylko łódź dotknie wody - a potem wciągną ją sobie z powrotem. Teraz Vera była w pełni otwarta na serdeczne pożegnanie.
- Możesz zrobić, to co mówię, albo dostać strzałę w skroń. Innych alternatyw nie masz. Oferta jest ważna trzy sekundy. Nie należę do cierpliwych.
Obrazek

Wybrzeże

39
POST BARDA
- Sama go zajebię, kapitanie! - Syczała nienawistnie Yala, choć nie mogła zrobić wiele w swojej nieciekawej sytuacji. Niebieski płaszcz trzymał ją tak pewnie, jakby już miał wprawę w grożeniu nożem niczego nie spodziewającym się pannom.

- Zamknij buźkę, obiecuję, że Kompania poużywa sobie na tobie, zanim cię zabijemy! - Mężczyzna podtrzymywał dialog z piratką. Trzymał się przodem do Siódmej Siostry. Jeśli Irina miała go na celu, jego pozycja utrudniała zadanie. Niełatwo będzie go zestrzelić bez uszkodzenia Yali. - Nie powstrzymasz mnie, ona idzie ze mną! - Oświadczył, nie zgadzając się na warunki Very. Z jakiegoś powodu wciąż sądził, że jest górą, choć otaczały go dziesiątki piratów.

Obecni na Albatrosie, również ci z załogi Heweliona, opuścili zgodnie broń. Nie wahali się wykonywać rozkazów Very bez dyskusji. Ostatnim, czego potrzebowali, to podkopanie jej autorytetu. I choć ostrza zostały pochowane, nic nie stało na przeszkodzie, by wyciągnąć je w przeciągu chwili.

- Jesteś gotowa zaryzykować życiem załogantki, Umberto?! - Niebieski kpił z Very, która mogła obserwować, jak jego kolejne szarpnięcie narusza skórę na szyi Yali. Opasła, ciemna kropla krwi spłynęła po jej szyi. - Zabieram ją ze sobą! Może przekażę wiadomość admirałowi, ale ja też muszę coś z tego mieć! Albo oddaj mi jednego ze swoich diabłów, pokażę panu Levantowi, co tu chowacie! Wszystko słyszałem! Wybieraj, Umberto! Ona albo diabeł!
Obrazek

Wybrzeże

40
POST POSTACI
Vera Umberto
Cóż. Mówiąc, że nie należy do osób cierpliwych, mówiła całkowitą prawdę. Plan wypuszczenia mężczyzny z wiadomością do Levanta znikł równie szybko, co się pojawił. Vera wpatrywała się w niego wściekle zmrużonymi oczami, słuchała gróźb, jakie rzucał Yali i pogardliwych komentarzy, jakie miał w odpowiedzi dla stojącej przed nim kapitan. Słuchała i w wyobraźni widziała już, jak zwija się w bólu pod wpływem łamiących umysł czarów Sovrana. Och, jak żałowała w tej chwili, że sama nie posiada takich zdolności! Niebieski w dwóch uderzeniach serca klęczałby przed nią i zlizywał jej sól z butów, gdyby sobie tego zażyczyła.
Spływająca po szyi Yali kropla krwi zbyt mocno skojarzyła się jej z Anną Caldwell, trzymającą szpon na szyi Corina, a to wystarczyło, by z powrotem obudzić w Verze furię, która po pierwszym ataku zdążyła się już uspokoić.
A więc wybierał śmierć.
- Dobrze - odpowiedziała powoli, głosem tak lodowatym, jak północne wody. - Dostaniesz swojego diabła.
Widziała, że Sovran był zmęczony, widziała krople potu na jego czole, ale liczyła na to, że jedno małe zaklęcie będzie w stanie z siebie wykrzesać. Tylko jedno, niewielkie, kości w dłoni nie należały do dużych i grubych, więc połamanie ich nie powinno kosztować go dużo wysiłku, prawda? Niebieski sam się prosił.
- Przyprowadźcie mi Sovrana - poleciła do kogoś, kto akurat stał obok. Nie zwróciła nawet uwagi na to, kto to był, bo nie odrywała spojrzenia od tamtej dwójki. Do którego z bogów powinna składać teraz modły? Do Sulona? Czy Sulon, jako stwórca elfów, czuł się też odpowiedzialny za mrocznych, czy tych się już wyrzekł? Wszystko jedno; ktokolwiek jej teraz słuchał, bezgłośnie błagała o to, by Sovran nie okazał się totalnie wyczerpany magicznie przez swoje wcześniejsze zabawy w tortury. Tylko na tym jej w tej chwili zależało; nie mogła stracić Yali.
Obrazek

Wybrzeże

41
POST BARDA
- Sovran! - Zakpił niebieski. - Nadaliście bestii imię?! Czy sama postanowiła tak się nazwać? - Dopytywał, jednak nie puszczał Yali, wciąż zakrywał się nią tak, jak dotąd, blokując tor lotu strzały Iriny. - Nie jestem głupi, Umberto! Sama go zarżniesz, na moich oczach, zabiorę tylko jego zwłoki, skoro taki straszny! - Odgrażał się, nie mając pojęcia, co go czeka, jeśli Sovran będzie na siłach, by go złamać. - Tylko tak odzyskasz swojego człowieka! Diabeł albo człowiek, twój wybór!

Doprowadzeniem do Very Sovrana zajęła się Pogad. Choć otwarcie gardząca odmieńcami, orczyca była pewna, jeśli chodzi o sprowadzenie maga - nie było wielu, którzy mogliby oprzeć się jej sile przekonywania w postaci dwóch silnych ramion. Wydawało się, że właśnie tego musiała użyć, bo gdy Sovran w końcu doczłapał do boku Very, wyglądał dość słabo, a Pogad z pewnością wyrwała go z drzemki, w którą zdążył zapaść. Gdyby pozwalała mu na to karnacja, z pewnością byłby blady. Jego i tak już wąskie oczy były ledwie otwartymi szparkami, mrużonymi przed słońcem i światem, który nie pozwalał mu odpocząć.

- To jest twój diabeł, Umberto?! Co może zrobić coś takiego?! - Zakpił niebieski, bo widział Sovrana takim, jakim elf rzecziwiście był: niskim, wątłym, zdecydowanie zmęczonym, ubranym w za duże, potargane ubrania. Co gorsza, złapał ramienia orczycy, by się na niej wesprzeć. - Jak admirał ma się przestraszyć takiego czarnego dziwoląga?! Dalej, zabij to!

Mag spojrzał na Verę, nie do końca rozumiejąc, co się wokół niego dzieje. Wyłapał jednak słowo, które bardzo mu się nie podobało.

- Vera? - Zabrzmiał jego głos, cichy, gdy prosił o pozwolenie.
Obrazek

Wybrzeże

42
POST POSTACI
Vera Umberto
Splotła dłonie za plecami i bez słowa obserwowała, jak mężczyzna wypluwa z siebie bluzgi. Znów pokładała dużo nadziei w Sovranie. Na szali leżało życie Yali i kobieta z pewnością doskonale zdawała sobie z tego sprawę, choć starała się udawać odważną. Vera wiedziała jednak, jak skutecznie mogło tę odwagę odbierać ostrze przy szyi, nawet jeśli sama nigdy nie znajdowała się w podobnym miejscu. Skinęła powoli głową, jak mogło się wydawać zgadzając się na warunki ich niebieskiego terrorysty.
Poczekała, aż elf znajdzie się w okolicy i dopiero wtedy oderwała spojrzenie od sztyletu, przez który z szyi Yali ściekała strużka krwi. Przeniosła je na mrocznego, nawet nie do końca świadoma tego, co robią pozostali. Wściekłość dudniła jej w głowie i szumiała w uszach. Zaproponowała temu człowiekowi rozsądny układ, a on wolał sprawdzić, jak daleko może się posunąć, żeby kapitan piratów zrobiła to, co sobie zażyczy. Odpowiedź była prosta - niedaleko. Linia leżała tuż przed nim i Umberto otwarcie mu to powiedziała, a on świadomie postanowił ją przekroczyć.
W jej oczach błyszczała ta sama nienawiść, którą emanowała, gdy zeskakiwała na Albatrosa po raz pierwszy. Sovran miał już okazję jej doświadczyć i raczej wiedział, że nie jest skierowana w jego stronę, nawet jeśli Vera z tą nienawiścią patrzyła właśnie na niego. Odpięła sejmitar od biodra i zważyła go w dłoni.
- Tylko rękę, jakbyś mógł - poprosiła cicho i nadzwyczaj uprzejmie.
Dlaczego miała przemęczać biednego maga? Trzeba było tylko upewnić się, że Yali nic się nie stanie. Całą resztą Vera mogła zająć się osobiście.
Obrazek

Wybrzeże

43
POST BARDA
Spojrzenia zebranych na Albatrosie sugerowały, że mają podobne odczucia, co Vera - dużo zostało powierzone Sovranowi, może zbyt dużo, zważając na to, że elf, choć dowiódł swojej lojalności, w gruncie rzeczy wciąż był wielką niewiadomą. Jego magia była atutem w starciu z innymi załogami, jednak nie mogli stawiać wszystkiego na jedną kartę. Kapitan tym razem postanowiła - to Sovran miał być tym, który rozwiąże sprawę zakładnika, choć słaniał się na nogach. Szczęśliwie Pogad przełknęła nienawiść i obrzydzenie i pozwalała mu wspierać się o siebie.

- Rękę. - Powtórzył pod nosem Czarny.

- Cofnijcie się! - Krzyknął niebieski, czując, że zaproponowany przez niego układ nie będzie uszanowany przez Umberto. - Cofnijcie się albo ją zabiję!

Smoluch czarował o kilka sekund zbyt długo. Gdy uniósł dłoń, starając się wykrzesać z siebie magię, która złamałaby rękę napastnika, członek Kompanii zdążył docisnąć nóż do szyi Yali, widząc, co się szykuje. Kiedy pękały kości przedramienia, a nóż upadł na pokład, każdy mógł dostrzec, że z rozciętej skóry Yali lała się krew. Kobieta przycisnęła dłoń do rany, która, szczęśliwie, nie wydawała się poważna. Niebieski krzyknął z bólu, raz, gdy kości pękały i kolejny, gdy piratka kopniakiem sprowadziła go do parteru. Stopą odsunęła nóż poza zasięg jego dłoni.

- Ty niebieska kurwo! - Syczała Yala, kopiąc go raz i kolejny. - A żeby ci wieprz córkę wychędożył!

- Vera. - To Corin doskoczył do kapitan. - Poznaję go. Przesłuchiwał mnie w Karlgardzie.

Tymczasem Sovran zatoczył się, gdy nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Pogad złapała go za ramiona i utrzymała w pionie, ale nie na długo, bo elf zaraz ją odepchnął. Padłszy na kolana, charknął parę razy, gdy jego ciałem wstrząsały skurcze, po czym zaczął wymiotować.
Obrazek

Wybrzeże

44
POST POSTACI
Vera Umberto
Być może istniał sposób na rozwiązanie tego w lepszy sposób. Może istniały słowa, które przekonałyby ostatniego żywego przedstawiciela Kompanii do współpracy, albo ktoś, kto byłby w stanie zadziałać szybciej, niż magia Sovrana, ale ani jedno, ani drugie w tej chwili nie przychodziło Verze do głowy. Nie zamierzała wybierać między Yalą a mrocznym, nie zamierzała poddawać się żądaniom niebieskiego. Grunt, że dziewczyna przeżyła, choć miała jej zostać blizna taka sama, jak Corinowi po spotkaniu z królową syren. A może nie? Równo przyłożone ostrze sztyletu nie zostawiało tak poszarpanej rany.
Gdy ostrze padło na pokład, a dzierżąca go dotąd ręka wykrzywiła się pod nienaturalnym kątem, Umberto zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę tego człowieka. Była gotowa razem z Yalą skopać go do nieprzytomności, a potem powiesić na dziobie Siódmej Siostry, by pocierpiał jeszcze trochę, zanim ktoś się zlituje i go dobije. Była gotowa dać upust swojej furii, niezależnie od wszystkiego, co działo się wokół... ale powstrzymały ją słowa Yetta i Sovran, rzygający jak kot.
Zatrzymała się w miejscu, najpierw unosząc wzrok na pierwszego z nich, potem opuszczając na drugiego. Wypełniająca ją po brzegi płonąca wściekłość przerodziła się w zimną nienawiść, skierowaną już nie generalnie do całej Kompanii, ale do tego konkretnego mężczyzny, który nie tylko groził jej załogantce, ale także był odpowiedzialny za skatowanie Corina do tego stopnia, że będzie on żył z bólem do końca swoich dni. Sovran? Gdyby nie bawił się wcześniej swoją ofiarą, tylko normalnie ją dobił, miałby teraz siłę. Irytacja wymieszała się w Verze z wyrzutami sumienia, ale na chwilę obecną elf nie mógłby chyba skuteczniej udowodnić swojej lojalności, jak doprowadzając się do takiego stanu tylko po to, by wykonać jej rozkaz i uratować dziewczynę. Liczyła na to, że przynajmniej część załogi to doceni. Mimo to, skrzywiła się z obrzydzeniem. Nie był to przyjemny widok.
- Jest twój, w takim razie - odpowiedziała oficerowi. - Możesz z nim zrobić, co ci się żywnie podoba. Słyszysz, kurwiu niebieski? Dałam ci szansę, nie przyjąłeś jej. Dopiero teraz zobaczysz, jak zła to była decyzja.
Oparła dłoń na ramieniu Corina i rzuciła mu spojrzenie, które jasno mówiło, że gdyby to od niej zależało, ten człowiek zostałby wywinięty na lewą stronę za to, co zrobił jej ukochanemu. Nie powiedziała tego na głos, ale nie musiała. Corin wiedział.
- Przeszukać pozostałe pomieszczenia, dobić każdego, kogo jeszcze znajdziecie. Potem rozłączyć statki i odpływamy stąd. Jak za kwadrans nie będziemy jeszcze w drodze na Harlen, to nie ręczę za siebie.
Przypięła sejmitar do biodra i podeszła do Sovrana. Poczekała, aż wyrzuci z siebie resztę zawartości żołądka, a potem pomogła mu wstać, przekładając sobie jego rękę przez ramię - o ile jej nie odepchnął, tak, jak odepchnął Pogad.
- Chodź. To już koniec - rzuciła cicho.
Obrazek

Wybrzeże

45
POST BARDA


Nawet, gdyby Vera jeszcze chciała próbować przekonać mężczyznę do współpracy, nie było możliwości, by naprawić jego złamaną rękę. Otwarty atak tak na Yalę, jak i na niebieskiego, przelał czarę. Jakikolwiek rozejm nie był już możliwy.

Corin był mściwy, ale nie okrutny, Vera o tym wiedziała. Skinął głową, gdy kapitan pozwoliła mu zadecydować o losie mężczyzny. Podszedł powoli, jakby z obawą, wiedząc, że teraz on decyduje o losie swojego byłego oprawcy. Zatrzymał się tylko na moment, by obejrzeć się na cierpiącego Sovrana, wyrzucającego z siebie poprzedni posiłek. Odpuszczenie pomocy mu musiało być wielkim wyrzeczeniem, ale były rzeczy ważniejsze, gdy musiał stanąć na wysokości zadania i pokazać siłę, którą spodziewali się zobaczyć załoganci.

- Yala. Poszukaj Oleny, opatrzcie to. - Polecił załogantce Yett, gdy ta ciągle wyładowywała swą złość na niebieskim. Mężczyzna jęczał, gdy kobieta kopała go raz po raz, po żebrach, głowie, nogach, tam, gdzie akurat padł cios, bez zastanowienia, chcąc skatować go w przypływie wściekłości. - Powiesimy go na rei, Harlen. Nie mogę zapewnić mu życia w cierpieniu, ale obiecuję, że je zakończę. Skujcie go. - Pierwszy oficer skinął na swoich ludzi. Nie trzeba było ich pospieszać.

Vera tymczasem podeszła do elfa. Mag drżał na całym ciele, wypluwając z siebie już tylko przejrzystą ślinę, gdy żołądek został opróżniony. Wsparł się na kapitan, przekładając na nią cały swój ciężar. Kolana miał miękkie.

- Cholera, nie mogę na to patrzeć. - Syknęła Pogad, podchodząc do Very i Sovrana. - Kapitanie, pozwól. - Upomniała ją, łapiąc elfa pod kolana, drugą ręką podpierając jego plecy. - Spróbuj tylko mnie orzygać, padalcu czarny, to jeszcze raz wylądujesz za burtą. - Pogroziła mu, ale każdy, kto ją znał, wiedział, że były to puste słowa, za którymi kryła się miękkość, której nie chciała pokazać. Sovran był nieocenioną pomocą w walce i nie mogło to zostać zignorowane. - Robię to tylko dlatego, że uratowałeś moją przyjaciółkę. - Dodała, zupełnie nie reagując na to, jak oparł głowę o jej pierś. Musieli sobie zaufać, mimo różnic i poglądów.
Dzięki doskonałemu dowództwu w trakcie abordażu, kapitan Vera Umberto otrzymuje +1 do autorytetu. Gratulacje!
Nie minęło nawet dziesięć minut, jak statki rozłączono i zarówno Siódma Siostra, jak i Albatros, mogły popłynąć w ślad za Dłonią, na Harlen. Statek Heweliona był już daleko, lecz przy dobrym wietrze, mogliby spróbować go dogonić. Vera mogła odetchnąć - tuż za Siostrą sunął statek pełen kosztowności, oczyściła morza z kolejnych niebieskich skurwysynów, upewniła się co do lojalności niektórych załogantów i przekonała się, że inni mogą zmienić się pod odpowiednim przywództwem - i to wszystko dzięki jej wpływowi. Do końca rejsu pozostało jeszcze parę godzin. Vera czuła się zmęczona, nawet senna. Może był to czas na drzemkę?
Obrazek

Wróć do „Wschodnia baronia”